Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2016, 10:38   #101
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Dzień II - po zmroku

Nie minęło wiele chwil, gdy rozbitkowie siedzący przy ognisku mogli zauważyć Dafne wracającą z Alexem. Wyglądało na to, że jedno drugiego nie pogryzło, nie pobiło… rozmawiali o czymś spokojnymi przyciszonymi głosami. Ksiądz cały czas obejmował lekko dziewczynę prowadząc ją w stronę ogniska. Raz na krótko przystanął, szepnąć jej coś na ucho i ponownie ruszyli dalej przed siebie. Będąc już bardzo blisko ogniska Aleksander nagle uścisnął syrenę mocniej i pocałował w miękki policzek. Po tym skierował się do miejsca gdzie siedziała Monika.
Na twarzy Axela zachwytu raczej nikt dopatrzeć by się nie zdołał. Co prawda wyglądało to na zgodę w 'rodzinie', co było bardzo mile widzianym zjawiskiem, ale jeśli tak, to zdaniem Axela Alexander wykpił się bardzo tanim kosztem. Publicznie potrafił obrażać i zniewagami rzucać... Dafne mogła się pogodzić, co nie znaczyło, że Axel cokolwiek zapomni. Każde rzucone przez Alexandra słowo zostanie zapamiętane na bardzo długo.
W międzyczasie Karen skusiła się i sięgnęła po coś do jedzenia. Poczęstowała się kukurydzą. Nadal jednak nie usiadła - krążyła sobie kawałek od ogniska i rzuciła okiem na Dafne i Alexandra, uśmiechnęła się do rudowłosej lekko i przeniosła wzrok na księdza. Była ciekawa do czego doszli i czy topory wojenne zostały już zakopane, ale sądząc po gestach - tak. Zerknęła teraz jeszcze na Axela… No nie, z tym się na razie nic nie zrobi. Wróciła do jedzenia, a później ogryzioną kolbę wrzuciła w ogień i poczęstowała się bananem. W końcu od dłuższego czasu nic nie jadła, a tachała ten pień i namęczyła się przy tym dość. Teraz chociaż miała w miarę zaspokojony głód. No i super. Cieszyła się małymi rzeczami.


Monika obserwowała wracającego Alexa, a ten będąc już blisko niej mógł znów wyczuć jej emocje i myśli. Irracjonalne krótkie ukłucie zazdrości walczyło z rozsądkiem i radością, na widok nie wojny… a najwyraźniej pogodzenia się, do tej pory skłóconej dwójki osób. Do tego Alex przecież wracał i to prosto tu, gdzie ona siedziała. Wysłała mu w myślach znak zapytania, jednak pozbawiony konkretnego pytania. Odpowiedział jej obrazami. Ksiądz i Dafne stojący razem i podający sobie ręce na zgodę. Dafne rozmawiająca z Delfinami i Alex następnego dnia pływający z nimi, polujący wspólnie z morskimi ssakami na ryby, Wendy jako zwykła dziewczyna, nie aalaes’vo. Dafne szukająca bagażów na dnie morza. Patrzył przy tym na Axela z wyraźną drwiną wypisaną na twarzy. Ze wszystkiego Monika ucieszyła się, prócz tego ostatniego. Dlaczego Alex drwił z Axela? Przecież nie powinien, przecież wyciągnął na zgodę rękę… Ksiądz starał się kryć swoje myśli, ale przebijała z nich wręcz dzika niechęć do Lacroixa, związana z czymś konkretnym, aż po ciche i prawie nieuchwytne chęci obicia mu mordy. By to wszystko przykryć czymś, pomyślał do Moniki o tym, że Dafne wie o ich bezdźwięcznych rozmowach i wie skąd to się wzięło. Monika nie chciała drążyć tematu, skoro Alex tego nie chciał, ale wewnętrznie była bardzo ciekawa, dlaczego jest w nim tyle niechęci do Axela. Sama nie widziała przecież ku temu najmniejszego nawet powodu. Nie zdziwiło jej specjalnie to, czym przykrył te myśli ksiądz. W końcu już wcześniej rozważała w myślach taką możliwość i była ciekawa, czy tak faktycznie jest.


Dafne ruszyła od razu w stronę Axela. Gdy jej wzrok padł na mężczyznę widać było w nim pojawiające się ciepło i pozytywne emocje. Znów cieszyła się na jego widok, a nawet gdyby chciała to ukryć, jej ciało, jej oczy, wyraz jej twarzy zdradzał to za nią bezbłędnie.
Axel podniósł się, by znów przywitać się ze 'swoją' syreną. W mniej może widowiskowy sposób, niż wcześniej, na plaży, lecz wyraźnie wskazujący na uczucia, jakie żywił do Dafne. A na Alexandra po prostu nie zwrócił uwagi.
- Zostajemy na kolacji, kochanie, czy idziemy? - spytał, obejmując dziewczynę.
- Możemy przez chwilę zostać - odparła Dafne, która również objęła mężczyznę. A gdy oddzielili się od uścisku spojrzała na wpatrującą się w nią od jakiegoś czasu Wendy.
- Witaj, jestem Dafne - przedstawiła się uprzejmie, posyłając dziewczynie uśmiech.
- Aaaaaaaa… ja Wendy Williams ten, cześć - odpowiedziała ta druga, nieco zmieszana. - Właśnie… chciałam się zapytać, czy wiesz może, czy z promu… możemy znaleźć kogoś jeszcze? Bo rozumiesz, nie płynęłam nim sama i zastanawiam się… czy ta osoba z którą płynęłam… no, może żyć? - zadanie tego pytania, Wendy wyraźnie przychodziło z trudem. Może jednak wolała nie znać na nie odpowiedzi? Mimo to, pytała.
Dafne w odpowiedzi pokręciła głową przecząco, ze smutną miną.
- Wątpię by tak było… ale, nigdy nie należy tracić nadziei - dodała do tego lekki pokrzepiający uśmiech.
Axel gestem zaprosił Dafne, by usiadła tam, gdzie on wcześniej siedział.
- Trzeba nam zastanowić się co dalej - Alex odezwał się, urywając nieprzyjemny dla Niebieskiej temat. Może ktoś o kim myślała spoczywał pod krzyżem w strefie? Ksiądz zdecydował się skupić uwagę reszty na czym innym, trzeba było się zorganizować. W tym był dobry, często musiał sam ogarniać kościół parafialny i przykościelny High School, gdy ks. Thomas zapił, lub dymał uczennice na plebanii. Planowanie oparte na logice było jego mocną stroną. A mieli tu jakąś bazę. Chata, narzędzia, broń. - Po pierwsze powinniśmy podzielić się pewnymi zadaniami. Każdy wedle tego w czym jest przydatny. Każdy z nas ma w sobie coś zapewne, w czym jest dobry, w czym najlepiej się sprawdzi. Nawet taka niedojda jak ja, który całe życie nie opuszczał miasta - zakpił z siebie. - Wszyscy. Monika, Terry, Karen, Wendy, Ilham, Dominica - wymieniając patrzył po kolei na każdego. Znaczy każdego kogo wymienił... - Dafne też obiecała pomóc, może na dnie są jakieś bagaże, W czym kto czuje się dobry? To nam pomoże rozbić jutro zadania. Bo sporo pracy przed nami. - Sens swych słów przekazywał też Monice, zachęcając ją tym do podzielenia się, w czym ona mogłaby czuć się przydatna. Monika bardzo chciała być przydatna tam, gdzie będzie przydatny Alex, ale wiedziała, że to niewykonalne. Zaproponowała więc dalsze sprzątanie chaty, bo to nie wymagało zbyt dużej aktywności fizycznej.
Ilham na dźwięk swojego imienia drgnęła, jakby się go nie spodziewała lub została wyrwana z głębokiego zamyślenia, nie do końca wiedząc, co się dzieje.
Popatrzyła na księdza, czujnym spojrzeniem… po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do jedzenia. Najwyraźniej jeśli coś chciała powiedzieć… to nie potrafiła w tejże sytuacji.
- Tam gdzie się obudziłam - zaczęła Wendy - były ciała i walizka, może dwie… nie jestem pewna. Przestraszyłam się i zwiałam. Chciałabym odnaleźć to miejsce jutro. Nie wiem czy jestem do tego ten, przydatna… ale walizki, no może w nich coś być co nie? - Niebieskowłosa chwyciła rąbek swojej czarnej koszulki. - Nie wiem czemu, moje ciuchy robią się jakieś twarde.
- Ja chętnie zostanę na miejscu i pokręcę się po najbliższej okolicy - odparła Dominika. - Jedna para sandałów, powinna być na jutro rano już gotowa. Postaram się zrobić kolejną. Poszukać odpowiednich roślin. Przydadzą się też kosze i inne drobiazgi, które umiem upleść. Monika - Nica wskazała głową rzeczoną dziewczynę - może mi pomoże, jeśli zechce? To mało ruchliwe zajęcie.
Monika której Alex od razu przekazał tą myśl przyjęła to z dużą aprobatą. To było coś co mogła robić i coś dzięki czemu byłaby przydatna.
- Zabiorę ze sobą Axela i zobaczymy, co uda nam się znaleźć - powiedziała krótko Dafne, przysłuchując się rozmowom i od razu zaklepując rolę dla siebie i swojego kochanego. Axel skinął głową, potwierdzając tym samym słowa dziewczyny.
- Znasz może jakiś sposób, by…
- Świetnie! - ucieszył się ksiądz jakby nie zwracając uwagi, że Axel zaczął coś mówić. Zaczął wstępnie rozdzielać zadania, lecz tak, żeby wychodziło to naturalnie, na zasadzie ogarnięcia wspólnego planowania, nie dyrektyw: - Dominica splecie nam buty… a Monika naniesie liści palm, paprocie i wszystkiego, co może przydać się na robienie legowisk. Przy okazji materiały na wyplot tych ecosandałów. Ja pójdę z Wendy do miejsca jej wyrzucenia na brzeg, tych nieszczęśników trzeba pochować i zabrać bagaże. Dafne może znajdzie coś w morzu. Ilham… - spojrzał na Irankę. - Skoro lubisz być sama, może nazbierałabyś zapasów warzyw i owoców? Oraz zrobiła zapas wody pitnej? Sa chyba ze dwie beczki zdatne do użytku. - Czekając na odpowiedź spojrzał przelotnie na Karen i Terry’ego, jakby czekał też na zajęcie głosu przez nich.
Iranka miała inne plany, ale… popatrzyła tylko na księdza ze zbolałym wyrazem, jakby ten właśnie ją wystraszył, by wyrwać z chrapiącego snu. Nie sprzeciwiła się. Pokiwała głową, na znak, że rozumie i że się dostosuje, po czym popatrzyła na Wendy, jakby chciała ją przeprosić, że razem nie pójdą po bagaż.
Wendy odwzajemniła spojrzenie. Nie miała jej tego za złe, ale wyglądała na trochę przerażoną… ostatecznie bowiem, wychodziło, że to ona pójdzie Z KSIĘDZEM. Nie mniej jednak, nic nie powiedziała.
Axel uśmiechnął się pod nosem, lecz był to uśmiech niezbyt wesoły. Ignorowanie go przez Alexandra oznaczać mogło tylko jedno - dobre relacje na linii Dafne-Axel musiały księżulkowi nieźle działać na nerwy. I to z pewnością nie z powodu tego, że wspomniana para żyła ze sobą bez ślubu.
Boyton natomiast, jak zwykle zamyślony oraz odsuwający się dyskretnie na bok, kiedy pojawiała się Dafne, chyba urwał fragment wypowiedzi Alexandra. Jednak ogólnie wiadomo, co co chodziło. Dlatego powiedział tylko:
- Zrobię, co będzie potrzeba - jednak kompletnie nie rozwijając myśli. Wyglądało chyba na to, że po prostu gotowy był wnieść pracę, naprawdę ciężką pracę. Bez jakiegokolwiek narzekania, ale też bez jakiejś emanacji energii, przywództwa czy zachęty wobec pozostałych członków drużyny. Chyba układał w myślach nowy wierszyk.

Idzie Terry idzie, torbę ma na plecach,
Jakby wpadł do rowu, to by była heca.
Idzie Terry idzie, idzie na południe,
Gdyby się przewrócił, to by było cudnie.
Idzie Terry idzie, idzie przez ulicę,
Warto by mu zrzucić na palec donicę.
Idzie Terry idzie, na wybrzeże zmierza,
Fajnie by mu wsadzić w majtki jeżozwierza.
Idzie Terry idzie, uśmiecha się krzywo,
Warto by mu podać zapleśniałe piwo.
Idzie Terry idzie, to by była draka,
Gdyby mu podłożyć tak pod nogę haka.
Idzie Terry idzie, idzie na przygodę,
Może mu podrzucić zepsutą jagodę?
Idzie Terry idzie, powoli przez drogę,
Dobrze by mu wrzucić za kołnierz stonogę.
Idzie Terry idzie, idzie obok rzeki,
Pod nogami warto wywalić mu ścieki
.


Wierszyk oddawał mniej więcej jego poetycki nastrój.


Iranka popatrzyła z uznaniem na wojskowego. Był taki cichy i niemrawy, naprawdę się o niego martwiła, bo z całej tej zgrai to tylko jego jako tako “polubiła” - choć słowo “lubić” było zbyt mocno powiedziane, szanowała go za pracowitość i oddanie, niezależnie jakiego zajęcia się parał. Postanowiła, że następnego dnia przygotuje ciepły posiłek, specjalnie dla niego… warzywne curry, a jeśli szczęście dopisze może doda trochę ryby? Inshallah.
Wstając z ziemi, zebrała kilka kolb, które owinąwszy w listki, położyła na ogniu.
Karen obserwowała sobie z boku to całe towarzystwo i przez pewną chwilę była nieco oderwana myślą od rzeczywistości. Słuchała z uwagą wszystkiego, ale jednocześnie bardziej obserwowała niż zastanawiała się nad odpowiedziami
- Chętnie przeszłabym się do tego mieszkańca wyspy, który też pochodzi z Ziemi, a nie stąd… Może będzie miał dla nas jakieś ciekawe i przydatne wskazówki… A potem też mogę zająć się zbieraniem owoców, czy wody. To dużo roboty, na taką grupę i nie chciałabym żeby Ilham musiała męczyć się z tym wszystkim sama… No i dobrze by było jutro przekopcić chatę, żeby wypędzić to wszystko robactwo ze środka - odpowiedziała Karen, po czym skórkę po bananie również wrzuciła w ogień. Otrzepała dłonie i podeszła do zamyślonego i pochmurnego Terry’ego. Tym razem nie skradając się od tyłu
- Terry, żyjesz? - zapytała ciszej, żeby cała sytuacja nie była teraz centrum wydarzeń.
- Aaa, taaaak, noga spoko, dzięki - stwierdził przeciągle Boyton, niczym wyrwany ze snu bardzo głębokiego.
Pisarka przyglądała mu się chwilę z miną, jakby podejrzewała go o gorączkę
- No nie wiem, nie wiem… - przyglądała mu się dalej intensywnie. Zacisnęła palce w pięść, bo aż kusiło ją, żeby mu przytknąć do czoła
- Masz nadal ochotę na spacer? Czy może wolisz odpocząć - spytała i wyraźnie martwił ją zamyślony i odizolowany stan Terry’ego.
- Nie nie, spokojnie, przecież obiecałem. Alaen nie ma, może uda się dojść do tego źródła jutro. Jak najbardziej mamy czas. Tak tak, mnóstwo - hm, teraz zrozumiał, dlaczego Karen “pytała o nogę”. Widocznie obawiała się, czy jest w stanie się ruszać po tym, jak poprawiał sobie długo buta. - To naprawdę tylko but - wyjaśnił dziewczynie.
Axel zabrał się za pozostałości tego, co zabrali z poczęstunku, jakim obdarowały ich Aalaes'fa, od czasu do czasu dzieląc się jedzeniem z Dafne. Podziękowania od Terry'ego postanowił przekazać później. Byłoby co najmniej dziwne, gdyby zrobił to w obecności zainteresowanego. I miał też wrażenie, że i Terry tego akurat by sobie nie życzył.
Ksiądz też się pożywiał i minęło chwilę zanim dotarł do niego sens słów pisarki.
- Mieszkaniec wyspy, pochodzący z ziemi? - spytał zdziwiony. Jaki mieszkaniec?
Karen zerknęła na Alexandra, a potem na Dafne i Axela. No fakt, ksiądz odszedł na bok z rudą, kiedy to tłumaczyła. I tak będzie mu to musiała jeszcze raz opowiedzieć
- Potem ci opowiem wszystko dokładnie, Alexandrze, albo Dafne mnie zastąpi - brzmiało to zdanie co najmniej tak, jakby Karen miała teraz jakieś bardzo ważne plany, a jej uwaga znów skupiła się na Terry’m. Bo to jego wyciszenie było wręcz przytłaczające, albo może to jej się zdawało? Cóż.
- Hm? - Alexander nie miał zamiaru przeszkadzać Karen i Terry’emu, toteż zgodnie z sugestią spojrzał wyczekująco na Dafne i uniósł lekko brwi w pytającym geście.
Axel zdawał się nie dbać o to, że pani jego serca może na przykład dbać o linię i na serio zabrał się za dokarmianie jej. Wziął porcję ryby i trochę migdałów.
- Poczęstujesz się? - spytał Dafne.
- Dziękuję - odpowiedziała Axelowi Dafne biorąc przy tym kilka migdałów. Po tym przeniosła wzrok na Alexandra i wzruszyła ramionami. - Wybacz, nie zastąpię Karen. Nigdy… - brzmiało to, jakby Karen po prostu była niezastąpiona. - Rozmawiałyśmy trochę o wyspie. Jestem pewna, że doskonale przekaże ci wszystko co powinieneś wiedzieć. Najważniejsze, że jesteście teraz w bezpiecznym miejscu. Nie oddalajcie się od niego za bardzo.
- Tu niby bezpiecznie wedle tego co mówi Dafne, ale na razie chyba byłoby dobrze jeszcze poczuwać w nocy - Alexander zmienił temat. - Pewnie i tak nie usnę, ale jak mamy ustalić warty i się zmieniać, to przydałoby się ustalić. Kto kiedy posiedzi. Jest nas ośmioro, bo od Dafne oczywiście ciężko wymagać by po tak wielkiej pomocy jeszcze nam stróżowała. Chyba że chcesz - Uśmiechnął się miło do syreny. - Monika za to… już jej chyba lepiej, ale myśle, że powinna jeszcze przynajmniej tę noc jak najwięcej wypocząć. Zwolnijmy ją z tego obowiązku, albo w razie czego mogę wziąć jej wartę. Kto chce którą?
Dafne już odwzajemniała miły uśmiech do księdza i chciała coś powiedzieć, ale Axel ją ubiegł.
- Na mnie nie licz - powiedział Axel. - Mam spotkanie i nie wiem, kiedy wrócę.
Spojrzał czule na Dafne.
- Kpisz sobie? - ksiądz spytał uprzejmie.
- Nie, nie kpię - odparł równie uprzejmie Axel. - Ustaliliśmy to z Dafne jakiś czas temu, dlatego wybacz, ale ci odmówię.
- Ach tak. - Alex pokiwał głową. - Wart nie, bo się nie chce, “umówiony”. Jutro roboty cokolwiek nie, bo nasz wymuskany Axel chce popływać. Masz zamiar coś pomóc w tym tygodniu? Lacroix?
- Daruj sobie te złośliwości, Alexandrze. - Alex starannie ukrywał rozbawienie. - Gdy tutaj będę, to wam będę pomagać. I to wszystko.
No i się zaczęło. Jedni walczyli o przetrwanie, drudzy jak zwykle zamierzali udawać, że wygrali wakacje życia. Ilham nie miała jednak zamiaru słuchać słownych przepychanek, ani stawać po jednej czy drugiej stronie muru. Postanowiła więc, że przejdzie się nad wodę pomoczyć stopy w wodzie.
- Możemy liczyć na niebywałą łaskę naszego “Mister of Katastrofa” i jakąś pomoc na przykład w okolicach soboty? - Ksiądz patrzył za odchodzącą Ilham, ale bardzo spokojne słowa kierował do Lacroixe’a. - Może sprawdź w kalendarzyku, czy zmieścisz tam wolną godzinkę, byłoby naprawde miło.
Axel nie odpowiedział, czekając cierpliwie, aż Aleksander się zapowietrzy.
Tymczasem Karen uniosła brew i lekko uśmiechnęła się do Terry’ego
- To co? Idziemy nim nas ciemność złapie? - zapytała prostując się i robiąc krok w tył, żeby mężczyzna mógł wstać. Najwyraźniej potrzebował drobnej motywacji, nie miała nic na przeciwko, by mu ją zapewnić. Pisarka nie szczególnie w tym momencie zwracała uwagę, na resztę rozmów przy ognisku.
- Tak, tak, chodźmy, oczywiście, chodźmy, tylko poprawię sobie buta - zaczął wiązać sznurki na swoim liściasto - czapkowo - becikowym kaloszu. Chwilę później już był gotowy. - Tak, chodźmy, skoro nie znamy terenu lepiej iść, kiedy jeszcze coś widać - zgodził się z nią. - Zaś co do wart, oczywiście. Wezmę nawet dwie, jeśli trzeba. Liczcie na nas, jeśli pasuje, ostatnią i przedostatnią, ale jeśli ktoś wolałby, to deklaruję także każdą inną - odpowiedział na propozycję Alexandra. - Aha, zwolnijmy także Monikę, jest jeszcze chyba za słaba - zaproponował.
Karen zerknęła przez ramię, kiedy Terry wspomniał o warcie. Ah tak. Gdzie ona miała głowę, przecież trzeba to było też ustalić… Pokręciła głową
- Nie przeszkadza mi budzenie się w środku nocy, więc mogę wziąć tę najciemniejszą, albo następną, tę przy świcie - oznajmiła i znów zerknęła na Terry’ego
- A co do drogi, to ponoć od ogródka jak się pójdzie prosto, można dojść do źródła, więc… Trudnej drogi do przebycia nie mamy - mruknęła mu pogodnym tonem.
- Wobec tego chodźmy - zastanowił się przez chwilę gdzie. - Nad rzeczkę, jak wcześniej planowaliśmy? - spytał.
Karen pokręciła lekko głową
- Chodź, pokażę ci - oznajmiła i ruszyła przodem, czekając aż Terry do niej dołączy.
Ruszył szybko za nią, zastanawiając się, co mu Karen pokaże. Wyobraźnię zaś, jak to poeta, miał bardzo bogatą. Może jakaś bardzo przyjemna niespodzianka, zastanawiał się, kombinując, jaki rodzaj niespodzianki usatysfakcjonowałby go najbardziej.
- Nie sądzę by warty były wam potrzebne. Właściwie, już macie kilku wartowników… tak na wszelki wypadek… Nie zostaną tu na stałe, ale na kilka pierwszych nocy na pewno. Dlatego ja i Axel spokojnie się oddalimy. W chacie nie ma miejsca na tyle osób - odparła spokojnym tonem Dafne, chociaż widać było po niej spięcie. Po tych słowach powoli zaczęła wstawać, otrzepując ręce po migdałach.
Axel podniósł się natychmiast i podał dziewczynie rękę
- Sugerujesz. Dafne, ze warty sa niepotrzebne tak? Jestesmy tu w pelni bezpieczni, nic nam w nocy nie zagrozi i wszyscy moga isc spac nie przejmujac sie czuwaniem. Nie ma szans by cos nam zagrozilo, nie ma szans by cos zniknelo? - dopytywal sie ciekawie ksiadz.
- Tak. Ale, jeśli chodzi o to znikanie... Bezpieczniej jest zostawiać rzeczy do których jesteście przywiązani w chacie. Aalaes’fa uważają, że to co na ich ziemi, jest ich. Chatę traktują jako tą należącą do ludzi. Nigdy nie wchodzą do środka - oznajmiła Dafne, przekonana co do tego, co mówi. - Oczywiście, nierozsądnym byłoby spać poza chatą czy nie przy ognisku. Zwierzęta, węże… ale tu nic wam nie grozi. - Wskazała dłonią ogień i chatę.
- W chacie sie nie pomiescimy.


- W siedem osób, na trzech dużych łóżkach? - Dafne uniosła wysoko brwi. Zdaje się, uważała inaczej.
- Mamy sobie losować kto z kim? - Usmiechnął się Alex. - My na spoczynek w innych celach. - Patrzył przy tym na Axela z mieszanką pogardy i drwiny. Zasadniczo od rozmowy z Dafne nad oceanem… (a może wczesniej?), nawet życzył jej spełnienia, uczucia. Tego co dobre wiązało się z pięknem pasji świeżego związku. Ale jemu, chciał to obrzydzać. Odwlekac. Zastanawiał się czy Lacroix już witający się z gąską po powstaniu sprzed ogniska nie zacznie poprawiac się gdzieniegdzie, bo tak wygladał. I wtedy, gdy ta myśl zgasła, Monika zupełnie nagle wstała. Alex otrzymał tylko cichą, krótką informację o tym, że idzie się położyć.
- Fajnie wiedzieć, że parę osób nie musi zarywać nocki - powiedział. - Byśmy jak te głupki wartowali bez sensu. W nocy, lub jutro może wytłumaczysz Dafne, że w grupie Axel ma tez jakies obowiązki i nie jest tu tylko na wakacjach?
Dafne, zdawała się nie słuchać przez kilka pierwszych słów księdza. Jej wzrok wędrował w zamyśleniu za Moniką.
- Porywam go. Nie idzie z własnej i nieprzymuszonej woli. Gdyby tak było, z całą pewnością zostałby i nie spał przez całą noc dla waszego bezpieczeństwa - oznajmiła Dafne, takim tonem, jakby mówiła o pogodzie… z tylko lekką nutą zamyślenia. Wciąż przesuwając wzrok za Moniką, która teraz zniknęła za drzwiami chaty. - Czas już na nas. - Dafne złapał Axela za wyciągniętą do niej dłoń.
Ksiądz tylko skwitował porwanie i przymuszoną wole szyderczym grymasem.
Nie skomentował, udał się za Moniką.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline