Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2016, 17:37   #11
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Elf ze zniszczoną twarzą nie był niczym wielce zaskakującym, ale stanowił element inności, który Enigma obserwował z wielkim zaciekawieniem. Kim był, czym się zajmował? Na pewno walką, ale to nie było żadnym odkryciem. W mieście działo się dużo, to też wiele można było usłyszeć, a długie uszy były zbyt charakterystyczne.

Zakapturzona postać jednak milczała.

Kolejny elf był mniejszym zaskoczeniem, choć pewnie kobieta pragnęłaby się wyróżniać. Jej postura i sposób poruszania się był wyjątkowy wśród okolicznych przybyszy jak i tego, co oczy Enigmy mogły widywać na co dzień. Ile w tym przypadku tkwiło damy w damie? Tego pewnie niedługo się dowiedzą. Oby tylko nie przyniosła przerostu formy nad treścią, bo tylko tego obawiała się po reprezentantach tejże rasy.

Spod kaptura nie wydobyło się nawet chrząknięcie.

Łysy Sigmarita był okazem wymarłym, ale wciąż drapieżnym. Pod tą ogoloną czaszką skrywały się niesamowite pokłady fanatyzmu, pogardy i nieomylnemu przekonaniu o swojej racji. Był zdecydowanie gorszy od elfa, nie wiadomo jednak czy bardziej przydatny. Zapewne zdążył już ocenić każdego i przypisać mu karę gorszą od klęczenia na grochu i polerowanie własnego miecza. Zapewne nawet sprzątanie łajna mogłoby okazać się w jego oczach jedynie hartowaniem ducha, a nie karą. Dyskusje z tym osobnikiem będzie bezowocne, lepiej nie próbować naprostować, jego skrzywionego spojrzenia na rzeczywistość.

Żaden pomruk nie wydobył się zza maski.

Kolejna osoba swą personą wniosła więcej rumoru niż gracji. Zapewne tylko z tego powodu, oczy wielu osób powędrowały w jego kierunku. Ciężka zbroja zakonserwowała ludzkie mięso, a razem z nim odwagę i męstwo. To chyba tak dla pewności, co by się jego cnoty nie ulotniły zbyt szybko, jak to spod zwiewnego materiału. Chęć rozmowy w cztery oczy była interesująca, jednak nie na miejscu. Już na wstępie budziło nieufność i podejrzenia. Na szczęście konspiracyjny szept mógł nie być słyszalny dla większości, jak nie wszystkich - oczy jednak miał każdy i rozmowy na osobności na pewno nie ujdą niczyjej uwadze.

Cisza jak z martwego gardła.

Następny z wypiętą dumnie piersią, a łeb latał i komentował wszystkich w myślach. Musiał to robić, bo inaczej po co by się tak rozglądał? Zakuci w zbroje mężczyźni bronili swej cnoty zaciekle, zamykając dupy na zamek. Nie potrafili jednak ukryć swojej obecności, gdyż dyskrecji płyta nie sprzyjała. Mowa o niepotrzebnych monetach jak zawsze szlachetna i wyniosła, ciekawe tylko, czy aby na prawdę szczera? Coś żreć trzeba, a i strój bojowy jak i oręż z nieba nie spadają - bez względu na miłość bóstw. Nie spadają, serio.

Bezszelestna obecność stawała się jednością z cieniem.

Krasnolud jak to krasnolud - a elf jak elf, chciałoby się dodać. Każdego czepiły się stereotypy i zazwyczaj niewiele było w nich pomyłek. Głośna, ciamkająca kluseczka stała sobie jak na tanim, cyrkowym pokazie, przeżuwając owoc z nadzwyczajną pasją. Prócz pasji było widać zmielony miąższ owocu, więc samo patrzenie choć przyjemności nie sprawiało, było niezbędne. W całej tej postaci, w aktualnej właśnie chwili, brakowało tu tylko głośnego beknięcia zaklepanego soczystym pierdnięciem. Wielki zawód sprawił tym, że do tego nie dopuścił. Mimo wszystko, nie był najgorszy. Choć może gdyby mniej mówił... To znaczy dukał. Och, nieważne.

Stłumiony śmiech pozostał niesłyszalny w całym pomieszczeniu.

Urocza, śliczna, niezgrabna. Dla Enigmy była na tyle podejrzana, że aż niezbyt tajemnicza. Może przez swoje zachowanie nawet bardziej oczywista, niż ciamkający krasnolud? Od niego oczekiwała jeszcze cudów w postaci przebłysku kultury, od laleczki jednak nie oczekiwała wiele. O nie, nie chodzi tutaj o jakiś brak przydatności, absolutnie! Raczej o bezczelne cwaniactwo i nie słuchanie tego, co inni mówią; kochana, instrukcja dla niepiśmiennych już była! Dla niedosłyszących niestety brak rady.

Westchnięcie w myślach nic nie zdradzało.

Ostatnim okazem okazała się być blondynka, która po zapuszczeniu brody byłaby żoną idealną dla Kluseczki. W sumie, chyba tak jak on lubiła jabłuszka, tylko bardziej sfermentowane, nie? Kolejna postać idąca na przedzie, może to i lepiej, bo nikt pod nogi wchodzić nie będzie zakapturzonemu mrukowi - niemowie? Oj, czepianie się. Język spod taniej speluny, mogły sugerować zbyt bliski kontakt z wojakami i traktowanie ich na równi.

Kroki nie wywołały szelestu, ani zainteresowania.
Nie warto zwracać na siebie uwagę.
Jak to dobrze, że myśli nikt nie słyszy.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 06-11-2016, 20:26   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Parę dni temu Bögenhafen przywitało Ernsta von Hohenfels czymś, co niektórzy nazywali zapachem cywilizacji, a w rzeczywistości było smrodem rynsztoków, odorem zbyt rzadko mytych ciał i paroma innymi zapachami, których jego nos nie potrafił zidentyfikować.
Wielkie miasta, prócz licznych zalet, miały też i wady. Niestety, musiał tu siedzieć i czekać, aż będzie mógł odebrać swoje zamówienie - powód, dla którego w zasadzie do Bogenhafen przyjechał, i dla którego tu jeszcze siedział. Co prawda pobyt w "Pękatym Dzbanie" nie był aż tak nieprzyjemny, a obsługa dość przyjazna, ale ileż można siedzieć w mieście, pić, ewentualnie odwiedzać biblioteki.

Gdy wreszcie wrócił do "Dzbana", z zakupem ręku, myślał tylko o jednym - że wreszcie wyjedzie Bögenhafen.
Nie wiedział jeszcze dokąd... Może wypadałoby odwiedzić krewnych?

* * *

Wieść o wyprawie do zamku Drachenfels - delikatnie mówiąc - zaskoczyła go.
Z wampirami i innymi nieumarłymi od dawna miał na pieńku. Wyprawa do zamku księcia wampirów, czy jak tam nazwać tego przeklętego czarnoksiężnika, mogła zaowocować zdobyciem wiedzy na temat ożywionych truoszy różnej maści mogła mu się kiedyś przydać.
Był wprost pewien, że mu się przydałaby, nawet wcześniej, a nie później. I postanowił nie przepuścić takiej okazji, jaką była wspomniana wyprawa.

* * *

Towarzystwo, zainteresowane wspomnianą wyprawą, było zadziwiająco liczne (co mogło dobrze wróżyć podczas kłopotów, których z pewnością nie mogło zabraknąć), oraz zadziwiające barwnością, co Ernstowi w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało.
W końcu nie takich ludzi i nieludzi spotkał w swym życiu.

