Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2016, 20:52   #61
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Erik

Gdy Elin poszła do ludzi Freya Erik wrócił do Gunnara i Ingeborg. Przez chwilę stał nic nie mówiąc. W głowie nadal szumiała “trucizna”. Czuł, że nie tylko jego ciało nie radzi sobie z leczeniem. Miał problem ze skupieniem się.
- Ingeborg, zostań z Vivim. Ja idę pooddychać świeżym powietrzem. Gunnar przyniesie mnie z powrotem, gdybym opadł z sił.
Ruszył do wyjścia nieco szybciej niż wcześniej. Zdać się mogło, że siły odzyskał. Choć prawdziwy powód pośpiechu był trywialny. Nie chciał oddalać się zbytnio od czegoś, co mogło mu posłużyć za podporę. Toteż gdy dotarł do drzwi przystanął w nich na chwilę. Rozglądając się.
Ujrzał jeno obozowisko hirdmanów Freya. Ognisko i czterech ludzi. Dalej były chaty mieszkańców Aros.
Gdy Gunnar do niego już dołączył Erik ruszył bez słowa przed siebie. Szukał miejsca oddalonego od ludzi. Od hałasów. Miał jedną niedokończoną kwestię. Pomyślał o mężczyźnie z którego zaczął pić i który został gdzieś tam osłabiony. Przywołał go myślami. Dopiero po chwili dotarło do niego, że starszy mężczyzna może nadal być nieprzytomny. Popatrzył na swego ghula. Gunnar podążał za jarlem posłusznie, bez słowa. Erik słyszał ciężki oddech sługi i czuł ciepło bijącego od niego.
Sapnięcie.
Drugie.
Wielki wojownik chyba się z czymś zżymal.
- Gunnar, co się dzieje? - w końcu zapytał afterganger.
- Odpocząć winieneś a nie uganiać się po mieście. Miejsce bezpieczne znaleźć. Przeczekać do jutra, gdy ludzi ściągnąć móc będziem. - Gunnar zacisnął usta najwyraźniej powściągając język.
Erik przytaknął.
- Wiem. Jeno krwi mi trza. A nie chcę z was pić, bo nie wiadomo czyśmy wśród przyjaciół, czy też nie trzeba wam będzie walczyć znowu - spuścił wzrok i dodał - czy też uciekać.
- Uciekać? - zdziwienia w głosie Gunnara nie skryła nawet szorstkość.
- Widziałeś jak skald się rusza. Jaką ma siłę. Ciska ludźmi jakby chciał kamieniem odbijać o taflę jeziora. Nie wam się z nim równać w walce. Bestię on swoją zbyt długo w klatce trzymał. Miast się z nią zjednoczyć upodlił ją. I teraz jeśli wyjdzie ona, zagrożeniem dla nas wszystkich.
Afterganger westchnął ciężko.
- Chodź, poszukajmy ludzi jakiś, co bym ich krwią wolę Hryma zaspokoił - Erik wykonał kolejne kilka niepewnych kroków.
Gunnar nie wyglądał na takiego, co ogarniał kwestie bestii, Hryma czy kogokolwiek innego. Zmartwiony był jak wojownik o swego wodza. Wszystko inne było mu doskonale obojętne.
- Prowadź zatem. - mruknął łapiąc jarla za ubranie na jego grzbiecie by ten nie upadł.
Erik szedł, w stronę gdzie widział poświatę ognisk. Gdy znalazł się nieco bliżej zaczął słyszeć rozbawione głosy. Życie w Aros było mniej intensywne niż w Tissø. Jednak samo miasto zdawało się dużo większe i grupy ludzi były od siebie oddalone. Przy pierwszym ognisku jakie znaleźli siedziało trzech wojów ubranych w kolczugi. Z pewnością tej nocy Erik nie miał ochoty pić z żadnego z nich. Ruszył dalej. Kilkadziesiąt metrów dalej przy kolejnym ognisku siedziały dwie młode parki. Erik nie miał ochoty podchodzić do ognia. Jakoś tak nigdy ten żywioł go nie przyciągał. Postanowił więc poczekać. Wszak najpewniej pili miód i w końcu ktoś będzie musiał ruszyć na stronę. Czekał. Gunnar zdawał się już tracić cierpliwość, aż w końcu dziewczyna wyglądająca na najstarszą ruszyła w cień. Afterganger ruszył w jej stronę. Już gdy miała wracać Erik zaszedł jej drogę, a Gunnar pochwycił od tyłu zatykając usta. Afterganger wpił się w jej młodą szyję zatracając się w smaku posoki. Jarl poczuł jak jej ciało przestaje się szarpać, gdy czuje rozkosz Pocałunku. Jej ruchy się zmieniły. Zaczęła pojękiwać. Jednak po chwili nawet te ruchy ustały. Gunnar puścił ciało dziewczyny, a Erik delikatnie ją przytrzymując układał powoli na ścieżce. W końcu oderwał się od dziewczyny. Zalizał ranę.
- Za chwile zaczną się zastanawiać dokąd poszła. Albo komuś z nich się zachce. Znajdą ja i się zaopiekują. Wracajmy do Ingeborg.
Erik wstał, rozejrzał się. Nagle świat zawirował.
- Tym razem ty prowadź - rzekł i położył lewą dłoń na ramieniu swego ghula.
Gunnar skierował ich kroki na powrót do miejsca, gdzie miała czekać Ingeborg.
W chacie najmowanej przez drużynę Freyvinda niewiele zmian zaszło, jednak najważniejsza, że ludzie powracali do namiotu. Lekko podpici, nie na tyle jednak by problemy czynić lub by do walki stanąć nie mogli. Głośniej się zrobiło jeno.

Erik i Volund

Stróżujący przepuścili Erika i jego sługę, wpuszczając do chaty. Mieli już wejść, gdy pan na Tissø został wywołany imieniem.
- Eryku - głos rosłego, bladego jak trup aftergangera nie był głośny. Berserker w świetle palenisk był z daleka widziany podchodząc do chaty, ale to opończa skrywająca jego lico gładsze niż u dziewek nie pozwoliła go od razu poznać. Szedł spokojnie prosto ku jarlowi, trochę jak gdyby w ogóle nie widział ani Gunnara, ani wartowników z hirdu Sighvarta.
- Pomówić chciałem… jeśli czas dla mię znajdziesz. - dokończył Volund, podchodząc do aftergangera, w któren wpatrzony był swymi krwiście czerwonymi oczyma.
Erik najpierw głos usłyszał. Później dopiero kroki, wzniósł wzrok na oblicze przemawiającego ku niemu aftergangera. W pierwszej chwili oczy zawiesiły się na berserkerze. Obserwował powolny ruch warg. Prawie niewidoczną mimikę śledził z uwagą. Jednak sens słów dotarł do jarla.
- Tak, dla ciebie znajdę z przyjemnością.
Dał znak skinieniem Gunnarowi, żeby zostawił ich samych.
- Przypomnij mi jeno twe miano, bo tej nocy dzieje się wiele, a zmysły me zdają się być przytępione - nadal wgapiał się w twarz Gangrela niczym głodny pies patrzy na sztukę mięsa
- Możesz zwać mnie… - nie patrząc na twarz Eryka, Gangrel zamyślił się na moment z lekko rozwartymi ustami. Karmazyn wycofał się z jego oczu jak woda z brzegu za odpływu i trwał tak kilka sekund, nim zogniskował spojrzenie na spojrzeniu sojusznika Agvindura.
- ...Volund. - przychylił nieco głowę na bok - Zatem? - zapytał.
- Zatem Volundzie - zdawał się smakować każdą sylabę tego imienia - o czym chcesz rozmawiać?
- Naszej misji w Aros lub naszej przysłudze dla Agvindura. Wewnątrz lub w drodze. Bez słuchaczy lub zostawiając szepty, a spacerując alejami.
Erik ruszył powoli, niczym pijany chcący dumnie wejść do domu i rzec: “nic nie piłem”. Choć szedł wolniej, niż gdyby normalnie spacerował. Nie pozwolił sobie jednak wesprzeć się na berserkerze. Zacisnął zęby póki nie oddalili się poza zasięg głosu freyvindowych wojów. Wtedy też jarl Tissø z wyrazem ulgi opadł na ścianę jednej z chat szukając oparcia.
- Aros ważnym portem. Punktem handlowym. Ramieniem zbrojnym cieśniny. Pół dnia morzem stąd do domu mego. A jarl lokalny z aftergangerów. Zniknął podobno. Kto więc następny w kolejce? Jeśli nie afterganger-jarl najbliższy? - mówił powoli i spokojnie, choć same zdania wydawały się chaotyczne
Pogrobiec spokojnie stał naprzeciw, w żaden sposób nie wyrażając dysrespektu dla ciężkiego stanu Eryka. Spokojnie wysłuchał jego słów. Jak gdyby myśl nagła przyszła mu do głowy, jak gdyby czegoś świadom nie był wcześniej.
- Wiem to. - słowa przeczyły emocjom, które subtelnie zagrały na kamiennej twarzy - Lecz czy dla Aros ocalenia, czy dla Aros tu jesteś mnie ciekawi. Ile zaryzykować gotów.
- Zaiste roztropne to pytać, czym wam wrogiem czy przyjacielem. Brat krwi Elin nie był tak łaskaw. On najwyraźniej pierwej działa. Później pyta. - Erik spojrzał w ziemię i dodał - o ile pyta w ogóle. On wam wrogów wnet znajdzie. Nie bój się o to.
Zamilkł. Trudno było określić, czy przemawianie go zmęczyło, czy wolał uniknąć odpowiedzi na wprost postawione pytanie.
- Brata mego znam, dwakroć prawieśmy się wzajem wykończyli, nim ramię w ramię stoczyliśmy bój przeciw niemożliwym wrogom… i zwyciężyliśmy. - chociaż słowa były chwalebne… ton berserkera i jakieś zmrużenie oczu świadczyło, że berserker, ze wszystkich Dunów, inaczej o tym myśli.
- Lecz nie o tym nam prawić, ani o nonsensach. Aniś nasz wróg ani przyjaciel. Pytam o twój motyw jeno, jako że wspólnie działać mamy.
- Przecież motyw wyjawiłżem na początku. Bezpieczeństwo własne. Jarl tutejszy gwarantem mego bezpieczeństwa. Teraz nie wiem co z nim. Czy egzystencji jego nie zakończył ktoś, kto wkrótce do Tissø przybędzie? - Jarl uniósł prawą dłoń i przytrzymał nasadę nosa. Niczym śmiertelnik walczący z bólem zatok.
- Bardzoś… przezorny… - wyciągnięte słowo świadczyło o długim poszukiwaniu dyplomatycznej odpowiedzi - ...jak na Einherjar. Co poczynić zamieszasz, jeśli Einar… - kolejna pauza. Pogrobiec na chwilę pochylił głowę. Spojrzał spod brwi na Eryka, uśmiechnął się przepraszająco nim i po sekundzie cokolwiek go naszło, minęło.
- Jeśli Einar w popiół obrócon? Czego poza bezpieczeństwem tej domeny życzyłbyś sobie?
Erik zamknął oczy. Coś nim wzdrygnęło na dźwiek słowa Einherjar. Może wspomnienie matki, tak dalekie, lecz tak żywe. W końcu odsłonił twarz i spojrzał wprost na Pogrobca.
- Volundzie, ni ty, Berserker, ni Jarl Bezdroży zrozumieć mych obaw w stanie nie jesteście. Ni ty, ni on domu nie macie. A tam - uniósł rękę kierując ją w stronę, w którą należało płynąć do Tissø - dom mój. Ludzie moi. Odpowiedzialnym za nich. A stąd - wskazał palcem wskazującym ziemię pod ich stopami - stąd, drakkar obsadzony wojami o świcie wypływający chwilę po tym gdy słońce w zenicie do portu mego wpłynie. Jeżeli ktoś - na chwilę się zawahał - lub coś, przerwało egzystencję Einara, to miało cel jakiś. I ja, żeby czuć się bezpiecznym, winnem znaleźć go, czy też to. I zagrożenie wyeliminować. Później zaś, na tronie Aros jarla nowego trza będzie posadzić. I uzyskać gwarant bezpieczeństwa. Najlepiej przysięgą krwi. Bo trudno dziś o honor wśród tych, co rannego od tyłu zaatakować gotowi. - Tym razem już nie mówił spokojnie. Wypowiedź jarla była szybka. Jakby przepełniona emocjami.
Pogrobiec jeśli je zauważał, niewiele im poświęcił uwagi.
- Prawda to. - spostrzegł - Trudno dziś o honor. Do sedna przechodzisz. - rozejrzał się wokół, po czym przykucnął podnosząc do umarłej, białej dłoni garść zmrożonej ziemi. Jego grabiaste palce bardziej wykopały ją, niż podniosły. Wyprostował się.
- Czas nie przyniesie nam kresu. A czas jest nieubłagany. Gdy niesiem jakieś powinności, najlżejsze choćby, w chwili gdy je podejmujemy nie ma w tem żadnego wysiłku. A potem… gdy upłyną miesiące… lata… dekady… - dłoń rozszerzyła nieco palce, aż grudki zbitej ziemi powoli się wysypywały. Dłoń Volunda wyglądała, jakby dopiero co z ziemi otoczonej kamiennym okrętem się wydostał.
- Teraz mi to nie ciąży. Gdybym śmiertelny był, może po godzinie by mię to znużyło. W końcu najdzie walka ze snem, by nie wypuścić. Gdy i wtedy podołam, niewygodom i własnym słabościom, nadejdzie konieczność. Kto na mnie ostrze podniesie? Może walki uniknę. Kto na ważnych mi podniesie?
Pogrobiec chwilę milczał, zaciskając dłoń z olbrzymią krzepą, zbijając ziemię na prawie gliniastą konsystencję.
- Lecz na mnie nic nie ciąży. Nigdym nie rozumiał, co ciągnie do jarla zostaniem. - parsknął, upuszczając grudę. Wzrok jego szukał czegoś, aż spocząć na pobliskim głazie, który gdyby mógł opowiadać, zapewne opowiedziałby o czasach sprzed Einherjar, sprzed ludzi, sprzed czasu.
- Wasze brzemię cięższe. I lepsze powody macie słowo łamać. Czy Tissø bezpieczniejszym nie byłoby właśnie, gdyby nie godny i wolny jarl, lecz jarl krwią Tobie podporządkowany… pieczę objął? - zapytał Volund retorycznie… bez oskarżenia. Bardziej jak jakiś majaczący mistyk.
- Einar wolnym był. Jeno na słowie swoim polegaliśmy. Latami. I Tissø nie cierpiało ze strony Aros nigdy za jego panowania. Jeno któż teraz da mi pewność? Agvindur, który tu swego hirdmana o gorącej głowie wysłał? A może Jarl Bezdroży, który na mych własnych oczach ludziom swym przyobiecał spętanie i oddanie komukolwiek. Na ich honorze polegać powinienem? Wszak jeden z nich mało mnie na strzępy nie rozerwał. Jeśli nie on, to kto? Może zaufać winnem temu co po cichu Einara usunął? Zaiste poczucie bezpieczeństwa wzrośnie we mnie niesamowicie. Więc może zanim dalej drążyć będziesz pobudki moje, to rzeknij mi drogi Volundzie, cóż was tu sprowadza? Pakt przybyliście zawrzeć z - tym razem Erik się zawahał - ewentualnym zabójcą Einara?
- Mojego brata sam o motywy spytać możesz, lecz radzę w inny sposób. - odpowiedział beznamiętnie Pogrobiec -Ja przyrzekłem Agvindurowi, że Einara doń sprowadzę, lub los jego ustalę. Miasto wiem, że zabezpieczyć trzeba, lecz nic mi do tego, ani mi to na sercu nie ciąży. - bez skrępowania wyjaśnił Volund.
- Więc więcej celów nas łączy, niźli dzieli - Erik odepchnął się od ściany. - Twój brat zaś, bardziej czyny sobie ceni niż słowa. Toteż na ten moment nie widzę powodu by uwagę jego rozpraszać od pastwienia się nad swymi ludźmi. Być może, na chwałę bogom nad Aros pieczę przejmie. Wtedy najpewniej na śmierć pośle wojów, a kobiety na zatracenie.
Jarl Tissø począł kroki kierować na powrót do chaty dając znać, że w jego opinii rozmowa skończona.
- A tyś co uczynił by zasłużyć na bezpieczeństwo? - spokojnie zapytał Pogrobiec, nie odwracając spojrzenia od miejsca, gdzie przed momentem stał odchodzący jarl.
Nie doczekał się odpowiedzi. Erik powolnym krokiem wszedł już w krąg półmroku wywołany bliskością ogniska. Nie patrząc ani na zebranych, ani na pozostającego z tyłu Volunda szedł wprost do drzwi chaty w której byli jego ludzie. Pogrobiec zaś założył opończę i ruszył na poszukiwania innej, ważnej mu osoby...
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-11-2016, 21:45   #62
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Volund i Elin



Helleven wracała zamyślona. Czym był “krwawy księżyc”? Czy miało to związek z Úlfheðinn, czy czymś zupełnie innym? Westchnęła cicho i w niebo pojrzała. Elin jest od takich rzeczy, dobrze by było gdyby ujrzała coś niecoś tym swoim Wzrokiem. Zaśmiała się cicho do siebie i weszła pomiędzy strażników by do chaty wejść. Pomiędzy nimi stał jednak w opończy Volund, ewidentnie wyczekując kogoś… na reakcję hirdmanów - świadom, że ktoś się zbliża, wzrok na nią podniósł i natychmiast mgła z oczu odpłynęła.
- Elin. - zaczął, gdy jeszcze kroków kilka od niego była i powoli ruszył w jej stronę, a wartujący mogliby przysiąc, że słyszą parafrazę rozmowy z panem na Tissø.
- Pomówić chciałem… jeśli czas dla mnie znajdziesz. - ręką zdjął kaptur opończy z twarzy, coby dać się rozpoznać, jak gdyby nieświadom że sylwetka, posągowa nieruchomość i niedźwiedzia niezdarność go zdradzają.
- Volundzie. - Volva uśmiechnęła się nieznacznie. - Nareszcie jesteś. - Dłoń jej do jego ramienia powędrowała i ujęła go delikatnie. - Zniknąłeś tak nagle, nasz brat również gdzieś uciekł… - Pojrzała na niego spokojnie. - Ale o czym mówić chciałeś?
Sekundę za długo jej się przyglądał.
- Z jarlem Tissø mówiłem. Rozumiem, że Freyvind prawie go unicestwił, jak dawniej i mnie?
- Nie było aż tak źle. - Westchnęła cicho. - Gorzej, że jego ludzie naszego brata zaatakowali ale, z Bogów chyba pomocą, zdołał się powstrzymać i jeden jeno zginął, nawet nie z jego winy. - Uśmiechnęła się leciutko. - Lecz to i tak za mało, by bez konfliktu się obyło. Główszczyznę zaproponowałam za ubitego, by zażegnać niesnaski ale Freyvinda to jeno rozłościło. A Erik zaproponował Karinę i Bjarkiego za swego zmarłego sługę. Nie muszę mówić jaka była reakcja?
- Widzę. I odszedł ukojenia szukać? - wzrok Pogrobca podążył pomiędzy aleje, lecz bez przesadnych obaw - Nic teraz z tym nie uczynimy. Ja zaś… - zastanowił się. - Potrzebuję Elin. Byś wyświadczyła mi przysługę.
Pojrzała na niego zaciekawiona.
- Jakąż to?
Ujął jej dłoń, znowu nakładając opończę, i delikatnie powiódł ją od hirdmanów, którzy z woli Sighvarta towarzyszyli im w tej wyprawie. Ewidentnie Pogrobiec chciał skorzystać z okazji by przejść się do opustoszałej części Aros. Gdy wreszcie się odezwał, mówił szeptem.
- Jeśli pragniesz bym cię za nią brał, winnaś mnie nie dotykać gdy ktokolwiek patrzy. - zauważył prawdziwie, czyniąc zarazem niejednoznaczną sugestię.
Zaśmiała się cicho.
- Wybacz, po prostu byłam ciekawa czy się zorientujesz. Złych intencji nie miałam. - Odrzekła niespeszona.
- Czy Agvindura czasem nabierasz? - zapytał mało taktownie berserker, nagle patrząc na Helleven ciekawie.
Wzruszyła lekko ramionami.
- Nie nabrałam Cie, jeno nie przedstawiłam się na przywitanie.
- Ostrożnie. - droczył się berserker - Pewnego dnia nieopatrznie ujrzysz swoją twarz w odbiciu, siebie sama nabierzesz. A naprawdę to ją pierwszy raz ujrzysz. - choć ton głosu mężczyzny był niewinny, znaczenie mogłoby konkurować z niektórymi jej Widzeniami.
- Jak zawsze troskliwy. - Skłoniła lekko głowę w podzięce. - Jeno Elin pomóc Ci może? - Zapytała po chwili, gdy minęli kolejne chaty.
- Nie, lecz… jej współczującemu sercu bardziej ufam, niż twej niedoścignionej przebiegłości. - odparł lakonicznie berserker - A rzecz to ważna.
- To komplement. - Skinęła głową ponownie. - Niestety więc, do kolejnej nocy pewnikiem poczekać będziesz musiał.
- Wiem jak cię z niej przebudzić. Wzajem też musi być metoda. - rozważał Volund - Wtedy gdy to naprawdę ważne, w zamian bym cię wyzwolił. Możesz mi rzec, wiesz że równieś mi siostrą we krwi co ona.
Zastanowiła się przez chwilę.
- Nie wiem czy to metoda, zbyt rzadko się dzieje, by być pewnym. - Odparła po chwili.
- Możesz zatem pewności nabrać, lub wątpliwość rozwiać. - przystanął, odwracając się ku Helleven z nadzieją. Przez chwilę chciał kontynuować i… wstrzymał się, patrząc kobiecie w oczy przez chwilę:
- To musi być niezmiernie trudne i bolesne. Żyć przebłyskami skradzionymi z innej jaźni.
- Oh… a niedawno mówiłeś, że to ja jestem prawdziwa. - Zaśmiała się krótko. - Ruszasz się jak niedźwiedź, acz cwany jak lis. - Pokręciła lekko głową. - Nie spodoba Ci się ta metoda albo powiesz, żem tylko się z Tobą droczę.
Na słowo “niedźwiedź” kamiennolicy poruszył się niespokojnie. Wyraźniej niespokojnie niż zazwyczaj. Mówił też jakoś ciszej, acz na inny temat zgoła:
- Nie powiedziałem, że nie tyś prawdziwa. Ty też tego nie rzekłaś…
W oczy mu spojrzała i po dłuższej chwili rzekła.
- Pocałuj mnie zatem i sprawdź co będzie.
Chwilę długą patrzył berserker w oczy, jak gdyby faktycznie myślał, że się naigrywa.
Po czym dłonie do jej twarzy uniósł i sękatymi jak trupie lub jak łapy nieźdzwiedzia ujął jej twarz delikatnie, czule niezwykle i wargami do jej warg przywarł, jeden pocałunek składając, a długi. Namiętny. Językiem po dolnej jej wardze przejechał, oczy miał zamknięte jakby całkiem się w tym zatracił. Ustami kosztował jej ust.
Chwilę. Może dłuższą.
Zaskoczył ją, musiała to przyznać ale po chwili zupełnie się już niczym nie przejmowała oddając pocałunek ochoczo. Nic jednak się nie zmieniło, to dalej była ona.
- Przykro mi. - Westchnęła po chwili.
Cofnął powoli twarz od jej własnej, musnąwszy jeszcze wargami jej wargi, jak gdyby mimowolnie. Powoli odjął dłonie od oblicza volvy i dopiero cofnąwszy się o pół kroku otworzył tak samo zimne i obojętne oczy.
Cokolwiek namiętnego czy żywego było w Pogrobcu, na powrót zamarzło w idealny posąg.
- Nic to. - odpowiedział tylko, patrząc na kobietę nieco z góry. Coś jeszcze chciał rzec, ale zamilkł tylko.
Przyglądała mu się uważnie, jakby Wzroku swego używała, w końcu westchnęła cicho.
- Chyba źle się do tego zabrałeś. - Stwierdziła. - Przekaż jej, by o krwawym księżycu się dowiedziała, gdyż ponoć się zbliża. - Rzekła i znienacka mężczyznę przyciągnęła do siebie za szyję obejmując i kolejny pocałunek, tym razem o wiele gorętszy składając, ciało swoje do jego przyciskając. Ten przez chwilę tym razem był zaskoczony, ale wnet Volund jak gdyby jeszcze pod wpływem czegoś sprzed chwili ujął kobietę w talii i karku, również namiętnie odwzajemniając pocałunek.



Bliskość mężczyzny chyba musiała być tutaj istotna, gdyż Pogrobiec nagle poczuł jak wieszczka cała sztywnieje i w panice zaczyna się wyrywać. Moment był może akuratny by to spostrzec, bo w bezopamiętaniu afterganger był uniósł wieszczkę nieco, jedną ręką podpierając pośladki i przy ścianie trzymał, jak gdyby prawie akt miłosny go objął… aż wnet wyczuł jej panikę i przerażenie i ruchy.
Gangrel nie mógł nie poznać oznak instynktownego strachu, paniki. Delikatnie a szybko odstawił kobietę, puszczając ją i cofając się raptownie o kilka kroków, by stworzyć jej przestrzeń…
W jednej chwili prawie że gorący jak spragniony cielesnego obcowania śmiertelnik, a w drugiej znów makabryczna rzeźba piękna i stoicyzmu i bezwzględności, patrząca szkarłatnymi oczyma na Widzącą.
Elin stała tak jak ją postawił i patrzyła na niego kompletnie nie rozumiejąc co w zasadzie zaszło. Dłoń do ust przyłożyła jakby chcąc sprawdzić czy to co czuła przed chwilą prawdą było.
- Ja.. Volundzie… co myśmy… - Patrzyła na niego przestraszonym wzorkiem.
- Nie ty, nie naprawdę… - odpowiedział jej Pogrobiec najbardziej wypranym emocji tonem, jaki słyszała z jego ust, a być może w swym nieżyciu - Lecz jest jako rzekła Helleven, teraz jedną i drugą wiem, jak przebudzić jeśli zaszłaby potrzeba.
Oparła się o ścianę domu kiwając wolno głową.
- Co się stało? Jarl Erik był… - Na samo wspomnienie wszystkich uczuć, które ją wtedy zalały objęła się mocno.
- Frey prawie go ubił… lecz doszli do porozumienia… - powiedział spokojnie Volund, jednak nie mogąc prawidłowo zinterpretować zachowania volvy. Jego twarz jeszcze bledszą się wydala, bardzo drobnymi krokami, bokiem w zasadzie wychodził z dłonią uspokajająco przed sobą, jak gdyby chciał sygnalizować, że się zbliża bez nagłych ruchów.
- Elin, ja… otóż… bo… - mimo pewności w głosie, miotał się nie wiedząc co powiedzieć.
- Wy… wybacz mi. Nie powinienem był tego uczynić. Nigdy…
Pokręciła powoli głową.
- Znalazłeś sposób, by mnie przywołać… - Powiedziała cicho wzrok w ziemię wbijając. - Ale… jeśli nie będzie to koniecznie, nie rób tego proszę więcej…
Przystanął, niepewny. Wnet jednak w jego wzroku, niewidocznym volvie którą oglądał ze swego dystansu, doprowadziwszy ją do tego roztrzęsienia… Zajarzyły niechęć i pogarda. Płytkie, lecz obecne. Równocześnie… może coś, co na chwilę w Pogrobcu się ożywiło kilka chwil wcześniej, teraz jak echo przebrzmiewało jakimś współczuciem. Na przekór swoim bezwzględnym osądom, jakimi czasem raczył volvę, teraz tylko głosem miękkim i delikatnym jak frankijska tkanina potaknął.
- Oczywiście. - i berserker obniżył głowę z szacunkiem, by ukryć swój wzrok, ale i nie razić nim aftergangerki.
Elin spojrzała na niego.
- Dlaczego zawsze tak głęboko swe uczucia chowasz, iż innym może się zdawać, żeś zupełnie ich pozbawiony… - Zapytała nagle pamiętając feerię barw jaką ujrzała przy aftergangerze.
- Ukrywam o wiele więcej niż uczucia. - odpowiadając uniósł głowę trochę jak zwierzę znad padliny, a ton miał zupełnie życia pozbawiony.
Kobieta pokiwała lekko głową i temat zmieniła.
- Jarl Tisso… - znów mimowolne wzdrygnięcie się volvy. - otruty został… W wizji ujrzałam kobietę o skórze czarnej niczym noc… Tyś wiele podróżował. Wiesz coś o tych ludziach?
- Widziałem ich u Bizantów… niewielu. O takich mówisz, jak niewolnik co bratu naszemu podarowany niedawno, prawda?
Skinęłą głową.
- On z nami ruszył? Przydałby się teraz… - Zastanowiła się na głos próbując sobie przypomnieć czy niewolnik z nimi płynął.
- Że mąż z kraju trucicieli niewielkie szanse daje, że sam w tym uzdolniony jest. Już by tego użył, aby niewolnikiem nie zostać, lub lepiej chociaż traktowanym być. - nie zgodził się Volund - Co ważniejsze… Powiedz mi proszę… śmiertelna to trucizna?
- Osłabia go, nieprzytomny był przez prawie trzy dni i noce. Czy śmiertelna… pewna nie jestem ale pewnie by już nie powstał, gdyby miała go całkowicie powalić.
- Tedy pozostaw to mnie. Postaram się wywiedzieć z gości w Aros, czy kto w tym uczony. Może i… - chwilę obserwował volvę coś rozważając - Nie lękaj się tym w tej chwili. Tu potrzeba obcych i uczonych. Dziwnież, do jak wielu rzeczy potrzeba i jednych i drugich. - parsknął.
- Krew obcą ma w sobie, ona pewnie go truje… - Dodała i uważniej na Pogrobca spojrzała. - Zadziwiające podobieństwo… - Potrząsnęła lekko głową. - Jak mam się nie martwić, skoro obcy znają sposób na otrucie nas? Musimy być bardzo ostrożni. Trzeba Freyvinda powiadomić.
- Gdy powrócić się zdecyduje. Wtenczas bardziej lękałbym się, że za dnia hird służący obecnym, prawdziwym władcom Aros… lub jednemu, zwróci się przeciw nam jeśli wywiedzie o nas. Nie, jeśli porzucili go, i trucizna nie dokonała jego żywota coś innego planowali. - pokręcił głową Pogrobiec - I wreszcie, jest on nam sojusznikiem, ale nie przyjacielem. Żal w nim wielki, nie do Freyvinda jeno, ale i Agvindura, mnie i całego świata a jest tu jeno by zabezpieczyć swą osobę idomenę, za wszelką cenę. Aros najchętniej władcą sobie w krwi podporządkowanym by związał. Jest w nim intelekt, ale też i żądza, brak za to honoru… - grobowo wyliczał - Niech trwa otruty. Niech się lęka. Mniej pewne, że coś raptownego poczyni. Uzdrowić go można potem… jeśli słowa dotrzyma, teraz już bowiem otruty bo działać chciał… niekoniecznie jak Agvindurowi by się wymarzyło.
- Nie wyobrażasz sobie nawet co w nim siedzi, Volundzie… - Odparła na to cicho Elin potakując. - Uważać nam na niego trzeba. Ale lękając się gotów więcej zrobić niż spokojnym. Ludzie w strachu czynią najgorsze rzeczy.
- Dlatego dowiem się, co uczynić by mu pomóc. Być może to samo co wywiedziałem się, że może dla mię zadziałać…. - zastanawiał się Pogrobiec, na twarz którego wypełzł jakiś dziki uśmiech na słowa co w Eryku może siedzieć.
- Dla mię najważniejsze teraz ustalić, co z Einarem. Dla samego Aros, co z Aros. Jeszcze… - westchnął, opuszczając głowę, jakby pokonany - Jeszcze prośbę po tobie miałem. Pomocy w jednej rzeczy potrzebuję, w czym Helleven bym nie zaufał. Lecz to jej bardziej zależało ciebie wybudzić. Pilniejszą kwestię miała.
- Jej? - Zdumienie w głosie volvy brzmiało. - A cóż takiego się stało? Może więcej kłopotów narobiła? - Westchnęła cicho. - Jaka Twa prośba, bracie?
- Jej ważniejsza się zdaje. - na swój sposób nic nie czyniąc jakoś nasrożył się na zlekceważenie Helleven - Rzekła byś wywiedziała się o Krwawym Księżycu… tak, tak powiedziała. Ponoć się zbliża.
- Krwawy Księżyc? - Wzrok ku niebu uniosła na chwilę - Spróbuję, lecz to nie tu i teraz. - Rozejrzała się pierwszy raz uważnie dookoła.
- Pośród krześcijan słyszałem onegdaj… jakoby za tego czasu dzień miał się stać nocą… - berserker zmrużył oczy, które odruchowo się zalały czerwienią - ...księżyć zaś, dniem. Dzień sądu, kiedy ich Krisstus się przebudzi. Potwierdza to coś w co głęboko wierzę… - rozważał dalej na głos.
- Myślę, że ich “syn Jedynego” jest w istocie… jak Einherjar. Ma to potwierdzenie w nauczaniach. Chodził i czynił cudy i dziwy, a ludzie go kochali jak jarlów niektórych… - specjalnie uniknął Pogrobiec imienia, chociaż nawiązanie było oczywiste - Zdawał się niewiele zważać na wielkie rany i cierpienia mu zadawane. Powstał po śmierci… po stuporze po kilku raptem nocach. Wcześniej jeszcze swoich uczniów najbliższych wiązał krwią, jak czynią Einherjar, i poinstruowanych na strony świata słał z jakimiś tajemnymi zadaniami… Po czym odszedł, lecz krześcijanie wierzą, że powróci, by zawładnąć światem i zniszczyć swych wrogów.
- Zniszczyć? A mnie się zdawało, że oni cały czas o miłości rozpowiadają. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak, też… Ale i lękać się jedynego każą… - podniósł dłoń do czoła, przymykając oczy w namyśle - Wiele sprzecznie głoszą. Nie wiem. Wyznać ci muszę, że niewiele uwagi i posłuchu dawałem mnichom, u których czas pewien gościłem. Teraz nie popełniłbym takiego błędu, nie przeoczył takiej okazji… - tłumaczył się, a zarazem widać było w nim jakąś irytację na samego siebie, ale… z innych chyba przyczyn niż wypowiedziane.
- Jakżeś nie był zainteresowany ichnimi wierzeniami to trudno oczekiwać, żebyś słuchał. - Odparła spokojnie. - Krwawy Księżyc brzmi mi jednak jakby coś z Fenrirem to miało wspólnego… albo… Úlfheðinn… Muszę kości koniecznie zapytać.
- Być może… - skinął głową w namyśle Pogrobiec, zanim jak gdyby wrócił do obecnego świata i znowu dostrzegł volvę.
- Wróćmy do chaty. - Stwierdziła. - I opowiedz proszę o swojej prośbie.
- Jedno albo drugie… - odparł Pogrobiec, dając do zrozumienia, że jego prośba nie jest dla uszu wszystkich.
Wiedząca pokiwała głową.
- Słucham zatem.
- Bizantowie są w mieście. Pośród nich mnich… uczony i uzdrowiciel. - zaczął Gangrel, jakby szukając słów właściwych - A ze wszystkich ludów jakie znam, Bizantowie największą wiedzę zgromadzili…. najwięcej dla myślicieli szacunku mają. Wiedzę uzdrowicieli czerpią i od innych ludów i najwięcej wiedzą. Rozmawiałem z nimi, z mnichem ich. Zaproponował… - na chwilę Volund urwał, uciekając wzrokiem na bok - Coś co zadziałać może. Nie wie, żem afterganger, lecz wie, że plugawą krew spożyłem, i obadał mnie. Lecz sposób jego, jak sam wyznał, bardzo mnie osłabi. Pytał, czy jest kto, kto mógłby potem zaprowadzić mnie ku miejscu, w którym odzyskam siły i zająć się mną. Chociaż to ostatnie nie będzie potrzebne… - przerwał, obserwując jak Widząca przyjmuje te informacje.
Marszczyła brwi coraz bardziej słuchając swego brata.
- Przebadał Cie i nie wie, żeś aftergangerem? - Zapytała podejrzliwie. - Pewnyś? I co sprawia, że zaufać mu chcesz w tak delikatnej sprawie?
- Pewnym. - zirytował się o dziwo Pogrobiec - Gdy potrzeba zajdzie, umiem śmiertelnego wciąż udawać, jak i żyłem kiedyś i pamiętam. Na pewno i tobie nie obce jak krew może pomóc pozorów życia nabrać.
- Jeśli to uzdrowiciel, takich ciężej oszukać Volundzie, szczególnie jeśli przyjdzie Ci poddać się jego kuracji. Wielce ryzykujesz… I jeśli mi o tym mówisz… Zapewne chcesz bym z Tobą poszła. - Zapytała.
- Tak… - wyznał - Ty postrzegać możesz co ja przeoczę. Ty nie raptuska, ty nie intrygantka. Niechętnaś im, widzę to w twym oku. Lecz jest to metoda, metoda inna niż krzest. Widziałem pośród nich, jak umarłych otwierali by się uczyć… i o śmierci o życiu. Widziałem, ile wiedzy zgromadzili. Jeśli to nie podziała… może przynajmniej się czegoś nauczę. Jeśli nie pomoże mnie, może później pomoże naszemu sojusznikowi. - zawahał się na chwilę - Albowiem metoda ta to spuszczenie krwi z ciała. Ile można, w nadziei, by plugawej, zatrutej się pozbyć.
Zamrugała słysząc ostatnie słowa.
- Spuszczanie krwi? Przecież… zapaść w sen możesz… Albo bestie zbudzić. To niebezpieczne także i dla tego, który pomóc Ci będzie chciał.
- Żyw od przesadnego krwi spuszczenia umrzeć może… lecz oni w tym uczeni. Ozdrowienia tak pewnych chorób następują. - uspokajał ją Volund, chociaż też grymas zawitał na jego twarzy - Bestia… największym niebezpieczeństwem w tym wszystkim. Lecz przez lata… się jej opieram. Przez całe moje nieżycie uległem jej… bardzo niewiele razy. - powiedział, jak gdyby walka z instynktem i żądzami skrytymi w nieumarłych była jeszcze ważniejsza dla niego niż dla innych - I temu podołać zdołam.
Przyjrzała mu się bardzo uważnie, mógł wrażenie odnieść iż Wzroku nawet swego użyła lecz w końcu pokiwała głową.
- Dobrze, pójdę tam z Tobą ale odejdziemy jak tylko wyczuję, że ten mnich cały ma niejasne intencje.
- Tej nocy jeszcze… czy kolejnej? - zapytał, skinąwszy głową z wdzięcznością.
- Świt wkrótce, lepiej kolejnej. - Odparła. - A teraz wracajmy, trzeba ustalić co czynimy dalej.
I udali się do miejsca, w którym przyjdzie im i ich bratu przeczekać dzień.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 11-11-2016 o 23:08.
Blaithinn jest offline  
Stary 12-11-2016, 14:39   #63
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Elin, Erik, Volund


Elin z Volundem do chaty weszła pogrążona w niewesołych myślach. Nie podobał się jej pomysł jej brata krwi ale jeśli mógł pomóc należało spróbować, co więcej metoda spuszczania krwi mogła zadziałać również w przypadku pana na Tissø.
Rozejrzała się po izbie dostrzegając Erika i westchnęła cichutko.
- Trzeba nam z nim mówić… - Uniosła wzrok na Pogrobca mając nadzieję, że do niej dołączy, po czym ruszyła w stronę drugiego aftergangera. Ten posłusznie ruszył za nią, z wahaniem wynikłym z ostatniej rozmowy z ich sojusznikiem.
Jarl już ułożył się na naprędce złożonym barłogu. Wzrok skierował w górę ku dwojgu aftergangerów. Najpierw patrzył na nich, jakby wzrok skupiając, później głowę przechylił lekko i rzekł w końcu:
- Tak?
Volva zawahała się na moment.
- Przypomniałam sobie coś co może pomóc w ustaleniu przyczyny Waszego stanu. - Rzekła w końcu. Jarl mógł dostrzec subtelne zmiany w zachowaniu Wiedzącej, która teraz zdawała się być lekko wystraszoną młódką.
- Usiądźcie proszę. Nie patrzcie na mnie z góry - podniósł się i podciągnął nogi opierając się o ścianę przybytku - i cóże to najdroższa Elin? Czegóż się dowiedziałaś?
Zmieszana tym jak jarl zwrócił się do niej wzrok opuściła ale przysiadła na ławie obok.
- Widziałam czarnoskórę kobietę w wizji, gdym o przyczynę Waszego stanu pytała. - Odparła. - Być może to ich magia jakaś, której nie znamy.
- Elin, proszę skończ z tym “waszym, waszych, waszymi” mów mi Erik proszę, tak jak mówiłaś jeszcze chwilę temu - powiedział patrząc na kobietę.
Pogrobiec natomiast nie przystanął na propozycję, stojąc gdzie stał przed chwilą i patrząc na obydwoje z góry. Na słowa Eryka spojrzenie zawędrowało na służkę bogów, lecz nic nie mówił.
- Jeśli tak chcecie… znaczy jeśli tak chcesz. - Skinęła głową. - Być może zdołamy się od kogoś dowiedzieć co ludzie tacy, jak ta kobieta w wizji, potrafią. Wtedy i lekarstwo łatwiej będzie odnaleźć. - Kobieta unikała wzroku aftergangera.
- Elin, dziękuję - sięgnął ręką w stronę jej nogi i delikatnie ją na niej położył - to wiele dla mnie znaczy. Naprawdę. Ale jeśli czujesz się winna, z powodu brata swego, to nie musisz. Niczego winna mi nie jesteś.
Błękitne oko wpatrzyło się w rękę na jej nodze, a później powędrowało na twarz Erika, kolejne jego słowa jednak zwróciły jej uwagę na coś innego.
- Winna...Tobie? - Wstała zdecydowanym ruchem, choć w oku strach błysnął. - Masz rację nie jestem i nie z poczucia winy pragnę pomóc. Obiecałam, że sprawdzę, więc chciałam to przekazać, gdym sobie przypomniała. - Rozejrzała się. - A propos brata mego… Widziałeś go może?
Erik pokiwał przecząco głową.
- Elin, dziękuję ci.
- Słychać go… lub raczej owoc jego działań. - odpowiedział jej za Eryka Pogrobiec z kamienną miną, słysząc ciche westchnienia i jęki i inne odgłosy, które dobywała z siebie Franka z innej części chaty…
Elin gdyby mogła zapewne by się zarumieniła.
- Zatem.. musimy poczekać na niego, by ustalić co dalej. - Wzrokiem do Erika wróciła. - Nie ma jeszcze za co… - Uśmiechnęła się niepewnie.
- Jest - zaprzeczył ranny jarl - wszak pomocy chcesz udzielić, choć winna jej nie jesteś. Warto za to podziękować, bo raczej tak nie czynią tacy jak my.
- Dopóki Jarl Bezdroży zajęty, chciałem zawczasu ustalić, byśmy wzajem wiedzieli co myślimy. Sytuacja niepewna. My prawie nic nie wiemy. Freyvind może równie dobrze rozmawiać, gdy i sami ustalimy, co słusznie uczynić by Einara odnaleźć i miasto ochronić. - bez żenady wszedł w ich wymianę uprzejmości Volund, patrząc to a jedno, to na drugie - Chyba, że żadnych idei nie macie.
- To już z Elin ustaliliśmy wcześniej. Ingeborg i ktoś z jej sług - spojrzał na volvę - mają jutro umówić nam spotkanie nocne z głosem lokalnego jarla. Podobno godi przemawia w jego imieniu. Zobaczym cóż nam powie.
- Dwoje śmiertelnych wobec czegoś, co miastem zawładnęło za potomka Agvindura. Jeśli nawet, zdradzą, że tu jesteśmy, mogą zdradzić, kto więcej jak ty. Co powiedzą? Dlaczego godi miałby chcieć ich wysłuchać? Dlaczego ich nie pochwycą i mękami nie zmuszą do wskazania naszego schronienia? - spokojnie wyrecytował Einherjar - Mało przezorne. Wszystko co czynim, z pewnością musim robić w nocy. Działać też zupełnie na oślep… odrzucić zaskoczenie, że czworo tu afterganger, nie jeden i otruty… - spojrzał na Elin - Potrzebujemy wymyślić coś lepszego.
- Mogę po prostu jako Wiedząca prosić o spotkanie z jarlem, by mu swoje usługi zaoferować. - Zaproponowała.
- Przyjść znikąd? To by zmusiło godiego, żeby zareagować, ale zdajecie się zapominać, że co władzę w tym mieście przejęło zapewne wciąż tu jest. Zakładacie, że godi zachowuje się jak godi, planujecie jak gdyby Einar wciąż miastem władał. Jeśli mówić z godim chcecie, sposobu trzeba innego. Nie tylko przez to, że hird mu posłuszny jak Asgerowi w niedawnej okazji. - przyjemny, ale wyzuty z emocji ton silnie kontrastował z coraz dzikszymi odgłosami pasji, namiętności i cielesnego obcowania tuż za cienką ścianą.
- Z tego co Chlo… - Elin zakaszlała. - mówiła to godi zachowuje się tak jakby Einar rzeczywiście ciągle tu był. Nikt niczego nie podejrzewa, więc godi powinien się zachować zgodnie z oczekiwaniem. Może być tak, że sytuacja tu podobna do… - Volva niemal ugryzła się w język. - ostatniej z jaką mieliśmy się mierzyć i jarl w letargu jest pozostawiony, a godi korzysta i przejął władzę sam z siebie. Mogą nim kierować ci, którzy hird cały wybili. W obu przypadkach, jestem w stanie najszybciej zorientować się w sytuacji.
Erik powoli odpływał. Nie wiadomo, czy za sprawą trucizny w jego ciele i ogólnego osłabienia, czy raczej słuch skupił na odgłosach dochodzących zza drewnianych ścian chaty. Nie odpowiedział nic ani Volundowi, ani jego siostrze we krwi.
- Może być tak, a może być o wiele gorzej. Dlatego jeśli ktokolwiek, Eryk z pewnością nie lęknie się udać, zwłaszcza gdy ktokolwiek miastem włada już o nim wie. - wzrok Pogrobca może na ułamek sekundy przeskoczył na dogorywającego aftergangera, a może to tylko wrażenie - Za Asgera nie widziałaś co się wydarzyło. Musim dowiedzieć się więcej. Godi z pewnością winny lub zniewolony, toteż prędzej bym go porwał, niż za jego władzy i u niego rozmawiał, lecz to oczywiście trudne. Ty siostro, możesz zobaczyć co dla nas niewidoczne, tak… lecz bystre oczy na Twój widok zrazu domyślą się co do Freyowskiego podstępu.
- Dopóki kto mnie nie dotknie, nie zorientują się kim jestem. - Popatrzyła spokojnie na Volunda. - Ciężko od żywych mnie odróżnić, Volundzie.
- Prawda to, ale niewiele w całej Skanii jednookich volv co w Ribe osiadły, a dnia każdego zjawić się mogą ze słynnym Jarlem Bezdroży w mieście, w którym zaginął potomek jego brata. - wyjaśnił berserker z chłodną logiką.
- Freyvind ukrywać się starał, więc nie sądzę, by kto wiedział, iż jest w mieście. O mym jednym oku raczej poza Ribe nie wiedzą. Nie sądzę, by pieśni o tym układano. - Uśmiechnęła się delikatnie,
- Istotnie… - przyznał - Lecz od zawsze błędem jest lekceważyć wroga. Mówim o kimś nieprzeciętnie inteligentnym, jeśli pana się pozbywszy hird przejął, a miasto się nie zorientowało. - wypuścił powietrze z martwych płuc, jak gdyby westchnięcie - A ty ryzykowałabyś konfrontację z tym czymś… nie wiemy nawet czym. Jeno wiemy, co cię spotkać może… - i zerknął na pana na Tissø.
- Pomówić chciałem… jeśli czas dla mnie znajdziesz. - ręką zdjął.
Zagryzła wargi i skinęła głową.
- A mamy lepszy plan? - Zapytała cicho. - Ale masz rację.. to, że do tej pory nikt się nie zorientował.. bądź został wystarczająco szybko uciszony, by innym swych obaw nie przekazać, jest niepokojące… - Zamyśliła się na moment. - A ja nawet nie słyszałam co dokładnie się tu wydarzyło… Ponoć usłyszeliście więcej? - Zapytała Pogrobca.
Pokręcił przecząco głową.
- Wiem jeno… potrzebujemy wiedzieć więcej. I jeszcze. Gdy kto ma plan, koncept… myśli, rozważa, przewiduje ruchy tych co mu nieprzychylni. Wie co kieruje innymi. Jedyne co zaskoczył może… - oparł dłoń o drewnianą ścianę, stukając sękatymi palcami jak drewnem o drewno - To coś… czego nie można przewidzieć. Coś co nie ma sensu, lub istne szaleństwo… w skali i w braku celu.
- Trudno planować, gdy tak niewiele wiemy. Możemy zaryzykować bądź próbować zdobyć więcej informacji nie bezpośrednio ale z nikłą szansą, że rzeczywiście coś nowego usłyszymy… Mogłabym pójść jutro w miasto i kości ludziom rzucać w zamian za informacje. - Dodała z namysłem.
- Wieczność tak spędzić można, i tylko cię narazić. Nie, wiem co można zrobić. Języki ludzi są jak węzły, najszybciej je przeciąć. Wzburzyć. Uczynić coś niespełna rozumu i bez motywacji. Trzeba by ludzi powiadomić, wieści rozpuścić, pozwolić ludziom by sami się poruszyli, by sami wzajem wymieniali plotki i domysły, by w ciekawości poznać prawdę chcieli. I... wiem co zrobić trzeba po temu.

Z tymi słowy afterganger odszedł od obydwojga, idąc raźnym, natchnionym ideą krokiem prosto do części w której Frey zapewniał Chlotchild apogeum ekstazy… i inne doznania.
Elin ruszyła za Pogrobcem ale w drzwiach się zatrzymała zdając sobie sprawę, dokąd dokładnie on zmierza.
- Może poczekajmy jeszcze chwilę! - Rzuciła za nim niepewnie.
- Czekałem zbyt długo. - odpowiedział jej, nie zatrzymując się. Nie mogła nie zrozumieć, wcale nie chodziło o oczekiwanie na Freyvinda…
I tak została sama z Erikiem z Tissø, choć wokół kręcili się ludzie, ona miała wrażenie, iż są sami. Podeszła jednak do niego zaniepokojona tym, iż zdawał się zasypiać choć do wschodu jeszcze czas był.
- Podobno spuszczanie krwi bywa pomocne w takich sytuacjach… - Odezwała się cicho.
Jak zwykle przebudzenie aftergangera mogło być przerażające dla postronnych. Oto istota, która nie oddycha i pozostaje bez ruchu nagle otwiera oczy. Tak też stało się z Erikiem. Otworzył oczy i przez moment patrzył badawczo na twarz Elin. Przez moment chciał wyciągnąć przed siebie rękę, żeby dotknąć jej twarzy. Jej rany. Jednak w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego wskazał miejsce na barłogu obok siebie.
- Przysiądź proszę bliżej. Nie chcę o swych słabościach głośno mówić - jego wzrok powędrował w stronę Gunnara i Ingeborg, którzy układali się do spania przy nieprzytomnym Vivim.
Rozejrzała się niepewnie ale przysiadła obok niego.
- Czy ból również odczuwasz? - Zapytała cicho. - Jakby Cię coś od środka spalało?
- Nie. Teraz nie czuję bólu wcale. Ale skupić się nie mogę. Myśleć jasno. Ran zagoić mocą krwi nie mogę. Choć piłem krew za twą radą. Paliło gdym się przebudził. I gdy Frey mną cisnął. Teraz już nie. Ale to uczucie kołysania jest dobijające. Ziemia ucieka spod moich stóp niby pokład drakkara w sztormową noc. - Mówił bardzo cicho, pochylając się nieco w stronę Elin, lecz nie dotykał jej. Być może rzeczywiście chciał swe słabości ukryć przed innymi zgromadzonymi w chacie
Zmarszczyła lekko brwi.
- Może to nie zwykła trucizna tedy… a plugastwo jakoweś… Musimy czegoś się o tych ludach dowiedzieć. Możesz swych ludzi poprosić by spróbowali za dnia rozpytać o jakiegoś obcego czarownika. Może będzie coś umiał pomóc.
- Ingeborg roztropna bardzo. Pomoże, ale bliska mi jest i nie chcę jej narażać bez potrzeby. Gunnar silny, ale też nie głupi. Rzeknę im, by twym ludziom pomogli. Tak jak umieją.
Jego ciało lekko się osunęło w jej stronę, jednak nadal jej nie dotknął.
Podtrzymała go w zupełnie naturalnym dla niej geście.
- Uważaj, połóż się wygodniej, gdyż tak cały zaraz się z posłania zsuniesz. - Odparła i głowa skinęła. - To nie moi ludzie ale dziękuję, jeśli zaczną ze sobą współpracować łatwiej i nam będzie.
Sięgnął po jej rękę i owinął się nią, a później przechylił przyciskając się do jej ciała.
- Szkoda, że nie twoi. Jarlowi bezdroży nie pomogą, choćby im niezmierzone bogactwa obiecał.- Świadomość Erika zdawała się odpływać. A może tylko zręcznie grał?
Zesztywniała lekko na tą bliskość i spróbowała się od niego odsunąć zdecydowanym ruchem.
Gdy praktycznie bez oporu wysunęła się spod ciała jarla dostrzegła, że jego głowa niebezpiecznie zaczyna zbliżać się do klepiska, szybko więc ponownie go chwyciła i ułożyła wygodnie na posłaniu. W tym momencie sięgnął jeszcze ostatkiem sił po jej dłoń, którą trzymała tuż przy jego twarzy. Przesunął ją i ucałował delikatnie jej wnętrze.
- Dziękuję - powiedział tylko szeptem, jeszcze cichszym niż wcześniej. A może nawet nie tyle powiedział, co ustami bezgłośnie poruszył. Jego ciało wyglądało jakby uszło z niego całe życie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-11-2016, 20:58   #64
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



Freyvind


Po długich godzinach skald podniósł głowę i wstał. Chciał ofiarować coś, ale nie miał nic co mógłby zostawić w miseczkach na ofiary, więc jedynie szczelnie opatulił się płaszczem i wyszedł ze świątyni. Było mu lżej, wściekłość odeszła Albo to Asowie i Vanowie zesłali mu spokój, albo długi czas spędzony na cichym śpiewaniu pieśni i na rozmyślaniach uśpił w nim gniew. Uliczki były puste o tej porze, do świtu zostało niewiele ponad godzina, a w tym czasie niewielu było takich, co nie spoczywali w łożach. Z jednej strony było to dobre, bo nawet z twarzą skrytą pod kapturem wolał unikać przypadkowych spotkań. Z drugiej… daleki był od uczucia głodu, pragnienie krwi otępiającego myśli, ale nie był syty, daleko mu było do tego. Był wnukiem Canarla.

Pierwszy z aftergangerów wedle opowieści potrafił korzystac z mocy krwi, danej mu przez Nekromantę, w pełni. On był krwią, krew była nim. Mógł, jeżeli wierzyć sagom, wypić do cna kilku ludzi i nie być pełnym krwi, mógł w chwilę sięgnąć do takiej jej mocy, że nie śniło by się to ani Freyovi ani Agvindurowi, nawet Eyjolfowi… Im dalej pokoleniowo od Canarla, aftergangerzy degenerowali się w umiejętności opanowania mocy nad wypełniajacym ich płynem zycia, Freyvind spotkał kilku takich, co Nie byli w stanie sięgnąć w głąb siebie z łatwością. Krew służyła im, ale opierała się. Musieli oni z trudem ją ujarzmiać i kierunkować wedle swej woli. Powoli…
Skald był wnukiem pierwszego z aftergangerów, przez co posiadał w tym naturalną moc. Krew słuchała go jak uwiedziona kochanka. Potrafił w jedna chwilę uzyć jej by osiągnąć siłę górskiego niedźwiedzia. W jedną chwilę dzięki swej woli płynem życia dawał sobie zwinność łasicy. Sięgając ku niej w walce potrafił wręcz rozmazywać się śmiertelnikom w powietrzu, w jedną chwile czyniąc upiorna rzeź przerażająca nawałą ciosów… ale to kosztowało.
Kosztowało go to wiele krwi.
Jego bliskość Canarlowi sprawiała, że w kilka chwil od stanięcia do boju wykorzystywana krew odchodziła z niego. W kilka chwil będąc pełnym i sytym stawał się pusty, a wzrok przesłaniała czerwona mgła głodu.
Dlatego Freyvind zawsze starał się stąpać po ziemi pełny i syty.
Puste, jakby wymarłe miasto nie pozwalało jednak na polowanie, a ze sług lub wojów pić nie chciał by nie przyprawiać ich o słabość.

- Vedä käteen lerppu! - Dobiegło go nagle spoza jednego husu, który właśnie mijał. Kojarzył ten język choć nie znał go ni w ząb. Podobnie mówili thralle brani w pęta na vikingach na wschodzie, wśród zimnych lasów za wąskim morzem odgradzającym ich kraj od ziem Svedów. Zwali siebie Suomi.
Skald wyjrzał ciekawie zza rogu i zobaczył dość komiczną scenę. Młoda, kilkunastoletnia chuderlawa dziewczyna doiła właśnie krowy, a wokół niej rozłożyły się cztery koty.
Niby nie interesowało ich co robi, wylizywały ogony i łapy, ale patrzyły bacznie. Gdy tylko thrallka skupiła się na wymionach cierpliwie stojącego zwierzęcia, któryś z futrzaków próbował szczęścia by dostać się do garnca odstawionego na bok, pełnego już. Względem tego naczynia w które aktualnie z wymion sikał biały płyn, oczywiście nie przejawiały zainteresowania. Zmyślne sierściuchy wiedziały, że tu szans nie mają. Ale ten drugi garniec korcił je strasznie.
Kombinowały jak tylko można.
Dziewczyna machnęła szmatą trafiając jednego z kotów, który zaraz odskoczył z prychnięciem.
- Ha! - roześmiała się z triumfem - älä yritä uudelleen!
Faktyczną złość na próbujące swego szczęścia futrzaki dzieliła z rozbawieniem. Śmiesznie marszczyła brwi grożąc im palcem.
Do czasu, aż uciekający przed ściera kot przewrócił pełny garniec.
Mleko rozlało się.
dosłownie i w przenośni.
Finka zawyła z przestrachu i postawiła naczynie z powrotem. Za utratę takiej ilości mleka z porannego dojenia od pani domu z pewnością czekał ją łomot, jaki zapamięta na długo..
Rozpłakała się. Raczej z bezsilności.
Zlała wszystko w jeden garniec i zaniosła do chaty. Frey jednak czekał.
Po chwili wyszła z naburmuszoną i pełną żałości miną by zaprowadzić krowy do niewielkiej przybudówki przy husie.

Freyvind cicho ruszył jej śladem.
Tam ją dopadł i nim zdążyła się odwrócić zatopił kły w jej szyi.
W pierwszej chwili wierzgnęła dziko, ale zaraz oklapła w jego ramionach, a z ust wydobyła głuchy jęk. Wyprężyła się po chwili gdy doznania zrobiły się silniejsze. Wstrzymała dech przeżywając nieziemską rozkosz właściwa śmiertelnikom gdy afterganger się pożywiał. Zacisnęła mocno dłoń na jego przedramieniu. Dygotała lekko.
Freyvind pił dosyć długo, ale nie na tyle by uczynić jej krzywdę i zagrozić życiu.
Zresztą i tak coś zwróciło jego uwagę.

Na podwórzu słychać było charknięcie, splunięcie, a potem pogwizdywanie i odgłos moczu lecącego na ziemię. Jakiś domownik widocznie przebudził się, ale gdy skald pomyślał z nadzieją, że zaraz z powrotem skryje się w ciepłym husie, to czekało go rozczarowanie.
- Krówki wydojone Sirkka? - Mruczał coś głos na zewnątrz. - Ale ja jeszcze nie - dodał z humorem.
Freyvind pokręcił głową…
U nich, na północy kobiety miały silna pozycję, w domostwach były nawet niekwestionowanymi władczyniami posiadając klucze. - Ale mimo to, gospodarz czyhający na swoje niewolnice by je chędożyć cichcem przy porannym dojeniu gdy brana przed bogami połowica śpi, było trochę żałosne.
Skald uśmiechnął się do siebie. Zalizał ranę po kłach i puścił Sirkkę, która z westchnieniem upadła głucho na klepisko. Drżała jeszcze przez chwilę i znieruchomiała nieprzytomna.
Usunął się w cień na prawo od wejścia.
- Co ty, spisz? - Gospodarz stanął w drzwiach i spojrzał na leżącą niewolnicę.
Był jeszcze zaspany i skupiał się tylko na chudych udach dziewczyny.
- To trzeba obudzić… - wszedł do środka rozpinając portki.
Targnął się podobnie jak ona gdy kły aftergangera zagłębiły mu się w szyję i podobnie jak ona jęknął cicho. Męskość jaką wysupłał ze spodni nabrzmiała jeszcze bardziej, wzrok zasnuła mu mgła, a z szeroko otwartych ust przebrzmiewało westchnienie.

Freyvindpił starając się przezwyciężac obrzydzenie.
Ludzka krew.
Od Jelling…
Od Caernu gdy czuł ten smak, to jakby pił zjełczałe wino. Może nie było to tak obrzydliwe jak zwierzęca juha… ale pijąc krew ludzi wspominał siłę zaklęta w krwi Ulfhedinn. Pił prawie na siłę…
Puścił gospodarza, który opadł na klepisko niczym worek drewna i już miał wyjść, gdy coś przyszło mu do głowy.
Uśmiechnął się drapieżnie i zamknął niskie drzwiczki do niewielkiej przestrzeni na której w ścisku rezydowały dwie krowy i cielak.
Sięgnął do spodni gospodarza i wyciągnął rzemień podtrzymujący je na lędźwiach mężczyzny. Nieprzytomna Sirkka nie wydała z siebie żadnego odgłosu, gdy ucapiwszy jej dłoń o trochę długich, brudnych i połamanych paznokciach. Pozbawiony dużej ilości krwi mężczyzna nie uczynił nic gdy afterganger przejechał kilka razy paznokciami dziewczyny po jego twarzy, torsie i ramieniu. Związał ręce thrallki rzemieniem i przywiązał go do skobla zamykającego drzwiczki do krów, podciągnął jej suknię aż po szyję i ułożył gospodarza między chudymi nogami dziewki. Zakneblował ją onucą i spojrzał krytycznie na swoje dzieło.

Koty wylizywały na zewnątrz resztkę mleka z prawie pustego garnca. Pierzchnęły z prychaniem gdy skald się zbliżył.
Rozlał trochę na usta nieprzytomnego mężczyzny i niewielkie piersi dziewczyny, po czym przewrócone naczynie położył obok.
dwa futrzaki siedziały w kącie i tylko patrzyły.
Freyvind jeszcze raz popatrzył na swoje dzieło i uśmiechnął się krzywo.
Prawie żałował, że nie zobaczy miny gospodyni.
- Bon apetit - rzucił do kotów słowami mowy franków, jednymi z kilku jakie nauczył się od Chlothild.

Gdy wyszedł, koty rzuciły się by rozszabrować nędzną resztkę mleka.



Do husu wynajętego na czas pobytu w Aros Freyvind wrócił niedługo przed świtem. Wszedł do środka tocząc wzrokiem po tymczasowych domownikach, lecz w pierwszej kolejności skierował się do izdebki, w której zostawił Bjarkiego z Kariną i Chlo, oraz gdzie na poddaszu znajdowało się chwilowe leże volvy.
Cała czwórka bo prócz wymienionych trojga sług siedział tam też i Jorik uniosła spojrzenie na wchodzącego.
Bjarki podniósł się puszczając wtuloną w niego Frankę. Jorik podreptał również na powitanie skalda.
- Głodnyś, jarlu? - spytał młodzik wpatrując się bystrym choć zaspanym spojrzeniem.
- Pożywiałem się na mieście - odpowiedział afterganger siadając na jednej ze skrzyń.
Wpatrywał się przy tym w Bjarkiego, Karinę i Chlo. Najbardziej w chrześcijankę.
- Aha - bąknął młody i rezon stracił, nie wiedząc co dalej rzec.
Cała trójka wpatrzona w skalda była.

- Sługąś mi ale nie jak thrall. Ot służy każdy komuś. Człowiek człowiekowi, einherjar einherjarowi, człowiek aftergangerowi. Zwykła kolej rzeczy. Zawszeć nie jako sługę Cię Bjarki postrzegałem, a jako towarzysza. Od długiego czasu nawet przyjaciela - skald mówił dość cichym głosem. - Chcesz odejść wolnyś, możesz ją zabrać jeżeli tego chcesz, opuścić nas. Innego, lepszego daru na pożegnanie dać Ci nie mógłbym, choćby się i dało lepszy znaleźć. Bo nic nie mam. Srebra jak tak zdecydujesz, też weź ile trzeba z tego co z Ribe wzięlim, by nikt nie twierdził, że na puste kieszenie was wyprawiam.
- Żadno odejść nie chce.
- Żadno? -
Frey uniósł wzrok spoglądając na Navarrkę.
- Tyś chciał wydawać na pohańbienie - stwierdziła cicho. - Nie moja decyzja to była. I gniewem się uniosłam niesłusznym, za co przepraszam. - Wstała i podeszła do skalda dumnym krokiem, lecz bez wyzwania w oczach.
- Mówiłeś jej o Chlo? -
Skald przeniósł spojrzenie na Grima.
- Opowiadałem część lecz nie ze szczegółami z… Jelling.
- No to powiedz jej, może zrozumie. Teraz. -
Zbliżył się do blondwłosej dziewczyny obejmując ją lekko, na co Franka wtuliła się w swego pana i odetchnęła głęboko niczym psiak co przed snem się rozluźnia.
Bjarki zaś obrócił się twarzą ku Karinie.
- Chlothild ducha złego w sobie nosi.
Navarrka spojrzała zdumiona to na skalda to na godiego. Niepewny uśmiech na usta jej wypełzł jak osobie co niedowierza.
- Ducha? - Wzrokiem strzelała od jednego do drugiego - Jak to? - Poważniała gdy obaj powagę zachowali. - Skąd? Przecie… u was również demony? - Spojrzała na Frankę z przestrachem zmieszanym z troską, czułością niemalże i współczuciem.
- Najmniej jeden. Chlo sama zaznała krzywd od waszych księży. Torturami sprawiana takimi, że my tu na północy takich nawet w złych snach nie znamy. - Frey postanowił jednak pomóc Bjarkiemu. - Strachem sama z siebie reaguje na wspomnienie, gdy czarną suknie zobaczy, lub modły usłyszy. A jak na modły reaguje to co w niej zasiadło… - urwał i pokręcił głową, jakby akurat jej nie trzeba było tłumaczyć jak demon może reagować na chrześcijańskie modlitwy. - Nad Engelsholm zabroniłem modłów krześcijańskich odmawiać jednemu z takich jak ja. Einherjar, berserkerowi słynnemu na cały kraj Dunów. Bjarki nic ci nie rzekł. A tyś w twarz jeszcze mi mówiła, jako branka, że modlić się będziesz kiedy zechcesz. Rozszarpać w pierwszej chwili chciałem.
Karina podeszła do skalda i dłoń jego chwyciła bez strachu.
- Wybacz mi. - Zajrzała w oczy swymi brązowymi ślepkami. - Gniew mnie ogarnął i kontrolę straciłam. Nie słusznie Ci odrzekłam jak to uczyniłam. - Uklękła jak to krześcijanie w zwyczaju mają i dłoń skalda ucałowała. - Krąbrnam i nieposłusznam i to słabość mego charakteru, z jaką walczę od dawna. Modlić się pragnę, ale nie wyglądam niczyjej krzywdy. A Chlothild pomóc można - dodała cicho zaglądając w górę.
- Nie mówić nam o tym. Ugody ze Złym w niej dobiłem. Zrobię co chce bym uczynił, odejdzie. - W oczach skalda jednak ponad blond łepkiem coś błysnęło. Żywe zainteresowanie. - Skup się Karino na tym, com rzekł. Możeś i krnąbrna i gwałtowna… Mi to zajedno. O temperamencie świadczy, co nawet złym nie widzę. To jedno wiedz, żem gwałtownik. Następnym razem mogę nie wstrzymać. Jeśli Twoje życie w wierze Twej Ci mało drogie, to jego weź pod uwagę. Wszak… - nie dokończył, Bjarki sam winien mówić o swych emocjach, lub decydować o ich zmilczaniu.
- Zapamiętam, panie - ostatnie słowo z naciskiem wymówiła. Wciąż przyglądała się skaldowi z klęczek a Franka spod ramienia skalda spoglądała i na nią. Dłoń blondynki czule przeczesywała długie włosy Freya.

- O tej twej wierze, to jutro pomówić bym chciał też. W domostwie Agvindura, mówiono Ci o naszych bogach? Mówiono pieśni i sagi opiewające ich czyny?
- Nie -
pokręciła głową - znaczy… śpiewano ich wiele ale nie rozumiem wszystkiego, a wasze psalmy misterne i zawiłe.
- Chciałbym, abyś wysłuchała kilku opowieści o naszych Asach i Vanach. Słuchanie jak mniemam, nie jest przeciw twej wierze?
- Nie jest, panie.
- A ja też będę mógł posłuchać? -
Jorik przepchnął się nieco bliżej i ślepia również w skalda wpił.
- Będziesz mógł. Posłuchacie w trójkę. Albo w czwórkę, nie wiem czy Bjarkiego to nie znudzi, on wszak wszystko dobrze zna - Freyvind zażartował gładząc ramię Chlothild.
- Posłuchamy wszyscy - wielkolud mruknął basem, a Karina wciąż klęcząc rzuciła na niego spojrzeniem.
Franka główkę na piersi skalda ułożyła nieco spokojniejsza się zdając.
- Spocznijcie, ja też zaraz się położę... Polecenie jedno mam jednak i wszyscy macie je wykonać.
- Jakie? -
Jorik pierwszy był do wywiedzenia się o życzenia skalda.
- Nie zbliżać się pod żadnym pozorem do Erika. Pod żadnym. Jest ambitny, może trzymać w sobie złość i chęć zemsty. Krzywdy wam nie uczyni, wie, że bym za to zabił. Jednak… - zawahał się. Wspomniał Agvindura, co potrafił stary afterganger czynić z ludźmi. Wspomniał zachowanie Helleven. - Ma w sobie moc Canarla jaką ma jarl Ribe, a to znaczy, że może wzbudzac uczucia wzgledem siebie. Miłość, pasję. Może próbować tego z wami, aby odegrać się za mnie. Za to jak zdeptałem jego dumę. Pojęliście?
- Tak.
- Pojęlim.
- Jako rzekłeś, tak się stanie.

Mruczeli po kolei, a Chlotchild wtulona zaszeptała:
- Mogę z Tobą zlec na chwilę? - szukała łaskawości skalda.
- Choćby i cały dzień - uśmiechnął się - jeno z Kariną dwa słowa zamienić chciałem na zewnątrz i Twój będę.
Pokiwała blond główką i odsuneła się niechętnie wyplątując z ramion Freya.
Jorika złapała za ramiona i odeszła z chłopcem, Bjarki również ruszył się rzucając jeszcze ukradkowe spojrzenie na pozostawianą dwójkę.



Skald powstał i poprowadził brankę z południa ku wyjściu z izby, a potem znów zakrywając twarz kapturem na zewnątrz. Na horyzoncie widać już było szarówkę przedświtu. Poza kilkoma ludźmi Ubby trzymających straż, miasto o tej porze wyglądało jak wymarłe. Jeden ze zbrojnych nucił pieśń, dwaj pozostali przysłuchiwali się, reszta zapewne spała.


Oddalili się kawałek od obozowisk wojów przechodząc za domostwo.
- Panie? - Karina niepewnie zachęciła do rozmowy.
- Wiesz, jak można jej pomóc?
- Wiem o … -
zawahała się - wiem, że można wywieść demona modlitwami. Jeno do tego trzeba osoby, kapłana z wielką wiarą co egzorcyzmu dokona. Wśród chrześcijan popytać mogę czy takowy się znajdzie w Aros.
- Zrób tak. Wypocznij, snu zaznaj, sił nabierz, ale nim zmierzch zapadnie uczyń to i sprawdź czy kto taki tu się nie znajdzie. Wątpię w to, prędzej w Hedeby… ale może Odyn pobłogosławi?
- Popytam. Nie martw się, panie. Demony nie są niezniszczalne, a wiara czyni cuda. -
Karina pocieszała jak mogła z błyskiem współczucia w oczach.
- Nie chcę tej demonicy niszczyć - wzruszył ramionami - choć i nie będzie mi żal jak pomiot szczeźnie. Po prostu nie chcę by to było w Chlo.
Dziewczyna ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Zrobię co będę mogła by się w sprawie rozeznać. Czy posłańca do Hedeby puścić, z pytaniem?
- Nie. I tak tam pójdziemy, gdy tu się uwiniem z tym co zrobić trzeba. Chrześcijanie za zgodą króla świątynie tam budują, nauki głoszą, nawracaja. Po zabezpieczeniu Aros, pociągniemy do stolicy Eryka zwanego dzieckiem. Trzeba mi to powstrzymać. -
Spojrzał na Karinę starając się zobaczyć jakie emocje budzą w niej jego słowa. - Wtedy przyjdzie poszukać kogoś, gdy tu taki się nie znajdzie.
Zacięta linia ust dziewczyny ustąpiła gdy wdech głęboki wzięła.
- Czemu powstrzymywać chcesz? Krzywdy nikomu nie robią. W Ribe krześcijany żyją u boku norsmenów. Szkody to jarlowi ni osadzie nie czyni… - Szukała spojrzenia aftergangera z uporem.
- Freyowi i Freyi najmocniej myślą i czynem się poświęcam. To moi ukochani bogowie, boskie rodzeństwo Vanów. Szacunek mam dla Odyna i jemu słowem służę. Bragi, bóg poetów i skaldów mi bliski. Nie raz do Tyra się zwracam, gdy sprawiedliwości osądu szukam - Freyvind odpowiedział nie unikając jej wzroku. - Hejmdalowi dziękuję, że ustanowił podział ludzi i obyczaje. Do Thora wołam o siłę w boju. Choć mam ulubionych bogów, to każdemu szacunek ofiarowuję i gdy potrzeba słowa i prośby swe doń kieruję. Do potężnych i pomniejszych. Czasem zapomnianych przez ludzi. I Jezusowi bym słowa i ofiary dawał, szacunek, jako i ojcu jego. My uznajemy, że on bóg. Nie nasz, ale widzimy w nim waszego boga Karino. Pod Paryżem, gdy choroby toczyły armię Ragnara, tysiące naszych wojów zanosiło prośby do Ukrzyżowanego by zarazę przegonił. Tam nasi północni bogowie w królestwie oddanym we władanie Zachłannemu mniejszą moc mają. Tysiące twardych łupieżców ofiary czyniło do waszego boga, bo on tam u władzy. - Skald zastanowił się nad czymś. - Gdybyście szanowali i uznawali naszych Asów i Vanów, sam może kiedyś bym kapliczkę ufundował Białemu. Wasza wiara głupia, miłość do każdego, przebaczanie. Litość. Nadstawianie drugiego policzka. Nie moja to droga, ale to może i dobre. Wy i Wasi kapłani odmawiacie jednak boskości naszym bogom, każecie ich porzucać. Póki stąpam po ziemi, w Danii miejsca na to nie będzie.
Przez chwilę dziewka wyglądała jakby wybuchnąć miała, harda mina świadczyła o tym dobitnie. Ale jeno dłonie w pięści zacisnęła i odetchnęła.
- Ja posłucham o waszych bogach, Ty posłuchasz o moim? - spytała na spokój się siląc.
- Posłucham. Nie on mi wrogiem. Zadufany jest po prostu. Chlo mówiła o pierwszym z dziesięciu praw jego. Ot butny i pazerny, ale któż jest bez skaz? Ni człowieka ni boga takiego nie ma. Opowiesz, wysłucham.
Usta otworzyła by odpowiedzieć, ale coś w słowach skalda ją zastanowiło i zmilczała. Pokiwała głową jeno z zamyśleniem.
- Jeszcze w czymś pomocną mogę być?
- O tak, wiele… ale nie mi. Idź do Bjarkiego. -
Uśmiechnął się, ale nagle nad czymś zastanowił.
Uśmiechnęła się również i ukłoniła by ruszyć do chaty.
- Karino… - Wstrzymał ją jeszcze. - Bjarki… wiesz jak z nim jest? Chodzi mi o… krew moją, jego wiek.
- Wiem, że Cię miłuje i że związan z Tobą. I że Cię opuszczać nie chce i boi się tego -
powiedziała cicho wracając do skalda.
- To człek dobry, bardziej opiekuńczy niż ktokolwiek kogo poznałem. Wielce mądry. - Skald roześmiał się cicho. - Rzec by można, że wad prawie nie ma. Ja nie lubię ludzi niewolić - pozornie zupełnie bez związku zmienił temat. - Wolę by szli za mną z własnej woli. Dlategom Cię pytał, choć żeś niewolna… Pomożesz uwolnić Chlo, dam Ci wolność. Nie będziesz branką ni thrallką. Sama swe życie i los mieć będziesz w rękach. Co między wami, nie moje to, sami dojdziecie. Wiedz jednak, że w słowach “po kres dni” nie śmierć musi się kryć. Krew nasza związuje, ale i daje wieczną młodość. Bjarki od pół wieku takim jest jak dziś. On nie może żyć bez pana lub... - Zamyślił się. - Przyjaciela, towarzysza, co krew swoją mu dając czas oszukać będzie mógł dalej. Inaczej, czas upomni się o swoje. Jeżeli wolną będziesz wybierzesz jego i towarzyszenie mi z nim jako wolna… Wieki przed wami stoją otworem. Nie lata. Wiedz to.
Karina roześmiała się.
- Póki co, skupimy się na pomocy Chlotchild.
Freyvind skinął głową.
- Na służbę Cię wziąłem. Jako zwykłą służkę. Dziś daję Ci to, co ofiarowałem Chlotchild i Bjarkiemu. Gdy uznasz, że chcesz, krew Ci swą ofiaruję.
- Rozumiem, panie. Jeno… dla mnie… to niełatwa decyzja. A słowa twe za bluźnierstwo uznać by można było gdyby kto z mej wiary bardziej zapalczywy był obecny. Krew swą Krystus ofiarował za nasze grzechy. Picie krwi… Twej krwi… -
lekko usta zacięła - komunię przypominać może. Życie wieczne mi ofiarowano po śmierci, więc życie doczesne mniej ważne. Zbyt wiele do rozmyślań niźli w jedną chwilę odpowiedź dać, czy decyzją związać się. Bo tuć o co większego idzie. O duszę nieśmiertelną. O to jak sądzona będę.
- Dar ofiarowuję, sama uznasz czy go przyjmiesz. Powody znam i rozumiem, nie krzywym gdybyś nie zechciała przyjąć. -
Afterganger uśmiechnął się lekko. - Zmykaj spocząć, przyślij mi tu Frankę.
- Dobrej nocy, panie -
Navarrka skinęła na pożegnanie i ruszyła do chaty.



Po chwili blondynka wyfrunęła i z rozpędu na szyi skalda zawisła, pocałunkami twarz jego obsypując ze śmiechem. Odwzajemniał je ciesząc się w głębi siebie jej dobrym nastrojem.
- Co wy tam z Jorikiem knujecie? - spytał w końcu z humorem gdy ułożyli się na ziemi półleżąc i opierając o ścianę domostwa.
- Nic, panie. - Uśmiechnęła się wciskając pod ramię i bawiąc się ubraniem Freyvinda. - Rozmawiamy jeno.
- Lubi Cię. Chyba więcej niż bardzo.
- Opiekunki mu bardziej potrzeba niźli miłości teraz -
paluszki dziewczyny rozbiegane były - i lubi słuchać o podbojach nie jeno mieczem. - Uniosła roześmianą twarzyczkę, a afterganger roześmiał się na to na głos. - Do skalda zawodu się przyucza. Chce wiedzieć jak niewiasty rozkochiwać.
- Może zechce wkrótce spojrzeć na Ciebie inaczej -
zażartował. - Dorasta, to prawię mężczyzna. W jego wieku niektórzy już na viking są zabierani.
Potwierdziła skinięciem głowy.
- Dorasta i to szybko. Ale ja w sercu mam jeno Ciebie. - Podsunęła się w ramionach Freyvinda i ucałowała czule. - I nie chcę innego.
Pocałował ją w skroń.
- Tu - powiedział nie odrywając przez chwilę ust - i tu... - jego palec wylądował między jej piersiami - chciałbym być jeden, reszta to furda. I nie baczę na to mocno. - Jakby wskazując o co mu chodzi przesunął lekko ręką muskając jej pierś, nabrzmiały sutek doskonale widoczny pod tkaniną, przejechał powoli ręką po brzuchu leniwie kładąc rękę na jej łonie.

Franka była istnym diabłem, nie raz dla uzyskiwania informacji wykraczała poza swój urok i powab. Freyvind faktycznie nic przeciw temu nie miał, ona zaś… ona lubiła oddawać się przyjemności. Wiedziała też, że aftergangerzy nie mieli tego popędu do kobiecego ciała jak zwykli śmiertelni mężowie.
Liczyła się krew.
Skald był nieco inny, w noc swego istnienia przeniósł wiele z upojnych przyjemności dnia. Lubił smak mięsa i miodu, piwa pitego z rogu, choć wszystko to potem w torsjach w końcu zwracał. Lubił też i inne rzeczy… ale nie przez popęd. Chlotchild była z tego powodu niepocieszona, ale musiała to w końcu zaakceptować.
No może nie do końca…
Zawsze z nadzieją podchodziła do Freyvinda, że… może właśnie teraz poczuje go inaczej niż krwią. Że może trafi na chwilę, gdy w aftergangerze odezwie się chęć wspomnienia smaków ukochanych zażycia.
Była jednak kobietą. I to bardzo hedonistycznie nastawioną do życia…
Radziła sobie z tym po swojemu.
To dlatego zapach krwi i mętne oczy Franki wpieniły skalda w Ribe, a nie fakt, że leżała z Odgerem naga zagrzebana w futra.
- Jeżeli będzie chciał… - odezwał się w końcu kontynuując wędrówkę dłoni - to wiesz, że ja krzywy na to nie będę. Ale bacz by się za mocno nie pogrążył. Może mieć mnie za rywala. Lubię tego chłopaka.
- Będę mieć baczenie -
odparła niemal na bezdechu, a na policzkach pojawił się lekki rumieniec. Błysk w oczach, których z twarzy Lenartssona nie spuszczała potwierdzał to co z jej ciała i tak wyczytać mógł. - To nakaz Twój? - Uniosła brewkę drażniąc się lekko z ukochanym panem. - Bym z nim legła?
- Nie! -
roześmiał się. - Chcesz, to legniecie, nie to nie. Niechaj chłopak sam pisze sagę swego życia. Będzie chciał, to niechaj Cię spróbuje zdobyć. Ty będziesz chciała, to bądź zdobywaną. Byle tylko nie stanęło to między mną a nim. Na to baczyć musisz. To chciałem jeno rzec. - Dłoń skalda zagłębiła się pomiędzy jej uda.
Ciche westchnienie rozgrzewanej z wolna dziewczyny owiało twarz aftergangera.
- Dobrze - mruknęła wtulając się namiętniej i przyciskając łono do męskiej dłoni. - Nie stanie - przyrzekła. - A… - cicho stęknęła - …nakazy masz jakoweś na jutro? - Poddała się rytmowi pieszczoty.
- Weźmiesz dwa drewienka i zrobisz z nich krzyż… - Przysunął usta do jej szyi i pocałował, po czym skubnął zębami jej skórę gdy odruchowo z lekkim jękiem odchyliła głowę. Jego dłoń zaczęła pieścić ją przez suknie. - Ulepisz z gliny Białego i przymocujesz do tego krzyżyka… - Prócz zębów mogła poczuć na szyi i język. - Pójdziesz do tego kupca z Ubbą. Tego, któregom skaptował w Ribe by śledził przybłędę z południa. Wypytasz go czego się zwiedział. Krzyż z Białym będzie znakiem, że przybywasz ode mnie. Wpierw jednak… - Ugryzł ją lekko choć nie ssał jeszcze krwi, a palce naparły mocniej. - Weźmiesz ten krzyż z Białym i unurzasz w krowim łajnie.

Napięta i drżąca w oczekiwaniu na przyjemność większą niż ta zadawana mocnymi palcami Freya, Franka roześmiała się na słowa ostatnie.
- Tak! - zgodziła się ochoczo, napierając całym ciałem na skalda. Umówiony znak przypadł jej do gustu i wzbudził radość. - Ma zostać czy dalej płynąć? - wydyszała ocierając się zmysłowo o aftergangera, dłońmi sięgając pod jego odzienie. On też sięgając pod suknię wskazał sceptycyzm dotyczący warstewki płótna. Powrócił dłonią do uprzedniej czynności, już bez odgradzającego od dotyku odzienia.
- Niechaj czyni co chce, choć wolałbym aby jeszcze został. - Wciąż nie wysuwał jeszcze kłów, język błądził po jej szyi. - Zechcesz go przekonać, niech tak będzie… Ważne jest to czego się dowiedział.
- Pffffff... -
Wydęła usteczka by zaraz wargę zagryźć z przyjemności. Z przymkniętymi powiekami po omacku pieściła Freyvinda. - Nie z każdym do łożnicy, nie każdemu pod suknię pozwalam się dostawać - szeptała coraz bardziej gorączkowo z każdym ruchem dłoni skalda. - Jam Twoja służka - rzuciła dumnie - nie każden mnie godzien. - Ukąsiła skórę na szyi Freyvinda w naśladownictwie jego gryzienia.
Zacisnęła ząbki i puściła by czule miejsce ucałować.
- Akurat nie o tym myślałem… - mruknął wodząc palcem drugiej ręki po jej piersiach. - Sama sugestia i danie mu nadziei na to o czym rzeczesz, wstrzymałoby nie jeno jego, ale armie Franków. - Ustami przejechał po jej obojczyku, skrytej za materiałem piersi, nosem po brzuchu dublując wędrówkę swej głowy po ścieżce jaka wcześniej wytyczyła dłoń. Chociaż było jeszcze ciemno tętnica przy jej pachwinie była jakby oświetlona tysiącem ognisk.
- Ale czy zostanie czy nie, niechaj będzie Twoja decyzją.
Polizał ja lekko.
Chlothild ostro powietrze wciągnęła i zadrżała. Głowę unosząc ze spojrzeniem błyszczącym dłonie we włosy skalda wplotła.
- Zajmę się spełnieniem Twego życzenia... - drżenie ud krzyczało o ekscytacji - każdego…
- Taaaaak… życzenie... -
Usta zastąpiły dłoń. - To o którym mówiłem - mruczał w przerwach doprowadzania dziewczyny do pasji - w kwestii Eryka… - wysunął kły i zaczął lekko wpijać się w pachwinę Franki. Przelotnie, na momenty, nie pijąc, a jedynie inicjując krótkie urywane odczucia jakie miał śmiertelnik przy “pocałunkach aftergangera”. - Moje polecenie tyczy się szczególnie Ciebie. Obu was - powiedział czując, że dziewczyna jest w stanie, w którym mniej zwraca się uwagę na dobór słów.
- Tak… - stęknęła by potwierdzić przeciągle raz jeszcze gdy poczuła kły w gorącym miejscu - taaaaak… - Uniosła się na łokciach, z fascynacją i miłością wpatrując się w aftergangera. - Będę z dala. Zrobię wszyyyy... - syknęła głowę do tyłu odrzucając przy kolejnej fali przyjemności - ...ssstko by z dala być. Tyś jedyny - zachłysnęła się niemal pod pieszczotą skalda, głośniej jęcząc.
- Chroń ją… - powiedział, choć nie były to słowa kierowane do Chlothild. Wypowiedział je odnajdując palcem to jedno właściwe miejsce. Aż się wyprężyła i wyprostowała nogi.
Powiedział to na chwile przed tym, nim jego kły w końcu wpiły się głębiej i płyn życia rozgrzany tak mocno targającymi nią emocjami zaczął przepływać do skalda.

Krzyk rozkoszy stał się nieco ochrypły, a z dala popłynęły śmiechy wartujących, komentujących czyjeś szczęście tej nocy. I życzenia by miód i wino były zawsze tak słodkie jak kobieta, którą szczęśliwiec posiadł tej nocy.



- Mmmmm... - głos znajomy co ciarki posyłał po ciele i nieco inne, giętsze prężenie ciała - a co z tego będę mieć ja? - Wplecione palce nawinęły loki włosów.
- Masz mnie… - Frey wyjął kły z pachwiny dziewczyny i wracał z powrotem wytyczoną ścieżką, aż zawisł twarzą nad jej głową. Oczy Franki były bezkreśnie czarne. Opadł na nią, między bezwstydnie rozchylone uda i wszedł w nią jak mąż w niewiastę. - Masz mnie tylko przez nią. Bez niej nie będzie umowy. - Powiedział spoglądając w czarne oczy, w których niemal widział swe odbicie.
- Mam. I Ciebie i jej duszę - mruczał demon niskim tonem, ciało dziewczyny którą nawiedził poruszało się w rytm jego ruchów. - Mogę i chcieć też tego nowego. A Ty mi chcesz dostępu zakazać. - Zrobiła minkę jak naburmuszona Franka lecz złośliwa martwota spojrzenia zabijała efekt. - I co mam z nim zrobić? Co chcesz bym zrobiła? - Demon kusił teraz zaciskając uda wokół bioder Freya.
- Nie będziesz go mieć. - Chwycił za pierś przez tkaninę sukni. - Wiesz, że ubiję go gdyby próbował. - Jego ruchy były na razie powolne, drugą dłoń zacisnął na pośladku Franki.
- No to czego chcesz ode mnie, luby? - wpiła palce w pośladki wampirzego kochanka i ugryzła wargę do krwi. Drżący czubek języka rozsmarował drogi płyn na wargach dziewczyny tworząc karminową otoczkę.
Przyśpieszył.
Normalny człowiek dyszałby przy tym z ruchu, pasji, pożądania.
Afterganger nie oddychał.
Spokojny ton nie skażony tym co właściwe było śmiertelnikom w miłosnym akcie, mógł względem sytuacji wydawać się upiornie nierealny. Ale czuć było w nim drżenie. Chciał wywołać demona czyniąc to w sposób jak najmniej odbijający się na Chlo, ale tego…
Tego nie planował.
Jako einherjar bez ciepła w sercu nie czuł pożądania, ale podniecenie tak. Walczyło ono teraz z niejakim obrzydzeniem. Naparł na nią mocniej. Oba odczucia splatały się w jedno.
- Nie próbuj nią manipulować - rzekł całując jej policzek. Zadrżał przy tym lekko i odruchowo wysunął znowu kły. - W żaden sposób. Ale wspieraj ją, gdy będzie zagrożona.
Uśmiech zakrwawionych ust poszerzył się nieco, gdy z ludzkich ust wydarł się jęk. Westchnienie, które w połączeniu z martwymi czarnymi źrenicami tak wielki kontrast stanowiło.
- Chcę za to coś. Coś specjalnego. - Paznokcie Franki zadrapały skórę na pośladkach i parły dalej w górę kręgosłupa z sugestią siły i mocy.
- Coś? Co? - spytał przyspieszając i chwytając jej włosy by odgiąć do tyłu. Nie chciał patrzeć w te oczy. Pasja aktu ogarniała go. Ciepłe ciało nawet nie tyle klejące się do niego co jakby próbujące zespolić się w jedność, oszałamiało. Znów wpił się kłami, tym razem w szyję. Poczuł łyk świeżej, pachnącej ekstazą krwi.

Krzyk rozkoszy jaki wydobył się z gardła Franki mieścił w sobie dwa głosy: czysty głosik branki i niższy, dzikszy tego co w niej mieszkało. Dziewczyna przycisnęła się mocniej, zaplatając stopy za biodrami skalda, napinając napięte przyjemnością ciało by przewrócić go na plecy. W dzikim splocie, wijące się ciała siłowały się chwil kilka, aż w końcu demon odpuścił czując słabość ciała Chlothild.
- Sam sił jej pozbawiasz - ochrypły śmiech wydarł się przez otwarte szeroko usta co chwilę temu rozkosz przeżytą oznajmiły Aros.
- Ja? Jak?
- Pijąc z niej. Choć przyznaję. Jest urocza.

Pocałunek co nastąpił smakowała nie tylko dla czułości lecz dla smaku własnej krwi.
- I smakuje rozkosznie. A to co chcę to wiedzieć co ta dziewka robi. - Palec dziewczyny przesunął się po ustach skalda.
- Chlo? - spytał lekko zdziwiony nie ustając w czymś co było jedynie otoczką rozmowy. Chyba oboje seks rozpatrywali inaczej niż śmiertelnicy.
- Et, Chlo… - parsknęła zbywając pytanie - ta druga… Karina. Chcę wiedzieć i poznać bliżej.
- Poznawaj. Sam jej nie znam. Krzywdy jej nie czyń jeno.
- Dobrzeee -
ostatnia głoska przeciągnięta była gdy ciało śmiertelne napinało się pod Freyem. - Ciekawe… - zamruczał demon - musimy częściej tak czynić. - Ucapiła dłonią szyję Freya i przyciągnęła do pocałunku. Język Franki wsunął się głęboko w usta aftergangera wijąc się i badając.
Oddał pocałunek walcząc ze sobą. Podniecenie i dotyk ciała dziewczyny oraz jej krew buzowały w nim. Świadomość, że robi coś beznadziejnie złego chędożąc się z demonem z jednej strony osłabiały te uczucia, z drugiej… dolewały oliwy do ognia.
- Chroń - wyrzekł z głosem drżącym od tych uczuć. Sięgnął ku mocy krwi, ku darowi Canarla, darowi Nekromanty i przyspieszył swe ruchy w miłosnym uścisku tak, że żaden śmiertelnik nie potrafiłby tego. - Chrroń… a zobaczymy... - wycharczał oddając się dzikiej przyjemności. Kły znów wbiły się w szyję. Krew znów zaczęła płynąć mu do ust.
- Obiecaj wpieeee... - jęk przeszedł w tony wyższe i dziksze, gdy z ust Chlo padały słowa nieznane, twarde i przypominające śmignięcia batem.
- Więcej! Więcej!!! - głęboki, gardłowy krzyk Franki zaczynał przebijać się przez głos demoni.


