Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 15:01   #90
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
- Dzień dobry. Przepraszam za Kichota i siebie. Ja zasnęłam a on wlazł w obóz. - Zaczęła uprzejmie, zsuwając się z grzbietu swojego muła. Lubiła gnolle, wiedziała, że za szacunek w większości wypadków dawały to samo i nie było się co do nich uprzedzać. A Skark i jego towarzystwo zdecydowanie uodpornił ją na potencjalnie niesmaczne lub żenujące zachowania i zapachy… - Jestem Pężyrka - dodała, przypomniawszy sobie o dobrych manierach.
Kobieta uśmiechnęła się nieśmiało i rozpogodniała.
- Witam w naszym, tymczasowym obozie. Mamy tu zupkę. Jest jeszcze gorąca, może się pani skusi? - Zapytała, ale znów na jej twarzy pojawiło się przerażenie gdy tylko spojrzała na muła. Widać, kobieta była lękliwa, a zwierze to budziło w niej jakieś strachy.
- Naaastąp się - rzuciła do Kichota, lekko stukając w jego bok, żeby się obrócił i podprowadziła go nieco w tył. Owinąwszy uzdę wokół drzewka, zdjęła z niego toboły.
- On sobie chwilunię odpocznie, a my zjemy zupkę z chlebem - zasugerowała Ramonie. - Pani da płynnego jedzenia, ja dam twardszego. Ale nie, czerstwy nie jest. - Oznajmiła, wyciągając dwie pajdy chleba w stronę gnollki.
Kobieta kiwnęła głową i odsunęła się. Nabrała chochlą gęstej zupy i podała miskę Pężyrce.
- Matka mnie nauczyła robić tę zupę. Flaps ją nazywamy. Nie jest skomplikowana, ale wymaga nieco serca… - Ramona wpatrzyła się w twarz gościa i oczy jej pojaśniały - Ja chyba panią pokojarzyła… To nie pani robi w kopalni w Bełtach? Te bum, bum?
Gnolle nigdy nie słynęły z obycia czy wykształcenia. A kobiety wyjątkowo w tej kulturze nie grzeszyły inteligencją, a przynajmniej takie sprawiały wrażenie. Pężyrka jednak wiedziała, że pod tym tępym wyrazem twarzy kryje się osoba mądra i ciepła. Wystarczyło zdobyć zaufanie.




Nim odpowiedziała, krasnoludka wzięła od gnollki miskę oraz drewnianą łyżkę oraz usiadła przy ogniu.
- Tak, ja z Bełtów i tak, dobrze pani kojarzy. Wysadzam. Znaczy no, te bum bum robię. Robiłam. Teraz..eee… ojciec posłał w świat, żebym się pouczyła. - Pężyrka zanurzyła łyżkę, podmuchała na ciepły płyn i wsadziła sobie pierwszą łyżkę do ust. Było zjadliwe, nawet dobre, więc postanowiła nie wnikać w to z czego dokładnie jest zrobiona ta zupa. To czasem potrafiło co najmniej… zepsuć efekt. - A Skarka pani zna? - zagaiła ostrożnie.
Gospodyni usiadła na pieńku i również z miską jedzenia. Poczęstowała się dobrym betłowym chlebem i z pełnymi ustami, jak to gnolle miały w zwyczaju rozpoczęła odpowiadać. Mało cokolwiek można było z tego zrozumieć, ale wypowiedź kończyła się znaczącym..
- Tak więc nie. Nie znam chyba. A to tak ojciec nie bał się puścić samej? W te okolice? Toż to Puszcza Czterdziestu! - Ramona wzięła znów kęs i nachyliła się ku krasnoludzicy - Nikt tu za długo nie podycha, pani. Ja codziennie liczę ile robio kroków. Dziś tylko 21.
- No taa, Czterdziestu, ale w bok. W głąb. No wie pani, we wnętrze puszczy. Po ścieżce to można i więcej - odpowiedziała, wgryzajac się w pajdę. - Pewnie i podróż się teraz pani przyspieszy - zasugerowała. A może razem pojedziemy trochę? Razem raźniej, nie?
Pężyrka nie była pewna, czy gnollica da się racjonalnie przekonać, że nie chodzi o czterdzieści kroków dziennie w tym wypadku.
- Ech.. ja tam w puszczę nie wchodzę, pani kochana - odpowiedziała kobieta i zasiorbała zupkę - Czekam. Czekam na moich chłopców. Rajmund, mój mąż i syn Teobald pojechali do Szuwarów. To spore miasteczko na wschodzie… We wtorek spotkaliśmy biedaka na szlaku, co go banda jakaś napadła. Ukatrupili go. Wydychał tylko, że z Szuwarów jest. No to pojechali. Zawieźli truchło, bo zostawić na drodze się nie godziło. A 21 kroków zrobiłam po obozie.
Znów siorbnęła zupę.
Oto kolejny był dowód dobrej duszy gnolli i ich dobrego charakteru, co z tego, że czasem zachowywali się nieprzystojnie, skoro przejąć się nawet trupem umieli.
- Godne to bardzo. - Powiedziała krótko, wgryzając się znowu w pajdę. - A te Szuwary to gdzie to? I czekasz na męża i syna? Znaczy jedziecie dokądś?
- Moi mężczyźni wypalają drzewa na węgiel. Piecy mamy po całym spalonym lesie. No i tak krążymy. Od czasu do czasu zawitamy do Bełtów po zapasy, albo co i sprzedamy - Ramona wychyliła talerz i wypiła co płynne w zupie. Rękawem otarła twarz a na jej zadowolonym licu pojawił się śmiały uśmieszek.
- Ale sama tu nie jestem. Kilku poszło na łowy a inni wypalić nieco drzewa. Mamy też tu młodzież, która pasie nam kozy z dala od prania, nie?... - Kobieta badawczo otaksowała wzrokiem Pężyrkę i przez chwilę milczała.
Rozejrzała się wokół, tak jakby nie chciała by nawet muł ją usłyszał i nachyliła się.
- Normalnie jestem tu sama całymi dniami... nudzę się... to se układam pasjansa. Ale umiem też grać w Faraona, Morda Lorda czy Wiszące Krocze Pastucha. Jeśli masz ochotę..? - Zawiesiła pytanie, i przez chwilę widać było w jej oku szatańskie kurwiki, a następnie głęboki, przerażający mrok spowił jej twarz - Możemy obstawiać - Syknęła niczym żmija, a jej oczy wbiły się w krasnoludzicę niczym dwa niewielkie gwoździe. Jakby próbowała zahipnotyzować ofiarę.
- Na dudki! - Rozdziawiła buzię w potwornym, szelmowskim uśmiechu.
- Na małą stawkę mogę w Faraona - wyszeptała Pężyrka, jakby bała się spłoszyć nowe oblicze kobiety. - Ale no.... tylko parę kolejek, bo mi w drogę dalej trzeba. - Kilka kolejek na małą stawkę nie powinno jej zrujnować, dlatego podkreśliła oba te aspekty. Już ona wiedziała, że czasem gnolle potrafiły rozwinąć swoje umiejętności w gry liczbowe tak, że niejednej tęgiej głowie kapcie spadały. Wielu już dało się nabrać na rzekome łatwe zwycięstwa pośród tego ludu. Oj sromotnie się tacy zawiedli, za to majątki potrafili potracić.
Pężyrka dokończyła posiłek.
- A nim zagramy, to bym muła trochę oporządziła, niech sobie jeszcze dychnie. - Mówiąc to podeszła do zwierzęcia i wziąwszy wiecheć trawy, zamaszystym ruchem czyściła boki i grzbiet muła.


Ramona okazałą się wprawioną i przebiegłą znawczynią gry. Karty tasowała szybko, grała ostro, a i czasem budziły się w niej prawdziwie pierwotne emocje. Pężyrka jednak musiała przyznać, że gra była uczciwa i… bardzo, ale to bardzo dobrze na niej wyszła. Wygrała $3,00, kozi ser oraz niewielki bukłaczek wina domowej roboty.
Pomimo świetnej zabawy, trzeba było się zbierać.
Pężyrka pożegnawszy się wylewnie z gościną gnollicą znowu wsiadła na grzbiet swojego wiernego muła, kierując jego powolne kroki ku drodze na Szuwary. Pełny brzuch świeżo nagotowanej zupy, wygrana w karty i spokojna konwersacja z Ramoną pokazały, że nieco przymusowe wygnanie z domu mogło nie być aż tak strasznym przeżyciem jak się jej na początku wydawało...
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners

Ostatnio edytowane przez Morri : 15-11-2016 o 15:06.
Morri jest offline