11-11-2016, 20:52 | #61 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
11-11-2016, 21:45 | #62 |
Reputacja: 1 | Volund i Elin Helleven wracała zamyślona. Czym był “krwawy księżyc”? Czy miało to związek z Úlfheðinn, czy czymś zupełnie innym? Westchnęła cicho i w niebo pojrzała. Elin jest od takich rzeczy, dobrze by było gdyby ujrzała coś niecoś tym swoim Wzrokiem. Zaśmiała się cicho do siebie i weszła pomiędzy strażników by do chaty wejść. Pomiędzy nimi stał jednak w opończy Volund, ewidentnie wyczekując kogoś… na reakcję hirdmanów - świadom, że ktoś się zbliża, wzrok na nią podniósł i natychmiast mgła z oczu odpłynęła. - Elin. - zaczął, gdy jeszcze kroków kilka od niego była i powoli ruszył w jej stronę, a wartujący mogliby przysiąc, że słyszą parafrazę rozmowy z panem na Tissø. - Pomówić chciałem… jeśli czas dla mnie znajdziesz. - ręką zdjął kaptur opończy z twarzy, coby dać się rozpoznać, jak gdyby nieświadom że sylwetka, posągowa nieruchomość i niedźwiedzia niezdarność go zdradzają. - Volundzie. - Volva uśmiechnęła się nieznacznie. - Nareszcie jesteś. - Dłoń jej do jego ramienia powędrowała i ujęła go delikatnie. - Zniknąłeś tak nagle, nasz brat również gdzieś uciekł… - Pojrzała na niego spokojnie. - Ale o czym mówić chciałeś? Sekundę za długo jej się przyglądał. - Z jarlem Tissø mówiłem. Rozumiem, że Freyvind prawie go unicestwił, jak dawniej i mnie? - Nie było aż tak źle. - Westchnęła cicho. - Gorzej, że jego ludzie naszego brata zaatakowali ale, z Bogów chyba pomocą, zdołał się powstrzymać i jeden jeno zginął, nawet nie z jego winy. - Uśmiechnęła się leciutko. - Lecz to i tak za mało, by bez konfliktu się obyło. Główszczyznę zaproponowałam za ubitego, by zażegnać niesnaski ale Freyvinda to jeno rozłościło. A Erik zaproponował Karinę i Bjarkiego za swego zmarłego sługę. Nie muszę mówić jaka była reakcja? - Widzę. I odszedł ukojenia szukać? - wzrok Pogrobca podążył pomiędzy aleje, lecz bez przesadnych obaw - Nic teraz z tym nie uczynimy. Ja zaś… - zastanowił się. - Potrzebuję Elin. Byś wyświadczyła mi przysługę. Pojrzała na niego zaciekawiona. - Jakąż to? Ujął jej dłoń, znowu nakładając opończę, i delikatnie powiódł ją od hirdmanów, którzy z woli Sighvarta towarzyszyli im w tej wyprawie. Ewidentnie Pogrobiec chciał skorzystać z okazji by przejść się do opustoszałej części Aros. Gdy wreszcie się odezwał, mówił szeptem. - Jeśli pragniesz bym cię za nią brał, winnaś mnie nie dotykać gdy ktokolwiek patrzy. - zauważył prawdziwie, czyniąc zarazem niejednoznaczną sugestię. Zaśmiała się cicho. - Wybacz, po prostu byłam ciekawa czy się zorientujesz. Złych intencji nie miałam. - Odrzekła niespeszona. - Czy Agvindura czasem nabierasz? - zapytał mało taktownie berserker, nagle patrząc na Helleven ciekawie. Wzruszyła lekko ramionami. - Nie nabrałam Cie, jeno nie przedstawiłam się na przywitanie. - Ostrożnie. - droczył się berserker - Pewnego dnia nieopatrznie ujrzysz swoją twarz w odbiciu, siebie sama nabierzesz. A naprawdę to ją pierwszy raz ujrzysz. - choć ton głosu mężczyzny był niewinny, znaczenie mogłoby konkurować z niektórymi jej Widzeniami. - Jak zawsze troskliwy. - Skłoniła lekko głowę w podzięce. - Jeno Elin pomóc Ci może? - Zapytała po chwili, gdy minęli kolejne chaty. - Nie, lecz… jej współczującemu sercu bardziej ufam, niż twej niedoścignionej przebiegłości. - odparł lakonicznie berserker - A rzecz to ważna. - To komplement. - Skinęła głową ponownie. - Niestety więc, do kolejnej nocy pewnikiem poczekać będziesz musiał. - Wiem jak cię z niej przebudzić. Wzajem też musi być metoda. - rozważał Volund - Wtedy gdy to naprawdę ważne, w zamian bym cię wyzwolił. Możesz mi rzec, wiesz że równieś mi siostrą we krwi co ona. Zastanowiła się przez chwilę. - Nie wiem czy to metoda, zbyt rzadko się dzieje, by być pewnym. - Odparła po chwili. - Możesz zatem pewności nabrać, lub wątpliwość rozwiać. - przystanął, odwracając się ku Helleven z nadzieją. Przez chwilę chciał kontynuować i… wstrzymał się, patrząc kobiecie w oczy przez chwilę: - To musi być niezmiernie trudne i bolesne. Żyć przebłyskami skradzionymi z innej jaźni. - Oh… a niedawno mówiłeś, że to ja jestem prawdziwa. - Zaśmiała się krótko. - Ruszasz się jak niedźwiedź, acz cwany jak lis. - Pokręciła lekko głową. - Nie spodoba Ci się ta metoda albo powiesz, żem tylko się z Tobą droczę. Na słowo “niedźwiedź” kamiennolicy poruszył się niespokojnie. Wyraźniej niespokojnie niż zazwyczaj. Mówił też jakoś ciszej, acz na inny temat zgoła: - Nie powiedziałem, że nie tyś prawdziwa. Ty też tego nie rzekłaś… W oczy mu spojrzała i po dłuższej chwili rzekła. - Pocałuj mnie zatem i sprawdź co będzie. Chwilę długą patrzył berserker w oczy, jak gdyby faktycznie myślał, że się naigrywa. Po czym dłonie do jej twarzy uniósł i sękatymi jak trupie lub jak łapy nieźdzwiedzia ujął jej twarz delikatnie, czule niezwykle i wargami do jej warg przywarł, jeden pocałunek składając, a długi. Namiętny. Językiem po dolnej jej wardze przejechał, oczy miał zamknięte jakby całkiem się w tym zatracił. Ustami kosztował jej ust. Chwilę. Może dłuższą. Zaskoczył ją, musiała to przyznać ale po chwili zupełnie się już niczym nie przejmowała oddając pocałunek ochoczo. Nic jednak się nie zmieniło, to dalej była ona. - Przykro mi. - Westchnęła po chwili. Cofnął powoli twarz od jej własnej, musnąwszy jeszcze wargami jej wargi, jak gdyby mimowolnie. Powoli odjął dłonie od oblicza volvy i dopiero cofnąwszy się o pół kroku otworzył tak samo zimne i obojętne oczy. Cokolwiek namiętnego czy żywego było w Pogrobcu, na powrót zamarzło w idealny posąg. - Nic to. - odpowiedział tylko, patrząc na kobietę nieco z góry. Coś jeszcze chciał rzec, ale zamilkł tylko. Przyglądała mu się uważnie, jakby Wzroku swego używała, w końcu westchnęła cicho. - Chyba źle się do tego zabrałeś. - Stwierdziła. - Przekaż jej, by o krwawym księżycu się dowiedziała, gdyż ponoć się zbliża. - Rzekła i znienacka mężczyznę przyciągnęła do siebie za szyję obejmując i kolejny pocałunek, tym razem o wiele gorętszy składając, ciało swoje do jego przyciskając. Ten przez chwilę tym razem był zaskoczony, ale wnet Volund jak gdyby jeszcze pod wpływem czegoś sprzed chwili ujął kobietę w talii i karku, również namiętnie odwzajemniając pocałunek. Bliskość mężczyzny chyba musiała być tutaj istotna, gdyż Pogrobiec nagle poczuł jak wieszczka cała sztywnieje i w panice zaczyna się wyrywać. Moment był może akuratny by to spostrzec, bo w bezopamiętaniu afterganger był uniósł wieszczkę nieco, jedną ręką podpierając pośladki i przy ścianie trzymał, jak gdyby prawie akt miłosny go objął… aż wnet wyczuł jej panikę i przerażenie i ruchy. Gangrel nie mógł nie poznać oznak instynktownego strachu, paniki. Delikatnie a szybko odstawił kobietę, puszczając ją i cofając się raptownie o kilka kroków, by stworzyć jej przestrzeń… W jednej chwili prawie że gorący jak spragniony cielesnego obcowania śmiertelnik, a w drugiej znów makabryczna rzeźba piękna i stoicyzmu i bezwzględności, patrząca szkarłatnymi oczyma na Widzącą. Elin stała tak jak ją postawił i patrzyła na niego kompletnie nie rozumiejąc co w zasadzie zaszło. Dłoń do ust przyłożyła jakby chcąc sprawdzić czy to co czuła przed chwilą prawdą było. - Ja.. Volundzie… co myśmy… - Patrzyła na niego przestraszonym wzorkiem. - Nie ty, nie naprawdę… - odpowiedział jej Pogrobiec najbardziej wypranym emocji tonem, jaki słyszała z jego ust, a być może w swym nieżyciu - Lecz jest jako rzekła Helleven, teraz jedną i drugą wiem, jak przebudzić jeśli zaszłaby potrzeba. Oparła się o ścianę domu kiwając wolno głową. - Co się stało? Jarl Erik był… - Na samo wspomnienie wszystkich uczuć, które ją wtedy zalały objęła się mocno. - Frey prawie go ubił… lecz doszli do porozumienia… - powiedział spokojnie Volund, jednak nie mogąc prawidłowo zinterpretować zachowania volvy. Jego twarz jeszcze bledszą się wydala, bardzo drobnymi krokami, bokiem w zasadzie wychodził z dłonią uspokajająco przed sobą, jak gdyby chciał sygnalizować, że się zbliża bez nagłych ruchów. - Elin, ja… otóż… bo… - mimo pewności w głosie, miotał się nie wiedząc co powiedzieć. - Wy… wybacz mi. Nie powinienem był tego uczynić. Nigdy… Pokręciła powoli głową. - Znalazłeś sposób, by mnie przywołać… - Powiedziała cicho wzrok w ziemię wbijając. - Ale… jeśli nie będzie to koniecznie, nie rób tego proszę więcej… Przystanął, niepewny. Wnet jednak w jego wzroku, niewidocznym volvie którą oglądał ze swego dystansu, doprowadziwszy ją do tego roztrzęsienia… Zajarzyły niechęć i pogarda. Płytkie, lecz obecne. Równocześnie… może coś, co na chwilę w Pogrobcu się ożywiło kilka chwil wcześniej, teraz jak echo przebrzmiewało jakimś współczuciem. Na przekór swoim bezwzględnym osądom, jakimi czasem raczył volvę, teraz tylko głosem miękkim i delikatnym jak frankijska tkanina potaknął. - Oczywiście. - i berserker obniżył głowę z szacunkiem, by ukryć swój wzrok, ale i nie razić nim aftergangerki. Elin spojrzała na niego. - Dlaczego zawsze tak głęboko swe uczucia chowasz, iż innym może się zdawać, żeś zupełnie ich pozbawiony… - Zapytała nagle pamiętając feerię barw jaką ujrzała przy aftergangerze. - Ukrywam o wiele więcej niż uczucia. - odpowiadając uniósł głowę trochę jak zwierzę znad padliny, a ton miał zupełnie życia pozbawiony. Kobieta pokiwała