Skupił się na tej drugiej prośbie.
widział błękit prześwitujący przez czerń.
Dał więcej.
Więcej niż mogłaby oczekiwać.
Wypełniał ją z nutą dzikości i szybkością jakiej nie mieli w sobie nawet niektórzy Aftergangerzy.
Kąsał i spijał krew, jego ręka wciąż przez materiał obłapiała pierś o nabrzmiałym sutku. Czuł pod sobą jej drżenie, coraz większe, jak i spazmatyczne ruchy. Towarzyszyło temu kurczowe zaciskanie oczu dziewczyny, otwierała je na krótkie momenty przy mocniejszych pchnięciach.
Chabrowe. Modre, nieskażone już czernią.
Jakby odpływ związany z przyjemnością odsunął Chlo, a później euforyczna i dzika rozkosz dała jej się przebić na powrót.
Nie było już demona.
Był jedynie euforyczny głośny jęk.
Krzyk.



Oczy dziewczyny znów zmieniły się, teraz były już tylko zamglone.
Drżąc na całym ciele westchnęła jeszcze długo.
Jej nogi opadły bezwładnie, głowa przekręciła się na bok.
Mruczała coś jeszcze cicho, przymknęła oczy i odpłynęła.
Frey przestał się poruszać, ale pił jeszcze przez chwile. Raczej sączył nie pozbawiając jej dużej ilości krwi, jedynie przedłużając ten ‘krwawy pocałunek’ W końcu oderwał się od niej, wyszedł spomiędzy jej ud, złożył je czule na bok i okrył suknią nagość dziewczyny.
Pokręcił głową wspominając lubieżne miny ślicznej twarzyczki o martwych czarnych niczym dziury oczach.
W ten sposób Chlothild nawet nie była świadoma, że wydobył mieszkającego w niej demona na wierzch.
Ale...

Wzdrygnął się lekko.
Musiał znaleźć inny sposób.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-11-2016, 23:56   #65
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Ingeborg


Wieszczka w tym czasie podeszła do Ingeborg.
- Pan Wasz może nie być jutro w stanie składać wizytę godiemu. - Odezwała się zmartwionym głosem.
Rudowłosa siedząca obok nieprzytomnego kompana spojrzała w górę:
- Czemuż? Silny jest, da radę.
- Po tym jak zasnął, a w zasadzie zasłabł podejrzewam. Nawet jeśli jutro silniejszym wstanie bezpośrednia wizyta w miejscu, gdzie mogą być Ci którzy go otruli nie jest jednak najlepszym pomysłem… - Zauważyła Elin. - Możebyście się chociaż do jego przebudzenia wstrzymali z zaniesieniem darów godiemu? Niech sam zdecyduje, czy pewien jest, że chce to uczynić.
Ingeborg przez chwilę przemyśliwała słowa volvy:
- Wstrzymać się możemy. Ale jeśli truciciele tam są to pora dnia nie zmieni wiele. - zasępiła się. - Szkoda, że nie ma nikogo zaufanego na dworze Einara by dopomógł w tej sprawie. - westchnęła.
- Niestety… - Wiedząca wzrok na chwilę spuściła zasmucona. - Jutro znów z Jarlem pomówię, może zdanie zmieni i powiem, żem to ja Was o wstrzymanie się prosiłam.
- Nie widziałaś co z Einarem w kościach? - spytała Ingeborg kiwając głową na zgodę. - Nic bogowie zdradzić nie chcą?
Elin zamarła na chwilę zdając sobie sprawę, że w zasadzie o Einara kości nigdy nie spytała, pokręciła jednak głową powoli.
- Nic… spróbuję jednakże ponownie , gdyż ciągle zbyt mało wiemy i każda nawet najmniejsza wskazówka cenną będzie.
- Kiedy spróbować planujesz? Jutrzejszego wieczoru?
- Tak bym wolała… - Pokiwała powoli głową. - Zbyt wiele dzisiaj się wydarzyło, jednakże jeśli coś ujrzę, już teraz byśmy mogli kroki jakieś podjąć. - Westchnęła cicho Wieszczka. - Nie kładź się jeszcze. - Poprosiła. - Dam znać, czy coś ujrzałam.
- Będę czekać - ruda uśmiechnęła się do Elin.
Jednooka odwzajemniła uśmiech i do mniejszej izdebki się udała, by spokoju zaznać i wizję spróbować sprowadzić. Wyrzucać sobie, że w zamieszaniu jakie zapanowało po thingu, nie wpadła na najprostsze rozwiązanie, będzie potem. Teraz trzeba sprawdzić, co runy pokażą.
Kości z woreczka wyciągnęła, dłoń sztyletem uraziła, by krwią swoją spryskać runy i zaklęcia mówić poczęła trzęsąc kośćmi w obu dłoniach.

-
Mörg er góð mær,
ef görva kannar,
hugbrigð við hali;
þá ek þat reynda,
er it ráðspaka
teygða ek á flærðir fljóð;
háðungar hverrar
leitaði mér it horska man,
ok hafða ek þess vettki vi-fs.


- Ukażcie mi los Einara, syna poprzez krew Agvindura. Pokażcie kto śmiał go zaatakować.

Mörg er góð mær,
ef görva kannar,
hugbrigð við hali;
þá ek þat reynda,
er it ráðspaka
teygða ek á flærðir fljóð…

Kości potoczyły się po podłodze.

Świat wokoło niej zawirował i jakby pod wodą w nocy się znalazła. Otoczyły ją cienie i półcienie, kolory i dźwięki gdzieś ciemność skradła. Wszystko drżące, falujące, rozmyte. Gdy wzrok próbuje przywyknąć obok niej przepływają istoty dziwne, ciała pozbawione a jedynie zarys postaci mające. Aura zła od nich tak mocna bije, iż niemal ją dławi. A one rzucają się na mniejsze i bledsze postaci pochłaniając je całkowicie. Chłód i ją dopada, panika niemal wybija ją z wizji, a gdy uspokaja się, w falującym powietrzu dostrzega budynki, wielkie, wysokie ale jakby wymarłe, puste. Wszystkie w cieniu pogrążone, bądź cieniem będące rozmazujące się powoli, gdy wzrok przestaje być w stanie pracować w ciągłym drżeniu. Nagle siłą jakąś pchnięta w budynku się znalazła, w którym niewysoki mąż się chował. On jeden w tym całym świecie zjaw i cieni jest normalny, a Elin rozpoznaje w nim Einara.



Siedzi pod ścianą z kolanami pod brodę podciągniętymi, a twarz w dłoniach chowa. Wtem za nią wycie się rozlega od którego cała jej skóra cierpnie. Mężczyzna zrywa się i biegnie w głąb budynku, a ją mrożąc jej krew w żyłach coś pierwotnie złego przenika. Oślizgła ciemność bierze ją w posiadanie, dusząc, zabierając wszelką nadzieję,
gdy z niemym krzykiem pada na na klepisko znajomej chatki dysząc i drżąc z przerażenia niczym człowiek.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 14-11-2016, 20:50   #66
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Volund, Frey i Chlo

Zdumiony Volund nie znalazł Freyvinda ze służką w izdebce. Ich odgłosy musiały być słyszalne przez ściany domostwa, lub nieść się w ciszy nocy.
Gdy wyszedł z najętego husu, rozbawieni wojowie, sami wprawieni byli w dobry nastrój dzięki pokazom wytrwałości brakującej dwójki.
Szukać daleko nie musiał bo westchnienia i szelesty słyszalne były. Nogi powiodły go same ku ukrytej parze. Nieobecna duchem Chlotchild rozleniwiona i zaspokojona spała wtulona we Freyvinda z błogim i szczęśliwym uśmiechem na twarzyczce. Nie ruszyła się ni oczu nie otwarła gdy Gangrel stanął niedaleko.
Powietrze pachniało miłosnym uniesieniem. Od ziemi podnosiła się lekka, poranna mgiełka lecz nie przeszkadzała ona najwidoczniej dwójce kochanków.
Obecność Pogrobca zdradziły bardziej ciężkie kroki niż odzienie, czy szczególnie opończa wciąż okrywająca umarłą sylwetkę. Widać było po berserkerze, że w nocy o dziwo nie próżnował. Ogniki ekscytacji jarzące się w szkarłatnych oczach miały całkiem inne źródło, niż jeszcze te z czarnych ślepi demona sprzed chwili. Podszedł, sekundę może poświęcił zerknięciu na Chlo i po chwili cała uwaga Volunda skupiona była na Jarlu Bezdroży.
- Wiem, co w tym mieście uczynić należy.
- Cóż tedy? - skald podniósł się i chwycił Chlo na ręce, co nawet bez umu wciąż bliskości jego szukała.
- Muszę przybyć do Aros tak, by wiedziano o tym i wyzwać Einara na holmgang. - powiedział z powagą Volund.
- Powód mieć musisz. Inaczej jarl ma prawo odmówić.
- Bjarki mógłby pomóc, nieprawdaż? On w prawach uczony.
- Niedościgniony. Ale to co i ja pewnie powie. Jeżeli powodu żadnego nie ma, to nie ma podstaw do holmgangu. Obmyślić go wpierw trzeba. Sam plan dobry… ale jedno mnie niepokoi. -
Frey zamyślił się. - Jeżeli do holmgangu sie odwołasz, ku próbie walki sięgniesz bogów w to mieszając, bo holmgangi dla ich przytomności toczone… Jeżeli on żyw, musiał będziesz z nim stanąć. A my tu by go ocalić, jeżeli jeszcze żyje.
- Wiem. Agvindurowi przysiągłem go sprowadzić, lub los poznać. W holmgangach tylko dla innych walczyłem… nie znam praw dość dobrze. Bjarki rzec może, czy jeśli Einar faktycznie wciąż tu włada, lecz zniewolony... czy bez ujmy dla honoru i obrazy bogów odstąpić mógłbym. - berserker usunął się z drogi Jarlowi, który niósł na rękach Frankę - A poruszenie tym wywołane i czas przed holmgangiem pozwolą wam wywiedzieć się, co naprawdę ma miejsce. Od mądrości Bjarkiego i Elin, i naszej pomysłowości plan ten zależy.
- Trzeba będzie z nim porozmawiać zatem. Plan dobrym mi się zdaje. Tym bardziej, że jak pojawisz się w mieście jakbyś przybył lądem, tym więcej nas się tu spodziewać nie będą.

I powrócili do hausu, rozprawić o losie Aros.

Bjarki, Volund


Na zewnątrz niebo się szarzyło od wstającego za horyzontem słońca, gdy Volund w ciszy podszedł do Bjarkiego i Kariny, pozostawiwszy Freyva, który poszedł zanieść Chlo do izdebki. Moc, jaka ożywiała umarłe ciała aftergangerów zaczynała słabnąć wraz ze zbliżającym się dniem, oni walczyć już musieli z sennością i jak gdyby odpłynięciem sił z ich członków. To powiedziawszy, Pogrobiec zdawał się czymś wewnętrznym płonąć, prawie równie nagim jak on sam przed kilku dni, prawie równie jaskrawym jak dostrzeżone w oczach Jorika gdy dołączył do hirdu Jarla Bezdroży.
- Plan z Freyvindem mamy. Potrzebuję jednak twej wiedzy i twego rozumu, by wiedzieć czy w ogóle ziścić się może. - nieumarły berserker mówił do przybocznego jego brata, ale oczy wtenczas spoczywały na Karinie co go nie odstępowała. Wzrok miał wymowny.
Bjarki co właśnie układał się do snu w wyciszonej chacie, uniósł się na łożu na łokciu:
- Wiedzy? - brwi ściągnął i począł się zbierać spod skór. Stanął naprzeciw berserkera na wpół ubranym, pochylając się w kierunku rozmówcy.
Jego potężne ciało bliznami i znakami nakłutymi ciemniejszą barwiczką było. Sięgnął po koszulę, którą niedbale na siebie narzucił i ruszył ku środkowi chaty, teraz już opustoszałemu, gdy wszyscy spać się pokładli.
- Czegóż trzeba? - niski głos zaburczał ciszej by nie burzyć początku letargu chaty.
- Twej niedościgłej znajomości praw. - Volund podążył za nim, stając w pobliżu środka pomieszczenia. Również prawie szeptał jak szeleszczące liście - Postanowilim, że jakoby sam do Aros przybędę i.... Einara na holmgang wyzwę, ku bogów uciesze. - nie tłumaczył, dlaczego plan ten wydał im się dobry, wierzył, że czujny jednooki w lot pojmie jego zalety… a może i wskaże wady - Potrzeba nam.... potrzebny mi jednak powód.
- Holmgang - powtórzył Bjarki jakby słowo smakując. Przez chwilę milczał na ławie siadając i dłubiąc w tlącym się palenisku. - Wyzwanie rzucić może każden każdemu, więc zdziwienia to nie zapoczątkuje - począł z namysłem - A powód.... może powiązan być z honorem - przyglądał się Volundowi już baczniej swym jednym okiem, strasząc napiętą i ściągniętą skórą lewego dołu, co dawniej drugie oko mieścił - długiem, niezgodą własności lub pomstą przyjaciela w imię wdowy lub rodziny. Którenś Ci specjalnie podchodzi?
Jedno i drugie oko o odcieniu błękitnawego lodu skupiło się na jedynym posiadanym przez ghoula, odwzajemniając intensywność.
- Jeśli Einar nie ubity czy porwany, a zniewolony mocą Einherjar lub jeszcze inną i do pojedynku stanąć by miał… najlepiej, by powód ogłoszony pozwalał bez obrazy bogów i honoru odstąpić, - Bjarki tu głową pokręcił przecząco - gdy będziem pewni że nie jest on wład sobą samym. Tedy coś bliskiemu prawdy rozważałem… Lecz uciekinier z jego hirdu poległ w Caernie.
- Jeśli Einar na wyzwanie się nie stawi, honor mu zostanie zabrany i stracić wszystko może. Jeżeli Ty nie stawisz się, wygnańcem zostaniesz i banitą i ścigać Cię można będzie aż po śmierć. Tako prawo rzecze. Wyzwany czas ma do siedmiu dni stawić się na wyznaczonym miejscu. Jeśli Einar nie żyw ryzykować będziesz jego cześć, skoro ludność w Aros przeświadczona o jego obecności.
- Lecz zarazem co z Aros samym, jeśli się nie stawi? Toż i jego włości wobec holmgangu zależne być mogą. Dla zbrukania jego czci, ktokolwiek miastem włada, władzy w jego imieniu nie odda… -
rozważał berserker.
- Zwyczajową ceną i zatargu zadośćuczynieniem albo śmierć albo wszystko co posiada przegrany. - Bjarki spojrzał na ogień na chwilę by wrócić ponownie spojrzeniem na Volunda. - Jeśli Einar nie może stanąć, tedy przejmiesz miasto we władanie. Gotówś na to?
- To się nie stanie. Za dużo ktoś wysiłku ktoś włożył, by bez podejrzeń miasto przejąć, by hird wybić. Siedem dni pozwoli, i w poruszeniu tym czynem zuchwałym i niespodziewanym wywiedzieć się wam więcej, mi raczej noża w nocy… raczej za dnia wyglądać. Ale nie wierzę, że miasto oddadzą. Pierwej prawda wyjdzie na jaw i tedy… -
zastanowił się Pogrobiec.
- Jeśli stanie, warunki trzeba ustalić. Czy na śmierć bój to ma być? Czy czegoś innego szukałbyś za zadość czynienie? Za jaką przewinę?
- Pewnością miasto utracone przezeń być musi, w razie niestawienia. Nie wiem czy inaczej może być, w razie porażki, gdy to warunek. Potrzebne to nam, aby tego kto miastem z nocy i z cieni i truciznami włada. Potrzebne nam, by móc go nie ubić. Ani od jego ostrza polec, ani jego zakończyć nie zamierzam. -
wpatrywał się w Bjarkiego bez wyrazu - Agvindurowim przysiągł, że los jego ostateczny poznam, a jeśli żyw, że go sprowadzę. Tedy szukałem słów, którymi mógłbym wyzwać tego kto miastem włada… mieszkańcy Aros oczywiście Einara by za to mieli, i wciąż nasi wrogowie władzę utracić by mogli, cały swój plan. A gdyby jednak Einar był, i oswobodzić go się dało… gdyby i on i ja rzekł, że wtenczas nie on miastem władał… - zamyślił się Volund, stawiając niedokończone pytanie.
- By holmgang wykorzystać nazwać przeciwnika trzeba, co obrazy dokonał. - tłumaczył godi - Nie możesz rzucić wyzwania stanowisku, Volundzie.
- Tyle wiem. Pytanie brzmi… jakie znasz w historii holmgangów… precedensy.
- spokojnie zapytał Pogrobiec, skupiając całą uwagę na Bjarkim.
- Wynagrodzenie miast śmierci jest takowym, nowym rozwiązaniem walk. Zbyt wielu mężów stracono w wikingu. Nie pamiętam wyzwań co nie kończyły się krwawo albo utratą honoru czy też banicją pokonanego. Honor to rzecz istotna w życiu wikingów - ton godiego stwardniał jak i jego spojrzenie.
Pogrobiec zogniskował spojrzenie na godim.
- Wiesz to i kochasz swojego jarla. A jednak… raz już prawie honoru mi odmówiłeś. Teraz też nie podoba mi się twój ton. A honor… - podszedł o krok, spoglądając z góry na godiego - Nie wiem czym jest dla ciebie, Ty, który bierzesz chrześcijańską brankę służąc wrogowi Krysta, chwała niech będzie Freyvindowi za to… Ale dla mnie honor jest najważniejszy. Honor i pomsta. Maszli mi coś do powiedzenia… powiedz może z szeroko rozwartymi ustami, zamiast kisić to w sobie jak płochliwa niewiasta.
- Chrystowych ludzi wielka moc w naszych stronach i naszych w ichnich. I branek i nałożnic i podlejszych służących jak much. Acz takich co prawem szafować chcą niewielu. - Bjarki podniósł się z ławy, wypełniając swą osobą przestrzeń - A gdy chcą, sami jak niewiasty pokątnie czynić chcą swe plany. Rzekłem Ci jak możesz postąpić zgodnie z prawem naszych ludzi. - ruszył ku łożu.
- Czyś właśnie mego brata we krwi obraził? Czy się przesłyszałem? - zapytał Pogrobiec - Rzekłeś, że Freyvind jak niewiasta pokątnie czynić chce swe plany? - spokojnie zapytał Pogrobiec.
- Czy raczej uciekasz od wzroku mego nawet, drżąc z trwogi, wdzięczny, że bez słowa co mnie przymusi, wzgląd mogę mieć na mój szacunek do Jarla Bezdroży, i to cię samego przed prawami ocali? Zdarzyło ci się wiele razy prawami zasłonić, gdzie honoru nie starcza? - ostatnie pytanie zadał tonem jak gdyby niepowiązane z wcześniejszymi było. Lecz było.
Bjarki odwrócił się w miejscu i spojrzał z pogardą na Gangrela:
- Nie dość, że mieszać chcesz w prawie, to jeszcze język rozdwojony jak Loki masz, i rzecz tak odwracasz by twej sprawie służyła. I czego się boisz? Gniewu Frevinda, że się ciągle nim zasłaniasz w rozmowie ze mną? Czy na mój szacunek chcesz w ten sposób zasłużyć? - skrzywił usta - Wielum takich jak ty widział. Żmij język i pogarda dla wszystkich. Honoru tam nigdy zbyt wiele. - zmierzył spojrzeniem postać Volunda - I gdzież twój wielki plan teraz?
- Wystąp z jego służby. - powiedział głośniej Pogrobiec, podeszłszy blisko, gdyby żył, Bjarki poczułby oddech Einherjar na twarzy - Nie chcesz Freya, Agvindura, Aros, Chlo swym tchórzostwem splamić! A holmgang może być za dni siedem, lub jeśli prawa zezwolą, choćby zaraz. - z trudem wysyczał przez zęby, pomiędzy którymi kły się pokazały.

Ciszę wypełnił zgrzyt miecza wyciąganego z pochwy.
Freyvind po złożeniu Franki w swej skrzyni stanął w wejściu do izby i przysłuchiwał się rozmowie.
Wyciągnięte ostrze wbiło się w klepisko.
- Tu jestem Volundzie. Słowo jeszcze rzeknij w tym tonie jako rzeczesz. Raz jeszcze Grima na taniec mieczy zaproś i holmgang mieć będziesz. Tu i teraz. Nim słońce wzejdzie. Ze mną.
Pogrobiec jeszcze chwilę mierząc oczyma Grima zaczął z wolna jak niedźwiedź odwracać się ku Freyvindowi. Oczy na chwilę uciekły mu w górę, nim na bracie spoczęły. W nich miał gniew. W nich miał wściekłość. W nich nie widać było odległego berserkera. Chociaż usta się poruszyły zanim jeszcze przemówiły, to Bestia patrzyła na Lenartssona z żądzą krwi… choć nie jego krwi.
- Nie ten. - niemo wypowiedziały usta Pogrobca, tak że tylko ktoś bystro go obserwujący mógł je bardziej odczytać niż usłyszeć. Przymknął oczy i ruszył do swej skrzyni, jak gdyby zamierzał się w niej położyć.

Dobył z niej jednak nagiego miecza.

Powolnymi kroki, chrzęszcząc kolczugą, klingę na ramieniu oparłszy wrócił na swoje miejsce, ku Freyvindowi zwrócony. Jeszcze chwilę mu się przyglądał.
- Powiedz tedy, Bjarki, głośno i przy świadkach. - odwrócił twarz ku niemu - Dla ciebie jam honoru pełen, czy honoru pozbawiony? - zapytał siląc się na spokój w tonie, jak gdyby choleryk w nim się zbudził… jasnym było, żadnej innej jak te dwie odpowiedzi nie przyjmie.

Skald miecz z klepiska wyciągnął i uniósł go gotując się do walki.
- Cokolwiek zdecydujesz, ze mną Ci przyjdzie Volund. Nie z nim. Na siebie to biorę. Wiedz to, jeśliś w celu jego na holmgang pozywać - rzucił. - I jedno słowo, lubo gest starczy, więcej nam nie trzeba by złamać nam przyszło to co nad Engelsholm zawiązane. Raz na zawsze.

- Starczy. Znam prawa lepiej niż twój przyjaciel myśli. - powiedział Volund z takim szacunkiem, na jaki tylko był w stanie się zdobyć.
Nie był spokojny, ale uproszczenie, upublicznienie sytuacji skrystalizowało jego gniew i pozwoliło go odłożyć na czas po usłyszeniu tych słów.
- Usłyszeć chcę. Nie musisz też szykować zrazu ostrza, nim holmgangu Ci nie wypowiem. Bestia musiałaby mną władnąć bym jego zaatakował… A bestia przez dekady cztery razy - wyciągnął przed się dłoń i trzy wyprostowane sękate palce, niby same kości - Mię we władanie wzięła.
I patrząc na Lenartssona, ucha użyczył godiemu. Lecz skald gestem dał mu znak by milczał.

- Zgadza się, starczy. -
Głos volvy stanowczy choć drżący posłyszeli. Z izdebki wyszła, bielsza na twarzy niż zwykle i pomiędzy swych braci stanęła. - Obojgu Wam mówię, dość. - Pojrzała na aftergangerów. - Zapomnieliście o przysiędze? Zapomnieliście o wieszczbie, która o bratobójczych walkach mówiła? Zaprzepaścić wszystko pragniecie?
- Patrzeć na mord zimny bezlitosny nie będę Volundzie. -
Frey miecz opuścił, że sztych na powrót dotknął klepiska. - Bo mord by to był zwykły, gdy einherjar z krwi Canarla stara się doprowadzić do holmgangu ze śmiertelnym, specjalnie, z premedytacją do walki dążąc. Odpuść, ja nie chcę zaprzepaszczać tego o czym siostra przez krew nasza rzecze. Ale wiesz, że się nie cofnę.
Na słowa volvy ku nie zwróciła spojrzenie Bestia. Na Freyvinda gdy on przemówił. Z kamienną twarzą, z jaką zazwyczaj Pogrobiec był, słuchał, patrzył, dumał… lub i go nie było. Delikatnie wargi rozchylił by coś odpowiedzieć, a szczęka poczęła mu dygotać, gdy jego dusza i jego rozum konfrontowały się z bardziej… pierwotnymi żądzami.
Zerknął na Bjarkiego i wpatrując się po chwili wrócił do zwyczajowej Volundowi nieobecności. Jak posąg. Przymknął oczy.
- Ty z nim pomów. Ja nie jestem w stanie. - z tymi słowy odszedł od nich, wpierw dwa kroki się cofając jak gdyby nie ufał co sam godi jeszcze uczyni, i dopiero wyraźnie roztrzęsiony w ruchach berserker powrócił do swej skrzyni wrzucić do niej miecz, zerwał opończę i sam się zerwał - do wyjścia.
- Volundzie! Świt zaraz. - Elin do Pogrobca podeszła szybko. - Zostań. - W głos prośba się wkradła, kobieta drżeć się zdawała.
- Ziemia mnie przyjmie i skryje. - odpowiedział jej bardziej miękko niż zazwyczaj - I krwi mi potrzeba. Powrócę następnej nocy. Plan wciąż jest dobry. Wciąż się podejmę. - nie patrzył na nich, gdy mówił, wpierw do siostry a potem do brata, wciąż zmagając się z gniewem, ego i Asowie i Wanowie wiedzą czym, co jeszcze skrywał pod maską nieobecności na pięknym licu. Raz ostatni zerknął po hausie jak gdyby już we śnie raczej był. Skupił się na czarnoskórym niewolniku, co Freyvind podarować mu chciał.
Podszedł do niewolnego od kupca z Kairu, przystając nad półleżącym olbrzymem i zerkając pytająco ku Jarlowi Bezdroży. Ten ni gestem ni słowem na to nie zareagował. Pogrobiec za plecami mężczyzny przyklęknął. Gdy niewolny chciał odrucho powstać, nie będąc pewnym zamiarów aftergangera, Gangrel położył uspokajająco dłoń na jego ramieniu… zarazem w sposób, w jaki nie pozwoliłby mu wstać. Jak onegdaj jego brat jemu samemu uczynił.
Sam nachylił się nieco ku jego twarzy, po czym obydwoma rękoma ją łapiąc silnie odchylił kark obnażając by wgryźć się i pożywić, jak ze zwierzęcia. Błysnęły kły niechowane podczas całego zdarzenia i już po chwili słychać było jęk mężczyzny, niejasne którego… Berserker jedną dłoń pod bok jego głowy ułożył, drugą pod policzek i od tyłu wczepiony jak kochanek w pocałunku trwał…
Nie pił długo. Rozmarzone, puste spojrzenie niewolnego ustąpiło zamknięciu powiek, gdy Pogrobiec z wolna wysunął kły z twarzą zastygłą w grymasie. Szczęka nisko opuszczona dawała miejsce, by mógł gładko wyjść z ofiary, czy może dawcy… i wyraz dzikiego krzyku w szale nadawała, lub ryku. Ułożył Volund głowę niewolnego na klepisku, zdjąwszy delikatnie - jak delikatnie obchodzi się z drogocenną własnością przyjaciela - i powstał rozglądając dziwnie przytomniej po hausie… a zarazem jak gdyby był jakoś zupełnie zagubiony.
Freyvind stał i milczał. Miecza nie chował, Bjarkiemu jeno głową dał znać by godi do izdebki w końcu poszedł. Grim stał z zaciśniętymi ustami i twarzą ściągniętą, pobladłą. Resztki kontroli nad sobą zachowując cofnął się na niemy nakaz skalda. Karina co w międzyczasie z łoża się uniosła pociągnęła go nieco w tył.
- Nie możesz wyzwać Einara… - Pokręciła głowa Wiedząca. - Nie może też sam się bić z tym co go zaatakowało. - W oku Elin panika się pojawiła na samą myśl o tym, iż któryś z nich mógłby stanąć przeciwko temu co widziała.
Pogrobiec spojrzenie miał nieprzytomne, ale wnet na niej skupił.
- Nie rozumiem, Elin. Rzeknij coś więcej, choćby dlaczego. Z Freyvindem uzgodniliśmy, że to słuszny plan wyzwać go… i… co go zaatakowało? - zapytał, podchodząc ku siostrze, nagle z ciekawością w głosie.
- Widziałam… zło… - Wieszczka widocznie z trudem ubierała wizję w słowa. - Czyste, pierwotne zło… To pochłonęło… - Pokręciła powoli głową znowu drżąc. - Einara najpewniej też dopadli…
Volund podszedł bliżej volvy, uspokajająco rękę wyciągając, jak gdyby mimowolnie. Gest dziwny jak na niego, gdy ujął jej dłoń.
- KOGO pochłonęło? Kto oni, dopadli, Einara? - subtelnie dobierał słowa Pogrobiec, by pomóc Widzącej skupić się na odpowiedziach.
- Cienie… bez ciał, kształty jeno… - Patrzyła jak zafascynowana na Gangrela. - Jedne złem przepełnione rzuciły się na mniejsze, słabsze… - Pokręciła głową. - O Einara pytałam… być może te mniejsze kształty co jego drużyna… Wszystko… wszystko było jak cieniem pod wodą. Potem Einara ujrzałam, w innym miejscu, ukrywał się… lecz to coś go znalazło… Rzuciło się za nim… - Elin dłoń swoją zacisnęła na dłoni Volunda. - To.. przeszło przeze mnie… Jeśli.. jeśli zdołało go dopaść, to już nie Einar stanąłby na holmgang…
Delikatnie wolną rękę uniósł i palcem skierował jej podbródek tak by prosto w oczy mu patrzyła.
- Przeszło… przez Cię? - zapytał bardzo cicho.
- Przeszło… Stałam na drodze… do Einara… - W oku volvy widać było ciągle strach.
- I coś poczuła? Co się stało z Einarem? - dopytywał Volund, jak gdyby w nim troska o volvę przegrywała z jakąś dziką ciekawością.
- Nie widziałam już… Ciemność… Ciemność chciała mnie pochłonąć ale to nie była zwykła ciemność… Ona żyła… - Elin wzdrygnęła się mocno. - I tylko zło w sobie miała…
- Która z Norn Ci to pokazała? Urd, Werdandi, czy Skuld? -
odezwał się milczący do tej pory Freyvind. Nie zmienił ni pozycji, ni postawy.
Volva na Freyvinda spojrzała i zbladła jeszcze bardziej.
- Werdandi… - Wyszeptała i zapewne opadłaby na klepisko, gdyby Pogrobiec jej nie trzymał.
- Co to za miejsce było w którym Einara zoczyłaś? - spytał ciszej i bardziej troskliwym głosem, widząc w jakim stanie jest volva.
- Nie wiem… wszystko było zbyt niewyraźne, nieostre… Ciemność, cienie, chłód wszędzie… Ale… wycie usłyszałam. Einar po nim się zerwał i uciekać począł.
- Tyle wiemy, że skoro Werdandi go Elin pokazała… to nie odszedł w nicość. Korci mnie by zrobić to najprostszym sposobem…
- To był… duży budynek… chyba kamienny... -
Dodała po namyśle. - Einar gdzieś w głąb uciekał… Może… zdołał uciec, skoro tyle czasu mu się udawało… Jednak jeśli mu się to udało… to wyzwanie go jeno hańbę na niego sprowadzi… Bo stawienie się to śmierć, gdy go tamci tylko obaczą…
- Jeżeli to langhus jarla, to tam go znajdziemy. Jeżeli go tam nie ma, to jest ktoś, kto ukrywa to, że zniknął. Jak to w Ribe było z Agvindurem. W Aros nie ma siły zdolnej powstrzymać nas trzech i zbrojnych jakich ze sobą mamy. Jutro reszta ludzi Hemminga powinna dotrzeć. -
Frey spojrzał na Volunda.
- Kolumny! - Rzekła nagle Wieszczka. - Widziałam też kolumny. - Dodała już spokojniej i na braci swych spojrzała. - To coś, Freyvindzie… Nie sądzę byśmy kiedykolwiek się z czymś takim spotkali… To zwykła siłą może być ciężko pokonać… Tutaj dzieje się coś bardzo dziwnego… Erika otrutro i najpewniej uczyniła to czarnoskóra kobieta z tegom co w wizji widziała, hird jarla wybity… przez dziwną, mroczną siłę… Einar się bał… On się bał tego co ich spotkało… - Elin pokręciła głową. - Musimy być bardzo ostrożni,
- Nie masz kolumn w Aros… -
powiedział do siebie chyba Pogrobiec - Ta wizja, może nie dosłowna. Może metafora. Jak śmierć Sigrun Norny przędzą tak, że zwieść się łatwo możesz, nie? Jak pewnaś? - zapytał już chłodniej, cały czas delikatnie podtrzymując volvę wobec jej nagłej słabości.
Pokręciła ze smutkiem głową.
- Nie wiem… wszystko tak dziwnie wyglądało… ale jeśli były w wizji to coś znaczą zapewne… - Elin brwi zmarszczyła próbując szczegóły sobie przypomnieć. - Te kolumny dziwne takie były… z jakimiś roślinami na górze…
Pogrobiec chwilę jeszcze pogrążony był w tym co zasłyszał, nim obsesyjna ciekawość zniknęła. Zastąpiła ją troska o volvę.
- Odpocząć musisz. Wizje zawsze swą cenę mają. - zaczął delikatnie ją wieść ku jej skrzyni.
- Jeśli… jeśli to działo się teraz… Oni mogli mnie wyczuć… Tak jak wieszcz od Úlfhéðnar. - Rzekła jeszcze i pozwoliła się do skrzyni poprowadzić. - Boję się…. - Głowę spuściła zawstydzoną swoją słabością.
Wciąż opuszczony miecz w dłoni dzierżąc skald odsunął się z przejścia do izdebki.
- Jeśli nawet, nic z tym nie uczynimy skoro świta. - odszeptał Pogrobiec - Skoro kolejna noc… zadecydujemy, co dalej… a może i moją prośbę spełniwszy będziesz mogła zapytać o kolumny. - dodał tajemniczo.
Pokiwała powoli głową i ułożyła się w skrzyni. Nie chciała przyznać, że bała się zostać sama, przecież to było dziecinne zachowanie z jej strony. Musiała się uspokoić.
- Uważaj na siebie. - Rzekła jeszcze tylko.
Berserker pomógł kobiecie się wspiąć na antresolę, samemu wszedł nieco lecz pozostał na drabinie, z oczyma spoczywającymi na umęczonej Widzącej. Gdy do trumny się układała, jeszcze dłoń jej delikatnie trzymał i wypuścił dopiero na słowa jej ostatnie. Skinął głową i z powrotem zszedł do sieni. Nie odpowiedział nic na jej słowa. Z głową wypełnioną myślami powiódł teraz wzrokiem po nagle bardziej opustoszałym hausie i wrócił do swej skrzyni, by pozwolić myślom zamienić się w sny a świadomości uciec wraz z nocą.
- Idź do Kariny i złap trochę snu. - Skald rzekł do Grima. Dopiero gdy berserker złożył się w sen, Freyvind schował miecz do pochwy i wrzucił do swej skrzyni. Chlo jedynie wymamrotała coś przez sen. - Zadbaj z Ubbą o ochronę w dzień - dorzucił, samemu wchodząc do swego drewnianego leża obitego suknem.


*******************************
Całość tekstu należy do -2-, Leoncoeur'a i Blaithinn, ja jestem jeno skromnym skrybą, który przelał powyższe na forum
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-11-2016, 21:26   #67
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Kolejny wieczór przywitał budzących się z letargu aftergangerów hałasami. Od głównej izby bił żar, przez wąziutkie szpary wydłubanych prześwitów przedostawały się wonie potraw i napitku.

Rozbawione głosy wojów, zmieszany z docinkami Chlotchild i Ingeborg przerywały od czasu do czasu głośniejsze pryskania ognia, gdy wdarł się w niego topiony tłuszcz ze zwierzyny. Najwyraźniej czas wieczerzy był chwilą gdy wszyscy służący stłoczyli się w jednej sali domostwa. Pomiędzy rozmowami przebijał się głosik Jorika co chodził między ławami, deklamując wiersze i sprośne przypowiastki. Nie wiadomo skąd nagle u chłopca taki repertuar, ale po wybuchach śmiechu słychać było, że uczeń skalda bawił ich przednio.


Pojawienie się najpierw volvy nie zburzyło dobrego nastroju. Wieszczka zaś stanęła oko w oko z mieszaniną ludzi Ubby, służącymi Freyvinda i nowymi twarzami. Z nich szczególnie jeden jej uwagę przykuł. Półnagi siedząc, koszule suszył przy ogniu i żartując z obecnymi, niewielkim nożykiem odcinał kawałki koziego sera. Gdy Elin w drzwiach stanęła, intensywne, nieco szalone spojrzenie jego wpiło się w nią samą:


Spojrzenie to zlało się w jedno ze słowami pieśni nuconej przez Frankę:

“Jestem sterem, jestem żaglem, jestem wodą.
Jestem wodą, jestem sterem, jestem żaglem,
Twoich ramion jak powietrza pragnę.”

Erik przebudził się niemal równo z volvą i z zadowoleniem ujrzał twarze swych ludzi. Ingeborg podeszła do niego jednak mijając po drodze wpatrzonego Ulfa.
Odciągnęła Slangenssona nieco na bok od radosnej ciżby i poczęła zdawać relację:
- Dary zniesione jak kazałeś, takoż i skrzynia. Gdy usnąłeś, działo się wiele i czekać postanowiłam z wizytą u godiego. Mało co do walki nie doszło - rudowłosa gorączkowo tłumaczyła - chcieli jarla na holmgang zwać, miast tego sami się niemal na siebie rzucili ale ona - wskazała oczami na volvę - wizję miała, że Einara nie ma w Aros. Posłaniec z Tissø przybył do Ciebie. - dziewczyna podała swe ramię by pomóc Erikowi miejsce za stołem znaleźć.


Nim Chlo zdążyła przez salę się przebić, do Freya podeszli Srebnowłosy i Halfdan z niewesołymi minami:
- Człowiek nasz zaginął. Galvan, ten co z tobą ruszył wczoraj w nocy i nigdzie go znaleźć nie można.
Za ich plecami Karina znak skaldowi dała, że pomówić by chciała. Grim za stołem siedział zasępiony i chmurny.


Przebudzenie Gangrela niosło ze sobą ból i nadzieję na uzdrowienie przez Bizantów, mimo, że sen na pograniczu świadomości bardziej niepokój przyniósł niźli odpoczynek.
Echo głosów przenikających całe jego jestestwo i skrzeczących “Sianokosy! Sianokosy! SIANOKOSYYYYY!” splatało się z rykiem splugawionego wilkołaka, którego krew paliła jak ogień. Krew co ślady na śniegu głębokim zostawiała. Krew, co z mroku lasu otaczającego święte miejsce wilczego pomiotu wiodła ku jasnej plamie światła, w której stała kobieta w bogato zdobionym szkarłatnym płaszczu, ociekającym krwią.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 14-11-2016 o 21:30.
corax jest offline  
Stary 06-12-2016, 12:08   #68
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin


Volva pierwsza jak to zwykle bywało oko swe otworzyła do przytomności powracając. Tym razem nie powitał ją śpiew Leiknara tylko zwykłe odgłosy żyjącego domostwa. Elin uśmiechnęła się do siebie delikatnie. Ich ludzie znajdowali radość w normalnych czynnościach, nawet mimo tego wszystkiego co wokół nich się działo. To było coś dobrego i wlewało otuchę w jej martwe serce. Wstała i korzystając z okazji, iż jej bracia jeszcze spali i izdebkę miała tylko dla siebie, postanowiła zapytać kości o Krwawy Księżyc. Niepokoiło ją to, iż Helleven uznała tą sprawę za na tyle ważną, by podzielić się z nią tą informacją.
Wyciągnęła runy i rękę jak to zwykle czyniła sztyletem swym przecięła rosząc swą krwią kości.
-
Árliga verðar
skyli maðr oft fáa,
nema til kynnis komi:
str ok snópir,
lætr sem solginn sé
ok kann fregna at fáu.

Zaczęła recytować powoli kiwając się nad runami.
-
Árliga verðar
skyli maðr oft fáa,
nema til kynnis komi:
str ok snópir,
lætr sem solginn sé
ok kann fregna at fáu
.
Czym jest Krwawy Księżyc? Odkryjcie przede mną odpowiedź. Czymże on jest i czym nam grozi? - Zapytała pochylając się nad wróżbą.
Mgła i ciemne myśli jednak nie rozmyły się przed oczami wieszczki. Kości nie chciały udzielić odpowiedzi, większość z nich ustawiła się bokiem tworząc plątaninę, przez którą nawet Elin przebić się nie zdołała.
Westchnęła cichutko i pozbierała runy do woreczka, by do pasa go ponownie przytroczyć.

Poprawiwszy swój strój do większej izby weszła rozglądając się i dostrzegając nowe twarze w tym jedną w nią wpatrzoną. Skinęła lekko głową i do Ingeborg wpierw podeszła.
- Nie wysłaliście jeszcze posłańca do godiego?
- Nie. - rudowłosa zmierzała ku Erykowi co za volvą do środka wkraczał.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Po czym odwróciła się, by zobaczyć na kogo dziewczyna patrzy, by ujrzeć jarla Tissø.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 06-12-2016, 15:32   #69
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Zanim otworzył oczy wsłuchał się w rytm swego ciała. Zastanawiał się na ile rany jego się zagoiły. Na ile Vitae oczyściła z trucizny. Sięgnął po moc krwi, by znów spróbować się leczyć. Zaraz po tym podeszła jego służka. Erik słuchał z uwagą rudowłosej Ingeborg. Elin stojąca troszkę z boku słyszała ich rozmowę i ku posłańcowi się również zwróciła. I napotkała ponownie gorące spojrzenie, które ni na chwilę jej nie opuszczało.
- Gdzież ten posłaniec z Tissø zatem? - rzekł jakby nic innego nie miało znaczenia.
- Tam - wskazała na mężczyznę siedzącego przy jednej z ław i popijającego miód. - Jak się czujesz dzisiaj? - patrzyła z troską w spojrzeniu.
Erik położył dłoń na policzku rudowłosej i rzekł:
- Gdzie moje szaty? - rzekł patrząc z góry na dziewczynę. Jego ubrania nadal były sfatygowane po poprzedniej nocy. Czuł przez to dyskomfort większy niż z powodu odniesionych ran.
- Zaraz przyniosę. Rozstawiliśmy namiot na zewnątrz. - odparła i ruszyła ku wyjściu chaty.
Jarl na jeziorze Tyra potoczył wzrokiem po pomieszczeniu. Z odrazą zerknął na ogień. Później na Volvę, która wstała niemal tak szybko jak on. Czuł się lepiej. Zdecydowanie lepiej niż poprzedniej nocy. Zacisnął zęby i przymknął oczy na moment. Czuł, że jest w stanie zaleczyć resztę ran, jednak wymagało to sporego wysiłku woli. Skupił się w sobie czując, jak jego ciało zrasta się. W końcu z ust wyrwało mu się westchnienie. Wypchnął powietrze, które po chwili wciągnął ponownie, jakby żył. Nie patrząc już na nikogo więcej wyszedł z budynku, chcąc zobaczyć ów namiot.
Namiot do którego skierowała się rudowłosa nie wyróżniał się niczym. Zbity z drewnianych pali, opatulony płótnem stał z prawej strony chaty, wpisując się w już stojące namioty wojów skalda. Na zewnątrz straż pełniło mężczyzn, którzy zadowolić się musieli ogniskiem rozpraszającym mrok zapadającej nocy.
Erik przechodząc między nimi położył dłoń na ramieniu jednego z wojów i powiedział:
- Tyr jest wam wdzięczny, że służbę tu pełnicie. Bogowie wam wynagrodzą wszelkie niewygody jakie w podróży ze mną spotykacie.
Po czym wszedł do wnętrza namiotu szukając wzrokiem rudowłosej służki i przyobiecanych szat. Szukał też swego ghula, który miał jasno określone przedmioty, które miał przynieść ze statku.

Czekali na niego. Erik z zadowoleniem zdjął z siebie zabrudzone szaty. W to miejsce założył elegancką czarną szatę ze złotym ornamentem. Wszystko przepasał zdobycznym na vikingu pasem jedwabnym. Szyję przyozdobił łańcuchem obwieszonym kolorowymi koralikami. Do pasa przytoczył krótki topór. Z drugiej strony przywiesił bicz, dostarczony przez Gunnara. Tarczę ocenił jedynie. Nie było to miejsce, ni czas by tarczę przywdziewać. Wszak wszyscy wkoło mienili się sojusznikami. Czas pokaże ile z tych sojuszy przetrwa. Buty skórzane jakie mu przynieśli nie należały do jarla. Czuł, że obcierają go nieco. Choć lepsze to niż dalsze bieganie boso po obcym mieście. Teraz był gotów na resztę nocy. Na prawą dłoń zakładał pierścień gdy do namiotu wszedł półnagi Ulf Szeptacz. Wesoły był, jakby się go żadne kłopoty nie imały.
- Gotów, widzę? - uśmiechnął się w zęby wsuwając resztkę sera.
Afterganger przejechał językiem po kłach i górnej szczęce, po czym powiedział:
- Czegóż się dowiedziałeś? Wszak miałeś kilka dni.
Szeptacz ramionami wzruszył:
- Jako i wszyscy z naszej załogi. - wsunął nóż za cholewkę buta i poprawił sznurowanie onucy - Nie wiadomo nic. Rozkazy wychodzą z domostwa godiego. Einara w jego husie nie ma. Najbliższa służba jarla wymieniona, ciał poprzednich nie znaleziono. Godi zaś… - cmoknął zęby oczyszczając - … nie wygląda mi na geniusza i umysł stojący za intrygą. Myślę, że do tego zabrać się trzeba inaczej. - spojrzał na jarla - Kto najwięcej by zyskał Aros jarla pozbawiając? Jeśli odpowiedź znajdziemy, wtedy łatwiej trop może będzie znaleźć też. - kucnął składając dłonie razem.
“Ty” zabrzmiało w głowie jarla. “Ty byś zyskał najwięcej, wszak władzę nad cieśniną byś zyskał” Bestia w głowie kusiła. Podsycała wizje w głowie jarla.
- Dziękuję, czy czegoś ci trzeba Ulfie Szeptaczu?
- Nie. -
rzucił spojrzeniem na Ingeborg - Co dalej czynić?
- Wypocznij. Wszak noc jest. Jedz, pij, i daj mnie pomyśleć -
wzrok jarla był zacięty.
- Ingeborg, gdzie ten posłaniec z Tissø? - zapytał nie zaszczycając już Ulfa spojrzeniem.
Ulf ruszył z namiotu, gdy Ingeborg odpowiadała:
- W chacie, sprowadzić go tutaj?
- Tak. Wszak dom nasz najważniejszy. To jego los się liczy. Aros jest tylko tymczasową koniecznością -
w głosie Slangenssona brzmiała jakaś nuta nostalgii.
Rudowłosa ruszyła by z posłańcem za chwil kilka powrócić:
- Jarlu - skłonił się mężczyzna - wieści od żony twej przywożę. - spojrzał na Ingeborg i na Erika.
Afterganger wykonał ruch dłonią, żeby posłaniec już nie zwlekał.
- Kazała przekazać, że wie i niepokoi się. Jeśli nie wrócę do jutra z wieściami od Ciebie, ruszy sama z pomocą i kamienia nie zostawi na kamieniu. - posłaniec najwyraźniej cytował.
Na twarzy Erika wykwitł szeroki uśmiech. Wspomnienie szacownej małżonki zdawało się go rozbawić. Brakło mu jej bliskości, lecz jej temperament w połączeniu z obecnością Jarla Bezdroży mógł wywołać wojnę.
- Przekaż jej proszę, że udało nam się zażegnać kryzys. Jestem tu w towarzystwie samego Lenartssona, więc najpewniej niedługo i me czyny w sagach opiewane będą. Jest tu też jego rodzina. Brat we krwi, Berserker, zwany Volundem. I siostra jego. Volva. Jednooka Elin. Wszyscy oni poszukują Einara. W nadziei, że w dobrym zdrowiu go zastaną. Toteż i ja staram się im pomóc Einara odnaleźć. Przekaż więc tej, która klucza pilnuje do Tissø, że gdy będę potrzebował jej pomocy, to wezwę ją. Wtedy niech zabierze wojów tylu ilu tylko da radę. I niech przybywa, by pomóc mężowi swemu.
Po tej nieco przydługiej odpowiedzi jarl zamknął oczy. Uśmiech nie znikał z twarzy Erika. Zdawał się wyobrażać sobie cóż by się działo, gdyby Freyvind rzucił nim w jej obecności.
W końcu zaśmiał się w głos.
- Idź więc. Posil się, napij, wypocznij. Miasta w nocy nie opuścisz. Jutro rano z wiadomością wyruszyć możesz.
Machnął dłonią dając znak posłańcowi, że już czas, aby opuścił ich. Posłaniec skłonił się i namiot opuścił.
- Ingeborg, powiedz mi …. - przerwał w połowie zdania. Jakby jego myśli pobiegły gdzieś dalej. Dziewczyna nie przerywała zamyślenia, nawykła do takowych chwil.
- Gunnar, czy są tu jacyś niewolni, których kupić mógłbyś? Krwi potrzeba mi świeżej. Weź odpowiednie środki, i zobacz kogóż kupić możesz. Łysy olbrzym skinął jedynie głową i ruszył dość żwawo by jeszcze tego wieczoru wypełnić polecenie jarla.
Slangenson z jednej ze skrzyń zabrał sakiewkę z kawałkami srebra i przywiązał do swego pasa. Później na plecy zarzucił czarne futro i ruszył do chaty.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-12-2016, 18:19   #70
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin


Wieszczka zaciekawiona palącym spojrzeniem mężczyzny i zważywszy na fakt, iż Erik zajęty jest rozmową ze swymi ludźmi podeszła do tego, który tak w nią się wpatrywał.
- Czy coś mam na twarzy? - Zapytała.
- Raczej czegoś Ci brak. - odparł zapytany wsuwając kawałek sera do ust i nadal nie odrywając spojrzenia. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej szalenie niż przy pierwszym wrażeniu.
Dotknęła lekko swego pustego oczodołu.
- Coś w tym złego? - Zapytała dumnie unosząc głowę.
- Nie, czemu? Rzadko widuję kobiety co urody swej marnować się nie boją. - siorbnął piwa, a piana została na końcach wąsów. - Ważniejsze jednak, czy ty myślisz, że to co złego? - nachylił się z iście diabelskim uśmiechem.
Z tyłu poruszenie dało się posłyszeć, co głośniejsze. Skrzynia jedna zatrzęsła się jakby wewnątrz zwierzę dzikie się miotało, nim równie nagle spokój nastąpił. Niechybnie, Pogrobiec się zbudził w głębi hausu… choć ze słabością co go toczyła, nie tak różną od Erykowej wiadomym było, że jeszcze chwila upłynąć musi nim wychynie.
- Nawet mi przez głowę myśl takowa nie przeszła. - Odpowiedziała spokojnie i odwróciła się na chwilę posłyszawszy ruch w mniejszej izdebce, po czym powróciła spojrzeniem do mężczyzny.
- Jak Cię zwą? - Zapytała.
- Ulf - mruknął odsuwając się powoli - Szeptacz. - poruszył brwiami i znowu ku piwu się obrócił - A Ciebie jednooka?
- Elin, Wiedząca. - Uśmiechnęła się leciutko. - Jak mniemam do ludzi jarla należysz.
- Do usług - skłonił się w jednej dłoni mając nożyk, w drugiej resztkę gomółki sera. - Wiedząca jak bardzo? - prostował się wciąż z palącym wzrokiem.
- Na tyle na ile Bogowie pozwolą. - Odparła.
- Z mego doświadczenia nie często i niewiele pozwalają. Raczej domagają się zwykle czegoś w zamian.
- Tak już ten świat został stworzony.
Miast odpowiedzi otrzymała kolejne spojrzenie i skinienie głową. Ulf odszedł, bezceremonialnie zostawiając ją samą.


Elin,Volund


Równocześnie stała się świadoma Volunda za nią, który z trudem wydostawał się ze skrzyni. Z nogami wewnątrz przysiadł na jej brzegu, głowę i lico piękne w objęcie swych dłoni biorąc. Spod rękawów giezła noszonego dla ukrycia i przyzwoitości jak łapczywe konary, czarne wici biegły wzdłuż bladych jak księżyc dłoni, oplatając grabiaste palce, same jak nagie korony płaczących brzóz. Niewidoczne usta poruszały się, mamrocząc coś cicho w jakimś nieodgadnionym języku, jeżeli w ogóle była to mowa ludzi, a nie Bestii.


Volva przez chwilę jeszcze stała wpatrując się zdziwiona w plecy odchodzącego Ulfa, by potem zwrócić się ku izdebce. Nie wchodziła jednakże do środka, pamiętając iż brat jej przebudzenia miewa… trudne. Czekała więc aż sam zdecyduje się wyjść.*
Pogrobiec rozchylił nieco palce, tak że jedno oko wyzierało na wszystko dookoła, wytrzeszczone ponad miarę. Wyglądało to nieco jak potępiony jakiś fragment oblicza, które przez gałęzie plugawego lasu zostało ochwycone i mogło się tylko przyglądać otoczeniu.
A potem napłynęły doń czerwień, i drapieżność, i dystans i chłód. Powieka z wolna zasunęła się do połowy na czujniej teraz obserwujące ślepie co w noc widziało jak drapieżne zwierzę. Gdy zatrzymało się w końcu na volvie, z niedźwiedzią powolnością Volund wyprostował się i wystąpił ze skrzyni z ledwo widocznym grymasem pogardy dla swego dziennego leża. Poczynił kroki ku siostrze.
- Mam nadzieję, że dzień przyniósł ci ukojenie. - wyszeptał tylko - Któż to był?
Skinęła delikatnie głową i z troską mu się przyglądała.
- Czuję się lepiej, dziękuję, żałuję jeno iż o Tobie powiedzieć tego nie można. - W jej głosie pobrzmiewał smutek. - On? Zwą go Ulf, jeden z ludzi jarla Erika. - Odpowiedziała na pytanie.
- Jak gdyby ilekroć się budzę, więcej ich, przybywa… - wyszeptał, chociaż po obliczu uznać by można, że znów jest w świecie swoich myśli - Eryk ku zdrowiu bliższy, mniemam? Czy przeciwnie?
- Wydaje się czuć lepiej, na całe szczęście. I jeszcze darów godiemu nie wysłał.
- Dobrze. Zatem holmgang będzie można rzucić… - uspokoił sam siebie jej brat krwi, albowiem ewidentnie mówił sam do siebie - Być może nawet… tak by słowo dane Agvindurowi dotrzymać.
Spojrzał na nią dopiero.
- Chyba, że wciąż to za błąd uważasz.
Pokiwała powoli głową.
- Nie zmieniłam zdania… Zbyt mało wiemy Volundzie i wystawianie się na widok może być zbyt niebezpieczne.
- Och, lecz toż taki dokładnie jest tego cel. Ja wystawię się na widok i zburzę ich delikatną i skrupulatną… - szukał chwilę słowa, które miało nie powstać przez wiele lat. Zrezygnował po chwili - Ja dam się spostrzec i z bierności ich wytrącę, abyście więcej mogli spostrzec. Abyś ty więcej mogła ujrzeć. - powiedział z pewnością co do zdolności volvy.
- W Twoim stanie, to może być podwójnie niebezpieczne… - Odparła na to ciągle nieprzekonana.
Dłoń Pogrobca uniosła się powoli na wysokość jej twarzy, przez chwilę pocierał opuszkami palców o kciuk jak gdyby w namyśle. Powoli wyprostował sękate palce, wskazując jej oko.
- Czasem… chciałbym Widzieć, jak Szalony Jarl mógł…
Dłoń przesunęła się powoli w bok, teraz wskazujący palec skierowany był na jej pusty oczodół… choć gdyby było w nim wciąż oko, niechybnie by je teraz dotykał.
- ...pomimo ceny. - dokończył, jak gdyby zastanawiając się nad czymś.
- Czasami więcej szkodzi to niż pomaga… - Odparła błękitnego spojrzenia od niego nie odrywając. - Zresztą… sam widziałeś. - Uśmiechnęła się delikatnie głaszcząc leciutko niczym muśnięcie motyla jego dłoń, która jej twarzy dotykała. Mimowolnie jakby brzegiem dłoni po policzku jej powiódł, rękę cofając.
- Krew ma w tobie, lecz i twoja we mnie. Nie Norn chciałbym pytać, nie… i nie mógłbym. Lecz widzieć. Co wokół mnie. Co w innych. Co w miejscach. Co w przedmiotach. Co za sen drzemie tam gdzie nic całkiem nie ma.
- Czasami zagubić się w tym można… I nie jest się już pewnym, co jest prawdą, a co nie….
 
Blaithinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172