Przywitawszy wszystkich skinieniem głowy, tudzież paroma uprzejmymi słowami, wysłuchał cierpliwie tego, co mają do powiedzenia inni - ci bardziej gorliwi i bardziej gadatliwi.
- Tak, ale nie miałem przyjemności być w tym akurat miejscu. Lub nieprzyjemności, zależy, kto o tym opowiada - odparł na skierowane w jego stronę pytanie o wizytę w zamku, do którego mieli wyruszyć.
Podszedł do biurka, na którym leżał pergamin.
Nie dziwił się, że niektórzy nie do końca ufali tak kapłanom, jak i słowu pisanemu, jeśli go przeczytać nie mogli.

- 5. Wellentag, Brauzeit 2527 - przeczytał, żeby potrzebujący poznali datę wystawienia pisma.
Potem odczytał dokument na głos, na "będziemy ścigani listami gończymi w całym Reiklandzie i jego okolicach" kończąc. A potem dorzucając informację o pełni władz umysłowych podpisujących.

Kwota, jak na jego gust, zbyt wielka nie była, ale akurat na paru sztukach złota mi nie zależało. Raczej na samej wyprawie. A jeśli chodzi o zysk... Wszak w samym zamku lepiej się można było obłowić. Najwyraźniej jednak niektórzy duszę wojownika z duszą człowieka (czy też krasnoluda) interesu. Co bynajmniej nie było oznaką głupoty.

Chwycił pióro i podpisał.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-11-2016, 22:17   #13
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
rzeor spojrzał na Hansa z ciekawością.
- Cóż to za sprawa, której nie mogą być świadkami pozostali? Jeśli chodzi o jakieś informacje na temat czarnoksiężnika, najlepiej, gdyby reszta również to słyszała.
- To sprawa osobista i lepiej, żeby taka pozostała - odpowiedział rycerz, a jego kamienna twarz mówiła, że Sigmaryta nic więcej się nie dowie, jeśli nie spełni jego warunków.
- Jak tylko ta audiencja się skończy, porozmawiamy w cztery oczy, jeśli taka twoja wola.
Heinrich splótł palce obu dłoni i przeniósł spojrzenie na Mandreda.
- W latach świetności kultu, należało do niego kilkoro wysoko postawionych osobistości miasta i ich podwładni. Wtedy jednak ten wrzód na ciele miasta udało się wyciąć. Obecnie nie wiemy wiele więcej, prócz tego, o czym powiedziałem wcześniej. Nie sądziliśmy w ogóle, że oni wciąż istnieją. Jak widać czyste zło zawsze znajdzie sposób, by się odrodzić.

Odchrząknął, skrzywiwszy się.
- Nie wiemy, w ilu wyruszyli do zamku, bądź w ilu dopiero wyruszą, ale sądzimy, że z pewnością w kilkanaście osób, gdyż do odprawienia takich rytuałów potrzeba wielu jednostek ludzkich. Khorne to bezwzględne bóstwo, a jego wyznawcami zwykle zostają ludzie agresywni, uwielbiający walkę. Sadyści. Dlatego też cieszy mnie, że zebrało się tu was tak wiele. To dobrze rokuje zadaniu. Inna rzecz, że kulty Khorne'a nie cierpią nauki, a więc nie tworzą zapisków i przykazań dla przyszłych pokoleń wyznawców. Niezwykłą rzadkością jest odnalezienie śladów prastarych rytuałów, co martwi nas jeszcze bardziej, bo jeśli posiadają niedopracowany rytuał wskrzeszenia Drachenfelsa może to przynieść ze sobą tym groźniejsze reperkusje. Dlatego tak ważne jest, byście udaremnili tę próbę.

Następnie zerknął na Ragnara.
- Jak uważasz, krasnoludzie. Z tobą zatem będziemy negocjować, gdy wrócisz z wyprawy. Jeśli wrócisz. - Poprawił się Tottentanz.
Niedługo później przeor wyszedł z Hansem, który chciał porozmawiać z nim w cztery oczy, więc brat Maximilian zabrał pozostałych (oprócz oczywiście Gotfrieda zostającego na miejscu) do wyjścia ze świątyni.
- Podejdźcie do nas jutro, po śniadaniu. Otrzymacie dodatkowe wytyczne co do drogi i obiecane pieniądze - powiedział młody akolita i zamknął za sobą solidne wrota domu Sigmara.
Göttenplatz było o tej porze zupełnie puste, tonące w mgle przyniesionej przez płynącą nieopodal rzekę, więc nie zastanawiając się wiele, ruszyliście do zajmowanych przez was kwater w gospodach Bögenhafen. Każdy w swoją stronę, jednak jutrzejszy dzień miał spleść ze sobą wasze losy na dłużej.



6. Aubentag, Brauzeit 2527,
Bögenhafen, Wielkie Księstwo Reiklandu,


Kolejny dzień nadszedł szybko i po zjedzeniu śniadania, każde z was pojawiło się w świątyni Młotodzierżcy we własnym tempie. Heinrich tym razem przyjął was bez braciszka Maximiliana, za to znów w towarzystwie Gotfrieda Adelsteina, odpowiednio przygotowanego na wyprawę. Przeor rozłożył na biurku sporą, prowizorycznie naszkicowaną mapę z zaznaczonym Bögenhafen, drogą do zamku Drachenfelsa, jakąś wioską i paroma punktami odniesienia. Nie trzeba było być mistrzem kartografii, żeby potrafić się nią kierować i się przy okazji nie zgubić.
- Twierdza Drachenfelsa stoi na wysokiej, skalistej grani w Górach Szarych, około czterech mil nad opuszczoną górniczą wioską o nazwie Felsbockenberg. Do zamku można podejść albo wąską ścieżką wijącą się po zboczu góry, która prowadzi wprost do wrót, albo bezpieczniejszą i szerszą dróżką, wiodącą na szczyt góry, do zrujnowanej bramy. Stamtąd do zamku wiedzie już tylko wąska ścieżynka. - Kapłan tłumaczył, przejeżdżając pomarszczonym palcem wskazującym po pergaminie. - W okolice budowli nie prowadzi żaden szlak, ponieważ Felsbockenberg świeci pustkami od ponad osiemdziesięciu lat. A tak się przynajmniej twierdzi, bo znalazłoby się parę historii, które mówią, że to ostatnie miejsce przed twierdzą, którego pilnują siły nieczyste. Cóż, chyba sami najlepiej się o tym przekonacie. - Tottentanz zdobył się na delikatny uśmiech, a następnie sięgnął do szuflady, skąd wyciągnął pękatą sakiewkę. Rzucił ją na blat, a zawartoć zadźwięczała przyjemnym odgłosem monet. - Wasza zaliczka, a przynajmniej tych, którzy zdecydowali się ją przyjąć. Równo, co do szylinga, chcecie, to przeliczcie, ale wiedzcie, że Sigmaryci nie są oszustami.

Zgarnęliście mapę i pieniądze, pożegnaliście się z kapłanem i opuścilście dom Młotodzierżcy. Z Bögenhafen wyruszyliście między dziewiątym, a dziesiątym dzwonem. Miasto żegnało was lejącym z nieba zimnym deszczem i wyludnionymi uliczkami. Mniej więcej po dwóch kwadransach marszu przez otwarty teren, przywitały was wysokie drzewa Reikwaldu. Ragnar nie był zbyt zadowolony z tego faktu, jednak Aerin i Andariel już bardziej. Niedługo po wejściu w las pogoda nieco się poprawiła - przestało padać, jednak podniosła się delikatna mgła. Powietrze było rześkie i przyjemne.


Lasy Imperium potrafiły być urkoliwe, zwłaszcza wczesną jesienią, gdy pogoda wciąż nie mogła się do końca zdecydować, czy ogrzewać podróżnych nisko wiszącym słońcem, czy podtapiać ich w bezustannie padającym deszczu. Dlatego też aura zmieniała się równie często, co nastrój imperialnej kobiety i takie porównanie wcale nie było na wyrost. Piękne, ozdobione brązowo-czerwonymi liśćmi drzewa przykuwały uwagę i jednocześnie odwracały ją od tego, co najważniejsze, czyli obserwacji szlaku. Choć doświadczeni awanturnicy potrafili skupić się na detalach, bo od tego zależało ich życie. Jedna chwila zawahania, nieuwagi i można było witać się z Morrem, gdyż lasy kryły w sobie zagrożenia dużo poważniejsze, niż niektórzy uważali.

Zbliżało się pogrążone w szarówce popołudnie, gdy zwierzęta stały się niespokojne. Konie strzygły uszami i prychały nerwowo, pies warczał ponuro, rozglądając się po okolicy. Wtem usłyszeliście przeciągłe, wilcze wycie. Niby nic niezwykłego w lesie, jednak z bronią w gotowości wpatrywaliście się w ciemny, jodłowy las po obu stronach przełęczy. Gdy usłyszeliście jeszcze bliższy, niż wcześniej, zew, wiedzieliście, że coś się święci.
- Grobi... - mruknął Ragnar.
W tym samym momencie, z obu stron lasu, z ciemnej gęstwiny drzew, wystrzeliły w waszą stronę przeróżne pociski. Kilka strzał o czarnym upierzeniu lotek, prowizoryczne włócznie o postrzępionych grotach, kamienie oraz grube, zaostrzone gałęzie. Jedna ze strzał musnęła skroń Andariel, zostawiając delikatną bruzdę - gdyby strzelec lepiej przycelował, wyprawa czarodziejki zakończyłaby się, nim na dobre zaczęła. Dwa solidne kamienie trafiły Gotfrieda i Biancę - zakonnik dostał w głowę, przez co na moment świat zawirował mu przed oczami, ale nie upadł, natomiast złodziejka otrzymała cios w prawy bark, jedynie delikatnie okręcając się w bok. Nic, co wyłączyłoby ich ze zbliżającej się walki. Jedna z włóczni trafiła rumaka Ernsta prosto w pierś. Zwierzę wysadziło swego jeźdźca i rzuciło się do ucieczki, brocząc obficie krwią ze śmiertelnej rany.

Tuż po pierwszej salwie, spomiędzy drzew w stronę waszej kolumny wystrzelił ogromny wilk, obnażając długie kły. Siedząca na jego grzbiecie zielonoskóra kreatura uśmiechała się szeroko, odsłaniając wachlarz małych, ostrych ząbków. Jego pancerz stanowiły najpewniej zdobyczne, nie pasujące do siebie części zbroi, a w obu dłoniach dzierżył włócznię i krótki miecz. Zwierzę, na którym atakował, było naprawdę potężne, wielkości małego konia. Najpierw staranował Andariel i Aerina, posyłając ich na ziemię i w kilku susach znalazł się przy Mandredzie. Zaślinione szczęki z łatwością zacisnęły się na szyi rycerskiego rumaka. Zwierzę zarżało z przerażenia i padło pod naporem wielkiego cielska wilka, wyrzucając Mandreda z siodła.

Zielonoskóry jeździec cisnął toporną włócznią w pierś von Grossburga, jednak nie dał rady przebić grubego napierśnika. Widząc to, wódz goblinów odchylił się na grzbiecie zwierzęcia, a jego wilczy towarzysz zostawił wykrwawiającego się wierzchowca, biorąc pole bitwy łukiem i przygotowując się do kolejnego ataku. Pozostałe przy życiu konie rżały, stawały dęba i bardzo ciężko było je utrzymać. Kir ujadał groźnie w stronę linii lasu, przyjmując pozycję bojową. W tej samej chwili z krzaków i spomiędzy drzew wypadły gobliny. Masa goblinów.


Na oko ponad dwadzieścia sztuk, uzbrojeni w krótkie, tępe miecze, maczugi i włócznie, a kilku z nich, trzymając się z boku szyku, ponownie nakładało strzały na sklecone z gałęzi, niewielkie łuki. Towarzyszyli im ich mniejsi pobratymcy, zwani w całym Starym Świecie snotlingami. Skrzeczące, piskliwe, niewielkie kreatury rzuciły się wraz ze swymi większymi braćmi w waszą stronę, pędząc z niewiarygodną zajadłością i determinacją. Za moment miało dojść do zwarcia, a gdzieś z boku wódz zielonych brał właśnie nawrót na swym wielkim wilku, by wbić się między was.
 
Kenshi jest offline  
Stary 07-11-2016, 00:20   #14
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kapłan nie powiedział nic odkrywczego. Kultyści byli groźni w swej nieprzewidywalności. Spaczeni jak mroczne bóstwa, którym służyli. Nie tylko wśród ludzi znajdowali się czciciele chaosu. Kult krwi nieobcy był nawet elfom. Żądza mordu mogła obudzić się w każdym, bez względu na rasę i pochodzenie. Wyleczyć ją można było skutecznie tylko zimną stalą...

Zapamiętał drogę bez zbędnego wysiłku, starczyło jednego spojrzenia na mapę. Ścieżki elfów, które poznał w swoim życiu, tworzyły przy niej istny labirynt. Sama twierdza czarnoksiężnika w opisie przeora jawiła się jako świątynia pradawnego zła. I taka musiała być w istocie. Aerin bywał już w miejscach przeklętych, doświadczył na własnej skórze i umyśle dotyku demonów. Krzyżował ostrze ze wszystkimi, złymi rasami tego świata. Mimo to, słuchając wypowiedzi duchownego, nieuzasadniony gwałtowny dreszcz przeszył jego ciało. Krótka wizja zamajaczyła w myślach, burząc spokój. Była to wizja upiorna... Echo dawnych przeżyć, których piętno nosił i mimo czynionych wysiłków, nie potrafił stłumić. A im bardziej się starał, tym wybuchały silniejszym spazmem, chwilowo nawet paraliżując jego ciało...

Reikwaldzki las ukoił zmysły i sprawił, że oddaliły się koszmarne wspomnienia. Elf wdychał jesienne powietrze, które napełniało płuca przyjemnym, ożywczym westchnieniem. Wielobarwna mozaika poszycia, utkana przez naturę, połączona z zapachem wilgotnych liści mogła zachwycić i pozbawić czujności... Jego las dla którego ochrony, poświęcił dorosłe życie znajdował się setki kilometrów stąd. Tam Oddział Smoka, do którego należał, wykrwawił się doszczętnie podczas wielu bitew...

Złowił zagrożenie, lecz nie zdołał ostrzec nikogo z drużyny. Gobliny... one nie szanowały żadnych praw, z lubością niszczyły elfie dziedzictwo. Obrzydliwe pokurcze, które nie dawały za wygraną i powracały, niczym pędzona przybojem fala zielonej zarazy...

Teraz spadły na ich grupę. Instynktownie uniknął szczęk olbrzymiego wilka, ale impet i masa zwierzęcia sprawiły, iż najemnik wylądował na liściastym dywanie, który szczęśliwie złagodził upadek. Pozbierał się jednak szybko, zręcznie dobywając dwuręcznego miecza, do tej pory wiszącego na plecach. Szyk... z elfimi pobratymcami zawsze walczył w szyku, gdzie osłaniali się wzajemnie i z zabójczą precyzją wycinali pomiot chaosu. Tutaj utrzymanie linii też mogło okazać się decydujące, przy przewadze liczebnej wroga. - Nie oddalać się! Trzymać w grupie! - krzyknął zdecydowanie, w jego głosie dało się wyczuć doświadczenie wojskowe. Zawinął klingą, rozpalony pragnieniem, aby co rychlej posmakowała zielonej posoki. Miał jednocześnie baczenie na najbliższych kompanów, gotów udzielić im wsparcia w razie potrzeby...
 
Deszatie jest offline  
Stary 07-11-2016, 12:40   #15
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po zakończonym spotkaniu w świątyni, Bianca furknęła szybko ku wyjściu, idąc przez chwilę tyłem i machając pozostałym przyszłym towarzyszom wesoło na pożegnanie.
- Do zobaczenia jutro rano! – błysnęła szerokim uśmiechem, który zapadał w pamięć dzięki słodkim dołeczkom w policzkach i... tyle jej było. Za dużo na głowie, za mało czasu na wszystko.

Dopadłszy domu, zaczęła wrzucać cały swój dobytek do worka podróżnego. Nie zajęło jej to zbyt wiele czasu, bo niewiele rzeczy miała. Upewniła się dwa razy, że jej skórzana kurta nie jest dziurawa czy przedarta, spodnie nie wymagają łat – szczególnie na strategicznych miejscach – a koszula jest czysta. Broń! Tę też trzeba sprawdzić, upewnić się, że wszystko jest jak należy.
Złapała się na tym, że zachowuje się całkiem jak Magnus. Nie, nie ma teraz czasu i sensu myśleć o nim. Teraz czas przygotować się do drogi i na wszelki wypadek...
Nerwowe drobienie dziewczyny przerwało pukanie i do środka wpadły dwie młódki:
- Ruszasz jednak, Bianco? – wysoka brunetka o zapadłych policzkach wpatrywała się przeraźliwie smutnym spojrzeniem w przyjaciółkę.
- Ano ruszam, Yvon! Nawet nie wiecie jaka kompania się zebrała, że ho-ho. Rycerze, elfy, krasnolud – Bianca padła na łóżko z rozmachem wyliczając na palcach członków drużyny.
- A jacyś przystojni? - dopytała rudowłosa, pulchniutka Nana moszcząc się na łóżku i układając sobie nogi Bianci na udach.
- A wiesz, że kilku nawet ujdzie... – blondynka podłożyła ramiona pod głowę - ... ale wszyscy jacyś tacy...
- Opowiadaj!
– orzechowe oczy Nany błysnęły ciekawie.
- No jest ich...
Dziewczyny utonęły w rozmowie.


***

Następnego ranka, Bianca spać nie mogła. Kręciła się, wierciła i przewracała w łóżku, chcąc wykorzystać do cna możliwość spania na miękkim sienniku. Ostatecznie jednak poddała się. Energia ją roznosiła i nie dawała ustać w jednym miejscu ani chwili dłużej.

Wyszykowana, gotowa do podróży ruszyła na krótki spacer po mieście, akurat gdy pierwsze kramy i sklepiki zaczynały również swój dzień. Mimo wczesnej pory było całkiem sporo ludzi szczególnie w części targowej. Wiadomym było, że najświeższe towary bywają zawsze wczesnym rankiem.

Bianca zanurzyła się w poranną ciżbę z rozkoszą, zagadując do przekupek, żartując z dostawcami i przy okazji podwędzając ciepłe bułeczki ze słodkim nadzieniem, puchate rogaliki parzące jeszcze palce, wyciągnięte z pieca paszteciki. Przypomniał się jej wczorajszy czupurek chrupiący jabłko i pomknęła ku straganom z owocami w pędzie i przez zupełny przypadek łapiąc jabłka, gruszki, śliwki. Słowem co jej w lepkie paluszki wpadło.
Kilka chwil później jedząc ze smakiem chrupiący pasztecik, majtała nogami siedząc na przytargowym murku. Przyglądała się właśnie podjeżdżającemu wozowi z dostawą antałków, butelek i beczułek. Wyglądały ciekawie, na zimne noce w drodze mogłyby się przydać jak znalazł. Odczekała chwilę, gdy zebrało się nieco więcej ludzi i śmignęła by capnąć dwie butle wina. Szybkim krokiem wmieszała się w tłum chowając dość ciężki łup za pazuchę i skierowała się w stronę świątyni. Po drodze odkorkowała butelczyny i z niejakim zaskoczeniem stwierdziła, że to wino nie było. Zapach okowity przewiercił się wyciskając z oczu dziewczyny łzy.
Roześmiała się:
"To nawet i lepiej!"
Mimo deszczu dobry humor jej nie opuszczał.


***

Czas od wyruszenia z Bogenhaffen postanowiła wykorzystać na bliższe poznanie swoich towarzyszy.
Najbliżej idącemu chudzielcowi, który słowem się nie odezwał dotąd, podsunęła maślanego rogalika:
- Jestem Bianca, może rogalika? Świeżutki! – zachęciła z uśmiechem.

Ragnarowi i Yael podsunęła z konspiracyjną minką jedną z flaszek:
- Na dobry początek może łyczek albo dwa? Hm? Bianca jestem, miło poznać. Aleć się kompania zebrała, hm?

Mrukliwego i nieco dziwnego Gotfrieda poczęstowała nadziewaną bułeczką, również witając się wdzięcznie.

Ku elfom zbliżała się nieco mniej śmielej ale i w stosunku do nich wykazała się we własnym mniemaniu galanterią, oferując paszteciki z dziczyzny. Z uśmiechem szukała nici porozumienia.
- Piękna suknia, pani. Zapewne słyszałaś to już nie raz?
- Ten miecz to elfiej roboty, panie?


Popędziła za konnymi i przytrzymując się uzdy konia Ernsta podała jeźdźcowi bułeczkę. Rozłupała śliwkę i podała zwierzęciu, ciesząc się radośnie z dotyku miękkich chrap.
- Dziękuję za rozmowę w świątyni wczoraj. Jestem Bianca. Trudy wielkie przewidujesz, wasza miłość? – po raz pierwszy poważne spojrzenie dziewczyny wpiło się w twarz mężczyzny.

Ostatnich obdarowała Manfreda i Hansa, ich koniom również nie szczędząc owocowej uczty.
- Wieleście walk odbyli, mości rycerze? Byliście już wcześniej w okolicach celu naszej wyprawy?



***

Wycie wilków wprawiło jej serce w szaleńcze tempo, a zimny dreszcz przemknął przez jej ciało. Ze zdziwieniem poczuła uderzenie kamieniem w ramię, a potem... a potem wydarzenia nabrały błyskawicznego tempa.
Atak, kwik koni, popiskiwania i skrzeki goblinów, wrzawa jaka wybuchła sprawiły, że dziewczyna myślała gorączkowo. Zajść z boku? Pomóc walącym się z koni towarzyszom? Odpierać wilczy atak? Z niejaką ulgą przyjęła słowa elfiego najemnika i doskoczyła do niego w biegu sięgając po sztylet. Dopadła Aerina i instynktownie ustawiła się plecami do jego pleców szykując się do walki.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 07-11-2016 o 14:31. Powód: morze literówek
corax jest offline  
Stary 07-11-2016, 13:41   #16
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Mandred wysłuchał uzupełniających informacji od Kapłana. Nic charakterystycznego dla tych bezbożników i heretyków nie usłyszał. W sumie każdy napotkany podróżny mógł by być z tej sekty. No ale cóż. Z taką wiedzą co mają trzeba działać.

Wrócił do gospody. Od razu udał się do swojej komnaty. Zdjął zbroję i po jakimś czasie w głównej sali czekał na jadło. Chciał zjeść porządny, syty i w przyzwoitych warunkach posiłek. Nie wiadomo czy i kiedy nadarzy się okazja na normalną, ciepłą strawę.
Kiedy był już najedzony ruszył na miasto by zadbać o prowiant na co najmniej dwa tygodnie. Kiedy już wrócił postanowił wyspać się po wcześniejszej gorącej kąpieli.

Równiny Reiklandu zawsze dobrze działały na Mandreda. Zawsze mu się przypominało jak pędził na wierzchowcu przez te otwarte tereny i miał wiatr we włosach.
Tereny leśne, w które wjechali byłe barwne jak każdej jesieni w księstwie. Gęstwiny leśne chroniły przed deszczem, który prawie od wyruszenia im towarzyszył.

- O dziękuję. Bianka? Dobrze pamiętam?- Skinął do podbiegającej dziewczyny, która obdarowała smakołykiem rumaka i jego samego.
- W Gwardii Reiku zawsze coś się dzieje i na ostatniej wojnie też stawałem.- Odpowiedział dziewczynie.
- O zamku słyszałem. Jestem z Reiklandu a tu każdy coś słyszał. Sam nigdy nie byłem w bliskiej okolicy.- Mówił zastanawiając się czy aby prawdę mówi.
- A co Ciebie do takiej misji niebezpiecznej przyciągnęło?- Zadał pytanie.
Mandred starał się być miły i serdeczny dla dziewczyny. Z resztą jej uroda bardzo przyciągała a jej spojrzenie czarowało rycerzem.
- Jeśli zmęczona jesteś wejdź na siodło a ja przejdę się jakiś czas.- Uśmiechnął się do dziewczyny i zaczął schodzić z siodła.

Wczesnym popołudniem usłyszeli wycie wilka. Trochę zaniepokoiło to von Grossburga. Nie raz słyszał podobne wycia przed atakami wilczych jeźdźców. Wydobył topór i nałożył tarczę na lewe przedramię. Czyżby walka miała się niebawem rozpocząć by sprawdzić umiejętności nowych towarzyszy?

Jak się okazało po kilku chwilach gdy grad pocisków zasypał podróżnych. Khazad ostrzegł przed lecz nie dało to szans na szybkie reakcje. Wszyscy zaczęli skupiać się na pociskach i nie zauważyli wilczego jeźdźca.
Chwilę później Mandred wystrzelił z siodła przez cios goblina i impet którzy rzucił umierającym wierzchowcem po ataku wilka.
Upadł i aż zabrakło mu na chwilę powietrza. Wiedział, że musi szybko stanąć na nogi bo za chwilę może jego głowa znaleźć się w pysku goblińskiego wierzchowca. Wstał czym prędzej i zastawił się od razu tarczą przed ewentualnym atakiem. Topór ściśnięty w prawicy był gotowy pozbawiać życia zielonoskórych agresorów.

Mandred postanowił przyjąć atak goblinów. Parować tarczą czy też sprawnie uniknąć by wyjść ze śmiertelną kontrą. Nie zamierzał także dopuścić goblińskiego wodza do atakowania jego towarzyszy. Zamierzał się sam z nim rozprawić.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 07-11-2016 o 15:16.
Hakon jest offline  
Stary 07-11-2016, 13:56   #17
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Cień Enigmy wyczuwalny był w pobliżu nawet przed czasem. Istota nie tylko nie lubiła się spóźniać, ona wręcz uwielbiała wiedzieć wszystko i być pierwszą. Z początku jak zawsze stojąca gdzieś na uboczu, okryta mrokiem, nudna do bólu, niezauważalna. Często zmieniały się miejsca, w których skryła swoje oblicze, bo z doświadczenia można było wywnioskować, że każdy ponownie spojrzy w ten sam kąt, w poszukiwaniu ciemnych konturów.
To co mówił przeor było uważnie wysłuchane, a pamięć do informacji zapełniała się w zastraszającym tempie. Jak dojść do zamku? Bramą, albo wrotami; z dwojga złego brama wydała się mieć lżejszy oddźwięk, to też w wyobraźni Enigma rysowała już trasę i zestawiła ze sobą dwa wejścia. Wrota zdecydowanie wydawały jej się bardziej silne, rosłe i trudniejsze do pokonania, jeśli zamknięte. Poza tym, z wąskiej ścieżki łatwiej kogoś zepchnąć z góry, a to zbyt często równało się śmierci. Lepiej by było chociaż przekroczyć próg zamku w komplecie, a nie sczeznąć w drodze - trochę wstyd.
Felsbockenberg to nazwa wioski u szczytu gór, ponoć opuszczona, prawdopodobnie nawiedzona; takie wnioski można było wysunąć. Wzmożona czujność obowiązkowa już na kilka kilometrów przed terenem przeklętym. Wampiry? Zjawy? Ożywieńcy? Szlag by trafił te nekromanckie sztuczki.

* * *

Ręce Enigmy poprawiały ciemnoczerwone, grubości pasa, tasiemki, obwiązujące je wokół swojego pasa. Każdy element ubioru Enigmy był wcześniej w krawieckich rękach, czego nie dało się nie zauważyć każdemu ze sprawnym okiem. Jeśli osobnika stać na krawca, to po co tutaj był i walczył o trzy monety?
- Jestem Bianca, może rogalika? Świeżutki! – zachęciła z uśmiechem piękność, która do tej pory nazywana była w myślach Laleczką. Maska patrząca na kobietę nie wyraziła żadnych emocji, bo też ich nie posiadała. Co pod nią jednak się działo, tego można było jedynie się domyśleć. Długie obserwowanie w milczeniu blondynki i jej wyciągniętej ręki z rogalem, mogło przyprawić Lalę o dreszcze lub chociaż wstrząsnąć ciarkami na jej plecami. Kiedy ta miała już zrezygnować z dalszych prób zapoznawania się, z powodu braku jakiegokolwiek słowa czy też reakcji, dłoń Enigmy wyciągnęła się ku dziewczynie, chcąc przyjąć ten drobny dar. Zakapturzona postać nie była złą, nieprzyjemną maszkarą, cechowała się po prostu innością i bardzo cichym sposobem bycia. Być może, aż za bardzo.


* * *

Lalka w oczach Enigmy nie była irytująca, drażniąca, głupia. Nie oceniała jej negatywnie, a po prostu lubiła na nią patrzeć. Ciężko stwierdzić czy to z powodu jej urody czy być może innych cech, które wzbudziły w zamaskowanym zainteresowanie. Nie mniej jednak przez większość podróży, kobieta mogła zauważyć, skierowaną w swoim kierunku maskę, zza której najprawdopodobniej ktoś się jej przyglądał. Mogła poczuć się lubiana lub wprost przeciwnie. Mogła czuć zagrożenie; ale wcale nie musiała.
Poranny deszcz nie zgorszył nastroju Enigmy. Wędrowanie u boku innych oraz tych jadących w siodle, było czymś na tyle neutralnym, że aż prawie niezauważalnym. Łypiące na boki oczy nie były widoczne, póki w danym kierunku nie obróciła się cała głowa. W lesie czuć było rześkie powietrze, nadające tej podróży kilku zalet. Żyjąca większość czasu w gęstym mieście postać, rzadko kiedy wybierała się poza miejskie tereny. Złe wspomnienia tlące się pod kapturem zawsze wracały w czasie podobnym tej podróży. Różnica była taka, że w końcu Enigma miała swoją wartość, którą dało się wycenić na więcej niż kawałek spleśniałego chleba.
Nasłuchujące, ludzkie uszy niskiego chudzielca, odebrały szmery w krzakach. Nie było to jednak nic pewnego, więc i ostrzeżeń przed atakiem nie dało się usłyszeć. Królik? Sarna? W ostateczności jednak, była to salwa przytępych strzał ręcznej roboty, które chyba tylko cudem ominęły Enigmę. Nie zdążyła bowiem ani odskoczyć, ani unikać, po prostu czysty łut szczęścia, być może ostatni w tej podróży. Szybkie wyjęcie łuku i próby celowania zostały rozproszone przez wielkiego wilka i jego goblińskiego jeźdźce. Później zza chaszczy wyleciała cała chmara pokracznych, zielonych smrodów, którzy w sumie byli niewiele niżsi od Enigmy - zabawna sprawa. Może gdyby śmierdzieć jak oni, to by się nie skapnęli, że intruz wszedł w ich szyk? Nie było jednak czasu na obserwacje dalszego przebiegu, stając plecami do sojusznika, stojącego tuż obok, z krótkiego łuku wypuszczone zostały dwie strzały, które miały zdjąć zielonych łuczników. Później już Enigma nie planował ryzykować, biorąc kolejną strzałę przymierzał się do dokładnego wycelowania tylko w jednego przeciwnika.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 07-11-2016 o 13:58.
Nami jest offline  
Stary 07-11-2016, 13:57   #18
 
Franek Dolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Franek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnieFranek Dolas jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hans poczekał jeszcze dobrych kilka chwil, nim spotkanie dobiegło końca, po czym wraz z Heinrichem przeszli do komnaty obok rozświetlonej świecami, jeszcze mniejszej, niż ta, w której ich przyjmował. Na pierwszy rzut oka wyglądała na składzik na jakieś świątynne szpargały.
- Możesz mówić otwarcie, o co chodzi. Jesteśmy sami. - rzucił Tottentanz, zajmując miejsce w starym fotelu pod ścianą.
Hans przedstawił kapłanowi związki swojej rodziny z historią Reiklandu i sprawę wygnania jej z prowincji. Jako rycerz zakonu mógł się poruszać wolno po ziemiach, gdzie zakorzeniona była wiara w Boga-Imperatora, a van der Felsowie już dawno pogodzili się ze swoim losem, lecz według rycerza to właśnie on miał odkupić ich winy i miał tylko jedną prośbę:


- Pieniędzy nie mogę przyjąć. Wstępując do zakonu składamy przysięgę ubóstwa i bez wyraźnego polecenia nie możemy brać zapłaty. Chciałbym tylko, abyś przedstawił moją sprawę komuś, kto będzie mógł złożyć wniosek o wycofanie wyroku wygnania mojego rodu. Wiedz jednak, że nawet jeśli tego nie zrobisz, możesz liczyć na moje ramię w walce ze złem, gdyż to mój obowiązek aby nie dopuścić do przywrócenia nekromanty do życia.


Po tych słowach rycerz wykonał znak młota i udał się w stronę wyjścia zostawiając kapłana aby przemyślał tą sprawę.

***

Hans z niecierpliwością czekał na miejscu spotkania z resztą grupy, która jednym słowem była dość barwna. Zastanawiał się czy wszyscy wyjdą cało z prób, które na ich czekają, a najwięcej wątpliwości miał co do kobiet, które odpowiedziały na wezwanie przeora. Nigdy w swojej karierze nie służył z nimi w boju, ale w myślach powiedział sobie, że przynajmniej ta pyskata blondynka powinna sobie poradzić, sądząc z tego jak się zachowywała poprzedniej nocy była jakiegoś rodzaju najemniczką i znała się na swojej robocie. Elfka, tak jak się spodziewał była wyniosła i trochę zbyt dumna, co niezbyt dobrze wróżyło na przyszłość, jednak wyglądało na to, że potrafi władać magią, a elfy były jednymi z najpotężniejszych czarowników świata. Mógł to być wielki atut po ich stronie albo największe zagrożenie, zależnie od tego, czego szukała w zamku Dachenfelsa. Trzeba będzie mieć ją na oku. Trzecia z kobiet najmniej pasowała do grupy, która miała walczyć z kultem Khorna. Hans wstępując do zakonu Młota Sigmara w Jałowej Krainie ślubował ubóstwo, pobożność i czystość, jednak nie stracił zainteresowania płcią piękną, a młoda dziewczyna, trzeba przyznać, piękną była. Nie dość tego, zwracała jeszcze na siebie uwagę. Hans czesząc konia przed wyruszeniem z uśmiechem wspomniał jej niezręczne zachowanie i to jak ekscytowała się podczas spotkania z Tottentazem, jednak po chwili jego uśmiech zniknął z twarzy, gdy przypomniał sobie inną piękność, którą go omamiła i bez skrupułów okradła w przeszłości. Na ładną buzię może miło popatrzeć, ale z doświadczenia wiedział, że nic dobrego z tego nie wynika.

Inną zagadką była jeszcze zakapturzona postać. Rycerz mógłby się założyć, że to następna kobieta, jednak nie mógł mieć co do tego całkowitej pewności. Zawód jaki wykonywała ta żywa zagadka, był dla niego tajemnicą i nie mógł nawet się domyślać czego się po takim osobniku spodziewać. Następna osoba do bacznej obserwacji.

Wiedziony swoim doświadczeniem, Hans myślał, że na innym rycerzu może polegać, chociaż nie zamienił z nim ani słowa, to w końcu do stanu rycerskiego nie przyjmuje się byle kogo, chyba, że chodzi o Karmazynowych rycerzy, których tradycją było wykupywanie sobie wyższych rang w zakonie, jednak ten na takiego nie wyglądał, przynajmniej miał taką nadzieję. Drugi, ciemnowłosy mężczyzna też wyglądał na doświadczonego awanturnika i w dodatku umiał czytać, co wskazywało na członka klasy wyższej. Co go mogło zainteresować w wyprawie?

Człowiek towarzyszący przeorowi, nie sprawiał człowieka, któremu można zaufać. Widocznie był kapłanem, lub wojowniczym zakonnikiem, jednak jego wzrok zdradzał jakiś obłęd, Hans nie wiedział czy on w ogóle ma utrzymuje kontakt ze światem zewnętrznym. Mimo iż był bratem w wierze, postanowił, że nie będzie odwracał się plecami do tej fanatycznej postaci.

Krasnolud zachowywał się jak... krasnolud. Hans przyzwyczaił się do już do ich specyficznego sposobu bycia w walkach pod Middenheim i lasach Drakwaldu i wcale nie przeszkadzała mu zwyczajowa opryskliwość tej rasy, właściwie wolał to, niż wieczne patrzenie z góry na maluczkich przez osoby wyższego stanu. W słowach i zachowaniu krasnoludów zwykle widać było szczerość i prostoduszność, którą rycerz wiecznie podróżujący po szlaku szanował.

Drugi z elfów sprawiał o dziwo podobne wrażenie. Miał grację i zręczność pozostałych członków swojej rasy, jednak oszczędność w ruchach dawała wrażenie, że jest doświadczony w tym co robił, co ucieszyło rycerza, gdyż pewne ramię i umysł wojownika było tym, co jest potrzebne aby misja zakończyła się sukcesem. Już od początku zaczął szanować elfiego najemnika.

***

Hans wiedział już wcześniej, gdzie jest zamek Konstanta Drachenfelsa i jak do niego dotrzeć, mimo to i tak długo i dokładnie przyglądał się mapie, by żadne szczegóły nie zatarły się w jego pamięci.

Deszcz nie przeszkadzał doświadczonemu na szlaku rycerzowi. Jechał na swoim potężnym, karym wałachu o imieniu Gustav. Był to jeden z najsilniejszych koni, jakich mógł dostać w stajniach Meissen, gdyż z powodu swojej postury porostu zamęczyłby inne dosiadając je przez dłuższy czas. Rycerze z Jałowej Krainy, będącej dominium Wolnego Miasta Marienburg hodowali swoją własną rasę koni, mieszają od wieków krew bretońskich rumaków rycerskich z mniejszymi, ale o wiele wytrzymałymi miejscowymi końmi, którym nie przeszkadzały podmokłe i lesiste tereny tego regionu. Siodło było bez żadnych zdobień, jeśli nie liczyć małego znaku młota otoczonego kręgiem po obu stronach, zaś po jednej stronie do niego przytroczony był w pochwie długi, prosty miecz, i lanca, zaś o drugiej masywny morgensztern o dębowej rękojeści i stalowej głowni najeżonej śmiercionośnymi kolcami. Była to potężna i zaufana broń, z łatwością przebijająca nawet najcięższe pancerze. Rycerze właściwie woleli używać takiego oręża, niż mieczy, które najlepsze były do walki z lżej uzbrojonymi przeciwnikami, gdyż żeby powalić nim przeciwnika trzeba było znaleźć szczelinę w zbroi i pchnąć z całej siły, zaś głownia gwiazdy zarannej, nie dość że dziurawiła zbroję tam gdzie uderzyła, to z łatwością łamała kości pod impetem potężnego ciosu i rozbijała głowy nawet te w najlepszych hełmach.

W końcu wyruszyli. Gdy tylko weszli w las, pogoda się poprawiła, ale Hans i tak założył swój hełm. Były to lasy Imperium, patrolowane przez wojsko i strażników dróg, ale większość żołnierzy Reiklandzkich walczyła jeszcze z niedobitkami Archaona i między drzewami cały czas czyhało niebezpieczeństwo, czy to ze strony zwierzoludzi, czy zielonoskórych, a nawet khornici, mimo iż nie słynęli ze zmysłu taktycznego mogli wystawić swoje patrole oczekując, że ktoś z miasta może wyruszyć ich tropem. Mgła tym bardziej była niepokojąca, ale dopóki słychać śpiewy ptaków i inne leśne zwierzęta, powinien panować względny spokój, który co raz postanowiła zakłócać jedna z towarzyszek podróży.

Rycerz odwrócił się słysząc wesołe trzebiotanie młodej blondynki z tyłu, która sprawiała wrażenie, jakby chciała się zaprzyjaźnić ze wszystkimi częstując ich przeróżnymi wiktuałami i gorzałką. Jeszcze nie zdążyła dokończyć rozmawiać z jedną osobą, a już pojawiała się przy drugiej zalewając ją potokiem słów. Tak bardzo przypominała mu swoim zachowaniem pierwszą miłość, piękną i młodą strzygankę Askię. Może inaczej wyglądała i nie wychowała się w wędrownej trupie cyrkowej, jednak była tak samo żywa i ciekawa świata.

Hans zamyślił się wspominając z żalem i goryczą cygankę i ta chwila nieuwagi kosztowała go to, że nie zauważył jak trzebiotka znalazła się przy jego koniu wciskając mu do pyska owoce.
-Walka to rzemiosło rycerza- odpowiedział na pytanie dziewczyny, a hełm stłumił i zniekształcił jego głos- Przez te okolice nie biegną szlaki pielgrzymów, jednak niedawno z oddziałem walczyliśmy tu ze zwierzoludźmi, którzy uciekli spod Middenheim ze skarbem naszego zakonu- Spojrzał na konia, który odwrócił łeb w stronę tobołka i dodał jeszcze:
-Gustav najbardziej lubi gruszki i chyba wyczuł, że jakieś masz, ale uważaj na zęby, to spokojne stworzenie, ale może ugryźć nieznaną mu osobę- uśmiechnął się do niej, kiedy zaczęła odwracać się w stronę drugiego rycerza, chociaż wiedział że przez hełm tego nie zobaczy, a może właśnie dlatego.

***

Podróż przebiegała bez większych problemów do pewnego momentu. Może by tego nie zauważył, ale ptaki nagle gdzieś znikły, a zwierzęta w oddziale stały się niespokojne. Konie rżały i parskały, a pies najemniczki, która szła na przedzie zaczął warczeć. Rycerz uniósł do góry zakutą w stal dłoń i pokazał znak, nie zwracając uwagi na to, że ktoś może tego nie zrozumieć, żeby się przygotowali, po czym przypiął do lewego ramienia tarczę z godłem zakonu i wyciągnął miecz, który w przypadku zasadzek był odpowiedniejszą bronią, gdyż jeszcze nie wiedział czego można się spodziewać, a o szarży z lancą między drzewami nie było mowy. Z tyłu usłyszał głos krasnoluda:
-Grobi...
To był znak, że wpakowali się prosto w zasadzkę tych małych, krwiożerczych szkodników, które większość uważała za bezmyślnych ścierwojadów atakujących uczciwych ludzi. Hans wiedział co innego. Gobliny może były tchórzliwe, ale kiedy już odważyły się zaatakować to w dużej liczbie i z zasadzki, a w tej sztuce były niezrównane.

Jakby na potwierdzenie tych słów z pomiędzy drzew poleciały w stronę grupy strzały, kamienie i prymitywne dzidy, trafiając niektórych towarzyszy i raniąc ich. Jeden z koni padł zrzucając jeźdźca z siodła i ostatni raz ruszył przed siebie. Nagle z krzaków wyskoczyła potężna bestia, wilk zdaje się, na którego grzbiecie siedział wódz bandy goblinów. Nikt nie zdążył zareagować, gdy zwierz wpadł pomiędzy grupę roztrącając wszystkich na boki i dopadając konia drugiego rycerzy. Gdyby nie ciężka zbroja, ten skończyłby tak samo jak jego rumak. Wilk i jego pan odskoczyli od niedoszłej zdobyczy, a elf z tyłu zaczął nawoływać do uformowania szyku. Dobrze, że ktoś znał się na swoim rzemiośle, jednak Hans wiedział, że kawalerzysta będzie w formacji stanowił zbyt duży cel i koń w stresie mógł przypadkowo kopnąć kogoś, a zwierze, które nie znało tych ludzi, mimo że Gustav był wyjątkowo spokojny, może nie rozróżnić rzyjaciela od wroga.

Rycerz pchnął ostrogami wierzchowca zmuszają go do ruszenia się z miejsca i odbił nieco w lewo, aby nie stratować najemniczki z psem, po czym ruszył jak najszybciej się da chlastając roztrącane gobliny na prawo i lewo mieczem. Jego celem był przywódca zielonoskórych, a właściwie jego wilk, który siał największy zamęt.
 
Franek Dolas jest offline  
Stary 07-11-2016, 15:17   #19
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Andariel zmierzyła wzrokiem mężczyznę, który poprosił przeora o prywatną audiencję, z dala od oczu i uszu pozostałych członków tworzącej się kompanii. Czyżby im nie ufał? Ludzie z wielkim oporem obdarzali innych zaufaniem, często też lubili podłe knowania i spiski.
Nie wróżyło to wcale pozytywnie nadchodzącej współpracy, lecz Andariel zdecydowała się nie wyciągać pochopnych wniosków - wszak nigdy tego nie robiła, było to domeną krótkowiecznych ras. Przyjęła więc do wiadomości, że osobistości, z którymi wkrótce będzie dzielić dnie i noce, wzloty i upadki, krew, pot i łzy, a także niewątpliwie uśmiechy radości po mniejszych czy większych zwycięstwach, traktowali siebie nawzajem z wielką rezerwą.
Każdy z nich był osobnym indywiduum, miał swoją własną historię, swój prywatny cel, do którego dążył i Andariel doskonale to rozumiała - sama przecież nie była pod tym względem inna.

Wysłuchała cierpliwie i w milczeniu pozostałych słów przeora, a także nie przeszkadzała pozostałym w ich wypowiedziach. Sama nie miała żadnych pytań czy wątpliwości. Odkąd usłyszała o tej wyprawie, zdawała sobie doskonale sprawę z tego, z czym przyjdzie jej się zmierzyć. Duchy, demony, istoty i wyznawcy Chaosu, plugawe pomioty zła - rzeczy, z którymi Wysokie Elfy ścierały się od zarania dziejów. Była przygotowana, a strachowi czy niepewności nie pozwoliła zagościć w swoim sercu.

W końcu rozmów i negocjacji nadszedł kres, a wszyscy zaczęli powoli opuszczać komnatę przeora, ruszając na ostatni spokojny odpoczynek przed niebezpieczną wyprawą do zamku Drachenfelsa.
Andariel zaczekała, aż wszyscy opuszczą pomieszczenie, po czym sama ruszyła ich śladem, żegnając się z przeorem skinięciem głowy.

Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem, kiedy opuściła zatęchłe korytarze i przystanęła na moment, spoglądając wysoko w rozgwieżdżone niebo.
Zamyśliła się na dłuższą chwilę, wspominając piękne tereny Ulthuanu, tamtejsze lasy, góry czy nawet morze, do którego mieli dostęp. Myślami zawędrowała w piękne alejki rozciągające się po prowincji Saphery, ciche i spokojne, przepełnione magią tamtego miejsca. Do urokliwych leśnych zakątków, w których szum drzew mieszał się z szumem strumyków, a trawy były miękkie niczym najlepszej jakości dywany.

Otworzyła oczy i z krótkiego spojrzenia w gwiazdy wyczytała, że spędziła w zamyśleniu kilka przewrotów dużej klepsydry. Uśmiechnęła się lekko, po czym ruszyła spokojnie w stronę gospody, w której czekała na nią wynajęta izba.
Droga była przed nią całkiem długa i zważając na to, że panowały ciemności, Andariel przystanęła na jeszcze krótki moment.
- Gwiazdo północna, użycz mi swego blasku, bym rozświetlić mroki jesiennej nocy - wyszeptała, po czym potarła dłonią ozdobną końcówkę swojego kostura, a ta rozbłysła jaśniej niż pochodnia.
Elfka uniosła wzrok ku niebu i z uśmiechem skinęła głową w podzięce, po czym ruszyła w obranym wcześniej kierunku.

~ * ~

Rankiem pojawiła się w wyznaczonym miejscu i z lekkim zaskoczeniem, acz pozytywnym, stwierdziła, że nie była pierwszą osobą.
- Widzę, że nie tylko ja tu jestem rannym ptaszkiem - powiedziała łagodnym, melodyjnym głosem do mężczyzny, którego imię zapamiętała z wypowiedzi przeora.
Był to Hans, ten sam mężczyzna, który prawdopodobnie miał coś do ukrycia przed pozostałymi, prosząc o prywatną rozmowę z sigmarytą.
Jednak nie w naturze Andariel były uprzedzenia, więc uśmiechnęła się życzliwie do rycerza.

Kiedy zebrali się wszyscy zainteresowani, pojawił się również przeor w towarzystwie sigmaryty, który miał również z nimi wyruszyć w drogę do zamku.
Andariel ponownie w milczeniu wysłuchała słów kapłana, a potem nastał czas na zebranie się i w końcu wyruszenie w podróż.
- Pogoda nam dziś nie sprzyja, ale oby naszą wyprawą kierowały pomyślne wiatry, a gwiazdy nad nami świeciły jasno, obdarzając nas swym pięknym blaskiem - powiedziała, nim jeszcze wyruszyli w drogę. - Jestem Andariel z Ulthuan i rada jestem, że przyszło mi wyruszyć w podróż w tak zacnym towarzystwie - przedstawiła się, a wcześniej surowy i wyniosły wygląd twarzy przyjął teraz łagodnych rumieńców.

- Dzieło najlepszych elfickich krawców. Z pewnością ucieszyliby się, że wśród ludzi znajdują się osoby, które potrafią docenić prawdziwą sztukę.
Andariel przyjęła dar w postaci pasztecika, nie chcąc urazić dziewczyny i uśmiechnęła się do niej.
Zaczęła się zastanawiać, co sprawiło, że Bianca zdecydowała się wyruszyć do zamku Drachenfelsa. Co było jej motywem? Nie wydawała się być osobą przygotowaną na niebezpieczeństwa, jakie kryły mury posiadłości czarnoksiężnika. Bardziej mężni od niej rezygnowali poprzedniego wieczora, kiedy tylko ich uszu docierała informacja o celu wyprawy.
Zaskarbiła sobie tym podziw w oczach elfki. Andariel czuła, że jeszcze nie raz ta drobna blondynka miała ich wszystkich zaskoczyć.

- Ach, nijak reikwaldzkie lasy nie mają się do lasów rozpościerających się po terenach Ulthuanu, jednak niesamowicie miło jest odetchnąć rześkim powietrzem w otoczeniu pięknej natury - rzekła, kiedy weszli na zalesiony teren. - Nie uważasz, Aerinie? - zwróciła się do elfiego wojownika.
Odkąd zauważyła go na audiencji u przeora miała wielką ochotę poznać jego historię i jego samego. Od kiedy opuściła Ulthuan rzadko miała okazję przebywać w towarzystwie innych elfów, a obecność Aerina w jakiś sposób nagradzała jej rozłąkę z domem i sprawiała, że czuła się mniej obco.

~ * ~

Zagrożenie pojawiło się szybciej, niż ktokolwiek zdążył przewidzieć. Czemu zostali zaskoczeni? Być może byli zbyt pogrążeni we własnych myślach albo dali się po prostu ponieść pewności siebie. Niemniej zostali nagle zaatakowani, a pociski śmigały ze wszystkich stron.
Grot strzały musnął Andariel po jej policzku, rozcinając nieskazitelnie gładką, mlecznobiałą skórę. Elfka skrzywiła się lekko, po czym dotknęła opuszkami palców rozcięcia i spojrzała z lekkim zdziwieniem na własną krew. Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, ona i Aerin zostali staranowani przez przeciwnika.
Andariel poleciała na mokre liście, boleśnie obijając sobie ramię. Szybko jednak podniosła się na równe nogi, chwytając pewniej za swój kostur i rozglądając się po polu walki.
- Nie pozwólcie strachowi zagnieździć się w waszych sercach - krzyknęła, by pokrzepić swoich towarzyszy i wzmocnić ich ducha walki.
Sama stanęła obok Aerina, który przywoływał pozostałych do uformowania szyku.
- Niech oślepiający blask najjaśniejszej z gwiazd spłynie na te plugawe istoty - rzekła stanowczym tonem, chwytając swój kij oburącz i uderzając jednym końcem o ziemię.
Jednocześnie poczuła, jak przez całe jej ciało przepływa fala gorącej, magicznej energii, a kostur jedynie przewodzi ją dalej, lekko jarząc się mistycznym blaskiem.

używam zaklęcia Rozbłysk na lewej grupie przeciwników, ale tak, by jego efekty nie dotknęły nikogo z towarzyszy

 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 07-11-2016 o 15:24.
Pan Elf jest offline  
Stary 07-11-2016, 19:37   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wizja wyprawy, która miała się zacząć następnego ranka, nie zakłóciła Ernstowi spokojnego snu. A obudził się dopiero wtedy, gdy służąca zastukała do drzwi i poprosiła go o zejście na śniadanie.
Spakowany już był, ale mimo tego raz jeszcze sprawdził, czy czasem czegoś nie zostawił w jakimś kącie. Z doświadczenia wiedział, że takie rzeczy dostają natychmiast nóg i nie wracają do zapominalskiego właściciela.

* * *

- Dziękuję, Bianco - powiedział, przyjmując podarunek. - Gdy się zmęczysz, to zapraszam. - Poklepał grzbiet wierzchowca, za swymi plecami. - Kłopoty będą - pochylił się ku Biance i ściszył głos. - I, z pewnością, nie będą należały do lekkich. I zamek, i kultyści, to wszystko może być wybuchowa mieszanka. Tylko, na wszystkich bogów, nie mów mi 'wasza miłość'. W jednej jesteśmy drużynie, więc dla wszystkich Ernst jestem. A poza tym... czy sobie wyobrażasz, jak mnie ostrzegasz? Wasza miłość, jakiś szkielet chce wbić sztylet w plecy waszej miłości. - Uśmiechnął się.

* * *

Pierwsze spotkanie i od razu pierwsze straty...
Koń Ernsta oberwał, a właściciel, chociaż spadając nic sobie nie złamał, nie sądził, by kiedyś mógł jeszcze kiedyś znaleźć się na jego grzbiecie.
Gobliny i garść ich kurduplowatych pomagierów... Całkiem jakby ktoś wiedział, że dzielna drużyna zmierza do zamku i chciał powstrzymać śmiałków.
Ledwo Ernst stanął na nogach, chwycił za kuszę i wpakował w nadciągające potwory połowę magazynka.
Miał zamiar strzelać, tak długo, jak mógł, a potem chwycić za szpadę i lewak.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172