Cień Enigmy wyczuwalny był w pobliżu nawet przed czasem. Istota nie tylko nie lubiła się spóźniać, ona wręcz uwielbiała wiedzieć wszystko i być pierwszą. Z początku jak zawsze stojąca gdzieś na uboczu, okryta mrokiem, nudna do bólu, niezauważalna. Często zmieniały się miejsca, w których skryła swoje oblicze, bo z doświadczenia można było wywnioskować, że każdy ponownie spojrzy w ten sam kąt, w poszukiwaniu ciemnych konturów.
To co mówił przeor było uważnie wysłuchane, a pamięć do informacji zapełniała się w zastraszającym tempie. Jak dojść do zamku? Bramą, albo wrotami; z dwojga złego brama wydała się mieć lżejszy oddźwięk, to też w wyobraźni Enigma rysowała już trasę i zestawiła ze sobą dwa wejścia. Wrota zdecydowanie wydawały jej się bardziej silne, rosłe i trudniejsze do pokonania, jeśli zamknięte. Poza tym, z wąskiej ścieżki łatwiej kogoś zepchnąć z góry, a to zbyt często równało się śmierci. Lepiej by było chociaż przekroczyć próg zamku w komplecie, a nie sczeznąć w drodze - trochę wstyd.
Felsbockenberg to nazwa wioski u szczytu gór, ponoć opuszczona, prawdopodobnie nawiedzona; takie wnioski można było wysunąć. Wzmożona czujność obowiązkowa już na kilka kilometrów przed terenem przeklętym. Wampiry? Zjawy? Ożywieńcy? Szlag by trafił te nekromanckie sztuczki.
* * *
Ręce Enigmy poprawiały ciemnoczerwone, grubości pasa, tasiemki, obwiązujące je wokół swojego pasa. Każdy element ubioru Enigmy był wcześniej w krawieckich rękach, czego nie dało się nie zauważyć każdemu ze sprawnym okiem. Jeśli osobnika stać na krawca, to po co tutaj był i walczył o trzy monety?
- Jestem Bianca, może rogalika? Świeżutki! – zachęciła z uśmiechem piękność, która do tej pory nazywana była w myślach Laleczką. Maska patrząca na kobietę nie wyraziła żadnych emocji, bo też ich nie posiadała. Co pod nią jednak się działo, tego można było jedynie się domyśleć. Długie obserwowanie w milczeniu blondynki i jej wyciągniętej ręki z rogalem, mogło przyprawić Lalę o dreszcze lub chociaż wstrząsnąć ciarkami na jej plecami. Kiedy ta miała już zrezygnować z dalszych prób zapoznawania się, z powodu braku jakiegokolwiek słowa czy też reakcji, dłoń Enigmy wyciągnęła się ku dziewczynie, chcąc przyjąć ten drobny dar. Zakapturzona postać nie była złą, nieprzyjemną maszkarą, cechowała się po prostu innością i bardzo cichym sposobem bycia. Być może, aż za bardzo.
* * *
Lalka w oczach Enigmy nie była irytująca, drażniąca, głupia. Nie oceniała jej negatywnie, a po prostu lubiła na nią patrzeć. Ciężko stwierdzić czy to z powodu jej urody czy być może innych cech, które wzbudziły w zamaskowanym zainteresowanie. Nie mniej jednak przez większość podróży, kobieta mogła zauważyć, skierowaną w swoim kierunku maskę, zza której najprawdopodobniej ktoś się jej przyglądał. Mogła poczuć się lubiana lub wprost przeciwnie. Mogła czuć zagrożenie; ale wcale nie musiała.
Poranny deszcz nie zgorszył nastroju Enigmy. Wędrowanie u boku innych oraz tych jadących w siodle, było czymś na tyle neutralnym, że aż prawie niezauważalnym. Łypiące na boki oczy nie były widoczne, póki w danym kierunku nie obróciła się cała głowa. W lesie czuć było rześkie powietrze, nadające tej podróży kilku zalet. Żyjąca większość czasu w gęstym mieście postać, rzadko kiedy wybierała się poza miejskie tereny. Złe wspomnienia tlące się pod kapturem zawsze wracały w czasie podobnym tej podróży. Różnica była taka, że w końcu Enigma miała swoją wartość, którą dało się wycenić na więcej niż kawałek spleśniałego chleba.
Nasłuchujące, ludzkie uszy niskiego chudzielca, odebrały szmery w krzakach. Nie było to jednak nic pewnego, więc i ostrzeżeń przed atakiem nie dało się usłyszeć. Królik? Sarna? W ostateczności jednak, była to salwa przytępych strzał ręcznej roboty, które chyba tylko cudem ominęły Enigmę. Nie zdążyła bowiem ani odskoczyć, ani unikać, po prostu czysty łut szczęścia, być może ostatni w tej podróży. Szybkie wyjęcie łuku i próby celowania zostały rozproszone przez wielkiego wilka i jego goblińskiego jeźdźce. Później zza chaszczy wyleciała cała chmara pokracznych, zielonych smrodów, którzy w sumie byli niewiele niżsi od Enigmy - zabawna sprawa. Może gdyby śmierdzieć jak oni, to by się nie skapnęli, że intruz wszedł w ich szyk? Nie było jednak czasu na obserwacje dalszego przebiegu, stając plecami do sojusznika, stojącego tuż obok, z krótkiego łuku wypuszczone zostały dwie strzały, które miały zdjąć zielonych łuczników. Później już Enigma nie planował ryzykować, biorąc kolejną strzałę przymierzał się do dokładnego wycelowania tylko w jednego przeciwnika.