Elin, Ingeborg
Wieszczka w tym czasie podeszła do Ingeborg.
-
Pan Wasz może nie być jutro w stanie składać wizytę godiemu. - Odezwała się zmartwionym głosem.
Rudowłosa siedząca obok nieprzytomnego kompana spojrzała w górę:
-
Czemuż? Silny jest, da radę.
-
Po tym jak zasnął, a w zasadzie zasłabł podejrzewam. Nawet jeśli jutro silniejszym wstanie bezpośrednia wizyta w miejscu, gdzie mogą być Ci którzy go otruli nie jest jednak najlepszym pomysłem… - Zauważyła Elin. -
Możebyście się chociaż do jego przebudzenia wstrzymali z zaniesieniem darów godiemu? Niech sam zdecyduje, czy pewien jest, że chce to uczynić.
Ingeborg przez chwilę przemyśliwała słowa volvy:
-
Wstrzymać się możemy. Ale jeśli truciciele tam są to pora dnia nie zmieni wiele. - zasępiła się. -
Szkoda, że nie ma nikogo zaufanego na dworze Einara by dopomógł w tej sprawie. - westchnęła.
-
Niestety… - Wiedząca wzrok na chwilę spuściła zasmucona. -
Jutro znów z Jarlem pomówię, może zdanie zmieni i powiem, żem to ja Was o wstrzymanie się prosiłam.
-
Nie widziałaś co z Einarem w kościach? - spytała Ingeborg kiwając głową na zgodę. -
Nic bogowie zdradzić nie chcą?
Elin zamarła na chwilę zdając sobie sprawę, że w zasadzie o Einara kości nigdy nie spytała, pokręciła jednak głową powoli.
-
Nic… spróbuję jednakże ponownie , gdyż ciągle zbyt mało wiemy i każda nawet najmniejsza wskazówka cenną będzie.
-
Kiedy spróbować planujesz? Jutrzejszego wieczoru?
-
Tak bym wolała… - Pokiwała powoli głową. -
Zbyt wiele dzisiaj się wydarzyło, jednakże jeśli coś ujrzę, już teraz byśmy mogli kroki jakieś podjąć. - Westchnęła cicho Wieszczka. -
Nie kładź się jeszcze. - Poprosiła. -
Dam znać, czy coś ujrzałam.
-
Będę czekać - ruda uśmiechnęła się do Elin.
Jednooka odwzajemniła uśmiech i do mniejszej izdebki się udała, by spokoju zaznać i wizję spróbować sprowadzić. Wyrzucać sobie, że w zamieszaniu jakie zapanowało po thingu, nie wpadła na najprostsze rozwiązanie, będzie potem. Teraz trzeba sprawdzić, co runy pokażą.
Kości z woreczka wyciągnęła, dłoń sztyletem uraziła, by krwią swoją spryskać runy i zaklęcia mówić poczęła trzęsąc kośćmi w obu dłoniach.
-
Mörg er góð mær,
ef görva kannar,
hugbrigð við hali;
þá ek þat reynda,
er it ráðspaka
teygða ek á flærðir fljóð;
háðungar hverrar
leitaði mér it horska man,
ok hafða ek þess vettki vi-fs.
- Ukażcie mi los Einara, syna poprzez krew Agvindura. Pokażcie kto śmiał go zaatakować.
Mörg er góð mær,
ef görva kannar,
hugbrigð við hali;
þá ek þat reynda,
er it ráðspaka
teygða ek á flærðir fljóð…
Kości potoczyły się po podłodze.
Świat wokoło niej zawirował i jakby pod wodą w nocy się znalazła. Otoczyły ją cienie i półcienie, kolory i dźwięki gdzieś ciemność skradła. Wszystko drżące, falujące, rozmyte. Gdy wzrok próbuje przywyknąć obok niej przepływają istoty dziwne, ciała pozbawione a jedynie zarys postaci mające. Aura zła od nich tak mocna bije, iż niemal ją dławi. A one rzucają się na mniejsze i bledsze postaci pochłaniając je całkowicie. Chłód i ją dopada, panika niemal wybija ją z wizji, a gdy uspokaja się, w falującym powietrzu dostrzega budynki, wielkie, wysokie ale jakby wymarłe, puste. Wszystkie w cieniu pogrążone, bądź cieniem będące rozmazujące się powoli, gdy wzrok przestaje być w stanie pracować w ciągłym drżeniu. Nagle siłą jakąś pchnięta w budynku się znalazła, w którym niewysoki mąż się chował. On jeden w tym całym świecie zjaw i cieni jest normalny, a Elin rozpoznaje w nim Einara. Siedzi pod ścianą z kolanami pod brodę podciągniętymi, a twarz w dłoniach chowa. Wtem za nią wycie się rozlega od którego cała jej skóra cierpnie. Mężczyzna zrywa się i biegnie w głąb budynku, a ją mrożąc jej krew w żyłach coś pierwotnie złego przenika. Oślizgła ciemność bierze ją w posiadanie, dusząc, zabierając wszelką nadzieję, gdy z niemym krzykiem pada na na klepisko znajomej chatki dysząc i drżąc z przerażenia niczym człowiek.