Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2016, 21:14   #36
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Starcie z dwoma, potężnymi strażnikami, było ryzykowną i zdawałoby się, że jedyną drogą ku drugiemu kręgowi piekieł. Jak się później miało okazać, nie tylko walczący mieli o tym pojęcie, ale i cicho obserwujący ich poczynania stwór. Tazok zjawił się w prowizorycznym miasteczku o świcie. Węszące wśród wystygniętych i śmierdzących trucheł piekielne psy, nie zachęciły go do przekroczenia linii lasu, mimo iż miał już po dziurki w nosie tej zakichanej dżungli. Stracił tam wszystkich, którzy za nim podążyli, z własnej woli bądź z przymusu. Nie były ważne czyny i powody, ale to jak skutecznie zadziałały, że pozwoliły zebrać mu wokół siebie istoty mu posłuszne. Mężczyzna obserwował i podsłuchiwał grupę, która znała drogę wyjścia. Choć postanowił się podczepić, nie próbował wnieść w ich wysiłki i starania swych zdolności. Po walce z ogarami został zauważony przez chudego Przywoływacza. Ponieważ ten próbował go zaczepić i przez to mógł zepsuć cały plan związany z podczepieniem się pod misję dotarcia do teleportu, Tazok pochwycił człowieka i szybko ukrócił jego piekielne męki. Na szczęście nikt nie zwrócił na to większej uwagi, toteż mężczyzna bez większych problemów mógł zakraść się za resztą i wyczekać odpowiedniego momentu, a dzięki skradzionej niegdyś miksturze niewidzialności, mógł i zniknąć, na jakiś czas.


Stojąca na kamiennej płycie Johanna nawet nie drgnęła. Ciężko było określić czy to z rozsądku, czy może ze strachu. Ciemnowłosa nie sprawiała wrażenia silnej osoby, która wiedziałaby co ma robić, a nawet mimo próbowania bycia przydatną, wciąż odczuwała jak bardzo jest bezradna. Odkąd jednak Johanna znalazła łuk, jej ataki dystansowe stały się bardziej pomocne i zauważalne. Kobieta nie chciała patrzeć na konającego Kaabiego, być może to był powód odwrócenia się i pomagania Rognirowi w samotnej walce z jednym ze strażników. Bazylia bowiem zaszarżowała na drugiego, zaś próby uśpienia bądź przeklęcia posągów przez Rolanda, okazały się nie wnieść niczego pożytecznego. Wyszeptywanie inkantacji nie przynosiło rezultatów, co mogło sugerować, że albo magiczne zdolności Wiedźmiarza są zbyt słabe, albo strażnicy byli na nie odporni.
Shade posyłał strzałę za strzałą, w większości przypadków nie pudłując. Choć groty nie wyrządzały posągom bezpośredniej szkody, widać było, że z każdym ciosem stają się bardziej kruche i słabe. Sypiące się drobne kamyczki motywowały do dalszych prób i nie przerywania ataków, tym bardziej, że do otwarcia wrót pozostało jeszcze sporo czasu.
- Jeśli brama się otworzy, to wiejcie! - krzyknął Raziel, nie będąc do końca pewnym, co działo się za wodospadem. Kontury walczących postaci, przynosiły jednak nadzieję, że Przebudzeni wciąż żyją. Żyją i toczą pojedynek z istotami broniącymi bram.
Potężny Rognir, choć nie miał problemu z zadawaniem ogromnych ran przeciwnikowi, sam czasami nie zdołał się uchylić, przez co jego triumfalna pozycja zaczęła znikać. Z pomocą przybył Roland, wiedzący, że choć w starciu ze strażnikami nie może wiele pomóc, to chociaż mógł zaleczyć rany półorka szybkim zaklęciem. W tym samym momencie losy nowo-poznanego Druida zostały przesądzone, zaś Jarrod po rzuceniu zaklęcia zniknął im z oczu. Wspomnienia o nim zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, a żal w sercu z powodu utraty ledwo poznanych osób, nawet się nie pojawił.
- Spotkamy się na górze! - dodał Anioł, aby reszta wiedziała, że nie ma sensu na niego czekać. Zapewne nawet nie zdążyłby dobiec, gdyż mechanizm zacząłby zamykać drzwi gdy tylko któraś z zapadek powróciłaby do pierwotnego stanu. Szczęk oręża i okrzyki walki, nie ustawały, a wzrok walczących nerwowo spoglądał w stronę wrót. Najbardziej zaniepokojony był Shade, który obawiał się, że z powodu urazu kolana, nie zdoła dokuśtykać do drzwi. Pozostało mu mieć nadzieję, że pozostali dadzą mu choć cień szansy i nie zechcą go zostawić tutaj. Kolejne strzały i ciosy niszczyły fragmenty strażniczych posągów i w końcu, gdy ogromny pokład sił został utracony, Roland zauważył wystarczającą do przeciśnięcia się szczelinę.
- Drzwi są otwarte! - krzyknął Wiedźmiarz, zwracając tym samym uwagę wszystkich. Sam biegiem przedarł się przez wąskie przejście, a za nim zdołał wejść Shade, włócząc za sobą obolałą nogę. Kiedy do wnętrza dostał się również Rognir, przez głowę Rolanda przeszła myśl, że Johanna mogłaby nie zdążyć i kiedy chciał już po nią zawrócić, do środka wbiegła Bazylia, niosąc chudą czarnowłosą, przerzuconą przez ramię niczym wór kartofli. Gdy skrzydła zaczęły się zamykać, a wszyscy łapali oddech, niczym kula ognia przez szparę wleciał Tazok, o milimetr unikając przytrzaśnięcia przez drzwi nogi, co skutkowałoby zapewne jej utratą. Mężczyzna przeturlał się między grupą Przebudzonych i szybkim ruchem powstał na równe nogi, stając innym naprzeciw.


Tyberiusowi udało się wejść do wnętrza góry parę dni wcześniej, było to nocą, nim wioska została zmasakrowana przez Anioły. Dowódca ze swymi wiernymi kompanami próbował przedostać się przez pełne niebezpieczeństw podziemia, jednak większość jego ludzi poległo w walce, a ci, którym udało się przetrwać potyczki, umarli z powodu choroby, której nabawili się wiele tygodni temu, nim w ogóle udało się im dotrzeć tak daleko. Odziany w zbroję mężczyzna, mimo zuchwałości i wiary we własne siły, nie odważył się eksplorować góry w pojedynkę. Resztki zapasów żywności nie starczyłoby, kiedy nie miał pojęcia gdzie powinien się udać. Liczył na jakiekolwiek wyjście po dotarciu schodami na niższe piętra, tam jednak nie odnalazł żadnego światła jaskini, która wyprowadziłaby go na zewnątrz. Nie próbował wchodzić na wyższe poziomy tylko dlatego, że dojście na sam szczyt góry jakoś nie przynosiło nadziei, a wręcz niosło ze sobą widmo przymusu późniejszego zejścia z wyżyn, co było bardziej niebezpieczne, niż możliwość wyjścia u podnóża. Tyberius z braku innych możliwości wrócił do bramy, którą tutaj się dostał, oświetlając sobie drogę pochodnią. Miał nadzieję, że wrota będzie można otworzyć, jednakże nic bardziej mylnego. Jedyny klucz był na zewnątrz, przez co stał się więźniem gór. Czekając i główkując, co dalej powinien uczynić, dostrzegł przebijające się przez szczelinę wrót światło, a na zewnątrz charakterystyczne odgłosy walki. Z zaciekawieniem przyglądał się grupie Przebudzonych, kiedy to jeden po drugim zaczęli wbiegać do środka. Przypomniał sobie jak sam ze swoimi kompanami postąpił podobnie. Teraz mógł jedynie przekazać pozostałym złą wiadomość... Albo może wziąć ich pod swoje skrzydło Dowódcy? Wnętrze góry było wielopiętrowym labiryntem, skalnymi podziemiami z wysokim sufitem, wieloma ścianami i przejściami prowadzącymi w przeróżnych kierunkach. Ogrom przestrzeni sprawiał wrażenie, jakby dostanie się na sam szczyt, miało trwać latami.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline