Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 22:24   #7
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
6 listopada 2016 r., godzina 14:11, okolice lotniska w Boise.




Żółty Hummer zaparkował kilkadziesiąt metrów od hangaru. Okolica wyglądała na opuszczoną, drzwi były zamknięte, prawdopodobnie od wewnątrz. Czarna Impala, którą zlokalizowała Mała Mi, stała tuż obok małych drzwiczek w bramie. Dość zardzewiałej bramie, warto zauważyć. Magazyn wyglądał, jakby pamiętał lepsze czasy lat osiemdziesiątych, gdy jeszcze wszędzie nie było kamer i internetu…
Jack jedynie postukał w drona, otworzył drzwi humera.
- Coś mi się wydaje, że nie ma w tej budzie szerokopasmowego internetu. Skoczę się rozejrzeć.
Jack oparł się o drzwi na moment pochyląc sie i patrząc w lusterko. Za moment był już w penumbrze. Tak jak myślał magazyn był dość stary. W świecie będącym granicą między światem duchów, a światem żywych magazyn wyglądał identycznie. Garou skupił się i przemienił się w wielkiego wilka. W świecie duchów czuł się dużo lepiej w tej formie niż w swoim ludzkim ciele. Ruszył spokojnie szukając potencjalnego punktu wejścia. Szukał też strumieni danych. Cały czas miał nadzieję, że mówiąc o szerokopasmowym internecie się pomylił.
Zauważył strumień danych, płynących gdzieś trzy metry pod betonem. Światłowód. Wewnątrz widział wampira, tego był pewien. Śpiącego wampira. Ściany nie stanowiły dla niego problemu, mógł wyczuć Żmija na kilometr - przynajmniej tutaj, w penumbrze. Czuł wyraźnie jego smród, słyszał jego chrapanie...

Mi uderzyła się w czoło i opadła na fotel.
- Czy on zawsze musi tak wszędzie biec? - Dziewczyna wypuściła przez drzwi drona i narzuciła sterowanie dla MyMy. Zerkając na widok z kamery sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego małą kostkę i klapcążki. Z tego co pokazała kamera tablica rozdzielcza do magazynu była jak zwykle na zewnątrz przy wejściu do dyżurki magazynu. Stare kamery musiały być spięte z zasilaniem z drugiej strony i jak za starych dobrych czasów przeciągnęli sygnał na drugą stronę. Mi wpisała Snifferowi polecenie wyszukiwania odbiorników sieci telefonicznej na terenie magazynu i przekierowała trzy farmy z poszukiwania czerwonego vana do pomocy przy nowym zadaniu. Jej telefon cały czas starał się włamać na telefon Gniewu Nieba, czekając aż ten wyjdzie z umbry. Mi założyła słuchawki by nie musieć patrzeć na linie pokazujące jej pracę MyMy i zaczęła się bawić kostką przygotowując ją na odbiór sygnału AVG.
- Jest środek dnia… toż ta pijawka śpi. - Lekko zirytowana wyszła z auta zostawiając ją na chodzie z zamkami zablokowanymi za pomocą wirusa i z lapkiem wpiętym przez USB. Ruszyła w stronę magazynu cały czas zerkając na dane z kamery drona wyświetlające się na jej telefonie. Kostkę i małe klapcążki wsunęła do portfela, a go do kieszeni.. Podchodząc do otwartego pola zerknęła na swoje odbicie w telefonie i weszła do penumbry. Wzięła głębszy oddech, jej źrenice wycofały się a przed oczami pojawił się zestaw ekranów nad którymi pracował MyMy. Pomiędzy otaczającymi ją liniami danych zamajaczył magazyn Mi spokojnym krokiem ruszyła w jego stronę, czekając na wyniki.
Widziała wszystko, co przyszło do pijawki w przeciągu ostatniej doby. Dosłownie. Maile, podpisywane imieniem Daniel Artman. Powoływanie się na Boccoba, zamówienia na broń i srebrne kule, operacje bezgotówkowe na serwerach jakiegoś ethernetu... Wszystko szyfrowane, ale tutaj, w penumbrze, dla Mi nie miało to znaczenia. Widziała prawdziwą naturę tego wszystkiego. Widziała cel, do którego to prowadziło - zagłada jej watahy...

Jack jak zwykle najpierw działał, później myślał. Ruszył w stronę wampira, wybierając drogę przez miejsce, gdzie w normalnym świecie byłyby drzwi. Jedynie ich brakowało w penumbrze. Gdy stał kilka metrów od śpiącego wampira sięgnął do swoich pierwotnych instynktów. Przyjął formę blisko trzymetrowego wilkołaka. Stał wpatrując się w ciało wampira, które w penumbrze było otoczone smrodem śmierci. Zamknął oczy na moment. Blizna biegnąca na ramieniu od tatuażu karalucha rozbłysła błękitnym światłem. Rozbłysk kolejnych błyskawic przeskakiwał po błękitnej sierści wprost na pazury. W penumbrze rozległ się ryk. Oto nad odorem wampira stał trzymetrowy błękitny potwór w skórzanej kurtce. Jej rękawy były rozszarpane i odsłaniały użylone mięśnie porośnięte sierścią. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął telefon i spojrzał na swoje odbicie. Wampir zostawiał smród w penumbrze, ale tylko w materialnym świecie wilkołak mógł mu zrobić prawdziwą krzywdę.
Jack pojawił się w magazynie, we wnętrzu awionetki. Musiała być stosunkowo nowa, skoro nie widział jej w świecie duchów. Wampir był gdzieś blisko, Reed wręcz widział pijawkę przed sobą, słyszał jego niespokojne wiercenie się na łóżku. Powoli odchylił drzwi, którymi był oddzielony od reszty samolotu i zobaczył go.


Mimo, iż nie potrzebował żadnego okrycia, leżał zawinięty w ciepły koc. Obok dłoni spoczywał Kałasznikow, ale wilkołak rozsądnie odsunął go na bok. Złapał go za łokcie i szarpnął, odrywając przedramiona wampira. Oczy otwarły się gwałtownie, kły wysunęły się, a głowa zaatakowała szyję Jacka. Szybkie uderzenie “z bani” wybiło ząb i ostudziło nieco zapał sługi Żmija.
- Kurwa mać, kim jesteś, pojebie?! - warknął, rozglądając się po pomieszczeniu i ewidentnie szukając drogi ucieczki... Mi obserwowała całe zdarzenie z penumbry, widziała jak Jack odrywa ręce mglistemu kształtowi, którego mogła zidentyfikować jako wampira.

Mi gdy tylko obecność telefonu Jacka została jej zasygnalizowana przez MyMy wycofała się z obserwacji procesów. Bez zastanowienia przyjęła formę glabro i ruszyła w jego stronę. Kilka kroków i znalazła się tuż obok. Smród zaatakował jej nozdrza sięgnęła po telefon zerkając jeszcze raz czy w okolicy nikogo nie ma i wycofała się z penumbry. We wnętrzu awionetki było potwornie ciasno, głównie z powodu wielkie postaci Jacka. Jej nozdrza dla odmiany zaatakował zapach krwi. Zamarła widząc Gniew Nieba trzymający kadłubek wampira.

- Grrrraaah - warknął rozwścieczony wilkołak. Odrzucił niepotrzebne kończyny oderwane wampirowi i bez zbędnych wyjaśnień przeorał jego klatkę piersiową zostawiając ślad czterech szponów.
- Khhhtoooo zsslecił...grr - z trudem formułował słowa targany gniewem. Wokół szponów trzaskały wyładowania elektryczne rozświetlające ciasny kadłub samolotu

Mi otrząsnęła się.
- Kim jest Daniel Artman? - Jej głos był dziwnie zniekształcony przez wydłużony pysk. Uważnie obserwowała wampira. - Kim jest Bacob?
- Spierdalaj. - warknął, zwijając się z bólu. Na jego twarzy pojawiły się kolory, krew zaczęła mocniej krążyć w resztach żył, proces gojenia uległ przyspieszeniu. Oczywiście, ręce odrosnąć tak szybko mu nie mogły, ale bruzdy na piersi zaczęły się powoli zrastać... - Myślisz, że coś ze mnie wyciągniesz, kundlu? - rzucił prowokacyjnie.

Dziewczyna zerknęła na swojego towarzysza.
- To fascynujące. Myślisz, że nogi też tak szybko mu się zagoją?
Gniew Nieba odwrócił się tyłem do twarzy wampira. Prawą stopą zaparł się w kroczu mężczyzny i silnym ruchem wbił pazury w uda sługi Żmija. Warknął w głos próbując oderwać kolejne kończyny. Błyskawice przeskakiwały ze szponów na oprawiane ciało.
Prawa noga urwała się z trzaskiem kości, wyrywając przy okazji kawałek miednicy i rozrywając przyrodzenie wampira na części. Ten tylko zawył z bólu, a jego wytrzymałość na cokolwiek się skończyła i najzwyczajniej w świecie zemdlał…
- Hm…. to może być problem. - Mi powróciła do swojej ludzkiej formy i rozejrzała się czy w okolicy nie ma telefonu wampira. Odruchowo sięgnęła po swój i sprawdziła co pokazują jej kamery krążącego nad budynkiem drona. Okolica była opuszczona, dokładnie jak kilka minut temu... Tylko żółty hummer stał z zapalonym silnikiem, bez kierowcy. Dziewczyna wsunęła telefon do kieszeni i podeszła do rozczłonkowanego korpusu wampira. - Pewnie nie zwróciłeś uwagi na to, czy ma coś przy sobie, co wujaszku?
Gniew Nieba machał oderwanymi nogami jak kawałkami maczug rozbijając deskę rozdzielczą awionetki. Kończyny rozsmarowywały za sobą krwawe ślady. Jack dobrze wiedział, że ta krew była z kogoś wyssana. Odwrócił się gwałtownie do Samanthy.
- Rrrrryyyy - warknął szczerząc kły. Amulet na szyi zaklekotał. Nogę urwaną nieco dalej odrzucił, zaś tę która miała ze sobą kawałek miednicy zaczął dokładnie oglądać. Szponem rozszarpał kieszeń, która o dziwo nie rozdarła się wcześniej wraz ze spodniami, mięśniami i miednicą.
Spomiędzy strzępów materiału wypadł telefon - Galaxy S6. Potrzaskany wyświetlacz nie utrudnił zbytnio Mi dostania się do “wnętrza” i wyciągnięcia potrzebnych jej informacji.
Mi podniosła resztki telefonu i oparła się o drzwi awionetki.
- Miałam nadzieję, że jednak nam coś powie. - Odpaliła telefon i gdy tylko Sniffer odkrył jego obecność włamała się do środka. Przegrywała dane o osobach z którymi ostatnio kontaktował się Rosjanin. Bez problemu weszła na pocztę, na której był zalogowany i pobieżnie przeleciała przez historię i ostatnie maile. Szukała jakichkolwiek informacji o interesujących ją osobach Danielu i Bacobie. Oparła się o jakiś w miarę nie zakrwawiony fragment ścianki.
Znalazła maila

Cytat:
Od: Daniel Artman
4 listopada 20:53
Przygotuj się na jutro. Tak, jak mówiliśmy wcześniej. Boccob też będzie. Nie spieprz
Kilka razy przewinęło się jeszcze imię Daniel, ale nie w związku z Boccobem czy nazwiskiem Artman. Większość skrzynki Ruska stanowił spam ze stron porno i reklam powiększania penisa. Prawie wszystkie kontakty to były “jednorazówki” - telefony na kartę, dezaktywowane zaraz po zakończeniu rozmowy...
W czasie gdy Mała Mi odprawiała swoje czary z telefonem trzaskajacy piorunami wyszedł z samolotu. Wyszedł odginając skrzydło, wyrywając drzwi oraz wyginając podwozie. Szponami musiał nieco poszerzyć otwór po wyrwanych drzwiach, ale zajęło to chwilę. Wbił dwa pazury w kadłubek, jaki miał być ich źródłem informacji i jakby wykorzystywał widelec, wyciągnął wąpierza z wnętrza samolotu. Rozejrzał się po magazynie. Trzeba było spętać tego, którego złapali. Choć z drugiej strony czy nie zabrać go na spacer? W końcu jest dość pochmurno.
Zewnętrzną stroną zamkniętej dłoni uderzył zwłoki w twarz czekając czy może jednak się obudzą. Oczy tylko na chwilę powróciły do ciała, zaraz znowu skryły się pod powiekami. Wampir był zbyt mocno zmaltretowany, by mógł rozmawiać, ba! Był zbyt zmaltretowany by kontaktować ze światem…
Mi po wyciągnięciu tych kilku informacji wyskoczyła z awionetki. Z niedowierzaniem patrzyła jak Jack niemal odrywa głowę wampirowi, starając się go wybudzić.
- Myślę, że bardzo by mu pomogło gdyby po prostu mógł się trochę podleczyć. - Rozejrzała się po hangarze sprawdzając czy nie ma tu jakichś kamer. - Choć najchętniej nie oglądałabym już tej wywłoki na oczy. - Odrobina goryczy w głosie nie pasowała do wiecznie radosnej i ironicznej małej.
Pysk Jacka zaczął się skracać. Dolne kły wystawały nadal wysoko ze szczęki. Futro zaczęło zmieniać się we włosy na głowie, rękawy kurtki i… włosy na nogach. Z dżinsów nic nie zostało. Reed kompletnie zapomniał, że są niezwiązane z jego ciałem. Choć nie był już trzymetrowym potworem, to nadal wyglądał groźnie. Niczym ork z trylogii Tolkiena. Tylko ślepiec mógłby pomylić go z człowiekiem.
- Nie będzie się leczyć. Zabijał naszych.
Dłoń nadal była zanurzona w trzewiach wampira. Jack ciągnął za sobą kadłubek idąc do części hangaru, w którym znajdowały się narzędzia. Wysuszone zwłoki bez trudu położył na blacie stołu i zaczął grzebać po szafkach. W końcu znalazł kombinerki. Sprawnym ruchem wyrwał długie wampirze kły. Trofeum. Już wiedział, że następny klekoczący naszyjnik będzie składał się z pamiątek po tych, którzy zabili jego watahę. Gdy wampir tak leżał z ziejącymi otworami po kłach Jackowi wydało się przez moment, że skubaniec się uśmiechnął. Wilkołak szybkim ciosem pięści wybił resztę zębów, żeby upewnić się co do braku uśmieszków. W końcu złapał kadłubek za szyję wbijając się mocno paznokciami. Silne palce wbiły się w ciało. Przeszedł tak dalej przez hangar. Był na tyle wysoki, że resztki ciała, które niósł nawet nie muskały posadzki. Otworzył drzwi hangaru kopnięciem. Już nie był w umbrze. Tutaj drzwi stały normalnie. Stały, do czasu konfrontacji z nogą wielkiego Glabro w skórzanej kurtce. Reed zamachnął się i rzucił na asfalt resztki ich nowopoznanego towarzysza. Było pochmurno, ale i tak z ciała unosił się dym. Po chwili Jack dorzucił na kupkę wszystkie znalezione kawałki kończyn. W tym czasie śmierdzące truchło zapaliło się. Gniew Nieba wpatrywał się jak zahipnotyzowany w płomienie. Wrócił do całkowicie ludzkiej formy. Wtedy właśnie pierwszy raz pomyślał z niepokojem o braku spodni. Nie chcąc odwracać się do Mi przez ramię rzucił tylko:
- Pod hangarem leci światłowód. Gdzieś musi być coś, co do niego podłączał.

Mi odwróciła wzrok od telefonu i patrzyła jak Jack krąży po hangarze. Przez chwilę miała wrażenie, że wilkołak ma jakiś quest do wypełnienia składający się ze strasznej ilości dziwnych czynności. Cóż i tak trzymała się zazwyczaj na obrzeżu watahy, więc to że nie planowała pomagać przy wszystkich obrządkach było bardziej niż naturalne.
Podeszła dopiero do dymiącej się kupki resztek wampira. Za chwilę poczyści dane z kamer, którymi obserwowała hangar.
- Zaraz to sprawdzę. Chcesz przejść się do auta bez spodni czy je tu podprowadzić?
Widok płomieni sprawił, że po jej plecach przeszły przyjemne ciarki. Z uśmiechem zaciągnęła się dymem i cicho wyszeptała podziękowanie dla Gai za owocne łowy.
Jack spojrzał w dół. Z całą pewnością córka jego przyjaciółki nie powinna go tak oglądać.
- Podprowadź auto. Ja idę jeszcze po jego karabin.
Gdy ją minął idąc do hangaru zastanawiał się czy patrzy na jego nagi tyłek. Mógł zostać w formie wilka. Nie czułby teraz tego dyskomfortu psychicznego.
Z wprawą typową dla żołnierza podniósł broń, wyjął magazynek, zwolnił zamek i złapał nabój, który wypadł z komory. Z bronią wrócił na zewnątrz. Spojrzał na wschód. Księżyc odcinał się na błękitnym wciąż niebie. Poczuł w sobie gniew Luny.
- Zemsta musi się dopełnić. Sługi Żmija zostaną zgładzone - powiedział do siebie niskim głosem.

Mi nawet nie obróciła się za mężczyzną. Ustawiła na telefonie trasę jaką ma przyjechać auto i kazała rozpoznać snifferowi twarz Jacka z pomocą kamer parkowania i wtedy odblokować MyMy zamek. Sama weszła do penumbry sprawdzić ten światłowód.
Światłowód biegł do wnętrza magazynu i kończył się w miejscu, gdzie powinien stać komputer. Była tam teraz tylko kupa zwęglonej elektroniki, smród spalonych kondensatorów i rozlanego elektrolitu wciąż unosił się w powietrzu. Jedynie monitor zachował się cało - ale był to najzwyczajniejszy w świecie pecet, więc nie zachowało się w nim nic. Zresztą, gniazdo dostarczające prąd było rozerwane...

Jack zauważył nadjeżdżającego w jego stronę Hummera, który zahamował kilka centymetrów przed nim z piskiem opon. MyMy musiało trochę popracować nad płynnością jazdy…

Dziewczyna idąc w stronę wyjścia z hangaru usunęła dane z kamer, do których sama była podpięta. MyMy zasygnalizował jej, że samochód stoi już na miejscu. Zaniepokojona stanęła naprzeciw awionetki. Przez jej głowę przelatywały setki pytań. Jak szybko policja trafi do tego miejsca, jak zareagują na wymalowany krwią samolot, co będzie jeśli trafi tu nie policja, ale łowcy… wampiry. Mi znała sposób działania ojca. Ślady opon wozu Jacka były pewnie jednymi z bardziej nietypowych, ich buty, ślady wilczych łap odciśniętych we krwi. Rozejrzała się za jakąś szafą lub czymś do czego ich ofiara mogła wrzucić swoje ciuchy, jednocześnie wybierając numer Gniewu Nieba.
- Hej wujaszku. Masz jakieś gacie w tym aucie? - Wzrok dziewczyny skupił się na krwawym śladzie na podłodze prowadzącym z awionetki do stołu. Przełknęła przekleństwo. - Mam obawę, że będziemy musieli tu jednak trochę posprzątać.
Jack ułożył karabin obok strzelb automatycznych w bagażniku. Liczył na to, że gdzieś tam ma jeszcze jednorazowy kombinezon malarski, który kiedyś ze sobą woził. Niestety się przeliczył.
- Gniew Nieba, kurwa, z gołą dupą - powiedział do siebie wpatrując się w bagażnik.
Wrócił do wnętrza samochodu. Zaczął chwilę grzebać w schowku. W końcu znalazł zapalniczkę.
- Myślę, że spalimy tę budę. Sprawdziłaś Impalę?
Mi obejrzała się na stojące w drugiej części hangaru chevi. Wtedy też dostrzegła stojące nieopodal metalowe szafki robotnicze.
- Jeszcze nie. - Podeszła do jednej z nich i otworzyła. Na jej twarz wypłynął uśmiech. - Ale chyba mam dla ciebie ciuszek. - Dziewczyna wyciągnęła jakieś usmarowane robotnicze spodnie i podeszła do auta. rzuciła je na dach by nie przeszkadzały jej w przeszukiwaniu samochodu. Drzwi od auta były otwarte. Mi rozejrzała się po wnętrzu i zajęła miejsce kierowcy by posprawdzać schowki. - Wujaszku wpadaj po spodenki i pomóż mi tu poogarniać. Jestem w Impali… nie będę podglądać.

Jack zostawił kurtkę w Hummerze. Wciagnął na siebie spodnie-ogrodniczki. Były nieco przyciasne, ale lepszy rydz niż nic. Zaczął przeglądać szafki z narzędziami. Szukał jakichś rozpuszczalników. Czegoś, co można by rozlać po magazynie. Czegoś co zapali się gdy rozpędzona Impala wjedzie wprost w stojącą w hangarze awionetkę.
Dziewczyna skończyła sprawdzać przestrzenie pod kierownicą i schowkami i spojrzała na Gniew Nieba. Uśmiechnęła się widząc spodnie opinające pośladki wilkołaka.
- Upuściłabym paliwa z awionetki, albo z Impali. - Zgarnęła leżące w schowku kluczyki po czym bez większej trudności przeszła na tylną kanapę i rozejrzała się po wnętrzu.
Mi przebijała się przez sterty szmat i puste butelki po czymś, co śmierdziało jak krew... i prawdopodobnie nią było. Impala nie miała w sobie żadnej elektroniki poza tą niezbędną, jak rozrusznik, świece zapłonowe i radio, więc MyMy było tu bezradne... A ewidentnie właściciel samochodu był niechlujem i nie potrafił zadbać o porządek w samochodzie.

Jack bez trudu odnalazł kilkanaście kanistrów z benzyną. Widać wampir handlował również lewym paliwem, bądź posiadał takowe zapasy na własnych użytek. Nadawały się wręcz idealnie do celu, jaki sobie obrali...
Gniew Nieba zaczął rozlewać łatwopalną ciecz po całym magazynie, nie szczędząc go i obficie polewając również awionetkę. W międzyczasie Niosąca Czerwień wyprowadziła Impalę z hangaru i znalazła jakąś cegłę, którą mogła zablokować gaz. Gdy Jackowi skończyły się zapasy benzyny, zrobił gwoździem małą dziurę w baku awionetki, powodując napływ dodatkowego paliwa do wnętrza magazynu. Paliwo lotnicze miało wyższą temperaturę zapłonu, ale było też bardziej... hm, widowiskowe podczas pożaru. Pozostawało tylko “podać iskrę” i obserwować…
Mi stanęła obok Gniewu Nieba i podziwiała ich małe dzieło.
- To co wujaszku? Będziesz czynił honory?
Wokół unosił się zapach benzyny lotniczej. Jack opierał się o swojego Hummera. Z żalem patrzył na Impalę. To auto było dziełem sztuki. Wilkołak wstawił do środka kanister, do którego wepchnął szmatę. Podpalił ją i zatrzasnął drzwi. Wrócił do małej Mi.
- Wiesz, że kiedyś tak było w każdym samochodzie? Bez elektroniki. Kiedyś diagnostyka samochodu nie polegała na podłączeniu tableta przez USB. Trzeba było wsłuchać się w silnik.

W tym momencie Impala na którą patrzył wilkołak uruchomiła silnik i zapaliła światła. Jack obszedł Hummera, wsiadł i uruchomił silnik elektryczny. Żółta terenówka nie wydała żadnego dźwięku. Impala ruszyła z piskiem opon. Jack ruszył delikatnie palcem wskazującym, zaś w Impali zaciągnął się hamulec ręczny. Auto wykonało kilka obrotów wokół własnej osi, zdzierając opony na śladach hamowania ich samochodu. Kolejny delikatny ruch palcem i czarne auto przejechało przez kupkę popiołu, która jeszcze kilkadziesiąt minut temu była jej właścicielem. W końcu auto zawróciło. Objechało ich dynamicznie i zaczęło się rozpędzać w stronę hangaru. Gdy auto wbiło się w blaszaną konstrukcję, to stalowe arkusze owinęły się wokół pojazdu niczym papier. Rozpędzone auto z impetem wjechało w samolot, co zaowocowało wybuchem.
- Jedziemy do mnie. Trzeba pomyśleć co dalej.
Reed lusterku wstecznym obserwował płonący magazyn.
Mi przytaknęła tylko ruchem głowy i wsiadła to hummera. Usiadła po turecku na fotelu pasażera i sięgnęła po laptop. Kazała wyszukać Snifferowi nagranie ich auta i usuwała je z kolejnych kamer.
- Powinnam się teraz spotkać z ojcem i chłopakiem. - Gdy MyMy kasowało kolejne wycinki nagrań, dziewczyna włamała się na jakieś dwie europejskie farmy i powróciła do poszukiwania czerwonego vana. - Chciałabym też wyprawić im apel ale… - Mi zamilkła i skupiła się na wstukiwaniu kolejnych komend.
Milczeli. Jechali w ciszy bez muzyki. Obydwoje musieli wiele przemyśleć. Zabicie wampira nie ukoiło żalu nawet na chwilę. Apel poległych musiał zostać odprawiony. Tak, jak musieli zniszczyć wszystkich biorących udział w ataku. Podjechali do domu Jacka. Pożegnali się. Mi wsiadła do swojego auta. Jack zaparkował i wszedł do domu.
 
Mi Raaz jest offline