Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2016, 22:32   #45
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
1 stycznia 1934, Manhattan, 57 West 58th Street

Wampirzyca pochyliła się zmuszając mężczyznę by oparł się o fotel. Wsparła się na podramiennikach i nachyliła do jego ucha.
- Gdy cię potrzebuję jesteś tutaj. Jesteś moimi uszami, oczami… moim głosem gdy zajdzie taka potrzeba. - Jej usta delikatnie ocierały się o jego ucho. - Czyli tak jak do tej pory.
Belle odsunęła się od chłopaka.
- Skorzystasz z Elizjum w czasie gdy miałeś udać się na “audiencję” i tyle ile będę potrzebowała by obgadać to z Robertem. Moja w tym głowa by wiedział, do kogo teraz należysz. - Harpia powoli rozpięła guziki mankietu odsłaniając nadgarstek i wyciągnęła dłoń w stronę Billego. - Co ty na to?

Mężczyzna zamknął oczy, walczył sam ze sobą przez kilka chwil, po czym z wyrazem upokorzenia na twarzy powoli wgryzł się w nadgarstek kobiety.

Harpia zadrżała gdy poczuła jak kły przebijają jej skórę. Przysunęła się i delikatnie gładziła włosy wampira. Gdy poczuła, że wypił wystarczającą ilość chwyciła je mocno odciągając jego głowę do tyłu.
- Wystarczy moja różyczko.

Madam siedziała w biznesie tak długo, że wyraz twarzy młodej dziwki po pierwszym razie mogłaby rysować z pamięci. Tak właśnie wyglądał teraz Billy.

Wampirzyca westchnęła cicho gdy kły opuściły jej ciało i ze smakiem zalizała ranki. Przysunęła się tak, że jego głowa oparła się o jej brzuch. Powoli wsunęła palce w jego włosy i już delikatniej odchyliła głowę by na nią spojrzał.
- To była trudna ale dobra decyzja. - Jej głos był ciepły, kuszący. - Może umile ci noc po tym trudzie?

Oczy młodego kainity były tak maślane jak tylko mogły być oczy wampira. Tak jak dawno temu stwierdziła to Doris “Billy jest jak męskie wyobrażenie o kobiecie: kobieca i słaba” nie musiał nic mówić, z jego twarzy, z ust których wciąż ściekała stróżka nieumarłej vitae Venturów, można było wyczytać wszystkie jego pragnienia.

Belle sięgnęła do jego krawata i rozwiązała go. Dawno nie miała tak uroczo uległego partnera i teraz cieszyła się na myśl o najbliższych godzinach.
- Rozbierz mnie.

Billy przełknął. Oczywiście nie ślinę, choć tak to wyglądało, a gęstą wampirzą krew która najwyraźniej wciąż kleiła się do jego gardła. Młody Toreador cały drżał, wpierw z niepokoju wnet z podniecenia. Należał do tych rumianych, wiecznie “różowych” spokrewnionych. “różowych świnek” - jak wulgarnie nazywali ich tacy jak Salvatore lub... jej własne Childe. W czasie gdy Billy delikatnie rozpinał szatę Madam muskając przy tym czule jej skórę wargami. gdzieś w pomieszczeniu obok pękło jakieś szkło. Dźwięk przypominał ten, jaki towarzyszył kryształowej szklance miażdżonej w wielkiej dłoni Dragosza, w momentach gdy zazwyczaj opanowane childe dawało upust swojemu szałowi.

Dame udała, że nie słyszy tego dźwięku. Z przyjemnością delektowała się delikatnym dotykiem. Lubiła irytować Dragosza i jeśli teraz właśnie to robiła miała z tego wielką satysfakcję. Wyostrzyła zmysły i powoli rozpinała koszulę młodej różyczki.

Mimo iż Billy, szczególnie będąc jeszcze za życia dziennikarzem, doskonale wiedział kim jest i jaką działalność prowadzi Madam, zachowywał się taktownie jakby znajdował się w sypialni z panną młodą. Może po prostu pochodził z “dobrej rodziny”? Tylko kto spokrewnia w dzisiejszych czasach takie osoby?
Billy gładził dłońmi krągłe ciało wampirzycy, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała zupełnie jak u żywego mężczyzny.

Dame znała ten typ. Na początku swojej “kariery” regularnie rozdziewiczała chłopców. Gdy była już zupełnie naga odsunęła się i przysiadła na biurku.
- Rozbierz się.

Stojąc przed nagą nieumarłą boginią, stojąc w każdym tego słowa znaczeniu, Billy już pospiesznie wyskakiwał z butów, spodni, bielizny i co warto było zauważyć i poczytać mu na plus - skarpetek. Młody kainita był tak wspaniale rozgrzany, że po torsie spływała mu stróżka krwawego potu.

Wampirzyca usiadła na biurku i gdy wampirek był już młody wyciągnęła do niego dłoń.
- Może pouczysz moje childe manier? - Dame pozwoliła by jej głos poniósł się po pomieszczeniu. Delikatnie rozchyliła nogi zapraszając Billego do siebie.

W sąsiednim pomieszczeniu panowała jednak absolutna cisza. Nawet jeśli ktoś tam teraz był, to nikt więcej chyba nie chciał wejść.
Billy z kolei był delikatny do granic przesłodzenia. Nie tyle samymi pieszczotami, co nieustannym spoglądaniem się w oczy Madam, jakby starając się wyczytać czy nie sprawia jej swoimi ruchami jakiegoś dyskomfortu.

Dame po dłuższej chwili wgryzła się w szyję młodego wampira. NIe upiła ani kropli ale czuła jak jego ciało napina się z podniecenia. Mocno objęła go nogami zmuszając by wszedł w nią głębiej.
I Billy wszedł, całując ją po ustach, piersiach i ramionach, jęcząc jak to stosunkowo młodzi mężczyźni mają czasem w zwyczaju.

Belle bawiła się nim. Gdy starał się być delikatny przyciskała go do siebie i patrzyła jak się peszy gdy całował ją delikatnie wgryzała się w niego i czuła jak z podnieceniem jego pocałunek się pogłębia. Gdy jego palce delikatnie przesuwały się po jej ciele ona wbijała w niego swoje paznokcie. Jedno było pewne bawiło ją to ale było niczym w porównaniu z jej drogim childe.

Tak jak plaster miodu rozpuszcza się w oceanie wody, tak jak młody mężczyzna rozmuszcza się w dojrzałej kobiecie, tak jak neonata rozpuszcza się w starszym, tak Billy wsiąknął w Madam. Rozkosz rządza ciała i rządza krwi pochłonęła go. Kainita pracował między udami starszej jak królik, kąsając jej ciało i kosztując jeszcze więcej jej vitae.

- Dość. - Głos dame był ciepły ale stanowczy. Chwyciła twarz Billego w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy. - Muszę mieć trochę sił by zająć się Robertem.

Mężczyzna który patrzył na kobietę jak przez mgłę jakby na chwilę wybudził się i pośpiesznie przytaknął, spoglądał na nią pytająco sprawiając wrażenie iż obawia się że zostanie zrugany. To było dość zabawne, że nieumarły może być wciąż tak ułożony w tych sprawach.
- Udaj się do Johna, niech wyda ci pokój w elizjum. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Proponuję się ubrać.

Niestety, Madam stała się świadkiem “zachwytu” w jaki zdarzało się czasem wpaść Toreadorom. Billy zatrzymał się stojąc przed jej nagim ciałem i nic nie wskazywało na to, by szybko miał się poruszyć.

Dame roześmiała się głośno. Ostrożnie zeszła z biurka by nie stanąć na czymś bosą stopą i ucałowała chłopaka w czoło. Spokojnym krokiem, zupełnie naga, opuściła pokój, pod drzwiami zastając Johna.
- Zajmij się tą różyczką gdy już się wybudzi. Przydziel mu jakiś pokój przy elizjum. - Dame z rozbawieniem rozejrzała się po lekko zdemolowanym pomieszczeniu. - Przyda się tu mały remont. Gdzie moje childe?
John odwrócił wzrok.


- Tajfun? Wyszedł, ale narysował mapę. - ghul wskazał na szramę ciągnącą się przez ścianę korytarza, którą ktoś musiał zrobić nożem lub, co bardziej prawdopodobne, ostrym pazurem.

Dame przechyliła głowę z rozbawieniem obserwowała linię na ścianie. - Zamów jakichś ludzi, Prześpię się w Elizjum, ale za dwa dni chcę tu mieć porządek. - Nago ruszyła wzdłuż szramy.

John wzruszył ramionami
- Oczywiście, ale myślę że Aleks świetnie sobie z tym poradzi, ma wprawę w załatwianiu napraw wszelkiego sprzętu który “zderza się” z jego panem. A propo, co mam zrobić z tą japonką?

Dame zatrzymała się i obejrzała na swojego ghula.
- Dołącz ją do moich garderobianych, czy coś takiego, nie mam pojęcia do czego się nadaje. Zdaję się na twój osąd John. - Wampirzyca uśmiechnęła się do niego czule. - Jak zwykle.

- Jak uważasz, ale ona zna siedem języków, potrafi tańczyć, śpiewać, grać na kilku instrumentach. Podobno umie nawet walczyć.

- To naprawdę kosztowny prezent. - Wampirzyca spoważniała. - Nie ocenię jej, jeśli nie pooglądam jej sobie przez jakiś czas. Chcę ją mieć obok siebie, funkcję pozostawiam tobie. Jak dla mnie może malować tutaj ściany, jeśli jednak widzisz odpowiedniejszy wakat… droga wolna.

- Oczywiście Pani, możesz mi to zostawić.

- Czas znaleźć moje rozpieszczone dziecko. - Uśmiech powrócił na twarz harpii i spokojnym krokiem ruszyła wzdłuż korytarza.

Dragosza nie było jednak ciężko znaleźć. Siedział przy biurku w jednym z pobocznych gabinetów i rozmawiał przez telefon, a raczej słuchał kogoś mówiącego po drugiej stronie i notował intensywnie jakieś liczby na papierze.

Dame zamknęła za sobą drzwi i podeszła do biurka. Oparła się o nie biodrem skupiając swój wzrok na swoim Childe. Zaledwie na sekundę jej wzrok spoczął na notatkach.

Z tego na ile Madam rozeznawała się w interesach swojego Childe liczby wskazywały na komponenty jakiś karabinów, ilość potrzebnych ton ołowiu i stali i tym podobne. Mężczyzna szybko jednak zakończył rozmowę i odłożył słuchawkę. Pstryknął ołówek na bok biurka i przeniósł wzrok na Dame.
- Dobry wieczór Pani, ufam iż noc rozpoczęłaś szczęśliwie? - uniósł brew.

- Korzystnie, mamy nową owieczkę w naszym stadku. - Dame sięgnęła po ołówek i powoli przetaczała go w tą i z powrotem. - Tylko pewien rozdrażniony wampirek uszkodził ścianę na moim korytarzu. Czy może nie minąłeś się z nim?

Dragosz teatralnie podrapał się po brodzie.
- Owieczka czy różowa świnka? Ale tak tak, słyszałem coś o tym. - rżnęło głupa Childe Madam.
- Korytarz powiada Pani, cóż to moja wina, poślizgnąłem się jak ta niedorajda, starając się jak najszybciej oddalić by nie przeszkadzać Pani w interesach, obecność wilków źle wpływa na owce.

Dame zostawiła ołówek i usiadła na biurku zakładając nogę na nogę.
- Czy wilki źle wpływają także na świnki?

Dragosz uśmiechnął się, ale nie odpowiedział od razu.
- Może trochę wyolbrzymiam z tymi wilkami, ot owczarki niemieckie, no przecież kąsają tylko jak pasterz rozkaże.

- Chyba, że są bardzo wygłodniałe. A ja odnoszę wrażenie, że pozostawiłam mojego pieska bardzo głodnego. - Harpia uśmiechnęła się ale odwróciła wzrok od wampira i przeniosła go na notatki. Powoli przejechała palcem po kolejnych cyfrach. - Biednego, nienasyconego pieska.

Dragosz rozsiadł się na fotelu obserwując swoją Dame.
- Jeszcze trochę i piesek zamerda ogonem.

- To będzie tylko znaczyło, że ucieszył się na mój widok. - Belle uśmiechała się ale nie patrzyła na swoje childe. - A jak na razie mój piesek wydaje się być bardzo zasmucony zachowaniem swej Pani.

Dragosz wydął usta.
- I co Pani z tym zamierza zrobić? - Odpowiedział filuternie lustrując kobietę głodnym samczym spojrzeniem - Jeśli oczywiście los pieska ją obchodzi. - uniósł teatralnie brew.

Harpia roześmiała się. Obróciła się do mężczyzny i oparła za sobą dłońmi o biurko. Rozchyliła nogi i spojrzała na Dragosza głodnym spojrzeniem. - Mogłabym cię nakarmić jeśli naprawdę jesteś głodny piesku. - Przegryzła wargę, pozwalając by kropla krwi spłynęła powoli po podbródku o opadła na nagą pierś.

W jednym momencie, nawet nie mrugnąwszy okiem, Dragosz wystrzelił z fotela i upadł na kobietę, rozkładając ją na biurku. Przyległ do jej ciała spijając zeń krew.

Wampirzyca oparła ręce na ramionach mężczyzny.
- Mój piesek naprawdę zgłodniał. A wydawało mi się, że odpowiednio się wczoraj tobą zajęłam.

Dragosz zaciągał się głęboko jej zapachem, drapał zaczepnie jej ciało swoimi kłami sunąc w kierunku jej twarzy.
- Cóż, bliskość różowych świnek sprawił, że zrobiłem się znów strasznie głodny. - powiedział zanim jego wargi nie opadły na usta Madam. Dłonie wampira zaś pośpiesznie pozbywały się garderoby.

Dame przegryza swój język czując jak jej krew wypełnia ich usta. Gdy tylko widzi, że Dragosz jest nagi, przyciąga go jedną nogą.

Dragosz nie zaniedbywał swojego wampiryzmu, przez ostatni rok intensywnie eksperymentował z dziwaczną sztuką Zniekształcenia. Wampirzyca czuła ciało wampira rośnie w środku niej jeszcze bardziej. Wampir położył jedną dłoń na szyi swojej Dame, drugą zachłannie ściskał jej jędrną pierś, patrzył na kobietę z góry, przygryzając wargę i napierając potężnie, powodując trzeszczenie drewnianego stolika.

Harpia zamruczała z przyjemności.
- Zaczynam dostrzegać pożytek tych twoich przemian. - Jej głos był lekko stłumiony, a słowa przerywane kolejnymi uderzeniami. Belle odchyliła się na biurku pozwalając by jej głowa zawieszała się z drugiej strony i delektowała się dotykiem mężczyzny.

Dragosz wymruczał coś, złapał nogi kobiety mocno pod kolanami i rozwarł je tak szeroko jak tylko się dało, napierał na nią agresywnie wkładając w to siłę spokrewnionych, gdyż żaden śmiertelny mężczyzna nigdy nie posiadł kobiety z taką mocą. Po jakimś czasie, wampir zarzucił sobie łydkę Madam na twarz i zaczął kompulsywnie kąsać kłami jej achillesa.

Wampirzyca jęknęła gdy kły Dragosza przebiły jej skórę. Czuła jak podniecenie rozlewa się po jej ciele. Rozgryzła swój nadgarstek i przechyliła się tak by znów spojrzeć na swoje childe. Powoli wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Podobno byłeś głodny… piesku.

Mężczyzna aż jęknął gdy chwytał w kły filigranowy przegub kobiety. Chlipiąc vitae nieustannie młócił biodrami.

Harpia objęła go. Gdy skupił uwagę na jej nadgarstku przesunęła nogi na jego biodra i objęła go nimi lekko. Tak, by nadal mógł się swobodnie poruszać. Podciągnęła się chwytając go drugą ręką i wbiła kły w jego ramię, nie pijąc jednak.

W ten sposób, parze kainitów udało się zniszczyć całkiem ładny stolik. Potem młody wampir przeszedł przez apartamenty, ze swoją matką obejmującą nogami jego pośladki i przyklejoną biodrami do jego brzucha. Aż do sypialni, gdzie Dragosz ułożył na łożu Madam z pupą zadartą zalotnie wysoko do góry. Hohenzollern schował twarz między jej pośladkami i Harpia mogła znów dosłownie na własnej skórze przekonać się, jak długi i żywotny jest język jej dziecka.
Dragosz był tak zaabsorbowany swoją kochanicą, że nie zamknął nawet drzwi na korytarz. A może szlachcica tak mało obchodziło co służba sobie pomyśli.
Tak czy siak, obok otworzonych na oścież drzwi starał się dyskretnie przemknąć John. O dziwo, Dragosz zwrócił na niego uwagę i uniósł twarz sponad ciała Madam.
- Czemu tak czmychasz John? - zapytał bardzo zasadniczo Dragosz - Nie przystaniesz nawet by zapytać czy twoja Pani cię nie potrzebuje? - powiedział to takim tonem iż nie można było odgadnąć czy wampir kpi z ghula czy mówi poważnie. Przynajmniej John nie mógł odgadnąć, Madam była niemal pewna, że Dragosz mówi serio.
- Kochanie…? - Dragosz wdrapał się na ramionach po skotłoszonym prześcieradle przykrywając teraz plecy kobiety swoim torsem.
- Czy życzysz sobie asysty Johna czy może któregoś z twoich pozostałych chłopców? - Powiedział zatapiając się znów w swojej kochance i opierając dłonie na jej barkach.

Madame rozbawiona spojrzała na Dragosza.
- Jeśli masz obawy o to, że nie jesteś w stanie mnie zaspokoić. - Delikatnie pogładziła policzek swojego childe. - Jednak nie chciałabym zajmować czasu Johna. Przysłałbyś tu Charliego? - Dame w ostatnim czasie, często zabawiała się młodym ochroniarzem, głównie dlatego, że mogła się z niego przy okazji napić.

Młody wampir nie zaprzestawał ani przez chwilę igraszek.
- Po prostu chcę byś bawiła się jak najlepiej, jaki byłby ze mnie kochanek gdybym o to nie dbał? Charlie? Cóż czemu ni… - Strzały karabinu maszynowego, dobiegające z niższego piętra zagłuszyły ostatnie słowa Dragosza

Wampirzyca momentalnie zerwała się. Wstając z łóżka chwyciła leżący na podłodze szlafrok i ruszyła biegiem na dół. Już opuszczając sypialnię wyostrzyła zmysły.

Już za drzwiami swojej sypialni Madam wyczuła swąd dymu i spalenizny, w budynku był pożar. Dragosz który w całym tym zamieszaniu spadł z łóżka biegł teraz jak oszalały do miejsca gdzie mogły być jakieś spodnie…
- Sprytne… - Dame skupiła się by rozpoznać skąd może dochodzić zapach dymu. Sama sięgnęła po leżącą na podłodze sukienkę i nałożyła ją zamiast szlafroka. - Ewakuować się klatkami dla służby! - Jej głos rozniósł się po całym apartamencie.

W apartamencie zajmującym całe czwarte piętro, poza Madam i Dragoszem znajdował się dzisiejszej nocy John, Hanachiyo, Lilly, cztery służące dwóch ochroniarzy, wszyscy ruszyli więc w pośpiechu w stronę schodów przeciwpożarowych z których na co dzień korzystała jedynie służba.

Ochroniarze puścili przodem totalnie wystraszone służące, jedna zaczęła się wahać ale goryl, który zachował zimną krew spoliczkował ją i delikatnie dobierając słowa kazał jej spierdalać na dół. Ostatnią z dziewczyn była Lilly, po której wyrazie twarzy Madam mogła wyczytać iż zaraz dostanie ataku, zaraz przed dwójką ochroniarzy schodziła Hanachiyo, która miała na sobie chyba jedynie szlafrok. Madam idąca ramie w ramię z Johnem usłyszała za plecami Dragosza któremu udało się dopaść spodnie i tommyguna.

Grupie udało się zejść półtora piętra, kiedy schody rozerwała eksplozja. Trzy z czterech służących zniknęły Madam z widoku, ostatnia dziewczyna zatrzymała się przed urwaną poręczą. Lilly dostała ataku, jeden z ochroniarzy klnąc starał się ją przytrzymać ale machające we wszystkie strony dłonie dziewczyny najwyraźniej złamały mężczyźnie nos.

Madame nie zważając na ochroniarza podeszła do Lilly i wbiła w nią kły. Szybko upiła tyle, że dziewczyna osunęła się na podłogę.
Wampirzyca obróciła się w stronę mężczyzn i użyła prezencji. - Wyważyć drzwi na 3 piętro. Przejdziemy przez apartament sąsiadów.
Gdy ochroniarze ruszyli w stronę drzwi spojrzała na swoje childe. - Dasz radę ze mną skoczyć?

Dragosz znalazł się obok Dame w moment i nim ta skończyła myśl, bezceremonialnie wziął ją na ręcę i oderwał się od krawędzi posadzki.
Spadł twardo na podłogę drugiego piętra, wyczulony słuch Madam wyraźnie słyszał pękanie kilku kości w nogach i rękach. Dragosz zaciskał obnażone kły ale nic nie powiedział, wypuścił Madam z dłoni i odkręcił się na plecy, starając się wyprostować powykręcane kończyny i uleczyć się krwią. Obok Hohenzollerna wylądował John któremu udało się jedynie zwichnąć kostkę, oraz Hanachiyo której wyszło to najlepiej i uniknęła kontuzji.

Dame rozejrzała się po okolicy zastanawiając się nad najszybszym wyjściem. Na niższych piętrach było więcej klatek bo nie zajmowały całej kondygnacji, ale nie miała pojęcia gdzie dokładnie jest pożar i przede wszystkim gdzie jest wróg. Spokojnie czekała, aż jej childe doprowadzi się do użytku. - Johny daj mu trochę krwi. - Z zainteresowaniem spojrzała na azjatkę. - Trzymaj się blisko jak chcesz pożyć.

Dzięki krwi Johna Dragosz doprowadził się prędko do używalności, niestety stracił swój karabin. Sam John zbladł nieco ale młody wampir przytomnie nie wyssał go za bardzo. Hanachiyo miała skupioną twarz, ale stała pewnie, zdecydowanie inaczej niż dziewczyny które Madam zostawiła na górze.
- Tak Pani. - odpowiedziała nienagannym brytyjskim angielskim skłaniając głowę na wschodnią modłę.

Madame z trudem utrzymała spokojną maskę na twarzy gdy na dźwięk słów kobiety poczuła… zaskoczenie? Skąd to childe wzięło kogoś takiego jak Hanachiyo? Widząc, że Dragosz pewnie staje na nogach ruszyła przodem w kierunku klatki schodowej, która mogłaby ich doprowadzić do zaparkowanych na parterze aut.

Wszystko spowijał czarny dym. Dla nieoddychających wampirów nie był to problem, John i azjatka jednak szybko zaczęli się dusić. Ponadto Madam wciąż słyszała pojedyncze strzały.

Madame obejrzała się na duszącego się ghula.
- John kojarzysz inne wyjście z budynku?

John trzymał przy ustach chusteczkę.
- Tunele pod Elizjum, prowadzą do ścieków.

Wampirzyca ruszyła szybki krokiem w kierunku klatki schodowej prowadzącej do elizjum, mając nadzieję, że reszta ruszy za nią.
Madam poruszała się w całkowitych ciemnościach, kilka razy otarła się o jakąś osobę, ostatecznie jednak udało jej się dojść do drzwi na dole schodów, były one otwarte, chwilę później dołączyli do niej dławiący się dymem John i ledwo żywa Hanachiyo, których Dragosz niemal zepchnął ze schodów. Na szczęście dla śmiertelników w piwnicach było mniej dymu, przynajmniej narazie.

Harpia chwyciła ghula za marynarkę prostując go tak by spojrzał jej w oczy.
- John, czy Charllie był dziś w Elizjum?

John starał się coś powiedzieć, ale słowa tonęły w kaszlu, zamiast tego po prostu pokiwał głową.

Wampirzyca skrzywiła się. Kolejny… obejrzała się w stronę schodów prowadzących do lokalu.
- Zabierajcie się do kanałów. - Belle odwróciła się i ruszyła w stronę pomieszczeń Elizjum. Sukcesywnie zaglądała do kolejnych pomieszczeń nasłuchując czy ktoś nie nadchodzi.

Wtedy też ktoś rzucił się na jej plecy, sądząc po kształcie zaciskających się na jej ramionach dłoni, była to drobna kobieta, Wampirzyca - bo była to spokrewniona, natychmiast wbiła kły w szyję Madam. Na krótko jednak, gdyż Dragosz chwycił ją i zerwał ze swojej matki.

Harpia obejrzała się zaskoczona i zamarła widząc wampirzycę wijącą się w uścisku jej childe.
- Ani drgnij. - Rozkaz wypłynął z jej ust błyskawicznie. Szybko rozejrzała się skąd mogła wyjść spokrewniona.

Wtedy też Madam mogła dokładnie przyjrzeć się oszalałej kainitce. Jej ubranie było nadpalone, podobnie jak skóra i włosy. Ale definitywnie była to Helene. Kiedy młoda Venturka znieruchomiała, Dragosz chwycił belkę i przymierzył się do zmiażdżenia jej czaszki.

Belle zatrzymała go ruchem ręki.
- Co się tu do cholery dzieje? Mów! - Dame patrzyła z niedowierzaniem na childe księżnej, jednak jej głos był jak zwykle stanowczy.

Wpływ woli Madam, pomógł młodej wampirzycy okiełznać szał.
- J.. ból, ranna, głodna. - oczy Hellene zamiast wściekłości wyrażały teraz ból połączony z przerażeniem. Dragosz stał z boku z belką gotową w każdej chwili opaść na głowę Helene.

- Hellene co ty tu robisz? - Wampirzyca miała w głębokim poważaniu co mogło boleć młodą. - Kto atakuje elizjum?

- Nie wiem Pani, naprawde! straciłam dużo krwi i… to się stało… - Helene prawdopodobnie przeżyła właśnie pierwszy szał w nieżyciu. Nikt jednak nie miał czasu się nad tym zastanawiać gdyż z korytarza biegł na trójkę Venturów kolejny szalejący wampir, znów jakiś młodzik który został ranny w czasie wybuchu.

Madame właśnie zaczęła żałować, że jeszcze tej samej nocy poiła Billego i Dragosza. Mimo to puściła w obieg więcej krwi i wydała kolejne polecenie. - Dość! - Miała nadzieję, że komenda uspokoi młodzika, tak jak zazwyczaj uspokajała Dragosza.

Tym razem jednak się nie udało, może to był po prostu jakiś młody Brujah Salvatora. Na ile mozna było dać kredyt zabiegom Madam, przynajmniej wampir nie rzucił się na nią a na żałośnie wyglądającą Helene. Dragosz zrobił krok do tyłu.

Dame poirytowana podeszła do rozszalałego wampira i zatopiła w nim kły. Chwyciła jego głowę i oderwała od Hellene. Piła aż ciało zwiotczało w jej rękach i pozwoliła mu ciężko uderzyć o podłogę.
- Wynośmy się stąd.

- Panno Penhard - Ubrany jedynie w spodnie, bosy Dragosz, powiedział to tonem, jakby prosił kobietę do tańca na balu u Harpii czy Księżnej, po czym pomógł Hellene wstać - może panna iść? - zapytał wielce zainteresowany samopoczuciem kainitki której przed chwilą planował rozłupać czaszkę.

Trójka Venturów energicznie ruszyła w stronę kanałów. Dobiegały stamtąd strzały, a wyostrzone zmysły Madam słyszały jeszcze coś, coś metalicznego.
 
Aiko jest offline