Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2016, 16:11   #49
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Patricia drżała na całym ciele. Nie tylko z zimna, pochodzącego głównie z przemoczonych doszczętnie butów, ale również z czystego przerażenia.
- Jaa.. p p p pierdolę - oznajmiła krótko przez szczękające zęby. - Nie możesz iść ze mną? A co jak mnie znowu coś zaatakuje? Co mam robić? Co jest po drugiej stronie tunelu? - Zarzuciła Lothara jeszcze na odchodnym pytaniami.
- Miejsce do którego miałem cię przyprowadzić - powiedział Lothar. - Ja nie przetrwam ani drogi do niego, ani pobytu w nim. Duchy zniszczyłyby mnie. Pożarły duszę, ciało, umysł. Jeśli jesteś tym, za kogo miał cię Vigor, przejdziesz przez nie i zapanujesz nad Tunelem. W ten sposób uciekniesz Łowcy. A co jest po drugiej stronie Tunelu? Nie mam pojęcia. nigdy nie korzystałem z jego mocy.
- W takim razie raz kozie śmierć. A tobie… szczęśliwej drogi powrotnej, czy tam no… wróć bezpiecznie do domu. - Powiedziała cicho kobieta, odwracając się do Lothara plecami i postępując parę mokrych kroków do przodu. - Wszystko to takie niby proste, jak w mordę strzelił, wejść do TUNELU i liczyć, że mnie nic nie pożre. I że jakiś karzełek dobrze mnie ocenił tu, gdziekolwiek to tu jest - mówiła do siebie, starając się przyspieszyć kroku.
Dresowe, welurowe spodnie były już mokre prawie po kolana, a kolorowe adidasy wcale nie wyglądały na kolorowe w starciu z wodą i błockiem. Od czasu do czasu Patricia musiała wyciągać stopę z głośnym cmoknięciem, klnąc w myślach, ale starając się zachowywać najciszej, jak tylko mogła. Iść ścieżką, dojść do Tunelu, zobaczyć co ją tam spotka - taki był plan.
Droga wyraźnie pięła się w górę. Wąska ścieżka zarośnięta była zielskiem. Kiedy szła badyle czepiały się jej ubrania niczym szponiaste łapy niewidzialnych potworów.
Śmierdziało. Iłem, mułem i czymś ziemistym, czego nie potrafiła rozpoznać, ale co budziło w niej jakieś dziwne skojarzenia.
Potem to ujrzała. Cień na ścieżce - wijący się niczym niewielka trąba powietrzna; poskręcany na podobieństwo wykrzywionego korzenia lub jakiejś rośliny. Tylko ten cień miał … ślepia. Czerwone punkciki żarzące się niczym węgle w palenisku. Za nim Patricia ujrzała kolejne cienie, coraz więcej, aż ścieżka zmieniła się w kłębowisko tych niepokojących anomalii. Usłyszała też szepty. Niewyraźne, ciche, niczym szmer głosów umarłych, wydobywający się z nieokreślonego miejsca w przestrzeni. Albo przez jakąś niewidzialną barierę.
Szepty wabiły, kusiły zachęcając, by weszła pomiędzy nie. Zapewniając o doznaniach, jakie wtedy doświadczy. Bólu i rodzącej się z niego rozkoszy, jakiej nie przeżyła nigdy w swym życiu.
- Kurwa - zaklęła znowu tego dnia. Już straciła rachubę, jak wiele razy klęła na to miejsce, na otoczenie, czy sama na siebie. - Tunel, tunel, tunel, tunel - powtarzała sobie głośno, starając się zignorować dziwne stworki, kłębki, duchy… czymkolwiek one były. Nie da się kusić, a już na pewno żadna rozkosz nie mogła wynikać z bólu. Nie była pieprzoną sado-maso.
Ruszyła prosto na wirujące cudactwo czując, jak włoski na jej ciele stają dęba. Od ciemnej … istoty - chociaż słowo to chyba nie do końca precyzyjnie opisywało to, z czym ma do czynienia - biło nienaturalne zimno.
Przechodząc koło wirującej masy jej skóra tylko na chwilę zetknęła się z samą krawędzią ciemnej wstęgi, a Patricia poczuła się tak, jakby dotknęła meduzy. Jej ciało przeszył gwałtowny, bolesny impuls kurcząc mięśnie, ale to nie było najgorsze lecz widok, jak rozbłysnął dosłownie w jej głowie.
Ujrzała twarz ociekającą krwią. Gęste strumienie czerwieni zalewające usta, oczy, nos i podbródek i widok zrywanych z głowy włosów wraz ze skórą. Ciągnącej się skóry, otwierającej się szkarłatnym mięsem rany nad czołem, widok zakrwawionej czaszki i fioletowo-niebieskich żył z których tryskała czerwienią krew.
Uszy przeszył jej wrzask bólu.
Wrażenie urwało się nagle - obrazy w jej głowie i wrzask znikły - i tylko ramię, którym musnęła wstęgę ciemności pulsowało ciepłem oparzenia.
Miała dość. Była psychicznie i fizycznie wyczerpana. Wszystkim, nie tylko emocjami, ale też wszystkimi bodźcami, które przekazywały jej zmysły. Chciała być u siebie, w domu, schować się pod kołdrą z opakowaniem Haagen Daazs o smaku sernika i kubkiem herbaty.
Była o krok od poddania się. Przecież i tak była w piekle, prawda? To i tak oznaczało śmierć. Szła, coraz wolniej i wolniej, powłócząc noga za nogą, tracąc coraz bardziej siły.
Kolejne kroki były niczym tortura. Wiry zagęszczały się i mimo, że próbowała je omijać, to w końcu jeden z nich zahaczył o jej plecy.
Kolejna wizja. Tym razem młodej kobiety, której twarz eksplodowała wraz z czaszką, jakby na głowę spadł jej jakiś potężny ciężar. Bryzgająca krew i kawałki kości chlapnęły na twarz Patricii. Ze zgrozą ujrzała zęby rozbryzgujące się we wszystkie strony i oczy, które spłynęły po szczątkach żuchwy w dół, ku ziemi.
Wizja znikła a Patricia czuła ciepło na twarzy, tam gdzie zachlapała ją bryzgająca krew oraz lekkie pieczenie na plecach, gdzie otarł się o nią czarny wir.
Kobieta jęknęła, czując jak po policzkach zaczęły jej spływać ciepłe łzy. Przeszła jeszcze dwa kroki, po czym podpierając się ręką, usiadła na skrawku ziemi, który przynajmniej na pierwszy rzut oka wyglądał na suchy. Miała dość. Dla niej to był koniec. Chciała, pragnęła… potrzebowała, żeby ten koszmar się skończył. Podkuliła nogi tak, że mogła oprzeć brodę na swoich kolanach i schowała głowę między swoje dłonie.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline