Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2016, 18:32   #18
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Szary kolor włosów Lotte miał jednocześnie dużą zaletę i wadę, wszystko zależało od sytuacji. Łatwo było zapamiętać wygląd kobiety przez ten charakterystyczny styl. Niestety gdy musiała działać incognito, to ten element bardzo ją zdradzał, o czym nie zapominała. W tej jednak sytuacji zadziałało to na jej korzyść, ponieważ ochroniarz łatwo ją zapamiętał i teraz szybko rozpoznał.
Zadowolona wyszła z siłowni, dziękując dwukrotnie za pomoc, którą otrzymała od ochroniarzy. Doceniła to, że nie zbagatelizowali sprawy i potraktowali ją tak miło. Nie spodziewała się, że dadzą jej kolejny trop, którego tak bardzo potrzebowała. Dlatego po wizji, którą otrzymała, z zadowoleniem ruszyła w kierunku kwiaciarni Barnettów, przy której był również sklep z kliszami do aparatów. Może to słaba poszlaka, ale teren zgadzał się, ponieważ dwa miejsca związane ze stalkerem, to nie mógł być przypadek.
W między czasie zadzwoniła do Angeliki, aby zapytać się jak minął jej wieczór i tu po, raz drugi dzisiejszego dnia, spotkało ją miłe zaskoczenie. Kobieta sama zasugerowała pomoc w jej małym śledztwie. Lotte miała gdzieś w myśli, że może spróbować wykorzystać zasoby komendanta, w końcu po to polowała na numer rejestracyjny, ale nie chciała zbytnio z niego korzystać. Musiałaby długo tłumaczyć się o co chodzi i dlaczego nie chce załatwiać tego drogą oficjalną, na co nie miała ochoty. Był to plan awaryjny, jakby wszystko zawiodło, a poszlak nie było.

Lotte szybko zmieniła kurs na nowy, w stronę mieszkania komendanta, rozmawiając dalej przez zestaw głośno mówiący z Angeliką.
- Byłabym ci bardzo wdzięczna za pomoc, bo mam numery rejestracyjne, które chciałabym sprawdzić. – Zrobiła krótką pauzę zastanawiając się nad rozplanowaniem tego, aby jak najmniej tracić czasu. Nie chciała spotkać się z komendantem grzebiąc w jego komputerze, bez jego pozwolenia. - W takim razie już jadę pod dom twojego ojca, a ty mogłabyś podejść tam? Z tego co pamiętam mieszkacie blisko siebie, prawda? – zapytała Lotte nie ukrywając lekkiego zadowolenia w głosie.
- Tak, oczywiście. To rzeczywiście niedaleko. Tylko właściwie... kto zostanie z Williamem? Nie wiem, czy powinnam poprosić sąsiadkę, czy też wziąć go ze sobą. Z jednej strony mógłby mnie spowolnić, a z drugiej... nie jestem pewna, czy mamy czas na to, abym latała po klatce schodowej i szukała niani. Za ile u mnie będziesz?
- Dojadę tam za jakieś dwadzieścia minut, więc masz jeszcze trochę czasu, bez pośpiechu. Zdecyduj jak ci wygodniej, czy wziąć małego czy jednak zostawić go u sąsiadki, nie chcę robić ci problemu. A mogłabym mieć jeszcze jedną prośbę?
- Oczywiście, że tak - Angelika zaśmiała się. - Naprawdę jestem wdzięczna za ten wspólny wieczór. Dlatego chciałabym oddać przysługę. Pamiętam, jak instruktorka w szkole rodzenia mówiła, że zawsze dawanie jest równie ważne, co branie, a może i ważniejsze. Postawiła to w kontekście udanego związku, ale myślę, że jest to trafne spostrzeżenie w ogóle do relacji międzyludzkich. Zbyt często jesteśmy zatraceni w pułapce własnego egoizmu.
Lotte słuchając co bratowa do niej mówi, cieszyła się, że ulice nie były zapchane samochodami. Gdyby zadzwoniła do niej jedną lub dwie godziny później, Visser najpewniej utonęłaby w morzu wracających po pracy do domu.
- To co mówisz jest trafione w punkt. Słuchaj przedzwoń proszę do ojca, zapytaj się za ile będzie w domu. Nie chciałabym kłopotliwej sytuacji, a przecież łatwo tego uniknąć wykonując ten jeden telefon. O ile to nie byłoby podejrzane, że dzwonisz do niego i pytasz. Może masz jakąś sprawę i dlatego chcesz wiedzieć czy coś? – Lotte domyślała się, że Angelika owinęła sobie ojca wokół palca i wiedziała jak nim umiejętnie manipulować, jednak jej pragmatyczność wzięła górę i dlatego zasugerowała bratowej takie zabezpieczenie.
- Szczerze mówiąc... nie do końca jesteśmy teraz w dobrych relacjach - kobieta niechętnie odparła po chwili wahania. - Pokłóciliśmy się przed jego wyjazdem. Być może po części dlatego zdecydował się na tę delegację. Chciał zainstalować kamery w moim mieszkaniu, jak to powiedział... dla bezpieczeństwa mojego i Williama - Angelika zaśmiała się gorzko. - Nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że przez całe życie mnie kontrolował, ale teraz to jakaś patologia. Na co on rzekł - westchnęła. - Że najwyraźniej nie pilnował mnie wystarczająco dobrze, skoro wpadłam. Po prostu zaniemówiłam. Zwymyślałam go i powiedziałam, że William to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przytrafiła... jednakże rozłączył się w międzyczasie. W ogóle rozeszło się jeszcze o inne rzeczy. Chyba jeszcze nie było takiej awantury. Nie chciałam ci mówić, bo... no bo o czym tu mówić - Angelika niezręcznie zakończyła.
- Szkoda, że mi nie powiedziałaś, to musiało być przykre – odparła wyraźnie zaniepokojona Lotte. – Jak mógł ci coś takiego powiedzieć… Cieszę się jednak, że tak mówisz o Williamku, to miło mi słyszeć. I mały na pewno dodaje ci sił, mimo takich spięć z ojcem. – Visser przez chwilkę zastanowiła się. – A jak przez przypadek on wróci wcześniej, to będziesz musiała widzieć się z nim, nie wiem czy tego chcesz, czy jesteś gotowa na rozmowę z nim. Może chociaż smsa napiszesz? Wiesz, suchego, krótkiego, typu „kiedy wracasz” i tyle? Jak nie to już nie naciskam, po prostu nie chcę narazić cię na nieprzyjemności.
- Chętnie zobaczyłabym jaką ma minę, gdy mu to mówisz. – Rzuciła krótko z aprobatą i podziwem w głosie, po czym dodała – Tak, spodziewaj się mnie niedługo i dzięki za to, że skontaktujesz się z nim. Do zobaczenia i jeszcze raz dzięki for all.

Kobieta rozłączyła się i uśmiechnęła do siebie samej, chciała wierzyć, że jest coraz bliżej odpowiedzi, kto zapałał do niej niebezpieczną emocją, którą okazywał w groźbach i obsesji na jej punkcie. Minuty na zegarze upływały niebezpiecznie szybko. Minął kwadrans, zanim Lotte zajechała pod budynek, w którym mieszkał ojciec Angeliki. Wciąż miała trochę czasu, jednak czekanie na parkingu wydawało się wielkim marnotrawstwem, na które nie miała wpływu. Na szczęście po chwili pojawiła się niedoszła bratowa ubrana w lekki, szafirowy płaszczyk , z rozpuszczonymi blond włosami. W jednej ręce trzymała torebkę w kolorze jasnego złota, a w drugiej transporter z niemowlęciem.
- Witaj - Angelika uśmiechnęła się i pochyliła, aby pocałować Visser w policzek. Wydawałoby się, że spotkały się w celach czysto towarzyskich. - Zostawiasz tutaj samochód, czy wolisz zaparkować w jakimś bardziej ustronnym miejscu? - dodała szeptem, co najmniej jak gdyby były rządowymi agentkami.
Visser odwzajemniła cmoknięcie, spojrzała z uśmiechem na bratanka, który słodko przysypiał, po czym odpowiedziała.
- Zostawiam tutaj, nie chce mi się szukać innego miejsca. – Złapała telefon, na którym miała zdjęcia, wysiadła z samochodu i kliknęła przycisk na pilociku przytroczonym do kluczyka od auta. – Chodźmy. Ojciec coś mówił kiedy będzie czy nie dodzwoniłaś się?
- Najpierw nie dodzwoniłam się. W ogóle nie było sygnału - zaczęła Angelika. Ruszyły do budynku. Wpisała kod na domofonie i rozległ się dźwięk świadczący o otwarciu drzwi. Po chwili znalazły się na korytarzu i weszły do windy. - Ale jak zadzwoniłam potem, to już był sygnał. Nie odebrał - dodała gniewnie. - Jest na mnie zły, a to ja powinnam się złościć, do cholery! - Angelika uniosła się w gniewie, na co William zareagował płaczem. Wtedy też od razu uspokoiła się, pogłaskała dziecko i cmoknęła je w policzek. - Czyli najpierw miał komórkę w trybie samolotowym, a potem przełączył ją na normalny. Musiał już przylecieć, pewnie jest jeszcze na lotnisku.
- Raczej, takiego czegoś nie powinien był mówić. Wiem, że w złości uwielbia się wbijać szpilę, ale są pewne granice. – Odparła spokojnie, aby nie zaniepokoić ponownie bratanka. – Jednak porozmawiać będziecie, prędzej czy później, musieli. Będzie to trudne, ale dobrze mówisz, że nie może kontrolować twojego życia. Być wsparciem to jedno, a nadzór to co innego.
Angelika uśmiechnęła się do Lotte. Spodobały jej się te słowa.
- To tutaj - rzekła, po czym podała Visser Williama i zaczęła szukać w torebce kluczy. Wnet wyjęła je i przekroczyły próg mieszkania.

Długi korytarz prowadził prosto do salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Na dodatek Lotte naliczyła czworo drzwi. Jedne musiały prowadzić do łazienki, a pozostałe zapewne do sypialni. Mieszkanie było urządzone bardzo schludnie. Białe ściany, nagie płytki. Żadnych ozdobników, dywanów, pamiątek, obrazów. Nieliczne meble o skandynawskim, prostym charakterze. Bardzo sterylnie. Ktoś mógłby powiedzieć, że to niezamieszkała przestrzeń, gdyby nie dwa sześciopaki piwa postawione obok szafki z butami.
- Chodźmy - Angelika poprowadziła Lotte w kierunku gabinetu. Szarpnęła za klamkę i okazało się, że drzwi są zamknięte. Kobieta pobladła, a potem poczerwieniała. - Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła, po czym zaczęła rozglądać się, jak gdyby klucz był na wyciągnięcie ręki, gdzieś na wierzchu. - Gdzie on mógł go schować...? No przecież nie zabrał ze sobą, prawda?!
Visser rzuciła krótko kilkoma spojrzeniami, oceniając człowieka po aranżacji jego mieszkania, po czym zwróciła w końcu uwagę na zamknięte drzwi i lekko zdziwioną i zdenerwowaną Angelikę.
- Chyba nie – odparła, po czym złapała za klamkę, jakby chciała potwierdzić, że drzwi na pewno są zamknięte. Tak naprawdę musnęła palcem dziurkę od klucza i skupiła się na najświeższym wydarzeniu, aby zobaczyć gdzie ląduje kluczyk, ponieważ zgadzała się ze stwierdzeniem, że komendant nie wziął go w podróż.
Lotte po chwili była już pewna, że mężczyzna schował kluczyk w zamrażalniku pomiędzy płatami wołowiny. Wiedza była nadzwyczaj użyteczna... tylko jak Visser mogła wytłumaczyć się z niej Angelice?
- Czekaj, to musi być najgłupsze miejsce dostępne w tym mieszkaniu. – Lotte zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Odstawiła kojec z malcem w bezpiecznym miejscu, na widoku kobiet i ciągnęła dalej swój wywód krążąc po mieszkaniu, kierując swoje kroki do kuchni. – W filmach jak bohater czegoś szuka , to w momencie największego zrezygnowania – zrobiła dramatyczną pauzę - zagląda do lodówki?
Weszła do poszukiwanego pomieszczenia i otworzyła pożądany obiekt. Przeglądała praktycznie puste półki, znajdując jedynie keczup, trochę masła i dużo światła. Westchnęła trochę teatralnie, jakby ze zrezygnowaniem, po czym otworzyła drzwiczki zamrażarki. Zaśmiała się widząc kluczyk od gabinetu.
- Trafiłam? – Stwierdziła i zapytała jednocześnie wyciągając klucz. – Chyba mam!
Angelika stała przez moment z rozdziawionymi ustami.
- Zdaje się, że znasz mojego ojca lepiej, niż ja sama - rzuciła.
Po chwili znalazły się już w gabinecie urządzonym w stylu podobnym do reszty mieszkania. Tyle że ten pokój zdawał się mieć najwięcej śladów użytkowania. Na ścianie widniała niedomyta plama po kawie, kosz przy biurku zapełniony był zgniecionymi, pustymi puszkami, a na blacie leżał słoik wypełniony nerkowcami. Oprócz tego w rogu stała duża, pancerna szafa, w której ojciec Angeliki zapewne trzymał broń.
- Dobrze - powiedziała kobieta, siadając do komputera stacjonarnego. Włączyła go, po czym sięgnęła po własną komórkę. Odtworzyła jakiś filmik, ukazujący komendanta wpisującego długie hasło do komputera. Nagranie zostało wykonane w tym gabinecie i choć ujęcie zdawało się pod odpowiednim kątem, to sama jakość obrazu pozostawiała wiele do życzenia. - Zdążyłam w domu przepisać już pierwszych czternaście liter - Angelika rzekła, wyjmując notatnik. - Ale to tylko połowa sukcesu. Pomożesz mi z tym?
- Jasne – odparła szybko. Nie chcąc tracić czasu podeszła pospiesznie i spojrzała na notatnik oraz telefon. – Spróbuję odczytać pozostałe. Wpisuj to co masz.
Kombinacja dużych i małych liter, cyfr i znaków specjalnych zdawała się nie mieć końca. Najgorsze, że komendant doskonale znał na pamięć kombinację i bardzo szybko wpisywał ją do komputera. Analiza filmu Angeliki była koszmarną pracą. I też niezwykle czasochłonną.
- Powinnam zamontować lepszą kamerę do tych światełek świątecznych. Ale wtedy myślałam tylko o tym, aby była jak najmniejsza. Ojciec nie mógł jej dostrzec - Angelika zagryzła wargę, skończywszy wpisywać pierwszych kilkanaście znaków.
- Wiem, że hasło powinno być trudne, ale „to” to lekka przesada. – Westchnęła głęboko, żmudnie pisząc kolejne znaki, które rozpoznawała na nagraniu.
Lotte miała dosyć tracenia w taki sposób czasu, więc oparła rękę o blat, lekko zahaczając palcem klawiaturę laptopa. W drugiej dłoni trzymała swój telefon, na którym spisywała hasło, a przed sobą położyła drugi telefon, który odtwarzał nagranie. Użyła swoich zdolności i szybko spisała całe skomplikowane hasło. Poczekała aż Angelika skończy i zaczęła jej dyktować resztę. Wnet zalogowały się do systemu. Angelika wydała z siebie pisk radości, lecz Lotte rozbolała głowa. Zbyt szybko ponownie skorzystała ze swoich zdolności. Serce zaczęło kołatać, a w skroni łupać.
- Wszystko w porządku? - Angelika zapytała z troską. - Nie miej wyrzutów sumienia. Nie robimy nic złego - dodała, jak gdyby chcąc po części przekonać samą siebie. - Mamy tutaj dostęp do baz policyjnych. Czego dokładnie szukamy?
Lotte skinęła uspokajająco głową dwukrotnie i wzięła kilka głębszych wdechów. Odpowiedziała spokojnie, jakby lekko zmęczonym tonem głosu, przeglądając zdjęcia w swoim telefonie.
- Tego numeru rejestracyjnego. – Pokazała na wyświetlaczu zdjęcie samochodu, na którym wyraźnie było widać rejestracje samochodu.
- Dobrze - Angelika skinęła głową. Po czym zaczęła wpisywać informacje do komputera. - Tak właściwie nigdy wcześniej tego nie robiłam. Nagrałam ojca, bo chciałam dowiedzieć się, czy taki jeden chłopak był notowany... ale koniec końców nie miałam odwagi włamać się do komputera. Jednak po tej awanturze już wcale się nie boję. To dziwne, prawda? Powinno być odwrotnie... tak myślę... - Angelika zamyśliła się. - O, tutaj, mam. Właściciel samochodu to Vincent Barnett. Znasz kogoś takiego?
- Nie znam… - odparła. Spisała dane mężczyzny, łącznie z adresem zamieszkania. - Nic praktycznie nie daje mi ta informacja. Jest coś jeszcze na jego temat w bazie?
Angelika wydęła wargi. Zaczęła włączać inne aplikacje, scrollować w dół różnorakich list.
- Dwadzieścia osiem lat, notowany. Był w więzieniu z powodu narkotyków i dwa tygodnie temu wyszedł na wolność - blondynka dodała, mrużąc oczy. - Wcześniej jeszcze pchnął kogoś nożem, jako nastolatek. Swojego wujka w rodzinie zastępczej, do której trafił z siostrą po śmierci ojca i "niedysponowaniu" matki - Angelika zawiesiła głos. - To bardzo rzadko zdarza się, aby stalkerzy brali sobie na celownik nieznaną osobę. Czy on wygląda tak, jak ten mężczyzna, którego widziałaś? - Angelika włączyła jakieś nagranie z ulicy, na którym było widać Vincenta kupującego narkotyki w ciemnym zaułku.
Lotte straciła pewność. Fotograf, którego widziała rano przed blokiem, był wysokim, umięśnionym mężczyzną. Vincent Barnett wydawał się natomiast wyniszczony. Czy to mogły być te same osoby? Dużo czasu nie zajęło jej wyciągnie wniosków, którymi podzieliła się z Angeliką.
- Tak sobie myślę… Jeśli to ćpun i recydywista, to raczej nie wydałby pieniędzy na utrzymanie auta, tylko na kolejną działkę narkotyków, więc samochód, który widziałam nie jest już jego. Odsprzedał je komuś, ale danych w dokumentach nie zmieniono. Transakcję dokonał na pewno z kimś kogo zna.
Kobieta zastanowiła się przez chwilę. Czy był to celowy zabieg, aby zmylić trop, czy zwykły przypadek, nadarzyła się okazja, aby zapewne za bezcen kupić auto.
- Wychodzi na to, że musiałabym porozmawiać z tym Vincentem. – Lotte westchnęła ciężko. – Albo z tym którego widziałam w aucie… O nim jednak nie mam żadnych informacji. Wiem tylko w którym wieżowcu mieszka, ale to za mało, nawet numeru mieszkania nie mam… Możesz sprawdzić czy jest tam jakiś miejski monitoring?
- Nie jestem pewna - Angelika zmarszczyła czoło. - Na szczęście to jest tak skonstruowane, że nawet największy debil poradziłby sobie z interfejsem - nieznacznie rozpogodziła się, mogąc mimochodem przypiec ojcu. - Wiesz, swoją drogą dzisiaj w centrum otworzyli tę nową kwiaciarnię. Wiszące Ogrody Barnettów. To samo nazwisko. Co za przypadek - pokręciła głową. - Cały czas przydarzają mi się takie zbiegi okoliczności - na chwilę zamilkła. - Wyjrzyj może przez okno, czy mojego ojca jeszcze nie ma - rzekła niespodziewanie. - To czarna honda. Ja spróbuję przejrzeć monitoringi…
Visser pogładziła ją po ramieniu, jako przystanie na jej propozycję i podziękowanie zarazem. Wyjrzała przez okno najpierw tym w gabinecie, a potem w salonie w poszukiwaniu wskazanego modelu samochodu. Przy okazji zobaczyła czy jej bratankowi niczego nie brakuje. William wydawał się zaniepokojony. Zawsze był w centrum uwagi i nagle jakby wszyscy o nim zapomnieli. Jednak krótka zabawa z ciocią wystarczyła, aby uspokoił się i zasnął.

- Tutaj funkcjonariusz Arancia Velasquez, dzwonię z polecenia komendanta - nagle odezwała się Angelika, rozmawiając przez telefon. Następnie przeczytała z notatnika adres, który podyktowała jej Lotte. - Proszę o dostęp do monitoringu parkingu z dnia dzisiejszego. Puśćcie na kanale A19. Dobrze, tak jest, przekażę. Życzę miłego dnia. I naprawdę, citissimo!
Tymczase. Lotte wypatrzyła samochód ojca Angeliki, który wjechał przez bramę na parking! Miały naprawdę niewiele czasu.
- Już jest! Co dokładnie chcesz zobaczyć? - zapytała blondynka, przywołując Visser skinieniem dłoni.
- Twój ojciec właśnie wjechał. – Rzuciła Lotte podchodząc pospiesznie do Angeliki. – Chciałam twarz tego fotografa, byłam tam dokładnie … – spojrzała na godzinę wykonania zdjęcia z numerem rejestracyjnym - ósmej dwadzieścia dwie, czyli ósma dwadzieścia on był na parkingu przed blokiem. Myślałam, że może wyszukamy jego dane osobowe po twarzy. Nie mamy chyba jednak na to czasu. Mnie na pewno twój ojciec nie może tu spotkać.
- Mnie też nie - odparła Angelika, wpisując do komputera dane od Lotte. Przez chwilę zmieniała ujęcia z trzech różnych kamer, doszukując się najlepszego obrazu. - Czy widzisz go gdzieś? Zawsze możemy przynajmniej wydrukować zrzut ekranu.
Lotte przez chwilę milczała, aż w końcu zauważyła mężczyznę. Ustawił się bokiem do kamery, przez co widoczny był jedynie jego prawy profil. Co prawda stał w pewnej odległości od obiektywu i też jakoś nagrania nie była powalająca... Mimo to Visser nie miała wątpliwości, to on był fotografem! Twarz wydawała się znajoma, jednak wciąż nie potrafiła jej zidentyfikować...
- To on, drukuj! – rzuciła w pośpiechu i zrobiła jeszcze kilka zdjęć ekranu laptopa swoim telefonem. – Spadamy stąd, wyloguj się, wyłącz komputer… O ile nie chcesz spotkania z ojcem? Ja w każdym bądź razie muszę ulotnić się.
Lotte czuła wręcz oddech komendanta na swoim karku. Chciała jak najszybciej uciec z miejsca zbrodni. Wyciągnęła z drukarki jeszcze ciepłą kartkę i złożyła ją dwukrotnie chowając do tylnej kieszeni spodni. Minęło kilka minut odkąd zobaczyła, że komendant zajechał pod dom, dlatego wyjście frontem nie było dobrym pomysłem, ale pójście piętro wyżej miało już większy sens. Zostawała jeszcze trzecia możliwość, najlepsze i najniebezpieczniejsza, którą Lotte była zmuszona wybrać.
- Dobra, wyłączam komputer - rzekła Angelika. I wszystko przebiegłoby zgodnie z planem... gdyby na ekranie nie pojawił się komunikat o odebraniu maila. W tytule widniało tylko jedno słowo. A właściwie skrót:

Cytat:
IBPI
- Słyszałam kroki, idź i zatrzymaj go jak najdłużej na klatce, albo w przedpokoju, ja to powyłączam i wyjdę przez okno. Zamknij teraz drzwi od gabinetu i wrzuć kluczyk do zamrażarki – powiedziała szybko, ale wyraźnie artykułując słowa, aby przekaz był zrozumiały. Złapała Angelikę pod rękę pospieszając ją. - Szybko idź, zdzwonimy się później.
Na twarzy blondynki pojawił się spazm niechęci związany z perspektywą konfrontacji z ojcem, jednak nic nie odpowiedziała. Skinęła głową i wyszła z gabinetu. Zanim drzwi zamknęły się za nią, Lotte kliknęła w ikonkę nowej wiadomości. Stała nad laptopem, zasunąwszy krzesło za Angeliką. Mimo ryzyka jakie podjęła, musiała dowiedzieć się skąd nazwa jej super tajnej organizacji w mailu do komendanta.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline