Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2016, 18:19   #22
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ragnar znalazł wstążkę.

Bardzo ładna była, pomimo utytłania. Tileański jedwab barwy mocnego wina południowo-zachodnich stoków Apuccini. Naturalnie temat tkanin był mu dość obcy, lecz kilka materiałów zdążył poznać. Wełnę, len albo... tileański jedwab. W końcu rozpruł wielu ludzi i nieludzi w jego obronie.
Wziął ją sobie, gdy nie dostrzegł nikogo, kto mógłby zgłaszać do niej pretensje.

Więcej wartych uwagi wydarzeń poprzedniego wieczora się nie zdarzyło. Milczeniem pominąć można krótkie skinięcie głową będące odpowiedzią na zgodę Tottentanza oraz zatrzymanie się w pierwszej, lepszej karczmie. Niewiele warta jest także wzmianka o pójściu spać, gdyż Ragnar nie rozmyślał zbyt wiele przed snem. Nie rozgrywał w myślach żadnych sojuszy czy szarad.

Nie miał zamiaru oceniać pochopnie nowych towarzyszy broni, choć nasuwało mu się kilka opinii. Niemniej prawdziwą opinię miał o nich sobie wykształcić dopiero wtedy, gdy przyjdzie pierwsza okazja do przetestowania umiejętności.

- Jedno i drugie łatwe do obrony - mruknął pod nosem, kiedy Sigmaryta przedstawił dwie drogi do zamku.
Obie nie podobały się Jernarmowi ze względu na niekorzystne podejście. Wejścia mogły i prawdopodobnie były pozamykane, jeśli kultyści znajdują się już u celu. Zastanowił się przez chwilę, czy nie istnieje trzecia droga. W końcu niektóre zamki dysponowały sekretnymi przejściami mającymi umożliwić możnym wyjście, kiedy zrobi się gorąco. Takie tunele muszą być długie, biorąc poprawkę na możliwe rozmiary armii oblegającej. Mogły się ciągnąć nawet do najbliższej wsi.
Zanotował w pamięci, by dokładnie zapoznać się z Felsbockenbergiem.

Jeśli jednak trzecia droga okazałaby się mrzonką, co wykluczonym być nie mogło, ponieważ nie wszystkie twierdze musiały posiadać takie tunele, to należało dokładnie zapoznać się z jednym i drugim podejściem.
Szerokie podejście wydawało się pozornie łatwiejsze do przebycia, ale wcale nie musiało takie być. Jeśli jest to teren nieosłonięty, to ewentualni łucznicy będą mieli ich jak na dłoni. Być może to właśnie węższa droga okaże się, paradoksalnie, korzystniejsza.
Takie rozważania musiały jednak poczekać na objawienie w postaci rzucenia okiem na teren.

Khazad przestąpił z nogi na nogę, spoglądając po wszystkich zebranych. Gwoli szczerości, to uważał, że tracą czas. Gdyby to zależało wyłącznie od niego, to ruszyłby natychmiast. Nie był zmęczony, zaś noc nie była mu straszna.

- Dobra, nie ma co mitrężyć - rzucił poprawiając topór u pasa.





Przyszedł jebaaany rozkaz do boju,
Było już w chuj od wieczoooora...

Od samego początku drogi wesołe, żołnierskie piosenki trzymały się krasnoluda.
Uwolniony od spojrzenia kapłanów Sigmara, nie musiał już powstrzymywać języka i mógł mówić tak, jak miał na to ochotę.
Momentami podśpiewywał nie zrażony deszczem, a momentami pogwizdywał wesoło.

- Na dobry początek może łyczek albo dwa? Hm? Bianca jestem, miło poznać. Aleć się kompania zebrała, hm?

- No, jak nie, jak tak? - wyszczerzył się do ślicznej dziewczynki. Doskonały moment na poprawienie sobie humoru, ponieważ las zbliżał się wielkimi krokami. Przynajmniej przestawało kapać z nieba.

- Panie przodem - zwrócił się do kobiety z psem. Krasnoludy to pamiętliwa rasa, nie zapomniał o zeszłodniowej ofercie kobiety z psem. W końcu przecież skorzystał.

- Ragnar - przedstawił się zabierając się za swoją kolej do wychylenia małego łyka. Może troszkę większego łyka. W końcu jednak, nim zwężenie, zwane czasem Szyjką Ragnara, zetknęło się z krasnoludzkimi ustami, uznał, iż półśrodki nigdy nie przynoszą rezultatu. Lepiej dupnąć raz a porządnie niż pierdzieć po kawałku.

Skrzywił się lekko, choć przyczyna pozostawała niejasna. Albo alkohol, albo przekroczenie progu lasu. Jedno z dwóch.

- A się, kurwa, zebrała. Spodziewałem się góra pięciu pojebów. Łącznie ze mną. A tu dupa, gówno, miód. Dycha jak w mordę strzelił. Ale dobra, większa szansa na powrót - odparł Biance.

(...) W gniadym rumaku otwiera się dupa,
I czerwone widać czereeepyyy!

Nagle zamilkł. Południe wspinało się coraz wyżej, kiedy ze zmrużonymi oczami rozejrzał się uważniej. Niedługą chwilę poświęcił zwierzętom. Krasnolud zbyt wiele bitew przeżył, by nie wiedzieć, że to doskonałe środki wczesnego ostrzegania.

Natychmiast zdjął tarczę. W dłoni obrócił się topór.
W oddali rozbrzmiało wycie wilka i w tej chwili Ragnar wiedział już co nadciąga. Odgłos nie musiał się powtarzać. Te małe, zielone, plugawe, obrzydliwe skurwiele rozpozna wszędzie.

- Grobi... - mruknął i splunął pod nogi.

Dostrzegając ruch po obu stronach wiedział, że wpakowali się w pułapkę. Chędożony las.

Khazad przykucnął lekko i skulił się za tarczą, zwracając ją w nieosłoniętą stronę. Za swoimi plecami miał ową Cichą oraz człowieka, któremu małe skurwiele zabiły konia.
Usłyszał metaliczne brzęknięcia o własną zasłonę.

Podniósł się natychmiast wiedząc, iż chwilowo nie grozi mu atak dystansowy. Pojawiło się jednak nowe zagrożenie. Przywódca na wilku. Wielki zwierzak staranował elfy i jednym chłapnięciem zagryzł konia Rycerza.

Zasadzka zaczęła się zamykać, gdy po obu stronach traktu wyłoniła się chmara goblinów i snotlingów.
Ragnar poświęcił chwilę na rozeznanie w sytuacji. W jego rzędzie cztery na zwarcie, raz na dystans. W drugim szeregu trzy na zwarcie, raz na dystans i Bianca, której nie potrafił zakwalifikować do żadnej grupy.

- Nie oddalać się! Trzymać w grupie! - odezwał się elf.
Byli zamknięci w klasycznym, aleksandryjskim młocie i kowadle. W tym manewrze przeważające siły nacierały z obu stron i ścisła defensywa miałaby sens, gdyby wszyscy dysponowali tarczami i włóczniami. Przynajmniej tarczami.

Gdyby Ragnar dowodził siłami przeciwnika, nakazałby wilkowi szarżę przez środek ich formacji, by rozdzielić stojących plecami do siebie. Nawet jeśli nikt nie odniósłby ran, to z całą pewnością wylądowaliby na ziemi. Gobliny byłyby już w drodze, a wtedy rany to darmowe wykpienie się z sytuacji.

Zobaczył jak ostatni jeździec na koniu ruszył w kierunku przywódcy. Przez chwilę krasnolud chciał się przyłączyć, ale byłoby to zagranie wyjątkowo nierozsądne. Musiałby przemierzyć całe pole bitwy.
Niemniej posunięcie było słuszne.

Trzy-jeden, trzy-jeden-Bianca.

Widział, że każdy podjął własne działanie, zaś ich grupa przypominała burdel ogarnięty pożarem.
Dowiedział się jednak czegoś ciekawego. Stojący za nim człowiek był siłą zwarcia i dystansu.

Odpowiedzią na młot i kowadło były skrzydła. Zagranie wymagające dla trzonu, ale niosące spore szanse na wydostanie się z kleszczy.

Jeśli Rycerz dołączyłby do Konnego i razem zarąbali przywódcę, to mogliby się rozdzielić i oskrzydlić rzędy przeciwnika z tamtej strony.
Ragnar z gościem za swoimi plecami mógłby dokonać podobnego zagrania. W tamtej chwili największy ciężar spocząłby na centrum. Przynajmniej przez pewien czas.

Kobieta z Psem i elf musieliby wystąpić do przodu z jednej strony, zaś Bianca i Sigmaryta z drugiej. Elfka i Cicha pozostałyby osłonięte, a jednocześnie miały czyste pole do strzału, w nacierające na nich siły.

Podczas zwarcia Ragnar ze swym odpowiednikiem z drugiej strony oraz Rycerz z Konnym uniemożliwialiby zamknięcie pierścienia, a centrum mogłoby się rozdzielić, gdy nie będzie im groził atak na plecy.
Cicha w umownym kierunku "południe", elfka na "północ". Wpuścić gobliny w środek. To nie są inteligentne istoty.
Dzięki temu odwróciliby młot i kowadło, zamykając przeciwników w pułapce bez wyjścia.

Strona północ miałaby wtedy Konnego, Rycerza, Kobietę z Psem, Sigmarytę i Elfkę, zaś południe dysponowałoby Elfem, Gościem z Pistoletem, Biancą, Cichą oraz Ragnarem.
Wtedy będą mogli próbować zamknąć pierścień i wyrżnąć napastników.

Ważną kwestią w siłach zielonych chujków było morale. Konny musiał pokazać trupa przywódcy jego siłom.

Planowanie nie był długie. W końcu nie miał pewności czy ktokolwiek pójdzie za strategią, której nie miał czasu wyjaśnić.

- Rycerzu! Z Konnym! Jebnijcie w skrzydła, i morale! - zwrócił się do człowieka, któremu dzień wcześniej odpowiedział pozdrowieniem z jabłkiem.

- My z drugiej strony - rzucił za plecy.

- Reszta zwarcia i Bianca krok do przodu. Magiczka i Cicha do ochrony! Wychodzimy z kleszczy! - wydarł się.

Sam natychmiast ruszył na oskrzydlić gobliny ze strony "zachód-południe". Szedł szybko, na ugiętych nogach, garbiąc się za osłoną tarczy. Mając nieustannie przed sobą zagrożenie goblińskie, nie wyglądał nawet w tamtym kierunku. Wystarczyło mieć oczy otwarte na boki oraz słuch skierowany naprzód. W bitwie nikt nie dbał o zachowanie ciszy.

Miał zamiar dotrzeć na skraj i zacząć wyrąbywać sobie drogę od boku goblińskiej formacji. Jeśli jednak stałoby się tak, że zielonoskóre plugastwa wykażą szczątkową inteligencję i spróbują go okrążyć, to będzie zachodził całą formację od tyłu, dzięki czemu da Kobiecie z Psem i elfowi okazję do ofensywy. Wtedy jednak będzie zmuszony do powolnego cofania się w stronę, z której przyszedł, by mierzyć się z nie więcej niż dwoma przeciwnikami na raz.

Amator od zawodowca różnił się pod wieloma względami. Ten pierwszy stał jak kołek próbując rąbać przeciwników jak drwal drzewa. Nie bierze poprawki na to, że przeciwnik nie jest nieruchomym słupem soli. Ten drugi wykorzystywał wszystkie kierunki, by ustawić się w jak najdogodniejszej pozycji.

Ponadto niewiele akcji było w stanie zastąpić efektowne wejście. Szarża połączona z okrzykami i jego zakazaną gębą mogły zdziałać cuda. Szczególnie mogła uderzyć w morale. Niewykluczone, że udałoby mu się spowodować chwilę zawahania u przeciwnika lub zamarcie z bojaźni. Na ucieczkę jeszcze nie liczył. Jeszcze.

Nienawidził tych małych skurwysynów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 08-11-2016 o 18:44.
Alaron Elessedil jest offline