Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2016, 18:16   #31
 
jeralt's Avatar
 
Reputacja: 1 jeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetny
Czas zniknął, a jego miejsce zajęła fanatyczna chęć mordu. Chęć, której Gotfried oddał się w całości.
Zakonnik nie baczył na rany, a wręcz domagał się ich, gdyż wierzył, że ból oczyszcza ciało, a modlitwa duszę. Był w tym na swój sposób podobny do zabójców trolli, którzy poszukiwali śmierci, różniła ich jedynie idea.

Emocje powoli opadały, zastępując bieżące uczucia zmęczeniem, które zmusiło zakonnika do oparcia się na młocie. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest ochlapany krwią. Po krótkim rozeznaniu mógł stwierdzić, że nie swoją. Ciała goblinów leżały zmasakrowane u stóp drużyny, która jeszcze chwile temu radośnie, lub mniej radośnie, wędrowała przez las. Zasadzka ze strony zielonoskórych się nie powiodła. Nikt nie został zraniony, co nieco rozczarowało Gotfrieda, który chciał oddzielić ziarna od plew. Z grymasem na ustach wytarł ręce w kaftan jednego z martwych goblinów, ostatni raz rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu niedobitków, po czym ruszył dalej za pozostałymi.

Robiło się zimno, a droga wydawała się nie mieć końca. Duma nie pozwalała poprosić mu o dostępu do map, dlatego skrycie badał je w najgłębszych zakamarkach swojej pamięci. Nie dochodząc do żadnego wniosku, podniósł oczy szukając odpowiedzi na jego pytania. Zamiast nich odnalazł wzrokiem kryjące się za ostatnimi drzewami wieże. Wejście na polane utwierdziło go w przekonaniu, że trafili na ruiny czegoś, co kiedyś było strażnicą. Miejsce wydawało się opuszczone i stanowiło idealne miejsce na pierwszy dłuższy postój. Widać było, że każdy wpadł na podobny pomysł, ruszając w kierunku potencjalnego schronienia.

Dotarli na miejsce. Przywitały ich zimne, kamienne mury. Mimo wszystko oferowały one większe luksusy niż lasy dookoła. Zakonnik przyszykował sobie skrawek podłogi, który w najbliższym czasie służyć mu miał za łóżko. Po wcześniejszym zbadaniu najbliższej okolicy, oparł się plecami o ścianę i zmówił modlitwę, dziękując Sigmarowi za kolejny dzień.
Sen przyszedł szybko i bezszelestnie.
 
jeralt jest offline  
Stary 15-11-2016, 00:06   #32
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
ie ociągając się, weszliście do środka strażnicy, zostawiając konie na zewnątrz, przywiązane do długiej, zardzewiałej belki na zachodniej ścianie nieopodal jednej z wież. Ostało się tam nawet lekkie zadaszenie, więc i zwierzęta nie będą nadto cierpieć ze względu na pogodę. Opiekunowie zostawili koniom obrok, a potem skupiliście się na sprawdzeniu miejsca noclegu. Ragnar z Gotfriedem obeszli najpierw teren, choć to krasnolud poświęcił mu nieco więcej czasu w poszukiwaniu słabych i mocnych stron - plusem był fakt, że strażnica znajdowała się na sporej polance, skąd można było z łatwością mieć wgląd na las, choć nocą łatwe to nie będzie, nawet dla kogoś, kto posiadał widzenie w ciemnościach. Po przekroczeniu wąskiego wejścia, które nie posiadało już drzwi, przywitało was obszerne pomieszczenie ze spiralnymi schodami umieszczonymi po obu jego stronach, prowadzącymi na wieże. Te po lewej ciągnęły się na wysokość pierwszego piętra i urywały tamże, drugie na pierwszy rzut oka wyglądały na tyle niestabilne, że nie było sensu sprawdzać, czy uda się dotrzeć na górę.

Kolejny, długi, prostokątny pokój wyglądał na coś w rodzaju pokoju dziennego i sypialni, gdyż znaleźliście tam pozostałości po łóżkach i drewnianych szafkach. Do tego, naprzeciw odkryliście coś, co wyglądało na prowizoryczny kominek. Po sprawdzeniu wylotu - na tyle, na ile było można - postanowiliście rozpalić ogień, by się rozgrzać i przygotować kolację. Kir, chociaż uzdrowiony przez Andariel, nie miał ochoty na wędrówki, toteż uwalił wielkie cielsko przy kominku i zamknął oczy, przynajmniej udając, że śpi, gdyż postawione uszy sugerowały coś zupełnie innego. Yael szybko doszła do wniosku, że na taki obraz sytuacji nie miały wpływu walka i podróż, po której pies musiał odpocząć, a paszteciki podsuwane mu przez Biancę, więc zabrała butelkę i przeszła się na spacer po ruinach, tak samo, jak chwilę później Andariel, Bianca i Ernst. Pozostałe pomieszczenia wyglądały na coś w rodzaju jadalni i prowizorycznej kuchni, sądząc po zniszczonym umeblowaniu oraz na składzik na broń, gdzie czarodziejka, łowca i złodziejka odkryli kilka zardzewiałych mieczy.

Całość przesiąknięta była stęchlizną oraz unoszącym się w powietrzu odorem zwierzęcej uryny i fekaliów, ale nie było sensu narzekać, bo choć dach przybudówek strażnicy podziurawiony był w niektórych miejcach, wpuszczając lejący deszcz, to i tak lepiej było nocować pośród ruin, niż na zewnątrz, zwłaszcza, że zawodzący między wąskimi okiennicami wiatr nie napawał optymizmem. Poza tym, miejsce było zupełnie puste, a mury mimo wszystko gwarantowały jako taką osłonę nie tylko przed paskudną aurą, ale i przed ewentualnym zagrożeniem. Zasiedliście w końcu do wieczerzy, porozmawialiście, wyznaczając przy okazji warty i kto mógł, położył się spać, chłonąc przyjemne ciepło paleniska. Trzaskające polana idealnie współgrały z szumem ulewy na zewnątrz, uwalniając w co niektórych uczucie wewnętrznego spokoju.



7. Marktag, Brauzeit 2527,
Wielkie Księstwo Reiklandu,
Gdzieś na szlaku między Bögenhafen a Górami Szarymi,

Ranek nadszedł w mgnieniu oka i - o dziwo - przez całą noc nie wydarzyło się nic szczególnego. Nic, co zerwałoby was z posłań. Wyspaliście się całkiem dobrze, pomijając Biancę, której śniło się, że wielkie potwory o czerwonych ślepiach rozrywały jej zaginionego brata na kawałki, a ona nie mogła nic zrobić; nie mogła się nawet poruszyć. Sen był na tyle realny, że złodziejka zaczęła się zastanawiać, czy naprawdę odnajdzie Magnusa. Może już nie żył? Może to wszystko nie miało sensu? Te i inne myśli przelatywały jej przez umysł, choć zachowała to dla siebie. Zjedliście przygotowane wspólnie pożywne śniadanie i zebraliście się do wymarszu.

Przez długi czas droga wiodła to w górę, to w dół, a wy próbowaliście trzymać się mapy od przeora. Tyle dobrze, że od strażnicy prowadziła tylko jedna ścieżyna między jesienne drzewa, zatem nie trzeba było zbytnio kluczyć. Pogoda była znośna a droga spokojna i wręcz leniwa. Przez kolejne trzy godziny nie napotkaliście żadnych przejezdnych, ani też nikt was nie zaatakował. Sielanka, można by rzec. W końcu, wdrapując się na szczyt sporego pagórka, zobaczyliście w oddali świątynię Shallyi i charakterystyczną, zakrzywioną iglicę górującą nad nią. Zrobiliście półgodzinny postój na prowiant i ruszyliście w tamtą stronę, w końcu siostry zawsze służyły pomocą potrzebującym, to i może potwierdzą wam, że kierujecie się w odpowiednią stronę. Może nawet uda się zażyć kąpieli - ta myśl pojawiła się zwłaszcza w umysłach kobiecej części drużyny.

Dotarcie do bram świątyni ogrodzonej wysokim murem, zajęło wam następne półtorej godziny i od razu w oczy rzuciło się coś niezwykłego - jedno ze skrzydeł ciężkiej, stalowej bramy było otwarte do połowy, a wszędzie panowała nienaturalna cisza, nie licząc krążących nad całym terenem świątyni skrzeczących ptaków. Uzbrojeni i w gotowości przekroczyliście progi przybytku, niemal od razu napotykając na zakrwawione, rozprute na piersiach ciała dwóch młodych shallyianek. Ich wykrzywione w nienaturalnym grymasie twarze zdradzały zaskoczenie, a zasnute mgłą oczy wpatrywały się oskarżycielsko w nicość. Krew zdążyła zakrzepnąć, a blade ciała wciąż były w dobrym stanie, co podpowiadało wam, że kobiety musiały rozstać się z życiem dość niedawno, choć nie byliście w stanie dokładnie tego sprecyzować. Ostrożnie, z uniesioną bronią, ruszyliście brukowaną ścieżką w kierunku głównego budynku świątyni. Niebo pociemniało; chmury zawisły nisko nad ziemią, potęgując uczucie klaustrofobii.


Przy schodach wiodących do środka natknęliście się na kolejne ciała - tym razem pięciu zmasakrowanych mężczyzn. Wyglądało na to, że ktokolwiek ich zaskoczył, próbowali się bronić, gdyż ich miecze znajdowały się nieopodal zwłok. Nie wyglądali na akolitów, jednak nie od dziś było wiadomo, że niektóre rozsiane po ziemiach Imperium niestacjonarne oddziały świątyń czasami zatrudniały najemników, by w razie czego mogli bronić świętego przybytku i ziemi do niego przylegającej. Minęliście martwych nieszczęśników i ruszyliście do środka. Na głównych, dwuskrzydłowych drzwiach został namazany krwią plugawy znak na widok którego aż robiło się niedobrze. Chodziliście po tym świecie wystarczająco długo, by w mig załapać, że miejsce poświęcone Shallyi zostało zbeszczeszczone przez wyznawców Khorne'a.

Ostrożnie przekroczyliście próg świątyni - cała część modlitewna została rozniesiona w pył, a na ścianach, oprócz symboli Pana Czaszek, krwią wymalowano również symbole Chaosu. W ten sam sposób splugawiono ołtarz Shallyi, a pośród ław odnaleźliście kolejne dwa ciała sióstr zakonnych. Wybito wszystkie okna, jednak wyraźnie czuć było tu zapach śmierci i czegoś ciężkiego do sprecyzowania. Z bronią w gotowości sprawdziliście pozostałe pomieszczenia - zakrystię kompletnie zdemolowano, tak samo jak kwatery sypialniane na piętrze. Wszędzie w oczy rzucały wam się paskudne symbole poświęcone Khorne'owi. Obeszliście świątynię dookoła i na jej tyłach natrafiliście na mały ogródek z warzywami, jednak zupełnie zniszczony. Obok drewnianych ławek postawiono na niskich palikach niewielkie kapliczki poświęcone Shallyi. Wszystkie zostały zmiażdżone, a malutkie figurki klęczącej bogini pozbawiono głów. Przeszliście naokoło kaplicy i stanęliście, jak wryci.

Sądząc po szatach, przeorysza świątyni została rozciągnięta i przybita do koła wozu. Obręcz uniesiono w powietrze, po czym zatknięto na wkopaną w ziemię ułamaną ośkę. W miejscu, gdzie wcześniej znajdowały się oczy, ziały teraz krwawe, poczerniałe dziury. Ragnar i Aerin przegonili szybko padlinożerne ptaki, które urządziły sobie ucztę na wyciągniętych z brzucha wnętrznościach kapłanki. Biance zrobiło się niedobrze na ten widok i aż zwymiotowała niestrawionym posiłkiem. Kir, który wcześniej oddzielił się od was, obwąchując teren, doskoczył nagle do uchylonych drzwi kapliczki, drapiąc je i piszcząc. Co chwilę zerkał w stronę Yael, co oznaczało, że coś znalazł. Skierowaliście się w tamtą stronę i weszliście do środka. Posąg Shallyi został rozbity, ławki zniszczone, a na jednej ze ścian znów odkryliście symbol Boga Krwi. Długie pomieszczenie wydawało się puste, jednak Kir wąchając zatęchłe powietrze dopadł do jednej ze ścian i znów zaczął drapać, skomląc. Enigma i Andariel szybko odkryli, że przylegające do siebie drewniane płyty nie są równe, zatem postanowili spróbować je przesunąć.


Ściana drgnęła, a następnie ukazała wam niewielką, ukrytą za nią klitkę, w środku której, na podłodze siedziała zakrwawiona, przerażona kobieta w kapłańskim stroju. Cała się trzęsła, a jej oczy, prócz strachu, zdradzały zalążki obłędu. Zakrzepła krwią rana biegła od jej czoła aż po podbródek. Widząc was, próbowała wcisnąć się jeszcze mocniej w ścianę za sobą. Przeciągły krzyk jaki z siebie nagle wydała przeszedł w histeryczne łkanie. Kobieta kołysała się w przód i w tył.
- N...nie... zabijajcie... nie zabijajcie... - Wyrzuciła cicho przez łzy, nawet na was nie patrząc.
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 15-11-2016 o 07:56. Powód: literówka ;)
Kenshi jest offline  
Stary 15-11-2016, 00:20   #33
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Na pohybel, skurwysyny!

Jeśli choć jeden goblin w całej bandzie sądził, że widok szarżującego krasnoluda z toporem jest fascynujące, to niewątpliwie właśnie zmienił zdanie.

Ragnara jednak czekał niezwykle niefortunny bój z zielonoskórymi łajzami. Wszystko zaczęło się od pierwszego machnięcia Rangrimem, który ugrzązł w czaszce goblina. Musiał odkopnąć truchło, by uwolnić broń. Padając przygniótł snotlinga, o czym khazad dowiedział się wtedy, gdy przypadkiem, chcąc jak najszybciej dostać się do kolejnego przeciwnika, nastąpił na kark małej wszy.

- Ty chuju brzydki! Byłeś warty pensa! Dziwko! - wydarł się na stwora pod własną piętą, a następnie go kopnął. Małe ciałko zatrzymało się pod nogami goblina o bardzo dziwnym wyrazie krzywej mordy, wpatrującego się rozwartymi szeroko, kaprawymi ślepkami to w niedawnego towarzysza, to w krasnoluda wściekłego, że zabił snotlinga przypadkiem.

Poczuł uderzenie po drugiej stronie tarczy. To mały kretyn trzasnął w nią swoją małą zabawką i wpatrywał się z żywym debilem wyzierającym z oczu jak złamana w połowie zwisa na szczapie. Jebnął go tarczą i mógłby przysiąc, że usłyszał jak surowy groszek obił się od wewnątrz o pusty czerep tuż przed tym jak nastąpiło trzaśnięcie odwracające łebek pod nienaturalnym kątem. Ale debil nadal wyzierał. Tyle, że martwy.

Obserwujący zajście goblin, zamiast zaatakować, jak przystało na przyzwoitego półgłówka, wpatrywał się w Ragnara podobnie do rasowego imbecyla. Nagle odwrócił się i zaczął uciekać.

- Dwa pensy, kurwo! Wracaj tu! - wrzasnął rzucając się w pogoń zakończoną po kilku krokach. Niemota spojrzał do tyłu i potknął się o zwłoki własnego kolegi. Nie pozostało nic innego jak wrazić mu topór w rdzeń kręgowy.

Mało nieszczęścia dla jednego krasnoluda w ciągu jednej bitwy. Zabrakło mu przeciwników.

- No nie... No po prostu, kurwa, no nie!

Musiał dać upust własnej złości przez kopnięcie jakichś zwłok. Coś trzasnęła jakaś kość. Ragnarowi opadły ręce.
Ponownie zaszarżował, ale tym razem na przeciwną stronę pola bitwy i tym razem szczęście mu dopisało. Przez chwilę. Jakiś mały gnojek uderzył w tarczę khazada, więc khazad uderzył Rangrimem w łeb gnojka sprawiając, iż jego przeciwnik stał się jeszcze niższy.

Nastąpiło kolejne uderzenie, ale zanim zdążył się odwinąć, goblin padł. Ruszył do przodu i sytuacja się powtórzyła.

- No bez jaj - warknął tuż przed błyskiem oślepiającym przeciwników, zaś reszta stała się czystą formalnością.

- Nosz ja pierdolę. Patykiem robieni czy ki chuj? - zastanowił się, spoglądając na to, co jeszcze niedawno było polem bitwy. Wiedział, że teraz nastąpił najlepszy czas na podliczenie należności za bitwę. Przez chwilę liczył, odginał palce, by po chwili splunąć prosto w oko snotlinga.

- Szyling - burknął pod nosem niepocieszony.





Na wojaczce życie płynie, rym cym, cym,
Na wojaczce życie płynie, oj dana, dana,
Jak choremu po rycynie, rym cym, cym.

Ragnar szybko, pomimo niesprzyjających okoliczności atmosferycznych, odzyskał humor, dziarsko maszerując naprzód przez Reikwald. Nie zawieszał jednak tarczy na plecach, zaś Rangrim nie opuścił dłoni.

Bianca wyglądała na osobę bezpośrednią, w szczególności świadczyć mogło o tym zachowanie po potyczce. Krasnolud nie miał nic przeciwko. Podobnie jak nie miał obiekcji w sprawie zaproponowanej przez nią rozmowy. Musiała nadarzyć się dobra okazja, ale spodziewał się, iż nastąpi ona stosunkowo szybko. Przecież dzień chylił się ku końcowi.

Na śniadanie mamałyga, rym cym, cym,
Na śniadanie mamałyga oj dana, dana,
Ledwie nie zje, a już rzyga, rym cym, cym.

Gobliny zaskoczyły Jernarma łatwością, z jaką dali się pokonać pomimo dającego sporą przewagę szyku. Nie przeszkadzało mu to, ale zdawał sobie sprawę, iż bardziej wymagający przeciwnik mógłby ich po prostu roznieść na kawałki. Już zasrani orkowie mogli narobić niewąskiego bajzlu.

Zanosiło się na deszcz...

A na obiad jest grochówka, rym cym, cym,
A na obiad jest grochówka, oj dana, dana,
Po grochówce popierdówka rym cym, cym.

Spojrzał w górę na szczyt powiększających się z każdą chwilą ruin strażnicy, jaką znaleźli.
Krążyły nad nią ptaki, zaś szybkie spojrzenie na zwierzęta zdradzało, iż powinno być w miarę bezpiecznie. Przynajmniej na obecną chwilę.

Dość sprawnie wkroczyli do jej wnętrza. Kilka osób natychmiast wyruszyło na zwiad budynku, co było słusznym posunięciem, lecz Ragnar nie mógł pozwolić sobie na chwilę odpoczynku bez rozeznania się w najbliższej okolicy.
Być może znajdowały się w którymś miejscu wady konstrukcyjne, przez które przeciwnik niepostrzeżenie mógłby wtargnąć do środka. Musiał poznać mocne i słabe strony zewnętrznej części budowli oraz najbliższych terenów. Taka wiedza była niezbędna z punktu widzenia organizacji ewentualnej defensywy.

Pomimo wesołego podśpiewywania miał wrażenie, iż coś czai się we mgle, więc nie miał najmniejszego zamiaru odkładać broni. Być może był przewrażliwiony, ale przez wiele lat nauczył się ufać instynktowi. To, że nic nie atakuje z ciemności, nie znaczy, że nie ma w niej nic groźnego. Nie znaczy to tym bardziej, że niczego tam niema.

Po obchodzie mógł porozmawiać z Biancą, a następnie, zgodnie z rozsądną sugestią, udać się spać, by objąć pierwszą wartę, gdy zapadną całkowite ciemności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 15-11-2016, 12:53   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cisza, spokój... Żadnych wyskakujących zza rogu wrogów, żadnych ciekawych znalezisk, bo parę zardzewiałych mieczy trudno było uznać za coś interesującego, chyba że dla zbieracza złomu.
Na wyższe poziomy wolał się nie pchać. Sądząc ze stanu schodów to była wyprawa dla linoskoczka, a nie zwykłego człowieka. No, chyba że nie byłoby innego wyjścia, a w takiej sytuacji na szczęście się nie znaleźli.

Noc też okazała się spokojna, a warty - całkiem niepotrzebne, jako że nie pojawili się żadni nocni goście...
Sielanka skończyła się, gdy dzielna drużyna dotarła do czegoś, co kiedy było świątynią Shallyi. Było, bowiem w tej chwili należało to do przeszłości. Shallya raczej nie gustowała w symbolach Chaosu. No i kapłanki powinny być żywe...

Ku zdziwieniu Ernsta okazało się, że jednak nie same trupy się ostały.
Ernst cofnął się o krok, gdy odnaleziona kapłanka na jego widok rozdarła się na całe gardło i spróbowała sforsować znajdującą się za jej plecami ścianę. Ernst cofnął się natychmiast, pozostawiając ratowanie rannej w innych rękach i ewentualne wypytywanie na dużo później.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-11-2016, 20:01   #35
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Ruiny były jak to ruiny miały w zwyczaju, dziurawe, cuchnące i straszące opuszczeniem. Yael nijak to nie przeszkadzało, a już z pewnością w rozpieszczaniu podniebienia gorzałą. Jakby nie spojrzeć, trunek ten stworzono właśnie w tym celu by człek pijący nie był w stanie dostrzec tych ponurych stron świata. No chyba że go ochota taka naszła, to wedle woli jego. Jasnowłosa, wyjątkowo, humor wciąż miała dobry. Czy to z powodu przelanej krwi czy też ruszenia dupy z miasta, tego nie wiedziała. Nie wnikała też zbytnio w powody takiego, a nie innego stanu. od tego tylko głowa mogła rozboleć, a to ni uja jej potrzebne nie było.


Po jakimś czasie, który to mierząc zawartością butelki, określić można było jako krótki, wróciła do pchlarza. Jakby nie było nachodziła się tego dnia dość, a że nic ciekawego w ich “pałacu” nie znalazła to i czasu marnować dłużej nie widziała potrzeby. Od szperania po zaszczanych i zasranych kątach mogli być inni, którym ciekawość nie pozwalała na dupie usiedzieć. Ona zaś wiedziała, że najlepiej przed kolejnym dniem odpocząć ile się da, tym bardziej że teraz już nigdy wiadomym nie będzie kiedy i gdzie im kto na łby spadnie. Do walki zaś, jak nauczyły ją lata na tymże zajęciu spędzone, najlepiej przygotować się poprzez dobry i długi sen.


Że sen ten w którymś momencie został przerwany, gdy i jej kolej na wartę przyszła, zbytnio kobiety nie ruszyło. Zwlekła się z posłania, przeciągnęła aż kości strzeliły po czym udała na mały spacerek, tak jednak by najbliższą okolicę stale mieć na widoku. Gdy znalazła odpowiednie miejsce, poćwiczyła chwilę, korzystając z samotności i ciszy. Jej ciało było, tak jak i ona sama, bronią. O broń zaś należało dbać niczym o dziecko własne. Yael przestrzegała tej zasady z uporem godnym zapewne lepszej sprawy, jednak nikomu nic do tego było do jej dziwactw.


*****



Kolejny dzień wstał i ani myślał czekać na zebraną w ruinach drużynę, co jak nic zmusiło ich do ruszenia. No bo nie po to dupska z ciepłych pieleszy ruszali by tkwić w jakiejś zagrzybionej stercie kamieni. Yael, której nastrój nieco się pogorszył, co mogło mieć wiele wspólnego z ograniczeniem ilości dostępnego trunku, szła bliżej końca niż początku. Od czasu do czasu jakiś biedny kamień, który niebacznie stanął jej na drodze, zmienił swe położenie, odbywało się to jednak w ciszy. To jednak, że litanie płynęły wartkim nurtem w jej głowie, nie było szczególnie trudne do stwierdzenia. Kir, mądra kupa mięcha, szedł nieco za swą panią, widać nauczony, że gdy ta w marnym humorze była, pchanie się przed jej oczy należało do czynów w najlepszym wypadku głupich.


Widok świątyni zmienił nieco ów stan rzeczy. Wizja napitku, nawet jeżeli miałby to być sikacz podłej jakości, zdatny tylko dla delikatnych kobiecin, była wizją mile przez Yael widzianą. Co prawda miała jeszcze z pół butelki gorzały, tą jednak zostawić planowała na czarną godzinę. Szybko, lub w miare szybko bo trochę czasu to jednak minęło, doszła do wniosku, że z tym winem to krucho być może. Trzymając łuk w pogotowiu, tym bowiem razem i ona po ową broń sięgnęła, przyglądała się trupom kapłanek i ją, tak jak i one, krew zalewała. I mimo, że nie była to posoka, to widać było, że kobieta ochotę ma nielichą by dorwać choćby jednego żywego napastnika. Jeżeli bowiem było coś, czego absolutnie znieść nie mogła, to było to gnębienie słabszych.


Jej nadzieja rozbłysła na chwilę, gdy Kir dał znać, że znalazł coś ciekawego, szybko jednak umarła. Znaleziskiem nie był bowiem zbir z mieczem, a wystrachane dziewczę. Yael przez chwilę spoglądała na ocalałą, a na jej twarzy żal walczył o pierwszeństwo nad furią. Po chwili walkę tą przegrął.
- Zajmij się nią ktoś - warknęła, nie mogąc w pełni nad swym głosem zapanować, po czym wyszła.
Może i była kobietą, więc pewnie miałaby jakieś szanse na uspokojenie kapłanki, to jednak gniew jaki w niej buzował bardziej się nadawał do wybebeszania, niż łagodzących słówek. Nie mówiąc już o tym, że nigdy dobra w takich gatkach nie była. Znalazłszy się poza zasięgiem wzroku oparła plecy o pierwszą lepszą ścianę i wtłoczyła w płuca solidny haust powietrza. Napastnicy musieli tu bawić przez czas jakiś. Skąd przyszli, dokąd się udali? Nie była szczególnie wierzącą osobą i w zawiłości wiary wolała się nie wdawać. Wiedziała jednak dość by rozpoznać plugastwo wymalowane to tu, to tam. Rzygać się jej chciało… To by jednak oznaczało utratę śniadania, a chyba by ją kurwica wzięła jakby i owe jadło paść miało ofiarą tych potworów co sobie tu jatkę urządzili.
- No, Kir… Chodź pchlarzu, może jakie ślady znajdziemy i coś na gardła przepłukanie - zwróciła się do psa, nie bez powodu uznając, że jak coś podejrzanego wciąż kryło się w murach świątyni, to najpewniej właśnie Kir miał największe szanse na tego odnalezienie. Gdyby jednak ktoś jeszcze ochotę miał na coś innego niż sterczenie nad przerażoną niewiastą, nie zamierzała wzbraniać się przed towarzystwem. Jakby nie spojrzeć wypadałoby i ciała pomordowanych zebrać w jednym miejscu i o jakimś pochówku pomyśleć. No i rzeczy martwych najemników też nie można było zostawić by tak leżały bezczynnie. Kto wie, może który jaki porządny napitek miał przy sobie…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 16-11-2016, 22:51   #36
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Elf wpatrywał się w płomienie obejmujące sczerniałe polana drewna. W swoim żołnierskim życiu przywykł do trudów, toteż miejsce w ruinach nie zdało mu się gorsze od innych. Tym bardziej, że w ostatnim czasie nocował w karczmach, które oferowały niewiele więcej od zrujnowanej strażnicy... Najemnik zdjął pancerz kolczy i odsłonił skrywający głowę kaptur. Na tle długich, ciemnych włosów, obficie przetkanych siwizną, złowieszczo odznaczała się paskudna blizna. Obejmowała lewą część głowy i spiczaste, zdeformowane ucho. Wydawało się, iż emanuje różnorakimi barwami, niczym polarna zorza...

Aerin wiedział ile znaczy odpoczynek, więc nie tracąc czasu, ułożył się na kaftanie. Miecz oparł o popękaną ścianę. Wcześniejsze przypuszczenia Bianci, która zagaiła o to w drodze, uzyskały ostateczne potwierdzenie. Był to bez wątpienia owoc pracy elfickich rzemieślników. Jednak nazywanie ich rzemieślnikami mogło być poczytane jako wielce krzywdzące. Ostrze pulsowało życiem, a wieńczyła je misterna, smocza rękojeść. Rubinowe ślepia gada ożyły, pośród tańczących snopów iskier. Wyglądał, jakby miał ochotę wzbić się w powietrze i wzniecić pożogę...

Wybudził się ze snu, przeczuwając swoją wartę, ubiegł tym samym obcą dłoń, mającą potrząsnąć jego ramieniem. Wstał zwinnie, czując się nadzwyczaj rześko, a nocne powietrze tylko utrzymało go w tym stanie. Poranek też zapowiadał spokojny dzień. Chociaż elf trzymał się nieco na uboczu, starał się być pomocny w ten zachowawczy sposób. Zresztą nie on jeden...

Kiedy wydawało się, że droga zanudzi ich swoją przewidywalnością, los natychmiast zesłał im wydarzenie, burzące jednostajny rytm podróży. Aerin już z daleka dojrzał chmary ptactwa, krążące nad świątynią. Zbyt wiele pobojowisk, pozostawił za sobą, by nie być wyczulonym na tak wyraźne znaki. Wcześnie dobył broni, zanim dostrzegł uszkodzone skrzydło bramy. Wiedział, co zastaną, ale nie był na tyle wyzuty z uczuć, aby widok nim nie wstrząsnął. Zwłaszcza spaczona symbolika, która skalała jego zmysły demonicznym wyziewem.

Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w bluźnierczo pomazane ściany i niewinne ofiary... Przez moment ponownie ujrzał siebie na placu boju. Został zaledwie z garstką przyjaciół. U ich stóp wiły się szczątki małych, pokracznych pomiotów Khorn"a. Wszyscy namacalnie czuli, że zbliżają się ich więksi bracia... Pomimo lęku skrwawiony Oddział Smoka wyszedł im na spotkanie. To, co nastąpiło później było prawdziwą gehenną. Aerin ocknął się tydzień po walce, magowie dokonywali cudów, aby przywrócić mu sprawność ciała, lecz nie potrafili w pełni uleczyć umysłu wojownika... Wyprawa do upiornego zamku mogła stać się okazją, by odpowiedzieć mrocznym siłom, za poniesione straty i udrękę z nimi związaną...

Nie potrafił w żaden sposób pomóc spanikowanej ocalonej. Do tego zadania bardziej nadawały się kobiety albo... szczypta elfiej magii. Spojrzał wymownie w stronę Andariel, po czym ruszył za jasnowłosą awanturnicą, która łamała wyobrażenie niewiasty. Piła, klęła i potrafiła siać nieliche spustoszenie wśród wrogów, nie ukrywając, że czerpie z tego przyjemność. W poszukiwaniu śladów mogących powiedzieć więcej o kultystach, jej czworonożny przyjaciel mógł okazać się bezcenny. Aerin miał zamiar polegać również na swoich, wyostrzonych zmysłach...
 
Deszatie jest offline  
Stary 17-11-2016, 10:54   #37
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Mandred z początku starał się parować ciosy, ale szybko przekonał się, że efektywniej będzie zielone pokurcze wycinać solidnymi cięciami. Siekł na lewo i prawo, co jakiś czas czując uderzenia w zbroję. Raz z lewej raz z prawej. Rycerz odpowiadał na te ciosy swoimi, z tym że jego były śmiertelne dla zielonoskórych.


Walka dobiegła końca. Mandred był cały we krwi zabitych czy okaleczonych przeciwników. Do tego był zły. Stracił swojego wierzchowca a łażenie po górach w zbroi nie było rozsądną rzeczą, ani wygodną.
Podszedł do zwierzęcia i kucnął. Odwiązał linę, którą był przywiązany koń juczny. Poklepał go po pysku i westchnął.
Rozkulbaczył matrwego rumaka i oporządzenie przytroczył do jucznego. Ruszyli dalej w drogę.


***


Dotarli w końcu pod ruiny jakiejś strażnicy. W dawnych czasach musiała być istotna lecz dziś widocznie wszyscy o niej zapomnieli.
Mandred ruszył za resztą i przygotowywał się do odpoczynku w cieniu posępnych murów.


Gdy część grupy poszła na zbadanie wnętrza ruin rycerz rozpoczął czyszczenie ekwipunku oraz drobne naprawy. oporządził konia i dołączył do wspólnego obozowego gwaru. Pomoc zaoferował drugiemu rycerzowi w zdjęciu rynsztunku, gdyż samodzielnie przysparzało to wiele trudności. Giermków nie mieli więc musieli na sobie polegać.


***


Noc minęła spokojnie. Mandred przy śniadaniu siedział z pochmurną miną.
Przed wyruszeniem ponownie pomógł Hansowi założyć zbroję i ruszyli w dalszą drogę. Rycerz szedł trzymając za uzdę załadowanego konia. niezbyt wygodnie było w pełnej zbroi tak podróżować, szczególnie wdrapując się na jeden z pagórków gdzie zatrzymali się przed ruszeniem do świątyni, która ukazała się na horyzoncie.


Wchodząc na teren świątynny rycerz był gotowy na walkę. Juczny przywiązany został do uchylonej bramy a on z toporem i tarczą jako jeden z pierwszych przekraczał próg świętego miejsca.
Ciała mniszek zasmuciły Mandreda. Rozumiał przemoc i walkę ale z godnym przeciwnikiem. To co zaatakowało przybytek nie było honorowe.
Ruszyli dalej i znowu trupy. Widać było, że walczyli, ale znak wymazany na wrotach aż wykręcił duszę rycerza.
- No to chyba tych co szukamy są przed nami.- Oznajmił ni to do siebie ni do reszty.


Weszli całą grupą. Przygotowani na najgorsze i nie było dobrze. Wszędzie widać ślady splugawienia świątyni i bogini. Ciała kapłanek też dopełniały posępnego widoku. Obeszli cały przybytek. Wszędzie ślady chaosytów.
Na ogródku przeorysza zapewne była rozciągnieta na kole i zmasakrowana. Mdło się aż robiło a pięknotka nie wytrzymała tego i zwróciła śniadanie. W końcu pies coś znalazł i ruszyli w tym kierunku.


Świątynia była także zdewastowana i splugawiona. Pies znalazł miejsce gdzie ukryła się jedyna ocalała.
 
Hakon jest offline  
Stary 18-11-2016, 19:03   #38
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W ruinach, jak się okazało, nie było nic godnego uwagi, dlatego jedyne co pozostało do roboty, to nasycenie pragnienia głodu i picia, a później pójście spać. Sama warta nie sprawiała Enigmie problemu, nawet miło było posiedzieć sobie w nocy sam na sam z własnymi myślami, zrobić kilka obchodów, doskonalić zdolności bycia bezszelestnym. Tym bardziej, że nie w zamiarze było kogokolwiek obudzić przed jego zmianą.
Rano wszyscy się pozbierali i ruszyli w dalszą drogę. Ta przebiegła znacznie spokojniej, niż podróz przez las, w którym zostali zaatakowani. Tylko Randall wtedy ich wsparł, dając łyk szczęścia, dzięki któremu wygrali. Przynajmniej tak to wyglądało w oczach Enigmy, ale to może dlatego, że przystosowanie do walki było gorsze niż u innych współtowarzyszy?
Znalezienie po drodze Świątyni Shallyi powinno napawać ich duszę optymizmem, jednak nadzieja szybko prysła. To, co zastali wewnątrz, dało się opisać wieloma słowami. Rzeź, masakra; dwa najbardziej trafne, jakie przyszły do głowy Enigmy. Ochlapane posoką ściany, sprawiały wrażenie jakby opływały w czerwień, zaś podłoga stała się lepka i śliska. Smród krwi i ciał, choć nie był jeszcze intensywny, stawał się wyczuwalny poprzez nozdrza dość szybko. W brzuchu robiło się mdło, a pokarm wirował chcąc odnaleźć drogę powrotną z żołądka - tylko temu Bianci udało się tego dokonać.
Ocalała Kapłanka była w stanie opłakanym i przykrym. Serce Enigmy ścisnęło się w żalu i współczuciu. Choć chęć pomocy była ogromna, to zakapturzona postać nie potrafiła sobie wyobrazić, jak podchodzi do kobiety i wyciąga w jej stronę dłoń. Ona wtedy patrzy swymi przerażonymi oczami i widzi maskę bez wyrazu, emocji, bez mimiki. Gorszego koszmaru na ten moment chyba nie mogłaby doznać, dlatego Enigma postanowił się wycofać. Widząc odchodzącą wraz z psem Yael, dołączył do niej, uprzednio poklepując czarującą Elfkę po ramieniu. Spojrzenie spod maski jakby prosiło, aby ta zajęła się kapłanką. W sumie im mniej przy niej ludzi, tym lepiej. Ciężko było stwierdzić, czy przeżycie masakry nazwać darem, czy może przekleństwem?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 18-11-2016, 22:48   #39
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Noc przyniosła ukojenie. Cisza i spokój mącone były jedynie szumem spadających gęsto kropel deszczu i cichym pohukiwaniem wiatru, który przemykał się po ciemnych korytarzach strażnic.
Andariel stała, wpatrując się w deszcz, całkiem długo, być może nawet pół nocy. Sama nie mierzyła czasu w taki sposób, jak przywykli do tego ludzie, więc było to dla niej zaledwie krótkim momentem, spędzonym na cichej kontemplacji i rozmyślaniach nad tym, co przyniesie nowy dzień oraz ich dalsza podróż. Jakie niebezpieczeństwa jeszcze czyhały na nich na trakcie? Czy wszyscy dożyją szczęśliwego powrotu? Co tak naprawdę znajdą w zamku czarnoksiężnika?
W końcu jednak spuściła wzrok i odwróciła się tyłem do okna. Większość towarzyszy spała, zbierając siły na zbliżającą się podróż. Powoli zaczynała też czuć zmęczenie ogarniające jej ciało, więc uznała, że nadeszła pora na odpoczynek.
- Oby sprzyjało nam wszystkim szczęście - wyszeptała ni to do siebie, ni to w przestrzeń, spoglądając na śpiących śmiałków, po czym udała się na spoczynek, a sen przyszedł szybko.

Rankiem zbudziła się jako jedna z pierwszych. Z radością stwierdziła, że pogoda znacznie się poprawiła i choć wszystko wokół wciąż było mokre po nocnych ulewach, to dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie jak na jesienne standardy.
Andariel od razu wybrała się na krótki spacer wokół ruin, nie oddalając się zbyt daleko, by zaczerpnąć rześkiego powietrza i zatopić się w swoich myślach.
Zastanawiała się skąd u wszystkich takie ponure humory. Obawiała się, że w sercach jej towarzyszy powoli zagnieżdżał się niepokój, a może nawet strach przed nieznanym. Choć równie dobrze mogło to być zwykłe zmęczenie i z taką myślą postanowiła pozostać. Nie chciała bowiem wzbudzać podejrzeń, jakoby w nich wątpiła.

~ * ~

Wyruszyli w drogę, choć raczej w kiepskich nastrojach, przynajmniej jeśli porównać to do humorów z dnia poprzedniego. Większość milczała, pogrążona we własnych myślach, a Andariel wcale nie odstawała od tej reguły.
Maszerowała, co jakiś czas przyglądając się pozostałym i jeśli jej spojrzenie spotkało się z innym, uśmiechała się życzliwie.
Droga była długa, a elfka miała mnóstwo czasu by nie tylko delektować się całkiem piękną pogodą i otoczeniem natury, ale także na jej ulubione zajęcie - rozmyślanie.
Tym razem zastanawiała się nad historią Aerina. Była to postać, która najbardziej absorbowała uwagę czarodziejki, głównie ze względu na to, że również był elfem. Jego towarzystwo sprawiało, że czuła choć cząstkę domu, który zostawiła daleko za sobą, wyruszając w świat, by rozwijać swoje umiejętności i zgłębiać tajniki magicznej wiedzy - a wszystko po to, by dostąpić zaszczytu pobierania nauk w Białej Wieży.
Gdyby ponownie stanęła przed wyborem, wcale nie zmieniłaby swojej decyzji - tego była pewna, ale nie przeszkadzało to oczywiście w odczuwaniu tęsknoty za Ulthuanem i za towarzystwem elfów, tak bardzo odmiennych od otaczających ją ludzi. Tęskniła za brakiem uprzedzeń, za poszanowaniem życia, za kulturą i miała serdecznie dość ułudy tak bardzo charakterystycznej dla ludzi. Czekała ją jednak jeszcze długa droga, więc tym bardziej wdzięczna była, że zdarzyło jej się podróżować w towarzystwie drugiego elfa.
Czuła, że coś go trapiło. Być może była to jego przeszłość, która na pewno nie należała do lekkich. Nie chciała jednak pytać, jeszcze nie teraz.

~ * ~

Kiedy zaczęli zbliżać się do świątyni Shallyi, Andariel poczuła niepokój ogarniający jej serce. Nim jeszcze dostrzegli, co tak naprawdę się wydarzyło, intuicja podpowiadała elfce o złu, które przeszło przez te ziemie.
Odetchnęła głęboko, mocniej zaciskając dłoń na swoim kosturze i ruszyła przed siebie, gdzie wszystko stało się jasne tak dla niej, jak i pozostałych.
- Tyle niewinnych istnień zabranych w tak bestialski sposób - odezwała się, kiedy przechodzili obok zmasakrowanych ciał kapłanek i najemników.
Jej głos był jakby nieobecny, do tego dziwnie chłodny, w porównaniu do ciepłego i melodyjnego tonu, do którego mogli wcześniej przywyknąć towarzysze Andariel.
Jej wyraz twarzy również się zmienił. Ponownie przybrał tego surowego tonu, niczym majestatyczny marmurowy posąg. Aura elfki była zdecydowanie mniej przyjazna.
Nie odezwała się już ani słowem, przyglądając się jedynie bestialstwu, którego dokonali wyznawcy Chaosu. Czuła narastający w niej gniew, który zastąpił miejsce wcześniejszego niepokoju. Nie mogła w żaden sposób pomóc tym, którzy zginęli z rąk plugawych oprawców, ale mogła i zamierzała ich złapać, by spotkała ich odpowiednia kara.

Mroczna, złowroga aura, którą otoczyła się Andariel oraz jej surowy wyraz twarzy zniknęły, kiedy razem z Enigmą odnalazła sekretne pomieszczenie za ruchomą ścianą, a w nim ukrytą jedyną ocalałą z masakry kobietę.
Kapłanka była w ogromnym szoku. Przerażona, samotna. W jej głowie zapewne wciąż rozbrzmiewały agonalne krzyki mordowanych kobiet, okrutne śmiechy oprawców.
Andariel w jej oczach dostrzegła coś jeszcze. To obłęd powoli znajdował nowy dom w jej umyśle, choć była jeszcze dla niej nadzieja.
Na widok mężczyzn, kapłanka wpadła w panikę. Prosiła, by jej nie zabijać. Nie zdawała sobie sprawy, że nie byli wrogo nastawieni.
- Odejdźcie stąd na moment, proszę - Andariel zwróciła się do towarzyszy, tonem nie przyjmującym odmowy. - Postaram się pomóc tej kobiecie. Ty, Bianco, zostań gdzieś w pobliżu.
Po tych słowach Andariel odwróciła się do przerażonej kapłanki i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Nie podeszła jednak bliżej, wiedząc, że może to przerazić kobietę.
- Nie chcemy wyrządzić ci krzywdy - odezwała się, a ton jej głosu na powrót był ciepły i melodyjny, kojący dla ucha. - Jestem Andariel, elfia czarodziejka z Ulthuanu, a to moi towarzysze. Idziemy tropem tych zbrodniarzy, którzy dokonali się tych bestialskich czynów.
Andariel podeszła nieco bliżej, bardzo powoli, nie chcąc wystraszyć ocalałej kapłanki.
- Jeśli jesteś ranna, z chęcią uleczę cię za pomocą mojej magii - dodała, oferując swoją pomoc. - Nie masz się czego bać, już ci nic nie grozi.
Andariel, po udzieleniu niezbędnej pomocy kapłance, zamierzała delikatnie wypytać ją o to, co zaszło w świątyni. Być może zauważyła ilu było chaosytów? W którym kierunku się udali? Czy mieli wśród swoich mrocznych kapłanów, magów? Kto to wiedział, jakie detale mogły zachować się w głowie biednej dziewczyny.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 18-11-2016 o 23:10.
Pan Elf jest offline  
Stary 19-11-2016, 16:12   #40
 
jeralt's Avatar
 
Reputacja: 1 jeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetnyjeralt jest po prostu świetny
Gotfried wstał jako jeden z pierwszych. Dzień rozpoczął krótką, acz żarliwą modlitwą do Sigmara. Po tym codziennym rytuale przyszła kolej na śniadanie, które mimo swej wielkości, nie nasyciło najbardziej dotkliwego głodu towarzyszącemu zakonnikowi. Głodu walki z plugastwem.
Chwilę po posiłku wyruszyli w drogę. Niezmieniający się krajobraz wprowadził zakonnika w trans, który objawiał się monotonnym podążaniem za grupą i szeptaniem niezrozumiałych dla innych słów.
- Tak panie, stanę po Twej prawicy i przyjmę ciężar młota, który dzierżysz. Stanę się młotem na chaos, biczem na wszystko, co przeciwstawia się naszej świętej wierze... Daj mi siły, abym niósł światu prawdę, którą sam jesteś. Pozwól poznać im ogień odkupienia. Niech stosy rozświetlą niebo nad Imperium...
Z zamyślenia wyrwał go głos kompanów oznajmiających, że znajdują się niedaleko świątyni Shallyi.
Już z tamtego miejsca widział charakterystyczną iglicę. Z obrzydzeniem spojrzał w jej kierunku i splunął na ziemie.
- Wyleczyć może wiara i czyny ją potwierdzającą, a nie jakieś kapłanki...
Burknął pod nosem i pokręcił ciężko głową. Nastał czas na krótki postój.

Po niespełna dwóch godzinach drużyna znalazła się w obrębie murów świątyni. Już z daleka widać było uchyloną bramę, a z każdym krokiem w jej kierunku nasilało się przeświadczenie, że to nie kapłanki ją otworzyły. Za bramą przywitała ich wręcz nieznośna cisza, która przerwana została przez ciche westchnięcia drużyny na widok ciał. Dwie kobiety leżały rozprute niczym stary worek. Krew już zakrzepła, barwiąc strzępki szat na ciemnoczerwony kolor. Widok godny ubolewania, gdyby nie fakt, że serce oglądającego go mężczyzny, już dawno zostało strawione przez fanatyczny ogień.
Po kobietach przyszedł czas na ciała mężczyzn. Zmasakrowane trupy wydawały się bronić przed najeźdźcami, lecz zapomnieli o jednym. Walkę z chaosem wygrać może tylko prawdziwa wiara.
Przechodzili tak z pomieszczenia do pomieszczenia napotykając kolejne trupy i znaki wyznawców plugawych potęg. Te w Gotfriedzie budziły taką odrazę, że za pierwszym razem, gdy takowy znak ujrzał, zmazał go znalezioną, poszarpaną tkaniną. Zakonnik przypuszczał, że masakrze nikt się nie oparł, a dusze wszystkich obecnych w tym miejscu, już dawno zostały osądzone przez Sigmara, lecz i ktoś taki jak on, ktoś wielkiej wiary, czasami ma prawo się pomylić. Z całego zajścia ocalała jedna osoba, która wywołała w drużynie niemałe zamieszanie, zrzucając ich zadanie na drugi plan. Na to Gotfried nie mógł pozwolić.
- Pamiętajcie, po co się wyprawiliśmy. Ta świątynia nie jest naszym zmartwieniem, a ta kobieta jeno spowolni nasz marsz. Zróbcie coś z nią i ruszajmy dalej.
„Najlepiej spalcie” – pomyślał i uśmiechnął się szaleńczo.
 
jeralt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172