Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2016, 01:31   #5
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy większość pytań i wątpliwości została rozwiana, Flo poruszyła jeszcze jedną rzecz, która nie dawała jej spokoju.
- Książę jeszcze tylko jedna kwestia. Czy Boccob wysłał maila tylko do członków Camarilli, czy także innych stronnictw i jak mawiają niektórzy innych nadnaturali? Choć ja bardzo nie lubię tego określenia.

Nathaniel spojrzał jeszcze raz na wampirzycę. Ona też nie pytała o to co z tego będzie miała, jakby z perwersyjna ciekawością ładowała się w akcję dla adrenaliny. A granty? Konsekwencje? Były jedynie wartością dodaną. Taka ja zapamiętał gdy spotkali się po raz pierwszy.
Uśmiechnął się lekko do wspomnień.



The Gospel było dosyć przewrotną nazwą dla pubu z karaoke. Jednak była czymś więcej niż zwykła knajpa. Była to legenda w Santa Monica, a i ludzie przychodzili tu raczej nieprzypadkowi. Tu nie zdarzali się podpici gangersi, czy też zwykli studenci przychodzący pośpiewać przy piwie, tu bawiły się bardziej elitarne sfery żądne z jednej strony wyjścia w miasto i zwykłego luzu, a z drugiej nie chcące mieć wokół siebie kogoś przychodzącego w jeansach wyprodukowanych w Chinach.
Gospel było specyficzne.
Jak w nightkubach obowiązywał tu zakaz fotografowania, a szef ochrony przykładał się do nieinwazyjnej, ale obowiązującej selekcji.
Gospel było też ulubionym miejscem Kinkcardy’ego podczas jego wyjść na miasto.
Kinkcardy miał bowiem fetysz.
Piękny kobiecy głos.
Problem w tym, że był wysublinowanym snobem i zwracał uwagę jedynie na te kobiety obdarzone wyjątkowo pięknym darem wypływającym spomiędzy warg, które miały w sobie klasę. Nathaniel od dwóch tygodni siedział w gospel podczas wypadów Kinkcardy’ego i liczył na cud. Kuey-Jin funkcjonujacy przewrotnie w społeczeństwie śmiertelników pod szkockim nazwiskiem (tak kontrastującym z jego azjatycka aparycją), nie dawał się podejść. Czy to w jego siedzibie, czy w firmie, miał zbyt silną ochronę by go stuknąć. A Ed chciał go widzieć martwym. Największe szanse były wyhaczyć go gdzieś na uboczu ale jak go tam ściągnąć, tego nie wiedział nawet sam Nathaniel.
Do pewnego momentu nie wiedział.
Kilka dni temu Nat zauważył rysę, niewielką, ale mogącą być clue jego misji.

Przebudził się z apatii gdy usłyszał głos, piękny, wywołujący drżenie. Szczupła blondynka uciszyła swym śpiewem całe Gospel.



Nath zerknął na Kinkcardy’ego… jeżeli nim to wstrząsnęło to Kuey-Jinem też musiało.
Faktycznie.
Sukinsyn patrzył jak oczarowany.

Gdy dziewczyna kończyła śpiewać, Nathaniel przecisnął się do DJ’a i wcisnął mu w rękę kilka studolarowych banknotów aby ominąć kolejkę chętnych do wycia.



Wampir nie miał przygotowania muzycznego, nie był uczonym wokalista, ale jego głos działał podobnie jak głos blondynki. Urzekał, wywoływał ciarki, otumaniał.
Nath podczas śpiewania patrzył na nią jakby rzucając wyzwanie.
Kupiła to, była następna.



Ludzie właściwie już nie ustawiali sie w kolejke do śpiewania, a Kinckardy nie mógł usiedzieć w miejscu. Parę osób spojrzało na Nathaniela, a ten znów podszedł do mikrofonu. Oboje mieli głos piękny do przesady, ale to ona górowała wręcz więcej niż profesjonalnym przygotowaniem. I była w tym cholernie naturalna.
Nawet przy swoim głosie Nat przy niej się raczej ośmieszał niż rywalizował. Ale przy jego głosie ta śmieszność jedynie balansowała na linii, a nie kreowała clowna.
Wziął mikrofon i dalej patrząc na blondynkę zaśpiewał:



Wybierał piosenki proste, mogące przykryć to, że jest jedynie amatorem. By działać samą emisją głosu, nie jego wytrenowaniem.
Nie miał szans, blondynka dość spektakularnie zakończyła tę “rywalizację”:



Zaśpiewała to tak, że Cyndi Lauper mogłaby prosić, aby ją uczono śpiewu.
Nath spasował obserwując jedynie Kinckardy’ego, a pod względem emocji Kuey-Jina było co obserwować.

