Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2016, 17:44   #19
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice była poważnie zmieszana. Z jednej strony widziała swoją drogą przyjaciółkę. W końcu Maxinne była dla niej nie do zastąpienia. A tymczasem z drugiej strony był Thomas.
Była rozdarta.
Jedno było dla niej jednak w zupełności pewne… Ktoś tutaj kłamał. Teraz musiała już tylko zdecydować kto.
Alice nie miała zbyt wiele czasu na decyzje, a więc musiała działać szybko.
Kiedy mężczyzna próbował przyciągnąć ją do siebie, zamachnęła się, chcąc uderzyć go trzymaną przez siebie bronią.
Nie miała innego wyjścia.
Wierzyła w Max.
Nie znała go tak naprawdę.
Musiał jej wybaczyć.


Douglas nie spodziewał się ataku ze strony Alice. A w każdym razie - nie ponownego. Syknął z bólu i na chwilę stracił koncentrację. W międzyczasie przy kobiecie pojawił się ochroniarz Maxinne.
- Jestem Tyler - przedstawił się, tak jakby było to w tej chwili najważniejsze. Następnie przeskoczył na lewą stronę Alice, tak aby znaleźć się pomiędzy nią, a ewentualną zbłąkaną kulą ze strony nadciągających kryminalistów. - Szybciej - szepnął, ciągnąc ją za rękę. W rezultacie potknęła się, a z jej stopy zsunął się but.
- Alice! - Thomas krzyknął, dochodząc do siebie. W jego głosie kryło się wiele bólu, choć najpewniej w dużej mierze niezwiązanego z fizycznym aspektem ataku Harper. - Zostań!
Rozległ się huk wystrzału. Kula trafiła w bok Tylera. Alice nie była pewna, kto wystrzelił. Do samochodu zostało już co najwyżej pięć metrów.


Alice szła do samochodu przyjaciółki. Czuła się Kopciuszkiem…
Słysząc głos Thomasa obejrzała się przez ramię. Było jej przykro. A jednak w głębi ducha chciała wierzyć, że jej przyjaciółka jest dobra. Alice spojrzała na Max
- Max, wytłumacz mi. Kto to jest?! - zapragnęła odpowiedzi teraz. Jakby wątpliwości chwilę przejęły kontrolę. Czy będzie jej potem szukał? Był dobry, czy zły? Panna Harper miała wrażenie, że czar prysł. Było wiele pytań i niewiele odpowiedzi…


- Nie teraz, Alice! - Maxinne wykonała energiczny gest prawą dłonią. Mnogość złotych bransolet zaklekotała na nadgarstku, przywołując na myśl dźwięk przeładowywania pistoletu. - Wsiadaj, i wynośmy się stąd w tej chwili!
Tyler złapał się za lewy bok, jednak zdołał wsiąść do samochodu.
- Nic mi nie jest - rzekł, choć bez wątpienia odczuwał ból. - Mam kamizelkę...
- Tak, tak - Maxinne zniecierpliwiła się. - Posuń się, zrób miejsce...
- Alice! - Thomas wrzasnął jeszcze raz. - Biegnij do mojego samochodu! - jego głos zdawał się jednak coraz słabszy z każdym krokiem kobiety.


- Nie. Teraz Max! Skąd się tu wzięłaś?! Co tu się u licha dzieje?! - Alice poważnie spięta, po prostu zrobiła dokładnie to, co każda zestresowana kobieta zrobiłaby w takiej sytuacji. Zaczęła zadawać więcej pytań, przyciskając do siebie broń, jakby tylko ona jej do tej pory nie zdradziła. Popatrzyła na Maxinne, potem spróbowała znaleźć wzrokiem Thomasa. Była Alice, a Alice zwykle była dość zagubiona w sytuacjach wymagających szybkich decyzji…


Nie mogła dostrzec Douglasa. Mężczyzna zniknął. Dopiero po chwili zrozumiała, że przestał na nią czekać i zaczął samotnie kierować się do swojego samochodu. Być może chował się za pięknym mercedesem, który stanowił całkiem dobrą ochronę. Albo właśnie czołgał za masywnym BMW. Alice nie miała pojęcia.