lekko głową i temat zmieniła. - Jarl Tisso… - znów mimowolne wzdrygnięcie się volvy. - otruty został… W wizji ujrzałam kobietę o skórze czarnej niczym noc… Tyś wiele podróżował. Wiesz coś o tych ludziach? - Widziałem ich u Bizantów… niewielu. O takich mówisz, jak niewolnik co bratu naszemu podarowany niedawno, prawda? Skinęłą głową. - On z nami ruszył? Przydałby się teraz… - Zastanowiła się na głos próbując sobie przypomnieć czy niewolnik z nimi płynął. - Że mąż z kraju trucicieli niewielkie szanse daje, że sam w tym uzdolniony jest. Już by tego użył, aby niewolnikiem nie zostać, lub lepiej chociaż traktowanym być. - nie zgodził się Volund - Co ważniejsze… Powiedz mi proszę… śmiertelna to trucizna? - Osłabia go, nieprzytomny był przez prawie trzy dni i noce. Czy śmiertelna… pewna nie jestem ale pewnie by już nie powstał, gdyby miała go całkowicie powalić. - Tedy pozostaw to mnie. Postaram się wywiedzieć z gości w Aros, czy kto w tym uczony. Może i… - chwilę obserwował volvę coś rozważając - Nie lękaj się tym w tej chwili. Tu potrzeba obcych i uczonych. Dziwnież, do jak wielu rzeczy potrzeba i jednych i drugich. - parsknął. - Krew obcą ma w sobie, ona pewnie go truje… - Dodała i uważniej na Pogrobca spojrzała. - Zadziwiające podobieństwo… - Potrząsnęła lekko głową. - Jak mam się nie martwić, skoro obcy znają sposób na otrucie nas? Musimy być bardzo ostrożni. Trzeba Freyvinda powiadomić. - Gdy powrócić się zdecyduje. Wtenczas bardziej lękałbym się, że za dnia hird służący obecnym, prawdziwym władcom Aros… lub jednemu, zwróci się przeciw nam jeśli wywiedzie o nas. Nie, jeśli porzucili go, i trucizna nie dokonała jego żywota coś innego planowali. - pokręcił głową Pogrobiec - I wreszcie, jest on nam sojusznikiem, ale nie przyjacielem. Żal w nim wielki, nie do Freyvinda jeno, ale i Agvindura, mnie i całego świata a jest tu jeno by zabezpieczyć swą osobę idomenę, za wszelką cenę. Aros najchętniej władcą sobie w krwi podporządkowanym by związał. Jest w nim intelekt, ale też i żądza, brak za to honoru… - grobowo wyliczał - Niech trwa otruty. Niech się lęka. Mniej pewne, że coś raptownego poczyni. Uzdrowić go można potem… jeśli słowa dotrzyma, teraz już bowiem otruty bo działać chciał… niekoniecznie jak Agvindurowi by się wymarzyło. - Nie wyobrażasz sobie nawet co w nim siedzi, Volundzie… - Odparła na to cicho Elin potakując. - Uważać nam na niego trzeba. Ale lękając się gotów więcej zrobić niż spokojnym. Ludzie w strachu czynią najgorsze rzeczy. - Dlatego dowiem się, co uczynić by mu pomóc. Być może to samo co wywiedziałem się, że może dla mię zadziałać…. - zastanawiał się Pogrobiec, na twarz którego wypełzł jakiś dziki uśmiech na słowa co w Eryku może siedzieć. - Dla mię najważniejsze teraz ustalić, co z Einarem. Dla samego Aros, co z Aros. Jeszcze… - westchnął, opuszczając głowę, jakby pokonany - Jeszcze prośbę po tobie miałem. Pomocy w jednej rzeczy potrzebuję, w czym Helleven bym nie zaufał. Lecz to jej bardziej zależało ciebie wybudzić. Pilniejszą kwestię miała. - Jej? - Zdumienie w głosie volvy brzmiało. - A cóż takiego się stało? Może więcej kłopotów narobiła? - Westchnęła cicho. - Jaka Twa prośba, bracie? - Jej ważniejsza się zdaje. - na swój sposób nic nie czyniąc jakoś nasrożył się na zlekceważenie Helleven - Rzekła byś wywiedziała się o Krwawym Księżycu… tak, tak powiedziała. Ponoć się zbliża. - Krwawy Księżyc? - Wzrok ku niebu uniosła na chwilę - Spróbuję, lecz to nie tu i teraz. - Rozejrzała się pierwszy raz uważnie dookoła. - Pośród krześcijan słyszałem onegdaj… jakoby za tego czasu dzień miał się stać nocą… - berserker zmrużył oczy, które odruchowo się zalały czerwienią - ...księżyć zaś, dniem. Dzień sądu, kiedy ich Krisstus się przebudzi. Potwierdza to coś w co głęboko wierzę… - rozważał dalej na głos. - Myślę, że ich “syn Jedynego” jest w istocie… jak Einherjar. Ma to potwierdzenie w nauczaniach. Chodził i czynił cudy i dziwy, a ludzie go kochali jak jarlów niektórych… - specjalnie uniknął Pogrobiec imienia, chociaż nawiązanie było oczywiste - Zdawał się niewiele zważać na wielkie rany i cierpienia mu zadawane. Powstał po śmierci… po stuporze po kilku raptem nocach. Wcześniej jeszcze swoich uczniów najbliższych wiązał krwią, jak czynią Einherjar, i poinstruowanych na strony świata słał z jakimiś tajemnymi zadaniami… Po czym odszedł, lecz krześcijanie wierzą, że powróci, by zawładnąć światem i zniszczyć swych wrogów. - Zniszczyć? A mnie się zdawało, że oni cały czas o miłości rozpowiadają. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Tak, też… Ale i lękać się jedynego każą… - podniósł dłoń do czoła, przymykając oczy w namyśle - Wiele sprzecznie głoszą. Nie wiem. Wyznać ci muszę, że niewiele uwagi i posłuchu dawałem mnichom, u których czas pewien gościłem. Teraz nie popełniłbym takiego błędu, nie przeoczył takiej okazji… - tłumaczył się, a zarazem widać było w nim jakąś irytację na samego siebie, ale… z innych chyba przyczyn niż wypowiedziane. - Jakżeś nie był zainteresowany ichnimi wierzeniami to trudno oczekiwać, żebyś słuchał. - Odparła spokojnie. - Krwawy Księżyc brzmi mi jednak jakby coś z Fenrirem to miało wspólnego… albo… Úlfheðinn… Muszę kości koniecznie zapytać. - Być może… - skinął głową w namyśle Pogrobiec, zanim jak gdyby wrócił do obecnego świata i znowu dostrzegł volvę. - Wróćmy do chaty. - Stwierdziła. - I opowiedz proszę o swojej prośbie. - Jedno albo drugie… - odparł Pogrobiec, dając do zrozumienia, że jego prośba nie jest dla uszu wszystkich. Wiedząca pokiwała głową. - Słucham zatem. - Bizantowie są w mieście. Pośród nich mnich… uczony i uzdrowiciel. - zaczął Gangrel, jakby szukając słów właściwych - A ze wszystkich ludów jakie znam, Bizantowie największą wiedzę zgromadzili…. najwięcej dla myślicieli szacunku mają. Wiedzę uzdrowicieli czerpią i od innych ludów i najwięcej wiedzą. Rozmawiałem z nimi, z mnichem ich. Zaproponował… - na chwilę Volund urwał, uciekając wzrokiem na bok - Coś co zadziałać może. Nie wie, żem afterganger, lecz wie, że plugawą krew spożyłem, i obadał mnie. Lecz sposób jego, jak sam wyznał, bardzo mnie osłabi. Pytał, czy jest kto, kto mógłby potem zaprowadzić mnie ku miejscu, w którym odzyskam siły i zająć się mną. Chociaż to ostatnie nie będzie potrzebne… - przerwał, obserwując jak Widząca przyjmuje te informacje. Marszczyła brwi coraz bardziej słuchając swego brata. - Przebadał Cie i nie wie, żeś aftergangerem? - Zapytała podejrzliwie. - Pewnyś? I co sprawia, że zaufać mu chcesz w tak delikatnej sprawie? - Pewnym. - zirytował się o dziwo Pogrobiec - Gdy potrzeba zajdzie, umiem śmiertelnego wciąż udawać, jak i żyłem kiedyś i pamiętam. Na pewno i tobie nie obce jak krew może pomóc pozorów życia nabrać. - Jeśli to uzdrowiciel, takich ciężej oszukać Volundzie, szczególnie jeśli przyjdzie Ci poddać się jego kuracji. Wielce ryzykujesz… I jeśli mi o tym mówisz… Zapewne chcesz bym z Tobą poszła. - Zapytała. - Tak… - wyznał - Ty postrzegać możesz co ja przeoczę. Ty nie raptuska, ty nie intrygantka. Niechętnaś im, widzę to w twym oku. Lecz jest to metoda, metoda inna niż krzest. Widziałem pośród nich, jak umarłych otwierali by się uczyć… i o śmierci o życiu. Widziałem, ile wiedzy zgromadzili. Jeśli to nie podziała… może przynajmniej się czegoś nauczę. Jeśli nie pomoże mnie, może później pomoże naszemu sojusznikowi. - zawahał się na chwilę - Albowiem metoda ta to spuszczenie krwi z ciała. Ile można, w nadziei, by plugawej, zatrutej się pozbyć. Zamrugała słysząc ostatnie słowa. - Spuszczanie krwi? Przecież… zapaść w sen możesz… Albo bestie zbudzić. To niebezpieczne także i dla tego, który pomóc Ci będzie chciał. - Żyw od przesadnego krwi spuszczenia umrzeć może… lecz oni w tym uczeni. Ozdrowienia tak pewnych chorób następują. - uspokajał ją Volund, chociaż też grymas zawitał na jego twarzy - Bestia… największym niebezpieczeństwem w tym wszystkim. Lecz przez lata… się jej opieram. Przez całe moje nieżycie uległem jej… bardzo niewiele razy. - powiedział, jak gdyby walka z instynktem i żądzami skrytymi w nieumarłych była jeszcze ważniejsza dla niego niż dla innych - I temu podołać zdołam. Przyjrzała mu się bardzo uważnie, mógł wrażenie odnieść iż Wzroku nawet swego użyła lecz w końcu pokiwała głową. - Dobrze, pójdę tam z Tobą ale odejdziemy jak tylko wyczuję, że ten mnich cały ma niejasne intencje. - Tej nocy jeszcze… czy kolejnej? - zapytał, skinąwszy głową z wdzięcznością. - Świt wkrótce, lepiej kolejnej. - Odparła. - A teraz wracajmy, trzeba ustalić co czynimy dalej. I udali się do miejsca, w którym przyjdzie im i ich bratu przeczekać dzień. Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 11-11-2016 o 23:08. |
12-11-2016, 14:39 | #63 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
13-11-2016, 20:58 | #64 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
13-11-2016, 23:56 | #65 |
Reputacja: 1 | Elin, Ingeborg Wieszczka w tym czasie podeszła do Ingeborg. - Pan Wasz może nie być jutro w stanie składać wizytę godiemu. - Odezwała się zmartwionym głosem. Rudowłosa siedząca obok nieprzytomnego kompana spojrzała w górę: - Czemuż? Silny jest, da radę. - Po tym jak zasnął, a w zasadzie zasłabł podejrzewam. Nawet jeśli jutro silniejszym wstanie bezpośrednia wizyta w miejscu, gdzie mogą być Ci którzy go otruli nie jest jednak najlepszym pomysłem… - Zauważyła Elin. - Możebyście się chociaż do jego przebudzenia wstrzymali z zaniesieniem darów godiemu? Niech sam zdecyduje, czy pewien jest, że chce to uczynić. Ingeborg przez chwilę przemyśliwała słowa volvy: - Wstrzymać się możemy. Ale jeśli truciciele tam są to pora dnia nie zmieni wiele. - zasępiła się. - Szkoda, że nie ma nikogo zaufanego na dworze Einara by dopomógł w tej sprawie. - westchnęła. - Niestety… - Wiedząca wzrok na chwilę spuściła zasmucona. - Jutro znów z Jarlem pomówię, może zdanie zmieni i powiem, żem to ja Was o wstrzymanie się prosiłam. - Nie widziałaś co z Einarem w kościach? - spytała Ingeborg kiwając głową na zgodę. - Nic bogowie zdradzić nie chcą? Elin zamarła na chwilę zdając sobie sprawę, że w zasadzie o Einara kości nigdy nie spytała, pokręciła jednak głową powoli. - Nic… spróbuję jednakże ponownie , gdyż ciągle zbyt mało wiemy i każda nawet najmniejsza wskazówka cenną będzie. - Kiedy spróbować planujesz? Jutrzejszego wieczoru? - Tak bym wolała… - Pokiwała powoli głową. - Zbyt wiele dzisiaj się wydarzyło, jednakże jeśli coś ujrzę, już teraz byśmy mogli kroki jakieś podjąć. - Westchnęła cicho Wieszczka. - Nie kładź się jeszcze. - Poprosiła. - Dam znać, czy coś ujrzałam. - Będę czekać - ruda uśmiechnęła się do Elin. Jednooka odwzajemniła uśmiech i do mniejszej izdebki się udała, by spokoju zaznać i wizję spróbować sprowadzić. Wyrzucać sobie, że w zamieszaniu jakie zapanowało po thingu, nie wpadła na najprostsze rozwiązanie, będzie potem. Teraz trzeba sprawdzić, co runy pokażą. Kości z woreczka wyciągnęła, dłoń sztyletem uraziła, by krwią swoją spryskać runy i zaklęcia mówić poczęła trzęsąc kośćmi w obu dłoniach. - Mörg er góð mær, ef görva kannar, hugbrigð við hali; þá ek þat reynda, er it ráðspaka teygða ek á flærðir fljóð; háðungar hverrar leitaði mér it horska man, ok hafða ek þess vettki vi-fs. - Ukażcie mi los Einara, syna poprzez krew Agvindura. Pokażcie kto śmiał go zaatakować. Mörg er góð mær, ef görva kannar, hugbrigð við hali; þá ek þat reynda, er it ráðspaka teygða ek á flærðir fljóð… Świat wokoło niej zawirował i jakby pod wodą w nocy się znalazła. Otoczyły ją cienie i półcienie, kolory i dźwięki gdzieś ciemność skradła. Wszystko drżące, falujące, rozmyte. Gdy wzrok próbuje przywyknąć obok niej przepływają istoty dziwne, ciała pozbawione a jedynie zarys postaci mające. Aura zła od nich tak mocna bije, iż niemal ją dławi. A one rzucają się na mniejsze i bledsze postaci pochłaniając je całkowicie. Chłód i ją dopada, panika niemal wybija ją z wizji, a gdy uspokaja się, w falującym powietrzu dostrzega budynki, wielkie, wysokie ale jakby wymarłe, puste. Wszystkie w cieniu pogrążone, bądź cieniem będące rozmazujące się powoli, gdy wzrok przestaje być w stanie pracować w ciągłym drżeniu. Nagle siłą jakąś pchnięta w budynku się znalazła, w którym niewysoki mąż się chował. On jeden w tym całym świecie zjaw i cieni jest normalny, a Elin rozpoznaje w nim Einara. gdy z niemym krzykiem pada na na klepisko znajomej chatki dysząc i drżąc z przerażenia niczym człowiek.Siedzi pod ścianą z kolanami pod brodę podciągniętymi, a twarz w dłoniach chowa. Wtem za nią wycie się rozlega od którego cała jej skóra cierpnie. Mężczyzna zrywa się i biegnie w głąb budynku, a ją mrożąc jej krew w żyłach coś pierwotnie złego przenika. Oślizgła ciemność bierze ją w posiadanie, dusząc, zabierając wszelką nadzieję, |
14-11-2016, 20:50 | #66 |
Reputacja: 1 |
******************************* Całość tekstu należy do -2-, Leoncoeur'a i Blaithinn, ja jestem jeno skromnym skrybą, który przelał powyższe na forum
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
14-11-2016, 21:26 | #67 |
Krucza Reputacja: 1 | Kolejny wieczór przywitał budzących się z letargu aftergangerów hałasami. Od głównej izby bił żar, przez wąziutkie szpary wydłubanych prześwitów przedostawały się wonie potraw i napitku. Ostatnio edytowane przez corax : 14-11-2016 o 21:30. |
06-12-2016, 12:08 | #68 |
Reputacja: 1 | Elin Volva pierwsza jak to zwykle bywało oko swe otworzyła do przytomności powracając. Tym razem nie powitał ją śpiew Leiknara tylko zwykłe odgłosy żyjącego domostwa. Elin uśmiechnęła się do siebie delikatnie. Ich ludzie znajdowali radość w normalnych czynnościach, nawet mimo tego wszystkiego co wokół nich się działo. To było coś dobrego i wlewało otuchę w jej martwe serce. Wstała i korzystając z okazji, iż jej bracia jeszcze spali i izdebkę miała tylko dla siebie, postanowiła zapytać kości o Krwawy Księżyc. Niepokoiło ją to, iż Helleven uznała tą sprawę za na tyle ważną, by podzielić się z nią tą informacją. Wyciągnęła runy i rękę jak to zwykle czyniła sztyletem swym przecięła rosząc swą krwią kości. - Árliga verðar skyli maðr oft fáa, nema til kynnis komi: str ok snópir, lætr sem solginn sé ok kann fregna at fáu. Zaczęła recytować powoli kiwając się nad runami. - Árliga verðar .skyli maðr oft fáa, nema til kynnis komi: str ok snópir, lætr sem solginn sé ok kann fregna at fáu Czym jest Krwawy Księżyc? Odkryjcie przede mną odpowiedź. Czymże on jest i czym nam grozi? - Zapytała pochylając się nad wróżbą. Mgła i ciemne myśli jednak nie rozmyły się przed oczami wieszczki. Kości nie chciały udzielić odpowiedzi, większość z nich ustawiła się bokiem tworząc plątaninę, przez którą nawet Elin przebić się nie zdołała. Westchnęła cichutko i pozbierała runy do woreczka, by do pasa go ponownie przytroczyć. Poprawiwszy swój strój do większej izby weszła rozglądając się i dostrzegając nowe twarze w tym jedną w nią wpatrzoną. Skinęła lekko głową i do Ingeborg wpierw podeszła. - Nie wysłaliście jeszcze posłańca do godiego? - Nie. - rudowłosa zmierzała ku Erykowi co za volvą do środka wkraczał. - Dziękuję. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Po czym odwróciła się, by zobaczyć na kogo dziewczyna patrzy, by ujrzeć jarla Tissø. |
06-12-2016, 15:32 | #69 |
Reputacja: 1 | Zanim otworzył oczy wsłuchał się w rytm swego ciała. Zastanawiał się na ile rany jego się zagoiły. Na ile Vitae oczyściła z trucizny. Sięgnął po moc krwi, by znów spróbować się leczyć. Zaraz po tym podeszła jego służka. Erik słuchał z uwagą rudowłosej Ingeborg. Elin stojąca troszkę z boku słyszała ich rozmowę i ku posłańcowi się również zwróciła. I napotkała ponownie gorące spojrzenie, które ni na chwilę jej nie opuszczało. - Gdzież ten posłaniec z Tissø zatem? - rzekł jakby nic innego nie miało znaczenia. - Tam - wskazała na mężczyznę siedzącego przy jednej z ław i popijającego miód. - Jak się czujesz dzisiaj? - patrzyła z troską w spojrzeniu. Erik położył dłoń na policzku rudowłosej i rzekł: - Gdzie moje szaty? - rzekł patrząc z góry na dziewczynę. Jego ubrania nadal były sfatygowane po poprzedniej nocy. Czuł przez to dyskomfort większy niż z powodu odniesionych ran. - Zaraz przyniosę. Rozstawiliśmy namiot na zewnątrz. - odparła i ruszyła ku wyjściu chaty. Jarl na jeziorze Tyra potoczył wzrokiem po pomieszczeniu. Z odrazą zerknął na ogień. Później na Volvę, która wstała niemal tak szybko jak on. Czuł się lepiej. Zdecydowanie lepiej niż poprzedniej nocy. Zacisnął zęby i przymknął oczy na moment. Czuł, że jest w stanie zaleczyć resztę ran, jednak wymagało to sporego wysiłku woli. Skupił się w sobie czując, jak jego ciało zrasta się. W końcu z ust wyrwało mu się westchnienie. Wypchnął powietrze, które po chwili wciągnął ponownie, jakby żył. Nie patrząc już na nikogo więcej wyszedł z budynku, chcąc zobaczyć ów namiot. Namiot do którego skierowała się rudowłosa nie wyróżniał się niczym. Zbity z drewnianych pali, opatulony płótnem stał z prawej strony chaty, wpisując się w już stojące namioty wojów skalda. Na zewnątrz straż pełniło mężczyzn, którzy zadowolić się musieli ogniskiem rozpraszającym mrok zapadającej nocy. Erik przechodząc między nimi położył dłoń na ramieniu jednego z wojów i powiedział: - Tyr jest wam wdzięczny, że służbę tu pełnicie. Bogowie wam wynagrodzą wszelkie niewygody jakie w podróży ze mną spotykacie. Po czym wszedł do wnętrza namiotu szukając wzrokiem rudowłosej służki i przyobiecanych szat. Szukał też swego ghula, który miał jasno określone przedmioty, które miał przynieść ze statku. Czekali na niego. Erik z zadowoleniem zdjął z siebie zabrudzone szaty. W to miejsce założył elegancką czarną szatę ze złotym ornamentem. Wszystko przepasał zdobycznym na vikingu pasem jedwabnym. Szyję przyozdobił łańcuchem obwieszonym kolorowymi koralikami. Do pasa przytoczył krótki topór. Z drugiej strony przywiesił bicz, dostarczony przez Gunnara. Tarczę ocenił jedynie. Nie było to miejsce, ni czas by tarczę przywdziewać. Wszak wszyscy wkoło mienili się sojusznikami. Czas pokaże ile z tych sojuszy przetrwa. Buty skórzane jakie mu przynieśli nie należały do jarla. Czuł, że obcierają go nieco. Choć lepsze to niż dalsze bieganie boso po obcym mieście. Teraz był gotów na resztę nocy. Na prawą dłoń zakładał pierścień gdy do namiotu wszedł półnagi Ulf Szeptacz. Wesoły był, jakby się go żadne kłopoty nie imały. - Gotów, widzę? - uśmiechnął się w zęby wsuwając resztkę sera. Afterganger przejechał językiem po kłach i górnej szczęce, po czym powiedział: - Czegóż się dowiedziałeś? Wszak miałeś kilka dni. Szeptacz ramionami wzruszył: - Jako i wszyscy z naszej załogi. - wsunął nóż za cholewkę buta i poprawił sznurowanie onucy - Nie wiadomo nic. Rozkazy wychodzą z domostwa godiego. Einara w jego husie nie ma. Najbliższa służba jarla wymieniona, ciał poprzednich nie znaleziono. Godi zaś… - cmoknął zęby oczyszczając - … nie wygląda mi na geniusza i umysł stojący za intrygą. Myślę, że do tego zabrać się trzeba inaczej. - spojrzał na jarla - Kto najwięcej by zyskał Aros jarla pozbawiając? Jeśli odpowiedź znajdziemy, wtedy łatwiej trop może będzie znaleźć też. - kucnął składając dłonie razem. “Ty” zabrzmiało w głowie jarla. “Ty byś zyskał najwięcej, wszak władzę nad cieśniną byś zyskał” Bestia w głowie kusiła. Podsycała wizje w głowie jarla. - Dziękuję, czy czegoś ci trzeba Ulfie Szeptaczu? - Nie. - rzucił spojrzeniem na Ingeborg - Co dalej czynić? - Wypocznij. Wszak noc jest. Jedz, pij, i daj mnie pomyśleć - wzrok jarla był zacięty. - Ingeborg, gdzie ten posłaniec z Tissø? - zapytał nie zaszczycając już Ulfa spojrzeniem. Ulf ruszył z namiotu, gdy Ingeborg odpowiadała: - W chacie, sprowadzić go tutaj? - Tak. Wszak dom nasz najważniejszy. To jego los się liczy. Aros jest tylko tymczasową koniecznością - w głosie Slangenssona brzmiała jakaś nuta nostalgii. Rudowłosa ruszyła by z posłańcem za chwil kilka powrócić: - Jarlu - skłonił się mężczyzna - wieści od żony twej przywożę. - spojrzał na Ingeborg i na Erika. Afterganger wykonał ruch dłonią, żeby posłaniec już nie zwlekał. - Kazała przekazać, że wie i niepokoi się. Jeśli nie wrócę do jutra z wieściami od Ciebie, ruszy sama z pomocą i kamienia nie zostawi na kamieniu. - posłaniec najwyraźniej cytował. Na twarzy Erika wykwitł szeroki uśmiech. Wspomnienie szacownej małżonki zdawało się go rozbawić. Brakło mu jej bliskości, lecz jej temperament w połączeniu z obecnością Jarla Bezdroży mógł wywołać wojnę. - Przekaż jej proszę, że udało nam się zażegnać kryzys. Jestem tu w towarzystwie samego Lenartssona, więc najpewniej niedługo i me czyny w sagach opiewane będą. Jest tu też jego rodzina. Brat we krwi, Berserker, zwany Volundem. I siostra jego. Volva. Jednooka Elin. Wszyscy oni poszukują Einara. W nadziei, że w dobrym zdrowiu go zastaną. Toteż i ja staram się im pomóc Einara odnaleźć. Przekaż więc tej, która klucza pilnuje do Tissø, że gdy będę potrzebował jej pomocy, to wezwę ją. Wtedy niech zabierze wojów tylu ilu tylko da radę. I niech przybywa, by pomóc mężowi swemu. Po tej nieco przydługiej odpowiedzi jarl zamknął oczy. Uśmiech nie znikał z twarzy Erika. Zdawał się wyobrażać sobie cóż by się działo, gdyby Freyvind rzucił nim w jej obecności. W końcu zaśmiał się w głos. - Idź więc. Posil się, napij, wypocznij. Miasta w nocy nie opuścisz. Jutro rano z wiadomością wyruszyć możesz. Machnął dłonią dając znak posłańcowi, że już czas, aby opuścił ich. Posłaniec skłonił się i namiot opuścił. - Ingeborg, powiedz mi …. - przerwał w połowie zdania. Jakby jego myśli pobiegły gdzieś dalej. Dziewczyna nie przerywała zamyślenia, nawykła do takowych chwil. - Gunnar, czy są tu jacyś niewolni, których kupić mógłbyś? Krwi potrzeba mi świeżej. Weź odpowiednie środki, i zobacz kogóż kupić możesz. Łysy olbrzym skinął jedynie głową i ruszył dość żwawo by jeszcze tego wieczoru wypełnić polecenie jarla. Slangenson z jednej ze skrzyń zabrał sakiewkę z kawałkami srebra i przywiązał do swego pasa. Później na plecy zarzucił czarne futro i ruszył do chaty.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
06-12-2016, 18:19 | #70 |
Reputacja: 1 | Elin Wieszczka zaciekawiona palącym spojrzeniem mężczyzny i zważywszy na fakt, iż Erik zajęty jest rozmową ze swymi ludźmi podeszła do tego, który tak w nią się wpatrywał. - Czy coś mam na twarzy? - Zapytała. - Raczej czegoś Ci brak. - odparł zapytany wsuwając kawałek sera do ust i nadal nie odrywając spojrzenia. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej szalenie niż przy pierwszym wrażeniu. Dotknęła lekko swego pustego oczodołu. - Coś w tym złego? - Zapytała dumnie unosząc głowę. - Nie, czemu? Rzadko widuję kobiety co urody swej marnować się nie boją. - siorbnął piwa, a piana została na końcach wąsów. - Ważniejsze jednak, czy ty myślisz, że to co złego? - nachylił się z iście diabelskim uśmiechem. Z tyłu poruszenie dało się posłyszeć, co głośniejsze. Skrzynia jedna zatrzęsła się jakby wewnątrz zwierzę dzikie się miotało, nim równie nagle spokój nastąpił. Niechybnie, Pogrobiec się zbudził w głębi hausu… choć ze słabością co go toczyła, nie tak różną od Erykowej wiadomym było, że jeszcze chwila upłynąć musi nim wychynie. - Nawet mi przez głowę myśl takowa nie przeszła. - Odpowiedziała spokojnie i odwróciła się na chwilę posłyszawszy ruch w mniejszej izdebce, po czym powróciła spojrzeniem do mężczyzny. - Jak Cię zwą? - Zapytała. - Ulf - mruknął odsuwając się powoli - Szeptacz. - poruszył brwiami i znowu ku piwu się obrócił - A Ciebie jednooka? - Elin, Wiedząca. - Uśmiechnęła się leciutko. - Jak mniemam do ludzi jarla należysz. - Do usług - skłonił się w jednej dłoni mając nożyk, w drugiej resztkę gomółki sera. - Wiedząca jak bardzo? - prostował się wciąż z palącym wzrokiem. - Na tyle na ile Bogowie pozwolą. - Odparła. - Z mego doświadczenia nie często i niewiele pozwalają. Raczej domagają się zwykle czegoś w zamian. - Tak już ten świat został stworzony. Miast odpowiedzi otrzymała kolejne spojrzenie i skinienie głową. Ulf odszedł, bezceremonialnie zostawiając ją samą. Elin,Volund Równocześnie stała się świadoma Volunda za nią, który z trudem wydostawał się ze skrzyni. Z nogami wewnątrz przysiadł na jej brzegu, głowę i lico piękne w objęcie swych dłoni biorąc. Spod rękawów giezła noszonego dla ukrycia i przyzwoitości jak łapczywe konary, czarne wici biegły wzdłuż bladych jak księżyc dłoni, oplatając grabiaste palce, same jak nagie korony płaczących brzóz. Niewidoczne usta poruszały się, mamrocząc coś cicho w jakimś nieodgadnionym języku, jeżeli w ogóle była to mowa ludzi, a nie Bestii. Volva przez chwilę jeszcze stała wpatrując się zdziwiona w plecy odchodzącego Ulfa, by potem zwrócić się ku izdebce. Nie wchodziła jednakże do środka, pamiętając iż brat jej przebudzenia miewa… trudne. Czekała więc aż sam zdecyduje się wyjść.* Pogrobiec rozchylił nieco palce, tak że jedno oko wyzierało na wszystko dookoła, wytrzeszczone ponad miarę. Wyglądało to nieco jak potępiony jakiś fragment oblicza, które przez gałęzie plugawego lasu zostało ochwycone i mogło się tylko przyglądać otoczeniu. A potem napłynęły doń czerwień, i drapieżność, i dystans i chłód. Powieka z wolna zasunęła się do połowy na czujniej teraz obserwujące ślepie co w noc widziało jak drapieżne zwierzę. Gdy zatrzymało się w końcu na volvie, z niedźwiedzią powolnością Volund wyprostował się i wystąpił ze skrzyni z ledwo widocznym grymasem pogardy dla swego dziennego leża. Poczynił kroki ku siostrze. - Mam nadzieję, że dzień przyniósł ci ukojenie. - wyszeptał tylko - Któż to był? Skinęła delikatnie głową i z troską mu się przyglądała. - Czuję się lepiej, dziękuję, żałuję jeno iż o Tobie powiedzieć tego nie można. - W jej głosie pobrzmiewał smutek. - On? Zwą go Ulf, jeden z ludzi jarla Erika. - Odpowiedziała na pytanie. - Jak gdyby ilekroć się budzę, więcej ich, przybywa… - wyszeptał, chociaż po obliczu uznać by można, że znów jest w świecie swoich myśli - Eryk ku zdrowiu bliższy, mniemam? Czy przeciwnie? - Wydaje się czuć lepiej, na całe szczęście. I jeszcze darów godiemu nie wysłał. - Dobrze. Zatem holmgang będzie można rzucić… - uspokoił sam siebie jej brat krwi, albowiem ewidentnie mówił sam do siebie - Być może nawet… tak by słowo dane Agvindurowi dotrzymać. Spojrzał na nią dopiero. - Chyba, że wciąż to za błąd uważasz. Pokiwała powoli głową. - Nie zmieniłam zdania… Zbyt mało wiemy Volundzie i wystawianie się na widok może być zbyt niebezpieczne. - Och, lecz toż taki dokładnie jest tego cel. Ja wystawię się na widok i zburzę ich delikatną i skrupulatną… - szukał chwilę słowa, które miało nie powstać przez wiele lat. Zrezygnował po chwili - Ja dam się spostrzec i z bierności ich wytrącę, abyście więcej mogli spostrzec. Abyś ty więcej mogła ujrzeć. - powiedział z pewnością co do zdolności volvy. - W Twoim stanie, to może być podwójnie niebezpieczne… - Odparła na to ciągle nieprzekonana. Dłoń Pogrobca uniosła się powoli na wysokość jej twarzy, przez chwilę pocierał opuszkami palców o kciuk jak gdyby w namyśle. Powoli wyprostował sękate palce, wskazując jej oko. - Czasem… chciałbym Widzieć, jak Szalony Jarl mógł… Dłoń przesunęła się powoli w bok, teraz wskazujący palec skierowany był na jej pusty oczodół… choć gdyby było w nim wciąż oko, niechybnie by je teraz dotykał. - ...pomimo ceny. - dokończył, jak gdyby zastanawiając się nad czymś. - Czasami więcej szkodzi to niż pomaga… - Odparła błękitnego spojrzenia od niego nie odrywając. - Zresztą… sam widziałeś. - Uśmiechnęła się delikatnie głaszcząc leciutko niczym muśnięcie motyla jego dłoń, która jej twarzy dotykała. Mimowolnie jakby brzegiem dłoni po policzku jej powiódł, rękę cofając. - Krew ma w tobie, lecz i twoja we mnie. Nie Norn chciałbym pytać, nie… i nie mógłbym. Lecz widzieć. Co wokół mnie. Co w innych. Co w miejscach. Co w przedmiotach. Co za sen drzemie tam gdzie nic całkiem nie ma. - Czasami zagubić się w tym można… I nie jest się już pewnym, co jest prawdą, a co nie…. |