Blondynka szykowała się do wyjścia. wraz z bladą, ciemnowłosą, młodą dziewczyna i dwójką innych znajomych. Żegnały ją ukradkowe, ale szczere oklaski.
Jakaś ruda własnie wyła znany przebój Whitney Houston, w porównaniu do jej… ich występu była to wręcz profanacja.



- Podwieźć was? - wampir uśmiechnął się wychodząc za nimi, dwójka znajomych właśnie żegnała się z blondyną i towarzysząca jej brunetką. - Jestem Nat.
Dziewczyna mierzyła go chwile spojrzeniem, nie było pod klubem wolnej taksówki.
- A zaśpiewasz po drodze? Mów mi Flo.
- Nie potrafię śpiewać, słyszałaś.

Roześmiała się.
- Źle nie było. - Spojrzała na niego z zaciekawieniem. A Nat zauważył Kinckardy’ego wychodzącego z Gospel.
- Najwyżej pośpiewamy razem - zażartował.
Wahała się chwilę, ale skinęła głową. Poprowadził je do samochodu, który podjechał chwile wcześniej. Nowe BMW prowadził kierowca lekko spięty i czujny.
Nat władował się na tylne siedzenie przy Flo, jej koleżanka usiadła z przodu.
Kierowca ruszył.

Chwile jechali nie odzywając się do siebie, pierwsza milczenie przerwała blondynka:
- Nie spytałeś, gdzie mamy jechać - powiedziała dość spokojnie i z lekkim uśmiechem, jakby nie bała się zagrożenia czyhającego w takich sytuacjach na zwykłe dziewczyny.
Cóż, ona nie musiała się obawiać, nie była zwykłą dziewczyną, to najwyżej ci co chcieli ja podwozić mogli potrzebować się obawiać.
- Bo właśnie was porwałem - odpowiedział grzecznie Nat.
- Tak? - Flo roześmiała się. - Ciekawe…
- Zapnijcie pasy -
Nat powiedział miękko i sam je zapiął Mrugnął przy tym łobuzersko, ale w jego twarzy było coś mówiącego, że dziewczyny nie muszą się obawiać. Spojrzał w lusterko wsteczne samochodu. Wóz Kinckardy’ego i Van ochrony jechały tuż za autem Natha.
- Szykujesz dla nas jakąś imprezę?
- Życie bez imprezy, byłoby życiem straconym. Teraz Dave.
Dave wdepnął w gaz i autem lekko zarzuciło gdy zaczęli przyspieszać. Kierowca zaczął wymijać samochody z iście wariackim sznytem, ale i precyzyjnymi umiejętnościami.
- Jeżeli tak się zaczyna, to nie mogę doczekać się dalszej części - wampirzyca krzyknęła unosząc ręce w górę.
- Dalsza część - uśmiechnął się Nat - zależy od tego, czy dziś vana prowadzi Lee, czy Chong.
- Jakiego vana? -
zapytała lekko zbita z tropu.
- Ochrony tego co jedzie za nami. Cyngle Twojego najnowszego fana. Przyśpiesz Dave, jak to Chong, to nie dostoi. - Ostatnie słowa skierowane były do kierowcy.
Florence obejrzała się za siebie, a po chwili zapytała:
- A to my przed nim uciekamy?
- Nie powiedziałbym, że uciekamy… -
Nat znów się uśmiechnął, tym razem do siebie. - Weźmiesz udział w czymś Flo, ale obiecuję, że tobie i Twej miłej towarzyszce nic nie będzie grozić. Słowo. Ok? - Zerknął na nią lekko choć wciąż fokusował się na lusterku. Van zostawał w tyle, to chyba jednak był Chong.
- W co ty nas wciągasz, Nat? - zapytała Flo zdecydowanie poważniejszym tonem.
Nie odpowiedział, wyszczerzył się za to mocniej.
Kierowca vana wiozącego ochronę widząc, że ciężko mu nadążyć za samochodem szefa prowadzonego przez prawdziwego wirtuoza szosy, poszedł na całość… i zderzył się z jakimś samochodem… to była tylko część planu, wszystko zależało od tego momentu.

Ale samochód Kinckardy’ego jechał dalej. Nat w duchu zawył z radości.
- Nie lubisz niespodzianek Flo? - spytał odwracając się ku niej i po raz pierwszy właśnie na niej się mocno skupiając.
- Tylko te miłe, cwaniaku - syknęła - a nie takie w trakcie, których można sobie kark połamać. Trzymam cię jednak za słowa. Jak zawiedziesz, poznasz prawdziwą wściekłość divy.
Nat znów się roześmiał i zaczął nucić:



Wjeżdżali na wzgórza z których rozciągał się widok na nocne ‘el.ej’.
- To lepsze niż karaoke. Wściekła kobieta zapowiadająca konsekwencje złamania słowa. - Pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - Przyjmuję to Flo. Nie boisz się krwi? - spytał nagle jakby bez związku z niczym.
- Krew? - powtórzyła. - Uwielbiam krew - syknęła wysuwając delikatnie kły.
Nathaniela lekko zamurowało. Do tej pory myślał, że obie wyssa do cna i zostawi w płonącym samochodzie, by nie zostawiać świadków.
Spokrewniona…
Teraz dopiero zrozumiał jak beznadziejny strzał zaliczył.
- Hmmmm, widzę rodzinka… - powiedział w końcu wpatrując się w jej kły. Sam wysunął swoje… raczej dla akcentu kim jest. - No to… źle trafiłem dziewczyno. Ale to… a może to i lepiej…?
- Pewnie, że lepiej. Jeszcze się o tym przekonasz. -
Flo uśmiechnęła się i obejrzała za siebie. - Ten z tyłu, to kto?
- Sabat, anarchiści, czy zjeby z Cam? -
spytał bez konwenansów spinając się. W każdej chwili w samochodzie mogła wybuchnąć rzeź.
Źrenice wampirzycy zwęziły się gwałtownie. Jej głos stał się chropowaty i nieprzyjemny, niczym dźwięk paznokci szorujący po szkolnej tablicy.
- Nie nauczono cię manier, kawalerze. Zapraszasz damy na przejażdżkę i nie dość, że sam się nie przedstawiasz, to jeszcze warczysz na nas niczym wściekły pies. Każ zatrzymać się kierowcy - zakończyła zdecydowanym tonem.
- Tak jest, pani... - W głosie nie miał szyderstwa, ale nie był zbyt poważny. - Dave, zatrzymaj.
Kierowca posłusznie zatrzymał wóz. Wokół było ciemno, z jednej strony zbocze wzgórza, z drugiej niewielka stromizna z widokiem na L.A.
Gdy samochód się zatrzymał Flo wyraźnie się uspokoiła. Opadła na siedzenie i spokojnym głosem powiedziała:
- Jeżeli liczysz na moją pomoc, muszę wiedzieć w czym biorę udział, kawalerze. Na randkę w ciemno jestem już za stara.
- Już pomogłaś Flo… -
wampir odpiął pasy i spojrzał na dziewczynę. - Bardzo pomogłaś, i dziękuję. - Uniósł dłoń dotykając jej policzka. nienachalnym, powolnym i bardzo ostrożnym gestem. Flo chwyciła jego dłoń i przycisnęła do twarzy, a po chwili polizała jego nadgarstek, Jej oczy błyszczały w ciemności.
- Nie musisz więcej, pozabijam i zaraz wracam - dodał otwierając drzwi. Choć ręki nie uwalniał spoglądając przy tym w jej oczy.
- Skoro musisz iść na wojnę, to ruszaj. Wracaj szybko, bo czekam na obiecaną imprezę - powiedziała uśmiechając się zalotnie do wampira.
Z tyłu widać było już światła samochodu Kinckardy’ego, Nat przymknął oczy i skupił się jakby miał zamiar usnąć. coś w nim wstrząsnęło, tąpnęło. Otworzył oczy i spojrzał raz jeszcze na Flo. Z kieszeni wyciągnął paczkę żelków, raczej domowej roboty patrząc po tym, że były w zwykłej foliowej torebce i przedstawiały czerwone dinozaury. Wychodząc otworzył ją.
- Będzie impreza… obiecuję.
Rzucił żelka w górę i złapał w usta, jego dłoń wciąż spoczywała w paczce, ale żelki były już przezroczyste.

Samochód Kinckardyego zatrzymał się za samochodem Nata i Flo, wysiadło z nich dwóch typów z których ruchów widać było casus specjalizacji w ochronie. Oprócz nich wyszedł sam Kinckardy, o facjacie Azjaty.
I wtedy Nat zaczął zabijać.
Brutalnie, strasznie. Rzucił się na nich wyrywając kończyny i skraplając jezdnię falami krwi. Był szybki, jego sylwetka rozmazywała się w ruchu. Gdyby miał stawać przeciw kilku więcej… ale nie musiał. Dziś prowadził Chong.

Zachlapany krwią i postrzelany z broni ochrony wrócił do samochodu. Kierowca trząsł się na swoim siedzeniu.
- Co do imprezy Flo… znasz klub gdzie mnie tak wpuszczą? - Nat spytał wsiadając do samochodu.
- Z klubem, to może być ciężko. Myślę jednak, że spodoba ci się moja sala prób. Powiem chlopakom, że wpadniemy. Postarają się o jakąś wodę i paluszki. Przebierzesz się, a potem możemy ruszyć w miasto.
- Noc jeszcze młoda… -
zgodził się. Chciał zabić Davea, tutaj… Chłopak marzący o formule jeden kupiony na jeden wieczór, miał nie przeżyć… ale.
Nat spojrzał na Flo.
- Stawiam przekąskę - powiedział dyskretnie, by tylko ona zobaczyła że wskazał oczami kierowcę.
- Nie ma co, masz gest - uśmiechnęła się. Wampirzyca nie zwlekała. Unoszący się w powietrzu zapach krwi tylko pobudził jej zmysły. Nie czekając dłużej, wbiła się w szyję kierowcy. Słodka vitea spłynęła jej do gardła. W umyśle eksplodowały jej istne fajerwerki. Przez kilka sekund piła łapczywie. W końcu przerwała i ocierając usta dłonią, powiedziała:
- Zauważyłeś, że mieszanka adrenaliny i strachu smakuje najlepiej.
- Jak przyprawa… -
Nat spojrzał na Davea i znów wysiadł.
Wyjął nieprzytomnego z ekstazy po wampirzym pocałunku kierowcę z jego miejsca i zaniósł do samochodu Kinckardy’ego, po czym wziął szmatkę do przecierania szyb, skręcił, podpalił i włożył w bak.
- Twoja dziewczyna umie dobrze prowadzić? - spytał powoli i grzecznie pochylając się przy drzwiach samochodu gdy do niego wrócił. Fakt, że zaraz z tyłu ma nastąpić eksplozja jakby nim nie wzruszał.
- Linda? Oczywiście. Siadaj kochanie za kółkiem. Jedziemy do chłopaków. Czas w końcu potańczyć.
Samochód prawie podskoczył gdy Linda ruszała, a wóz Kinckardy’ego wybuchnął.
Ale tym się nie przejmowali. Noc faktycznie była jeszcze młoda, a ktoś komuś obiecał imprezę.


Słowa księcia wyrwały Nathaniela ze wspominek.
- Z tego, co wiem, to mail był zaadresowany do mnie i do Fireborne’a, arcybiskupa - tu Ed skrzywił, wypowiadając to słowo - Sacramento. Żaden inny, jak to określiłaś, nadnatural nie był adresatem, choć znalazłem w załącznikach kilka filmów z wilkołakami.
- Jeśli na filmiku zdradza istnienie wilkołaków, możemy zakładać, dla własnego bezpieczeństwa, że również i do nich wysłał informację.
- Odezwała się Michelle. - Czyli na pewno będą próbowali go złapać przedstawiciele sabatu i bardzo prawdopodobnie przedstawiciele wilkołaków. Ktoś miał kiedyś styczność z kłakami? - Spojrzała po przebywających w pomieszczeniu wampirach. Nath nie odpowiedział. Usmiechnął sie jedynie drapieżnie, choć równie dobrze mógł byc to usmiech do czegoś co zobaczył na twitterze.
- Tylko w teorii - odpowiedział Kinabarak - ale mam w arsenale kilka rzeczy przeznaczonych na nich, włącznie ze srebrnym śrutem.]

Zapadła cisza. Wydawało się, że chwilowo nie ma już więcej pytań.
- Connie… - wypowiedział Nat melodyjnym i lekko hipnotyzującym głosem. - Bocc wyjechał. - Wampir jakby opierał się dłuższym wywodom zastanawiając się nad każdą frazą czy da radę ją skrócić. - Szukanie poza LA? Nie mogę jej zostawić.
- Zabierz ją ze sobą, Nat. -
Ed spojrzał na swojego protegowanego. - Myślę, że to nauczy ją więcej, niż będzie jej trzeba.
- Jest… trochę krnąbrna -
rzekł po dłuższej chwili jakby szukając odpowiedniego słowa. Nie był jednak zadowolony z doboru, jakby to co powiedział nie do końca odpowiadało faktom lub wręcz przeczyło. - Zadaje pytania. Najczęściej “dlaczego”. Pomówię z nią. - Skinął głową. - Ale jak poza miastem i zamieszany sabat… Będę liczył na mniej niezależności - zamyślił się - więcej posłuszeństwa. Myślę, że starczy krótki mail do niej, od Ciebie, sire.
- Przekaż jej to. -
Książę wręczył Natowi list. - To pisemne przedstawienie tego, co wam tu powiedziałem. I nakaz podróży u twego boku dla Connie. Plus zwolnienie z obowiązków z “przyczyn medycznych, wymagających przewlekłego leczenia”. Będzie też usprawiedliwiona w pracy. - Ed założył ręce za plecami i uśmiechnął się lekko do Tremera, który jedynie skinął głową. Nisko. Książę lekko skinął Natowi, dając znak, że rozmowa dobiegła końca.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 08-11-2016 o 01:49.
Leoncoeur jest offline