Wędrówka po nocy, przez las, zwykle nie należała do najmądrzejszych pomysłów, lecz jak mus, to mus... Co prawda księżyc świecił jasno, a ścieżka była przetarta, to i tak parę razy to jednej z dziewczyn, to Karlowi oberwało się od jakiejś gałęzi, a i zdarzało się, że złośliwy korzeń podłożył nogę nieuważnemu wędrowcowi. Nikt jednak nie odniósł trwałych obrażeń, prawdę mówiąc nikt nie oberwał na tyle mocno, by z czyich ust wyrwało się głośniejsze przekleństwo.
I nie da się ukryć - nawet gdyby komuś gałąź podbiła oko, to i tak było to bardziej opłacalne, niż przytulny nocleg pod kamiennym dachem w miejskiej celi.
"Jeść im chce się, spać im chce się - napotkali chatkę w lesie."
Chatkę... Marzenie ściętej głowy. Nawet porządnego wykrotu nie można było znaleźć, gdzie można by się schować przed ewentualnym deszczem lub spojrzeniami zabłąkanych przechodniów, a o miejscu na rozstawienie namiotu raczej można było pomarzyć. Chyba że na środku ścieżki. Natura, w tym wypadku, tryskała złośliwością.
- Przepraszam - powiedział w pewnym momencie Karl. - Powinienem był przewidzieć, że takie piękne miejsce będzie się cieszyć uwagą strażników.