Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 12:35   #29
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Smith przyglądał się temu niezbyt zadowolony i rozglądał dookoła. W końcu wydał werdykt.
-Nie podoba mi się to.- i znów rozejrzał, tym razem skanując otoczenie za pomocą kolejnych pasm promieniowania odbieranych przez jego lustrzanki.
-Opal… mogłabyś się wpierw rozejrzeć za pomocą swych małych pomocników ?- zapytał po chwili.- To wygląda zbyt podejrzenia bo zbyt niewinnie. Na pewno są tu jakieś zabezpieczenia, a może nawet i pułapka na nas.
- Mogę. - Opal sięgnęła do torebki aby wyciągnąć pudełeczko z malutkim robocikiem. Na Smart Dust to było za duże. Speck trzymał microbuga i poleciał do kontenera.
Ultrafiolet uwidocznił jedynie grafitti, które w tej długości fal jawiły się jako jasne, białe szlaczki wijące się po ścianach. Dodatkowo podłoga i ściany pokryte były starymi plamami… czegoś. Podczerwień pokazywała małe skupisko ciepła wewnątrz kontenera - za słabe na biomorfa. Mogło to być jakieś urządzenie, które generowało ciepło podczas pracy. Trochę więcej można było ujrzeć w falach tetrahertzowych. Ściany były wystarczająco cienkie, aby prześwietlenie pozwoliło dojrzeć skuloną w kącie kontenera, nieruchomą sylwetkę syntha. W jednej ręce trzymał nóż. W drugiej pistolet.
Sytuację potwierdził obraz transmitowany przez microbuga. Wnętrze kontenera było skromne. Pojedyncze krzesło, obok którego trwał w przysiadzie gospodarz, było podłączone do niedużego generatora z zielonym, jaskrawo świecącym ekranem. Z oparcia zwisało luzem kilka kabli, Całość tworzyła swojego rodzaju stację. Jej przeznaczenie było jednak niewiadome. W półmroku ciężko było dostrzec szczegóły, ale sprawiała wrażenie “skleconej”, niż zbudowanej.
- Wygląda na to, że byliśmy za głośno - mruknęła Opal.
- Przyszliśmy porozmawiać Jacob! Odłóż broń! - dziennikarka powiedziała głośniej.
- Nie znam was! - odpowiedział głos z kontenera. - Po co tu przycho… nie chcę! - nagła zmiana tonacji była bez trudu zauważalna, nawet w sztucznie wytworzonym głosie.
- Jestem Opal Blackwater. Jestem dziennikarką. Pozwól ze sobą porozmawiać!
Smith na razie milczał. Jacob mógł słyszeć o Opal, ale o Ericu raczej nie. Postanowił więc dyplomację zostawić jej. Zamiast tego przyczaił się szukając innych źródeł zagrożenia, niebezpieczniejszych od spanikowanego synta.
- Nie chcę. Zostawcie… O czym chcesz mówić? Dlaczego ze mną? - znów było słychać zmianę głosu.
-Myślisz że ma problem z tożsamością? Rozdwojenie… osobowości? Może ktoś zhakował mu Ego?- Smith zapytał cicho reporterkę.
Opal tylko wzruszyła ramionami jeszcze nie oceniając.
- Chcę się dowiedzieć co widziałeś wczorajszego wieczoru. Jesteś ostanią osoba, która widziała Marka Klytemenesa żywego.
- Ona to zrob… - głos syntha urwał się na dłuższą chwilę. - Nic nie wiem.
- Spokojnie. Nie przyszliśmy ciebie skrzywdzić. Szukamy winnego całej tej sytuacji. Pozwól do siebie podejść. Mogę zostawić swoje rzeczy tu gdzie jestem.
- Po prostu odejdź. Odejdźcie. Nie chcę brać w tym udziału... Nie chciałem żeby tak to się skończyło. - kolejna zmiana głosu była znów zauważalna.
- Rozumiem. To pewnie nie było nic przyjemnego. - dziennikarka oddała torebkę Ericowi i podeszła kawałek. Przyglądała się jednocześnie jak Jacob zareaguje.
- Chcemy jednak wszystko naprostować. Bez twojej pomocy nam się nie uda.
- Już za późno… na rezygnację z udziału. Już wdepnąłeś w to bagno, a tylko my możemy cię z niego wyciągnąć.- dodał Eric.
Jacob wciąż nie ruszał się z miejsca. Podniósł jednak broń celując w wejście do kontenera. Zaraz ją opuścił, jakby się zawahał i znowu podniósł. Opal tymczasem znalazła się niedaleko drzwi, ale wciąż sama nie widziała wnętrza, polegając na microbugu.
- Wyciągnąć? Przecież ja… nie wierzę… Otrzymał to na co zasłużył. Nikt nie przywróci jej życia. Wypełniłam tylko jego przeznaczenie, które sam sobie napisał… Nie podchodź!
Opal gestem poprosiła Erica aby poczekał chwilę. Na razie została na miejscu.
- Spokojnie Jacobie. Nikt nie przyszedł tutaj ciebie skrzywdzić. Potrzebujemy jednak się dowiedzieć co stało się tamtego wieczoru. Proszę pomóż nam zrozumieć. Czyjego życia nikt nie przywróci? - zaryzykowała z dokładniejszym pytaniem.
- Wypełniło się przeznaczenie. Historia zatoczyła koło. Skurwiel dostał to na co zasłużył. Pick one! - synth wykrzyczał ostatnie słowa, a potem znów zmienił intonację. - To było straszne… krew… jego wzrok… gasnący… ja nie wiedź… chcia… ja… - tym razem słowa były urywane w trakcie, choć syntezator mowy wypowiadał je w sposób neutralny, charakterystyczny dla tanich “rękawów”.
- On ma ewidentnie jakieś problemy ze sobą - mruknął Bill do Erica. - Korci mnie żeby przenicować mu czaszkę i wziąć na przesłuchanie w lepszych warunkach… na naszych warunkach.
- Ktoś mu coś wgrał do głowy. Uwarunkował… wredna sprawa.- Smith nie czuł się specem od kwestii programowania i integralności Ego, ale tak to wyglądało. Jakby Jacob miał wirusa w głowie i wpisane konkretne komendy.
- Jacobie… co się dzieje? - zapytała się Opal podchodząc kolejne kilka kroków.
- Strzelę! Przysięgam na krew mej matki, że strzelę! - Synth znowu krzyczał.
[Katon] Mogę przepuścić głos przez analizę i spróbować wychwycić wspomniany… podział osobowości.
“-Zrób to.”- nakazał Smith, choć bez wielkiego przekonania. Nie wiedział co to w sumie teraz da.
[Katon] Wyodrębniłem dwa wzorce. Przesyłam dane Opal i Billowi.
Opal podniosła dłonie do góry.
- Zobacz jestem bezbronna. Będziesz strzelał do bezbronnej osoby? Umrę jak Mark.
- Mark nie był bezbronny. Miał broń najgroźniejszą ze wszystkich i korzystał z niej jak z zabawki! Proszę… idźcie już sobie… nie chcę nikogo zabijać.
- Co to była za broń? - zapytałą dziennikarka.
- A jaką broń ma Bóg? Jakim orężem włada? Jak go można powstrzymać? Jak przeciwstawić się jego woli!? - synth opuścił pistolet i podniósł się prostując rękę z nożem. Ostrze celowało w drzwi. Lufa w podłogę.
Opal powoli postąpiła kolejny krok.
- Rozumiem, że nie spodobało ci się jak przedstawił historię… Elektro?
Synth opuścił nóż i postąpił krok w stronę wyjścia, ale zatrzymał się.
- Ja… ja nie chciałem… ale to co zrobił skrzywdziło ją… mocno… Skrzywdzeni zaś odpowiedzą gniewem. Bóg stworzył człowieka by ten go osądził i zadecydował o jego istnieniu. Mark napisał sobie własną śmierć. Ja zaś nie będę brała udziału w jego bajkach. Już nigdy więcej. Ani w jego świecie… ani w tym.
Opal wysłała wiadomość do obu panów.
“Widzę, że nie musimy już szukać Elektry.”
- Jacobie, Elektro pozwólcie nam porozmawiać na spokojnie. Nie zamierzamy was nigdzie zabierać ani nic zrobić. Jednak bardzo potrzebujemy zrozumieć co się dokładnie stało tamtego wieczoru. Proszę.
- Tyle książek… tyle historii napisanych bezbłędnie… tylko po to by na końcu ją skrzywdzić. Ja… ja byłem wściekły. Chciałem jego… Milcz… Nie… już nie chcę. Z nią… dla niej zdobyłem to… - wskazał nożem na krzesło. - Wpuściłem ją. Przyszła właśnie do mnie. Skrzywdzona… potrzebowała pomocy. Pałaliśmy tą samą nienawiścią… do niego… Moja Elektra… Poszliśmy do niego. Zamawiał jedzenie z knajpy, w której pracuję. Wziąłem je i pojechałem. Znała wszystkie kody… zaskoczyliśmy go, a potem… a potem była krew… ja nie chciałem tego. Nie tak… Mogłem tylko patrzeć.
Synth opuścił rękę z nożem i postąpił do przodu w stronę wyjścia. Stanął w drzwiach ukazując swoją sylwetkę na tle zielonego światła.
- Zasłużył sobie. W pełni. Nie żałuję tego co zrobiłam. Wiem też co mnie czeka, jeśli postanowicie donieść na mnie policji...
- Mhmmm - mruknął Bill.
- Jego...rdzeń pamięci. Co się z nim stało?- Smith nie lubił przesadnego dramatyzowania, zwłaszcza gdy prowadziło do nielogicznych… jego zdaniem… zachowań. Tę sprawę wszak można było załatwić w bardziej cywilizowany i subtelny. Skoro potrafiła uciec, to czemu nie uciekła? Może to przez ten cały wykreowany świat ? Poza tym pozostawało jeszcze parę innych nierozwiązanych wątków, poczynając od owej zabójczej sąsiadki.
Synth dotknął dłonią ściskającą nóż swojego brzucha.
- Nie! Nie dostaniecie go! Nie zasłużył na powrót!
- Mark ma znacznie więcej na sumieniu. Powinien zostać osądzony. Na pewno nie będzie puszczony wolno. To mogę wam zapewnić. Tobie zapewnić Elektro. - Opal starała się kontrolować agresję AGI. - Ciekawi mnie nieco jedna rzecz. Dlaczego jesteście w stanie razem mówić i kontrolować jedno ciało?
- Ja… leka… doktor powiedział że nie jestem pełny… brak mi funduszy na psychochirurga…
- W jego aktach było coś o nieudanym forkowaniu… - powiedział Bill.
- Aktach? Jesteście z policji? - Synth wycofał się o krok.
Opal chciała rzucić Billowi wściekłe spojrzenie.
- Jak mówiłam jestem dziennikarką. Tak dokładnie dziennikarką śledczą. Musiałam was odnaleźć, choć wtedy myślałam, że tylko Jacoba szukam. Moi współpracownicy mieli wgląd do tych samych danych co ja kiedy cię szukaliśmy. Niekoniecznie legalnie… ale to nieco inna sprawa. Ale nie, nie jesteśmy z policji.
-Natomiast możemy sprawę… wyciszyć. Miałaś swoją chwilę zemsty… ale sama widzisz jakie są tego konsekwencje. Kryjecie się jak szczury czekając na nieuniknione. My jesteśmy waszą szansą na uniknięcie tego losu. Jeśli znajdzie się rdzeń Marka to… nikt nie będzie pytał skąd on się wziął. Sprawie będzie można ukręcić łepek i wszyscy będą szczęśliwi. Panna Blackwater zaś zadba, by Mark… miał ważniejsze problemy niż szukanie was.- zaproponował spokojnie Smith.
- Zrobilibyście to? Dlaczego?
- Bo nie mam w tym żadnego interesu…- odpowiedział szczerze Smith. Gdyby za zgonem stała konkurencja, albo jakiś poważny gracz biznesowy, to może Omni Fict. byłby zainteresowany. Ale kogo obchodzi jakiś No-name i sfiksowana AI... czy też AGI. Korporacje nie interesują się karaluchami, toteż…- Natomiast mam interes w odzyskaniu rdzenia pamięci Marka. Równie dobrze mogę zakupić jakiegoś zdezelowana syntha i stary rdzeń pamięci... przestrzelić go i stwierdzić oficjalnie, że to w nim siedziała morderczyni. Będę miał dowód w postaci Ego Marka, więc kto podważy moje słowa?
Tu spojrzał znacząco na Opal i Billa. I dodał.-I sprawa będzie zamknięta. Rdzeń uratowany, morderczyni nie żyje. Panna Blackwater będzie miała swój sensacyjny materiał, który będzie prawdziwy w 98%. Bill dostanie awans. Wy znikniecie… wszyscy będą zadowoleni.
- Mark będzie wiedział… W tym rdzeniu jest zamknięte EGO, które pamięta swoją śmierć i swojego zabójcę. Gdybym mogła, umieściłabym go w klatce i kazała przeżywać ją bez przerwy raz za razem. Jeśli go wypuszczę… wskaże mnie. Powie że istnieję i skaże mnie na rolę zwierzyny.
- Taaaa… znał swego zabójcę, ale zgodnie z tym co my powiemy: Ów zabójca nie żyje. Został zabity przy odzyskiwaniu jego Ego. I będą zwłoki jako dowód.- przypomniał Eric, który wszak przewidział taki rozwój sytuacji.-Teraz wszak Mark jest zamknięty i uśpiony. Nie wie co się z nim dzieje. Więc będzie musiał uwierzyć na słowo… zresztą, mam wrażenie, że pani Blackwater zapewni mu wystarczająco dużo problemów, by nie ścigał duchów.- Eric uśmiechnął się kwaśno na koniec.
- Zdecydowanie - Opal podjęła wątek. Jeszcze nie wiedziała co zrobi dokładnie z AGI i wszystkimi z tym związanymi. Może ją uśmierci a może coś innego. Była niebezpieczna.
- Będziecie jednak musieli odpowiedzieć na sporo pytań abym mogła to skutecznie zrobić.
Szum medialny i zamieszanie było bardzo łatwo zrobić. Byle Ashley to potrafiła i Opal bez problemu była w stanie to powtórzyć.
- A co… a co stanie się ze mną? Z nami? Pozwolicie nam tak po prostu być? Zapomnicie o nas? Ona jest… Jestem niezarejestrowaną AGI. - przyznała w końcu Elektra. - Kiedyś może wiązały mnie ograniczenia, teraz jest ich mniej. Zdążyłam się już dowiedzieć, że w tym świecie… świecie paranoi i strachu, jest to przestępstwo.
- Nie jesteś jedyną przestępczynią ganiającą po ulicach. I pewnie nawet nie najgorszą z nich nawet.- Smith wyciągnął broń i wycelował w Syntha.-Prawda jest taka, że albo was puścimy wolno, albo zginiecie. Od mojej kuli, lub popełnicie samobójstwo. Wiem że przynajmniej połowa z was jest do tego zdolna. Nie dacie się potulnie skuć Billowi, a ja choć nie jestem profesjonalnym mordercą, to nie jestem też Markiem i nie zdołacie mnie zabić.
- Spokojnie przyjacielu - Opal spojrzała karcąco na Erica - Na razie wystarczy tych gróźb. Przecież staramy się rozwiązać sprawę pokojowo, prawda?
Dziennikarka znów spojrzała na dwójkę w jednym morfie.
- Wybaczcie mu, sporo przeszliśmy nim do was dotarliśmy. Może zakończmy rozmowę w środku? Albo w jakimś przytulniejszym miejscu? Mamy w tej dzielnicy melinę dobrą do tego. Będziemy mogli na spokojnie omówić wszystko i wymyślić dalszy plan działania. Zgoda?
Kobieta wyciągnęła rękę za zgodę.
- To nie była groźba. To było jasne przedstawienie sytuacji… bez owijania w bawełnę.- wyjaśnił Smith krótko, ale broń schował.
Synth przez chwilę się wahał, ale postąpił kolejny krok wychodząc z kontenera. Uwagę Opal nagle przykuła niemal niezauważalna zmiana światła. Refleks promieni odbitych na soczewce minikamery umieszczonej na jednej ze ścian na wysokości drugiego piętra.
Smith natomiast usłyszał na zewnątrz magazynu kroki wielu stóp. Całą sytuację dopełniło jeszcze oderwanie się kawałka metalowej belki zwieszonej tuż przy ścianie.



Gdy spadała zaczęła bardziej przypominać kawałek blachy, a zaraz potem kamuflaż rozmył się ukazując Ducha.


Morfa stworzonego do działań szpiegowskich, infiltracji i sabotażu. Rzadkie i kosztowne “ciało” dla specjalistów wysokiej klasy.
Trzy podobne sylwetki pojawiły się w tym samej sekundzie obok oraz na kontenerze oraz za wami.
- Shit - zaklęła Opal podnosząc ręce na wysokość głowy.
Lustrzanki Smitha uruchomiły się przeszukując okolicę pod kątem innych ukrytych celów. Sięgnął po broń i zerknął na Billa, który wszak był tu przedstawicielem prawa. Na razie nie strzelał, ale nie miał ochoty się poddawać nie wiadomo komu. Nie przepadał za więzieniami i nie lubił być zależny od innych.
Rzut oka na okolicę w pozostałych widzialnych światłach potwierdził obecność grupki morfów otaczających magazyn. Ich sygnatury cieplne były widoczne w dziurach w ścianach. Natomiast Duchy wydzielały na tyle mało ciepła, że mogły umknąć pierwszym skanom. Niewątpliwie posiadały jakieś implanty maskujące.
Jeden z nich, ten obok kontenera postąpił kilka kroków do przodu trzymając ręce rozłożone na boki. Wnętrza dłoni trzymał na widoku. Synth tymczasem zastygł w bezruchu obserwując sytuację. Bill z kolei trzymał w macce swój pistolet, ale też nie kwapił się by zabrać głos lub rozpocząć strzelaninę. To pewnie oznaczało, że sam nie jest pewien, kim są goście.
- Chciałbym abyście dobrze przemyśleli sytuację, w której się znaleźliście. Oraz konsekwencje czynów, które mogą zostać podjęte w przeciągu najbliższych sekund. Czy mam waszą uwagę? - słowa wypowiedziane przez Ducha były skierowane do wszystkich.
Opal pokiwała głową. Bill zawtórował.
-Nie masz kulki między oczami, więc… masz naszą uwagę.- warknął gniewnie Eric.
- Doskonale. Zatem przedstawię fakty. Nie zależy nam na waszej śmierci. Nie zależy nam na waszym życiu. Naciśnięcie któregokolwiek ze spustów wywoła krótką i gwałtowną strzelaninę, która potrwa około półtorej sekundy. Mój morf umrze. Wy już nigdy się nie obudzicie. To nie jest groźba, a jedynie jasne przedstawienie sytuacji… bez owijania w bawełnę - zacytował słowa Smitha sprzed minuty. - Jesteście… Opal Blackwater, dziennikarka zawieszona w obowiązkach. Ubezpieczenie NU87GR3. Eric Lugho-Bernstein, Negocjator Omni-Fict. Ubezpieczenie NU452X. Jacob Orestes, dostawca w restauracji Nu-Gemeninshaft. Bez ubezpieczenia. Bill Fergusson. Detektyw śledczy. Ubezpieczenie… wygasło dwa dni temu. Elektra, nielegalne AGI. Bez ubezpieczenia. Jesteście w posiadaniu groźnej broni, która zagraża bezpośrednio wszystkim EGO zamieszkującym VNS. Pośrednio zaś całemu Marsowi. Jestem świadom, że nie należycie do rewolucji, a wasze kontakty z hiperkorporacjami wiszą na włosku. Mogę się tylko domyślać, że Czarne Słońce znalazło się w waszym posiadaniu przez przypadek, lub w ramach większego planu, którego jesteście jedynie pionkami. Nie lubię się jednak domyślać, więc zapytam wprost. Jak znaleźliście się w posiadaniu wirusa i co zamierzacie z nim uczynić? Sugeruję udzielać odpowiedzi zgodnych z prawdą.
- Em, zamierzałam to zniszczyć… jak się da. Czy mogłabym wiedzieć nim wszystko opowiem z kim mamy do czynienia chociaż? Proszę - Opal starała się trzymać nerwy na wodzy, ale mimo wszystko jej głos był nieco drżący.
- Nie.
Dziennikarka westchnęła. Nawet nie miała przy sobie broni, bo oddała torebkę Ericowi.
- No dobra. Ekhm. To było coś czego nie do końca rozumiem. Przy pomocy Shiru Yokotamy chciałam przejrzeć logi z Indigo Cloud aby mi wytłumaczył co się dokładnie stało kiedy Elektra opuściła serwer. Będąc w simulspace puścił wizualizację. Jak eeem dotknęłam jej to przeniosłam się do loopu? Tak wytłumaczyła mi tamta Elektra. Zamknięta w tym loopie. Khm. Dała mi swój miecz. Jak skończył się czas to miałam już tę paczkę wirusów…
- Zamierzamy zniszczyć tego wirusa - oświadczył Duch i zrobił kolejny krok w stronę Opal. - Jeśli dobrze rozumiem, trzymasz go na swojej prywatnej przestrzeni? Jest odizolowany?
Jeden z duchów, ten przy ścianie wycofał się kilka kroków, a potem skoczył na półkę na pierwszym piętrze i zniknął z pola widzenia.
- Tak… - Opal zrobiła się blada.
-A te… całe zamieszanie w meshu? Nie jestem specjalistą, ale wirusy chyba się powielają i roznoszą z informacjami. A ten nie był cały czas w naszym posiadaniu.- Smith nie strzelał, ale broni nie opuścił. Może i tamten miał rację i śmierć jego morfa nic by nie zmieniła. Ale Eric nie zamierzał dać się zabić bez walki. Dlatego czuwał.
- Wirus został stworzony z inicjatywy rewolucjonistów lub też… - zamilkł nagle. - Nieważne. Sytuacją w meshu zajmują się nasi analitycy. Cokolwiek tam się dzieje, jest świadomym działaniem policzalnych jednostek. Wirus na szczęście jest zamknięty w niej - wskazał Opal i postąpił kolejny krok. Od dziennikarki dzieliło go zaledwie kilka metrów.
- Chcielibyśmy zaprowadzić was w inne miejsce, aby na spokojnie dokonać ekstrakcji. Czy jesteście skłonni współpracować?
- Nie bardzo wierzę w tę kontrolę wirusa prowadzoną przez policzalne jednostki. To zabawa zapałkami na stacji benzyno…- Smith przerwał bo analogia była za stara, by była zrozumiana. Wzruszył ramionami.-Ale to nie mój problem.
I spojrzał na Duszki.-Zrobicie ekstrakcję, zabierzecie wirusa i… nie ma was. Nigdy się już nie zobaczymy i skończy się to wasze wtrącanie?
Duch skinął głową w odpowiedzi.
-To lepiej pozbądźmy się tego zagrożenia dla świata. I wróćmy do naszych małych problemów.- zaproponował Smith zwracając się do Opal i Billa.- Bądź co bądź… w ten sposób uratujemy świat.
- Mam tylko jedno pytanie… jeśli wirus był zamknięty w logach w pętli czasowej… czy jest możliwe aby więcej osób mogło dostać? Znaczy aby był powielony? - Opal poczuła się pewniej słysząc rozmowę Smitha.
- Simulspace Shiro miał na wejściu znak rewolucjonistów… - jęknęła mając nadzieję, że jej domysły nie były prawdziwe.
- To już nie musi być wasze zmartwienie. Oczywiście że taki scenariusz jest możliwy, ale Shiro zostanie pod tym kątem przesłuchany, a jego simulspace zinfiltrowany. Nie traćmy jednak czasu.
Do hali wkroczyły dwa kolejne morfy przeciskając się przez drzwi. Olympianie uzbrojeni w ciężkie pancerze taktyczne. Ci mieli już widoczną broń na wierzchu. Karabiny ze wspomaganiem elektromagnetycznym. Lufy były jednak skierowane w dół.
- To już jest moje zmartwienie. Ale mówię za siebie. To jest za duże aby to zostawić. Pozwólcie mi działać dalej. - Opal nabrała z powrotem kolorów. Opuściła też ręce. Podeszła też do ducha.
“- Sugeruję propozycję powiedzenie im, jak zamierzasz dalej działać. Oferta współpracy jest bardziej atrakcyjna, gdy stoi za nią wiarygodny biznesplan”- wtrącił poprzez Katona Smith kierując te słowa do Opal.
“Pozwól mi działać po swojemu. Ty nie chcesz mieć z tym swojego udziału. wymyślę jak ich przekonać.” odpowiedziała.
- To na razie nie podlega dyskusji. Możliwe że nasz przełożony będzie chciał z wami porozmawiać. Tymczasem my musimy przedsięwziąć odpowiednie środki ostrożności…
Dwóch Olympian wyciągnęło z zasobników przy pasach cztery zawiniątka, które po rozprostowaniu okazały się być… czarnymi workami.
- Załóżcie to proszę na głowę. Odetnie wasze zmysły oraz połączenie z meshem.
Smith założył worek na głowę rozważając słowa Opal. Miała rację… po części. Jednakże Eric lubił też czuć satysfakcję z dobrze wykonanej roboty, a to oznaczało zakończenie wszelkich spraw do końca.
Stało się tak, jak zapowiedział duch. Mężczyzna momentalnie oślepł i ogłuchł. Poczuł nagłą pustkę, którą po raz ostatni czuł bardzo dawno temu, jeśli w ogóle. Uczucie było podobne do zachłyśnięcia się wodą i rozpaczliwej walki o złapanie oddechu. Połączenie ze światem zewnętrznym zostało utracone, a błędnik szaleńczo próbujący odnaleźć się w świecie rzeczywistym nie ułatwiał sprawy. Eric jednak zdołał utrzymać się na nogach i nawet nie zachwiać.
- Wrażenie może być nieprzyjemne - kontynuował duch. - ale proszę was o zachowanie…
- Niczego nie założę! - po raz pierwszy w trakcie rozmowy odezwał się Synth. - Nigdzie mnie nie zabierzecie!
- A więc wolisz umrzeć? Oraz zabić swojego wybawcę? To mało honorowe… - Opal nie była pewna czy dobrze użyła tego określenia. Nie zaczytywałą się w powieściach fantastycznych. Z założeniem worka poczekała na odpowiedź Syntha.
Synth cofnął się o krok. Zaczął odpowiadać, ale skończył na “Ja…”. Trójka duchów jakby nagle straciła zainteresowanie rozmówcami i jednocześnie odwróciła się w stronę ścian zewnętrznych wyraźnie przeczesując wzrokiem teren dookoła.
- Nie mamy czasu. Worki. - zakomenderował ten, który przez cały czas mówił. Zaraz potem rozległ się pojedynczy strzał jednego z uzbrojonych Olympian. Głowa Syntha eksplodowała na tysiące drobnych części, a jego ciało zostało odrzucone pod wpływem impetu na drzwi kontenera.
- Ona ma przy sobie stos Marka! - zdążyła tylko jęknąć Opal kuląc się od nagłego wystrzału.
Drugi Olympian już biegł w kierunku syntha odwieszając broń na plecy. W tym momencie Opal straciła wszystkie zmysły, gdy worek został naciśnięty na jej głowę. Wrażenia były podobne do tych, które odczuwał kilkanaście chwil wcześniej Eric. Dziennikarka jednak zniosła je o wiele gorzej. Upadła na podłogę, a jedyne co mogła odczuwać to nagłe ssanie w żołądku i panika.

Ucieczka z hali była pełna chaosu. Jedyne czego Opal i Smith byli świadomi to nieustannie trzymających ich dłoni - kierujących i pomagających w wydostaniu się z budynku. Potem był jakiś pojazd latający. Jakiekolwiek próby namierzania lokalizacji spełzły na niczym. Nosiciele czarnych worków nie mieli nawet kontaktu z własną muzą. Po raz pierwszy w życiu byli całkowicie sami na tym świecie. Nie było napływu informacji z wirtualnego świata. Wiadomości, news’ów, komentarzy, maili, relacji, AR’owych reklam, cichego i głośnego szumu danych. Pustka. Wrażenie nabierało mocy z każdą kolejną chwilą. Było też na tyle oszałamiające, że w pewnym momencie na znaczeniu traciła nie tylko przestrzeń, ale i czas.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-11-2016 o 11:22. Powód: Zmiana kolorystyki
abishai jest offline