Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-11-2016, 21:53   #21
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Yael rzuciła nieco krzywe spojrzenie temu, który odczytał pismo na głos. Zaraz jednak wyszczerzyła zęby. Widać na nic lepszego nie było co liczyć, bo kapłanowi jakoś się nie spieszyło do sprowadzenia wiarygodnej, trzeciej strony. O ile sprowadzona przez jedną ze stron, strona miała kiedykolwiek być wiarygodna. To jednak były sprawy mniej istotne. Teraz, gdy godzina wciąż młoda była, należało wykorzystać czas na to by dobrze się zabawić. Wątpliwym bowiem było, by w drodze do zamku i w samej budowli, zastali chętnych do wspólnego, radosnego biesiadowania. Z drugiej strony, przez biesiadowaniem z korbaczem w dłoni, Yael nigdy specjalnie się nie wzbraniała.
- Yael - rzuciła na odchodne, kierując swe imię na równi do najmujących co najemników.
Kir posłusznie poczłapał za nią, obwąchując przy okazji tego zamaskowanego. Widać pachniał mu jakoś szczególnie smakowicie czy coś.
Jego właścicielka kroki swe skierowała nigdzie indziej jak do karczmy, gdzie przez ostatnie dni stacjonowała. Już od progu poinformowała karczmarz, że od dnia następnego będzie sobie musiał kogoś innego poszukać i żeby szykował najlepsze jadło i gorzałe. Kto wie, może miało ono być jej ostatnim za tego żywota, więc oszczędzać na nim nie zamierzała.


Tego wieczoru w “Baryle” działo się, oj działo. Część z tego Yael pamiętała, reszty niekoniecznie. Dla przykładu, i należałoby nadmienić, że było to dla niej pewnym zaskoczeniem, nijak sobie nie przypominała by tego łysego jegomościa, który to chrapał w połowie na niej zwalony, zapraszała do łoża. Dobrze, że zamówiła sobie wczesną pobudkę, bo jak nic na czas by się nie stawiła, by wysłuchać tego, co jeszcze kapłan miał do powiedzenia. Mimo, że zanim wylazła z pokoju karczemnego, doprowadziła się do stanu względnie używalnego, to nie dało się ukryć, że cuchnęło od niej gorzałą. Tym bardziej, że po drodze dopijała jeszcze, co by pękający łeb ułagodzić. Zapewne z tego właśnie powodu, gdy raźnym krokiem pokonywali drogę w strugach deszczu, z jej ust co jakiś czas padało wyrażenie niegodne białogłowy. Ba, szewc by się pewnie zarumienił, chociaż za to głowy by nie dała. Za bardzo lubiła gdy tworzyła całość z resztą ciała.


Gdy wleźli w las, humor Yael nieco się poprawił. Kompania była, jak się spodziewała po wczorajszym pokazie, mrukliwa jak sto goblinów z rozwolnieniem. Co prawda nigdy nie słyszała pomrukujących goblinów z rozwolnieniem, jednak niewiele ją zgodność określenia z rzeczywistością interesowała. Interesował ją z kolei napitek od tej ślicznotki. W końcu jak częstują to się nie odmawia, to by jak nic, brakiem manier było. Ślicznotka, jak się okazało, wołała się Bianca i był z niej ruchliwiec jakich mało. To do tego zagadała, tego poczęstowała, temu coś, tamtemu innoś. Skąd to cholerstwo o tak wczesnej porze energię miało, tego Yael nie wiedziała. Widać już taka była, co jasnowłosej nijak nie przeszkadzało. Podobnie jak w tylnej części miała milczenie tego z maską, czy jaśnie pańską wyższość elfki. W ogóle to, jak już się rzekło, humor jej nawet dopisywał, gdy już kac został zabity, a lejąca się z nieba woda, wzięła wolne.


Nie przestawał jej dopisywać i wtedy, gdy napotkali kłopoty. No bo, jakby nie spojrzeć, dobra walka była nawet lepsza od gorzały, chociaż różnica była dość niewielka. Pierwsze chwile starcia nie wróżyły za dobrze drużynie, Yael uznała jednak, że to tylko dlatego, że ona sama jeszcze po oręż nie sięgnęła. Oj dobra to była chwila, uśmiech na usta przywołująca. Kir, dobre psisko, podążając za jej nakazem, ruszyło za konnym, co by go wspomóc w walce z dowódcą i jego wilkiem. Ona zaś…
- Wychędożyć ich! - Zakrzyknęła ochoczo, rozwijając bicz i sięgając po tarczę. Co prawda mogła skorzystać z długiego łuku, który ze sobą miała, jednak uznała że lepiej będzie zastosować taktykę trzymania na dystans, co by ci, którzy już swe bronie dystansowe dobyli, mieli jak najwięcej czasu by z nich skorzystać. Nie mówiąc już o tym, że bicz łatwo na korbacz mogła zamienić, gdyby atakujące ich cholerstwo podejść zdołało zbyt blisko. Z korbaczem zaś, mogła z tymi skurwielami zatańczyć taniec, o którym im się w najdzikszych snach nie śniło.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 07-11-2016 o 21:57.
Grave Witch jest offline  
Stary 08-11-2016, 18:19   #22
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ragnar znalazł wstążkę.

Bardzo ładna była, pomimo utytłania. Tileański jedwab barwy mocnego wina południowo-zachodnich stoków Apuccini. Naturalnie temat tkanin był mu dość obcy, lecz kilka materiałów zdążył poznać. Wełnę, len albo... tileański jedwab. W końcu rozpruł wielu ludzi i nieludzi w jego obronie.
Wziął ją sobie, gdy nie dostrzegł nikogo, kto mógłby zgłaszać do niej pretensje.

Więcej wartych uwagi wydarzeń poprzedniego wieczora się nie zdarzyło. Milczeniem pominąć można krótkie skinięcie głową będące odpowiedzią na zgodę Tottentanza oraz zatrzymanie się w pierwszej, lepszej karczmie. Niewiele warta jest także wzmianka o pójściu spać, gdyż Ragnar nie rozmyślał zbyt wiele przed snem. Nie rozgrywał w myślach żadnych sojuszy czy szarad.

Nie miał zamiaru oceniać pochopnie nowych towarzyszy broni, choć nasuwało mu się kilka opinii. Niemniej prawdziwą opinię miał o nich sobie wykształcić dopiero wtedy, gdy przyjdzie pierwsza okazja do przetestowania umiejętności.

- Jedno i drugie łatwe do obrony - mruknął pod nosem, kiedy Sigmaryta przedstawił dwie drogi do zamku.
Obie nie podobały się Jernarmowi ze względu na niekorzystne podejście. Wejścia mogły i prawdopodobnie były pozamykane, jeśli kultyści znajdują się już u celu. Zastanowił się przez chwilę, czy nie istnieje trzecia droga. W końcu niektóre zamki dysponowały sekretnymi przejściami mającymi umożliwić możnym wyjście, kiedy zrobi się gorąco. Takie tunele muszą być długie, biorąc poprawkę na możliwe rozmiary armii oblegającej. Mogły się ciągnąć nawet do najbliższej wsi.
Zanotował w pamięci, by dokładnie zapoznać się z Felsbockenbergiem.

Jeśli jednak trzecia droga okazałaby się mrzonką, co wykluczonym być nie mogło, ponieważ nie wszystkie twierdze musiały posiadać takie tunele, to należało dokładnie zapoznać się z jednym i drugim podejściem.
Szerokie podejście wydawało się pozornie łatwiejsze do przebycia, ale wcale nie musiało takie być. Jeśli jest to teren nieosłonięty, to ewentualni łucznicy będą mieli ich jak na dłoni. Być może to właśnie węższa droga okaże się, paradoksalnie, korzystniejsza.
Takie rozważania musiały jednak poczekać na objawienie w postaci rzucenia okiem na teren.

Khazad przestąpił z nogi na nogę, spoglądając po wszystkich zebranych. Gwoli szczerości, to uważał, że tracą czas. Gdyby to zależało wyłącznie od niego, to ruszyłby natychmiast. Nie był zmęczony, zaś noc nie była mu straszna.

- Dobra, nie ma co mitrężyć - rzucił poprawiając topór u pasa.





Przyszedł jebaaany rozkaz do boju,
Było już w chuj od wieczoooora...

Od samego początku drogi wesołe, żołnierskie piosenki trzymały się krasnoluda.
Uwolniony od spojrzenia kapłanów Sigmara, nie musiał już powstrzymywać języka i mógł mówić tak, jak miał na to ochotę.
Momentami podśpiewywał nie zrażony deszczem, a momentami pogwizdywał wesoło.

- Na dobry początek może łyczek albo dwa? Hm? Bianca jestem, miło poznać. Aleć się kompania zebrała, hm?

- No, jak nie, jak tak? - wyszczerzył się do ślicznej dziewczynki. Doskonały moment na poprawienie sobie humoru, ponieważ las zbliżał się wielkimi krokami. Przynajmniej przestawało kapać z nieba.

- Panie przodem - zwrócił się do kobiety z psem. Krasnoludy to pamiętliwa rasa, nie zapomniał o zeszłodniowej ofercie kobiety z psem. W końcu przecież skorzystał.

- Ragnar - przedstawił się zabierając się za swoją kolej do wychylenia małego łyka. Może troszkę większego łyka. W końcu jednak, nim zwężenie, zwane czasem Szyjką Ragnara, zetknęło się z krasnoludzkimi ustami, uznał, iż półśrodki nigdy nie przynoszą rezultatu. Lepiej dupnąć raz a porządnie niż pierdzieć po kawałku.

Skrzywił się lekko, choć przyczyna pozostawała niejasna. Albo alkohol, albo przekroczenie progu lasu. Jedno z dwóch.

- A się, kurwa, zebrała. Spodziewałem się góra pięciu pojebów. Łącznie ze mną. A tu dupa, gówno, miód. Dycha jak w mordę strzelił. Ale dobra, większa szansa na powrót - odparł Biance.

(...) W gniadym rumaku otwiera się dupa,
I czerwone widać czereeepyyy!

Nagle zamilkł. Południe wspinało się coraz wyżej, kiedy ze zmrużonymi oczami rozejrzał się uważniej. Niedługą chwilę poświęcił zwierzętom. Krasnolud zbyt wiele bitew przeżył, by nie wiedzieć, że to doskonałe środki wczesnego ostrzegania.

Natychmiast zdjął tarczę. W dłoni obrócił się topór.
W oddali rozbrzmiało wycie wilka i w tej chwili Ragnar wiedział już co nadciąga. Odgłos nie musiał się powtarzać. Te małe, zielone, plugawe, obrzydliwe skurwiele rozpozna wszędzie.

- Grobi... - mruknął i splunął pod nogi.

Dostrzegając ruch po obu stronach wiedział, że wpakowali się w pułapkę. Chędożony las.

Khazad przykucnął lekko i skulił się za tarczą, zwracając ją w nieosłoniętą stronę. Za swoimi plecami miał ową Cichą oraz człowieka, któremu małe skurwiele zabiły konia.
Usłyszał metaliczne brzęknięcia o własną zasłonę.

Podniósł się natychmiast wiedząc, iż chwilowo nie grozi mu atak dystansowy. Pojawiło się jednak nowe zagrożenie. Przywódca na wilku. Wielki zwierzak staranował elfy i jednym chłapnięciem zagryzł konia Rycerza.

Zasadzka zaczęła się zamykać, gdy po obu stronach traktu wyłoniła się chmara goblinów i snotlingów.
Ragnar poświęcił chwilę na rozeznanie w sytuacji. W jego rzędzie cztery na zwarcie, raz na dystans. W drugim szeregu trzy na zwarcie, raz na dystans i Bianca, której nie potrafił zakwalifikować do żadnej grupy.

- Nie oddalać się! Trzymać w grupie! - odezwał się elf.
Byli zamknięci w klasycznym, aleksandryjskim młocie i kowadle. W tym manewrze przeważające siły nacierały z obu stron i ścisła defensywa miałaby sens, gdyby wszyscy dysponowali tarczami i włóczniami. Przynajmniej tarczami.

Gdyby Ragnar dowodził siłami przeciwnika, nakazałby wilkowi szarżę przez środek ich formacji, by rozdzielić stojących plecami do siebie. Nawet jeśli nikt nie odniósłby ran, to z całą pewnością wylądowaliby na ziemi. Gobliny byłyby już w drodze, a wtedy rany to darmowe wykpienie się z sytuacji.

Zobaczył jak ostatni jeździec na koniu ruszył w kierunku przywódcy. Przez chwilę krasnolud chciał się przyłączyć, ale byłoby to zagranie wyjątkowo nierozsądne. Musiałby przemierzyć całe pole bitwy.
Niemniej posunięcie było słuszne.

Trzy-jeden, trzy-jeden-Bianca.

Widział, że każdy podjął własne działanie, zaś ich grupa przypominała burdel ogarnięty pożarem.
Dowiedział się jednak czegoś ciekawego. Stojący za nim człowiek był siłą zwarcia i dystansu.

Odpowiedzią na młot i kowadło były skrzydła. Zagranie wymagające dla trzonu, ale niosące spore szanse na wydostanie się z kleszczy.

Jeśli Rycerz dołączyłby do Konnego i razem zarąbali przywódcę, to mogliby się rozdzielić i oskrzydlić rzędy przeciwnika z tamtej strony.
Ragnar z gościem za swoimi plecami mógłby dokonać podobnego zagrania. W tamtej chwili największy ciężar spocząłby na centrum. Przynajmniej przez pewien czas.

Kobieta z Psem i elf musieliby wystąpić do przodu z jednej strony, zaś Bianca i Sigmaryta z drugiej. Elfka i Cicha pozostałyby osłonięte, a jednocześnie miały czyste pole do strzału, w nacierające na nich siły.

Podczas zwarcia Ragnar ze swym odpowiednikiem z drugiej strony oraz Rycerz z Konnym uniemożliwialiby zamknięcie pierścienia, a centrum mogłoby się rozdzielić, gdy nie będzie im groził atak na plecy.
Cicha w umownym kierunku "południe", elfka na "północ". Wpuścić gobliny w środek. To nie są inteligentne istoty.
Dzięki temu odwróciliby młot i kowadło, zamykając przeciwników w pułapce bez wyjścia.

Strona północ miałaby wtedy Konnego, Rycerza, Kobietę z Psem, Sigmarytę i Elfkę, zaś południe dysponowałoby Elfem, Gościem z Pistoletem, Biancą, Cichą oraz Ragnarem.
Wtedy będą mogli próbować zamknąć pierścień i wyrżnąć napastników.

Ważną kwestią w siłach zielonych chujków było morale. Konny musiał pokazać trupa przywódcy jego siłom.

Planowanie nie był długie. W końcu nie miał pewności czy ktokolwiek pójdzie za strategią, której nie miał czasu wyjaśnić.

- Rycerzu! Z Konnym! Jebnijcie w skrzydła, i morale! - zwrócił się do człowieka, któremu dzień wcześniej odpowiedział pozdrowieniem z jabłkiem.

- My z drugiej strony - rzucił za plecy.

- Reszta zwarcia i Bianca krok do przodu. Magiczka i Cicha do ochrony! Wychodzimy z kleszczy! - wydarł się.

Sam natychmiast ruszył na oskrzydlić gobliny ze strony "zachód-południe". Szedł szybko, na ugiętych nogach, garbiąc się za osłoną tarczy. Mając nieustannie przed sobą zagrożenie goblińskie, nie wyglądał nawet w tamtym kierunku. Wystarczyło mieć oczy otwarte na boki oraz słuch skierowany naprzód. W bitwie nikt nie dbał o zachowanie ciszy.

Miał zamiar dotrzeć na skraj i zacząć wyrąbywać sobie drogę od boku goblińskiej formacji. Jeśli jednak stałoby się tak, że zielonoskóre plugastwa wykażą szczątkową inteligencję i spróbują go okrążyć, to będzie zachodził całą formację od tyłu, dzięki czemu da Kobiecie z Psem i elfowi okazję do ofensywy. Wtedy jednak będzie zmuszony do powolnego cofania się w stronę, z której przyszedł, by mierzyć się z nie więcej niż dwoma przeciwnikami na raz.

Amator od zawodowca różnił się pod wieloma względami. Ten pierwszy stał jak kołek próbując rąbać przeciwników jak drwal drzewa. Nie bierze poprawki na to, że przeciwnik nie jest nieruchomym słupem soli. Ten drugi wykorzystywał wszystkie kierunki, by ustawić się w jak najdogodniejszej pozycji.

Ponadto niewiele akcji było w stanie zastąpić efektowne wejście. Szarża połączona z okrzykami i jego zakazaną gębą mogły zdziałać cuda. Szczególnie mogła uderzyć w morale. Niewykluczone, że udałoby mu się spowodować chwilę zawahania u przeciwnika lub zamarcie z bojaźni. Na ucieczkę jeszcze nie liczył. Jeszcze.

Nienawidził tych małych skurwysynów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 08-11-2016 o 18:44.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 10-11-2016, 11:39   #23
 
jeralt's Avatar
 
Reputacja: 1 jeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetny
Dalsza część spotkania nie różniła się niczym szczególnym od poprzedniej. Przeor zakończył swoje przemówienie, pozostawiają czas na podpisy i pytania, które to miały okazję się napatoczyć zbieraninie najemników i rycerzy. Gotfried w milczeniu je przeczekał, aż do momentu upragnionego zakończenia spotkania. Ludzie i nieludzie powoli opuszczali pomieszczenie, składając przed tym podpisy na umowie. Zakonnik pożegnał kapłana lekkim, aczkolwiek nie pozbawionym szacunku ukłonem, pozostawiając go z rycerzem, którego obdarował krótkim, pogardliwym, pożegnalnym spojrzeniem.

Nastał dzień wymarszu. Gotfried poranek spędził na modlitwie i śniadaniu wśród braci, których mógł już nigdy nie zobaczyć. Posilił się do syta, wiedząc, że podobna okazja na trakcie może się nie pojawić.
Po śniadaniu udał się w towarzystwie Heinricha na odprawe. Nie trwała ona zbyt długo, a jej treść nie stanowiła żadnej nowości dla uszu zakonnika. Miał on bowiem okazje zapoznać się z całym przedsięwzięciem i mapami w zaciszu swojego pokoju. Wydawało mu się, że przeor pokładał w nim nadzieję, a on chciał zrobić wszystko, żeby go nie zawieść.

Parę godzin później byli już na trakcie. Mimo rozmów i humoru dopisującego większości części drużyny, on maszerował w milczeniu, wypowiadając w myślach kolejne słowa modlitwy. Mijały kolejne minuty, a on nie zwracając większej uwagi na otoczenie szedł przed siebie. Z zamyślenia wydostała go kobieta oferująca mu nadziewaną bułeczkę. Jej brak szacunku do zadania, którym to obdarował ich sam Sigmar, jedynie rozzłościł zakonnika, co w efekcie przyniosło cichą i stanowczą odmowę. Po tym zajściu powrócił do swoich spraw, poprawiając przy okazji położenie młota opartego na jego ramieniu.

Nie minęło parę minut, gdy ponownie wyrwano go z oceanu fanatycznych myśli, który zalewał mu głowę. Tym razem nie była to radosna dziewczyna a kamień, który uderzył go w głowę. Zakonnik zachwiał się, a jego wzrok stracił na moment ostrość. Obok niego wybuchła wrzawa spowodowana nagłym atakiem znikąd. Gdy Gotfried ocknął się, przyjmując tym samym pozycje bojową, część jego towarzyszy była już zajęta walką. Rżenie umierających koni zagłuszone zostało przez wycie wilka i krzyki goblinów rzucających się na nich w szaleńczym natarciu. Ocean myśli wyparował ustępując miejsca fanatycznemu płomieniowi trawiącemu jego umysł i ciało. Na atak postanowił odpowiedzieć atakiem, dlatego zakonnik wykrzykując zagłuszone przez zgiełk słowa, zaszarżował najbliżej stojącego goblina i w fanatycznym uniesieniu podniósł młot nad głowę próbując rozłupać czerep zielonoskórego. Chwała Ci Sigmarze! Cześć i chwała!
 
jeralt jest offline  
Stary 10-11-2016, 13:25   #24
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
ierwsza fala zielonych nadchodząca z zachodu, została skutecznie przerzedzona salwami z broni dystansowej. Ernst pruł ze swojej samopowtarzalnej kuszy, kosząc gobliny i snotlingi, które tylko weszły mu na cel. Położył w sumie cztery szkodniki, trzy dodatkowo raniąc, które w chwilę zostały wysłane do Gorka i Morka przez ostrze warczącego Ragnara zmierzającego w swoją stronę. Enigma nie był gorszy - co prawda gobasy zdążyły wystrzelić, jednak ich celność pozostawiała wiele do życzenia. Zakapturzony natomiast miał celne oko i pewną dłoń, zabijając obu łuczników dwoma strzałami; jednego trafił w szyję, drugiego w korpus. Dwóch gobasów przedarło się do niego, jednak Enigma bez problemu uniknął spadających ciosów, a chwilę potem tamci padli pod biczem Yael, dobici przez Aerina. Łucznik w moment przeniósł spojrzenie w stronę szarżującego wodza goblinów. Tam, roztrącając przeciwników zamaszystymi cięciami miecza był już Hans.

Nim dopadł do wodza, z flanki nadbiegł Kir - wyglądający niczym szczeniak przy wielkim wilku pies wybił się z tylnych łap i strącił przywódcę zielonych z grzbietu zwierzęcia, przetaczając się z nim po ziemi. Wtedy też wypuszczona przez Enigmę strzała wbiła się w pierś wilka, który zakwilił, wytracając prędkość i zataczając się wprost na szarżującego Sigmarytę. Van der Fels spuścił ostrze swego miecza na szeroki kark drapieżnika, wgryzając się głęboko w ciało. Fontanna ciemnej krwi trysnęła na twarz i napierśnik rycerza, a monstrualny wilk padł, skomląc. Nieopodal, zasłaniając się tarczą, Mandred wycinał sobie drogę do szarpiącego się z Kirem wodza zielonych. Tarcza i część pancerza ubabrana była goblinią juchą, jednak von Grossburg nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Tak samo jak na ostrza prowizorycznego uzbrojenia gobasów ześlizgujących się po jego blachach.

Znalazł się przy wodzu, gdy ten zdążył przejechać ostrzem niewielkiego miecza po udzie Kira. Pies, w bitewnym szale, zdawał się nawet tego nie zauważać, choć rana była dość szeroka i nieźle krwawiła. Mandred natomiast uderzył ostrzem w leżącego śmierdziela, niemal odcinając szkaradny łeb od tułowia i kończąc tym samym jego marne życie. W tym samym czasie, Aerin oszczędnymi, metodycznymi ruchami swego dwuręcznego miecza kładł kolejne gobliny. Bianca, stojąca do niego plecami, osłaniała go sztyletem i zdążyła rozprawić się z dwoma snotlingami oraz ranić jednego goblina. Ragnar nie miał już co robić na południowo-zachodniej stronie bitwy, więc przeniósł się naprzeciwko, tnąc swym toporem wszystkich zielonych, którzy mu się napatoczyli, przyjmując kilka uderzeń mieczy na tarczę. Andariel, mając wsparcie ze strony mistrza miecza, złodziejki oraz krasnoluda, wymówiła słowa mocy, nie tracąc koncentracji nawet wtedy, gdy tuż obok jej głowy przeleciała jedna z ciśniętych przez goblina włóczni.

Powietrze zadrgało od magicznej energii i w momencie uderzenia kosturem o ziemię nastąpił potężny rozbłysk białego światła. Zieloni stojący w jego obrębie pisnęli krótko, a oślepieni i bezbronni wpadali wprost pod ostrze Ragnara, młot Gotfrieda i korbacz Yael, który zamieniał ich małe łby w krwawą papkę. Jeden z żyjących pokurczy zaskrzeczał jakąś komendę w prymitywnym języku, co w mig wprowadziło zamęt w szeregach jego popleczników. Najwyraźniej śmierć wodza i magia Andariel zadziałały nad wyraz dobrze, co skwapliwie wykorzystaliście, posyłając do piachu kolejne trzy ścierwojady, nim kolejne trzy gobliny wzięły odwrót w stronę lasu. Enigma zdążył położyć jeszcze jednego, a pozostałych nie było sensu gonić.

Adrenalina uderzała do głowy, gdy staliście pośród zakrwawionych, zmiażdżonych, bądź rozczłonkowanych trucheł zielonych i wielkiego wilka. Jakimś cudem żadne z was nie było ranne - jasne, jakieś obtarcia się zdarzyły, zaś Gotfried będzie miał jutro wielkiego guza na głowie, ale nic poważniejszego wam się nie stało. Pomijając dwa martwe konie i Kira, gdyż pies zaczął w końcu kwilić, unosząc prawą, tylną łapę i próbując zlizywać spływającą z rannego uda krew. Yael od razu do niego dopadła, zajmując się towarzyszem, część z was również ją w tym wspomogła. Ernst i Enigma pozbierali pociski - nie było problemem odzyskać wszystkie strzały i bełty, choć z wydobyciem niektórych trzeba się było delikatnie napracować. Gdy załatwiliście swoje sprawy i nieco odpoczęliście, nadszedł czas, by ruszać dalej.


Reikwald prowadził was węższymi i szerszymi ścieżkami, a drzewa wszędzie zdawały się być takie same. Nieco się to zmieniło po niespełna godzinie marszu, kiedy weszliście pomiędzy nagie, wysokie topole i klony. Podniosła się mgła, wszędzie było cicho jak w grobie, a temperatura spadła na tyle, że przy każdym wydechu pojawiała się para. Chociaż wokół było spokojnie, to mieliście wrażenie, że gdzieś tam, między tymi drzewami kryje się coś złowieszczego. Może na was właśnie patrzyło? A może - powodowane ponurą, jesienną pogodą - było to tylko przeczucie, które nie miało się zrealizować?

Pozostawaliście czujni, co jakiś czas spoglądając na mapę podarowaną wam przez przeora Heinricha i tak naprawdę... ciężko było się połapać, czy podróżujecie w dobrą stronę. Ściemniało się, a mgła niczego nie ułatwiała. Nie mając większego wyboru, trzymaliście się wąskiej ścieżynki, która ostatecznie wyprowadziła was na rozległą polanę, pośrodku której ujrzeliście ruiny czegoś, co w przeszłości musiało być najpewniej stażnicą.


Budynek straszył swoim wyglądem, a czarne otwory okien patrzyły na was ponuro. Zwierzęta nie zdradzały żadnych podejrzanych zachowań, zatem miejsce musiało być puste i dawno zapomniane przez czas. Nad bliźniaczymi wieżyczkami unosiły się ptaki, walcząc z silnym, zimnym wiatrem wgryzającym się pod ubrania. Adrenalina już dawno opadła, wpędzając was w przyjemne rozleniwienie po długim dniu. Czuliście się zmęczeni, a noc była tuż, tuż.

Ciężkie chmury barwy ołowiu zawisły nisko nad okolicą, a pierwsze zimne krople rozbiły się na waszych twarzach i ubraniach. Zbierało się na solidną ulewę.
 
Kenshi jest offline  
Stary 10-11-2016, 21:56   #25
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Walka nie była dla rąk i nóg Enigmy codziennością. Zazwyczaj wykorzystywała swoje zdolności do innych celów, niż tak bezpośredniej jatki, jaka tutaj miała miejsce. Mimo spokoju na zewnątrz oraz wiecznie wydobywającej się cichy spod maski, wewnątrz człowieka gotowały się emocje. Niepewność, lęk, próby koncentracji pozwalające na nie oberwanie od któregokolwiek z przeciwników. Wszystko to zapewne dla większości obecnych było codziennością, ale nie dla Enigmy. Bycie zwykłą ciurą obozową ubraną w dziurawe i brudne szmaty nie dostarczało takich emocji. Szwendało się wokół wojaków, którzy mieli cię za śmiecia, a walka o kawałek pieczywa kończyła się zazwyczaj zatopieniem zębów w piachu. Bitwa w zwarciu w sumie przywiodła falę złych i niemiłych wspomnień, dodając sercu nieco więcej pewności i determinacji. Dusza Enigmy nie chciała wiecznie być psem do kopania, po to siebie zmieniała, aby być kimś lepszym, bardziej wartościowym oraz potrzebnym. W mieście miała mnóstwo zleceń, mimo iż były to totalne brednie, można było poczuć się kimś ważniejszym, niż zwykłym łajnem. Taka była prawda. Lecące strzały były swego rodzaju lotem nadziei, a każde trafienie przybliżało moralnie do samozadowolenia i zwiększenia wiary we własne możliwości.


Umysł Enigmy poczuł niemały żal, kiedy oczy dostrzegły rannego psa. Tak w sumie nikomu nic nie było, prócz temu biednemu zwierzęciu. Był to nieprzyjemny widok, jednak mimo to nie spojrzenie nie zostało skierowane w inną stronę. Ciche kroki Enigmy skierowały się w stronę Yael, aby pokrzepiająco poklepać ją po ramieniu. Kobieta mogła dostrzec, że za maską ukrywa się osoba, która naprawdę jej współczuje. Żadne słowa nie zostały wypowiedziane, a po niemym westchnięciu zakapturzonego, dało się wywnioskować, że nie posiada odpowiednich do pomocy umiejętności. Na szczęście ku temu znaleźli się inni chętni, co przyprawiło skrytą buzię o uśmiech, którego i tak nikt nie mógł spostrzec.
Niby im dalej w las tym więcej drzew, jednak w tym przypadku te zaczęły się rozrzedzać. Żal spowodowany nauką nie tych umiejętności, jakie teraz by się przydały, zaprzątnął umysł. Zamiast sprawnych rąk Enigmy, które potrafiły uszyć naprawdę ładne stroje, chociażby z nieładnych szmat, można było nauczyć umysł kartografii, bo przecież były ku temu okazje. Wojskowi nie raz i nie dwa rozwijali pergaminy i ustalali taktyczne działania lub po prostu drogi do celu - szkoda, że wtedy oczy nie próbowały pochłonąć tej wiedzy. Teraz zdecydowanie by się im to przydało.

Po dotarciu do budowli, wewnątrz zatliły się ambiwalentne uczucia. Z jednej strony wieża jak wieża, ostała się bo nie była lichą konstrukcją a kamień solidny. Z drugiej jednak, mogły mieszać się w to siły nieczyste, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało. Mrok okrył niebo i najbliższe otoczenie, sprawiając że co raz trudniej było iść przed siebie nie narażając się na niebezpieczeństwa, zastawione pułapki czy chociażby zwykłe korzenie drzew, wyłaniające się spod twardej ziemi.
W dyskusji na temat wart Enigmy udział był znikomy. Kiwnięcie głowy lub niewerbalne odpowiedzi na proste pytanie, to maksymalna komunikacja interpersonalna jaką dało się wyciągnąć z tej osoby. Początkowo zakapturzony osobnik począł oglądać się wokół siebie i badać różne kąty tej małej twierdzy. Być może ukryło się tutaj coś, co mogłoby zainteresować spostrzegawcze, zielone oczy? W między czasie uszy Enigmy chętnie wsłuchiwały się w rozmowy towarzyszy, jakie pojawiały się w ich prowizorycznym obozie. Kiedy ciche kroki przywiodły chude ciało do rozpalonego ogniska, mimo iż w stronę ciepła usiadły plecy. Nie było to jednak nieuprzejme czy mające na celu innych obrazić, Enigma po prostu, jak każdy człowiek, potrzebował coś zjeść przed snem. Lekko unosząc maskę można było wepchnąć kawałki suchego prowiantu do buzi, a mielenie go w jamie ustnej nie wymagało już odsłaniania nawet części twarzy. Po zjedzonym posiłku i ogrzaniu sobie pleców, zakapturzony rozwinął swoje posłanie. Siedział tak jeszcze chwilę w ciszy, tym razem przodem do innych, słuchając rozmów. Żadne jednak pytanie skierowane w kierunku Enigmy, nie uzyskało odpowiedzi słownej.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 10-11-2016 o 22:46.
Nami jest offline  
Stary 11-11-2016, 09:21   #26
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Po zakończonej walce Andariel odetchnęła z wyraźną ulgą. Starcie z goblinami nie należało do najcięższych, ale mogło takim być, gdyby nie doświadczenie i umiejętności wszystkich dziesięciu śmiałków.
Elfka musnęła dłonią rozcięcie na swoim policzku, szeptem wypowiadając słowa w języku Wysokich Elfów. Jej smukłe palce rozświetliły się jasnym blaskiem na ułamek sekundy, a kiedy odsłoniła policzek, po ranie nie było ani śladu. Otarła jedynie jeszcze nie zaschniętą krew, po czym rozejrzała się po polu bitwy.

- Niech straty tego spotkania - zaczęła mówić łagodnym tonem, spoglądając ze smutkiem na martwe konie - uzmysłowią nam, a także bezustannie przypominają, że rozpościerająca się przed nami droga usłana jest niebezpieczeństwami i zasadzkami, że winniśmy mieć ciągłe baczenie na czyhające na nas zagrożenie.
Chciała dodać jeszcze kilka słów, lecz nic, co mogłoby pokrzepić serca pozostałych, nie przychodziło jej do głowy, prócz "łatwiej nie będzie". Niesprawiedliwa śmierć niewinnych istot wprawiła Andariel w zadumę, dlatego przez dłuższą chwilę, która dla niej zdawała się zaledwie kroplą przelaną w wartkim strumieniu, elfka nie odezwała się już ani słowem.

Dopiero gdy wszyscy zaczęli zbierać się do wymarszu, Andariel powróciła myślami z dalekiego Ulthuanu do reiklandzkich lasów. Wtedy też zauważyła rannego psa, który próbował samotnie poradzić sobie ze swoim cierpieniem.
- Twój przyjaciel wykazał się dzisiaj niesamowitą odwagą - odezwała się, kiedy podeszła do Yael. - To niezwykły dar, mieć takiego towarzysza na dobre i na złe. Czuję od niego wielką lojalność wobec ciebie.
Andariel uśmiechnęła się do dziewczyny, po czym kucnęła przy zwierzęciu i z żalem spojrzała na jego smutny pysk.
- Cierpi, choć stara się tego nie okazywać przy tobie - oznajmiła. - Nie jest jednak dla niego za późno. Jestem mu w stanie pomóc, jeśli tylko wyrazisz na to zgodę.


Ruiny dawnej strażnicy napawały nieprzyjemnym uczuciem. Choć najprawdopodobniej nie kryły w sobie nic nikczemnego poza wspomnieniami starych dziejów.
W oknach nie tliły się podejrzane światła, a zwierzęta nie stroniły od bliźniaczych wież.
- Pogoda się pogarsza. Zimna i deszczowa noc przed nami - stwierdziła Andariel, spoglądając na zachmurzone niebo.
Ze smutkiem doszła do wniosku, że tej nocy nie popatrzy w gwiazdy, wspominając dalekie tereny jej rodzimego Ulthuanu. Lubiła bowiem właśnie w taki sposób spędzać wieczory, myślami powracając do swojego domu. Dzięki temu znacznie łatwiej było jej walczyć z tęsknotą i z wyobcowaniem na terenach rządzonych przez podejrzliwych i zaślepionych żądzą władzy ludzi.
- Odpocznijmy i nabierzmy sił, rankiem powinniśmy wyruszyć w dalszą podróż - zasugerowała, po czym sama udała się w stronę zabudowań, by skryć się przed zimnym deszczem.

Po skromnej kolacji Andariel podeszła do jednego z okien i wpatrzyła się w krople deszczu, gęsto spadające z nieba. Nie czuła się senna, zmęczenie również jeszcze jej nie doskwierało na tyle, by nie móc spędzić chwili na cichej kontemplacji.
Nie czuła potrzeby, by samej rozpoczynać z kimś rozmowę, jednak nie miała też nic przeciwko, jeśli któreś z towarzyszy zdecydowałoby się podejść i przeszkodzić jej w rozmyślaniach. Chciała po prostu dać im szansę na solidny odpoczynek, bo przeczuwała, że na drodze, którą mieli wyruszyć rankiem, czekały na nich niemałe trudności i niebezpieczeństwa o wiele groźniejsze, niż zasadzka goblinów.
Jeśli natomiast ktoś potrzebował z nią porozmawiać, przyjęłaby go z uśmiechem, nie zaś z żalem czy złością za zakłócanie spokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 11-11-2016 o 10:21. Powód: dodanie odnośnika do podkładu muzycznego.
Pan Elf jest offline  
Stary 11-11-2016, 11:16   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka, walka i po walce...
Ernst nie odniósł żadnego obrażenia, niestety - cztery wysłane w zaświaty stwory nie stanowiły żadnej rekompensaty za stratę wierzchowca. A że nie było skąd wziąć drugiego, Ernstowi pozostawało do zrobienia tylko jedno - przyłączyć się do większości, poruszającej się na własnych nogach.
Zabrawszy juki Ernst powiesił siodło wysoko, na drzewie, poza zasięgiem zwierząt. Jeśli się uda, to w drodze powrotnej zdoła go zabrać. Fakt, że będzie musiał targać siodło na własnym grzbiecie, nie poprawił mu zbytnio humoru, no ale nie było innego wyjścia. Siodła zazwyczaj nie rosły na drzewach, a chociaż Ernst nie musiał każdego grosza oglądać dwa razy z każdej strony, to z kolei nie rzucał złotem na prawo i lewo. Straty należało ograniczyć do minimum.

Oczyścił odzyskane bełty, oczyścił ręce z krwi, po czym na powrót załadował bełty do magazynka. Bełty też nie rosły na drzewach, a sądząc po tym spotkaniu należało domniemywać, że nieraz jeszcze będzie okazja, by w kogoś wpakować parę pocisków.

* * *

Ruiny warownej strażnicy wyglądały ponuro, ale gwarantowały pewną osłonę przed niepogodą i, ewentualnymi wrogimi istotami.
Ernst pozostawił innym przygotowanie obozowiska i rozpalenie ognia. Sam ruszył na zwiedzanie ruin, chcąc się przekonać, kiedy ostatnio gościły jakichś gości... i jakich.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-11-2016, 13:08   #28
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Aerin nie hamował gniewu. Okazało się, że nic się nie zmieniło od dawnych potyczek z zielonoskórymi - gobliny miały tak samo miękkie czerepy jak ongiś. Wywijał klingą dwuręcznego miecza z zaskakującą lekkością, postronnym zdawać by się mogło, że to jakiś teatralny rekwizyt. Zwłaszcza że na twarzy elfa próżno było dostrzec oznak wysiłku. Gdziekolwiek uderzał, tam tryskały fontanny posoki, udowadniając, że brzeszczot to prawdziwa, śmiercionośna broń.

Czuł bliskość Bianci i Andariel. Ta pierwsza pozwoliła mu skupić się na rąbaniu kreatur, bez zbędnego oglądania się za siebie. Czarodziejka zaś pokazała próbkę swych umiejętności. Zanim jeszcze nastąpił rozbłysk, elf dysponujący wrodzonym zmysłem magii wyczuł subtelne zmiany w powietrzu. Tym samym wybuch mocy, nie zakłócił tempa jego wyćwiczonych ruchów. Pozwoliło mu to zasiec jeszcze jednego pokurcza. Odblask rozświetlił elfią klingę, która niczym błyskawica rozpłatała na pół ciało nieszczęśnika.

Kreatury rzuciły się do ucieczki, ale nie poprawiło to podłego nastroju najemnika. Pragnął zmieść to paskudztwo z powierzchni ziemi. Masa poskręcanych zielonych ciał zalegająca na pobojowisku, nie nasyciła odwiecznego pragnienie odwetu. Aerin przypomniał sobie pogorzelisko, w miejscu wioski elfich osadników... Zemsta za cierpienie pobratymców, nigdy nie będzie wystarczająca.

Postąpił kilka kroków w stronę najbliższego z drzew, pierwsze drgawki zawładnęły jego ciałem. Rozdygotany oparł się o gruby pień. Miał nadzieję, że szybko zapadnie w krótki, pełen koszmarów sen, który przyniesie tak potrzebne ukojenie ścięgnom i stawom. Przeklęta pamiątka z bitwy, która na zawsze naznaczyła jego los...

Gestem oddalił jakąkolwiek pomoc, czy zainteresowanie współtowarzyszy. Pogrążył się na chwilę w otchłani mroku...

Po przebudzeniu, ujrzał postać w kapturze, wyjmującą lotki z goblinich szczątków. W milczeniu dołączył do drużyny, zbierającej się do dalszej drogi. Nikt nie został poważnie ranny, co ucieszyło wojownika. Niebawem białe opary zaczęły otulać wędrowców, skutecznie utrudniając orientację. Aerin szedł na przedzie, ale pewność, co do właściwej drogi go opuściła. Zmysły podpowiadały kierunek, lecz nie ośmielił się zboczyć z leśnego duktu. Może sam zdecydowałby się, ale teraz czuł się współodpowiedzialny za towarzyszy. Ścieżka doprowadziła ich do ruin. Nie był to zamek czarnoksiężnika, jednak w swoisty sposób zapowiadał jego grozę. Widok przeżartych przez czas budowli, nigdy nie poprawiał samopoczucia, jednak w obliczu nadchodzącej ulewy, nie pozostawiał wyboru... Elf postąpił za innymi w cień ponurych baszt...
 
Deszatie jest offline  
Stary 11-11-2016, 15:04   #29
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Znowu spływała krwią. Było to może nazbyt wygórowane stwierdzenie, jednak Yael nie przejmowała się tym szczególnie. Walka sprawiała, że była szczęśliwa, w swym żywiole, w miejscu i czasie, w którym wiedziała że żyje. Czy to przeciwnik na arenie, czy pokraki w lesie, wrażenie zawsze było jedno. Serce biło równym, szybkim rytmem, oddech także nieco przyspieszał w miarę trwania potyczki, uśmiech nie znikał z jej twarzy. Nie urodziła się wszak by przy garach i śmierdzących dzieciakach siedzieć. Nie, ją stworzono do krwi rozlewu. Może się matka puściła z jakimś wojakiem, o czym ojciec nie wiedział? A może to te plotki, które słyszała, jakoby on sam był niezłym ziółkiem za młodych lat, były prawdziwe? Jakby nie było, rzec musiała szczerze, że tylko na polu bitwy czuła się wolna.


Bitwa jednak, jak to bitwy w zwyczaju miały, dobiec końca musiała. Yael z pewnym zadowoleniem stwierdziła, że jej się całkiem niezła drużyna trafiła. Może i mruki cholerne, ale jak trzeba co do czego to nie wzbraniali się przed tym, żeby swym umiejętnością pozwolić głos zabrać. Dobre to było, zdrowe, rzec by można. Wróżyło też ciut lepiej tej całej, szalonej wyprawie. Już, już miała gębę otworzyć by coś niezwykle mądrego rzec, gdy jej wzrok padł na Kir’a. Dzielny czworonóg spisał się jak na psa bojowego przystało, jak zawsze pokazując iż wart jest każdej korony jaką za niego dała. I więcej nawet, o czym jednak handlarza informować nie zamierzała.
Zaraz też podbiegła do wiernego towarzysza, nie bacząc co na to reszta powie. Jakby nie spojrzeć, Kir stał u jej boku dłużej niż każdy z najemników i to jemu jej troska należała się w pierwszej kolejności. Cieszyło ją, że zwierz żyje i to cieszyło bardziej, niż sądziła że ucieszy.
- Dobry pchlarz - zaczęła, gdy tylko przy psie się znalazła. - Dobrze się spisałeś, kupo sadła. No pokaż no łapę, stary leniwcu, zaraz się tym zajmie, się nie martw…
Słodziła mu, całkiem jak matka bachorowi, który nie patrząc gdzie lezie wywinął fikołka. No bo i bliżej do posiadania bachorów znaleźć się nie zamierzała, więc i całą tą miłość, czy jak to tam zwał, przelała na druha. Z wdzięcznością też przyjęła każde wyrazy zainteresowania losem czworonoga, jak i każde oferty pomocy. Cokolwiek, co sprawić miało, że Kir stanie znowu na wszystkich łapach, było na wagę złota. Gdyby zaś nic nie pomogło, skłonna była poświęcić jedną z mikstur, byle tylko drania do formy przywrócić. To już, jakby reszta nie starczyła, było samo w sobie świadectwem zażyłości łączącej ją z psem.


W trakcie dalszej drogi, uwaga Yael skupiona była przede wszystkim na dopieszczaniu parnera. Kobieta uznała, pewnie nawet słusznie, że w tak licznej grupie, w której na dodatek elfy się znajdowały, jedna para oczu i uszu skupiona na czym innym niż wypatrywanie niebezpieczeństwa, wielkiej różnicy nie zrobi. Gdy dotarli do ruin, które najwyraźniej za ich siedzibę tej nocy służyć miały, przede wszystkim postanowiła znaleźć dobre, suche miejsce. Niekoniecznie tam gdzie reszta ale też specjalnie odcinać się nie miała zamiaru. Trzeba było zjeść, wypić i odzyskać siły nadszarpnięte walką i wędrówką. Jakby się jakiś chętny znalazł to skłonna była nawet pogadać, ale nie widać było, by się jakoś paliła do tego. Co innego spacer po ruinach z Kir’em u boku, o ile pchlarz ochotę wykaże. Jak nie, to się i sama wybrać mogła, wraz z butelką, która to nigdy towarzystwa nie odmawiała. Ot, pooddychać świeżym powietrzem, pozbawionym woni gówna, potu i rzygów. Taka tam, drobna przyjemność po długim dniu…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 11-11-2016 o 15:23.
Grave Witch jest offline  
Stary 12-11-2016, 14:21   #30
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post by corax, Kerm & Pan Elf

Po walce
Walka rozpoczęła się i skończyła błyskawicznie nim Bianca miała szansę dwa razy pomyśleć.
Dla młodej złodziejki czas jakby przyspieszył i sama zdumiała się tym, że udało jej się wyjść cało a przy tym rozprawić się z wrogami. Nawykła do miasta i jego zasadzek, nie posądzała siebie o taką obronę w lesie.
Dysząc z wysiłku i podniecenia walką, uśmiechnęła się do siebie z dumą choć i cieniem smutku:
Waldemar byłby dumny, chociaż pewnie złoiłby mi skórę i nawrzeszczał” – poczuła krótkie ukłucie tęsknoty za starszym bratem. To ją otrzeźwiło. Rozejrzała się dokoła po towarzyszach, w pierwszej kolejności koncentrując się na Aerinie za jej plecami. Potem przyskoczyła do Mandreda i Hansa, którzy wzięli na siebie poczwarę na wilku.
- Nic wam? – sprawdzała stan rycerzy z błyszczącymi od podniecenia oczyma. Z ulgą dostrzegła, że posoka jaką spływały ich zbroje nie należy do nich samych. – Ufff stracha miała, alem rada, żeście cali i zdrowi. – obdarzyła obu słodkimi uśmiechami i wesołym mrugnięciem.
Kolejno podeszła do Ragnara i bezpretensjonalnie uścisnęła go mocno i z zamachem klepnęła w ramię:
- Dałeś im łupnia! – rzuciła ze śmiechem, co pozwalał jej napięcie rozładować. – Jak chwila będzie, pomówić bym chciała. – szepnęła nachylając się do ucha krasnoluda. Przez chwilę w oczy mu zaglądnęła czarując nieco wojaka i odpowiedzi czekając.
Potoczyła wzrokiem na Ernscie się skupiając:
- Przykro mi, żeś konia stracił. – stwierdziła ze smutkiem – Aleć teraz łatwiej mi będzie ostrzegać Cię, gdyby kto za plecami Ci się skradał – gadaniem próbowała uśmierzyć możliwe poczucie straty.
Ruszyła z resztą towarzyszy pogadując i zagadując przez dłuższy czas. Sama pewna jednak nie była, czy to robi dla nich czy by zabić w sobie pełgający niepokój.

Wraz z upływem czasu i przedłużającym się marszem Bianca nieco przycichała choć nadal pełno jej było wszędzie. Psuła Kira gdy nikt nie patrzył, podsuwając mu kawałeczki pasztecika. Gustavowi podsunęła pękaty ogryzek niedojedzonej gruszki. Ostatecznie jednak w ciszy szła bliziutko zamaskowanej postaci łucznika, do którego uśmiechała się jednak często i szczerze.


W ruinach

Wieże sterczące i straszące martwą pustką nie napełniły Bianci optymizmem. Zimny wiatr przeszywał coraz mocniej i dziewczyna by nie zmarznąć zaczęła chwacko pomagać przy rozkładaniu obozu. Poza tym, będąc z innymi czuła się pewniej. Mimo, że chętnie zakopałaby się teraz w swoim łóżku, pierwsze krople zbliżającego się deszczu przyniosły ze sobą myśli o Magnusie.
„A co jeśli on teraz też chowa się przed ulewą?” – zadumała na chwilę, pomagając rozpalić ognisko.
„Ciekawam, co kryją te ruiny” – jednak natura silniejszą była i miast trapić się o nieobecnego, szukała czegoś, czym szalona głowa zająć by się mogła. Już-już miała zgłosić się do warty, gdy zauważyła, że Andariel podeszła do Ernsta, który najwidoczniej szykował się na krótkie zwiady po terenach dawnej strażnicy.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko towarzystwu? Chętnie przyjrzę się bliżej tym ruinom - elfka zagadnęła mężczyznę. - Zdają się kryć w sobie ciekawą, acz niewątpliwie mroczną historię - dodała nieco enigmatycznie, spoglądając tajemniczo w dal.
Okryła się szczelniej płaszczem i narzuciła na głowę kaptur, skrywając swoją twarz w cieniu. Tym samym chciała dać do zrozumienia, że była gotowa wyruszyć.
- Nie wiadomo, czy prócz historii, ruiny nie kryją jakiejś niespodzianki - odparł Ernst - albo i paru. Im więcej oczu, tym lepiej.

Bianca, która pomimo niejakiego zmęczenia ani sobie wyobrażała usiedzieć na miejscu i kręciła po miejscu obozowiska doskoczyła do rozmawiającej dwójki:
- Poczekajcie, idę z Wami! Mogę się przydać! - zapewniła z uśmiechem, spoglądając to na Ernsta to na Andariel. - Lepiej dmuchać na zimne.
- Dobrze, więc ruszajmy
- powiedziała Andariel. - Nie ma co zwlekać.
- Póki noc nie rozgościła się na dobre
- przytaknął Ernst. Uzbrojony był po zęby, bo w końcu nie było wiadomo, czy na pewno w ruinach nie siedzi jakieś licho. - Macie może pochodnie?
Andariel uśmiechnęła się lekko.
- Nie będą nam potrzebne.

Potarła dłonią o koniec swojego kostura, szeptem wypowiadając jakieś słowa. Po krótkiej chwili zdobiony koniec rozbłysnął białym światłem, oświetlając okolicę niczym magiczna pochodnia.
- Znacznie praktyczniejsze - zgodził się Ernst. - Pójdę przodem - zaproponował.
- Hmm, a jak długo się tak może jarzyć? Nie męczy cię takie czarowanie? - dopytywała Bianca, całkiem już porzucając wszelkie opory czy obawy przed elfką. Na propozycję Ernsta przystała skinieniem głowy - Będę tuż za Tobą… wasza miłość - wyszczerzyła się do bruneta, przekomarzając się wesoło.
- Bądź blisko... będę się miał za kim schować w razie czego - odpowiedział Ernst, na co blondynka ze śmiechem napięła biceps smukłego ramienia:
- Obronię Cię! - przyrzekła wesoło.

- To akurat jest bardzo proste i słabe zaklęcie, droga Bianco - odparła Andariel. - Nie wymaga dużego zasobu magicznej mocy, ani też nie osłabia znacząco czarodzieja.
- To dobrze.
- złodziejka pokiwała głową - Nie będziesz się dodatkowo męczyć. Ruszamy? - spojrzała wyczekująco.

Ernst skinął głową i wkroczył w mroczne zakamarki zrujnowanej strażnicy.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172