Walka rozpoczęła się i skończyła błyskawicznie nim Bianca miała szansę dwa razy pomyśleć.
Dla młodej złodziejki czas jakby przyspieszył i sama zdumiała się tym, że udało jej się wyjść cało a przy tym rozprawić się z wrogami. Nawykła do miasta i jego zasadzek, nie posądzała siebie o taką obronę w lesie.
Dysząc z wysiłku i podniecenia walką, uśmiechnęła się do siebie z dumą choć i cieniem smutku:
„Waldemar byłby dumny, chociaż pewnie złoiłby mi skórę i nawrzeszczał” – poczuła krótkie ukłucie tęsknoty za starszym bratem. To ją otrzeźwiło. Rozejrzała się dokoła po towarzyszach, w pierwszej kolejności koncentrując się na Aerinie za jej plecami. Potem przyskoczyła do Mandreda i Hansa, którzy wzięli na siebie poczwarę na wilku.
- Nic wam? – sprawdzała stan rycerzy z błyszczącymi od podniecenia oczyma. Z ulgą dostrzegła, że posoka jaką spływały ich zbroje nie należy do nich samych. – Ufff stracha miała, alem rada, żeście cali i zdrowi. – obdarzyła obu słodkimi uśmiechami i wesołym mrugnięciem.
Kolejno podeszła do Ragnara i bezpretensjonalnie uścisnęła go mocno i z zamachem klepnęła w ramię:
- Dałeś im łupnia! – rzuciła ze śmiechem, co pozwalał jej napięcie rozładować. – Jak chwila będzie, pomówić bym chciała. – szepnęła nachylając się do ucha krasnoluda. Przez chwilę w oczy mu zaglądnęła czarując nieco wojaka i odpowiedzi czekając.
Potoczyła wzrokiem na Ernscie się skupiając:
- Przykro mi, żeś konia stracił. – stwierdziła ze smutkiem – Aleć teraz łatwiej mi będzie ostrzegać Cię, gdyby kto za plecami Ci się skradał – gadaniem próbowała uśmierzyć możliwe poczucie straty.
Ruszyła z resztą towarzyszy pogadując i zagadując przez dłuższy czas. Sama pewna jednak nie była, czy to robi dla nich czy by zabić w sobie pełgający niepokój.
Wraz z upływem czasu i przedłużającym się marszem Bianca nieco przycichała choć nadal pełno jej było wszędzie. Psuła Kira gdy nikt nie patrzył, podsuwając mu kawałeczki pasztecika. Gustavowi podsunęła pękaty ogryzek niedojedzonej gruszki. Ostatecznie jednak w ciszy szła bliziutko zamaskowanej postaci łucznika, do którego uśmiechała się jednak często i szczerze.
W ruinach
Wieże sterczące i straszące martwą pustką nie napełniły Bianci optymizmem. Zimny wiatr przeszywał coraz mocniej i dziewczyna by nie zmarznąć zaczęła chwacko pomagać przy rozkładaniu obozu. Poza tym, będąc z innymi czuła się pewniej. Mimo, że chętnie zakopałaby się teraz w swoim łóżku, pierwsze krople zbliżającego się deszczu przyniosły ze sobą myśli o Magnusie.
„A co jeśli on teraz też chowa się przed ulewą?” – zadumała na chwilę, pomagając rozpalić ognisko.
„Ciekawam, co kryją te ruiny” – jednak natura silniejszą była i miast trapić się o nieobecnego, szukała czegoś, czym szalona głowa zająć by się mogła. Już-już miała zgłosić się do warty, gdy zauważyła, że Andariel podeszła do Ernsta, który najwidoczniej szykował się na krótkie zwiady po terenach dawnej strażnicy.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko towarzystwu? Chętnie przyjrzę się bliżej tym ruinom - elfka zagadnęła mężczyznę. - Zdają się kryć w sobie ciekawą, acz niewątpliwie mroczną historię - dodała nieco enigmatycznie, spoglądając tajemniczo w dal.
Okryła się szczelniej płaszczem i narzuciła na głowę kaptur, skrywając swoją twarz w cieniu. Tym samym chciała dać do zrozumienia, że była gotowa wyruszyć.
- Nie wiadomo, czy prócz historii, ruiny nie kryją jakiejś niespodzianki - odparł Ernst - albo i paru. Im więcej oczu, tym lepiej.
Bianca, która pomimo niejakiego zmęczenia ani sobie wyobrażała usiedzieć na miejscu i kręciła po miejscu obozowiska doskoczyła do rozmawiającej dwójki:
- Poczekajcie, idę z Wami! Mogę się przydać! - zapewniła z uśmiechem, spoglądając to na Ernsta to na Andariel. - Lepiej dmuchać na zimne.
- Dobrze, więc ruszajmy - powiedziała Andariel. - Nie ma co zwlekać.
- Póki noc nie rozgościła się na dobre - przytaknął Ernst. Uzbrojony był po zęby, bo w końcu nie było wiadomo, czy na pewno w ruinach nie siedzi jakieś licho. - Macie może pochodnie?
Andariel uśmiechnęła się lekko.
- Nie będą nam potrzebne.
Potarła dłonią o koniec swojego kostura, szeptem wypowiadając jakieś słowa. Po krótkiej chwili zdobiony koniec rozbłysnął białym światłem, oświetlając okolicę niczym magiczna pochodnia.
- Znacznie praktyczniejsze - zgodził się Ernst. - Pójdę przodem - zaproponował.
- Hmm, a jak długo się tak może jarzyć? Nie męczy cię takie czarowanie? - dopytywała Bianca, całkiem już porzucając wszelkie opory czy obawy przed elfką. Na propozycję Ernsta przystała skinieniem głowy - Będę tuż za Tobą… wasza miłość - wyszczerzyła się do bruneta, przekomarzając się wesoło.
- Bądź blisko... będę się miał za kim schować w razie czego - odpowiedział Ernst, na co blondynka ze śmiechem napięła biceps smukłego ramienia:
- Obronię Cię! - przyrzekła wesoło.
- To akurat jest bardzo proste i słabe zaklęcie, droga Bianco - odparła Andariel. - Nie wymaga dużego zasobu magicznej mocy, ani też nie osłabia znacząco czarodzieja.
- To dobrze. - złodziejka pokiwała głową - Nie będziesz się dodatkowo męczyć. Ruszamy? - spojrzała wyczekująco.
Ernst skinął głową i wkroczył w mroczne zakamarki zrujnowanej strażnicy.