Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 00:20   #33
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Na pohybel, skurwysyny!

Jeśli choć jeden goblin w całej bandzie sądził, że widok szarżującego krasnoluda z toporem jest fascynujące, to niewątpliwie właśnie zmienił zdanie.

Ragnara jednak czekał niezwykle niefortunny bój z zielonoskórymi łajzami. Wszystko zaczęło się od pierwszego machnięcia Rangrimem, który ugrzązł w czaszce goblina. Musiał odkopnąć truchło, by uwolnić broń. Padając przygniótł snotlinga, o czym khazad dowiedział się wtedy, gdy przypadkiem, chcąc jak najszybciej dostać się do kolejnego przeciwnika, nastąpił na kark małej wszy.

- Ty chuju brzydki! Byłeś warty pensa! Dziwko! - wydarł się na stwora pod własną piętą, a następnie go kopnął. Małe ciałko zatrzymało się pod nogami goblina o bardzo dziwnym wyrazie krzywej mordy, wpatrującego się rozwartymi szeroko, kaprawymi ślepkami to w niedawnego towarzysza, to w krasnoluda wściekłego, że zabił snotlinga przypadkiem.

Poczuł uderzenie po drugiej stronie tarczy. To mały kretyn trzasnął w nią swoją małą zabawką i wpatrywał się z żywym debilem wyzierającym z oczu jak złamana w połowie zwisa na szczapie. Jebnął go tarczą i mógłby przysiąc, że usłyszał jak surowy groszek obił się od wewnątrz o pusty czerep tuż przed tym jak nastąpiło trzaśnięcie odwracające łebek pod nienaturalnym kątem. Ale debil nadal wyzierał. Tyle, że martwy.

Obserwujący zajście goblin, zamiast zaatakować, jak przystało na przyzwoitego półgłówka, wpatrywał się w Ragnara podobnie do rasowego imbecyla. Nagle odwrócił się i zaczął uciekać.

- Dwa pensy, kurwo! Wracaj tu! - wrzasnął rzucając się w pogoń zakończoną po kilku krokach. Niemota spojrzał do tyłu i potknął się o zwłoki własnego kolegi. Nie pozostało nic innego jak wrazić mu topór w rdzeń kręgowy.

Mało nieszczęścia dla jednego krasnoluda w ciągu jednej bitwy. Zabrakło mu przeciwników.

- No nie... No po prostu, kurwa, no nie!

Musiał dać upust własnej złości przez kopnięcie jakichś zwłok. Coś trzasnęła jakaś kość. Ragnarowi opadły ręce.
Ponownie zaszarżował, ale tym razem na przeciwną stronę pola bitwy i tym razem szczęście mu dopisało. Przez chwilę. Jakiś mały gnojek uderzył w tarczę khazada, więc khazad uderzył Rangrimem w łeb gnojka sprawiając, iż jego przeciwnik stał się jeszcze niższy.

Nastąpiło kolejne uderzenie, ale zanim zdążył się odwinąć, goblin padł. Ruszył do przodu i sytuacja się powtórzyła.

- No bez jaj - warknął tuż przed błyskiem oślepiającym przeciwników, zaś reszta stała się czystą formalnością.

- Nosz ja pierdolę. Patykiem robieni czy ki chuj? - zastanowił się, spoglądając na to, co jeszcze niedawno było polem bitwy. Wiedział, że teraz nastąpił najlepszy czas na podliczenie należności za bitwę. Przez chwilę liczył, odginał palce, by po chwili splunąć prosto w oko snotlinga.

- Szyling - burknął pod nosem niepocieszony.





Na wojaczce życie płynie, rym cym, cym,
Na wojaczce życie płynie, oj dana, dana,
Jak choremu po rycynie, rym cym, cym.

Ragnar szybko, pomimo niesprzyjających okoliczności atmosferycznych, odzyskał humor, dziarsko maszerując naprzód przez Reikwald. Nie zawieszał jednak tarczy na plecach, zaś Rangrim nie opuścił dłoni.

Bianca wyglądała na osobę bezpośrednią, w szczególności świadczyć mogło o tym zachowanie po potyczce. Krasnolud nie miał nic przeciwko. Podobnie jak nie miał obiekcji w sprawie zaproponowanej przez nią rozmowy. Musiała nadarzyć się dobra okazja, ale spodziewał się, iż nastąpi ona stosunkowo szybko. Przecież dzień chylił się ku końcowi.

Na śniadanie mamałyga, rym cym, cym,
Na śniadanie mamałyga oj dana, dana,
Ledwie nie zje, a już rzyga, rym cym, cym.

Gobliny zaskoczyły Jernarma łatwością, z jaką dali się pokonać pomimo dającego sporą przewagę szyku. Nie przeszkadzało mu to, ale zdawał sobie sprawę, iż bardziej wymagający przeciwnik mógłby ich po prostu roznieść na kawałki. Już zasrani orkowie mogli narobić niewąskiego bajzlu.

Zanosiło się na deszcz...

A na obiad jest grochówka, rym cym, cym,
A na obiad jest grochówka, oj dana, dana,
Po grochówce popierdówka rym cym, cym.

Spojrzał w górę na szczyt powiększających się z każdą chwilą ruin strażnicy, jaką znaleźli.
Krążyły nad nią ptaki, zaś szybkie spojrzenie na zwierzęta zdradzało, iż powinno być w miarę bezpiecznie. Przynajmniej na obecną chwilę.

Dość sprawnie wkroczyli do jej wnętrza. Kilka osób natychmiast wyruszyło na zwiad budynku, co było słusznym posunięciem, lecz Ragnar nie mógł pozwolić sobie na chwilę odpoczynku bez rozeznania się w najbliższej okolicy.
Być może znajdowały się w którymś miejscu wady konstrukcyjne, przez które przeciwnik niepostrzeżenie mógłby wtargnąć do środka. Musiał poznać mocne i słabe strony zewnętrznej części budowli oraz najbliższych terenów. Taka wiedza była niezbędna z punktu widzenia organizacji ewentualnej defensywy.

Pomimo wesołego podśpiewywania miał wrażenie, iż coś czai się we mgle, więc nie miał najmniejszego zamiaru odkładać broni. Być może był przewrażliwiony, ale przez wiele lat nauczył się ufać instynktowi. To, że nic nie atakuje z ciemności, nie znaczy, że nie ma w niej nic groźnego. Nie znaczy to tym bardziej, że niczego tam niema.

Po obchodzie mógł porozmawiać z Biancą, a następnie, zgodnie z rozsądną sugestią, udać się spać, by objąć pierwszą wartę, gdy zapadną całkowite ciemności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline