Zalotnik?
To było zdecydowanie za dużo powiedziane. Randulf, nie da się ukryć, nie myślał wcale o ustatkowaniu się, o zbudowaniu własnego domu czy też założeniu rodziny. Co innego zabawić się z dziewczyną na sianie, co innego dać się zakuć w małżeńskie kajdany.
Miał na tyle rozsądku, by nie chcieć się żenić, ale i tyle, by nie mówić tego na głos, bo z tego nie byłaby zachwycona ani Birgit, ani - tym bardziej - jej rodzice.
A podtekst zrozumiał aż za dobrze - nikt nie chciał w rodzinie przybłędy, choćby i był bohaterem. Lepszy byłby zasobny krajan, mający własną chałupę i szmat pola. Idź więc se stąd, bohaterze, i nie wracaj, chyba że worków złota parę przyniesiesz. A my się już zatroszczymy o to, by nasza córka wnet o tobie zapomniała. I żeby sobie znalazła porządnego męża, a nie jakiegoś włóczęgę, co za majątek ma jedynie konika i miecz.
Mądre wyjście.
- Niedaleko Felbergu, powiadacie. - Randulf skinął głową, obojętnie, jakby wyprawa po złote jabłko była czymś błahym. - Można spróbować.
Birgit warta była grzechu, ale czy złotego jajka? Skoro w pakiecie dostałoby się takiego teścia, co pewnie do końca życia chciałby rządzić i w swojej, i w zięciowej chałupie.
- Można spróbować - powtórzył, po czym upił kolejny łyk napoju.
Jeśli Birgit odziedziczyła po matce talent do gotowania, to może by lepiej było ją namówić do ucieczki? Dobra kucharka, na wyprawie szczególnie, to skarb prawdziwy. A i w nocy człowiek przyjemności by zakosztował. Zdecydowanie lepsze wyjście, niż ożenek i siedzenie w jednej chacie z Borgiem. |