Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2016, 18:43   #203
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
Waightstill faktycznie szedł przed siebie jak burza, na co ludzie zareagowali rozstępując sie bardziej aniżeli byłoby to potrzebne. Było to dość ryzykowne gdyż bartnik zbliżał się do kapłana, a ludzie mogli pomyśleć że chce się na niego rzucić, lecz wszystko zmieniło sie gdy przykląkł przy Olafie, napięcie zeszło z ludzi, chociaż dalej byli uważni i nieufni.

Ostre słowa jeszcze bardziej nastroszyły mieszkańców, widać było że czekali tylko na sygnał kapłana, lecz ten zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej i zamiast zbesztać bartnika przemówił do niego łagodnym tonem.

- Nie jestem zabójcą mój drogi. Nie dałem mu nic co mogłoby mu zaszkodzić. Rozumiem Twoją złość, lecz on Was zmanipulował, naprawdę był zły i tylko udawał. Wiem że trudno to zrozumieć, ale ja też z nim rozmawiałem, mi też zdawał się miły i pomocny, ale naturę miał jaką miał i to teraz właśnie z niego wyszło. Po za tym przecież on sam tego chciał nie? Ja nikogo zmuszać na siłę nie chciałem. Podjął tą decyzję świadomie, więc pewnie nawet sam nie wiedział jakie zło w nim siedzi...

Marwald próbował ratować sytuację, ludzie widzieli jak zaledwie kilkoma słowami, chwilowo uspokoił sytuację. Felix udał się w kierunku chat - nikt nie zwrócił na niego uwagi, gdyż dorośli mieli teraz ważniejsze sprawy i nikogo, tymczasowo nie obchodziło jakieś dziecko które prawdopodobnie uciekło po zobaczyło swojego "wujka" martwego i w kałuży krwi. Niziołek nie wzbudzając podejrzeń opuścił miejsce obrządku. Wioska była opustoszała, lecz z kominów wydobywał się dym. Rozniecenie świeżego żaru nie było problemem, Felix znalazł chatę której wszyscy mieszkańcy poszli na obrządek, dokonał dzieła i schował się nieopodal.

Kapłan spokojnie odpowiadał na kolejne pytania Marwalda, Waighstill jak i reszta ochotników wyglądali na opanowanych a ludzie przyjęli jakby mniej bojową postawę.

- Tak mój drogi, ten znak został tu wyrzeźbiony przez wcześniejsze pokolenia, ani ja a nikt ze wsi nie był przy jego wykuwaniu. Właściwie samo dzieło jest starsze aniżeli aktualnie miejsce jego posadowienia. Chadzamy do świątyni i znaleźliśmy miejsce z którego ten kawałek mógł zostać obłupany i zapewne spadając zagnieździł się w tym miejscu.

- Rozumiem złość Waszego druha, więc nie mam mu tego za złe. Zapewne nigdy mi nie wybaczy ale trudno, musiałem to zrobić dla dobra wszystkich i jego samego.

- Oszustów? A w jakim celu pytasz? No ale skoro ... zazwyczaj zbieramy się wszyscy i obradujemy co z taką osobą zrobić. I nie chodzi tylko o oszustów, tylko ogólnie jak ktoś coś złego innemu uczyni. Oczywiście Will jako nasz przywódca i obrońca ma decydujące zdanie. Chociaż on liczy się z moim zdaniem, sam staram się nie wtrącać w sprawy nie dotyczące duszy, no ... może czasami, ale to tylko dla dobra wsi.

Nikt z ludzi gór się nie odezwał, lecz ludzie przytakiwali słowom kapłana. Sam Burkhard nie wyglądał groźnie, miał co prawda na sobie masę ubrań pod którymi mógł schować cokolwiek, lecz był wątłym człowieczkiem w średnim wieku i nie wyglądał agresywnie.

Oskarżenia padające z ust Marwalda sprawiły ponownie zgęstnienie atmosfery. Marwald przyglądający się mimice twarzy Burkharda zauważył jak otworzył on szeroko oczy ze zdziwienia i przez chwilę zaniemówił. W śród ludzi podniósł się rumor, jednakże nikt jeszcze nic nie powiedział, wszyscy czekali na to co powie Burkhard.

- A...a.le. Ale że co? Nie, no przecież to nie tak - kapłan delikatnie się zaśmiał, lecz widząc że nikomu nie było do śmiechu na tym poprzestał.

- Nie, Marwaldzie, to nie tak jak myslisz. Owszem, naszemu człowiekowi podałem fiolkę o innym kolorze aniżeli Waszemu druchowi, to fakt, lecz musiałem to zrobić. Roztwór jaśniejszy nie dał by efektu w przypadku Olafa bo byłby za słaby , a ten krwisty mógłby zabić naszego druha, gdyż jest zbyt mocny. Nie ma w tym żadnego podstępu. Od młodego uczyłem się o wywarach, to jest moja specjalizacja, tym się zajmuje, wiec nie ma mowy o pomyłce. Oczywiście nie mogę wykonać Twojej prośby, gdyż jak mówiłem, mógłbym tego nie przeżyć, a mam tu ludzi którymi muszę się zajmować. Pewnie pomyślałeś o tym żeby rozcieńczyć ten krwisty, ale niestety to tak nie działa. Znasz sztuki wywarów? Jeśli tak to pewnie wiesz że nie chodzi tu o zwykłe stężenie, oba te płyny maja podobny skład, lecz bardzo istotne są proporcję składników miedzy sobą. Bezmyślnie rozcieńczając gotowy napar można narobić wiele krzywdy. Oczywiście rozumiem Twoje obawy, nie musisz mi wierzyć, lecz z pewnością zawierzysz Panience Victorii czyż nie? Jest ona kapłanką Shallyi, więc jej specjalizacją jest leczenie, lecz z pewnością posiada podstawową wiedzę naparów. Oczywiście nie ma takiej wiedzy jak ja podobnie jak ja nie znam się na leczeniu, lecz z pewnością osądzi nasz spór.

Kapłan powoli rozchylił poły płaszcza spod którego wyciągnął dwie fiolki, bladoróżowa i krwistoczerwoną.

- Proszę Marwaldzie, weź je aby nikt nie mógł powiedzieć że oszukiwałem. Pójdziemy razem do starowinki i ona nas osądzi. Zapewne nie wyszła na zewnątrz, gdyż odpoczywa a Will z jego rodziną nie chcieli zostawiać jej samej. Pewnie siedzą w chacie, możemy do nich iść. Czy takie rozwiązanie usatysfakcjonuje Cię? Czy możemy ruszać? A jak juz tak patrzysz na te fiolki. Widzisz że są dwie różne, jedna z nich miała być dla Konrada, jako że jego ciało jest raczej - bez urazy przyjacielu - wątłe, a druga dla Waighstilla który jest - bądź co bądź - rosłym chłopem. Mogę również, jeśli chcesz, tu i teraz wypić bladoróżowy napar, lecz pewnie ciebie to nie zadowoli. To jak, możemy ruszać?

Ludzie wyglądali na jeszcze bardziej zdezorientowanych, lecz widać było iż bardziej wierzą swojemu kapłanowi.

- Spokojnie, nasz nowy przyjaciel mógł mieć obawy, to po części moja wina że nie powiedziałem tego na początku, ale nie denerwujcie się, to dobzi ludzie, zaraz wszystko się wyjaśni i jeszcze będziemy sie z tego śmiali.

Burkhard pytająco spoglądał na Marwalda, lecz ten zajęty był czymś innym, pomiędzy drzewami zauważył dym, Felixowi się udało więc właśnie teraz pali się jedna z chat.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline