Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2016, 10:50   #17
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Natalie roześmiała się nerwowo. Instynkt podpowiadał jej, że chłopiec wcale nie jest brzuchomówcą, ale po co jakiekolwiek siły miałyby angażować w sprawę dziecko? Prawda? Tak? Cóż… przynajmniej miała taką nadzieję. Na początek więc postanowiła trzymać się resztek normalności, na które jeszcze liczyła. Być może naiwnie, ale co tam:
- Cześć. Niezły spektakl - zagaiła chłopaczka na rowerze. - Brzuchomówstwo? Jakieś cwane nagranie? - Miała ochotę modlić się, gdyby modlitwy cokolwiek miały pomóc, a przecież i tak nie wierzyła w takie bzdury. Teraz już tym bardziej.
Chłopiec znów pociągnął za wajchę, rozwierając usta czarownicy.
- Mój brzuch nigdy już nie mówił od czasu, kiedy córka wepchnęła w niego nóż i przekręciła. Och, wtedy to było dopiero przedstawienie! - czarownica zarechotała. - Krew i gówno, jakie życie, taka śmierć. Jednak nie wszystek umrę, jak przekonywał Horacy.
Chłopczyk niespodziewanie odchrząknął. Kukła też umilkła.
- Obawiam się, że jest pani w niebezpieczeństwie - przemówił po raz pierwszy. Jego głos zdawał się ochrypły, jakby od ciągłego krzyku.
- Chcesz mi powiedzieć, że… no. To - wskazała palcem na głowę kukły - mówi do mnie samo z siebie? Siły nadprzyrodzone? To cię zmusza do wykonywania poleceń? Grozi ci? - Skorpion, czy powinna odpalać nagrywanie? Oczywiście, że powinna. Tyle że, jak sobie nagle przypomniała, jedynie badacze w oddziale potrafili włączyć ten moduł. Potem, na misji, można było wprowadzać go w tryb uśpienia, lub nagrywania, jednakże poza służbą... zupełnie tak, jakby nie istniał.
- O, bardzo dobrze - czarownica znowu odezwała się. - Próbujesz ruszyć głową, jak cię prosiłam. W ten sposób niedostępny innym. Jesteś blisko, ale i tak daleko.
- Nana nie jest zła, ja też nie jestem - chłopiec rzucił. - Ja chcę tylko odnaleźć brata. A, i powtarzam, jest pani w niebezpieczeństwie.
- Niebezpieczeństwie, które wy na mnie sprowadzicie, czy ktoś inny? - Zapytała, mając nadzieję, że podejście wprost nie zaszkodzi, rozglądając się z niepokojem po okolicy. Przecież z krzaków nie wyskoczy nagle niedźwiedź.
- Wiesz, z ciebie jest jednak tępa su...
- Nana! - chłopiec przerwał kukle. - Co ja ci mówiłem o przezywaniu innych?!
- Po prostu... - czarownica westchnęła. Czy właśnie mrugnęła oliwkowymi oczami? Natalie mogłaby przysiąc. - Po prostu patrzysz w niewłaściwym kierunku.
- Tym razem nie chodzi o metafory - dodał chłopiec. - Spójrz - wyciągnął palec, wskazując jakiś punkt położony za plecami Nat.

Czy powinna się obrócić? A może to tylko ten stary jak świat trik, mający odwrócić jej uwagę?
Ale jednak postanowiła się odwrócić. Ciało ustawiła bokiem do obu potencjalnych zagrożeń - tego, które rzekomo nadchodziło zza niej, oraz tego, które mogło rzeczywiście stać przed nią, odwracając jednak w pełni głowę w kierunku, który wskazywał chłopiec.
I słusznie zrobiła. Ujrzała skradającego się za jej plecami mężczyznę w kombinezonie. Znajdował się co najwyżej dziesięć metrów od Natalie i trzymał pistolet. To właśnie o nim mówił Peter, to on był brakującym, ósmym kryminalistą. Wyciągnął ręce, aby strzelić. Douglas - przy tak niewielkiej odległości - mogła tylko próbować uniku. Natalie podjęła swoją decyzję w ułamku sekundy i rzuciła się w bok, w prawo do vana, starając się upaść na plecy. Udało się uniknąć pocisku, chociaż głuchy huk zadźwięczał w jej uszach. Wnętrze samochodu zadziałało niczym metalowa puszka, wzmacniając każdy pojedynczy decybel. Douglas odruchowo przycisnęła dłonie do uszu, lecz wysoki pisk i tak wwiercał się w jej umysł. Nie miała jednak czasu na rozmyślanie nad swoją dolą. Zostało jedynie kilka sekund, zanim mężczyzna wskoczy do samochodu.
Dziewczyna rzuciła się ku wspinaczce po białych futerałach, w których pochowane były eksponaty, dziękując w duchu, że poświęciła chwilę czasu na pozamykanie ich. Dawało to jakieś szanse na brak uszkodzeń wskutek jej barbarzyńskich działań. Tak zwanym “szczupakiem”, jakby to zauważył ojciec Natalie, rzuciła się w okienko oddzielające tył vana od jego przodu, mając nadzieję, że potencjalna dusza zmarłego kierowcy wybaczy jej brak szacunku dla zwłok, o ile uda jej się wydostać z tamtej strony i pobiec w las.

Jęknęła, gdy poczuła na sobie śliską, wilgotną maź. Cały przód vana pokryty był krwią oraz porozrzucanymi szczątkami kierowcy, który - jak zdawało się - eksplodował przez siłę uderzenia opancerzonego samochodu. Ubrudziła się tym wszystkim, wskakując w niewielki obszar rodem z koszmarów. Lecz problemy estetyczne bynajmniej nie stanowiły największego problemu Natalie. Zerwała się do drzwi po stronie wolnego siedzenia i szarpnęła je z całych sił. Na szczęście okazały się otwarte.
- Możemy ci pomóc - przed oczami Douglas ukazała się gumowa głowa czarownicy. Chłopiec, który ją trzymał, pokiwał głową. - Ale przysługa za przysługę.
- Tak, jak mówił Hammurabi - niepewnie dodał dziewięciolatek.
Tymczasem wszystko wskazywało na to, że Natalie niedługo znajdzie się w zasięgu strzału. Odgłosy sugerowały, że kryminalista wybiegł z bagażnika i od kobiety dzielił go tylko róg vana.
Natalie znowu musiała podejmować decyzje w ułamkach sekund. Nienawidziła tego, wolała mieć czas na przemyślenia, ale teraz… teraz nie miała czasu. Odmowa i potencjalna śmierć. Albo akceptacja i Przysługa, która przecież może stać się niezwykle kosztowna.
- Biorę, tak, pomoc, proszę - wyrzuciła z siebie. - Jeśli przysługa dla was nie będzie zawierać zabrania komukolwiek szczęścia albo życia - wyszeptała szybko, gorączkowo wręcz, patrząc w dziwne zielone oczy-szkiełka i mając nadzieję, że takie obostrzenie wystarczy. Do tego wszystkiego zbierało się jej na torsje, a chęć nabierała mocy, kiedy kątem oka zauważała to, w czym wytarzała się uciekając z tylnej części vana.

Czas jakby zwolnił. Mężczyzna wciąż nie nadchodził. Natalie odniosła wrażenie, że powstała jakiegoś szczególnego rodzaju bańka - wykwit rzeczywistości - w której znajdowała się tylko ona, chłopiec i kukła. Choć de facto nie ruszyła się z miejsca, tak jakby znalazła się gdzieś indziej.
- Oj, kochanie. Ja chcę tylko małych wakacji - rzekła czarownica. - Weźmiesz mnie na dwadzieścia cztery godziny i przez ten czas nie będziesz mogła się ze mną rozstawać. Będę milczała i nie sprawiała żadnych problemów. Tobie, ani nikomu innemu. Jeżeli odłożysz mnie na półkę, pozostawisz chociażby na chwilę... wtedy co innego.
- Każdy zasługuje na wakacje - chłopiec skinął głową. - To zrozumiałe.
- Tylko w dwóch przypadkach będziesz mogła się ze mną rozstać. Kiedy miną te dwadzieścia cztery godziny, lub kiedy ktoś wbrew wszelkim twoim staraniom odbierze mnie tobie.
- Wtedy trudno byłoby panią karać - chłopiec zagryzł wargę. - To byłoby niesprawiedliwe.
Mężczyzna nadal nie nadchodził. To wszystko powinno być dla Natalie czymś dziwnym, ale w końcu widziała już takie rzeczy i tak bardzo urosła jej tolerancja na nadprzyrodzone i niezwykłe…
- Mam cię mieć cały czas przy sobie? Pod pachą? W otwartej torebce? Doba ruszy teraz? Ale nie będziesz niczego komentowała? Możesz coś takiego w ogóle obiecać? Nie mogę o tobie nikomu, hm... powiedzieć? - przyszło jej do głowy w tym momencie parę osób, które chętnie przebadałyby to zjawisko.
- Tak, doba ruszy teraz. I tak, masz mieć mnie przy sobie. Nie dalej, niż w odległości pół metra, choć rzecz jasna nie będę tego mierzyć linijką, kochanie. Zresztą nie mam rąk, więc i tak bym nie mogła - czarownica skinęła głową... czy też może raczej chłopiec poruszył kijem. - I cały czas mam mieć oczy na wierzchu, no bo co to za podróżowanie, kiedy nic nie widać? - zapytała.
- Nie chciałbym takich wakacji - chłopiec pokręcił głową. - Podziwianie pejzaży jest najlepsze w turystyce.
- Nie będę niczego komentowała, no bo po co? - dodała wiedźma. - A, i każdemu możesz o mnie opowiedzieć - zarechotała. - Lubię, kiedy ludzie o mnie mówią.
- Nana, próżność jest jednym z siedmiu grzechów głównych!
- Naprawdę? - czarownica zdziwiła się, na co chłopiec przybrał frasobliwą minę. Zdawało się, że nie do końca pamiętał wersety z katechizmu.
- Zgadzam się więc - odpowiedziała Nat, zastanawiając się jednocześnie, jak bardzo wpłynie to na jej życie… - Czy trzeba cię… karmić? - wizja pogoni zbladła w zetknięciu z niejako fascynującą opcją interwencji zaczarowanej kukły.
Kukła zarechotała.
- Oj, jak miło, że dbasz o moją dietę. Moja córka również miała ją na uwadze, tyle że ona wybrała pobłysk sztyletu na danie główne. Miałam po nim poważne niestrawności.
- Wystarczy, że Nana będzie przy tobie, to wystarczy - wtrącił się chłopiec. - Nie musisz martwić się o nic więcej.
- Czyli, jak rozumiem, umowa stoi? - chciała wiedzieć wiedźma.
Natalie wzdrygnęła się, na pewno nie z zimna, bo rozbuchana adrenalina nie pozwalała jej jeszcze czuć takich rzeczy. Raczej z ciężaru decyzji, jakie musiała teraz podjąć. Nie wiedziała, czy służby zdążą lub czy ona zdąży uciec. Czy ma jakieś szanse. Przecież to oczywiste, że nikt nie chciał umierać. Tylko, czy rozsądnym było wdawać się w układy z czymś, co było… paraspatium? Sama miała za mało doświadczenia, żeby móc określić takie rzeczy. Czy w ogóle dobrze jej się wydawało? Westchnęła krótko, może nawet nieco boleśnie.
- Pewnie zaważy to na moim życiu bardziej, niż bym tego chciała, ale stoi. Mamy umowę.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline