Administrator | Sam, ze sobą na sam... Jack siedział jeszcze przez moment bez ruchu, jakby nasłuchując, co się będzie obok działo, a potem wstał i podszedł do prowadzących na korytarz drzwi.
Prywatność najwyraźniej była tu pojęciem względnym, bowiem żadnego zamka czy choćby marnej zasuwy uświadczyć tu nie można było. Jack podsunął pod klamkę fotel, a potem jeszcze wsunął pod drzwi ostrze sztyletu. Nieproszonych gości z pewnością by to nie powstrzymało, ale przynajmniej opóźni ich na tyle, że zdołają ich przywitać na siedząco...
Przeniósł plecak ponownie usiadł na łożu i z ponurą miną zaczął się wpatrywać w puste kielichy.
Głupek? To było zdecydowane za mało powiedziane. Powinien teraz zaszyć się w jakąś mysią norę i nie wyłazić przez najbliższe pół życia. Może udałoby mu się przez ten czas zmądrzeć.
A tam... Nie ma mysiej nory, to pójdzie spać do łazienki. Zrobi sobie legowisko z płaszczy kąpielowych. A nuż głupota jest zaraźliwa, po co dziewczynom ma się udzielać?
Otworzył plecak i przebrał się w piżamę.
Olać maść. W zasadzie nic go nie boli, a im szybciej zniknie Neli z oczu, tym lepiej. A do rana... może dziewczyna mu wybaczy.
No, tego ostatniego zdecydowanie nie był pewien.
"Tylko" zdecydowanie się przedłużało - czas płynął, co widać było po powoli się zmniejszającej długości świec, a dziewczyny nie wracały. Sądząc po odgłosach dobiegających z łazienki, nie potopiły się, ale Jack nie sądził, że byłby tam mile widzianym gościem.
W końcu wstał i podszedł do jednej ze ścian. Odsunął kotarę. To nie było kolejne pomieszczenie, tylko okno. Jack oparł dłonie na parapecie i zapatrzył się w rozciągający się za kryształową szybą widok.
Podziemne miasto widać było w pełnej okazałości. Najwyraźniej dla mieszkańców tutejszy dzień nie kończył się nigdy, bo z każdego budynku, z każdego niemal kamienia bił blask, że wszędzie było jaśniej, niż na rozświetlonej neonami Oxford Street.
A że nigdzie się nie spieszył, stał i patrzył, obserwując codzienne (conocne?) życie wampirzego miasta.
Czy mógłby zostać magiem w tej krainie pełnej magii? To się ponoć zdarzało, a gdyby miał mieć jakiś wybór, to wolałby wybrać drogę magii, niż drogę miecza, łuku i kłów. Oczywiście ręce, które leczą, też by się im przydały, ale do tego zdaje się potrzebna by była osobista interwencja któregoś z bóstw, co Jackowi nie bardzo odpowiadało.
Może by więc tak skupić się, skoncentrować, strzelić palcami i powiedzieć "lumos", by na dłoni pojawiło się magiczne światełko?
Może gest był nie taki, może zaklęcie złe, a może po prostu pisana mu była kusza, bo magiczny płomyk się nie pojawił. Nawet Harry Potter chodził do szkoły dla magów, no i miał nauczycieli, a Jack najwyraźniej nie miał zdolności Hermiony.
Jedyny w tym momencie lokator sypialni złożył dworski ukłon, machając wyimaginowanym kapeluszem i honorując w ten sposób zdolności panny Granger, a potem wzruszył ramionami - gest, który rodzice uparcie usiłowali wyplenić z zestawu jego zachowań. Chyba powinien się pogodzić z tym, że ten dzień należało zapisać po stronie strat.
Niczym za pomocą czarodziejskiej różdżki w jednej chwili zdołał przemienić plusy w minusy. Magik z niego, nie da się ukryć. Mógłby wystąpić w "Mam talent" Pierwsze miejsce murowane.
Odszedł od okna, ale nie wrócił na łóżko, tylko zaczął systematycznie przeszukiwać wszystkie szafy, szafki i szuflady. Nie miał pojęcia, jak na długo wystarczą świece. A nuż się okaże, że w nocy trzeba będzie jakąś zapalić, bo inne zgasną?
Znalazł i świece i coś, czym je można zapalić. Niestety, nie były to zapałki, ale kolejne krzesiwo. A to znaczyło, że ponownie trzeba będzie potrenować.
Skry sypały się szczodrze, lecz świeca stale trwała w stanie dziewiczym. W końcu jednak, gdy Jack rozszczepił knot na pojedyncze niemal nitki, udało się. Iskra padła na knot i świeca wreszcie zapłonęła. Udało się, ale wniosek był prosty - najpierw hubka, potem świeca - chyba, że nie ma innego wyjścia.
A może zgaszenie świecy siłą woli byłoby łatwiejsze, niż jej zapalenie? Jack wpatrzył się w świecę, wyobrażając sobie, że płomień robi się coraz mniejszy i mniejszy...
I nic się nie stało.
Północ już blisko...
Nie minęło kilka chwil, aż łazienki wyłoniły się obie dziewczyny na raz. Nela była już ubrana w swoją czarną koszulę nocną i darowała sobie owijanie się w szlafroki. W dłoniach jednak niosła mały ręcznik, którym aktualnie przecierała jeszcze mokre włosy, jakby miała nadzieję, że szybciej dzięki temu wyschną. Barb natomiast wyszła z łazienki owinięta ciasno w gruby szlafrok.
- Nelu, możemy jeszcze zamienić dwa zdania? - spytał Jack, kierując się w stronę, skąd właśnie wyszły obie dziewczyny.
- Toooo ja pójdę się przebrać w piżaaamę - Barb podeszła do łóżka, zgarnęła uszykowane tam nocne przyodzienie i czym prędzej zniknęła w łazience.
Wobec czego Nela wzruszyła tylko ramionami i dalej susząc włosy podeszła do łóżka, na którym też zaraz usiadła.
Jack usiadł obok niej.
- Czy powinniśmy coś zrobić z Barb i Danem? - spytał cicho, tak by jego słowa nie dotarły do łazienki.
Nela uniosła brwi w zdziwieniu.
- Z tym, że on ciągle do niej startuje? - upewniła się.
Jack skinął głową.
- Ją lubię, a jemu jakoś nie wierzę - przyznał się.
- Ja też nie - odparła Nela - i z początku wydawało mi się, że Barb sama nie umie się przed nim obronić. Ale… myślę, że on jej się trochę podoba. Jest dorosła. Sama musi postanowić, co z tym zrobi.
- W takim razie niech się dzieje, co chce. Spróbuję nic nie zauważać. - Jack najwyraźniej nie był zachwycony manierami ex-dragona. - Jak trzy małpki - dodał z cieniem uśmiechu. - Dzięki - powiedział, po czym się podniósł. - Barb, można wejść? - spytał głośniej.
- Jack chce zrobić przy tobie kupę! - zawołała Nela, z wyraźnie rozbawionym tonem głosu, na co Jack pokazał jej język. Widać zebrało jej się na żarty.
- To weź ze sobą mój kieliszek jak będziesz wracać. Zapomniałam - poprosiła Jacka.
- Różni się czymś od tego drugiego? - Kolorem szminki na krawędzi, pomyślał Jack. - Oczywiście, przyniosę.
Po chwili Barb wyszła z łazienki, zaś Jack natychmiast zniknął za kotarą. Wrócił jednak po paru sekundach, trzymając w dłoniach oba kielichy.
- Proszę - powiedział, stawiając je na stoliku, obok pozostałych. - Wina?
Barb podniosła ręce w obronnym geście.
- Ja dziękuję. Jestem wykończona fizycznie i psychicznie, wypiłabym pół kieliszka i miałabym odlot jak niemiecki messerschmitt nad Londynem.
- A mi możesz nalać. Będzie mi się lepiej spało… - odparła Nela, pokazując dłonią wino. - Obojętnie do którego.
- Proszę. - Jack napełnił pierwszy z brzegu kielich, niemal po brzegi, po czym odstawił dzban. - Za chwilę wrócę - obiecał, ruszając po raz kolejny w stronę łazienki.
- Co on się tak kręci… - mruknęła cicho Nela do Barb - … rozwolnienie ma czy jaki… czort? - zapytała, chwytając w dłoń kieliszek z wyraźnym zamiarem przechylenia go.
A Jack, wbrew obietnicy, niezbyt się spieszył. I to bynajmniej nie z powodów, o jakie podejrzewała go Nela. Miał w planach nie tylko umycie zębów, ale i głowy, czego zdecydowanie nie zrobił podczas pierwszego tu pobytu.
Znalazł coś, co zdało mu się szamponem o mniej kwiatowym, a bardziej neutralnym zapachu, sprawdził, czy to czasem nie jakiś szampon koloryzujący, po czym szybko umył włosy, podsuszył się odrobinę, umył zęby.
Wreszcie wyszedł z łazienki.
Kielich Neli był pusty.
- Zgaszę kilka świec, kilka zostawię - powiedział cicho Jack.
- Jaaaaaaaaaasne - odparła Nela, ziewając przy tym i zasłaniając dłonią usta. Chociaż mimo to widać było, jej czerwone poliki. Siedziała już w łóżku. Po środku łóżka - jak zostało jej przeznaczone wczoraj. - I chodź spać.
- Tak jest, wasza wysokość. - Jack sparodiował scenę z Alicji w krainie czarów, po czym, zgodnie z obietnicą, zdmuchnął parę świec, zostawiają mniej więcej połowę zapaloną. No, zdecydowanie mniej, niż połowę. A potem położył się i wsunął pod koc. Jednak nie na samym skraju łoża, ale, zgodnie z wcześniejsza obietnicą, blisko Neli. Najwyżej się odsunie, pomyślał.
- Dobranoc - powiedziała cicho szarowłosa. Nie odsunęła się, a właściwie w ogóle nie ruszyła najwyraźniej już wygodnie ułożona do snu.
- Dobranoc - odpowiedział Jack, przykrywając się kocem i odgradzając w ten sposób od nadmiaru światła.
Barb nawet nie odpowiedziała na ich nocne pożegnania, ponieważ zasnęła momentalnie, ledwo dotknęła poduszki, wtuliwszy się w nią oraz kawałek swojej kołdry, nieczuła na czyjkolwiek ruch, czy słowa.
|