Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2016, 10:12   #83
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Rzeź na Gnollach (?)

Hoe niechętnie i wcale nie śpiesznie wywlokła się z łóżka. Głowa bolała ją na samą myśl o dzisiejszym dniu. Lisa dalej pomagała Ocaleńcowi w karczmie, a więc sama musiała zająć się zwierzętami i rzeźnią. W dodatku czekała ją nie wiadomo jeszcze o której wyprawa… a jakby tego było mało, podczas gdy jej nie będzie jej podopieczna zostanie sama z Eldritchem, którego do cholery miała pilnować… czy raczej on miał się jej pilnować. Przeklinała w duchu tego, kto kazał zająć się Ocaleńcowi karczmą. Gdyby nie to, mogłaby zyskać cztery pomocne ręce w rzeźni, zamiast stracić dwie… ale co tam, raz nie zawsze. Orczyca dobrze wiedziała, że zamieszania w Szuwarach zwykle są krótkie i chwilowe, po nich zaś następuje długotrwały zasłużony dla wszystkich spokój i monotonia.
Darując sobie takie bzdury jak tracenie czasu na ubieranie się, zielonoskóra owinęła się kocem i jeszcze zaspana, ruszyła otworzyć drzwi.
- Czego - padło z jej ust nim jeszcze zarejestrowała, kto w ogóle stoi przed otwierającymi się drzwiami. - Kogut ledwo zapiał a już czegoś chcą… - marudziła jeszcze pod nosem.
- A dzień dobry szanowna pani - ukłonił się starszy Gnoll. Obaj byli mali, w długich, ciągnących się po błocie płaszczach. Brudni. Spod naciągniętych kapturów tylko im oczy błyszczały.
- My po jajecko - wygramolił w kieszeni dwa pensy młodszy z gości i wyciągnął dłoń do orczycy
- A kogucik też całkiem, całkiem - mlasnął znów starszy wpatrując się w kurnik.
Hoe z pewnym zdziwieniem patrzyła na osobników, którzy zapukali do jej drzwi.
- Jedno jajecko cztery pensy - oznajmiła - a kogucika nie ruszajcie, bo paluszki poucinam. - Dodała bardzo poważnym tonem, patrząc na nich z góry.




Teobald przełknął ślinę i zaczął grzebać za brakującymi monetami.
- Pani nos nie zno. Jam jest Rajmund Cieciółka, węglarz ze Spalonego Lasu z Bełtów. A to je mój syn Teobald. Przyjechaliśmy wczora i przywieźliśmy jednego z waszych. Ryzykowaliśmy życiem by go tu dostarczyć i takie jajecko..
- Spokojnie tatko, mam! - Powiedział ten młodszy wygrzebując dodatkowe 2 pensy i wręczył je Hoe wspinając się na palcach- Dostaniemy jajecko? - Poprosił.
Nim Hoe zdążyła odpowiedzieć, jej czuły słuch wyłapał zbliżające się od strony rynku kroki. Gdy spojrzała w tamtą stronę, zauważyła dobrze znaną posturę Remiego Martina. Oba gnolle też na razie przerwały transakcję i obróciły swoje główki w kierunku gościa.
Hoe z westchnieniem odebrała zapłatę.
- No weźcie sobie to jajeczko, tylko pamiętajcie co mówiłam o koguciku… tylko jajeczko. - Pogroziła swoim gościom palcem, a jej spojrzenie przeniosło się na Remiego.
Bartnik przyspieszył kroku. Miał szczęście, że gnolle, których szukał miały jakieś sprawy z Rzeźniczką. To będzie dużo prostsze niż szukanie ich w “Burym”, a potem jeszcze lokalizowanie Hoe, która w tym czasie mogłaby się już dawno znaleźć pod arsenałem.
- Witaj Hoe. Witajcie panowie - przywitał się, podchodząc.
Niewielkie postaci tylko zadarły na chwile kapturki i przydeptując sobie długie płaszcze zniknęły w kurniku, o czym zresztą zaraz dały znać kury.
- Jasna cholera… - odparła Hoe, zamiast uprzejmie przywitać się, a jej wzrok padł na kurnik - oby nic tam nie wywinęli. Witaj Remi - dodała przenosząc na niego wzrok i odruchowo mocniej opatulając się kocem. Widać było, że została wyrwana z łóżka by otworzyć drzwi.
Wzrok bartnika również podążył ku kurnikowi.
- Taa… Słuchaj, nie odwiedził cię czasem Trouve ? - Remi porzucił obserwację kurnika i przez chwilę kontemplował niecodzienny ubiór orczycy.
- Kartkę mi zostawił wczoraj - odpowiedziała, a widząc (a przynajmniej gdy wydało jej się, że widzi) co kontempluje Remi, spróbowała jeszcze szczelniej owinąć się, chociaż nie było to możliwe. - A co?
- A bo w arsenale właśnie znajduje się grupa mieszkańców Szuwar, którzy podejmują broń - lekko uśmiechnął się bartnik. - Nietypowych masz klientów - dodał jeszcze zmieniając temat.
- Dopiero kogut zapiał… - Hoe dosłownie “zamarudziła”, ledwo co wstała a do roboty miała tyle, że już na samą myśl nie wiedziała w co wsadzić ręce. - Za ile chcesz ruszać?
Martin podrapał się po czuprynie.
- Najpierw wolałbym się dokładniej dowiedzieć czegoś o tych bandytach. Ten stary kobold trochę mnie wczoraj zaskoczył. Dlatego szukałem twoich klientów. No i jeszcze wszyscy muszą się w pełni przygotować - ostatnie mruknął już ciszej.
W tym momencie kogut w kurniku wrzasnął i poszło trochę pierza.
- Czekaj, dobrali się do arsen… JA IM ZARAZ DAM! - Hoe wyskoczyła z mieszkania, ale nie poleciała do arsenału tylko do kurnika. - A mówiłam kogucika nie ruszać! - Koc trzymała jedną ręką, bo drugą groźnie wymachiwała na gnolle.
Bartnik przezornie podążył za nią. Lepiej by było, gdyby gnolle przeżyły. W końcu chciał jeszcze się od nich dowiedzieć paru rzeczy
- Już, już - wybąkał ten starszy i wygramolił się z kurnika ze słomą za kołnierzem - Zadziora taki z niego.
- Mamy jus jajecko, tera ino go jakoś łodgrzać - uśmiechnął się naprawdę szczerze młody Teobald.
- Bardzo pani dziekujemy obaj i się oddalamy - zaczęli się kłaniać Remiemu i Hoe.
- Hola! Hola! Nie tak szybko. Mój przyjaciel słówko chce z wami zamienić - zielonoskóra przeniosła spojrzenie na Remiego.
- To wy jesteście gnollami, które przywiozły ciało America Brassarda, prawda ? - spytał i nie czekając na odpowiedź kontynuował. - Miasto organizuje wyprawę przeciw tym bandytom. Bylibyśmy wdzięczni za informacje - powiedział dyplomatycznie.
Młody gnoll kichnął gromko i zaczął wydmuchiwać nos. Starszy wziął ręce pod boki i uśmiechnął się chytrze..
- To bydzie kosztować - odpowiedział
- Zadziwiające jak często ludzie i inne rasy mylą uprzejmość z naiwnością - westchnął bartnik. - Śpieszę się. Powiesz pan czy nie ?
Hoe politycznie milczała. Z zaciśniętą politycznie pięścią…
Przy okazji przypominając sobie, za co tak lubiła Remiego i zastanawiając się, czy uda jej się go przekonać do tego do czego chciała go przekonać… w odpowiednim czasie i w odpowiedniej chwili.
- To by kosztowało jajecko - zupełnie niewzruszony starszy gnoll, Rajmund odpowiedział czując nosem biznes.
Remi zastygł w bezruchu wpatrując się w oczy gnolla. W jego duszy trwała właśnie krótka walka pomiędzy rozbawieniem postawą gnolla a irytacją.
- Jajecko to wygórowana cena na coś, co można by mieć za darmo, używając siły - rzekł podejmując ostatnią próbę.
Mina Rajmunda zrzedła. Przeniósł wzrok na Hoe, która wydała mu się cieplejsza w obliczu… ale tylko przez chwilę…
- Wszystko już zekłem obezyście, człeku!
- Tatko się tak nie denerwuje - Wtrącił się Teobald jak już pokonał atak kichania - Czy dostaniemy chociaż pensa, sir? - Zapytał i za chwilę dodał - Nie wiemy dokładnie, gdzie znajduje się ta banda, ale będziemy razem wtrącać to wskażemy miejsce, gdzie tego nieszczęśnika Brassarda znaleźliśmy.
- W ramach nagrody dostaniecie zbrojną eskortę i dozgonną wdzięczność mieszkańców Szuwar. A przynajmniej moją - odparł Remi, a wyraz jego twarzy jakby nieco złagodniał. - Oberżystą, jak widzicie niestety nie jestem. Ale liczę, że podczas wspólnej drogi znajdziemy wystarczająco dużo czasu, żebyście się podzieli wszystkim co wiecie - uśmiech, który pojawił się na twarzy mężczyzny z każdym wypowiedzianym słowem stawał się coraz szerszy. - Wszamcie szybko to jajecko i szykujcie się do drogi.
Koboldy oddaliły się, choć nie były zadowolone z tej rozmowy. Okazało się, że mieszkańcy Szuwar chętnie liczą sobie za wszystko i chętnie korzystają z pomocy. Mniej jednak są skorzy do wdzięczności.
- Hmm… - burknęła Hoe, gdy dziwni goście oddalili się od jej domu. Faktycznie, miała bardziej miękkie serce. Dałaby im to jajeczko… jeszcze jedno, chociaż nie była pewna, czy w międzyczasie nie podebrali ich więcej niż jedno. Sprawdzenie jednak musiało poczekać.
- Ech… - mruknął bartnik pod nosem. Zaraz jednak wyprostował się i spojrzał na Rzeźniczkę. - Jak dużo czasu potrzebujesz, żeby się przygotować?
- Jeszcze nie zjadłam śniadania - pożaliła się nieco - muszę oporządzić zwierzęta i powiedzieć Lisie, że mnie nie będzie. Uwinę się tak szybko jak mogę, ale godzinę to najmniej.
Remi kiwnął głową.
- Wiesz, gdzie mnie szukać. Będziemy czekać - dodał i zaczął zbierać się do odejścia.
- Jasne - mruknęła Hoe. Ona skierowała się na powrót do domu. Marząc o śniadaniu…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline