| Mówiono mu, że kłopoty idą za nim stadami. Gdzie się nie pojawia, tam są i one - niezależnie czy je prowokuje, czy samym swoim jestestwem przyciąga je ku sobie, jak magnes. Fakt faktem, zwykle była to prawda. Co ten pieprzony Leon tu u siebie odpierdalał?!
- Kurwa - mruknął pod nosem Grant, rzucając wściekłe spojrzenie na komputer. Nie był umoczony w narkotyki, ale wiedział dobrze jaką ma opinię. Rzucił szybkie spojrzenie Leonowi, biorąc głębszy oddech i starając się nie oddychać.
- Gdzie tylne wyjście?! - warknął, szybko oceniając sytuację dookoła.
Tardos kaszląc wskazał gdzieś za siebie, po czym rzucił się gdzieś w przeciwnym kierunku. W gęstniejącym, duszącym dymie, który tym dotkliwiej drażnił wyczulone zmysły Garou, ciężko było się poruszać w nieznanym terenie. Gdzieś niedaleko Leon, uprzednio potykając się o coś, obrzucił stekiem wyzwisk tego kto ustawił na jego drodze jakiś mebel. Najprawdopodobniej on sam był tym skurwysynem.
Chwilę potem dał się usłyszeć rozkaz poddania się.
Światła latarek, niczym lasery w jakimś muzeum, przecinały powieszenie. Jedna, wycelowana prosto w niego, z nich na chwile oślepiła Granta. Ten nie czekał na zaproszenia. Ucieczka to jeszcze nie przestępstwo, kiedy jest się czystym. Rzucił się w kierunku wskazanym przez Tardosa. Jeśli ten chciał go wrobić to powinien wiedzieć dobrze, że będzie to ostatni jego błąd. Matthias ruszył biegiem, pochylając się i ignorując póki co wezwania do poddania. I tłumiąc instynkt nakazujący mu rozszarpać im wszystkim gardła.
- Stać!! DEA!! - Usłyszał za sobą. Nie usłuchał. W kilku susach dopadł do drzwi. Nie były na szczęście zamknięte. Na tym się jednak fortuna przestała sprzyjać Tubylcowi. Za drzwiami czekała na niego wycelowana lufa karabinka M4.
- DEA, skurwielu!! - Powiedział człowiek trzymający karabinek. - Stać!!
Zatrzymał się, spoglądając w oczy mierzącemu do niego z broni osobnikowi. DEA a nosili kominiarki, jak pieprzeni bandyci. Kątem oka dostrzegł drugiego, który wyjmował opaskę zaciskową. To był błąd, bo z nią nie mógł trzymać broni.
- Jesteś niegrzeczny - Grant wydał z siebie gardłowy pomruk. Nie zostanie związany jak świnia, wywieziony cholera wie gdzie i trzymany za niewinność. W tym temacie w każdym razie. Siedzący w nim drapieżnik nie zgadzał się na to. Poczekał aż ten drugi zbliży się na wyciągnięcie ręki i ruszył się z największą szybkością, na jaką go było stać. Złapał za broń, przesuwając ją w bok i jednocześnie doskakując do kolesia i trzaskając z bańki w jego twarz. Uderzenie było tak silne, że tamten natychmiast zakrył się nogami, a Matthias sprawnym ruchem zdjął mu jednocześnie przewieszony przez szyję karabinek.
Wtedy się okazało, że przeciwnicy to dobrze wyszkoleni ludzie. Ten drugi zdążył puścić opaskę i unieść broń. Huknął wystrzał, a ramieniem Granta szarpnęło, kiedy przebiła je kula. To było zdecydowanie za mało, żeby powstrzymać olbrzymiego garou. Machnął trzymanym w ręce karabinkiem, nie pozwalając DEA oddać kolejnego strzału. Kolba gruchnęła w bok zakrytej kominiarką głowy i powaliła gościa na ziemię. Matthias przykucnął i rozejrzał się. Motor miał z drugiej strony budynku, samochód Leona stał obok, ale nie było mowy, aby go odpalić. Dalej była otwarta przestrzeń, za nią drzewa i zarośla - i to wydało się garou najlepszą drogą ucieczki. Nie zwracając uwagi na ból w ramieniu, zarzucił sobie na plecy nieprzytomnego członka DEA i ruszył biegiem w kierunku wolności. Nie wierzył w to, że będą strzelać mu w plecy, kiedy miał na nich ich kumpla. Zrzucić go zamierzał dopiero tuż przed drzewami i dalej uciekać już swobodnie. Przemienić się, gdyby było trzeba.
Zająć raną.
I wrócić.
Mając w poważaniu większość praw, nie był zameldowany w swoim obecnym mieszkaniu, a motor chociaż legalny, też wiele w tropieniu nie pomagał. Leon jednak go znał, a i ci z DEA widzieli jego twarz, więc nie mógł uniknąć rozpoznania. Dlatego następnym krokiem było dowiedzenie się o co tu kurwa chodziło i dlaczego on stał się tego udziałem. Najpierw przez Merlina, ten rudy szczurek zawsze cholernie dużo wiedział. |