Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 00:06   #32
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
ie ociągając się, weszliście do środka strażnicy, zostawiając konie na zewnątrz, przywiązane do długiej, zardzewiałej belki na zachodniej ścianie nieopodal jednej z wież. Ostało się tam nawet lekkie zadaszenie, więc i zwierzęta nie będą nadto cierpieć ze względu na pogodę. Opiekunowie zostawili koniom obrok, a potem skupiliście się na sprawdzeniu miejsca noclegu. Ragnar z Gotfriedem obeszli najpierw teren, choć to krasnolud poświęcił mu nieco więcej czasu w poszukiwaniu słabych i mocnych stron - plusem był fakt, że strażnica znajdowała się na sporej polance, skąd można było z łatwością mieć wgląd na las, choć nocą łatwe to nie będzie, nawet dla kogoś, kto posiadał widzenie w ciemnościach. Po przekroczeniu wąskiego wejścia, które nie posiadało już drzwi, przywitało was obszerne pomieszczenie ze spiralnymi schodami umieszczonymi po obu jego stronach, prowadzącymi na wieże. Te po lewej ciągnęły się na wysokość pierwszego piętra i urywały tamże, drugie na pierwszy rzut oka wyglądały na tyle niestabilne, że nie było sensu sprawdzać, czy uda się dotrzeć na górę.

Kolejny, długi, prostokątny pokój wyglądał na coś w rodzaju pokoju dziennego i sypialni, gdyż znaleźliście tam pozostałości po łóżkach i drewnianych szafkach. Do tego, naprzeciw odkryliście coś, co wyglądało na prowizoryczny kominek. Po sprawdzeniu wylotu - na tyle, na ile było można - postanowiliście rozpalić ogień, by się rozgrzać i przygotować kolację. Kir, chociaż uzdrowiony przez Andariel, nie miał ochoty na wędrówki, toteż uwalił wielkie cielsko przy kominku i zamknął oczy, przynajmniej udając, że śpi, gdyż postawione uszy sugerowały coś zupełnie innego. Yael szybko doszła do wniosku, że na taki obraz sytuacji nie miały wpływu walka i podróż, po której pies musiał odpocząć, a paszteciki podsuwane mu przez Biancę, więc zabrała butelkę i przeszła się na spacer po ruinach, tak samo, jak chwilę później Andariel, Bianca i Ernst. Pozostałe pomieszczenia wyglądały na coś w rodzaju jadalni i prowizorycznej kuchni, sądząc po zniszczonym umeblowaniu oraz na składzik na broń, gdzie czarodziejka, łowca i złodziejka odkryli kilka zardzewiałych mieczy.

Całość przesiąknięta była stęchlizną oraz unoszącym się w powietrzu odorem zwierzęcej uryny i fekaliów, ale nie było sensu narzekać, bo choć dach przybudówek strażnicy podziurawiony był w niektórych miejcach, wpuszczając lejący deszcz, to i tak lepiej było nocować pośród ruin, niż na zewnątrz, zwłaszcza, że zawodzący między wąskimi okiennicami wiatr nie napawał optymizmem. Poza tym, miejsce było zupełnie puste, a mury mimo wszystko gwarantowały jako taką osłonę nie tylko przed paskudną aurą, ale i przed ewentualnym zagrożeniem. Zasiedliście w końcu do wieczerzy, porozmawialiście, wyznaczając przy okazji warty i kto mógł, położył się spać, chłonąc przyjemne ciepło paleniska. Trzaskające polana idealnie współgrały z szumem ulewy na zewnątrz, uwalniając w co niektórych uczucie wewnętrznego spokoju.



7. Marktag, Brauzeit 2527,
Wielkie Księstwo Reiklandu,
Gdzieś na szlaku między Bögenhafen a Górami Szarymi,

Ranek nadszedł w mgnieniu oka i - o dziwo - przez całą noc nie wydarzyło się nic szczególnego. Nic, co zerwałoby was z posłań. Wyspaliście się całkiem dobrze, pomijając Biancę, której śniło się, że wielkie potwory o czerwonych ślepiach rozrywały jej zaginionego brata na kawałki, a ona nie mogła nic zrobić; nie mogła się nawet poruszyć. Sen był na tyle realny, że złodziejka zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę odnajdzie Magnusa. Może już nie żył? Może to wszystko nie miało sensu? Te i inne myśli przelatywały jej przez umysł, choć zachowała to dla siebie. Zjedliście przygotowane wspólnie pożywne śniadanie i zebraliście się do wymarszu.

Przez długi czas droga wiodła to w górę, to w dół, a wy próbowaliście trzymać się mapy od przeora. Tyle dobrze, że od strażnicy prowadziła tylko jedna ścieżyna między jesienne drzewa, zatem nie trzeba było zbytnio kluczyć. Pogoda była znośna a droga spokojna i wręcz leniwa. Przez kolejne trzy godziny nie napotkaliście żadnych przejezdnych, ani też nikt was nie zaatakował. Sielanka, można by rzec. W końcu, wdrapując się na szczyt sporego pagórka, zobaczyliście w oddali świątynię Shallyi i charakterystyczną, zakrzywioną iglicę górującą nad nią. Zrobiliście półgodzinny postój na prowiant i ruszyliście w tamtą stronę, w końcu siostry zawsze służyły pomocą potrzebującym, to i może potwierdzą wam, że kierujecie się w odpowiednią stronę. Może nawet uda się zażyć kąpieli - ta myśl pojawiła się zwłaszcza w umysłach kobiecej części drużyny.

Dotarcie do bram świątyni ogrodzonej wysokim murem, zajęło wam następne półtorej godziny i od razu w oczy rzuciło się coś niezwykłego - jedno ze skrzydeł ciężkiej, stalowej bramy było otwarte do połowy, a wszędzie panowała nienaturalna cisza, nie licząc krążących nad całym terenem świątyni skrzeczących ptaków. Uzbrojeni i w gotowości przekroczyliście progi przybytku, niemal od razu napotykając na zakrwawione, rozprute na piersiach ciała dwóch młodych shallyianek. Ich wykrzywione w nienaturalnym grymasie twarze zdradzały zaskoczenie, a zasnute mgłą oczy wpatrywały się oskarżycielsko w nicość. Krew zdążyła zakrzepnąć, a blade ciała wciąż były w dobrym stanie, co podpowiadało wam, że kobiety musiały rozstać się z życiem dość niedawno, choć nie byliście w stanie dokładnie tego sprecyzować. Ostrożnie, z uniesioną bronią, ruszyliście brukowaną ścieżką w kierunku głównego budynku świątyni. Niebo pociemniało; chmury zawisły nisko nad ziemią, potęgując uczucie klaustrofobii.


Przy schodach wiodących do środka natknęliście się na kolejne ciała - tym razem pięciu zmasakrowanych mężczyzn. Wyglądało na to, że ktokolwiek ich zaskoczył, próbowali się bronić, gdyż ich miecze znajdowały się nieopodal zwłok. Nie wyglądali na akolitów, jednak nie od dziś było wiadomo, że niektóre rozsiane po ziemiach Imperium niestacjonarne oddziały świątyń czasami zatrudniały najemników, by w razie czego mogli bronić świętego przybytku i ziemi do niego przylegającej. Minęliście martwych nieszczęśników i ruszyliście do środka. Na głównych, dwuskrzydłowych drzwiach został namazany krwią plugawy znak na widok którego aż robiło się niedobrze. Chodziliście po tym świecie wystarczająco długo, by w mig załapać, że miejsce poświęcone Shallyi zostało zbeszczeszczone przez wyznawców Khorne'a.

Ostrożnie przekroczyliście próg świątyni - cała część modlitewna została rozniesiona w pył, a na ścianach, oprócz symboli Pana Czaszek, krwią wymalowano również symbole Chaosu. W ten sam sposób splugawiono ołtarz Shallyi, a pośród ław odnaleźliście kolejne dwa ciała sióstr zakonnych. Wybito wszystkie okna, jednak wyraźnie czuć było tu zapach śmierci i czegoś ciężkiego do sprecyzowania. Z bronią w gotowości sprawdziliście pozostałe pomieszczenia - zakrystię kompletnie zdemolowano, tak samo jak kwatery sypialniane na piętrze. Wszędzie w oczy rzucały wam się paskudne symbole poświęcone Khorne'owi. Obeszliście świątynię dookoła i na jej tyłach natrafiliście na mały ogródek z warzywami, jednak zupełnie zniszczony. Obok drewnianych ławek postawiono na niskich palikach niewielkie kapliczki poświęcone Shallyi. Wszystkie zostały zmiażdżone, a malutkie figurki klęczącej bogini pozbawiono głów. Przeszliście naokoło kaplicy i stanęliście, jak wryci.

Sądząc po szatach, przeorysza świątyni została rozciągnięta i przybita do koła wozu. Obręcz uniesiono w powietrze, po czym zatknięto na wkopaną w ziemię ułamaną ośkę. W miejscu, gdzie wcześniej znajdowały się oczy, ziały teraz krwawe, poczerniałe dziury. Ragnar i Aerin przegonili szybko padlinożerne ptaki, które urządziły sobie ucztę na wyciągniętych z brzucha wnętrznościach kapłanki. Biance zrobiło się niedobrze na ten widok i aż zwymiotowała niestrawionym posiłkiem. Kir, który wcześniej oddzielił się od was, obwąchując teren, doskoczył nagle do uchylonych drzwi kapliczki, drapiąc je i piszcząc. Co chwilę zerkał w stronę Yael, co oznaczało, że coś znalazł. Skierowaliście się w tamtą stronę i weszliście do środka. Posąg Shallyi został rozbity, ławki zniszczone, a na jednej ze ścian znów odkryliście symbol Boga Krwi. Długie pomieszczenie wydawało się puste, jednak Kir wąchając zatęchłe powietrze dopadł do jednej ze ścian i znów zaczął drapać, skomląc. Enigma i Andariel szybko odkryli, że przylegające do siebie drewniane płyty nie są równe, zatem postanowili spróbować je przesunąć.


Ściana drgnęła, a następnie ukazała wam niewielką, ukrytą za nią klitkę, w środku której, na podłodze siedziała zakrwawiona, przerażona kobieta w kapłańskim stroju. Cała się trzęsła, a jej oczy, prócz strachu, zdradzały zalążki obłędu. Zakrzepła krwią rana biegła od jej czoła aż po podbródek. Widząc was, próbowała wcisnąć się jeszcze mocniej w ścianę za sobą. Przeciągły krzyk jaki z siebie nagle wydała przeszedł w histeryczne łkanie. Kobieta kołysała się w przód i w tył.
- N...nie... zabijajcie... nie zabijajcie... - Wyrzuciła cicho przez łzy, nawet na was nie patrząc.
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 15-11-2016 o 07:56. Powód: literówka ;)
Kenshi jest offline