Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2016, 16:56   #43
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sekretny Poziom, Cela nr 1


Astrid znajdowała się w małym podłużnym pomieszczeniu, celi trzy na dziesięć metrów. Co ciekawe, za plecami kobiety nie było już schodów a na ścianach nie było też żadnych drzwi. Jedynym źródłem światła, była dziewczynka stojąca trzy, cztery metry od Astrid, po środku celi.
Dziewczynka mogła mieć nie więcej niż 4 lata, płakała i była bardzo bardzo wystraszona… Astrid.
Co więcej, wampirzyca rozpoznawała w niej siebie samą… z czasów zanim Ojciec zabił jej rodziców, zanim zapadła w śpiączkę, zanim jej ciało dorosło i zanim stała się wampirem.

Co było źródłem tej wizji? Co się właściwie stało? Umarła? A może to kolejna gierka Aghaty? Astrid skupiła się. Rzadko traktowała życie na serio, lecz teraz postanowiła sięgnąć do pokładów malkaviańskich zdolności i przywołując własne szaleństwo, przebić się przez skorupę wizji, którymi ktoś ją obdarzył. To ona była od mieszania w głowach, do jasnej cholery!
Wizja nie rozwiała się jak zła mara, dym. Po prawdzie nie rozwiała się wcale. Za to jej sens stał się dla Astrid jaśniejszy. Dziewczynka symbolizowała tą część Astrid, która teraz jest przerażona czym sama się stała. Ta część musi zostać zaakceptowana przez jej jestestwo.
Zmrużyła oczy, wpatrując się w dziecko przed sobą bez sympatii.
- Nie. - powiedziała na głos - Dla ciebie już nie ma tutaj miejsca. Umarłaś.
Dziecko ryczało i wrzeszczało w przerażeniu, jasnym stało się dla Astrid, w maklavistycznym przebłysku geniuszu, że problem małolaty trzeba jakoś rozwiązać, prędzej czy poźniej. Wampirzyca jednak stała i gapiła się tępo na dziecko. Powinna je zaakceptować, uspokoić... i dać się wciągnąć w wir dalszych wizji, które mają ją oczyścić lub... kij wie co. Nie. Po prostu nie. Była Astrid - wampirzycą. Nie dzieckiem, nie człowiekiem, nawet nie kobietą. Nie była córką swego Ojca, nie była matką Wojtka. Nie. Była Astrid - wampirzycą z klanu Malkavian.

Wyciągnęła przed siebie pistolet i strzeliła wprost w głowę dziewczynki. Trzeba to było zakończyć.

Kiedy tylko pierwszy pocisk trafił głowę dziewczynki, wysiadł dźwięk…
Nastała głucha cisza, nic, zupełnie jakby do uszu Astrid coś się wlało. Albo raczej rezydujący tam pająk zaprosił znajomych. Głowa dziewczynki eksplodowała jak balon pełny czerwonej farby, było to tak obrazowe, że aż nierealne. Astrid uświadomiła sobie, że głowa przecież tak nie eksploduje. Co więcej jak już eksploduje, czy to głowa, czy lateks, to wstążki krwi czy tam innych cieczy przecież opadają na ziemię, obryzgują wszystko dookoła. Czego natomiast nigdy nie robią, to nie zatrzymują się w powietrzu. Tym razem jednak, zaraz po tym gdy zgasł dźwięk, rozbryzgana głowa małej Astrid zawisła w eterze. Co więcej, w dziurze po głowie (na końcu szyi) coś migało.

Astrid zaklęła w duchu. Nie opuszczała jednak broni. Stała i patrzyła na niezwykłe zjawisko. Nic jednak się nie poruszało, żadnego ruchu cieni, światła, wszystko stanęło w miejscu. Wampirzyca ostrożnie podeszła do zawieszonego w czasie trupa. Obeszła go dookoła, oglądając ze wszystkich stron. Broń wciąż trzymała gotową do użycia.

W szyi dziewczynki znajdowała się dziura przez którą Astrid widziała… nagi męski tors… Tego... nie miało prawa tam być! Umysł Malkavianki może nigdy nie był zbyt klarowny, ale żeby męskie torsy... przecież wolała ramiona i dłonie. Doprawdy dziwne. Astrid przyjrzała się bliżej odkryciu.

Chcąc nazwać to co widzi najbardziej po imieniu jak to możliwe będąc Maklavianem, Astrid stwierdziła, że cała otaczająca ją rzeczywistość posiada dziurę, tak jak przedziurawiony brystol może mieć dziurę. Przez tą dziurę, widać inną rzeczywistość, tak jak przez dziurę w brystolu można oglądać… co jest za nim. Pytanie brzmiało, czy chwytając ciało dziewczynki można by tą dziurę, jak to jest z brystolem, powiększyć.

Jako że i tak nie miała innego pomysłu, postanowiła... wsadzić w ów otwór palec. A potem, jeśli da radę, wywiercić większy.

Dało się, rozdłubując dziewczynkę można było zrobić całkiem spory otwór w rzeczywistości. Tors należał do Wojtka. Astrid powiększyła otwór palcami tak, by móc zajrzeć do środka - jak niecierpliwe dziecko robi dziurkę w opakowaniu prezentu pod choinka, by dowiedzieć się, co jest w środku.
Gdyby tak znów stać przed brystolem oprzeć o niego ręce i starać się powiększyć dziurę, pewnikiem upadło by się do przodu. Nie inaczej stało się z Astrid, w jednej chwili była Aghatą i rozdłubywała martwą małą Astrid, chwilę po tym była dużą Astrid, siedzącą okrakiem na lędźwiach swojego Childe, w swoim własnym norweskim Leżu.


***


Luty 2016 roku, Oslo, Leże Maklavian

Tym razem Astrid zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. Spojrzała najpierw na Wojtka. Czy oni... A potem spojrzała na siebie i swoje ciało. Była pół naga. Co zaś się tyczy relacji z Wojtkiem. Czuła ją “dogłębnie”.

Spoglądanie nie było konieczne, to się “czuło”, Wojtek oddychał ciężko… a przynajmniej myślał że oddychał. dłonie Astrid, jej własne dłonie opierały się o ramiona mężczyzny, wampir którego oczy odpływał do tej pory do tyłu, spojrzał zdziwiony na swoją Dame.

- Wszystko ok? - zapytał zdyszanym głosem, z jego ust wypłynęło nieco krwi, jej zapach był przyjemny, i natychmiast sprawił iż Astrid przełknęła. O dziwo miała co! nieumarła vitae wlała się do jej żołądka.
Pochyliła się i oparła czoło o jego czoło. Był zimny. Jakżeby inaczej. Uśmiechnęła się.

- Tęskniłam... - szepnęła tylko.

Mężczyzna podparł się do pozycji półsiedzącej, wtedy wampirzyca zobaczyła niezalizaną jeszcze ranę na jego ramieniu. Wojtek objął siedzącą na nim Dame i oparł kły na jej tętnicy, chyba nie pierwszy raz tego wieczora.
Zesztywniała. W końcu ona go tego nie uczyła. Aghata? Zapewne... nie chciała jednak wprowadzać swojego potomka w zakłopotanie. Odchyliła lekko szyję, dając mu lepszy dostęp do tętnicy. Powoli jej biodra zaczęły się kołysać.

Wojtek pieścił jej kark oraz pośladki, jego usta, jeśli oczywiście nie ssały jej vitae, zlizywały ją z jej piersi. Oddawał się przyjemności, nie wiedząc, że dla Astrid, która nawet za ludzkiego życia nie miała możliwości doświadczyć zbliżenia, jest to bardziej jak oglądanie filmu niż własne przeżycie. Przywołując też w pamięci różne filmiki, znalezione w internecie, zaczęła poruszać się szybciej, coraz mocniej nabijając się na Wojtka i jęcząc przy tym cicho. Ona również całowała jego skórę, ale już nie piła z niego. Zalizała wcześniejszą ranę a potem zaczęła językiem pieścić jego szyje i płatek ucha.

- Nie skrzywdziłam Cię? - zapytała szeptem pomiędzy pocałunkami.
Wojtek gładził teraz jej włosy.

- Nie skarbie, oczywiście, że nie, kocham cię…

No tak. Przez rozłąkę zapomniała o jednej znaczącej wadzie swojego potomka - był sentymentalnym głupcem. Ciekawe jak z tym radziła sobie Aghata... Na samą myśl, Astrid zachichotała, po czym pocałowała Wojtka, nie odpuszczając jednak pracy bioder. Chciała w ten sposób poczuć, że jest przy niej, a ona znów jest sobą.

- Nie ograniczaj się. - szepnęła do ucha Childe, po czym go ugryzła w płatek.

Wojtek zmienił się, nie starał się być ani trochę agresywny, był czuły we wszystkim co robił, choć wciąż był namiętny. Astrid też się zmieniła - wciąż świetnie widziała wszystkie kolory! Zafascynowana tym odkryciem rozejrzała się, poszukując znajomych, czy raczej nieznajomych sylwetek duchów wokół siebie.

Istniało ogromne prawdopodobieństwo, że w okolicy istniały jedynie bardzo pruderyjne duchy, które czmychnęły gdy tylko para nieumarłych zaczęła bawić się wypustkami. Albo po prostu ich już Astrid nie widziała.
Zatrzymała się i przyjrzała Wojtkowi jak zareaguje.

Mężczyzna popatrzyła na nią z niemym pytaniem na ustach oczy płonęły żądzą ale i ciekawością. Nie wytrzymała. Chciała się dowiedzieć...

- Co stało się z Aghatą? - zapytała, wciąż siedząc na nim.
- No… leży tak jak chciałaś.
- Pokaż mi ją!
- jednym ruchem przesadziła nogę przez Wojtka i szybko z niego zeskoczyła. Nie fatygowała się nawet ubraniem. Musiała zobaczyć!

Rozbrojony Wojtek patrzył się na nią ze zdziwieniem i tą zupełnie normalną samczą irytacją, ale powoli wstał.

- W piwnicy… - powiedział przez zaciśnięte zęby naciągając nogawkę.
Astrid w mgnieniu oka wsunęła na biodra spódnicę, która leżała na ziemi, nie kłopocząc się nawet poszukiwaniami rajstop bez dziur czy bielizny. Popędziła w stronę wyjścia.

- Następnym razem, gdy powiem “nie ograniczaj się” masz się dostosować. W przeciwnym wypadku uznam, że Ci na mnie nie dość zależy... - pomachała mu jeszcze ręką, po czym skierowała się ku schodom do piwnicy.

W piwnicy, w dawnym “mauzoleum” Sire Astrid, na odsuniętej granitowej płycie sarkofagu siedziała Aghata we własnej osobie.

- O cześć maleństwa! - wrzasnęła na “dobry wieczór”
- Coś ty mi zrobiła? Co to były za wizje? Co się działo z moim ciałem, gdy mnie nie było? - zaatakowała ją pytaniami. Miała ochotę złapać Malkaviankę za ubranie i wytargać, pamiętała jednak jaka jest potężna i... wyhamowała swój gniew.

Aghata była jeszcze bardziej blada… w sumie to byl pierwszy raz, kiedy Astrid widziała ją “w kolorze” i mogła teraz stwierdzić, iż cera kainitki wciąż jest w zasadzie biała. “Ciotka” podeszła do wampirzycy i wplotła dłoń w jej włosy, głaszcząc jej głowę i obserwując efekt.

- Dotkłam
- Dla jednych wizje, dla innych więcej.
- Och dbałam o nie jak o własne
- powiedziała przeczesując włosy Astrid swoją sześciopalczastą dłonią. - może nawet poprawiłem to i owo… nie pamiętam już - wzruszyła ramionami.

