Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 19:10   #6
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Część wspólna
Kilka informacji było dość ważnych, kilka mało istotnych, Nathaniel jednak zapisał wszystko w komórce gdy wychodzili od Greenwooda. Potoczył wzrokiem po całej trójce, wzrok miał nieco zamyślony.
- Trzeba mi jak najszybciej znaleźć się na w tym motelu w Sacramento. A muszę załatwić jeszcze coś po drodze. Spotkamy się na miejscu? Co zamierzacie?
- Jak mi? - zapytała z lekkim zdziwieniem Flo - Chyba wszyscy zamierzamy się tam udać, czyż nie? - spojrzała wymownie po reszcie ekipy.
- Mi, bo rytuał. Mi? Wszystkim…? - Nat wzruszył ramionami jakby pod innymi aspektami niż taumaturgia nie miało znaczenia użyte słowo. - Muszę skoczyć gdzieś, muszę podjechać po Connie. Nie wiem ile to wszystko może potrwać. - Uśmiechnął się do Florence.
- Mam szybki wóz - rzuciła lekko Flo - Chętnie służę podwózką.
-Ja w czasie drogi chciałabym popytać o wóz i spróbuję dowiedzieć się w jakim miejscu zniknął z radaru - modre oczy przyglądały się każdej z obecnych w pomieszczeniu osób -Dobrze by było też gdybyśmy do Sacramento trafili razem.
- Jak dla mnie to oczywiste. Powiedzmy, że do drugiej, trzeciej pozbieramy to co nam potrzebne. Informacje, sprzęt i co tam sobie kto życzy. Około trzeciej spotkamy się w Elizjum i ruszymy moim wozem do Sacramento. To jakieś cztery, pięć godzin drogi. Mój kierowca poprowadzi samochód, a my w spokoju się przekimamy w środku. Mam nadzieję, że nikt z was się nie boi podróży w blasku słońca. - przy tych słowach Flo uśmiechnęła się do całej reszty bardzo wyzywająco.
-Mi pasuję. -stwierdziła krótko Gangrelica po czym wstała wyciągając telefon. Wybrała jakiś numer, gdy wychodziła z pokoju usłyszeli tylko jak mówi -Cześć Jack, jesteś w robocie?*
- Za późno. Bylibyśmy tam po ósmej i nie będę mógł zrobić małej abrakadabry, bo będzie już dzień. Ja zaś nie wiem czy wyrobię się do trzeciej. - Nathaniel potarł palcami nasadę nosa, nie miał zielonego pojęcia ile Connie będzie potrzebować czasu na swoje czary-mary. - Szybciej będzie helikopterem.
-Przepraszam Cię na moment - rzuciła do rozmówcy po drugiej stronie, po czym odsuwając telefon od twarzy i zakrywając mikrofon dłonią powiedziała -dobra, dajcie mi po prostu znać co ustalicie. Dostosuje się. -rzekła to do wampirów obecnych w pomieszczeniu, po czym ponownie przyłożyła słuchawkę do ucha -sorry, ktoś pytał o drogę..-wyciągnęła z kieszeni wizytówkę, właściwie zwykły podłużny kartonik na którym było jej imię i nr telefonu, położyła na stole wychodząc -słuchaj mam sprawę..-wyszła.
- Mam kontakty w półświatku - zaczął Kinbarak - Mogę wyznaczyć nagrodę za informacje. Zakazać jakiejkolwiek ingerencji aby nie spartolili. Możliwe, że to nam pomoże. Chcemy się w to bawić?
- Każda informacja dodatkowa będzie cenna. Wątpię, aby Boccob był na tyle nieostrożny, by zostawiać jakieś ślady mogące do niego doprowadzić w tym środowisku. Spróbować jednak nie zaszkodzi. Myślę, że lepiej jednak jak po prostu popytasz tu i ówdzie. Ogłaszanie tego tak wszem i wobec może przynieść chyba więcej kłopotów niż korzyści.
- Odpowiednio wielka nagroda skusi wielu profesjonalistów. Z miejsca mogę wyłożyć jakieś dwadzieścia osiem tysięcy.
- Osobiście uważam, to za zbyt duże ryzyko i rzecz niebezpiecznie ocierającą się o prawo Maskarady. Zrobisz jednak jak uważasz.
- Daj mi swój numer - Nath rzucił do mężczyzny w masce sam wklepując w pamięć smartfona numer do Rudej. Do Flo brać nie musiał. Miał. - Zmiatam zatem, przedzwonię za parę godzin by się zorientować jak i o której wyruszamy. Gdybyście woleli na mnie nie czekać, jedźcie sami, spotkamy się na miejscu. Kto chce zabrać się śmigłowcem, niech da mi znać.
Jerycho przemyślał sprawę na szybko i o ile śmigłowiec wydawał mu się bardzo wygodną opcją, to dla niego inna bardziej się uśmiechała.
- Alternatywą jest mój Hummer. Przyda nam się już na miejscu więc się nim zabiorę. Jak kto chce to da mi znać i może jechać ze mną. Planuję wyjazd za godzinę, aby nie być daleko za Nathanielem w helikopterze, ale jestem otwarty na sugestie jeśli to ważne dla sprawy.
- Nat, nie pamiętam abyś się chwalił, że masz śmigłowiec. Jeśli nie masz nic przeciwko, to się chętnie z tobą zabiorę. - rzuciła wyraźnie podekscytowana Flo - Jednak mój perkusista i tak ruszy do Sacramento. Na miejscu przyda się nam wygodny i bezpieczny samochód.
- Bo nie mam, ktoś użyczy. - Uśmiechnął się lekko do Florence. - za godzinę, może dwie, wyślę kilkunastu ludzi by obstawiło motel. Sabat, wilki… Przyda się wsparcie. Twoja ekipa może zabrać się z nimi i Jerycho. Ja Ty i Ruda śmigniemy powietrzem jak załatwimy tu co do załatwienia. Punkt zborny w motelu. - Spojrzał na Jerycho. - Popytać w półświatku nie zaszkodzi. Ale ostrożnie. Cena nie gra roli. Dam Ci sms miejsca gdzie moi będą czekać by, jak chcesz, pojechali razem z Tobą. - Spojrzał na Flo. - Masz coś do załatwienia? Chcesz jechać ze mną a potem tylko przechwytujemy Rudą i lot?
- Muszę tylko skoczyć do siebie po puder i kosmetyki na drogę. Spotkamy się na pokładzie twojej odlotowej maszyny. A tak z ciekawości? Kto będzie pilotował to cudo, bo ja licencji nie posiadam.
- Myślałem, że lubisz adrenalinę? - Nat znów uśmiechnął się lekko.
- Nade wszystko jednak cenię sobie swoje nieżycie, czy ja to tam nazwać. - odparła z szerokim uśmiechem toreadorka.
- Szkoda. trzeba będzie zatem wziąć ze sobą pilota. - Nathaniel mrugnął do Flo. Kiwnął głową Jerycho. I wyszedł.

***

Ostatnie dni były nader gorące. I nie chodziło wcale o klimat zachodniego wybrzeża. Kainicki światek dosłownie wrzał. Florence uwielbiała i ceniła swoje nieżycie i nigdy nie potrafiła rozumieć tego fanatycznego, wręcz umiłowania do intryg i manipulacji. Większość kainitów, których poznała dosłownie żywiła się tym i tylko to sprawiało im przyjemność
Dla niej to był absurd. Jakieś walki o władze, jakieś sekty i tajne stowarzyszenia. To wszystko było tak bezsensowne, że czasami aż sprawiało fizyczny ból. Jej pasją była sztuka, ze szczególnym uwzględnieniem muzyki.


Teraz chcąc, nie chcąc musiał wziąć udział w jednej z tych wampirzych gier. Fakt, że nie przepadała za tymi szachami nie oznaczał, że nie była wytrawnym graczem.
Zapewne z tego też powodu wraz z niewielką grupą innych kainitów została wybrana, aby rozwiązać poważny problem.
Problem, który wykwitł na ciele szlachetnej Camarilli, niczym wredny nowotwór. A rak ten nazywał się Boccob.

Stary i potężny Nosferatu o ponoć bardzo wrażliwej duszy. Fakt ten był niezwykle zabawny dla Florence. Widok potwora w ludzkiej skórze, który opłakuje śmierć człowiek. Biedną ludzką istotę, którą uzależnił od swojej przeklętej krwi. Flo zdążyła jednak przywyknąć, że wampirzy świat pełen jest podobnych absurdów.

Skoro jednak weszło się go gry trzeba było zrobić wszystko, aby w niej zwyciężyć. Po spotkaniu u władcy LA, które przyniosło więcej pytań niż odpowiedzi, Florence zaczęła intensywnie myśleć i planować.
Grupa, która miała odnaleźć Boccoba była nieliczna i trzeba było dobrze rozdysponować środkami, jakimi dysponowali.

Pierwszym i najważniejszym posunięciem Flo było sprawdzenie, co o zniknięciu Nosferatu wiedzą inni. Toreadorka nie liczyła na szczerość. Tej w wampirzym świecie było na lekarstwo. Jednak jak mawiał pewien mędrzec w kłamstwa ludzi powiedzą ci nie raz więcej niż ich najszczersze wyznania.
Idąc tym tropem Florence przeprowadziła kilka rozmów z najbardziej znaczącymi wampirami. Jak się okazało większość od dość dawna już go nie widziała. Nawet jego nieodrodny syn, Albrecht stwierdził, że od ich ostatniego spotkania minęło kilka tygodni.
Wszystko wskazywało, że Boccob bardzo starannie zaplanował swoje zniknięcie.
Ciekawą rzeczą okazał się też fakt, że Nosferatu skarżył się, że jego internetowi znajomi stają się jacyś marudni i nie chcą się z nim widywać. Biorąc pod uwagę wyjątkową nadwrażliwości potwora w tej materii, można było w tym upatrywać źródło jego dziwnego zachowania i działania.
Flo jednak czuła podświadomie, że to tylko rodzaj zasłony dymnej. Prawdziwe źródło frustracji Boccoba leżało o wiele, wiele głębiej. Poznanie przyczyn w oczach Flo było kluczem do całej sprawy. Widząc, co kierowało kainitą można było łatwiej przewidywać jego kolejne kroki.
Na tym jednak etapie wiedzieli zbyt mało, aby snuć jakiekolwiek hipotezy. Florence chętnie powęszyłaby jeszcze w mieście, ale trop jaki podsunął im tego wieczoru książę i tak nie był najświeższy. W związku z tym trzeba było czym prędzej ruszać do Sacramento.

Florence spotkała się ze swoim perkusistą. Mężczyzna był niemal ślepo zapatrzony we wampirzycę i był gotów zrobił dla niej wszystko. Nie chodziło tylko o ponętny wygląd kobiety, ani o jej hipnotyzujący głos. Regularnie podawana krew umacniała i tak silną naturalną więź i pozwalał toreadorce w pełni kontrolować poczynania mężczyzny.
Jack zabrał, więc furgonetkę zespołu i na polecenie kobiety udał się do Sacramento, w miejsce gdzie ostatnio widziano Boccoba.

Sama Florence pojechała do swego mieszkania i spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy na kilkudniową podróż. Następnie ruszyła na spotkanie z Natem. Jego oferta lotniczej podróży była niezwykle kusząca.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 15-11-2016 o 19:23.
brody jest offline