|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-11-2016, 18:16 | #31 |
Reputacja: 1 | Czas zniknął, a jego miejsce zajęła fanatyczna chęć mordu. Chęć, której Gotfried oddał się w całości. Zakonnik nie baczył na rany, a wręcz domagał się ich, gdyż wierzył, że ból oczyszcza ciało, a modlitwa duszę. Był w tym na swój sposób podobny do zabójców trolli, którzy poszukiwali śmierci, różniła ich jedynie idea. Emocje powoli opadały, zastępując bieżące uczucia zmęczeniem, które zmusiło zakonnika do oparcia się na młocie. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest ochlapany krwią. Po krótkim rozeznaniu mógł stwierdzić, że nie swoją. Ciała goblinów leżały zmasakrowane u stóp drużyny, która jeszcze chwile temu radośnie, lub mniej radośnie, wędrowała przez las. Zasadzka ze strony zielonoskórych się nie powiodła. Nikt nie został zraniony, co nieco rozczarowało Gotfrieda, który chciał oddzielić ziarna od plew. Z grymasem na ustach wytarł ręce w kaftan jednego z martwych goblinów, ostatni raz rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu niedobitków, po czym ruszył dalej za pozostałymi. Robiło się zimno, a droga wydawała się nie mieć końca. Duma nie pozwalała poprosić mu o dostępu do map, dlatego skrycie badał je w najgłębszych zakamarkach swojej pamięci. Nie dochodząc do żadnego wniosku, podniósł oczy szukając odpowiedzi na jego pytania. Zamiast nich odnalazł wzrokiem kryjące się za ostatnimi drzewami wieże. Wejście na polane utwierdziło go w przekonaniu, że trafili na ruiny czegoś, co kiedyś było strażnicą. Miejsce wydawało się opuszczone i stanowiło idealne miejsce na pierwszy dłuższy postój. Widać było, że każdy wpadł na podobny pomysł, ruszając w kierunku potencjalnego schronienia. Dotarli na miejsce. Przywitały ich zimne, kamienne mury. Mimo wszystko oferowały one większe luksusy niż lasy dookoła. Zakonnik przyszykował sobie skrawek podłogi, który w najbliższym czasie służyć mu miał za łóżko. Po wcześniejszym zbadaniu najbliższej okolicy, oparł się plecami o ścianę i zmówił modlitwę, dziękując Sigmarowi za kolejny dzień. Sen przyszedł szybko i bezszelestnie. |
15-11-2016, 00:06 | #32 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | ie ociągając się, weszliście do środka strażnicy, zostawiając konie na zewnątrz, przywiązane do długiej, zardzewiałej belki na zachodniej ścianie nieopodal jednej z wież. Ostało się tam nawet lekkie zadaszenie, więc i zwierzęta nie będą nadto cierpieć ze względu na pogodę. Opiekunowie zostawili koniom obrok, a potem skupiliście się na sprawdzeniu miejsca noclegu. Ragnar z Gotfriedem obeszli najpierw teren, choć to krasnolud poświęcił mu nieco więcej czasu w poszukiwaniu słabych i mocnych stron - plusem był fakt, że strażnica znajdowała się na sporej polance, skąd można było z łatwością mieć wgląd na las, choć nocą łatwe to nie będzie, nawet dla kogoś, kto posiadał widzenie w ciemnościach. Po przekroczeniu wąskiego wejścia, które nie posiadało już drzwi, przywitało was obszerne pomieszczenie ze spiralnymi schodami umieszczonymi po obu jego stronach, prowadzącymi na wieże. Te po lewej ciągnęły się na wysokość pierwszego piętra i urywały tamże, drugie na pierwszy rzut oka wyglądały na tyle niestabilne, że nie było sensu sprawdzać, czy uda się dotrzeć na górę. 7. Marktag, Brauzeit 2527, Wielkie Księstwo Reiklandu, Gdzieś na szlaku między Bögenhafen a Górami Szarymi, Ranek nadszedł w mgnieniu oka i - o dziwo - przez całą noc nie wydarzyło się nic szczególnego. Nic, co zerwałoby was z posłań. Wyspaliście się całkiem dobrze, pomijając Biancę, której śniło się, że wielkie potwory o czerwonych ślepiach rozrywały jej zaginionego brata na kawałki, a ona nie mogła nic zrobić; nie mogła się nawet poruszyć. Sen był na tyle realny, że złodziejka zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę odnajdzie Magnusa. Może już nie żył? Może to wszystko nie miało sensu? Te i inne myśli przelatywały jej przez umysł, choć zachowała to dla siebie. Zjedliście przygotowane wspólnie pożywne śniadanie i zebraliście się do wymarszu. Ostatnio edytowane przez Kenshi : 15-11-2016 o 07:56. Powód: literówka ;) |
15-11-2016, 00:20 | #33 |
Reputacja: 1 | Na pohybel, skurwysyny! Jeśli choć jeden goblin w całej bandzie sądził, że widok szarżującego krasnoluda z toporem jest fascynujące, to niewątpliwie właśnie zmienił zdanie. Ragnara jednak czekał niezwykle niefortunny bój z zielonoskórymi łajzami. Wszystko zaczęło się od pierwszego machnięcia Rangrimem, który ugrzązł w czaszce goblina. Musiał odkopnąć truchło, by uwolnić broń. Padając przygniótł snotlinga, o czym khazad dowiedział się wtedy, gdy przypadkiem, chcąc jak najszybciej dostać się do kolejnego przeciwnika, nastąpił na kark małej wszy. - Ty chuju brzydki! Byłeś warty pensa! Dziwko! - wydarł się na stwora pod własną piętą, a następnie go kopnął. Małe ciałko zatrzymało się pod nogami goblina o bardzo dziwnym wyrazie krzywej mordy, wpatrującego się rozwartymi szeroko, kaprawymi ślepkami to w niedawnego towarzysza, to w krasnoluda wściekłego, że zabił snotlinga przypadkiem. Poczuł uderzenie po drugiej stronie tarczy. To mały kretyn trzasnął w nią swoją małą zabawką i wpatrywał się z żywym debilem wyzierającym z oczu jak złamana w połowie zwisa na szczapie. Jebnął go tarczą i mógłby przysiąc, że usłyszał jak surowy groszek obił się od wewnątrz o pusty czerep tuż przed tym jak nastąpiło trzaśnięcie odwracające łebek pod nienaturalnym kątem. Ale debil nadal wyzierał. Tyle, że martwy. Obserwujący zajście goblin, zamiast zaatakować, jak przystało na przyzwoitego półgłówka, wpatrywał się w Ragnara podobnie do rasowego imbecyla. Nagle odwrócił się i zaczął uciekać. - Dwa pensy, kurwo! Wracaj tu! - wrzasnął rzucając się w pogoń zakończoną po kilku krokach. Niemota spojrzał do tyłu i potknął się o zwłoki własnego kolegi. Nie pozostało nic innego jak wrazić mu topór w rdzeń kręgowy. Mało nieszczęścia dla jednego krasnoluda w ciągu jednej bitwy. Zabrakło mu przeciwników. - No nie... No po prostu, kurwa, no nie! Musiał dać upust własnej złości przez kopnięcie jakichś zwłok. Coś trzasnęła jakaś kość. Ragnarowi opadły ręce. Ponownie zaszarżował, ale tym razem na przeciwną stronę pola bitwy i tym razem szczęście mu dopisało. Przez chwilę. Jakiś mały gnojek uderzył w tarczę khazada, więc khazad uderzył Rangrimem w łeb gnojka sprawiając, iż jego przeciwnik stał się jeszcze niższy. Nastąpiło kolejne uderzenie, ale zanim zdążył się odwinąć, goblin padł. Ruszył do przodu i sytuacja się powtórzyła. - No bez jaj - warknął tuż przed błyskiem oślepiającym przeciwników, zaś reszta stała się czystą formalnością. - Nosz ja pierdolę. Patykiem robieni czy ki chuj? - zastanowił się, spoglądając na to, co jeszcze niedawno było polem bitwy. Wiedział, że teraz nastąpił najlepszy czas na podliczenie należności za bitwę. Przez chwilę liczył, odginał palce, by po chwili splunąć prosto w oko snotlinga. - Szyling - burknął pod nosem niepocieszony. Na wojaczce życie płynie, rym cym, cym, Na wojaczce życie płynie, oj dana, dana, Jak choremu po rycynie, rym cym, cym. Ragnar szybko, pomimo niesprzyjających okoliczności atmosferycznych, odzyskał humor, dziarsko maszerując naprzód przez Reikwald. Nie zawieszał jednak tarczy na plecach, zaś Rangrim nie opuścił dłoni. Bianca wyglądała na osobę bezpośrednią, w szczególności świadczyć mogło o tym zachowanie po potyczce. Krasnolud nie miał nic przeciwko. Podobnie jak nie miał obiekcji w sprawie zaproponowanej przez nią rozmowy. Musiała nadarzyć się dobra okazja, ale spodziewał się, iż nastąpi ona stosunkowo szybko. Przecież dzień chylił się ku końcowi. Na śniadanie mamałyga, rym cym, cym, Na śniadanie mamałyga oj dana, dana, Ledwie nie zje, a już rzyga, rym cym, cym. Gobliny zaskoczyły Jernarma łatwością, z jaką dali się pokonać pomimo dającego sporą przewagę szyku. Nie przeszkadzało mu to, ale zdawał sobie sprawę, iż bardziej wymagający przeciwnik mógłby ich po prostu roznieść na kawałki. Już zasrani orkowie mogli narobić niewąskiego bajzlu. Zanosiło się na deszcz... A na obiad jest grochówka, rym cym, cym, A na obiad jest grochówka, oj dana, dana, Po grochówce popierdówka rym cym, cym. Spojrzał w górę na szczyt powiększających się z każdą chwilą ruin strażnicy, jaką znaleźli. Krążyły nad nią ptaki, zaś szybkie spojrzenie na zwierzęta zdradzało, iż powinno być w miarę bezpiecznie. Przynajmniej na obecną chwilę. Dość sprawnie wkroczyli do jej wnętrza. Kilka osób natychmiast wyruszyło na zwiad budynku, co było słusznym posunięciem, lecz Ragnar nie mógł pozwolić sobie na chwilę odpoczynku bez rozeznania się w najbliższej okolicy. Być może znajdowały się w którymś miejscu wady konstrukcyjne, przez które przeciwnik niepostrzeżenie mógłby wtargnąć do środka. Musiał poznać mocne i słabe strony zewnętrznej części budowli oraz najbliższych terenów. Taka wiedza była niezbędna z punktu widzenia organizacji ewentualnej defensywy. Pomimo wesołego podśpiewywania miał wrażenie, iż coś czai się we mgle, więc nie miał najmniejszego zamiaru odkładać broni. Być może był przewrażliwiony, ale przez wiele lat nauczył się ufać instynktowi. To, że nic nie atakuje z ciemności, nie znaczy, że nie ma w niej nic groźnego. Nie znaczy to tym bardziej, że niczego tam niema. Po obchodzie mógł porozmawiać z Biancą, a następnie, zgodnie z rozsądną sugestią, udać się spać, by objąć pierwszą wartę, gdy zapadną całkowite ciemności.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
15-11-2016, 12:53 | #34 |
Administrator Reputacja: 1 | Cisza, spokój... Żadnych wyskakujących zza rogu wrogów, żadnych ciekawych znalezisk, bo parę zardzewiałych mieczy trudno było uznać za coś interesującego, chyba że dla zbieracza złomu. Na wyższe poziomy wolał się nie pchać. Sądząc ze stanu schodów to była wyprawa dla linoskoczka, a nie zwykłego człowieka. No, chyba że nie byłoby innego wyjścia, a w takiej sytuacji na szczęście się nie znaleźli. Noc też okazała się spokojna, a warty - całkiem niepotrzebne, jako że nie pojawili się żadni nocni goście... Sielanka skończyła się, gdy dzielna drużyna dotarła do czegoś, co kiedy było świątynią Shallyi. Było, bowiem w tej chwili należało to do przeszłości. Shallya raczej nie gustowała w symbolach Chaosu. No i kapłanki powinny być żywe... Ku zdziwieniu Ernsta okazało się, że jednak nie same trupy się ostały. Ernst cofnął się o krok, gdy odnaleziona kapłanka na jego widok rozdarła się na całe gardło i spróbowała sforsować znajdującą się za jej plecami ścianę. Ernst cofnął się natychmiast, pozostawiając ratowanie rannej w innych rękach i ewentualne wypytywanie na dużo później. |
16-11-2016, 20:01 | #35 |
Reputacja: 1 | Ruiny były jak to ruiny miały w zwyczaju, dziurawe, cuchnące i straszące opuszczeniem. Yael nijak to nie przeszkadzało, a już z pewnością w rozpieszczaniu podniebienia gorzałą. Jakby nie spojrzeć, trunek ten stworzono właśnie w tym celu by człek pijący nie był w stanie dostrzec tych ponurych stron świata. No chyba że go ochota taka naszła, to wedle woli jego. Jasnowłosa, wyjątkowo, humor wciąż miała dobry. Czy to z powodu przelanej krwi czy też ruszenia dupy z miasta, tego nie wiedziała. Nie wnikała też zbytnio w powody takiego, a nie innego stanu. od tego tylko głowa mogła rozboleć, a to ni uja jej potrzebne nie było.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
16-11-2016, 22:51 | #36 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Elf wpatrywał się w płomienie obejmujące sczerniałe polana drewna. W swoim żołnierskim życiu przywykł do trudów, toteż miejsce w ruinach nie zdało mu się gorsze od innych. Tym bardziej, że w ostatnim czasie nocował w karczmach, które oferowały niewiele więcej od zrujnowanej strażnicy... Najemnik zdjął pancerz kolczy i odsłonił skrywający głowę kaptur. Na tle długich, ciemnych włosów, obficie przetkanych siwizną, złowieszczo odznaczała się paskudna blizna. Obejmowała lewą część głowy i spiczaste, zdeformowane ucho. Wydawało się, iż emanuje różnorakimi barwami, niczym polarna zorza... |
17-11-2016, 10:54 | #37 |
Reputacja: 1 |
|
18-11-2016, 19:03 | #38 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
18-11-2016, 22:48 | #39 |
Reputacja: 1 | Noc przyniosła ukojenie. Cisza i spokój mącone były jedynie szumem spadających gęsto kropel deszczu i cichym pohukiwaniem wiatru, który przemykał się po ciemnych korytarzach strażnic. Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 18-11-2016 o 23:10. |
19-11-2016, 16:12 | #40 |
Reputacja: 1 | Gotfried wstał jako jeden z pierwszych. Dzień rozpoczął krótką, acz żarliwą modlitwą do Sigmara. Po tym codziennym rytuale przyszła kolej na śniadanie, które mimo swej wielkości, nie nasyciło najbardziej dotkliwego głodu towarzyszącemu zakonnikowi. Głodu walki z plugastwem. Chwilę po posiłku wyruszyli w drogę. Niezmieniający się krajobraz wprowadził zakonnika w trans, który objawiał się monotonnym podążaniem za grupą i szeptaniem niezrozumiałych dla innych słów. - Tak panie, stanę po Twej prawicy i przyjmę ciężar młota, który dzierżysz. Stanę się młotem na chaos, biczem na wszystko, co przeciwstawia się naszej świętej wierze... Daj mi siły, abym niósł światu prawdę, którą sam jesteś. Pozwól poznać im ogień odkupienia. Niech stosy rozświetlą niebo nad Imperium... Z zamyślenia wyrwał go głos kompanów oznajmiających, że znajdują się niedaleko świątyni Shallyi. Już z tamtego miejsca widział charakterystyczną iglicę. Z obrzydzeniem spojrzał w jej kierunku i splunął na ziemie. - Wyleczyć może wiara i czyny ją potwierdzającą, a nie jakieś kapłanki... Burknął pod nosem i pokręcił ciężko głową. Nastał czas na krótki postój. Po niespełna dwóch godzinach drużyna znalazła się w obrębie murów świątyni. Już z daleka widać było uchyloną bramę, a z każdym krokiem w jej kierunku nasilało się przeświadczenie, że to nie kapłanki ją otworzyły. Za bramą przywitała ich wręcz nieznośna cisza, która przerwana została przez ciche westchnięcia drużyny na widok ciał. Dwie kobiety leżały rozprute niczym stary worek. Krew już zakrzepła, barwiąc strzępki szat na ciemnoczerwony kolor. Widok godny ubolewania, gdyby nie fakt, że serce oglądającego go mężczyzny, już dawno zostało strawione przez fanatyczny ogień. Po kobietach przyszedł czas na ciała mężczyzn. Zmasakrowane trupy wydawały się bronić przed najeźdźcami, lecz zapomnieli o jednym. Walkę z chaosem wygrać może tylko prawdziwa wiara. Przechodzili tak z pomieszczenia do pomieszczenia napotykając kolejne trupy i znaki wyznawców plugawych potęg. Te w Gotfriedzie budziły taką odrazę, że za pierwszym razem, gdy takowy znak ujrzał, zmazał go znalezioną, poszarpaną tkaniną. Zakonnik przypuszczał, że masakrze nikt się nie oparł, a dusze wszystkich obecnych w tym miejscu, już dawno zostały osądzone przez Sigmara, lecz i ktoś taki jak on, ktoś wielkiej wiary, czasami ma prawo się pomylić. Z całego zajścia ocalała jedna osoba, która wywołała w drużynie niemałe zamieszanie, zrzucając ich zadanie na drugi plan. Na to Gotfried nie mógł pozwolić. - Pamiętajcie, po co się wyprawiliśmy. Ta świątynia nie jest naszym zmartwieniem, a ta kobieta jeno spowolni nasz marsz. Zróbcie coś z nią i ruszajmy dalej. „Najlepiej spalcie” – pomyślał i uśmiechnął się szaleńczo. |