Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2016, 12:11   #61
Asuryan
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację

Jenny przypatrywała się szklanemu kwiatu z zaciśniętymi ustami. Wskazałą palcem konstrukcję palcem i spojrzałą na Anthriliena.
- Eee… ja to zrobiłam?
-Tak, efekt spotkania błyskawicy i piasku. Nie pamiętasz nic z tych chwil?
- Pamiętam, ale było ciemno. Wydawało mi się, że nieco mniejsze to było… - piosenkarka dłońmi starałą się pokazać kształty, zdawałą się jednak, że niespecjalnie jej to idzie.
- No nieważne! Ja tak normalnie nie robię! Nie wyobrażajcie sobie..! - prawdą było, że wejście do pajęczego traktu pamiętałą lepiej niz samo stworzenie kwiatu. Bardziej przypominałą sobie głos i że byłą baaaardzo zła.
- No to co? To zdaje się dobre miejsce aby rozwalać i pokazać co się umie, co wy na to?
-Nie szkoda tego? Nawet ładnie wygląda- stwierdził Castell.
- Może uda mi się zrobić drugie. Nie ma co się przywiązywać do roztopionego piasku. Dajesz. Albo nie. Ja pójdę pierwsza, bo wiele temu nie zrobię jeśli chodzi o fizyczne uszkodzenia. No… może poza jednym - piosenkarka wykroczyła przed resztę aby nikogo nie trafić.
- FUS RO DAH! - grzmiący podmuch momentalnie uniósł piasek uderzając nim w szklisty kwiat. Ten zatrzeszczał i lekko popękał lecz się nie połamał. Głównie dlatego, że nie stali tuż obok niego.
- Patrz teraz też się fajnie światło załamuje - odchrząknęła Jenny.
-Faktycznie- podsumował wampir z głębi kaptura idąc w stronę kwiatu- pozwól że podejdę do tego mniej finezyjnie.
Uderzył w szkło pięścią, pozornie delikatnym zamachem. Konstrukcja zamieniła się we fragmenty szkła, które poleciały spory kawałek w przeciwną stronę.
-Dalej uważam że go szkoda.
Jenny stałą w pół otwartą gębą i wyraźnym WTF na twarzy. Rękoma wskazywałą na wampira, a potem na nieistniejący kwiat. Tak na zmianę kilka razy.
- Coooo..? Eeech… Dobra czekaj. To zajmie chwilę. - Jenny przerzuciła gitarę na przód i odsunęła się na bok zaczynając zbierać powoli ładunek podczas gry.
- Uznajcie to za chwilowy akompaniament do ćwiczeń hehe - wyszczerzyłą się kiedy poleciały ostrzejsze dźwięki.

Wampir uśmiechnął się słysząc muzykę.
-Co powiesz na mały sparing szpiczasto uchy?
-Nie walczę dla zabawy- stwierdził eldar przysiadając nieopodal.
-Nie każ się prosić, w końcu nie przyszliśmy tutaj by się opalać- nie odpuszczał Castell.
- Mieliśmy wszyscy poznać swoje możliwości. Znaczy się twoje też! - dorzuciła się Jenny.
-Bez żadnych mocy i czarów. Tylko miecze. Wątpię byś był w stanie coś mi tym zrobić, więc tym bardziej nie masz się czym przejmować. Zakładając że w ogóle mnie trafisz- dodał Soren ze złośliwym uśieszkiem.
Przez chwilę panowała cisza. Po dłuższej chwili, dochodząc do wniosku że tym razem mu nie odpuszczą, eldar wstał. Wbił kostur w piasek i bez słowa dobył miecza. Ostrze lśniło dziwną energią.

Wampir z satysfakcją sięgnął do jednej z dwóch rękojeści, dobywając tej z mniej ozdobną głowicą. Długi, dwuręczny miecz był zagięty na końcu. Castell, nie zdając się tym jednak specjalnie przejmować, trzymał go swobodnie w jednej dłoni.
-Jakieś zasady?- Zapytał zakładając maskę, przypominającą twarz mima, by nie drażniły go refleksy słońca.
- Pierwsze trafienie wyłania zwycięzcę- odpowiedział prorok przyjmując postawę kilka kroków dalej- spróbujmy się nie pozabijać.
Soren również przyjął postawę i nie czekając zaatakował. Pomimo jego wzrostu poruszał się znacznie szybciej i zgrabniej niż zwykły człowiek. W jedno uderzenie serca pokonał odległość i ciął przeciwnika po skosie. Na wszelki wypadek celując w bok napierśnika.
Eldar nie zmieniając nawet wyrazu twarzy cofnął się o krok i zablokował. Siła ciosu okazała się większa niż przypuszczał. Schylił się gwałtownie i przepuścił cięcie nad głową. Obrócił mieczem i ciął krótko w tułów mężczyzny.
Wampir zablokował w ostatniej chwili. Ku własnemu zaskoczeniu poczuł wyraźnie siłę ciosu. Odskoczył do tyłu zwiększając chwilowo dystans. Zdziwiony spojrzał na proroka. Nie spodziewał się, że osoba o tak smukłej budowie może być tak silna jak on.
Anthrilien nie na mu czasu na rozmyślanie. Nim Castell zdążył zareagować prorok ciął od dołu, spychając przeciwnika do defensywy. W tym momencie było wyraźnie widać różnicę w umiejętnościach szermierzy. Soren poruszał się z elegancją i wprawą ucznia kwiatu europejskiej szkoły szermierczej, wspomaganego przez nieludzką zręczność i szybkość wampira. W walce ze zwykłym człowiekiem bez wątpienia byłby górą. W tym wypadku jednak zdawał się być dość ociężały a nawet nieco powolny, w stosunku do tego co prezentował eldar. Anthrilien atakował z niebywała gracją, a jego ruchy w swej płynności przypominały taniec. “Tańcz jak motyl kłuj jak osa”- te słowa najlepiej opisywały jego ataki, które wampir blokował z coraz większym trudem. Gdy za wymianą ciosów przestawało dać się nadążać stal błysnęła na niebie. Sekundę później miecz Sorena wbił się w piach kilka metrów dalej, a on sam stał z ostrzem przystawionym do gardła.
-Wygrałem- stwierdził chłodno eldar.
- Łał! - zakrzyknęła Jenny. Jeszcze ładowała uderzenie, chciała spróbować powtórzyć to co zrobiła wcześniej. Wyglądała przy tym już dość zabawnie, bo jej włosy sterczały dookoła głowy naelektryzowane.
Przy rozsypanych fragmentach kryształu klęczała Raisheele zbierając odłamki do torby.
- Co robisz? - zapytał Susanoo
- Są ładne. Może ktoś, zrobi z nich coś jeszcze ładniejszego.
- Kamienie piorunowe. Widziałem zrobione z nich dzwonki wiatrowe, w Selvan. Pięknie brzmiały. - przytaknął.
Na co mysio ucha spróbowała je ze sobą uderzyć.
- Hmm zdaje mi się że brzmią inaczej... - zasępił się rogacz.
Lucil kręcił się po piasku nie za bardzo wiedząc co ze sobą począć.
- Rogacz. Może by też się spróbujemy?
- A dasz radę bez używania twardego światła. Z resztą nawet z nim nie przebijesz się przez moją obronę.
- Hm... Mógłbym przetestować moc dekompozycji, ale po jednym ataku był bym pusty. Wiem. Soren! - zakrzyknął - Choć podręczę cię trochę.
-Co tam?- zapytał wampir ścierając strużkę krwi spływającą z szyi i chowając miecz. Od poranka humor nieco mu się pogorszył.
- Chcę się z tobą zaba... znaczy powalczmy! - poprawił się w pół słowa tworząc w dłoni miecz z czystego światła.

No tak, zapewne z uwagi, że światło jest słabością wampirów, wybrał właśnie sorena. Czyżby w jego nocnych eskapadach był też drobny fragment własnej uciechy?
-Z magią światła na wampira i to jeszcze w środku dnia? Ładnie to tak?- zaśmiał się przez maskę- wiedziałem że mamy wspólne cechy aniołku. No dobrze, ale krótko i pod jednym warunkiem. Dwie porażki jednego dnia są dość upierdliwe, więc w ramach rekompensaty pomożesz mi w nocy najeść się do syta. Choć dla Ciebie pozbawienie życia kilku nosferatu to pewnie czysta przyjemność.
- Odrobina wysiłku podtrzyma cię w młodości dziadku. - zaśmiał się cynicznie. - Zgoda. Choć uprzedzę że to w ramach rekompensaty. Wcześniej miałem w tym cel, więc był to jakby przymus. Teraz większość już wiem i nie koniecznie muszę zrobić rekonesans. - wyjaśnił. - A co do przyjemności z zabijania wampirów. Raczej nie jestem na to tak zapalony. Nosferatu nie miały tu za wiele wspólnego. To po prostu... przyjemność z miażdżenia, tych którzy myślą że są silni. - powiedział cicho by tylko Soren go słyszał. - A tutejsze wampiry, mają w sobie... śmiertelną tego dawkę. - uśmiechnął się pięknym chłopięcym uśmiechem. Maska jak ch****. Prawdziwy sadysta.
Castell odpowiedział uśmiechem, chodź przez maskę chłopak nie mógł tego zobaczyć.
-Ha, lubię Cię. I całkowicie zgadzam się w temacie tutejszych wampirów- mówił idąc łukiem i zatrzymał się dopiero w cieniu wysokiej wydmy- no to dawaj, pokaż co tam masz.
- Łap. - powiedział celując ostrzem w wampira praktycznie nie unosząc go do pozycji szermierczej.
W następnej chwili ostrze wydłużyło się na olbrzymią długość.
Sięgając aż za pozycję Sorena. Wampir przewidział... że Lucil nie zamierza walczyć na takich samych zasadach jak Anthrilien. Specjalnie pokazał miecz, by go zmylić. Po twarzy Jenny widać było, że dała się na to nabrać.
Nosferatu odskoczył bez większego wysiłku. Stanął kilka kroków od ostrza.
-Zamierzasz tak tam stać?- zapytał przekrzywiając głowę.
- Hmm... a dasz radę się do mnie zbliżyć? - gestem dłoni miecz, a raczej linia światła połamała się na mniejsze fragmenty w kształcie trójkątów. W kolejnym geście, obiekty rozproszyły, z wielką szybkością, we wszystkie strony.
- transueherentur luminaria: conductor [łac. parada świateł : dyrygent]
Wampir rozpłynął się w powietrzu na moment przed trafieniem. Nie widoczny w cieniu dym wniknął w ziemię, by sekundę później wyjść w cieniu za plecami chłopca.
-Id credo [łac. myślę że tak]- mruknął materializujący się wampir. Przyjacielskim klepnięciem w plecy popchnął chłopca w stronę wydłużającego się cienia wydmy.
- luceat [łac. blask] - Cień zniknął pod wpływem światła bijącego z dłoni chłopaka. - Hyh. Jeśli byłoby to starcie do pierwszego trafienia... to przegrałbym. - rzekł zadowolony wskazując palcem w niebo.
Nad miejscem w którym stał Soren znajdowała się chmara świetlnych fragmentów .
- Aureole.
Fragmenty zaczęły wirować tworząc nad Sorenem coś na wzór aureoli.
-O ironio..- powiedział Castell, w zasadzie sam do siebie- no dobra, wal z całej siły.
Soren rozłożył ręce na boki, pozostając w gotowości do uniku.
- Cyh... - cmoknął Lucil - Mogłem zostawić constellation [łac. gwiazdozbiór].
Aureola opadła na linię pasa sorena, bardzo szybko się zacieśniają.
“W sytuacji innej niż Wampiry... zapewne to wiązanie. Dla nas jest to jak gilotyna.” - pomyślał soren.
Nie naturalnie dla człowieka wyskoczył nagle prawie dwa metry w górę, nim obręcz się zacisnęła. Tym jednym susem skrócił dystans i wymierzył kopniaka w brzuch chłopca.
Ściana światła zdołała zamortyzować część uderzenia, ale Lucil i tak poleciał kilka metrów dalej.
- Uch. Cough, Cough. Tak myślałem. W otwartej walce jest zabawniej. - Klasnął dłońmi na znak amen i jeszcze profilaktycznie się rozejrzał czy oby nie są zbyt obserwowani. - Lux:mundi morte. [Światlo: Oczyszczenie Śmierci]
Światło słoneczne zaczęło zbierać się wokół niego tworząc pionową aureolę za jego plecami.
Poczucie niebezpieczeństwa, przeszło przez myśl Sorena, czyżby atak dalekiego zasięgu. Ale... zdaje się ładować.
Nosferatu błyskawicznie znalazł się przy Lucilu. Tym razem zdawał się trochę niższy. Raz jeszcze kopnął chłopca, tym razem w bok głowy, tak by odrzucić go od ładowanego ataku.
Lucil odleciał pozostawiając za sobą strużkę krwi. I wtedy soren zdał sobię sprawę z jego perfidności. Bo to uderzenie nie przerwało rzuconego “czaru”.
Unikając bezpośredniego trafienia, Soren stracił jedną nogę poniżej kolana, a strumień światła poleciał hen w dal. Jak daleko... kto wie.
Widocznie Lucil postawił na tą kartę odrobinę za dużo, bo zdawał się otumaniony uderzeniem w głowę.
Wampir powoli szedł w stronę chłopca kuśtykając na krwawym odpowiedniku pirackiej drewnianej nogi, który korzystając z cienia szybko obrastał w tkankę. Złapał ogłuszonego za gardło i podniósł na wysokość oczu, w drugiej ręce trzymając pordzewiały nóż.
-Jeśli nie potrafisz zregenerować odciętej głowy...to proponowałbym Ci się poddać.
- Oj. - to zapewne znaczyło tak. - Nie powinienem zbyt szaleć po kacu. Ale i tak miło mnie zaskoczyłaś. Moja przegrana. - przyznał - W nocy sobie odbiję.
Dla Sorena było jasne, że ten osobnik skrywa jeszcze sporo zagadek. Zapewne gdyby dał z siebie wszystko mogłoby być nieciekawie... ale z jakichś nieokreślonych powodów ukrywa to.
Castell postawił chłopca na ziemi i poklepał go po ramieniu.
-Dobra walka- podsumował- chodźmy do reszty chyba coś ciekawego się dzieje.
***
- Ech... - westchnął rogacz siadając obok mysio-uchej.
- Widzę, że niezbyt idzie ci się dogadywanie z dziećmi.
- Wręcz przeciwnie... z dziećmi nigdy nie miałem problemów.
- Doświadczenie? Słyszałam że mędrcy to naprawdę przyjazne istoty.
- Różne obyczaje, różnie nas opisują. - wzruszył ramionami. - A jak jest z tobą? Przedstawicieli twojej rasy raczej się nie spotyka.
- Jestem przybyszką. Mój świat opływa w kolory jesieni, a dokładniej rdzy. Ale tam moja rasa stanowiła większość populacji. Choć życie nie było łatwe.
- Chciałabyś wrócić?
- Nie. Choć mam sentyment do tamtego świata... tu jest o wiele lepiej. Ymm.. mam pytanie. Mogłabym... z tobą...
- Tak.
- ... bo Mędrców... rzadko...
- Tak. - powtórzył.
- Acha - chyba delikatnie się zarumieniła?
Na szczęście zdołała to dość dobrze ukryć.
- W takim razie poproszę. - ujęła mocniej rękojeść spoczywającego na jej plecach dwu ostrzowego szerokiego miecza.

- Niestety nie dam z siebie wszystkiego... jest ku temu kilka powodów. Ale głownie rzecz biorąc... - atmosfera jakby w jednej chwili ze słonecznej pustyni, stała się lodowym pustkowiem - ... nigdy nie byłem zmuszony jej użyć...
Uderzenie u huk przyszły po czasie.
Susanoo stał z buławą w obu rękach, a Diamone podnosiła się z sąsiedniej wydmy.
Anthrilien w międzyczasie przysiadł koło wbitego w piasek kostura i uważnie przyglądał się wszystkim.
- Tego się nie spodziewałam. - mruknęła otrzepując piasek z uszu. - Moja kolej.
Przekręciła rękojeść uruchamiając jakiś mechanizm. Ostrza broni wysunęły się na przód delikatnie się od siebie odsuwając, tworząc topór o większym zasięgu.
- Ruszam. - powiedziała wykonując długi, prawie dziesięcio-metrowy skok i wykonując szeroki zamach.
Można by pomyśleć... niem to było widoczne jak na dłoni. Topór miał zawadzić fragmenty kryształowego kwiatu. W momencie zetknięcia z ostrzami kryształ rozpadał się na piasek. Erozja, rozpad. Znamionowa zdolność Raisheele. Metal zamieniał w rdzę, wodę w sól, i praktycznie całą resztę w piach i pył. Oczywiście, nie była to tak silna zdolność przez wzgląd na możliwości użytkowniczki. Ale i tak była widowiskowa.
Rogacz nie starał się zablokować ataku. Przed samym atakiem, przykucnął celując buławą w dłonie trzymające rękojeść. Delikatne uderzenie, zmieniło trajektorię uderzenia i otworzyło pole do kontrataku. Tutaj, rogacz niewiele się wykazał, zwyczajnie uderzając w brzuch otwartą dłonią. Musiał jednak wyzwolić odrobinę mocy bo mysio-ucha wróciła do miejsca z którego się podniosła.
- Nieźle. - przytaknął opierając się na buławie - Zapewne gdyby było inne otoczenie miała być większe pole do popisu. Chociażby nagła zmiana podłoża w piasek lub rzucenie nim w oczy przeciwnika. Natomiast na pustyni... piasku w nic innego nie zamienisz. Idąc po pustyni przyzwyczaiłem się do działania podłoża. Choć przyznam że atak obok kryształu był właściwym zagraniem, zaskakującym.
- A co powiesz na to? - przekręciła rękojeść znów sprowadzając broń do wyglądu miecza. Kolejny skok, tym razem krótszy. Broń wypuściła z rąk tuż przed uderzeniem z góry, unikając tym samym poprzedniego zagrania rogacza. Prawy prosty w buławę. Nie trafiła. Rogacz także wypuścił ją z rąk. Chwycił mysio uchą za nadgarstek i przerzucił przez plecy uderzając nią o wydmę.
Gdy ją puścił, spojrzał na swoją dłoń. Część dłoni rozpadała się w pył, aż do kości. Zacisnął dłoń parę razy pozwalając jej się zregenerować.
- Pomysłowe, ale tracąc broń stałaś się zbyt nieostrożna. Szkoda by moja buława znów była zepsuta, dlatego też się jej pozbyłem. Jak widzisz... twoja moc nie zbyt na mnie działa. - pokazał całą dłoń - Ale pewnie takiego ruchu nie wykona na tobie nikt. Z kolei kopnięcie w żebra lub gdybym miał drugą broń, mogłoby się dla ciebie skończyć śmiercią. Dlaczego wspomniałem o kopnięciu? W Selvan, sztuki walki są bardzo pospolitą umiejętnością. Praktycznie każdy jest w stanie wykorzystać taką lukę, by zadać tobie cios czy dwa. Kopnięcie poczułem na własnej skórze. Druga broń nie jest takim niecodziennym widokiem. Wystarczyłby zwykły nóż lub kawałek gałęzi.
Raisheele przeturlała się do ostrza i z pozycji leżącej chwyciła z rękojeść naciskajac na spust.
Jeden strzał rozpryskowy. Po policzku rogacza spłynęła strużka krwi. Całość lotek poszła w prawo. W momencie wystrzału rogacz stąpnął w piasek podbijając linię strzału.
Ewidentnie miał sporo szczęścia. W przypadku pojedynczego pocisku byłoby to właściwe, ale przy śrucie...
- Ja... jak?
- Widziałem spust przy broni. Gdy zaatakował za pierwszym razem. Więc strzeliłem że masz taką możliwość. - uśmiechnął się pogodnie. - A teraz wstań i zademonstruj mi twoje surowe umiejętności walki tą... bronią.
Jeszcze przez kilka minut Susanoo bawił się z Diamone to ścierając się z nią w zwarciu, to rzucając nią o piasek i robiąc wykład.
Potem praktycznie tak samo świeży, jak na początku, rogacz usiadł przy krysztale zbierając jego odłamki. Raishele sapała odrobinę leżąc na piasku.
Jenny przesadziła. To było u niej ostatnio częste. Z głośnym hukiem błyskawica walnęła spory kawałek od reszty. Choć wyładowanie pyło na tyle potężne aby Jenny zadygotało rezultat nie był nawet trochę podobny do tego co zrobiła wcześniej. Wyglądało to jak szklana niecka o szerokości stopy. Niezadowolona piosenkarka podeszła do swojego niewielkiego wytworu. Poparzyła się chcąc go podnieść, zaklęła szpetnie pod nosem i poczekała aż wystygnie. Ku jej zaskoczeniu wyjęcie tego z piasku nie było takie proste. Czując, że to może być coś ciekawego ostrożnie wyciągnęła przedziwną konstrukcję na wierzch. Wyszło coś na kształt szklanego drzewa. Niezbyt wielkiego, ale z dużą ilością gałęzi.

Pochwaliła się podnosząc to do góry, ale większość była czymś zajęta. Su właśnie skończył walkę z Rasheele a Soren jeszcze trenował z Lucilem.
Zabawne jak z destrukcji może wyjść coś ładnego. Podeszła do Su i sprezentowała drzewko.
-Może ci się spodoba. Nie wydaje mi się aby było takie jak te - mówiąc to Jenny sięgnęła po jeden z odłamków. Może i szkoda że zniszczyli.
- Sentyment? Soren ostrzegał. - mruknął Su odbierając drzewko - Cóż. To wygląda na czyste szkło. Natomiast tamten kryształ zdaje się być wykonany inną metodą. O wiele silniejszą i bardziej skomplikowaną. Popatrz.
Ułamał mały fragment gałązki i podniósł z ziemi fragment kryształu.


- Pomijając lekkie zabarwienie fioletem. Widać jeszcze różnobarwne odblaski i tak jakby wewnętrzne rysy w kształcie błyskawicy. Ale nie wygląda na to by był on w jakikolwiek sposób popękany. Powiem w skrócie... tego nie dokonała błyskawica. - Oddał oba fragmenty Jenny stawiając drzewko na piasku tak by się nie przewróciło.
Zebrany woreczek kryształów położył obok Diamone.
- Co zrobimy z drzewkiem? Dekoracja do domu? - zapytał oglądając kształt gałązek i refleksy świetlne.
- Będzie coś więcej niż łóżko i balia na wodę. Co ja w takim razie zrobiłam, że jest taka różnica? Pamiętam tylko gniew. No i głos. W mojej głowie - dziewczyna powiedziała ostatnie ciszej. Na razie wolała zostawić peluneum między nią, Su i Sorenem.
- Widocznie gniew i elektryczność, wyzwoliły coś jeszcze. Pokaż mi swoje plecy?
- Hmm. Ten tatuaż na karku trochę popękał. Poza tym, nic nowego nie widzę.
- Popękał? To… to dobrze…. Nawet bardzo - Jenny podniosła dwa kamyczki, któe zrobiła i potarła je o siebie będąc przekonaną że to coś zrobi. Nawet zaczęła nimi uderzać o siebie mając nadzieję, że może coś z nocy powróci.
Przy pocieraniu, dało się wyczuć naelektryzowanie, a przy uderzaniu... ten wykonany w nocy okazał się wytrzymalszy od tego wykonanego niedawno.
- Co mówił ten głos? - zapytał Su przyglądając się piosenkarce.
- Czy myślę, że wytrzymam. Że zginę jak nie przerwę… A to wcześniej, czy pragnę destrukcji… Chciał wiedzieć co czuje do swojego wroga.
- To brzmi jak słowa jakiegoś złego boga. - mruknęła Raishele podnosząc się na łokciu.
- Hmm. Możliwe, że te moce są związane z jakimiś zmianami w tobie. Pytanie dlaczego ten głos, nie chce otwarcie z tobą porozmawiać. Hm.. Nie chce... albo nie może... Sądzę że mogłaby w tym pomóc medytacja. Tylko, że pojęcie tej umiejętności zajmuje dużo czasu i nie dla każdego jest potrzebna. Magowie zwykli się jej uczyć by móc wpływać na własną manę. W twoim jednak przypadku, Jenny, poza tą jedną sytuacją mogłaby być tylko stratą czasu. Powinniśmy znaleźć inny sposób by się z nim skontaktować. Co by w takiej sytuacji zaproponowali Tantago albo Aia? - zapytał pogrążając się w zadumie.
Mysio-ucha, nie mogąc nadążyć za tokiem rozumowania mędrca spojrzała na Eldara.
-Raisheele ma rację, to nie brzmi dobrze- wtrącił się Anthrilien, który mimo odległości najwyraźniej słyszał rozmowę i właśnie podchodził- Mogę pomóc Jenny z medytacją, łącząc się umysłami i kontrolując proces. W razie niekorzystnego rozwoju wypadków mógłbym przerwać koncentrację.
Jenny uznała, że po nocy eldar ostatnią rzeczą jaką będzie chciał to pomagać jej.
- A co jeśli to to peluneum? Dawid mówił, że powinno mi samo powiedzieć… albo wszystko co powiedział to kłamstwo. W sumie kurwa jak teraz myślę to w sumie wszystko co o nim wiedziałam to było kłamstwo - bruknęła dziewczyna. Nie mając kieszenie nie mogła do nich włożyć dłoni, więc tylko kopnęła kamyczek.
- Ale dobra. Ja tam mogę spróbować tej medytacji. Nawet w sumie o tym myślałam…
- Nie przeklinaj- skarcił ją prorok- A jeśli jesteś gotowa możemy spróbować nawet teraz.
- Dobra. W zasadzie niewiele więcej i tak mogę pokazać. Ty widziałeś co potrafię, a Power Play nie aktywuję od tak - Jenny przeszła kawałek na czysty piasek i usiadła na nim. Skrzyżowała nogi i spojrzałą na eldara.
- Będę potrzebować poprowadzenia. Susanoo pomógł mi się nauczyć pewnych technik, ale tylko na tyle na ile moja… hem żywiołowa natura pozwoliła.
- Wiem, poradzę sobie. Nie będziemy z resztą sami- stwierdził eldar siadając naprzeciwko. Kostur położył obok, a z sakwy wyjął kilka run, po czym złapał dziewczynę za dłoń - gotowa?
Jenny spojrzałą na moment na ich dłonie po czym kiwnęła głową.
Początek przypominał poprzednie połączenie. Tym razem jednak świadomość, którą poznawała jako Anthriliena, nie zatrzymała się na krawędzi jej umysłu, ale nawiązywała stabilne połączenie. Faktycznie był ktoś jeszcze. Ten ktoś pozostawał na obrzeżach, ale zdawał się być dziwnie odległy.
“Zachowaj spokój i oddychaj głęboko” Usłyszała w myślach głos proroka.
Jenny zadrżała czując cudzą obecność. Było to bardzo nienaturalne i dziwne uczucie. Odruchowo chciała uciec od tego odchylając się, ale trzymana dłoń zatrzymała ten proces. O dziwno zamknięcie oczu nieco ułatwiło ogarnięcie nienormalnej sytuacji.
“Ok…” - Jenny nie wiedziała w zasadzie jak panować nad swoimi myślami, więc był to bardziej natłok emocji generalnie mówiących “OK”.
“Musisz się zrelaksować i pozbyć niepotrzebnych emocji. Pomogę Ci w tym, skup się na moim głosie.” Stopniowo poczuła jak co intensywniejsze emocje, takie jak niepokój maleją, a błogi spokój wpływał do jej umysłu.
“Sprawdźmy kto. lub co chce do Ciebie przemówić”
“Jak?” - niezrozumienie pojawiło się w głowie dziewczyny.
“Otwórz swój umysł i skup się na tym co chcemy osiągnąć” Usłyszała drugi głos. Brzmieniem przypominający ten Anthriliena, ale niższy i bardziej odległy.
“Zajrzyj w głąb siebie, tak jak mówił Susanoo” dodał eldar, a głosy rozmyły się na tyle by różnica nie przyciągnęła uwagi Jenny.
Jenny zgodziła się. Zaczęła szukać w myślach tego głosu. Niemal automatycznie poleciało to do wspomnień. Pytania myślowe czy ten głos się odezwie. Szukała jak ślepiec, ale starała się.
W pewnym momencie dotarli do wrót. Tak wrót. Drzwi zawieszonych w przestrzeni umysłu. Przed nimi czekała jedna postać.

Po geście konturów nieznanej postaci, mogłoby się wydawać że westchnęła ciężko, kręcąc przecząco głową. Postać zaczęła się oddalać ku wrotom. Gdy dotarli do nich, te już się zamykały. Ale przez krótki moment, zdołali dojrzeć twarz tej tajemniczej postaci. Była to Jenny, a dokładniej jej czarnowłoso wydanie.
Obecność eldara, mimo że pomagała jej się uspokoić to też przytłaczała. To było obce doznanie i to nawet nie ze względu na to iż eldar nie był człowiekiem. Zwyczajnie cudza obecność w umyśle osoby nigdy nie mającej z czymś takim styczności przytłaczała. Dziwnie się czuć małym we własnej głowie. Zgadzała się ze ciemnowłosą sobą. Nie tędy droga. Zupełnie nie tędy.
“Wystarczy… nie chcę… wyjdź” zawirowały myśli do Anthriliena.
Dziewczyna poczuła dziwną pustkę gdy świadomości bez słowa wycofały się z jej umysłu, a emocje nie zdążyły jeszcze powrócić na swoje miejsce.
- Jak myślisz uda im się? - Zapytała Raisheele
- To zależy. Od tego kogo spotkają. - odparł rogacz.
- Spotkają?
- Tantago, rzekł mawiać. “Zależnie od celu podróży w głąb, można spotkać różne osoby”. Są one jakoby częścią nas, którą próbujemy uzyskać. On miałby pewność w tej sprawie. Ja mogę tylko przypuszczać...
- Nawet z pomocą Antha-rilena? - zapytała zaskoczona Diamone, jakby Eldar był kimś kto ma wystarczającą moc by zdziałać wszystko.
- Właśnie z jego pomocą. Zapewne zrozumiałabyś, jakbym to objaśnił, ale zajęłoby to dłuższą chwilę. Dużo prościej będzie jak stwierdzę... że to co właśnie ma miejsce to nie medytacja, a kontrolowany trans.
- Hmm - mina niezrozumienia - A gdyby mnie był wymuszony? Na przykład haszysz albo inne...
- Mogłoby się udać, tylko trudniej uzyskać bo w czystej postaci. Wszelkie tego typu środki, raczej nie powodują że myśli są prawdziwe.
Jenny otworzyła oczy i wstała. Miała zmieszaną minę i czuła się mentalnie pogwałcona. Spojrzała z wyrzutem na eldara, chociaż tak naprawdę nie miała do niego nic. Po prostu musiała oswoić się po całym tym przeżyciu.
- Wiem co zrobić… ale wolę to zrobić sama. Zupełnie sama. Przepraszam. Wrócę - wyrzuciła te słowa z siebie czując ulgę z rozłączenia umysłów. Podczas tego wszystkiego zrozumiałą co powinna zrobić, którędy podążyć. Zabrawszy gitarę odwróciłą się do grupy i poszła przed siebie. W głąb pustyni.
- Coś mnie ominęło? - zapytał Lucil idąc dość ociężałym krokiem - Co tacy ponurzy? Jenny zgubiliście?
-Poznaje siebie- odpowiedział mu eldar wskazując kierunek. Od przerwania połączenia nie zmienił pozycji ani nie otworzył oczu- musi przez chwilę zostać sama.
Lucil wzruszył ramionami siadając na piasku.
- Jak wasza walka? - zapłata Diamone
- Nie widać? - odparł chłopiec wskazując na ranę na twarzy. - Nieźle.
***
- Coś jej się schodzi - mruknęła Raisheele
- Nic jej nie będzie. To sprawne dziewczę. - doprał rogacz spoglądając w kierunku, w którym udała się Jenny.
- Zatroskany tatuś? - Mruknęła żartobliwie mysio-ucha, na co Lucil podłapał temat.
- Nie. Rogacz tak zawsze. Jest przy niej gdy zasypia, i gdy się budzi. Robi jej śniadania do łóżka i dba o jej zdrowie. Choć facetów jej nie wybiera. - dodał z perfidnym uśmiechem.
- To właśnie miałam na myśli. - zaśmiała się Diamone przy wzruszeniu ramion mędrca.
- Coś jej się schodzi. - Mruknął Susanoo.
- Nic jej nie będzie. Uspokój się. W końcu nic jej na tej pustyni nie pożre, nie wpadnie w ruchome piaski, nie odstanie udaru słonecznego albo odwodnienia. Nie ma co się martwić. W końcu to tylko człowiek. - dodał z wielkim uśmiechem, raczej z tych obarczonych maską.
- Nie sprowokujesz mnie. - odparł spokojnie Mędrzec.
Lucil zaczął się kręcić dookoła pogwizdując i kopiąc piasek. Wszystko to bardzo ostantacyjnie.
- Gorąco dziś, nie? - zapytał będąc odwróconym tyłem do rogacza.
Nie trzeba było długo czekać, aż ten wstał i udał się we wspomnianym kierunku.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline