~ Gdzie ja, kurwa, jestem? ~ zachodził na głowę Koppelstein, niepewnie stąpając po kamiennej podłodze dawno nieuczęszczanego korytarza. Nieco otuchy dodawała mu przednia tarcza w postaci kuśtykającego elfa, może i nawet więcej niźli wątły płomień przygasającej pochodni. Gdy oczom oprycha ukazał się podest z czaszką, instyktownie zatrzymał się i rozejrzał dookoła, wspomagając wizję ogniem na patyku. Pierwszy ruch nagiej żuchwy potwierdził przekonanie, że to nie koniec okropieństw, które czyhają w tym parszywym miejscu. Nieznacznie trzęsąc giczałami, Frenker zrobił dwa kroczki w tył i osłonił się tym co miał w rękach. Słowa ożywieńca wyłapywał trzy po trzy, a w takim stanie i tak daleko mu było do rozwiązywania zagadek - w których bądź co bądź nigdy nie przodował. Długouchy przekręcił pokrętło. Czekali. |