Trzech "muzyków" było już coraz bliżej. Zmiana pozycji Douglasa ośmieliła ich do posunięcia się naprzód. Teraz dzielił ich dystans co najwyżej pięćdziesięciu metrów od samochodu Swift.
- Alice, nie wiem, czy rozumiesz... - zaczęła Max, kiedy nagle krzyknęła. Pocisk utkwił w przednią szybę samochodu. Szkło było wzmocnione, więc nie rozpadło się, lecz ogromna, misterna pajęczyna pęknięć pokryła je w całości. Wszystko wskazywało na to, że nie wytrzyma drugiego uderzenia. Huk i tak wydał się przeraźliwy. - Jedziemy! - Max wrzasnęła przestraszona. - Niektórych ludzi nie da się uratować. Henry, wydostań nas stąd!


Alice miała tylko kilka sekund by zdecydować co zrobić. Niewiele już się zastanawiając, wskoczyła do samochodu Maxinne. Drżała, straciła torebkę, telefon i buta. Na Boga! List ze szpitala! Zbladła jeszcze bardziej, co było zadziwiająco możliwe. Harper wbiła wzrok w Max. Czuła się jak w filmie akcji…
A to miał być taki miły wieczór… Miły wieczór, by nie myśleć o rzeczach niemiłych. A teraz było jej wewnętrznie gorąco i przykro… Bardzo przykro.


- Tak bardzo cieszę się, że jesteś cała - Maxinne na powrót zainteresowała się Alice. - Tyle że ranna - zaniemówiła, spoglądając na ramię. - Pozwól, że ci to opatrzę - rzekła, po czym poprosiła Tylera o apteczkę, która leżała gdzieś pod siedzeniem kierowcy.
W tym czasie kierowca wcisnął gaz do dechy. Opony aż zapiszczały. Harper wreszcie miała opuścić Melvyn's i ten przeklęty parking. Kryminaliści próbowali ich ostrzelać, ale ani jedna kula nie trafiła w ich samochód.
- Jak się czujesz? - zapytała Maxinne. - Tak, wiem... to głupie pytanie.

Alice popatrzyła na nią z obłędem w spojrzeniu
- Jestem zmęczona… Poznałam przyjemnego chłopaka… Byłam w Melvyn’s… Jadłam anielskie jedzenie… A potem rozpoczął się horror. Jakaś kobieta rodziła, zaatakowałam człowieka statuetką, zabrałam u karabin, ostrzelałam kogoś… A jakby tego było mało, zostawiłam wszystkie swoje rzeczy tam, razem z Thomasem… I listem na temat matki! Max… Nie wiem czy to nie jest jeden z gorszych dni w moim życiu… - syknęła bo opatrywana rana zabolała.
- Kto to był… Dlaczego powiedziałaś, że Thomas jest zły? - zapytała, bo to było dla niej teraz bardzo ważne by wiedzieć.
Maxinne spoglądała raz za jedno okno, raz za drugie, jakby chcąc upewnić się, że są bezpieczni i nikt za nimi nie podąża.
- Wysłałaś mi jego imię i nazwisko w SMSie, pamiętasz? - przyjaciółka odparła pytaniem. - Więc ja rzecz jasna spróbowałam znaleźć go w internecie. Kto nie byłby ciekawy, z kim najlepsza przyjaciółka wybrała się na romantyczną kolację, nieprawdaż? - Maxinne roześmiała się, chociaż nie było w tym cienia wesołości. Raczej zmęczenie. - I nic nie znalazłam. Zupełnie nic. W dzisiejszych czasach, kiedy wszyscy są w internecie i każdego można wygooglować? Oczywiście to jeszcze nic nie znaczyło i kilkakrotnie chciałam porzucić temat, lecz sprawa wciąż nie dawała mi spokoju. Próbowałam skontaktować się z jakąś twoją przyjaciółką z opery i usłyszałam, że rzeczywiście ktoś taki pojawił się za kulisami. I choć go zupełnie nie znałaś, postanowiłaś spędzić z nim kolację. Doprawdy, ze wszystkich ludzi na Ziemi akurat ty powinnaś mieć więcej rozumu - Maxinne wygarnęła bardzo oceniającym tonem.
Alice popatrzyła na nią z oniemiałą miną. To był jedyny powód dla którego powiedziała, że jest zły? Do diabła! Alice zirytowała się
- Mam dość rozumu! Chciałam oderwać swoje myśli. Chciałam czegoś spontanicznego. Może i było to nierozsądne, ale właśnie po to dałam ci cynk… - głos jej się lekko uniósł
- I naprawdę, to że kogoś nie można znaleźć w sieci, nie znaczy że musi być zły! A jeśli nie był?! A jeśli był jakimś tajniakiem po prostu?! Do diabła. - jej głos aż zgrzytnął, jak paznokcie przeciągnięte po tablicy, w końcu była po koncercie, więc unoszenie go dobrze nie działało na przepracowane struny głosowe. Westchnęła bardzo ciężko
- Daj mi swój telefon Max… - rzuciła napiętym jak cięciwa tonem, ale już ciszej.


- Alice, proszę, nie bądź na mnie zła - Swift rzekła zbolałym tonem, ignorując prośbę. - Widzisz... Obdzwoniłam wszystkie restauracje, pytając o was. I za każdym razem nikt nic nie wiedział. Ja już byłam pewna, że stało się coś takiego, jak poprzednim razem. Czy naprawdę już zapomniałaś? Wiesz, jak ja się czułam... przecież wtedy to ja cię kryłam! Wtedy z Samuelem. Przez cały czas kłamałam, że jesteś u mnie, chociaż ten pojeb w tym czasie... - piosenkarka kręciła głową. - Musisz mnie zrozumieć! Myślałam, że zwiariuję. Dopiero kiedy próbowałam dodzwonić się do Melvyn's... a tam nikt nie odbierał... uznałam, że coś musiało się wydarzyć. I dobrze, że przyjechałam - dodała, coraz szybciej tłumacząc się. - Ci ludzie próbowali cię zamordować! Ale już jesteś bezpieczna. Zdołałam cię uratować... przynajmniej tym razem - Max pokiwała głową, po czym zmieniła temat. - Poza tym z nim na pewno jest coś nie tak! Krzyczał, że nie możesz mi ufać. Alice... czy nie ufasz mi? - kobieta złapała Harper za dłonie. - Po tych wszystkich latach? Naprawdę jestem dla ciebie obcą osobą?

Alice zacisnęła usta. Tak, wiedziała, że Max była wtedy potwornie wstrząśnięta, gdy się dowiedziała co się stało. Ale Thomas nie był Samuelem. Nie był nim, prawda?! W końcu Harper rozluźniła się nieco
- Ufam ci Max… Dlatego siedzę tu teraz z tobą. Ale proszę cię, podaj mi swój telefon. Moja komórka została w jego samochodzie. Chcę… Chcę to wyjaśnić… - powiedziała swojej przyjaciółce jaki był jej plan. Martwiła się, czy Thomasowi udało się dostać do swego samochodu. I tak wiedziała, że przez tę całą sytuację w restauracji będzie miała mnóstwo kłopotów…
Samochód zatrzymał się pod jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli w mieście. Wszystko wskazywało na to, że Maxinne nie narzekała na brak środków.
- Dzisiaj śpimy razem. Nawet nie myśl, że po tym wszystkim zostawię cię na noc samą - rzekła Swift, wychodząc na chodnik. W ich kierunku pospieszył boy hotelowy, czekający na ewentualne bagaże, jednak piosenkarka odprawiła go machnięciem dłoni. - No dobrze, zadzwoń do niego. Ale nie waż się umawiać na kolejne spotkania. Ten mężczyzna przynosi pecha - dodała, podając przyjaciółce telefon.


Alice posłała Maxinne spojrzenie, które mówiło ‘A bo ja nie przynoszę’, ale nie oponowała przed zostaniem z przyjaciółką tej nocy. Wybrała numer do siebie i czekała…


Dzwoniła jeszcze kilka razy, zanim ktoś odebrał. W międzyczasie zdołali już wejść do holu, a następnie przejechać windą na odpowiednie piętro. Luksusowy apartament położony był na samym szczycie wieżowca. Roztaczał się z niego przepiękny widok na Portland, którego mechaniczne światła gremialnie przebijały mrok.


[media]http://mulberrylanehomes.com/wp-content/uploads/2014/10/Spacious-Grand-Luxury-Suite-with-Short-Ceiling-Design-and-Classic-Dresser-Drawer-Made-of-Wood.jpg[/media]


Maxinne nalała sobie kieliszek porto, po czym ruszyła do Tylera i reszty ochroniarzy, by wydać im polecenia. Tymczasem w słuchawce rozległ się męski głos Thomasa Douglasa.
- Po co do niej dzwonisz, skoro ją masz, Swift? - ton mężczyzny był co najmniej oschły. - Musimy porozmawiać.


Alice nie odpuszczała. Dzwoniła i dzwoniła. W tym czasie znalazły się w eleganckim apartamencie, do którego pasowała teraz jak pięść do oka z opatrunkiem na ręce, drżąca od zmarznięcia po ustąpieniu adrenaliny, potargana i w tylko jednym bucie. Podeszła do okna i popatrzyła na panoramę, dzwoniąc po raz kolejny
- To ja… Thomasie… - odezwała się, wcale nie zaskoczona jego tonem, ale zadowolona, że wreszcie odebrał. Chciała poznać teraz historię z jego strony…


Rozległa się chwila ciszy.
- Rozumiem, że dzwonisz po to, abym oddał ci komórkę i torebkę? - oschłość w głosie mężczyzny wcale nie zmiękła po rozpoznaniu Alice.
- Nie… Chciałam wyjaśnić tę sytuację… I sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku… - odpowiedziała spokojnie, choć przycisnęła teraz słuchawkę mocniej do ucha.
- Po tym, jak mnie zaatakowałaś? - Thomas zaśmiał się smutno. - Czy po tym, kiedy uciekłaś, choć nawoływałem cię? A zresztą… to bez znaczenia teraz. Powiedz mi, gdzie jesteś.
Maxinne pojawiła się znikąd z kieliszkiem porto w drugiej ręce i podała go Alice. Wpatrywała się w nią szeroko rozwartymi oczami i kręciła powoli głową, choć przecież nie mogła słyszeć słów Thomasa.
Alice było teraz jeszcze gorzej
- Zrozum, spanikowałam. Oboje zaczęliście krzyczeć, że jedno i drugie jest złe… Max to moja przyjaciółka od dzieciństwa. Jestem kompletnie skołowana. Jestem w… - zerknęła na kieliszek porto. Przyjęła go od Maxinne i napiła się, zignorowała jej minę
- Jestem w hotelu. Max jest w stosunku do mnie nieco nadopiekuńcza w sprawach mnie i randek… - urwała temat
- Gdzie nauczyłeś się tak strzelać? - zapytała.
- Posłuchaj mnie, to nie jest teraz ważne. Musisz stamtąd jak najszybciej uciekać. Ja… - Thomas zawahał się. - Jestem agentem FBI. W wielkim skrócie… menadżer Justina Timberlake’a i szef wytwórni muzycznej otrzymał propozycję nie do odrzucenia od głowy włoskiej mafii. Oraz duży przelew. Czy znasz może jakąś piosenkarkę, która w najbliższym czasie wybije się na arenę międzynarodową muzyki popularnej akurat poprzez duet z tym piosenkarzem? - Douglas zamilknął. - Maxinne jest pionkiem włoskiej mafii. Tej samej, która zaatakowała Melvyn’s. Ona… nie odwiozła cię do domu, prawda? - Thomas pokręcił głową. - Alice, musisz stamtąd jak najszybciej uciekać…!


Zanim Harper zdążyła zareagować, Maxinne wydarła komórkę z jej dłoni.
- Wystarczy tej rozmowy - rzekła. - Alice, zapomnij o tym człowieku. Chyba nie myślisz, że to przypadek, że w jednej chwili poznajesz tajemniczego przystojniaka, a w następnej jacyś kryminaliści napadają na ciebie. Im mniej mu o sobie powiesz, tym lepiej na tym wyjdziesz - Swift pokiwała głową.
Alice początkowo zamarła w bezruchu. Doskonale słyszała co mówił Thomas, ale miała jednocześnie wrażenie, że mówi do niej w jakimś starożytnym języku [bo nawet jakby mówił po chińsku, to by to zrozumiała]. Zastanowiła się chwilę i jego słowa, to było przerażające, ale miały swego rodzaju sens.
Już miała odpowiedzieć, ale Max zabrała jej telefon, co sprawiło, że Alice aż się wzdrygnęła zaskoczona. Spojrzała na przyjaciółkę z uwagą. Odstawiła kieliszek z alkoholem
- Nie napadli na mnie, tylko na lokal Max. Dlaczego tak bardzo upierasz się, że jest zły. Jestem dorosła Max, nie potrzebuję niani, kompletnie nie rozumiem co cię aż tak napadło. - powiedziała i skrzyżowała ręce pod biustem
- Chcę się przejść. Pożycz mi buty. - oznajmiła zaraz.
- Obawiam się, że to za późna pora na spacer - Maxinne odparła smutno.


Alice postawiła pierwszy krok, potem następny… i upadła. Oczy zaszły jej mgłą i głowa zaczęła boleć. Poczuła, że odpływa. Choć walczyła z całych sił, nie była w stanie wygrać ze snem. Zamknęła oczy i straciła przytomność.
Jej ostatnią myślą był wyrzut do siebie, że spróbowała wina, które przyniosła jej Maxinne.
Wpadła do króliczej nory. I to zupełnie na własną odpowiedzialność...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=yFAnn2j4iB0[/media]
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline