Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2016, 16:05   #88
Sapientis
 
Sapientis's Avatar
 
Reputacja: 1 Sapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnie
Sophie oddychała głęboko i szybko, a serce próbowało wyrwać się z jej piersi. Pęd z taką prędkością wpychał do ust i nosa ogromne ilości powietrza i nie pozwalał ich wypuścić. Dla kogoś, kto pierwszy raz miał styczność z takim środkiem transportu było to przerażające doświadczenie. Na domiar złego siedziała za cuchnącą najróżniejszymi zapachami Brandy, której przydałaby się zmiana zatęchłych łachmanów i porządna kąpiel. A to wszystko zakończone TAKIM lądowaniem!

Panna d’Artois spojrzała na swoje ubranie. Całe było pomięte i ubrudzone, a w dodatku naszpikowane świerkowymi igłami. Nie wspominając już o zszarganej wiatrem koafiurze. Nie tak wyobrażała sobie swoje przybycie do Szuwarów. Mimo, że nie mogła kwestionować decyzji Zgromadzenia, lot na miotle i to z “legendarną” Brandy Flatbum pozostawiał wiele do życzenia. Po chwili zaczęła również intensywnie odczuwać wąską miotłę, która przez całą drogę wgniatała jej się w siedzenie.
Najbardziej zaskoczył ją jednak grymas zadowolenia na twarzy starej Wiedźmy, zapalającej niedopałek grubego papierosa. Zupełnie, jakby to lądowanie wyszło nawet lepiej niż się spodziewała.

Gdy Sophie trochę już się uspokoiła, otrzepała suknię z ziemi i igieł, wzięła swoje bagaże i ruszyła za kierującą się na zachód Brandy.
Po kilkunastu metrach, wybierając jeszcze liście spomiędzy włosów, zapytała towarzyszki:
- Przepraszam, czy… - przerwała kaszląc, bo Brandy odwróciła się w jej stronę i wypuściła jej prosto w twarz kłąb ciemnego dymu. - ...czy mogłabyś mi opowiedzieć coś więcej o tych Szuwarach? W Zgromadzeniu niewiele się dowiedziałam.
- O Szuwarach? A co tu dużo mówić? Miasteczko widmo. Zapadła nora. - Stare babsko poprawiło tobołki Sophie, które dźwigała na garbatych plecach.
- Kiedyś, tak z dziesięć lat temu to jeszcze była jako taka mieścina. Ludzie się zjeżdżali ponoć, bo przecinały się tu jakieś szlaki. Teraz bida tu aż piszczy. Podobno. Nigdy tu żem nie była… Szuwary to tak z 300 lat mają spokojnie. Albo i więcej. A kiedyś był tu zamek. Nie żeby w tym samy miejscu, ale gdzieś w okolicy. Rządził tu jakiś taki.. nie pamiętam teraz, jak się nazywał. Podły był strasznie…
- Zapadła nora… - powtórzyła cicho Sophie. - A moje zadanie? - drążyła. - Ta Stara Marie? Wiesz o niej coś więcej? W końcu mieszkała w tym miasteczku na uboczu cywilizacji...
- A jak już jesteśmy przy temacie mieszkania... - dodała po chwili. - Wiesz może, gdzie ja zamieszkam?
- Ty? - Spojrzała na dziewczynę wiedźma i wzruszyła ramionami - Bladego pojęcia nie mam! Dla mnie możesz i pod drzewem. Pieniędzy nie masz? Wynajmij pokój albo co... Możesz też poszperać w domu tej Marie, ale... a zresztą... - Machnęła ręką - Ja tam nawet do miasteczka nie zamierzam wchodzić. - Kobieta wypluła resztki papierosa na ziemię i przydeptała obcasem.
- Stara Marie to.. na pewno nie jedna z nas. Nikt nie wie kim była ta stara prukwa, ale stara była na pewno, bo każdy, nawet najstarsi ją pamiętają.. i to od dziecka. Wiele nabroiła, ale nigdy jej z nami po drodze nie było. Cokolwiek masz tam zrobić dziewczyno… - Tu Brandy spojrzała na uczennicę wiedźmy - Trzymaj gardę wysoko. Uda zaciskaj, jedno oko z tyłu głowy. Zapamiętaj moje słowa…
Dziewczyna teatralnie przełknęła ślinę i pokiwała głową w zamyśleniu.
Jak dobrze pamiętała, pozostałe wiedźmy traktowały jej podróż jak błahostkę. Było to pierwsze szczere ostrzeżenie, jakie otrzymała (nie licząc troski madame Roche).
- Zapamiętam. Dziękuję. - odpowiedziała szczerze. Przestroga Brandy sprawiła, że dziewczyna zaczęła się niepokoić. Do tej pory podchodziła do swojego zadania bez większych emocji, w tym momencie poczuła się jednak bardzo samotna.
Wiedziała, że nie była jeszcze prawdziwą Wiedźmą, a jedynie uczennicą. Znajomość zaklęć ograniczała się do kilku prostych czarów, których zdążyła nauczyć się w trakcie ostatnich miesięcy, a i te nie zawsze wychodziły tak, jak tego chciała - raz skończyła ze spaloną lewą brwią, gdy próbowała zapalić świeczkę, a innym razem, gdy chciała przyciągnąć do ręki kaganek, wybiła okno. Czarowanie wbrew pozorom wcale nie było takie proste, jak można by myśleć. Sophie miała świadomość, że nie była zbyt silna i brak jej było doświadczenia. W dodatku będzie zdana tylko na siebie w tym obcym i nieprzyjaznym miejscu.
A teraz dowiedziała się, że Zgromadzenie nie zapewniło jej nawet łóżka na noc…
“No nic, jakoś to będzie” - pokrzepiła się w duchu i zrównała krok ze starą Wiedźmą, po czym wzięła z jej zgarbionych pleców jeden ze swoich tobołków. Na szczęście nie były bardzo ciężkie.


Kobiety szły w milczeniu, szerokim pasem szarozielonej łąki, a potem weszły w gęsty las.
- Na północ stąd jest szlak. Normalnie byśmy tam polazły, ale to so Szuwary. Tu nawet szlak to breja i nogi się zapadajo po kolana. - Widać było, że starsza wiedźma myśli strategicznie i ustala w głowie najbardziej ekonomiczną trasę.
- Tak, czy siak, przed nami dzień marszu. Dobrze, że jest świt. Po nocy nie będziemy szły. Za dwie godziny proponuję przerwę na herbatę, a po południu na obiad. Tymczasem możesz poćwiczyć coś.. cokolwiek co tam się uczycie w szkole…
Trzeba było przyznać, że leciwa towarzyszka zdawała się mądrzejsza, niż zwykło się o niej mówić. Sophie nie wiedziała, jak starucha przewiduje swój powrót do miotły po zmroku, jednak wiedźm rzadko kiedy pytało się o takie rzeczy…

Dziewczyna rozmarzyła się na chwilę, na myśl o kubku gorącego naparu z wiedźmich ziółek, szczególnie, że lot na miotle w tak chłodny dzień nie był szczególnie przyjemnym doświadczeniem.
Z zadumy wyrwała ją Brandy, która właśnie zapaliła kolejnego grubego papierosa i ciężko dyszała zmęczonymi płucami.
- Może, gdy zatrzymamy się na herbatę, nauczyłaby mnie pani czegoś nowego? - zapytała kopcącej jak piec kowalski wiedźmy i odsunęła się z drogi ciemnych kłębów, po czym wyjęła z kieszonki na pasie niewielką książeczkę w skórzanej oprawie, z zamiarem rzucenia kilku zapisanych wcześniej zaklęć.
- Czegoś z magii mniej konwencjonalnej. - dodała z lekkim uśmiechem, a korony drzew ponad ich głowami wypełniły się chmurami gęstego, burego pyłu, przesłaniając w większości resztki przebijającego się przez liście słońca. Czekając na odpowiedź ze strachem patrzyła na ściemniającą się okolicę i kolejne kłęby dymu buchające sprzed twarzy Brandy. “Faktycznie Extra Mocarne!” - zdążyła pomyśleć nim rozkaszlała się na dobre.
- Jasne. - Powiedziała ze słyszalnym przekąsem towarzyszka nie wyjmując papierosa z ust - Mam ja dla ciebie najlepszy czar na świecie!
Wsadziła rękę pod sukienkę i zaczęła tam grzebać cały czas idąc okrakiem. Postękała chwilę i w końcu wyciągnęła zawiniętą w szmatę rzecz.
- Zapomniałabym - powiedziała. - Od Zgromadzenia z pozdrowieniami. Najlepszy czar!
Był to kawał pistoletu z zamkiem kołowym oraz cztery patrony ze srebrnymi kulami.
- Nie sprzedaj ich gówniaro na szminki i pudry. Mogą ci życie uratować, gdyby ta suka Marie jeszcze gdzieś dychała. Pamiętaj. Wchodzisz, badasz i sprawdzasz. Czy Stara żyje, co z jej rzeczami i co jak tam z mieszkańcami. Jak czysto i spokojnie, piszesz list do Zgromadzenia.
Dziewczyna skinęła w zgodzie głową i z lekkim, choć dobrze skrywanym, obrzydzeniem odebrała zawiniątko wyciągnięte spod sukienki wiedźmy. Schowała je do eleganckiej torby na ramieniu, z zamiarem wyczyszczenia, gdy tylko nadarzy się okazja. W końcu nie była pewna, gdzie dokładnie było trzymane…

Sophie miała nadzieję, że Stara Marie nie żyje. Nie było w tym nic osobistego. Została wysłana by zbadać powód jej śmierci, więc naturalne było dla niej, że wiedźma ma być martwa. Związane z tym komplikacje trzeba będzie rozwiązać i tyle. W tym względzie Zgromadzenie miało rację - choć uczennica nie poradzi sobie w magicznym starciu z przeszło trzystu letnią wiedźmą, srebrna kula poradzi sobie z pewnością.
Mimo tego, pannie d’Artois nie podobało jej się ukryte przesłanie podarku. Mówiło: “magia nie rozwiązuje wszystkich problemów”, a to było kolejnym powodem do obaw.
 

Ostatnio edytowane przez Sapientis : 15-11-2016 o 00:23.
Sapientis jest offline