Kainitka zmarszczyła brwi na to wyznanie. Musiała jednak przyznać, że nie przeraziło ją ono. Miło było widzieć znów kolory, a póki co nie zauważyła też żadnych duchów. Pytanie czy fizycznie “ciotka” czegoś w niej nie zmieniła? Będzie musiała w wolnej chwili przejrzeć się w lustrze czy nie ma jakiegoś ogona... Myślała o tym jednak ze spokojem. Modyfikacje Malkavianki wydawały jej się ciekawe, choć oczywiście wolałaby mieć nad nimi kontrolę. Usiadła obok na sarkofagu.

- Co się z nimi stało? - zapytała cicho. - Co się stało... no wiesz... z Karlem?

Aghata przekrzywiła głowę, jakby zamyśliła się nad czymś odległym.

- Stał się silniejszy. Silniejszy niż zakładał, silniejszy niż myślał że jest możliwe - wampirzyca przeniosła spojrzenie na Astrid - może nawet bardziej niż by chciał? - Agatha zdjęła dłoń z Astrid, patrzyła teraz przed siebie i machała wolno nogami.

- Z czasem nasze drogi się rozeszły, pierwszy był twój tata. Ale w końcu go odnalazłam i… poprosiłam by coś dla mnie przygotował.
- Co masz na myśli?
- Astrid słuchała, nie patrzyła na “ciotkę”, by jej nie krępować. By ta czuła się swobodnie, że nie jest manipulowana.
- Karl obiecał mi, że będziemy mieli dzieci, pracowaliśmy tak długo, tak dużo poświęciliśmy… w końcu udało nam się stworzyć rodzinę, niemal śmiertelną. Niemal ludzką. - spojrzała z wyrzutem na Astrid - twój tata miał się nimi zająć ale… oszukał mnie, był bardzo niegrzeczny.
- Chcesz powiedzieć, że ja... i moi rodzice...
- gdyby oddychała, zaparłoby jej dech w piersiach - Ale jak? To niemożliwe!
- Metodą prób i błędów. Chciał zniszczyć was wszystkich, zostałaś mi tylko ty! ale i ciebie znalazł…. -
Aghata przymknęła oczy, jej bestia musiała być bardzo blisko.
- Ale i ja go znalazłam…

Astrid siedziała chwilę nieruchomo. Była związana z losami Kainitów nim jeszcze przyszła na świat. To było dziwne uczucie. Kilka klocków układanki trafiło jednak dzięki temu na swoje miejsce - dlaczego Ojciec raz nienawidził jej, a raz kochał. Myślała, że przyczyną były zmiany jego osobowości, lecz widać powód tkwił głębiej.

- Dlaczego tak bardzo chciał zniszczyć moich rodziców? I... dlaczego pozwolił mi żyć? - pytała cicho.

- Bo chciał mi zabrać coś bardzo cennego i udało mu się. Dlatego postanowiłam zniszczyć wszystko co stworzył i wyjałowić ziemię dookoła… a potem spotkałam ciebie i twoje młode.
- Uważasz więc, że jestem bardziej... jego niż twoja?
- zapytała swobodnie, choć gotowa była w każdej chwili poderwać się i rozpocząć walkę.
- Tak myślałam, dopóki nie zobaczyłam, że nie żyjesz tak jak on, ale… po swojemu. I dobrze traktujesz swoje młode. Zmieniłam więc zdanie i postanowiłam, że was zabezpieczę, sprawię, że będziecie się kochać i to uczucie uczyni was szczęśliwymi… - uśmiechnęła się. - Zrobiłam wiele rzeczy by zapewnić mojemu przyszłemu potomkowi siłę, twój tata mi cię zabrał, ale mam coś, co sprawi iż naprawdę będę twoją mamą a ty moją córeczką.
- A czy to, czego ja chcę, nie liczy się? Wiesz... mnie nikt nie pytał. Od samego początku. Bawicie się mną, oceniacie... traktujecie jak zabawkę. Może ulubioną, ale jednak zabawkę. Czy matka traktuje tak dziecko?
Aghata spojrzała na Astid ze zdziwieniem, z autentycznym zdziwieniem, zupełnie jakby naprawdę nigdy nie myślała o tym w ten sposób.
- Nie skarbie
- przytaknęła powoli - ale naprawię to, polepszę! zobaczysz! zniknę z twojego życia, tak jak dobra matka kiedyś znika zostawiając miejsce dla swojego pomiotu. - jej dłoń powędrowała do wnętrza uchylonego sarkofagu.

Wampirzyca spojrzała na swoją towarzyszkę, która chciała być jej matką. Wcześniej Aghata była nieproszonym gościem, który zagroził jej i jej potomkowi - Astrid traktowała ją jak wroga. Nawet gdy krew zbliżyła ich do siebie, czuła dystans, czuła, że w razie potrzeby będzie w stanie zerwać więzi, by ratować siebie lub Wojtka. Tymczasem jednak Aghata nie wydawała się już im grozić. Mówiła nawet o odejściu, co oznaczałoby... swoistą pustkę.

- Wiesz... to nie to, że masz znikać... - zaczęła niepewnie - Po prostu cię nie znam... Wiem, jak to infantylnie brzmi, ale może po prostu potrzebuję czasu, by odnaleźć się w sytuacji i zaakceptować cię.

Aghata uśmiechnęła się ciepło, co z racji jej aparycji zmroziło by śmiertelnym włosy na karku. Szczególnie gdy wyszarpała z sarkofagu stalowy szpikulec.

- Czasu będziesz miała dużo, ja go niestety nie mam, nie wiem jak długo wytrzymam. Zrobiłam wiele rzeczy… by zapewnić potomkowi siłę i to nie pozostało bez wpływu na mnie, oj nie - powiedziała podając pręt Astrid.
Młodsza Malkavianka przyjęła szpikulec, wpatrując się w niego tępo.
- Nie rozumiem... - wyznała - Wyjaśnisz?

Temat był wyraźnie drażliwy dla wampirzycy.

- Widziałaś moje życie, jego część, robiliśmy różne rzeczy, ja robiłam różne rzeczy. Zabiłam wiele wampirów, znacznie więcej niż jakikolwiek z kolegów twojego młodzika. A większości tych trupów, zrobiłam coś więcej niż tylko śmierć. Nie mogę się już kontrolować a spijanie ludzi dawno mi już nie wystarcza. - pogłaskała Astrid po policzku. - nie można naprawdę być matką jeśli nie jest się w stanie zabrać życia dla własnego dziecka, lub go oddać.

Po raz pierwszy Astrid poczuła coś na kształt żalu względem Aghaty. Choć Kainitka dokonała własnych wyborów i... z pewnością miała na sumieniu makabryczne czyny, nie mogła nic poradzić na to, że w tej akurat chwili zrobiło jej się szkoda. Przytuliła lekko dłoń do swojego policzka.
Aghacie zadrżała dolna szczęka, przyłożyła ostry koniec pręta do swojej piersi.

- Zgromadziłam siłę w moich żyłach, chciałam ją przekazać tobie albo twoim śmiertelnym dzieciom, wyszło inaczej. Jednak wciąż możesz ją wziąść, po prostu… nie przerywaj kiedy zaczniesz.
- Kiedy już pchniesz, nie wolno ci nigdy tego wyciągnąć, zabiję wtedy każdego kogo zobaczę, rozumiesz?
- z oka Aghaty popłynęła krwawa łza.

- Moje własne dziecko…

Choć Astrid nie mogła powiedzieć, że się nie spodziewała całkowicie takiego obrotu sytuacji, to teraz podbródek jej zadrżał. Chciała zapytać Aghaty po stokroć czy jest pewna, lamentować, przekonywać... a jednak gdzieś tam w środku wiedziała, że to nie ma sensu. Aghata była dużo starsza i bardziej doświadczona. Musiała to sobie przemyśleć znacznie wcześniej.

- Ja... nie wiem czy dam radę ogarnąć taką moc. - szepnęła. Przysunęła się bliżej, a pręt oparł się o serce Aghaty. Astrid oparła czoło o jej czoło i spojrzała na wampirzycę. - Nie mam wiedzy... Nie wiem co... co powinnam zrobić później.

Wampirzyca wysiliła się na płytki uśmiech.

- Ja też nie. Ale czy wolałabyś bym kierowała twoim życiem nawet po śmierci?
- Ja... wierzę już, że nie chcesz mnie skrzywdzić. Jeśli więc chcesz stać się częścią mnie...
- uśmiechnęła się niepewnie - Wiesz, dla większości i tak już jestem mocno walnięta.

Aghata uśmiechnęła się bardziej, ale tym razem już obłędnie, szaleńczo.

- Wiesz… to mi przypomina jaka jestem cholernie gło… - wampirzyca chwyciła w szpony ramiona Astrid, obnażyła kilkadziesiąt kłów i wykonała ruch do przodu… nadziewając się na pręt. Zastygła w tej morderczej pozie. Młodsza Kainitka patrzyła na nią z lękiem, lecz nie spuszczała wzroku z jej twarzy. Wbiła pręt głębiej.

- Wybacz mi... - szepnęła unosząc się nieco i kierując usta w stronę szyi Aghaty - ... matko.

Wbiła kły i zaczęła pić zachłannie. Teraz to ona schwyciła drugą wampirzyce za ramiona i niemal całkiem wgniotła szpikulec w jej ciało, przyciągając do siebie drapieżnie.

Astrid nigdy nie zaznała w życiu przyjemności.
Aż do tej chwili. Gorąca lawa szczęścia rozlewała się po jej brzuchu, dosłownie ożywiając nieumarłe ciało swoim żarem. Astrid czuła się bardziej żywa niż kiedykolwiek, bardziej niż przed śmiercią, bardziej niż przed narodzinami. Gdzieś tam na dnie swojego orgazmu - bo to chyba był orgazm, widziała przerażoną, topiącą się w morzu entropii duszę Aghaty, wykrzywioną w grymasie agonii. Jednak jedyne o czym mogła myśleć Astrid patrząc na wampirzycę to swoje spełnienie, swoja radość.
Nieważne jak długo to trwało, trwało za krótko. Z ekstazy wybudził Astrid dopiero głuchy dźwięk ciała opadającego na podłogę gdzieś obok niej. Wciąż była pijana szczęściem, które ją spotkało i... krwią nieśmiertelnej wampirzycy. Próbowała wstać, ale tylko zatoczyła się i upadła na kolana obok wysuszonego na wiór ciała. Spojrzała w martwe oczy i wysunęła dłoń, by dotknąć policzka Aghaty, jakby liczyła na to, że jakaś odrobina życia pozostała w jej ciele.

Gdy jednak tylko jej dłoń dotknęła ciała, to niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki rozsypało się na pył. Po Agacie pozostały jedynie ubrania.
Gdzieś obok Wojtek podniósł się do pozycji siedzącej i chwycił za czoło.

- Nie pozwoliła mi się ruszyć, co, co się stało? - przeniósł na Astrid pytające spojrzenie. Spojrzała na niego powoli.

[MEDIA]http://img04.deviantart.net/c56a/i/2005/247/e/e/monika_ii_by_andycat.jpg[/MEDIA]

- Przekazała dziedzictwo. - odparła sucho. Podniosła się z ziemi i przytrzymała sarkofagu. Wciąż kręciło jej się w głowie.

Wyminęła Wojtka, nie dotykając go i skierowała się ku schodom, by wrócić do Leża. Była wyjątkowo cicha i zgaszona.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline