Niestety nic nie udało się stargować. Tym razem nawet Kurt musiał uiścić niemałą opłatę. Gdy tylko weszli na pokład rzucono cumy i statek zaczął się mozolnie piąć w górę Reiku. Wioślarze ciężko pracowali by zmusić obciążoną krypę do pokonywania rzecznego nurtu. Kastor w tym czasie starał się trzymać z daleka od ludzi i jeśli to możliwe nie ruszać, gdyż nawet tej wielkości statek reagował na jego ogromną masę. Pierwszego dnia dopłynęli do jakiejś bezimiennej wioski, gdzie nawet nie było karczmy. Drugiej zatrzymali się w Witgendorfie zaś trzeciej w Grissenwaldzie.
O dziwo w nic nie niepokoiło ich ani na noclegach, ani podczas żeglugi. Szczęśliwie dla magów niosących artefakty nie spotkali nikogo obdarzonego wiedźmim wzrokiem zaś piraci i oprychy trzymali się z daleka od łodzi silnie obsadzonej ludźmi.
Gdy czwartego dnia wieczorem postawili stopy na nabrzeżu portu rzecznego Nuln miasto przywitało ich smrodem i gwarem. Był Wellentag 31 Pflugzeita. Za dwa dni Sigmarzeit. Rzeczywiście zaczynało robić się ciepło. Szczury urządzające dzikie harce pomiędzy leżącymi pakunkami i u wlotów kanałów ściekowych też zdawały się to czuć.
Tzeentch milczał. Może się odwrócił od swych wyznawców albo po prostu uznał, że powiedział im już dość by wykonali misję.
Ruszyli z dzielnicy portowej ku jednej z głównych ulic biegnącej od bramy zachodniej ku Reiksplatzowi. Gdy dotarli do głównego placu miasta zastali wielki tłum. Nie zebrał się on jednak z powodu święta, czy w celach handlowych, ale by obserwować egzekucję.
Na płonącym stosie stał człowiek w strzępach pstrokatego ubrania i mimo palących go płomieni wykrzykiwał skrzekliwym głosem piosenkę.
Była raz księżniczka co bywała kurwą ,
długo to nie potrwa, bo jej główkę urwą...
Kochała koronki i złoto kochała...
Więc w złotą koronkę, twarzyczkę odziała...
...Dziwy ludzie dziwy, ... w oczy sypią piaskiem...
Nie ten jest prawdziwy, winny nosi maskę...
W końcu nie wytrzymał palących go płomieni i wydawszy przeciągły jęk stracił przytomność. Ludzie wydawali się smutni. Słyszeliście urywki rozmów rozchodzących się do swoich zajęć mieszczan.
-Biedak. Powiedział prawdę o jeden raz za dużo.
-Ta dziwka Marleta jeszcze się doigra.
-Ciszej Hans to siostrzenica Emeanuelle. Jeszcze ktoś doniesie i skończysz jak nieszczęsny Fenner.
Obok dwie przekupy niosące korze pełne jaj, którymi zapewne handlowały, raczyły się nieco innymi hisoryjkami.
-A słyszałaś Eilen, że mąż Gertrude wyprowadził się od niej? Ponoć zamieszkał z wdową po Heinrichu.
-Hahaha... dobrze tak tej starej kwoce. Dobrze pamiętam jak rok temu zadzierała nosa podczas ostatniego Przekwitania" w świątyni.
Dwóch mężczyzn idących dwa kroki przed wami mówiło o czymś jeszcze innym.
-Te rozporządzenia zabiją handel w mieście i puszczą nas z torbami.
-Może wreszcie księżna przejrzy na oczy.
-Nie liczyłbym na to. Zimmer działa jak udzielny książę. Kto by pomyślał, że na stare lata tak mu odbije.
Smutek i niepewność były przeważającymi uczuciami jakie dało się wyczuć wśród mieszczan.