Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2016, 12:11   #61
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację

Jenny przypatrywała się szklanemu kwiatu z zaciśniętymi ustami. Wskazałą palcem konstrukcję palcem i spojrzałą na Anthriliena.
- Eee… ja to zrobiłam?
-Tak, efekt spotkania błyskawicy i piasku. Nie pamiętasz nic z tych chwil?
- Pamiętam, ale było ciemno. Wydawało mi się, że nieco mniejsze to było… - piosenkarka dłońmi starałą się pokazać kształty, zdawałą się jednak, że niespecjalnie jej to idzie.
- No nieważne! Ja tak normalnie nie robię! Nie wyobrażajcie sobie..! - prawdą było, że wejście do pajęczego traktu pamiętałą lepiej niz samo stworzenie kwiatu. Bardziej przypominałą sobie głos i że byłą baaaardzo zła.
- No to co? To zdaje się dobre miejsce aby rozwalać i pokazać co się umie, co wy na to?
-Nie szkoda tego? Nawet ładnie wygląda- stwierdził Castell.
- Może uda mi się zrobić drugie. Nie ma co się przywiązywać do roztopionego piasku. Dajesz. Albo nie. Ja pójdę pierwsza, bo wiele temu nie zrobię jeśli chodzi o fizyczne uszkodzenia. No… może poza jednym - piosenkarka wykroczyła przed resztę aby nikogo nie trafić.
- FUS RO DAH! - grzmiący podmuch momentalnie uniósł piasek uderzając nim w szklisty kwiat. Ten zatrzeszczał i lekko popękał lecz się nie połamał. Głównie dlatego, że nie stali tuż obok niego.
- Patrz teraz też się fajnie światło załamuje - odchrząknęła Jenny.
-Faktycznie- podsumował wampir z głębi kaptura idąc w stronę kwiatu- pozwól że podejdę do tego mniej finezyjnie.
Uderzył w szkło pięścią, pozornie delikatnym zamachem. Konstrukcja zamieniła się we fragmenty szkła, które poleciały spory kawałek w przeciwną stronę.
-Dalej uważam że go szkoda.
Jenny stałą w pół otwartą gębą i wyraźnym WTF na twarzy. Rękoma wskazywałą na wampira, a potem na nieistniejący kwiat. Tak na zmianę kilka razy.
- Coooo..? Eeech… Dobra czekaj. To zajmie chwilę. - Jenny przerzuciła gitarę na przód i odsunęła się na bok zaczynając zbierać powoli ładunek podczas gry.
- Uznajcie to za chwilowy akompaniament do ćwiczeń hehe - wyszczerzyłą się kiedy poleciały ostrzejsze dźwięki.

Wampir uśmiechnął się słysząc muzykę.
-Co powiesz na mały sparing szpiczasto uchy?
-Nie walczę dla zabawy- stwierdził eldar przysiadając nieopodal.
-Nie każ się prosić, w końcu nie przyszliśmy tutaj by się opalać- nie odpuszczał Castell.
- Mieliśmy wszyscy poznać swoje możliwości. Znaczy się twoje też! - dorzuciła się Jenny.
-Bez żadnych mocy i czarów. Tylko miecze. Wątpię byś był w stanie coś mi tym zrobić, więc tym bardziej nie masz się czym przejmować. Zakładając że w ogóle mnie trafisz- dodał Soren ze złośliwym uśieszkiem.
Przez chwilę panowała cisza. Po dłuższej chwili, dochodząc do wniosku że tym razem mu nie odpuszczą, eldar wstał. Wbił kostur w piasek i bez słowa dobył miecza. Ostrze lśniło dziwną energią.

Wampir z satysfakcją sięgnął do jednej z dwóch rękojeści, dobywając tej z mniej ozdobną głowicą. Długi, dwuręczny miecz był zagięty na końcu. Castell, nie zdając się tym jednak specjalnie przejmować, trzymał go swobodnie w jednej dłoni.
-Jakieś zasady?- Zapytał zakładając maskę, przypominającą twarz mima, by nie drażniły go refleksy słońca.
- Pierwsze trafienie wyłania zwycięzcę- odpowiedział prorok przyjmując postawę kilka kroków dalej- spróbujmy się nie pozabijać.
Soren również przyjął postawę i nie czekając zaatakował. Pomimo jego wzrostu poruszał się znacznie szybciej i zgrabniej niż zwykły człowiek. W jedno uderzenie serca pokonał odległość i ciął przeciwnika po skosie. Na wszelki wypadek celując w bok napierśnika.
Eldar nie zmieniając nawet wyrazu twarzy cofnął się o krok i zablokował. Siła ciosu okazała się większa niż przypuszczał. Schylił się gwałtownie i przepuścił cięcie nad głową. Obrócił mieczem i ciął krótko w tułów mężczyzny.
Wampir zablokował w ostatniej chwili. Ku własnemu zaskoczeniu poczuł wyraźnie siłę ciosu. Odskoczył do tyłu zwiększając chwilowo dystans. Zdziwiony spojrzał na proroka. Nie spodziewał się, że osoba o tak smukłej budowie może być tak silna jak on.
Anthrilien nie na mu czasu na rozmyślanie. Nim Castell zdążył zareagować prorok ciął od dołu, spychając przeciwnika do defensywy. W tym momencie było wyraźnie widać różnicę w umiejętnościach szermierzy. Soren poruszał się z elegancją i wprawą ucznia kwiatu europejskiej szkoły szermierczej, wspomaganego przez nieludzką zręczność i szybkość wampira. W walce ze zwykłym człowiekiem bez wątpienia byłby górą. W tym wypadku jednak zdawał się być dość ociężały a nawet nieco powolny, w stosunku do tego co prezentował eldar. Anthrilien atakował z niebywała gracją, a jego ruchy w swej płynności przypominały taniec. “Tańcz jak motyl kłuj jak osa”- te słowa najlepiej opisywały jego ataki, które wampir blokował z coraz większym trudem. Gdy za wymianą ciosów przestawało dać się nadążać stal błysnęła na niebie. Sekundę później miecz Sorena wbił się w piach kilka metrów dalej, a on sam stał z ostrzem przystawionym do gardła.
-Wygrałem- stwierdził chłodno eldar.
- Łał! - zakrzyknęła Jenny. Jeszcze ładowała uderzenie, chciała spróbować powtórzyć to co zrobiła wcześniej. Wyglądała przy tym już dość zabawnie, bo jej włosy sterczały dookoła głowy naelektryzowane.
Przy rozsypanych fragmentach kryształu klęczała Raisheele zbierając odłamki do torby.
- Co robisz? - zapytał Susanoo
- Są ładne. Może ktoś, zrobi z nich coś jeszcze ładniejszego.
- Kamienie piorunowe. Widziałem zrobione z nich dzwonki wiatrowe, w Selvan. Pięknie brzmiały. - przytaknął.
Na co mysio ucha spróbowała je ze sobą uderzyć.
- Hmm zdaje mi się że brzmią inaczej... - zasępił się rogacz.
Lucil kręcił się po piasku nie za bardzo wiedząc co ze sobą począć.
- Rogacz. Może by też się spróbujemy?
- A dasz radę bez używania twardego światła. Z resztą nawet z nim nie przebijesz się przez moją obronę.
- Hm... Mógłbym przetestować moc dekompozycji, ale po jednym ataku był bym pusty. Wiem. Soren! - zakrzyknął - Choć podręczę cię trochę.
-Co tam?- zapytał wampir ścierając strużkę krwi spływającą z szyi i chowając miecz. Od poranka humor nieco mu się pogorszył.
- Chcę się z tobą zaba... znaczy powalczmy! - poprawił się w pół słowa tworząc w dłoni miecz z czystego światła.

No tak, zapewne z uwagi, że światło jest słabością wampirów, wybrał właśnie sorena. Czyżby w jego nocnych eskapadach był też drobny fragment własnej uciechy?
-Z magią światła na wampira i to jeszcze w środku dnia? Ładnie to tak?- zaśmiał się przez maskę- wiedziałem że mamy wspólne cechy aniołku. No dobrze, ale krótko i pod jednym warunkiem. Dwie porażki jednego dnia są dość upierdliwe, więc w ramach rekompensaty pomożesz mi w nocy najeść się do syta. Choć dla Ciebie pozbawienie życia kilku nosferatu to pewnie czysta przyjemność.
- Odrobina wysiłku podtrzyma cię w młodości dziadku. - zaśmiał się cynicznie. - Zgoda. Choć uprzedzę że to w ramach rekompensaty. Wcześniej miałem w tym cel, więc był to jakby przymus. Teraz większość już wiem i nie koniecznie muszę zrobić rekonesans. - wyjaśnił. - A co do przyjemności z zabijania wampirów. Raczej nie jestem na to tak zapalony. Nosferatu nie miały tu za wiele wspólnego. To po prostu... przyjemność z miażdżenia, tych którzy myślą że są silni. - powiedział cicho by tylko Soren go słyszał. - A tutejsze wampiry, mają w sobie... śmiertelną tego dawkę. - uśmiechnął się pięknym chłopięcym uśmiechem. Maska jak ch****. Prawdziwy sadysta.
Castell odpowiedział uśmiechem, chodź przez maskę chłopak nie mógł tego zobaczyć.
-Ha, lubię Cię. I całkowicie zgadzam się w temacie tutejszych wampirów- mówił idąc łukiem i zatrzymał się dopiero w cieniu wysokiej wydmy- no to dawaj, pokaż co tam masz.
- Łap. - powiedział celując ostrzem w wampira praktycznie nie unosząc go do pozycji szermierczej.
W następnej chwili ostrze wydłużyło się na olbrzymią długość.
Sięgając aż za pozycję Sorena. Wampir przewidział... że Lucil nie zamierza walczyć na takich samych zasadach jak Anthrilien. Specjalnie pokazał miecz, by go zmylić. Po twarzy Jenny widać było, że dała się na to nabrać.
Nosferatu odskoczył bez większego wysiłku. Stanął kilka kroków od ostrza.
-Zamierzasz tak tam stać?- zapytał przekrzywiając głowę.
- Hmm... a dasz radę się do mnie zbliżyć? - gestem dłoni miecz, a raczej linia światła połamała się na mniejsze fragmenty w kształcie trójkątów. W kolejnym geście, obiekty rozproszyły, z wielką szybkością, we wszystkie strony.
- transueherentur luminaria: conductor [łac. parada świateł : dyrygent]
Wampir rozpłynął się w powietrzu na moment przed trafieniem. Nie widoczny w cieniu dym wniknął w ziemię, by sekundę później wyjść w cieniu za plecami chłopca.
-Id credo [łac. myślę że tak]- mruknął materializujący się wampir. Przyjacielskim klepnięciem w plecy popchnął chłopca w stronę wydłużającego się cienia wydmy.
- luceat [łac. blask] - Cień zniknął pod wpływem światła bijącego z dłoni chłopaka. - Hyh. Jeśli byłoby to starcie do pierwszego trafienia... to przegrałbym. - rzekł zadowolony wskazując palcem w niebo.
Nad miejscem w którym stał Soren znajdowała się chmara świetlnych fragmentów .
- Aureole.
Fragmenty zaczęły wirować tworząc nad Sorenem coś na wzór aureoli.
-O ironio..- powiedział Castell, w zasadzie sam do siebie- no dobra, wal z całej siły.
Soren rozłożył ręce na boki, pozostając w gotowości do uniku.
- Cyh... - cmoknął Lucil - Mogłem zostawić constellation [łac. gwiazdozbiór].
Aureola opadła na linię pasa sorena, bardzo szybko się zacieśniają.
“W sytuacji innej niż Wampiry... zapewne to wiązanie. Dla nas jest to jak gilotyna.” - pomyślał soren.
Nie naturalnie dla człowieka wyskoczył nagle prawie dwa metry w górę, nim obręcz się zacisnęła. Tym jednym susem skrócił dystans i wymierzył kopniaka w brzuch chłopca.
Ściana światła zdołała zamortyzować część uderzenia, ale Lucil i tak poleciał kilka metrów dalej.
- Uch. Cough, Cough. Tak myślałem. W otwartej walce jest zabawniej. - Klasnął dłońmi na znak amen i jeszcze profilaktycznie się rozejrzał czy oby nie są zbyt obserwowani. - Lux:mundi morte. [Światlo: Oczyszczenie Śmierci]
Światło słoneczne zaczęło zbierać się wokół niego tworząc pionową aureolę za jego plecami.
Poczucie niebezpieczeństwa, przeszło przez myśl Sorena, czyżby atak dalekiego zasięgu. Ale... zdaje się ładować.
Nosferatu błyskawicznie znalazł się przy Lucilu. Tym razem zdawał się trochę niższy. Raz jeszcze kopnął chłopca, tym razem w bok głowy, tak by odrzucić go od ładowanego ataku.
Lucil odleciał pozostawiając za sobą strużkę krwi. I wtedy soren zdał sobię sprawę z jego perfidności. Bo to uderzenie nie przerwało rzuconego “czaru”.
Unikając bezpośredniego trafienia, Soren stracił jedną nogę poniżej kolana, a strumień światła poleciał hen w dal. Jak daleko... kto wie.
Widocznie Lucil postawił na tą kartę odrobinę za dużo, bo zdawał się otumaniony uderzeniem w głowę.
Wampir powoli szedł w stronę chłopca kuśtykając na krwawym odpowiedniku pirackiej drewnianej nogi, który korzystając z cienia szybko obrastał w tkankę. Złapał ogłuszonego za gardło i podniósł na wysokość oczu, w drugiej ręce trzymając pordzewiały nóż.
-Jeśli nie potrafisz zregenerować odciętej głowy...to proponowałbym Ci się poddać.
- Oj. - to zapewne znaczyło tak. - Nie powinienem zbyt szaleć po kacu. Ale i tak miło mnie zaskoczyłaś. Moja przegrana. - przyznał - W nocy sobie odbiję.
Dla Sorena było jasne, że ten osobnik skrywa jeszcze sporo zagadek. Zapewne gdyby dał z siebie wszystko mogłoby być nieciekawie... ale z jakichś nieokreślonych powodów ukrywa to.
Castell postawił chłopca na ziemi i poklepał go po ramieniu.
-Dobra walka- podsumował- chodźmy do reszty chyba coś ciekawego się dzieje.
***
- Ech... - westchnął rogacz siadając obok mysio-uchej.
- Widzę, że niezbyt idzie ci się dogadywanie z dziećmi.
- Wręcz przeciwnie... z dziećmi nigdy nie miałem problemów.
- Doświadczenie? Słyszałam że mędrcy to naprawdę przyjazne istoty.
- Różne obyczaje, różnie nas opisują. - wzruszył ramionami. - A jak jest z tobą? Przedstawicieli twojej rasy raczej się nie spotyka.
- Jestem przybyszką. Mój świat opływa w kolory jesieni, a dokładniej rdzy. Ale tam moja rasa stanowiła większość populacji. Choć życie nie było łatwe.
- Chciałabyś wrócić?
- Nie. Choć mam sentyment do tamtego świata... tu jest o wiele lepiej. Ymm.. mam pytanie. Mogłabym... z tobą...
- Tak.
- ... bo Mędrców... rzadko...
- Tak. - powtórzył.
- Acha - chyba delikatnie się zarumieniła?
Na szczęście zdołała to dość dobrze ukryć.
- W takim razie poproszę. - ujęła mocniej rękojeść spoczywającego na jej plecach dwu ostrzowego szerokiego miecza.

- Niestety nie dam z siebie wszystkiego... jest ku temu kilka powodów. Ale głownie rzecz biorąc... - atmosfera jakby w jednej chwili ze słonecznej pustyni, stała się lodowym pustkowiem - ... nigdy nie byłem zmuszony jej użyć...
Uderzenie u huk przyszły po czasie.
Susanoo stał z buławą w obu rękach, a Diamone podnosiła się z sąsiedniej wydmy.
Anthrilien w międzyczasie przysiadł koło wbitego w piasek kostura i uważnie przyglądał się wszystkim.
- Tego się nie spodziewałam. - mruknęła otrzepując piasek z uszu. - Moja kolej.
Przekręciła rękojeść uruchamiając jakiś mechanizm. Ostrza broni wysunęły się na przód delikatnie się od siebie odsuwając, tworząc topór o większym zasięgu.
- Ruszam. - powiedziała wykonując długi, prawie dziesięcio-metrowy skok i wykonując szeroki zamach.
Można by pomyśleć... niem to było widoczne jak na dłoni. Topór miał zawadzić fragmenty kryształowego kwiatu. W momencie zetknięcia z ostrzami kryształ rozpadał się na piasek. Erozja, rozpad. Znamionowa zdolność Raisheele. Metal zamieniał w rdzę, wodę w sól, i praktycznie całą resztę w piach i pył. Oczywiście, nie była to tak silna zdolność przez wzgląd na możliwości użytkowniczki. Ale i tak była widowiskowa.
Rogacz nie starał się zablokować ataku. Przed samym atakiem, przykucnął celując buławą w dłonie trzymające rękojeść. Delikatne uderzenie, zmieniło trajektorię uderzenia i otworzyło pole do kontrataku. Tutaj, rogacz niewiele się wykazał, zwyczajnie uderzając w brzuch otwartą dłonią. Musiał jednak wyzwolić odrobinę mocy bo mysio-ucha wróciła do miejsca z którego się podniosła.
- Nieźle. - przytaknął opierając się na buławie - Zapewne gdyby było inne otoczenie miała być większe pole do popisu. Chociażby nagła zmiana podłoża w piasek lub rzucenie nim w oczy przeciwnika. Natomiast na pustyni... piasku w nic innego nie zamienisz. Idąc po pustyni przyzwyczaiłem się do działania podłoża. Choć przyznam że atak obok kryształu był właściwym zagraniem, zaskakującym.
- A co powiesz na to? - przekręciła rękojeść znów sprowadzając broń do wyglądu miecza. Kolejny skok, tym razem krótszy. Broń wypuściła z rąk tuż przed uderzeniem z góry, unikając tym samym poprzedniego zagrania rogacza. Prawy prosty w buławę. Nie trafiła. Rogacz także wypuścił ją z rąk. Chwycił mysio uchą za nadgarstek i przerzucił przez plecy uderzając nią o wydmę.
Gdy ją puścił, spojrzał na swoją dłoń. Część dłoni rozpadała się w pył, aż do kości. Zacisnął dłoń parę razy pozwalając jej się zregenerować.
- Pomysłowe, ale tracąc broń stałaś się zbyt nieostrożna. Szkoda by moja buława znów była zepsuta, dlatego też się jej pozbyłem. Jak widzisz... twoja moc nie zbyt na mnie działa. - pokazał całą dłoń - Ale pewnie takiego ruchu nie wykona na tobie nikt. Z kolei kopnięcie w żebra lub gdybym miał drugą broń, mogłoby się dla ciebie skończyć śmiercią. Dlaczego wspomniałem o kopnięciu? W Selvan, sztuki walki są bardzo pospolitą umiejętnością. Praktycznie każdy jest w stanie wykorzystać taką lukę, by zadać tobie cios czy dwa. Kopnięcie poczułem na własnej skórze. Druga broń nie jest takim niecodziennym widokiem. Wystarczyłby zwykły nóż lub kawałek gałęzi.
Raisheele przeturlała się do ostrza i z pozycji leżącej chwyciła z rękojeść naciskajac na spust.
Jeden strzał rozpryskowy. Po policzku rogacza spłynęła strużka krwi. Całość lotek poszła w prawo. W momencie wystrzału rogacz stąpnął w piasek podbijając linię strzału.
Ewidentnie miał sporo szczęścia. W przypadku pojedynczego pocisku byłoby to właściwe, ale przy śrucie...
- Ja... jak?
- Widziałem spust przy broni. Gdy zaatakował za pierwszym razem. Więc strzeliłem że masz taką możliwość. - uśmiechnął się pogodnie. - A teraz wstań i zademonstruj mi twoje surowe umiejętności walki tą... bronią.
Jeszcze przez kilka minut Susanoo bawił się z Diamone to ścierając się z nią w zwarciu, to rzucając nią o piasek i robiąc wykład.
Potem praktycznie tak samo świeży, jak na początku, rogacz usiadł przy krysztale zbierając jego odłamki. Raishele sapała odrobinę leżąc na piasku.
Jenny przesadziła. To było u niej ostatnio częste. Z głośnym hukiem błyskawica walnęła spory kawałek od reszty. Choć wyładowanie pyło na tyle potężne aby Jenny zadygotało rezultat nie był nawet trochę podobny do tego co zrobiła wcześniej. Wyglądało to jak szklana niecka o szerokości stopy. Niezadowolona piosenkarka podeszła do swojego niewielkiego wytworu. Poparzyła się chcąc go podnieść, zaklęła szpetnie pod nosem i poczekała aż wystygnie. Ku jej zaskoczeniu wyjęcie tego z piasku nie było takie proste. Czując, że to może być coś ciekawego ostrożnie wyciągnęła przedziwną konstrukcję na wierzch. Wyszło coś na kształt szklanego drzewa. Niezbyt wielkiego, ale z dużą ilością gałęzi.

Pochwaliła się podnosząc to do góry, ale większość była czymś zajęta. Su właśnie skończył walkę z Rasheele a Soren jeszcze trenował z Lucilem.
Zabawne jak z destrukcji może wyjść coś ładnego. Podeszła do Su i sprezentowała drzewko.
-Może ci się spodoba. Nie wydaje mi się aby było takie jak te - mówiąc to Jenny sięgnęła po jeden z odłamków. Może i szkoda że zniszczyli.
- Sentyment? Soren ostrzegał. - mruknął Su odbierając drzewko - Cóż. To wygląda na czyste szkło. Natomiast tamten kryształ zdaje się być wykonany inną metodą. O wiele silniejszą i bardziej skomplikowaną. Popatrz.
Ułamał mały fragment gałązki i podniósł z ziemi fragment kryształu.


- Pomijając lekkie zabarwienie fioletem. Widać jeszcze różnobarwne odblaski i tak jakby wewnętrzne rysy w kształcie błyskawicy. Ale nie wygląda na to by był on w jakikolwiek sposób popękany. Powiem w skrócie... tego nie dokonała błyskawica. - Oddał oba fragmenty Jenny stawiając drzewko na piasku tak by się nie przewróciło.
Zebrany woreczek kryształów położył obok Diamone.
- Co zrobimy z drzewkiem? Dekoracja do domu? - zapytał oglądając kształt gałązek i refleksy świetlne.
- Będzie coś więcej niż łóżko i balia na wodę. Co ja w takim razie zrobiłam, że jest taka różnica? Pamiętam tylko gniew. No i głos. W mojej głowie - dziewczyna powiedziała ostatnie ciszej. Na razie wolała zostawić peluneum między nią, Su i Sorenem.
- Widocznie gniew i elektryczność, wyzwoliły coś jeszcze. Pokaż mi swoje plecy?
- Hmm. Ten tatuaż na karku trochę popękał. Poza tym, nic nowego nie widzę.
- Popękał? To… to dobrze…. Nawet bardzo - Jenny podniosła dwa kamyczki, któe zrobiła i potarła je o siebie będąc przekonaną że to coś zrobi. Nawet zaczęła nimi uderzać o siebie mając nadzieję, że może coś z nocy powróci.
Przy pocieraniu, dało się wyczuć naelektryzowanie, a przy uderzaniu... ten wykonany w nocy okazał się wytrzymalszy od tego wykonanego niedawno.
- Co mówił ten głos? - zapytał Su przyglądając się piosenkarce.
- Czy myślę, że wytrzymam. Że zginę jak nie przerwę… A to wcześniej, czy pragnę destrukcji… Chciał wiedzieć co czuje do swojego wroga.
- To brzmi jak słowa jakiegoś złego boga. - mruknęła Raishele podnosząc się na łokciu.
- Hmm. Możliwe, że te moce są związane z jakimiś zmianami w tobie. Pytanie dlaczego ten głos, nie chce otwarcie z tobą porozmawiać. Hm.. Nie chce... albo nie może... Sądzę że mogłaby w tym pomóc medytacja. Tylko, że pojęcie tej umiejętności zajmuje dużo czasu i nie dla każdego jest potrzebna. Magowie zwykli się jej uczyć by móc wpływać na własną manę. W twoim jednak przypadku, Jenny, poza tą jedną sytuacją mogłaby być tylko stratą czasu. Powinniśmy znaleźć inny sposób by się z nim skontaktować. Co by w takiej sytuacji zaproponowali Tantago albo Aia? - zapytał pogrążając się w zadumie.
Mysio-ucha, nie mogąc nadążyć za tokiem rozumowania mędrca spojrzała na Eldara.
-Raisheele ma rację, to nie brzmi dobrze- wtrącił się Anthrilien, który mimo odległości najwyraźniej słyszał rozmowę i właśnie podchodził- Mogę pomóc Jenny z medytacją, łącząc się umysłami i kontrolując proces. W razie niekorzystnego rozwoju wypadków mógłbym przerwać koncentrację.
Jenny uznała, że po nocy eldar ostatnią rzeczą jaką będzie chciał to pomagać jej.
- A co jeśli to to peluneum? Dawid mówił, że powinno mi samo powiedzieć… albo wszystko co powiedział to kłamstwo. W sumie kurwa jak teraz myślę to w sumie wszystko co o nim wiedziałam to było kłamstwo - bruknęła dziewczyna. Nie mając kieszenie nie mogła do nich włożyć dłoni, więc tylko kopnęła kamyczek.
- Ale dobra. Ja tam mogę spróbować tej medytacji. Nawet w sumie o tym myślałam…
- Nie przeklinaj- skarcił ją prorok- A jeśli jesteś gotowa możemy spróbować nawet teraz.
- Dobra. W zasadzie niewiele więcej i tak mogę pokazać. Ty widziałeś co potrafię, a Power Play nie aktywuję od tak - Jenny przeszła kawałek na czysty piasek i usiadła na nim. Skrzyżowała nogi i spojrzałą na eldara.
- Będę potrzebować poprowadzenia. Susanoo pomógł mi się nauczyć pewnych technik, ale tylko na tyle na ile moja… hem żywiołowa natura pozwoliła.
- Wiem, poradzę sobie. Nie będziemy z resztą sami- stwierdził eldar siadając naprzeciwko. Kostur położył obok, a z sakwy wyjął kilka run, po czym złapał dziewczynę za dłoń - gotowa?
Jenny spojrzałą na moment na ich dłonie po czym kiwnęła głową.
Początek przypominał poprzednie połączenie. Tym razem jednak świadomość, którą poznawała jako Anthriliena, nie zatrzymała się na krawędzi jej umysłu, ale nawiązywała stabilne połączenie. Faktycznie był ktoś jeszcze. Ten ktoś pozostawał na obrzeżach, ale zdawał się być dziwnie odległy.
“Zachowaj spokój i oddychaj głęboko” Usłyszała w myślach głos proroka.
Jenny zadrżała czując cudzą obecność. Było to bardzo nienaturalne i dziwne uczucie. Odruchowo chciała uciec od tego odchylając się, ale trzymana dłoń zatrzymała ten proces. O dziwno zamknięcie oczu nieco ułatwiło ogarnięcie nienormalnej sytuacji.
“Ok…” - Jenny nie wiedziała w zasadzie jak panować nad swoimi myślami, więc był to bardziej natłok emocji generalnie mówiących “OK”.
“Musisz się zrelaksować i pozbyć niepotrzebnych emocji. Pomogę Ci w tym, skup się na moim głosie.” Stopniowo poczuła jak co intensywniejsze emocje, takie jak niepokój maleją, a błogi spokój wpływał do jej umysłu.
“Sprawdźmy kto. lub co chce do Ciebie przemówić”
“Jak?” - niezrozumienie pojawiło się w głowie dziewczyny.
“Otwórz swój umysł i skup się na tym co chcemy osiągnąć” Usłyszała drugi głos. Brzmieniem przypominający ten Anthriliena, ale niższy i bardziej odległy.
“Zajrzyj w głąb siebie, tak jak mówił Susanoo” dodał eldar, a głosy rozmyły się na tyle by różnica nie przyciągnęła uwagi Jenny.
Jenny zgodziła się. Zaczęła szukać w myślach tego głosu. Niemal automatycznie poleciało to do wspomnień. Pytania myślowe czy ten głos się odezwie. Szukała jak ślepiec, ale starała się.
W pewnym momencie dotarli do wrót. Tak wrót. Drzwi zawieszonych w przestrzeni umysłu. Przed nimi czekała jedna postać.

Po geście konturów nieznanej postaci, mogłoby się wydawać że westchnęła ciężko, kręcąc przecząco głową. Postać zaczęła się oddalać ku wrotom. Gdy dotarli do nich, te już się zamykały. Ale przez krótki moment, zdołali dojrzeć twarz tej tajemniczej postaci. Była to Jenny, a dokładniej jej czarnowłoso wydanie.
Obecność eldara, mimo że pomagała jej się uspokoić to też przytłaczała. To było obce doznanie i to nawet nie ze względu na to iż eldar nie był człowiekiem. Zwyczajnie cudza obecność w umyśle osoby nigdy nie mającej z czymś takim styczności przytłaczała. Dziwnie się czuć małym we własnej głowie. Zgadzała się ze ciemnowłosą sobą. Nie tędy droga. Zupełnie nie tędy.
“Wystarczy… nie chcę… wyjdź” zawirowały myśli do Anthriliena.
Dziewczyna poczuła dziwną pustkę gdy świadomości bez słowa wycofały się z jej umysłu, a emocje nie zdążyły jeszcze powrócić na swoje miejsce.
- Jak myślisz uda im się? - Zapytała Raisheele
- To zależy. Od tego kogo spotkają. - odparł rogacz.
- Spotkają?
- Tantago, rzekł mawiać. “Zależnie od celu podróży w głąb, można spotkać różne osoby”. Są one jakoby częścią nas, którą próbujemy uzyskać. On miałby pewność w tej sprawie. Ja mogę tylko przypuszczać...
- Nawet z pomocą Antha-rilena? - zapytała zaskoczona Diamone, jakby Eldar był kimś kto ma wystarczającą moc by zdziałać wszystko.
- Właśnie z jego pomocą. Zapewne zrozumiałabyś, jakbym to objaśnił, ale zajęłoby to dłuższą chwilę. Dużo prościej będzie jak stwierdzę... że to co właśnie ma miejsce to nie medytacja, a kontrolowany trans.
- Hmm - mina niezrozumienia - A gdyby mnie był wymuszony? Na przykład haszysz albo inne...
- Mogłoby się udać, tylko trudniej uzyskać bo w czystej postaci. Wszelkie tego typu środki, raczej nie powodują że myśli są prawdziwe.
Jenny otworzyła oczy i wstała. Miała zmieszaną minę i czuła się mentalnie pogwałcona. Spojrzała z wyrzutem na eldara, chociaż tak naprawdę nie miała do niego nic. Po prostu musiała oswoić się po całym tym przeżyciu.
- Wiem co zrobić… ale wolę to zrobić sama. Zupełnie sama. Przepraszam. Wrócę - wyrzuciła te słowa z siebie czując ulgę z rozłączenia umysłów. Podczas tego wszystkiego zrozumiałą co powinna zrobić, którędy podążyć. Zabrawszy gitarę odwróciłą się do grupy i poszła przed siebie. W głąb pustyni.
- Coś mnie ominęło? - zapytał Lucil idąc dość ociężałym krokiem - Co tacy ponurzy? Jenny zgubiliście?
-Poznaje siebie- odpowiedział mu eldar wskazując kierunek. Od przerwania połączenia nie zmienił pozycji ani nie otworzył oczu- musi przez chwilę zostać sama.
Lucil wzruszył ramionami siadając na piasku.
- Jak wasza walka? - zapłata Diamone
- Nie widać? - odparł chłopiec wskazując na ranę na twarzy. - Nieźle.
***
- Coś jej się schodzi - mruknęła Raisheele
- Nic jej nie będzie. To sprawne dziewczę. - doprał rogacz spoglądając w kierunku, w którym udała się Jenny.
- Zatroskany tatuś? - Mruknęła żartobliwie mysio-ucha, na co Lucil podłapał temat.
- Nie. Rogacz tak zawsze. Jest przy niej gdy zasypia, i gdy się budzi. Robi jej śniadania do łóżka i dba o jej zdrowie. Choć facetów jej nie wybiera. - dodał z perfidnym uśmiechem.
- To właśnie miałam na myśli. - zaśmiała się Diamone przy wzruszeniu ramion mędrca.
- Coś jej się schodzi. - Mruknął Susanoo.
- Nic jej nie będzie. Uspokój się. W końcu nic jej na tej pustyni nie pożre, nie wpadnie w ruchome piaski, nie odstanie udaru słonecznego albo odwodnienia. Nie ma co się martwić. W końcu to tylko człowiek. - dodał z wielkim uśmiechem, raczej z tych obarczonych maską.
- Nie sprowokujesz mnie. - odparł spokojnie Mędrzec.
Lucil zaczął się kręcić dookoła pogwizdując i kopiąc piasek. Wszystko to bardzo ostantacyjnie.
- Gorąco dziś, nie? - zapytał będąc odwróconym tyłem do rogacza.
Nie trzeba było długo czekać, aż ten wstał i udał się we wspomnianym kierunku.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 16-11-2016, 12:18   #62
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jenny self meeting

Gdy oddaliłą się zaczęła grać. Na początek bez żadnych mocy. Grała bo to lubiła. Słuchałą swojej gry, szła w rytmie swojej gry. Powtarzalne dźwięki ułatwiały zapomnieć o przestrzeni, zapomnieć o gorącu wyznaczając ścieżkę do wewnątrz. Melodia prowadziła a Jenny się jej poddawała wpadając w swego rodzaju trans. Tak jak wcześniej kiedy usłyszała głos. Chciała z nim dalej porozmawiać. ciągnęło ją do tego. Pragnęła tego. Wiedziała, że to żaden zły bóg - nie wierzyła w to.
“Hej… jestem sama. Mogę wejść?”
“A jesteś na to gotowa?” zabrzmiało nieme pytanie. Trudno opisać to uczucie porozumienia bez choćby jednego dźwięku.
“No” odpowiedziała Jenny czując ekscytację.
Po mrugnięciu siedziała już na wygodnym fotelu. Przed nią był niewielki stoliczek z imbryczkiem do herbaty i talerzem ciasteczek.
Za nim stał drugi fotel na którym siedziała czarnowłosa Jenny. Na podłodze, a przynajmniej dookoła nich był niewielki czerwony dywanik. Obok znajdował się kominek, nie zdający zbytnio ciepła, ani światła, ale wprowadzający domową atmosferę. Dookoła była ciemność. Tak jakby zawieszeni byli w bezkresie.
Ciasteczka na talerzu wyglądały znajomo. Czyżby to były pierwsze łakocie jakie zrobił dla niej Su, gdy byli jeszcze na Platformie?
- Bardzo nam smakowały. - Odpowiedziała czarnowłosa na pytanie w myślach.
Jenny potrzebowała chwili aby się oswoić z nagłą zmianą.
- Anom. Umie zrobić dobre jedzenie jak ma z czego. - zgodziłą się. - Powinnam go bardziej doceniać.
- Cenimy go. Choć mamy też do niego wyrzuty. - powiedziała nalewając herbatę do, nagle objawionych się, kubków - Po prostu musimy się pogodzić, że taki właśnie jest. To pierwszy mężczyzna, który nie widzi w nas kobiety. Który jest nam bardziej jak ojciec.
- Nie wiem czy ojciec, czy po prostu bardzo dobry kumpel… przyjaciel. Tak mi się zdaje… nam. Tak? - Jenny poczęstowała się herbatą.
- Jeśli tak uważamy? To tak właśnie jest. Przedstawiłam tylko jedno z naszych odniesień. To które poznaliśmy i jeszcze poznajemy. - upiła łyk.
Smak herbaty również był znajomy.
- Ech… to się robi skomplikowane. To, którą częścią mnie jesteś? - piosenkarka miałą zandzieję, że to było właściwe pytanie.
- Bo zdaje mi się, że normalnie się takich rozmów nie prowadzi.
- Tą złą. Może lepiej jak powiem “przeciwną”. Ze zła mam tyle co i ty, tyle że ja tego nie ukrywam. To o czym ty byś pomyślała, że jest niewłaściwe do zrobienia. Ja bym uznała, że mogę to zrobić, albo nawet powinnam to zrobić. Choć może ja bym nie przyszła tu z Elfem. A raczej nie pomyślała bym w pierwszej kolejności o czyjejś pomocy.
- Przeciwieństwo… No tak. ty jesteś silna kiedy ja słaba. Ja potrzebuje… chce polegać na innych, ty nie potrzebujesz. Hmm… jaką rolę w tym wszystkim ma peluneum? Czy… wiesz tyle co ja? Znaczy… czy w tych naszych przeciwnościach, tym że w ogóle jesteś, jest zamieszane peluneum? - Jenny sama nie była pewna tego o co pyta.
- Wiem tyle co ty z zewnątrz. I trochę więcej wewnątrz. Powinnam zacząć od naszych narodzin. A raczej twoich narodzin. Dobrze wiesz jak to w naszym świecie było. Można by więc uznać, że my wtedy nie istnieliśmy. I przez my nie mam na myśli ciebie. Pewne zachowania, emocje i odczucia, oraz ich zrozumienie nie były takie same jak w tym świecie. Rozumiałaś je tak, jak pozwalał na to tamten świat. Tamta filozofia, kultura i nauka. I to jest dla nas obojga oczywiste. Bo tak żyliśmy i żyjemy. Teraz powiem ci o Naszych narodzinach. Peluneum. Power Play. Choć nie wiemy czym to jest, wiemy że aktywuje się gdy gramy i śpiewamy. Najwidoczniej to wystarczy by to aktywować. My jesteśmy, nazwijmy to “skutkiem ubocznym”. Czuję jakbym sama sobie ubliżyła. Hmm... Efektem wtórnym... takie słowa kiedyś użył Su. Nooo w każdym razie brzmi to o niebo lepiej.
- Ha… znaczy to, że używałam peluneum stworzyło moje odbicie? - Jenny spróbowała wszystko uprościć.
- Poniekąd. To raczej uszczuplone stwierdzenie. Ale prawdziwe jeśli tyczy się tylko mnie. Choć nie jesteśmy tu same. - przytaknęła biorąc ciasteczko o apetycznym wyglądzie.
- Nie? - Jenny zdziwiła się bardzo. - Eee jest jeszcze jedna część mnie tutaj? Czy coś zupełnie innego?
- Jest nas całkiem sporo. Ale tylko naszą dwójkę można by nazwać całością. Reszta to skutek uboczny...
- Oj. - mruknął głos Jenny gdzieś w głębi mroku
- Ehem. Efekt wtórny... na nowo poznawania świata. Poznasz je przy innej okazji.
Jenny milczałą przez chwilę.
- Znaczy mam rozdzielenie jaźni w całkiem legitny sposób?
- Wypraszam sobie. Może i jestem tobą, ale nie zamierzam rozmawiać sama ze sobą, przy ludziach. A to że jest nas więcej, wcale nie znaczy że od razu będziesz się zachować w kratkę. Raczej od tego nie zwariujesz. Jesteśmy częścią ciebie i musisz to zaakceptować. Z resztą... spora część z nas jeszcze nie ma możliwości się pokazać.
Jenny zsunęła się w fotelu wyraźnie zaniepokojona. Z konsternacją na twarzy patrzyła w czeń, albo gdzieś przed siebie. Złożyła dłonie w piramidę i przez chwilę rozczepiała palce i zsuwała na zmianę.
- Gdybym była w swoim świecie faktycznie takie coś mogłoby oznaczać chorobę. Ale tutaj? W sumie czemu nie? Ale jak to będzie wyglądać? Mamy nad tym jakąś kontrolę? ZNaczy czy możemy… się zmieniać jak chcemy czy to będzie poddane przypadkowi?
- Poprzednio nie odczuwałaś większych różnic przy zamianie ze mną. Jedynie twoje otoczenie mogło to zauważyć i poczuć. Większośc twoich zachowąń pozostaje niezmienna. Tylko część, przypada raczej pod mój sposób zachowania. No i jestem całkiem pyskata. - mrugnęła z uśmiechem. - W przypadku pozostałych... tak jak było to tej pory. Jedynie ich “objawienie”, pokazuje że one są. Nie będziesz nagle szaleć, czy się rozbierać publicznie. Co do kontroli. Jest to raczej spontaniczne w przypadku naszej dwójki. Musisz zrozumieć, że pozostałe fragmenty nas dzielą się między mnie i ciebie. I na nie akurat mamy wpływ. Przypomnij sobie co czułaś gdy pierwszy raz “skoczyłaś”?
- Bardzo chciałam znaleźć się blisko kogoś kogo znam. Chciałam poczuć się bezpiecznie. Chciałam uciec. Jakoś tak to było.
- W obliczu śmierci... zatęskniłaś za bliską ci osob... istotą. Było to uczucie tak silne... że wywołało objawienie. Silniejsze niż strach, w tamtym momencie. Tęsknota. A co więcej wyzwalacz, zdążył już zostać przyswojony. Oboje nie wiemy dlaczego taką formę ma to objawienie i dlaczego ona była wyzwalaczem. Wiemy że te dwie rzeczy łączą się ze sobą. Więc pytanie jest prostsze... dlaczego Ona. Może to tylko przypadek. Losowy wyzwalacz. Nadal jest sporo niewiadomych, które będą nas trapić.
- No dobra… znaczy jak przejmują mnie jakieś silne emocje… to jest szansa, że coś się stanie. Chociaż czekaj. Te tatuaże pokazały się wcześniej niż mogłam ich użyć. Znaczy przynajmniej z tym “A”. W sumie jeśli dobrze pamiętam włosy też mi się same zmieniły na moment jakiś czas temu… takie same kiedy zmieniają mi się podczas skoku…
- Objawienie idzie w parze z... wyzwalaczem. Oba mają swoją widoczną reprezentację.
- A więc pewnie niedługo zrozumiem co się z tym wiążę. Dalej nie wiem czemu mam dzięki temu takie moce. W zasadzie… skok mogę dokonać na życzenie. Znaczy mam nad tym jakąś kontrolę - na moment Jenny zaczęła do siebie mamrotać tłumacząc sobie kilka rzeczy.
- Ok… chyba rozumiem. Mam jedno pytanie. Czy… wrócę do oryginalnego stanu gdybym postanowiłą nieco odwrócić swoje zachowanie? Znaczy gdybyś ty przejęła pałeczkę.
- Pewnie wystarczyłoby gdybyś się uspokoiła. Ale przestrzegę cię... Jak mówiłam wcześniej pewne fragmenty są przypisane do nas oddzielnie. Znaczy gdy ja się objawiam, ty próbujesz wyzwolić element z mojej puli. Jestem twoim przeciwieństwem... mogę robić rzeczy których ty nie możesz i vice versa. Tak jak to było w przypadku gniewu Anthrilena.
- No tak. Tak. Hmm… Su miał racje siedzi we mnie demon… a w zasadzie cała ich masa, o ile tak można nazwać własną podzieloną jaźń - Jenny się wyszczerzyła. - Chyba wymyślę jakąś historyjkę, bo tłumaczenie im tego będzie za bardzo skomplikowane.
- Powiedz że rozmawiałaś sama ze sobą. Su zrozumie. Wiemy to. A i jeszcze jedno. Wtedy było blisko. - powiedziała z poważną miną
Pierwszy raz Jenny mogła patrzeć na samą siebie o poważnej minie.
- Musiałam nakłonić “Gniew” by się objawiła, bez wyzwalacza. Zapewne przez rękawiczki nie widziałaś... ale tamten tatuaż też jest popękany. - tu ściągnęła swoją rękawiczkę by to udowodnić - Moje elementy nie są tak łagodne jak twoje. Przez najbliższy czas, dzień może dwa. Powstrzymaj się od używania nas. Włącznie z Tęsknotą. I nie próbuj tego więcej, póki nie znajdziesz wyzwalacza.
- Nie myślałam… nie wiedziałam. Em. Ok - piosenkarka się speszyła pod własnym spojrzeniem. - A tatuaże mogą się rozwalić. Zauważyłam, że bez nich mam swobodniejsze dłonie.
- Ale są one też... twoją możliwością gry na instrumentach. Chociaż... może któryś z elementów działa tak samo? No poza tym z karku. - powiedziała ze zgryźliwą miną. - Pokażę ci go innym razem, gdy już będziemy w większej grupie.
- Dobrze wiemy co on robi. Albo powinien robić. To samo co moje wcielenia, ale z tym, że kompletnie wypiera naz z uczuć. Z tego czym jesteśmy.
- Do czasu, utrzymywał na uwięzi kilka elementów. Wraz z pierwszym moim elementem zaczęliśmy go powoli zwalczać. Gniew trochę przesadziła... ale w efekcie uwolniliśmy jeden. Pozostało więc czekać na jego wyzwalacz. Powinnaś być zadowolona, gdy się objawi.
- Znaczy..? Jakiś ciekawy? Od ciebie czy ode mnie?
- Twój. Ale jest dość specyficzny, tak jak Ja, objawia się samoistnie.
- Rozumiem, że mi nie powiesz dokładnie. Nie ma sprawy. Przy tym co się ostatnio dzieje zapewne samo wyjdzie - mruknęła Jenny.
- Wiesz, myślałam że inaczej się będę czuć. Ale myślę, że nie mam co się kłócić ze sobą i udawać, że nie jestem jak jestem - Jenny się podniosła i wyciągnęła rękę do swojego negatywu. - Aby stać się całością.
- Hero slogan? - zaśmiała się czarnowłosa - Aby stać się całością. - uścisnęła dłoń.
- Powinnaś już wstać bo ten piasek nam nie leży.
- Hę?
Jenny obudziła się leżąc twarzą na piasku. Widocznie weszła w trans będąc jeszcze w ruchu.
- Pfe, tfu, pfut! - zaczęła wypluwać do jej wpadło do buzi. - Nosz pięknie…
Dziewczyna dźwignęła się na nogi i zaraz podskoczyła zauważając Susanoo.
- Su! - opanowała się. - Długo mnie nie było?
- Niedługo. Raz na jakiś czas podnosiłem twoją głowę by sprawdzić czy oddychasz. - odwrócił głowę i spojrzał w dal. Ewidentnie się z niej nabijał.
Jenny uśmiechnęła szeroko i przytuliła mocno do rogacza.
- Jesteś taką ostoją dla mnie jak nikt wcześniej - ścisnęła go jeszcze mocniej.
Rogacz dotknął jej czoła, z lekkim trudem będąc w uscisku.
- Może się przegrzałaś, albo źle upadłaś? - zapytał z uśmiechem, delikatnie odwzajemniając uścisk.
- Może… a może dlatego, że nieco sobie ze sobą porozmawiałam - dziewczyna spojrzałą do góry na rogacza.
- Heh. A więc jednak. - uśmiechnął się nieznacznie - Jedna sprawa mniej dla Tantago. Jeden krok na przód dla ciebie. Chętnie posłucham twoich własnych rozważań na temat spotkania. Nie musisz mnie wtajemniczać we wszystko, tylko twoje własne zdanie... jak już wrócimy do domu. A teraz pytanie Jenny, co dalej?
- Chcę się dowiedzieć czym jest Peluneum. To chyba przez to, czy też dzięki temu, mogę porozmawiać ze sobą… Muszę się też zastanowić w sumie co ze sobą zrobić. Mam wrażenie, że za dużo polegam na innych i nie rozwijam się. Z drugiej strony zaś niby mam moc, ale nie do końca czuję aby była moja.
- Więc jednak staruszek będzie miał i swoje 5 minut. - Uśmiechnął się rogacz. - Czy otrzymałaś jakieś wskazówki co do tego?
- Niekoniecznie. Tylko to co powiedziałam. Peluneum ma związek z tym że jest mnie więcej… czy jakoś tak. Chociaż jeśli dobrze zrozumiałam, to dopiero po przybyciu tutaj to się tak jakby rozrosło…
- Widocznie muszą być jakoś ze sobą powiązane. Pewnie Aia znałby odpowiedź. Ale to może być droga na skróty. W każdym razie powinniśmy wrócić do reszty. Dziś jest dość gorąco.
- Jak to na pustyni. Dobrze, że udało mi się wtedy od tych kupców wyprosić tę płachtę. Inaczej miałbyś pieczoną Jenny. Nie polecam. Niesmaczne - zażartowała dziewczyna kiedy zaczęli iść do reszty. Su umiał tak dobrze gotować, że to aż się prosiło.
- Hmm może gdybym miał trochę brzoskwiń... - mruknął w duchu su i z uśmiechem podążył za piosenkarką.


After Jenny Return


Jenny pomachała reszcie kiedy ich zobaczyła. W sumie troszkę pospieszyła się jak znikła. Teraz było jej głupio.
- Przepraszam. Trochę mnie poniosło.
- Jak poszło?- zagadnął Soren, który po walce dowiedział się wszystkiego od Rishelee i reszty.
- Chyba dobrze. Nieco rozumiem skąd biorą się u mnie te nowe tatuaże. No i wiem kto do mnie mówił.
-To dobre wieści. Szpiczastouchy wspominał coś o drugiej “Tobie”. To prawda?
- Em… tak - dziewczyna się zmieszała. Wolałą to zostawić dla siebie. No trudno.
- Fajnie- podsumował wampir widząc wahanie dziewczyny - tooooo..co teraz?
- Hm… w sumie wyszło, że nie pokazałam co potrafię poza tą błyskawicą. Ale ten… chce ktoś to jeszcze zobaczyć czy wracamy? Faktycznie trochę gorąco…
-Masz jeszcze siłę przy tym upale?
Jenny spojrzałą do góry przymróżyła oczy i zaraz poczuła niepokój związany z przestrzenią.
- Wylegiwałam się to mam. Ale ten… obawiam się, że i tak za wiele nie mam do pokazania. Mogę to równie dobrze zrobić następnym razem… Lucil? Co..? Soren! To miały być przyjacielskie pojedynki! - Jenny założyła ręce na piersi.
-Ekhem..eee średnio dał mi wybór.- mruknął nieco speszony wampir.
Lucil rozłożył ręce w bezradnym geście.
- Lucil… - Jenny opuściłą ręce. - No dobra to jedno pokaże.
Dziewczyna złapała za gitarę i podeszła do opuchniętego chłopaka zagrałą kilka nut i zaśpiewała delikatną melodię. Zajaśniała żółtawym światłem, które popłynęło do Lucila. Jego ciało zaczęło się regenerować.
- Dzięki sios... mamo. - Uśmiechnął się chłopięco.
- Zbierajmy się. Co to w ogóle za analogie? Jesteś starszy ode mnie - Jenny szturchnęła Lucila w ramię nadymając policzki.

***

Anthrilien usiadł w cieniu wydmy i odetchnął głęboko. Teraz gdy został sam, mógł swobodnie pomedytować. Wiele spraw na raz zaprzątało jego myśli. Jedna z nich w ewidentnie nie dawała mu spokoju.
„Nie osiągniesz nic więcej na tej ścieżce jeśli w całości nie dasz się jej pochłonąc” Irilsetch zdawał się czytać w myślach proroka.
„Jestem tego świadom” wiedząc co poległy ma na myśli.
„Staniesz się samotnikiem. Nie będziesz w stanie przebywać ze znanymi i kochanymi osobami gdy będziesz wiedział kiedy i jak zginą.”
„Wiem o tym”
„Gdy zgubisz się na ścieżce nie będzie odwrotu. Twoje ciało w końcu przemieni się w kryształ.” kontynuował duch, jakby chcąc go zniechęcić.
„Wiem..”
Przez chwilę kamień duszy martwego psionika nie odpowiadał.
„Dobrze więc. Będę Cię nauczał Anthrilienie Iyri Gan z Silmarven Ischa. Arcyproroku.”
Eldar trwał w niezmiennej pozycji jeszcze przez jakiś czas. Chwilę przed zachodem słońca wstał i skierował się w stronę zabudowań. Nic dla niego nie będzie już takie samo.
 
Asderuki jest offline  
Stary 09-12-2016, 23:55   #63
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Zebranie “Uverworldu”
Południe. Około 20 minut przed zebraniem.
Jenny pracowała właśnie w jednym z magazynów, należących do gildii kupieckiej. Zgodnie z przyjętym zleceniem miała wykonać remanent, porządkowanie i układanie towaru do dalszej wysyłki. Oczywiście do pomocy miała Susanoo i niewyspanego Luciala. Chłopak wrócił nad ranem po nocnej eskapadzie z Sorenem. O czym przyznał się otwarcie, zaprzeczając że jemu nocne wypady nie są już w niczym potrzebne. Jemu też przypadła ostatnia część zlecenia.
Magazyn może nie należał do największych ale jego pojemność i asortyment były ogromne. Zadanie na 2 dni spokojnej pracy. Jednak... nie wszystko szło swym spokojnym tempem. I jak zwykle, to jenny przyszlo wpaść w nowy wir intryg.
W pewnym momencie przeliczania, złotych spinek do włosów. Tak, z czystego złota, wysadzanych klejnotami.
W korytarzu, z nikąd pojawił się zakapturzony osobnik.

- Jenny Scarlet Star? - zapytał
- Jenny te wielkie pudła miały iść na górę? - zapytał z głębi sali Susanoo
Osobnik przyłożył palec wskazujący do ust.
- Em… Taak!- dziewczyna kiwnęła głową i zaraz dodała szeptem - ty od czarnego nindży?
- Tak. Jestem Arashi. Zgodnie z poleceniem mistrza mam cię zabrać na tajne spotkanie które będzie niedługo miało miejsce w tym mieście. Jako że nie jesteś członkiem Uvervorldu, polecono mi zabrać tylko ciebie.
Jenny zasłoniła twarz dłonią z cichym westchnieniem. Miała rezygnację wypisaną na twarzy.
- Powiem im tylko, że znowu pakuje się w kłopoty. Zrozumieją…
- Póki nie powiesz o spotkaniu, możesz powiedzieć im co chcesz. Nie dostałem ścisłych ograniczeń co do tej treści. Powiedziano mi także, że możesz odmówić, że nie jest to obowiązkowe. Jednak... Roki kazał przekazać, że nic nie stracisz na tym spotkaniu, a możesz sporo zyskać. - Wyjaśnił ninja cofając się o krok by skryć się w cieniu. - Zaczekam tutaj.
Jenny poszła gdzie był Su. Spojrzała na niego, a on na nią.
- Chyba ładuje się w kłopoty. Nie. Powinno być ok. Raczej. Chyba dzisiaj wrócę. Eee… naliczyłam 352 spinki. Te z klejnotami nie z ornamentem… będę na siebie uważać.
Po tym wróciła do nindży.
- Prowadź… ja chyba lubię kłopoty.
- Przerzucę nas od razu na miejsce... - Nijna powstrzymał się od dotknięcia Jenny wskazując palcem za jej plecami.
Nie wiadomo jak, zakradł się za jej plecy, ale stał tam Lucil.
- Migasz się od pracy? - zapytał z lekkim uśmiechem mierząc ninję wzrokiem.
- Tak. Idę sobie a wy wracacie do roboty - Jenny wystawiłą język - idę ale wrócę. Nie zostawię was z tym. Sama to zaproponowałam…
- Jak chcesz. - Wzruszył ramionami obojętnie - Przejmę twoją broszkę. - powiedział otwierając pudełko obok spinek do włosów. - Jakbyś usłyszała coś o “Tym”, pamiętaj o mnie. - mrugnął i zabrał się do przeliczania.
- Będę - Jenny już się odwróciłą do nindźy - A! Tych drugich spinek jest 352 - powiedziała nim zniknęła.

***

Anthrilen miał drobny problem ze znalezieniem miejsca spotkania. Hei wyraźnie powiedział, że wykryje jego obecność tego dnia, a jak do tej pory nie było go nigdzie w złotym mieście. Zapewne znalazł sposób by ukryć swoją obecność. Gdy się jednak pojawił, występował w dwóch miejscach jednocześnie. Pierwsze miejsce znajdowało się w jakimś budynku niedaleko bastylii, drugie... w miejscu w którym nic w sumie nie było. Był to rodzaj parku, czy raczej strefy wypoczynkowej, były tu wielbłądy i pasieki dla zwierząt. Eldar skierował się więc ku opuszczonemu budynkowi. Przekraczając jego próg, poczuł jakby jego otoczenie się zmieniło. Nie był w stanie zlokalizować gdzie się znajduje. Było to wymuszone zabezpieczenie na wypadek szpiegowania i wysyłania poufnych informacji na zewnatrz spotkania.
- Hayo. Czekałem na ciebie. - rzekł Hei stając w progu wejścia do jednego z pomieszczeń. - Czekamy jeszcze na dwójkę naszych
Obok niego stała jedna z podwładnych Czarnego ninjy.

W umyśle eldara przebiegła myśl że kiedyś już się spotkali, ale zapewne nie osobiście i było to coś mało znaczącego.
- Możecie powoli zbierać osoby, o których wspomniałem. Nie śpieszcie się, jakieś 40 minut nam wystarczy.
- Hay. - Dziewczyna zniknęła w obłoku dymu.
- Wchodź nie stój w korytarzu.
W zagraconym pomieszczeniu czekali już Akasja i Assasyn ustawiając miejsca do siedzenia.
-Witam- zagadnął sztywno eldar- zastanawiałem się właśnie czy również się tutaj znajdziecie.
- Witaj Anthrilienie. Dostaliśmy wytyczne by tu stacjonować. Więc jeszcze przez jakiś czas nie opuścimy tego miasta.
Po chwili Hei powrócił z jakiej innej sali.
- Proszę - pokazał Eldarowi drzewko z Upiorytu. - Tak jak obiecałem. Wiem że jeszcze jedno mamy jako ozdobę w bazie Rockviel.
-Dziękuję, każdy fragment się przyda- stwierdził Arcyprorok, formując drzewko w kształt zajmujący mniej miejsca- Ilu nas tu dzisiaj będzie?
- Od nas jeszcze dwójka.
- Yo! - zagadnął Dante wkraczając do pomieszczenia - Już jesteśmy. Nasz transport trafił na drobną przeszkodę.
- O wilku mowa.
Za nim do sali wkroczyła nieznana Anthrilenowi Kobieta.

- Yuki!
- Ohayo! Aki [Akasja], szmat czasu.
- To jest Yukine Zumi. - przedstawił Hei - Członkini naszej grupy odpowiedzialna za Selvan.
-Anthrilien Iyri Gan- przedstawił sie eldar- Nie mam zdefiniowanego przydziału. Obecnie działam tutaj oraz w puszczy.
- Hou! - Dziewczę uśmiechnęło się szeroko i podeszła bliżej Eldara. Jej twarz była bardzo blisko przyglądając mu się uważnie i “huchając” jak sowa. - Hou, Hou. A więc ty jesteś ten cały Anthrilen. Hou, Hou. Słodki!
- Szczurku uspokój się.
- Grrrr.
- Wiemy że gustujesz w nie ludziach, ale proszę nie przestrasz go. - Zagadną Hei, delikatnie się uśmiechając. Zapewne nie był to uśmiech drwiny, ale czegoś na wzór zadowolenia albo ulgi.
- Ej! Ja też nie jestem człowiekiem. - Zaśmiał się Dante - Ale na mnie tak nie lecisz.
- Demony mnie nie interesują. - Mruknęła
- Yukionna, w folklorze też podlegała pod Demony, a raczej Youkai. - Stęknął Hei.
- Ale Yukionna zawsze prezentowana jest jako piękna kobieta. Z resztą - machnęła ręką - Faceci nie zrozumieją kobiecego Serca.
Eldar przeczekał zbliżenie bez choćby cienie emocji na twarzy.
-Pragnę poznać cel dzisiejszego spotkania- zwrócił się do Heia.
- Ogólnie. Zamierzam rozprowadzić część zdobytych informacji i podjąć pewne kroki. Cel - Klucz. Zważywszy, na sytuację w Uni i innych krajach. Byliśmy zmuszeni przyśpieszyć nasze działania. Ale o tym za chwilę. Dołączą do nas jeszcze osoby nie zrzeszone i jeden z naszych, którego tożsamość z pewnych względów musi być utrzymywana w większym bezpieczeństwie. Zajmijcie miejsca. Ludzie Orokusakiego zaraz zaczną ich sprowadzać.
Arcyporok skinął głową ze zrozumieniem, po czym skierował się do wyznaczonego miejsca. Jako że za chwilę wszystko miało się wyjaśnić, dalsze pytania wydawały się zbędne.
- Usiądę przy tobie. - Dodała z uśmiechem Yukine.
-Jak uważasz- odpowiedział obojętnie.

***

Miejsce wyglądało jak piwnica ze sporą ilością wszelkiej maści skrzyń i gratów. Pośród nich znajdowały się także fotele i krzesła, które to zgrupowanie z chęcią okupowało. Gdy Jenny dołączyła do grona spora część osób była już na miejscu, jakby czekali tylko na jej przybycie.

- Zasiądź gdzie chcesz. - zakazał czarnowłosy... zaraz czy on wygląda jak Soren.
Ba. Są kropka w kropkę identyczni, no może Soren jest odrobinę wyższy.
Zgrupowanie rysowało się następująco, poczynając od przeciwnej strony grupy:
Siedział tam Anthrilen. Obok niego, lekko o niego oparta była czarnowłosa dziewczyna z włócznią.

Później, siedząc bokiem na fotelu, z nogami zarzuconymi na jedną ze skrzyń.

Obok niego były 2 wolne miejsca. Para, z dziewczyną siedzącą na kolanach złotowłosego chłopca.


Z tyłu za pierwszym rzędem, a krzesłach ustawionych na skrzyniach, niczym para królewska na tronach.


Najbliżej wejścia zasiadała znana już Jenny, fioletowo włosa dziewczyna.

Jenny zaklęła w duchu. Zaklęła bardzo poważnie. Po czym zaklęła jeszcze kilkukrotnie wpadając w wewnętrzną panikę. Nie wiedziała jednak w jakim celu był tutaj eldar więc postanowiła się nie odzywać ani nie utrzymywać zbyt długiego kontaktu wzrokowego. Dłuższego iż trzeba było. Coś ją jednak zakłuło kiedy tamta czarnowłosa tak po prostu opierała się o proroka. Nie była to zazdrość. Raczej smutek.
Zdawało jej się ,że na chwilę odwzajemnił spojrzenie, chodź ciężko było to określić przy niemal całkiem białych oczach. Poza tym nie zwracał uwagi na jej osobę.
***
- O! Panienko. Cieszę się, że nic pani nie jest. - Kali zagadnął do Jenny - Jaką wielka stratą by gdyby piękna kobieta padła ofiarą tamtej bestii. Cieszę się, że mój wysiłek nie poszedł na marne.
Jenny spojrzała spod kaptura na chłopaka z pełnym niezrozumieniem.
- Oj. Nie nastręczają się jej. - zagadnęła czarodziejka - To musiało być straszne przeżycie, więc mogła o tobie zapomnieć. Z resztą też się nie popisałeś... nie zdołałeś wszystkich zatrzymać.
- Ale byłem jak rycerz, z narażeniem życia dla damy.
- Tak tak. Mam zejść?
- Nie. Przepraszam. Ale zaraz... Czy my się nie znamy? - zapytał przekrzywiając głowę w zamyśleniu.
- Może jakaś kochanka twojego mistrza. Straszny z niego casanova.
- E... Nie. Nie widziałem jej w rezydencji. Nie żeby Mistrz przyprowadzał takie kobiety do domu.
- Wiesz plotka się szerzy.
- To wolny człowiek. Choć wolałbym by bardziej skupił się na Auli.
- Ech... Cały Erven
- Hmm w takim razie przepraszam. - zwrócił się do Jenny. - Nie spotkaliśmy się wcześniej niż, przed tą sprawą z ucieczką. Może gdzieś o tobie słyszałem, ale nie mam pojecia gdzie. - delikatnei się ukłonił na znak przeprosin.
- Erven Sharsth? - zapytała krótko Jenny a jej mina nieco zrzedła.
- O więc jednak od mistrza to usłyszałem. - zaśmial się chłopak - Tak. Erven Sharsth. Mój mistrz i przybrany ojciec.
Jenny wybałuszyła oczy.
- Ojciec..? - gdyby miała czym to by się zakrztusiła. - Co on… jego chyba totalnie pogięło…
Nachyliła się w stronę chłopaka i wskazała na eldara.
- Nie mów za głośno. Nie rozstali się w specjalnie dobrych warunkach… A i ty tak poważnie z tym ojcem?
- Byłem kiedyś niewolnikiem. Wykupił mnie i adoptował. Tak samo jak Aulę... aktualnie moją siostrę. Więc nie wiem, ile pani widzisz w tym “powagi”... ale - tak.
Jenny popatrzyła jeszcze dłużej na chłopaka.
- Czy on… - Jenny zastanawiałą się czy pytanie czy wciąż się para nekromancję jest na miejscu. - Nie. Nieważne.
- Ma się dobrze. - Odparł chłopiec widocznie coś przeinaczając. - Jak zwykle zajęty projektami i blady jak ściana.
- To też jedna z plotek. Podobno za dużo kobiet. - mruknęła dziewczyna
- Już dobrze. Porozmawiam z nim o tym jak wrócimy.
***
Po chwili do grona dołączyła jeszcze ostatnia persona. Również znana Jenny.

- Holy! [Ho-chan]- Zakrzyknęła widząc kogoś znajomego i rzuciłą się w ramiona dziewczyny na kolanach chłopca.
Jego ciche stękniecie zostało stłumione przez zakoczyoną dziewczynę.
- Tosia! [To-chan] E? Are? Co ty tutaj robisz? - zapytała przytulając przyjaciółkę.
- Tak się bałam. Holi. Tu są wampiry, i strasznie gorąco, i i i...
- Już już, jestem przy tobie.
Mężczyzna podobny do Sorena zignorował całą szopkę.
- Dobrze skoro jesteśmy już wszyscy możemy zaczynać. - Orzekł wstając z miejsca. Jako jedyny siedział przed wszystkimi zebranymi w półkolu. - Witam wszystkich wylosowanych drogą, rzutu monetą. Jestem Yang. Nim przejdę do konkretów przedstawię was sobie.
Wycelował palec w stronę pierwszego dziewczęcia od wejścia i zaczął wymieniac.
- Yamato Nadeshiko, Maho Shoujo [Holy], Dzieciak [Kali], Arab [assasyn], Kasia [akasja] - wskazał palcem na Tosie - Otome [Tosia], Rozdarciuch [Jenny] - W tym momencie zaśmiał się białowłosy mężczyzna - Siwy [Dante] - wskazal na niego - Ice Quen [Yukine], Ponurak [Anthrilien]. To wszystko. - Oznajmił z beznamiętną miną. - Jakieś zastrzeżenia?
- Czemu tylko ja mam coś co mnie określa. - Zapytała dziewczyna obok Eldara
- Pasuje idealnie - Skomentował Siwy - A może wolisz Szczurka?
- Nie nazywaj mnie tak! - krzyknęła gniewnie a temperatura w pomieszczeniu widocznie spadła.
Mężczyzna zakaszlał obłokami białej pary.
- Oj. - wycharczał - Zmroziło mi płuca Ice Quen.
- Hyh. - Odwróciła głowę na znak foha.
Jenny nie zareagowała na te wygłupy. Para przeleciała jej przez palce i rozwiała się. Przy codziennym gorącu takie ochłodzenie było nawet przyjemne.
“Ponurak” wymownie spojrzał w stronę prowadzącego zebranie, jakby go ponaglając.
- Dobrze skoro nikt nie ma zastrzeżeń... - Yang ponownie zignorował zamieszanie. - Przejdę więc do konkretów. Będę reprezentantem tego spotkania, jego nadzorcą i prowadzącym. Nie mniej nie ja jestem jego promotorem. Zorganizował je jeden z członków Uverworld, obecny wśród nas. - rzucił bombą już na początku spotkania.
Wszyscy wydawali się lekko zaskoczeni.
- Oj. Ty...e.. Yeng? Mówisz, że to spotkanie zorganizował ktoś z “Tamtej“ grupy? - zakrzyknął Dzieciak. - Czy to nie jest aby niebezpieczne?
- Zależy Dzieciaku. - Dziewczyna siedząca na jego kolanach ewidentnie się z niego nabija - Jeżeli z jego inicjatywy zostaliśmy zaproszeni, to nie powinno być problemu.
- Acha. Mistrz byłby w niebo wzięty. Mahou Shoujo? - zapytał raczej niż odpowiadając. Widocznie, oboje nie rozumieli komizmu tego spotkania. Jednak ktoś je rozumiał. Fioletowo włosa Yamato parsknęła śmiechem, niemogą się dłużej powstrzymywać.
- Wybaczcie. Widzę, że za bardzo się nie wysiliłeś nad tymi imionami. Heh. Jestem zaszczycona mogąc tu być. Jak takżę jestem głębogo zaintereoswoana Uverworldem, ale zapewne nie on będzie celem tego spotkania.
- Słyszałam, że członkowie Uverworldu są jak duchy... są zawsze i wszędzie, choć ich nie widzimy. - dodała Kasia.
- Macie rację, a ty Nadeshiko w obu przypadkach. I zapewne nie jesteś osamotniona w swym zainteresowaniu tą grupą, zapewne każdy z nas, poza wspomnianym Promotorem, jest zainteresowany tą grupą. A wież mi wiele bym dał by dowiedzieć się więcej szczegółów. Jednak, jestem od górnie pilnowany i nie wtajemniczono mnie w tą tematykę. Nie mniej chciałbym przejść do powierzonego mi zadania. Tematem tego spotkania będzie przyszłość Ishi’val jak i całego Sanderfall.
Jenny jakimś cudem udało się zachować względny spokój, choć zachowanie pewnych osób przyprawiło ją o zażenowanie. Siedziała nieruchomo z kapturem na głowie i płaszczem zarzuconym na barki tak, że z boku nie było widać jej ubrania. Oparła łokcie o stół, a splecione dłonie trzymała tak, że nie było widać jej ust. Obserwowała wszystko spod kaptura i słuchała. Poważne sprawy to poważne sprawy. A po tym co Czarny nindża jej ostatnio zafundował zdecydowanie wolała trzymać swoją gardę podniesioną.
Anthrilien pozostając w bezruchu przypominał raczej woskową figurę. Mimo wszystko słuchał uważnie, jako że rozmowa przyjęła interesujący kierunek. Powoli przeskakiwał wzrokiem pomiędzy zgromadzonymi zastanawiając się po co Hei ich tu sprowadził.
- Dobrze. Rozpoczynając. Zebrałem was tutaj, jak orzekłem drogą losowania. Uveworld wie o każdym z was, wiec kilkoro było zapisanych na liście “do sprowadzenia”, resztę wybrałem z polecenia “weź zaufane osoby”. Trochę popytałem po mieście, trochę sam po szpiegowałem. I tak jesteście tutaj wszyscy.
-Skąd macie pewność że żadne z nas nie zdradzi?- odezwał się niespodziewanie cichy dotąd eldar.
- Promotor twierdził, że ma sporą pewność. Może nie w kwestii personalnej, bo i ja mam ku temu wątpliwości... Raczej w kwestii wspólnego celu.
- Więc musi nam to wystarczyć.
- Zacznę od podzielenia się z wami pewnymi ważnymi informacjami, które później poddamy rozszerzeniu. Pierwsze i najważniejsze. Klucz pustyni został odnaleziony. Klucz przez duże P.
- Przez klucz... masz na myśli... ten od bramy? - zapytał dzieciak.
- Tak właśnie ten. I to jest jakoby główny cel tego spotkania. Może nie każdego z nas to interesuje, ale sposoby jego zdobycia i późniejsze konsekwencje już na pewno. Ale teraz szczegóły. Klucz jak się okazało nie jest obiektem materialnym. Jest to jedna z cech które posiada strażnik klucza. Na domiar złego... jest nim tutejszy władca Oliver Mercyliusz Mortres
- No to pozamiatane. - rzekła Yukine jakby zadowolona
- No niekoniecznie. Tą cechą jest jego nieśmiertelność.
- Acha... - mruknęła Maohou Shoujo - I jak niby... no... ten... porwiemy go?
- W przypadku porwania, dochodzi jeszcze problem jego utrzymania w ryzach i kontr działania formie rozproszonej, formie cienia itd. Nie mniej ciekawa sugestia. - przytaknęła Kasia.
- Opcje rozwiązania są dwie, przynajmniej z tych o których zaraz powiem. Kryształ mocy, którym należało by przechwycić tą cechę w momencie jego śmierci. Jedna ze specjalnych zdolności polegająca na kradzieży, przejęciu lub przekazaniu wskazanej mocy. Decyzja rozumiem również problematyczna, bo wpierw trzeba by się do niego dostać. W tej kwestii pomoże nam podziemie, o czym oczywiście nie wiedzą. Planują akcję na wielką skalę, której celem jest obalenie aktualnej władzy. Pomińmy chwilowo ich kwestię i skupmy się na konsekwencjach ataku lub zabicia Mortreasa - Oznajmił jakby otwierając dyskusję
Jenny chwilę milczała.
- Co gdybyśmy mieli wampira po naszej stronie? - zapytała niezbyt głośno.
- Moglibyśmy wywabić jakoś władcę na dogodny dla nas teren. - powiedziała nieśmiało Tosia
- Ale czy ten wampir miałby dostęp do Mortresa i czy na pewno byłby zaufany. W końcu jak rozumiem musiał by stanąć do walki przeciwko swojej rasie i jeszcze w trakcie ataku na nich ze strony rebeliantów - Zapytała Yukine
- To przybysz. Nie przepada za tutejszymi - Jenny podniosła wzrok na prowadzącego. - No i w sumie wygląda jak ty.
- Pomagał już tutejszemu podziemiu - wtrącił się “ponurak” - zdaje się że wiem o kogo chodzi.
- Na pewno taka osoba byłaby pomocna w taki czy inny sposób. - Powiedział Siwy.
- Tak faktycznie. Choć o tym chciałem pomówić później. Bo to jedno z pomocnych rozwiązań a nie skutek działań. No nic wymienię co miałem zapisane. Głównym skutkiem będzie chwilowy brak władzy. W kolejce po Mortresie są głowy szlachetnych rodowodów. Istnieje szansa, że któraś z głów miałaby łagodniejszą politykę. W kwestii ogólnej byłoby to “osłabienie” siły wampirów, jako droga dla opozycji. I może... o ile im samym się uda przejęcie władzy przez ludzi. Może dodatkowo dopisał bym odwrócenie sytuacji niewolników. Teraz to wampiry by się nimi stali. Jednak czy na pewno jest to właściwy skutek? Aktualnie to wampiry mają gospodarkę i bogactwo kraju w ryzach, mają swoich informatorów kupców ścieżki handlowe i kontakty. Jeżeli to upadnie, w tym momencie upadnie także gospodarka. W każdym razie, z tego co wiem od promotora. Uveworld nie ma interesu w ratowaniu tego kraju.
-Człowiek zarządzający czynami podziemia zdaje się być osobą nadającą się na to stanowisko. Informację o układach i szlakach handlowych można by zdobyć, lub wyciągnąć je z wampirów- stwierdził eldar.
- Cóż nie mnie to oceniać, jedynie przedstawiam fakty. A! Promotor kazał przekazać, że jest jeszcze jedno rozwiązanie w sprawie zarówno klucza jak i władzy. Informatorzy Uveworldu pozyskali wiedzę o Wiecznym Wędrowcze, nie nie o bogu, choć rzekomo i o nim co nieco wiedzą. Mam na myśli poprzedniego władcę Sanderfall. Niestety informacje o nim pozostały jedynie w formie jego miana. I że był kimś stojącym ponad Mortresem. Widocznie kiedyś musiało dojść do coup d'État, dlatego na tronie zasiadł właśnie mortres. Promotor twierdził że wspomniany wampir leży w podziemiach pałacu. Jest zamknięty w czarnej trumnie w prywatnych pomieszczeniach Lorda. Możliwe, co wiem z własnych źródeł, że przebywa w formie wysuszonej więc od jego przebudzenia potrzebna byłaby krew. Gdyby przyjąć plan Uveworldu za ten właściwy, Wieczny Wędrowiec zasiadł by na tronie, mortres zostałby zdegradowany i władza wciąż by leżała w rękach wampirów. Jednak późniejszy plan Opozycji był by w gorszej sytuacji, przez wzgląd na silniejszego władcę. To tyle w temacie samego klucza i władzy. Jeszcze pozostają kwestie pozostałych fragmentów wiedzy, ale najpierw oswójmy się z tym co zostało powiedziane.
Jenny znów zabrałą głoos. Skoro mogła pytać to chyba teraz było najlepiej.
- Jak bardzo źle wpływa na ludzi tutaj władza wampirów tak naprawdę?
- Poza tym że niewolnictwo jest legalne i korzystają z tego grub... zamożni mieszczanie oraz wampiry. - zapytał spokojnie Dzieciak.
- Wydaje mi się, że głównym problemem jest tutaj pierwotny strach. Wampiry to w końcu naturalni drapieżnicy żerujący na żywych istotach. - orzekła Kasia - Choć tutejsze w pewnym stopniu się oswoiły, chociażby ten ich zamiennik krwi.
- Ludzie nie mogą dojść do władzy. Mogą co najwyżej pełnić pełnomocnictwo z woli lordów. - wyjaśniła Yamato - Niewolnictwo ma swoje wady i zalety, więc tego nie będę wyjaśniać. To co powiedziała Kasia to również prawda. Nie mniej trzeba przyznać rację Yangowi, faktycznie to dzięki wampirom ten kraj jest bogaty. Co więcej nie słyszałam, by ludzie, którzy przestrzegają tutejszych praw, skarżyli się na jakieś represje ze strony Lordów. Jak także nie słyszałam nic o tajemniczych zniknięciach. No może... z jednym drobnym wyjątkiem.
- Jakim?
- Może Uveworld będzie coś wiedział. Poszukuję około... 10 tysięcy piratów. Rzekomo przybyli do tego świata... ale tylko część podróżuje po morzu. Odliczając tych których już nie ma. Wciąż pozostaje spora większość... która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Sporo podejrzeń padło właśnie na ten kraj.
- Dlatego że tu jest pustynia? - zapytał siwy, próbując zapewne jakoś zażartować.
- Poniekąd. - Przytaknęła Nadeshiko - Pod słońcem jest najciemniej. Niestety moje poszukiwania wciąż nie znajdują żadnych śladów.
- Jakie to podejrzenia? - zapytała Mahou Shoujo
- Częściowo to domysły, ale natrafiłem na ślady pirackiego sprzętu na bazarze. Jeżeli w to wszystko zamieszani są lordowie... to spora szansa, że kroi się coś grubszego.
- Yang? - zapytała Ice Quen - Czy promotor coś o tym wie?
- Nie jestem pewien czy dokładnie w tej sprawie, ale otrzymałem pewien przedmiot.

- Co to jest? - zapytał dzieciak?
- E... z opisu wynika że jest to “krzyk”.
Jenny spojrzała na kulkę. Kilka pomysłów już jej przyszło do głowy co to może myć ale czemu się domyślać kiedy można zapytać.
- Krzyk?
- Rzekomo, jest to, To co nazwa wskazuje. Krzyk zamknięty w kryształowej kuli. Z liściku opisującego ten przedmiot - wyciągnął liścik z kieszeni i zaczął czytać. - Echem. Jeden z moich przyjaciół, był zmuszony spędzić kilka dni w odosobnieniu krzycząc z całej siły by stworzyć ten przedmiot. Zawiera on potężną falę dźwiękową o niskich częstotliwościach, zdolną przeskanować powierzchnię całego Mglistego Wzniesienia. Gdyby nie piasek, zapewne byłby zdolny przeskanować cały kraj. Po jego zastosowaniu powstanie fala, która przekaże przestrzenny obraz całego wzgórza, do odbiorcy. Odbiorca musi być osoba zdolną kontrolowac lub rozumień dźwięk. Należy odnaleźć dużą zamkniętą przestrzeń. Tak tu napisano. - karteczna zdawała się mniejsza niż ilość tekstu na niej zapisana. - Dobra a teraz przyznać się... kto może być odbiornikiem.
Piosenkarka westchnęła. No rzesz. Podniosła rękę.
- Rozdarciuch tak? - mruknęła z niewielkim uśmiechem na twarzy.
- Ja. - w tym samym momencie dłoń podniosła Yamato Nadeshiko.
Po czym spojrzała z uśmiechem na Rozdarciucha.
- Nie ma co się wyrywać. - zaśmiał się Dante
- No wiesz… tak wyszło - piosenkarka odpowiedziała uśmiech białowłosemu.
- Dobrze. Więc najwidoczniej będę mógł spełnić wszystkie wytyczne. Zajmiemy się tym za chwilę. Ktoś ma jeszcze jakieś pytania, informacji których potrzebuje, potrzeby które promotor mógłby zaspokoić? Polecam korzystać, w końcu to Uverworld.
- W zasadzie miałabym. Nawet kilka, chociaż pewnie wszystkiego nie dostanę. Mój towarzysz ma uszkodzoną broń. Została tymczasowo umocniona, ale podobno powinnam udać się aż do lodowej krainy aby ją naprawić. Może istniałaby możliwość aby nie trzeba było aż tak daleko iść. Myślę, też o specyficznej zbroi dla niego - Jenny przypomniała sobie o tym czego potrzebuje Su.
- Uverworld zapewne jest w stanie zapewnić każdy rodzaj próbki i tworzywa, jak też tą prosto z Icegardu. Jak podasz mi jej specyfikację, lub jak spiszesz to przekażę to promotorowi.
- Jest jeszcze jedno. Coś co można załatwić podczas akcji. Potrzebuję wyciągnąć kogoś z pałacowego więzienia. Od samej osoby co prawda bardziej interesuje mnie to co może wiedzieć.
- To pewnie też da się załatwić... choć może Uveworld ma informacje z pierwszej ręki.
- Erm… poszukuję pewnego paradoksu - Jenny złożyła palce w piramidkę szukając opisu który pozwoli jej nie wypowiadać nazwy. Nie znała tych osób, nie wiedziała co mogą zechcieć z tym zrobić.
- Związany jest ze świętością.
- Paradoks związany ze świętością? - powtórzył Yang chwilę się zastanawiając. - Nic nie przychodzi mi do głowy? Coś więcej z opisu? Czy to jakiś artefakt?
- Może coś anielskiego? - zapytała Kasia
Jenny westchnęła, no trudno.
- To czego szukam nazywa się Venitas - Jenny wypluła z siebie to słowo mając nadzieję, że nie narobiła włąśnie kłopotów Lucilowi.
- Hmm... Gdzieś jakby słyszałem... a może nie? - spojrzał pytająco po reszcie obecnych.
Brak reakcji, jakoby ktoś by wiedział.
- Zapytam promotora o to. Przyznam pierwszy raz nie mam bladego pojęcia o co chodzi.
- To ja mam też pytanie. Co możemy zrobić z otrzymaną tu wiedzą? - zapytała Otome. - No bo... bo... w końcu jest od Uverworldu. To znaczy że nie powinniśmy się nią dzielić?
- Możecie robić z nią co tylko chcecie. Jedynie, nie wolno wam rozprowadzać informacji o obecnych tutaj osobach i samym spotkaniu. Zapewne wiecie też, że część z informacji tutaj usłyszanych jest poufna i gdyby wypłynęły od was, prawdopodobnie będziecie na celowniku. Znaczy, ktoś może chcieć z was to wyciągnąć. Nie mniej wolno wam rozprowadzać te informacje. Chociażby do pozyskiwania pomocy.
- Pomocy? - zapytała Kasia.
- Tak. Otóż promotor przewiduje, że cała akcja może być odrobinę zbyt duża dla wąskiej grupy. Dlatego pozwala, a raczej zachęca by w przyszłych działaniach uczestniczyły takżę osoby wam zaufane. Zapewnił mnie, że pomoże uzyskać potrzebne dla tego celu informacje i zaopatrzenie.
Tym razem dłoń podniosła Yamato.
- Znam tutaj 2 grupy przybyszów. Jedna zajmuje się pozyskiwaniem artefaktów, druga to w najprostszych słowach “łowcy przygód”. O ile z tych drugich przekonać jest łatwo, dla tych pierwszych potrzebowałbym informacji o właśnie wartościowych artefaktach. Osobiście ręczę za ich zaufanie.
- Łowcy artefaktów.. hmm... - Siwy uśmiechnął się kupiecko - Moja prośba dotyczyła by zdobycia pewnej broni. Pewien rodzaj artefaktu, pochodzący z mojego świata i będący jakoby moją własnością. Zaginął gdy przybyłem tutaj i chciałbym go odzyskać. Wieści w Uni... na niewiele się zdały. A z charakterystyki broni wynika że właśnie w tym kraju powinien być, najpewniej.
- Co to za broń? - zapytała Nadeshiko.
- Nazywa się Nevan. Może występować w 3 formach. Roznegliżowanej, czerwonowłosej wampirzycy, kosy lub gitary elektrycznej.
Jenny odchrząknęła.
- Ta jest moja. Przybyła tu razem ze mną - pospieszyła z wyjaśnieniami. - Nie zauważyłam aby zmieniałą się w roznegliżowaną wampirzycę. Zauważyłabym…
- Nawet nie wygląda jak moja i zapewne nie zmienia się w kosę. - przytaknął Dante - Moja jest bardziej bajerancka.
- Ouu z chęcią ją zobaczę. Hm może nie potrzebujesz Uve do tego? Może jak jej zagram to sama do mnie przyjdzie? - Jenny nie powstrzymała się i posłała białowłosemu drapieżny uśmiech. Jej typ gościa.
- Jeśli jest w formie wampirzycy... to mogłoby się udać. - zastanowił się cicho sam do siebie, spoglądając na nią jak na zdobycz.
- A my co chcemy? - dzieciak zapytał się siedzącej na jego kolanach Mahou Shoujo
- Może jakiś artefakt magiczny. W sumie nie wiem, nic specjalnego nie potrzebuję, a ty?
- Podobnie. Odwiedziłem swój dom. Tutaj przybyłem przy okazji. Może jakaś ciekawsza broń by mi się zdała, jak Siwemu? Słyszałem, o jakimś ostrzu księcia persji. Tylko raczej preferuję krótką broń.
- Ostrze księcia persji jest jednoręcznym mieczem, a raczej bardziej podchodzące pod sejmitar lub szable. - wyjaśniła Kasia - I zdaje się jest klasy Legendarnej, dodatkowo traktowane jest jako skarb tego kraju.
- Czyli zapewne jest w pałacu. - orzekła Ice Queen.
- Hmm. Nie mam planu przywłaszczać sobie czegoś tak ważnego.
- A może, Art-Hier? - zapytał Yang
- Czy ten artefakt w formie karty, co zamyka w sobie jakiś obiekt? Nie mam zamiaru tego kraść. - odparł przezornie Dzieciak.
- Nie, tamten to Object Card. Art-Hier to gift pozwalający na sklonowanie dowolnego obiektu. Też jest w postaci karty i często nazywany jest Gift Card [karta podarunkowa]. Co planuję przez to powiedzieć... wystarczyłoby zastosować ten podarunek na wspomnianym artefakcie i miałbyś jego prywatną wersję. Otrzymałem od promotora 3 takie karty, ale nie wątpię, że dałoby radę wyłu... otrzymać jeszcze parę.
-Zawsze może się przydać- stwierdził Ponurak.
- W takim razie dam ci później jedną.
- Ktoś ma jeszcze jakieś prośby, potrzeby? - zapytał Yang. - Chciałbym przejść do końcowych zobowiązań. I skontaktować się z promotorem. - Spojrzał wymownie na pierwszą osobę - Yamato Nadeshiko.
- Poza informacjami o piratach... byłaby jeszcze kwestia jakiegoś nauczyciela mocy dźwięku. Jest jeden o którym słyszałam, ale wątpię by Uveworld zdołał przekonać ludzi lasu bym mogła się z nim spotkać, jak i jego samego do pomocy.
Yang spojrzał na kolejną osobę, a raczej parę.
- Sądzę że informacje tutaj zdobyte są wystarczająco cenne, same w sobie. - rzekła Mahou Shoujo.
- Poza wspomnianym pomysłem z mieczem... myślałem o czymś dla Mistrza, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Co mógłby chcieć czarodziej wynalazca? Zapewne ciekawiły by go informacje o samym Uveworldie i tym podobne. Albo coś z magii, skoro, jak rozumiem całe to spotkanie mamy zachować w tajemnicy. - rozważał Dzieciak.
- Tak - przytaknął Yang.- Informacje o spotkanie to informacje o Uveworldie, promotor zabronił rozprowadzania tych informacji. Zarówno dla jego, jak i waszego dobra.
- Przemyślę jeszcze tą sprawę.
Kolejna przyszła pora na Otome.
- Ja chciałabym coś wiedzieć o moim domu. - nieśmiało odpowiedziała. - Dawno mnie tam nie było i chciałabym wiedzieć czy wszystko jest w porządku? Pochodzę z terenów uni, z wioski nieopodal San Serandinas.
Kolejna para.
- My raczej żadnych. - oświadczyła Kasia wskazując na siebie i na Araba. - Poszukujemy wprawdzie pewnych czerwonych piór, ale pozostały już raptem dwa, więc damy sobie radę. Dom mamy. Kosztowności wystarczy nam na spokojne życie.
Pora na Rozdarciucha.
- Jak na razie zdaje mi się, że ode mnie to tyle. - piosenkarka kiwnęła głową.
Kolejny Siwy.
- Gitara. Chciałbym ją mieć nim wrócę do Uni. No i może jeszcze kilka ładnych panienek, trochę alkoholu i odrobina rozrywki.
Panie siedzące dookoła niego, spojrzały z nieukrywanym niesmakiem.
- Oj. Już nie można sobie pomarzyć. Wystarczy mi gitara i rozrywka jaką zapewni walka z Lordami.
- Dobrze że wspomniałeś, ale o tym za chwilę.
Zagadnął Yang przenosząc spojrzenie na Ice Queen
- Ano... nic? - zapytała - Nic mnie tu za bardzo nie interesuje, nie wiem nawet czemu zawdzięczam obecność na tym spotkaniu. Wydaje się ono ważne, a ja taka nie na miejscu. Guhu - uśmiechnęła się wysuwając język i stukając się w głowę.

- Może więc to? W sumie... mogłabym też pobyć dłużej z... - spojrzała na Eldara z lekkim uśmiechem... który mógł wprowadzić lekką zazdrość innym kobietom mającym “elfa” na oku.
Ostatecznie przyszła pora na Ponuraka.
-Informacje o niejakiej rodzinie- powiedział całkowicie ignorując zaczepki od strony Szczurka- Członkowie, znane słabości i zasięg wpływów są mile widziane. W niedalekiej przyszłości potrzebny mi będzie kamień zdolny przejąć ulatującą duszę.
- Dobrze. Pozwólcie więc, że skontaktuję się z promotorem. - Ogłosił Yang udając się do sąsiedniego pokoju - Zaczekajcie tutaj.
- Ano! - Rękę podniosła Otome - Ale czy promotor nie jest wśród nas... no bo... na początku powiedziałeś, że jest wśród nas członek Tamtej grupy. I że jest promotorem.
- Woli zachować, anonimowość. Dlatego ma pośredników i moce temu służące. - Wyjaśnił.
- A mogę spróbować zgadnąć, kto to? - Zapytała niepewnie.
- Nikt ci nie broni, ale nie uzyskasz odpowiedzi.
- Dobrze. Więc... Arab. Tylko on się nie odezwał od początku spotkania.
- To by było... - zaczął Yang
- ...za proste. - zakończyła Kasia. - Promotor zapewne nie dałby się tak łatwo zauważyć. Choć gratuluję spostrzegawczości. Z taką uwagą sama mogłabyś być promotorem?
- E... e...
- Już już. Nie dywagujcie. - machnął ręką Yang... - Arab śpi od początku spotkania, dlatego się nie odzywa. Już łatwiej byłoby założyć, że to ja jestem z Uveworldu W końcu łatwo jest udawać że jest się tylko pośrednikiem. Uprzedzę wszelkie podejrzliwości. Naprawdę idę do pośrednika, z promotorem. Mogę kazać mu wam pomachać, ale jest raczej nieśmiały.
Kiedy Yang zniknął Jenny odwróciła się do białowłosego.
- Skoro szukasz swojej gitary to pewnie umiesz grać nie? - rzuciła mu ciekawskie spojrzenie.
- Cóż... nie przeczę. Choć ta gitara... ma trochę inne zastosowanie muzyczne. - uśmiechnął się - Ale czasem przegrywałem utworzy w moim barze.
- No nie wyobrażam sobie aby roznegliżowana wampirzyca służyła tylko i wyłącznie do zwykłego grania - piosenkarka zachichotała cicho. - Zapewne łatwo zagrać jej na nerwach.
- Widzę że wiesz o co chodzi. - Zaśmiał się gromko Siwy. - Lubię cię rozdarciuchu. Co powiesz na mały zakład? Kto pierwszy znajdzie moją Nevan. Jeśli ci się uda jako pierwszej... pozwolę na Art-Hier.
- Łoj… ty tak poważnie? Znaczy… nie no. Jest twoja. Może ma więcej bajerów ale nie ma jednej ważnej dla mnie rzeczy.
- Jeśli w ogóle miałoby ci się uda... - burknął z nutą śmiechu
- Yooto! - zakrzyknęła nagle Ice Queen. - Wchodzę w to.
- E? - Siwy zrobił zaskoczoną, a raczej niezrozumiałą minę - W co wchodzisz?
- W ten zakład. Jak to w co. Tylko że ja ci jej nie oddam. Bu... - wysunęła język.
- Nie wydaje mi się aby z tobą był ten zakład dziewczynko. To nieładnie wtrącać się cudze zakłady.
- Bu bu. Jeśli Siwy zdobędzie broń to będzie bardziej pyszałkowaty. Robię to tylko by mu dopiec. Hyf.
- Niech jej będzie. Tak będzie zabawniej...
- To może i ja się dołączę dla zabicia czasu - rzekła Yamato. - Pośrednicy też się liczą, na przykład wspomniana grupa?
- Hahahahahaha! Niech tak będzie. - orzekł Siwy - Zamieście to w ogłoszeniu. Kto pierwszy zdobędzie Nevan, dostanie jej kopię. Liczy się zdobywca lub jego zleceniodawca. Jeżeli w ten sposób odzyskam ją szybciej. To zgadzam się. Pozostają jeszcze cztery. - ostatnie zdanie zamruczał do siebie.
 
Asderuki jest offline  
Stary 16-12-2016, 19:16   #64
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Po dłuższej chwili Yang powrócił do sali z lekko zmartwioną miną.
- Dobrze zacznę więc od początku. Yamato Nadeshiko. Najwidoczniej ten obiekt - znów pokazał “krzyk”, tym razem odkładając go jedną ze skrzyń - może być powiązany z piratami. Nie wchodziłem w szczegóły co i jak, ani dlaczego Uvewordl ma to na uwadze. Sprawa nauczyciela, będzie załatwiona po całej akcji. Zgłoszą się po ciebie pewni pośrednicy i spotkasz się ze Strażnikiem Lasu, w dogodnym miejscu. Chwilowo musi odpocząć - powiedział do siebie pod nosem
Przez myśl Anthriliena właśnie przeszedł pomysł możliwego pochodzenia kryształu krzyku.
- Mahou Shoujo oraz Dzieciaku... - rzucił im kartę i identyczną posłał w stronę Anthriliena
Awers:

Rewers:

- To w sprawie miecza. Art-Hier. Jak przemyślisz sprawę informacji... prawdopodobnie spotkamy się po całej akcji. Otome. - zwrócił się do dziewczęcia. - Twój dom... raczej jest bezpieczny... czego nie mogę powiedzieć o reszcie Uni. Wygląda na to że szykuje się wojna, na skalę całego kraju.
-Jakieś szczegóły?- zapytał zainteresowany tematem eldar.
- Demony. Aktualnie część wiosek bardziej w centrum kraju została zaatakowana Zarazą. Nieliczne ślady demonów ognia i zamieszki w donowan jak i na zachód od niego. Sądząc po aktualnym układzie sił... stolica, Lofar i Targas powinny jakoś przetrwać. Tak samo Platforma. Donowan i Loungher prawdopodobnie upadną. Gata i Garollo powinny przetrwać pomimo sporych strat. Port Ettelgen... nie wiem. Jest szansa że ucieczka na morze, będzie zbawieniem, o ile coś się nie wydarzy. Można rzec, że centrum kraju stanie się ziemią demonów. Pewne jest jedno. To nie będzie krótka potyczka, tylko pełnoprawna, długoterminowa wojna.
- P-poważnie? Jest cokolwiek co moglibyśmy zrobić? Znaczy.. czy da się coś zrobić aby zapobiec większości strat? - zapytała Jenny poprawiając się.
- Zjednoczyć się i walczyć. Demony nie są zwykłym przeciwnikiem, ale z mocami jakie istnieją w tym świecie możemy mieć szansę. Zaraza jest dużym problemem, z nią nie da się walczyć konwencjonalnie. Kwarantanna i zachowanie higieny mogą pomóc. Zakładając oczywiście że jest pochodzenia naturalnego- mruknął arcyprorok splatając palce w zamyśleniu. Na jego twarzy pojawił się ledwo widoczny ślad niepokoju.
Jenny odruchowo spojrzała na eldara gdy ten mówił. Mimo, że znałą go dość krótko jego mina była inna niż zwykle. Mimo, że jego oczy były inne przemknęło przez nie zmartwienie. To dawało do myślenia.
- A.. em… ale sa też leczący ludzie… i nie tylko nie? W sensie tyle w międzyświecie jest magicznych i niemagicznych osób, że może są i tacy co mogliby przeciwdziałać takiej chorobie. Może?
- Owszem. Jednak wszystko zależy od pochodzenia choroby. Jeśli za zarazę odpowiada demon wyższy lub nawet bóg...wtedy możemy spodziewać się wszystkiego, od plagi na skalę planety do ożywionych trupów.
- Tym ostatnim to chyba zajmuje się nekromancja… - odpowiedziała Jenny. - poznałam takiego jednego co to robił… czy tak prawie.
-Tak, zgadza się. Z różnorodnością tutejszych person może nam się udać. A jeśli przy tym wszystkim bylibyśmy w stanie znaleźć i zamknąć “drzwi” przez które trafiają do materium, możemy ocalić ten świat.
- Z chęcią pomogę - przytaknął Dzieciak kiwając na znak porozumienia z Mahou Shoujo.
- Ja też. - Otome zacisnęła pięści na znak dziecięcej determinacji.
- Mogę poprosić promotora o wsparcie w tej sprawie... ale musicie mieć świadomość, że aktualna sytuacja w Sanderfall jest tu priorytetem. Sytuacja plasuje się następująco. Dzięki wysiłkom pewnego maga, o działaniach demonów dowiedzieliśmy się zawczasu. Główne, pierwsze uderzenie ma nastąpić za jakieś 3 do 4 tygodni. Stolica i Lofar są już w pogotowiu i przygotowują się do wojny. To o czym wspomniałem wcześniej to, tak jakby przygotowanie sceny. Domyślacie się o co może chodzić.
- Miastma... - stwierdziła Yamato. - Wyższe demony mają problemy z przebywaniem poza demoniczna otchłanią.
- Hou. Ale jeśli się nie mylę... to by znaczyło że mają już przyczółki po tej stronie - powiedziała zaciekawiona Ice Queen.
-Jak to działa w tym świecie- zapytał spiczastouchy.
- Mniejsze demony, tak jak i pospolite i specjalne mogą się w miarę sprawnie poruszać w normalnym terenie. Oczywiście z czasem słabną, ale zwykle wtedy wracają do legowisk czy wyrw z których wypełzły.To czo utrzymuje ich przy życiu zowie się miastmą lub też skarzeniem. Dla ludzi działa osłabiająco, depresyjnie w większym stężeniu trująco. Te wyższe demony zwykle nie mogę zbyt długo przebywać poza źródłem zatrucia. Więc... zapewne muszą stworzyć takie miejsce po tej stronie. By tam zregenerować się i znów wychodzić. Sprawa wygląda różnie w przypadku tych najwyższych. Jedni mówią że nie potrzebują miastmy, inni że nie mogą bez niej żyć, a jeszcze inni rzeczą że dzięki miastmie mogą korzystać z pełni mocy. Prawda leży gdzieś pośrodku. - zaczęła wyjaśniac Ice Queen.
- Dokładnie. Pośrodku znaczy... że jest to cecha indywidualna. Można jednak przyjąć że to ostatnie co powiedziała Ice Queen to większa prawda. Miasta jest nie tylko źródłem życia ale i ich siły. Jeśli pozbawi się demony jej dopływu stracą na sile.
Anthrilien z uwagą potakiwał w trakcie wypowiedzi, przyswajając wysztkie ważne informacje.
-To istotne informacje. Prawdopodobnie się przydadzą.

- Rozdarciuchu. Szukasz czegoś bardzo niebezpiecznego. - rzekł z lekkim uśmiechem zakłopotania - Zgodnie z tutejszą kategoryzacją artefaktów, pod warunkiem że to rzeczywiście artefakt. A tak jest właśnie liczone. Otrzymało to klasę wyższą niż Phantom.
- A jest coś takiego? - zapytała Kasia
- O dziwo. Też jestem zaskoczony. Cechą charakterystyczną artefaktów klasy Phantom, poza olbrzymią mocą jest brak większych informacji o nich. Natomiast te powyżej, a bodajże są 3, bądź 4. Zwane są Balance Breaker. Różnica w mocy jest jak... hm... powiedzmy tak. Moc balance breakerów jest zdolna zaburzyć równowagę całego świata.
- Acha. - przytaknęła Kasia
- Powracając. Promotor też nie za wiele wie o tym... artefakcie? Stwierdził, że zwróci na to uwagę... bo może to być coś co Uverworld chciałby mieć na własność.
Jenny skrzywiła się.
- Nie szukam tego aby to wykorzystać, ale aby odnieść we właściwe mu miejsce - powiedziała mocniej.
- W każdym razie. Lokalizacja ani co to robi... nie jest znane promotorowi. Mówił że jedno mają pod pieczą, a drugie na oku. Pozostaje więc jeszcze jedno nieznane. Będą mieli na uwadze twoją prośbę.
Jenny nie dodała już nic więcej. Najwyżej będzie musiała coś wykombinować.
- Siwy. Rozeźlone będą wieści jak i kilka osób na poszukiwania.... emm i co do tego... zostałeś przeniesiony z karczmy do mieszkania blisko zamtuza - odparł z nietęgą miną ( ).
- Ice Qeen. To w głównej mierze nie zależy ode mnie, więc sama musisz się rozmówić z Ponurakiem.
- Ponuraku. Kamienia poszukamy. A co do Rodziny. Wydaje się, że to nie lada problem i nie tylko dla ciebie. Dokładniejsze informacje przekażę prywatnie. Ale tak dla wiadomości wszystkich... strzeżcie się. Znakiem rozpoznawczym rodziny są oczy o tęczówkach w kształcie okręgów. Dodatkowo, można powiedzieć że mają owadzi umysł... to znaczy że wszyscy jej członkowie to tak naprawdę jedna istota. Kontakty z demonami, osnową i zdolność do teleportacji. Chwilowo zdają się działać na terenie Uni... ale nie wiadomo jak długo.
Anthrilien skinął głową na znak że zrozumiał. Nie miał więcej pytań.
- To tyle z tego co otrzymałem. Teraz ostatnia kwestia tego spotkania. Użycie krzyku i przekazanie informacji zdobytych za jego pomocą. Dwa. Zastanówcie się, bo na końcu zapytam, każdego indywidualnie. Jaka jest wasza decyzja w sprawie zbliżającej się akcji. Mam na myśli: a) atak na wampiry wraz z podziemiem. b) inny sposób obalenia mortresa, tudzież uderzenie wybraną grupą. c) O dziwo wśród wampirów Mortres ma swoich przeciwników, więc wsparcie jednego z nich. d) Uwolnienie Wiecznego Wędrowca i nadzieję że spełni prośbę swojego wybawcy.
- A teraz zapraszam drogie panie, miejmy to już za sobą. - wyciągnął przed sobą kulę z krzykiem.
- Em teraz mam krzyknąć? - Jenny rozejrzałą się dookoła stwierdzając, że to nie byłby najlepszy pomysł.
- Było mówione o odbiornikach? - powiedziała Yamato. - To znaczy że mamy tylko słuchać?
- Eee... - Yang nie wiedział co powiedzieć - Nie mam do tego instrukcji obsługi. Po aktywacji, użyciu ma wytworzyc falę, więc macie zapewne słuchać. Na tym się skupcie. Ale jak to cholerstwo aktywować?
- Raczej chodziło mi o to, że jakbym na to krzyknęła tu i teraz to ten… no… narobiłabym niezłego bałaganu. No i może komuś krzywdę. Tego raczej lepiej aby ten no… aby było mniej osób… albo poza tym miejscem?
- Sądzę że jeżeli zrobisz to poza tym miejscem to zaraz będziemy mieli na głowie samego Mortresa. Z resztą infradźwięki raczej nie są tak szkodliwe.
- Infra? Oj. Nie wiem czy tak niskie dźwięki dosłyszę. Wciąż operuję na normalnym ludzkim zakresie - zmartwiłą się Jenny.
- Rzekomo jest to tak skonstruowane że osoby z wyczulonym dźwiękiem powinny to przyjąć.
- Wydaje mi się że należy to skruszyć. - stwierdziła Kasia - Niektóre kryształy wyzwalają zgromadzoną moc w momencie gdy pękają.
- Dobra. Panie gotowe to rzucam. - Jak powiedział, tak uczynił.
Kryształ pękł przy uderzeniu o podłoże rozpadając się na tysiące maleńkich szklanych odłamków. W tym samym momencie przez ciała wszystkich zgromadzonych przeszedł dreszcz.
Rozdarciuchowi i Yamato pociemniało przed oczami, a w uszach zapiszczało od efektu ogłuszenia. Fala dźwiękowa rozchodzi się w sferze penetrując nawet ściany. A obraz powstały na zasadach echolokacji o wyglądzie skanu przestrzennego (3D) rysował się bezpośrednio w ich glowach.

Całe miasto, tunele podziemia, pałac, korytarze które badał Soren, całe mgliste wzgórze. A pod nim olbrzymia wielopoziomowa jaskinia. Przestrzeń ciągnęła się głęboko pod ziemią sięgając blisko 30 pięter. Jedyne przejście do jaskini znajdowała się u samego podnóża mglistego wzniesienia i wyglądem nie różniło się niczym. Fala na tym nie poprzestała , zaczęła chwytać fragment pustyni. Podziemne zbiorniki wodne, zatopione pod piaskiem frachtowce, oraz olbrzymią istotę podobną do odwróconej ośmiornicy, właśnie niedaleko wejścia. Rozmiarom dorównywała połowie miasta. Potem dźwięk zanika.
Yamato opadła oszołomiona, lecz Yang zdążył ją pochwycić nim upadała.
Jenny westchnęła oszołomiona natłokiem informacji. Oparła się dłonią o stół.
- D-duże… trzydzieści pięter… osiem macek… pół miasta… wejście na dole, obok… - wysapała jeszcze nie mogąc zebrać się do końca w sobie.
- Złap oddech. - zaproponował Yang - i usiądź.
Jenny posłuchała się i opadła na krzesło. Zamrugała kilkukrotnie oczami i potrząsnęła głową.
- No dobra. To było jakoś tak - spróbowała opisać co takiego zobaczyła. Szczególnie zwracając uwagę na wejście do podziemi i coś ogromnego pod powierzchnią. Ośmioernica przyprawiałą ją o dreszcze.
Z pomocą przyszła jej Yamato zwracając na szczegóły związane z samym wejściem i jego położeniem względem pałacu.
- Faktycznie. Wzgórze jest olbrzymie i nikt nie pomyślałby o wejściu do niego u samych jego podstaw. Będzie trzeba zbadać to miejsce ze szczególną uwagą na krakena.
- Antylion, zowie się ten stwór. Przynajmniej wśród tutejszych, lub bardziej dosadnie “pożeracz karawan”.
- No mniejsza. Nie jest celem, więc nie trzeba się nim zająć. Dobrze a teraz przejdźmy do decyzji. Każdy z osobna. - wzrok Yanga spoczął na Anthrilenie. - Zaczniemy od tej strony. Ponuraku?
-Możemy wykorzystać podziemie w trakcie szturmu na zamek. Opcja uwolnienia Wiecznego Wędrowca mimo pewnych zalet jest niepewna i ryzykowna. Jeżeli zależy nam na stabilności kraju, możemy rozegrać to tak aby ludzie przejęli władzę, a wampiry utrzymały wysoki status i przywileje. Przy takim rozwiązaniu łatwiej będzie usunąć złą władzę ludzi niż kolejnego wampirzego lorda, gdyby sprawy przyjęły zły obrót.
- Interesująca propozycja. Ice Queen?
- Mi w sumie obojętnie. Jeśli nie musiałbym walczyć i byłoby łatwo... może wieczny wędrowiec?
- Siwy?
- Walka! - odparł pewnie - Jak inni się boją, to mogę iść nawet sam. Mortresa załatwię przy okazji... Jak nie zapomnę.
- Arab i Kasia?
- Nie mam przywiązania do tutejszej ludności, a pomysł Ponuraka bliższy byłby wsparciu któregoś z pretendentów. Pozostało by więc pytanie którego...
-... - chwila ciszy - ...Ostaję - rozpoczął dojrzały głos, po którym nie było słychać śladów snu - na walce lub wiecznym wędrowcu. Obie opcje wydają się mieć pewne ostateczne skutki.
- Dzieciak i Mahou Shoujo?
- Wyzwolenie, narodu. - stwierdził z energią chłopak. - To mój dom... znaczy nie! Zanzibar to mój dom. Władza ludzi nie pozwoli by istniało niewolnictwo, więć łowcy niewolników też znikną. To jedyny argument jaki widzę. Reszta nie jest ani moją, ani mojego Mistrza, kwestią zysku.
- Wydaje mi się, że coś poplątałeś.... - mruknęła dziewczyna - Zapewne nie mogę być neutralna? Nie interesuje mnie sytuacja w tym kraju, więc byłyby mi wszystko jedno. Byle by nie wynikły z tego nieprzyjemności. Powinnam jednak obstawać przy zmianie władcy lub idąc za Ka... Dzieciakiem, władzą ludu.
- Nie wiem czy wyzwolenie narodu i odejście od niewolnictwa będzie tak łatwe. Otome?
- Tak jak Holcia. Znaczy Meho Szojo. Ja też bym chciała być neutralna. Więc jeżeli ten Wieczny Wędrowiec, zrobi to szybko i będzie po problemie to poproszę. Znaczy, za tym oponuje.
- Yamato, Rozdarciuchu? Potrzebujecie jeszcze chwili czy jesteście gotowe podjąć decyzje?
Jenny pokręciłą głową. Słuchając innych zastanawiała się jak bardzo byli świadomi konsekwencji tego co zrobią.
- Mam nieco inną propozycję. Co powiecie na to, aby wspomóc ruch oporu i wampiry na raz? Zanim zaczniecie zadawać niepotrzebne pytania, już tłumaczę. Wampiry w tym królestwie korzystają z zamiennika dla krwi, więc bezpośrednio ludziom krzywdy nie robią z tej strony. Są potężne i stanowią też ochronę dla miasta. Ludzie jednak mogą egzystować zarówno za dnia, jak i w nocy. Nie są ograniczeni pod tym względem jak wampiry. Jak było wspomniane Mortress ma wrogów wśród wampirów. Myślę, że należy to wykorzystać. Kiedy ludzie zaczną bunt w tym samym czasie powinny wampiry. Szczególnie jeśli poprowadzi się sytuację tak aby musieli współpracować. Gdyby po wszystkim ustanowić podział władzy pomiędzy ludzi i wampiry myślę, że wszyscy mogliby na tym skorzystać.
Jenny zrobiła krótką przerwę aby słuchacze przyswoili sobie co powiedziała.
- Co do walki… najlepiej będzie uderzyć stąd skąd nikt się nie spodziewa. Wykorzystać te tunele. Albo dla zrobienia zamieszania albo dzięki zamieszaniu na górze… Niestety nic nie wiem o Wędrowcu więc ciężko mi powiedzieć czy to dobry pomysł go budzić. Może byłby skłonny do tego co wymyśliłam, może nie. Także tak wygląda to co wymyśliłam.
- Istnieje duże praw... nie. Istnieje pewność, że Wieczny Wędrowiec zajmie się Mortresem. W końcu to przez niego jest w takim czy innym stanie. Więc pewnym jest też, że przejmie... nie, odzyska władzę która należała do niego. Pytanie leży prawdopodobnie w tym czy, będzie skłonny pomóc waszej sprawie. - orzekła Yamato dochodząc powoli do siebie. - Zanim zaczniecie dywagować nad tym rozwiązaniem, co do którego mam odrobinę wątpliwości, natury niewiedzy. Również pozostała bym bezstronna. Swoje jakoś uzyskamy, więc ostateczny wynik niewiele interesuje moją osobę. Decyzja ma, skłaniała by się ku walce, lecz może bez zwycięstwa, żadnej ze stron. Indywidualny zamach. Reszta byłaby tylko skutkami dalszymi. - delikatnie zaczęła masować okolice skroni.
Yang, pokiwał aprobująco głową, na znak uzyskania wszystkich odpowiedzi, nie zamierzał jednak jako pierwszy zabierać głosu w sprawie dalszej rozprawy.
-Bezkrólewie i chaos mogą być mieczem obusiecznym- Anthrilien odezwał się jako pierwszy- to z pewnością wpłynie na gospodarkę kraju, oraz partnerów handlowych w tym unii. Przypomnę że zbliża się wojna, a problemy gospodarczę na pewno nam nie pomogą.
- Dlatego wydaje mi się, że próba podwójnej władzy była słuszna. Nie wiem, coś w stylu za dnia ludzie, po nocy wampiry… - dodała Jenny starając się zachęcić innych do swojego pomysłu.
- To by zakładało że interesy obu stron byłyby podobne. - wtrąciła się Kasia. - Większość głosów w ogółu oznaczało zmianę władającego wampira.
- Ale nie rozwiąże to problemu niewolnictwa. - rzekł nader twardo Dzieciak - Pustynia zawsze była domem Aslanów, ludów pustyni.
- Legenda głosi, że wampiry się z nich wywodzą. - mruknęła Yamato
- Agrrrr…
To dało pomysł Jenny. Zachowała go jednak dla siebie. Zdawało jej się, że nie powinna już więcej swoich pomysłów mówić.

- Nie zrozumcie tego źle. Wasza decyzja nie wpłynie na decyzję promotora. - orzekł Yang. - Po prostu... bada nastroje lub chciał wiedzieć, kto mógłby się czymś zająć. Zakładając oczywiście, że promotor będzie chciał z wami dalej współpracować. Uznajmy tak... przekażę wam decyzję promotora w sprawie postawy Uveworldu jeśli zajdzie jakaś zmiana i będą chcieli waszej pomocy. Na tym moglibyśmy zakończyć to spotkanie. Opuścicie to miejsce tak jak się tu dostaliście. Ponuraku, Otome, chciałbym z wami zamienić jeszcze słowo w sprawie Rodziny i twojego domu.
Jenny zatrzymała się nim wyszła. Spojrzała na moment na eldara. Rodzina była i jej wrogiem. Szczególnie po tym jak zabili Lucasa i zaatakowali puszczę. Miała jednak odejść, więc w końcu poszła.
-Słucham?- zapytał eldar, gdy pozostali opuścili pomieszczenie.
Każdy poza wspomnianą dwójką wyszedł z pomieszczenia. Jednak kilkoro z nich weszło do niego ponownie, zejściem z drugiej strony. Byli to członkowie Uveworldu. Akasja wraz z Asasynem, Dante, Yukine.
Można było się przez chwilę zastanawiać co oni zamierzają, skoro wciąż ktoś nie zrzeszony pozostał w sali.
Otome rozglądała się niepewnie, niczym wystraszone dziecko.
- Dobrze jesteśmy już wszyscy. Pani... promotor. Możemy prosić. - ogłosił Hei zakładając swój zwyczajowy czarny płaszcz.
Twarz dziewczęca straciła wszelkie emocje. Zdawała się bardziej kobieca a do tego niezwykle zimna.

- Co takiego słychać stolicy Biała Damo? - Zapytał Dante.
- Niestety, również dawno nie byłam w pałacu. Zostałam wysłana tutaj, aby zbadać machlojki nosferatu.
- Wampirów znaczy się?
- Nowa moda weszła z tą całą inkwizycją. - mruknęła niezadowolona - Nieważne. Pewnie chcecie konkrety,
Vizard dawno nie dawał znaku życia, poza ogólnym rozporządzeniem, więc póki co sami sobą rządzimy. Pozwolicie że przejmę pałeczkę w tym mieście. Pierwsze. Podziemna jaskinia jest najpewniej plantacją krwawej winorośli. Mam co do tego złe przeczucie, chcę byśmy to zbadali. Mei Hou Lin, czy też Yamato Nadeshiko jak ją nazwałeś, będzie jedną z osób badających. Może ta cała Jenny także. Chcę żeby szpieg Selvan, dostał odpowiedzi których szuka, ale na własna rękę. Sprawa druga, podziemie. Wiem Anthrilienie, że z nimi współpracujesz. Nas w to nie mieszaj. W przypadku walki z wampirami, nie będzie problemu, ale głębsza pomoc z naszej strony nie będzie wskazana. Sądzę, że nikt z nas nie ma głębszego interesu w tym mieście. Decyzję ostateczną co zrobimy w sprawie Mortresa, podejmiemy na kolejny spotkaniu. Dobrze byłoby jednak trochę napsuć mu krwi i przetrzebić wampiryczne szeregi. Podobnie pewnie myśli podziemie, więc pewne cele będą podobne. Chciałabym... Dante, Yukine, Anthrilienie, Hei cele do wyboru: Ortiz, Jareasma - para magów. Azam, Ceered, Nightshade, Brigth, Black Angel - strażnicy mortresa. A teraz pozostałe wampiry: Elena z rodu Mroku, Haubrica - Alfvuki, mroczna elfka, łowczyni. Neuno Meisuke - wampir o bardzo nieprzyjemnej zdolności. Kaibam - łowca. Eliza - Dolavuki. Leona - szlachcianka. Tyler Jacobson - twórca wampirycznych bestii. Uważajcie na Lady Kyoko, jej sztuka miecza jest niebezpieczna. Dobrze byłoby też nawiązać kontakt z Rikardem to szara eminencja wśród wampirów. Jest jeszcze Armaund. Niestety więzi go Lord. Zdaje się że tak jak Walentia Seemly należy do tych bardziej pozytywnych postaci. Zdaje się, że był przyjacielem Anubisa. - spojrzała wymownie na Anthriliena.
- Spróbuje wywabić i zająć się nadwornymi magami.<zadanierzesiew> Zajmę się również sprawą Aramaunda, ale potrzebuję informacji co do miejsca jego pobytu.<zadanie: długa nazwa> Osoby z którymi obecnie działam mogą okazać się przydatne, więc może udać mi się zająć większą ilością celów- odpowiedział eldar, którego wcale nie zdziwiło to że to “biała dama” była promotorką spotkania- podziemie też może okazać się cennym narzędziem. Będę informował o postępach.
- Jestem zadowolona twoim nastawieniem. Szepnę miłe słowo Yuri, gdy wrócę do pałacu.
- Tobeea należy do udziału wywiadowczego stolicy więc ma bezpośredni dostęp do władzy i tajnych informacji. Jednak jej osoba musi pozostawać w większej tajemnicy. - wyjaśnił Hei - A czy Mahou Shoujo, znaczy Holy nie jest czasem...
- Też. Nie mieszajmy w to jednak osób niezrzeszonych. Nie chciałabym, by informacje o mojej osobie dotarły w taki sposób do panienki Yuri.
- W każdym domu są problemy. - Dante wzruszył ramionami. - Szpiegu. Nie wiesz może coś o moich zabawkach. Pandora, Yamato, Cerberus albo Beowulf? Nevan będzie teraz poszukiwana, ale to wciąż za mało.
- Nic.
- A co ze mną? - Zapytała Yukine - Po co zostałam tu ściągnięta, nie lepiej byłoby sprowadzić Iskierkę?
- Lód zdaje się dobrze działać na wampiry. Spowalnia ich zdolność regeneracji i zatrzymuje życie. Sądzę, że bardizej nadajesz się do tej roli niż tamta błyskawica. Hei. Wspomniałam o tobie teraz, bo zamienisz się z Akasją i Finixem. Wasza dwójka zajmie się nadzorem stolicy, a ty zajmiesz się działaniami.
- Rikai [jp.Zrozumiałem]. Co dalej?
- Wpierw jaskinia i plantacja. Potem uszczuplanie szeregów. Wiemy jeszcze o ostrzu zamętu na pustyni, ale to mozę być zbyt duży wysiłek na potrzeby. Zdaje się, że chroni je demon osnowy. Co i jak... nie wiadomo. Nie wnikałam, wiem tyle co usłyszałam. Pozostają jeszcze dwie sprawy na które musimy uważać. Jedną są różni przybysze, którzy wzbierają w ostatnim czasie. Zdaje się, że świat ściąga ich tutaj. Inkwizycja, dziwnie uzbrojone oddziały, łowcy nagród, możliwe że członkowie Podziemia. Miejcie się na baczności. Drugie... rodzina. Zdaje się, że też mają ochotę na klucz, a może na samego Mortresa. Jeżeli zdobędą go przed nami... będzie przeje****. Jedyna znana ich kryjówka, to opuszczone zamczysko na terenie północnej rubieży. Podpytam jeszcze o to Holy i tego podopiecznego Ervena... Kely mu było? Mniejsza. Co z tą całą Jenny?
- Roki ją wszędzie ciągnie... albo się w niej zakochała albo po prostu się nią bawi.
- Jest pomocna, dobrze ją trzymać przy sobie - skomentował eldar- co zaś tyczy się rodziny, proponowałbym uświadomić władców unii o skali zagrożenia. Moglibyśmy rozwiązać problem bez większego wysiłku z naszej strony.
- Czy tak bez problemu... to ja nie wiem. Zdaje się, że rodzina ma konszachty z demonami oraz osnową. To drugie nie jest jeszcze potwierdzone. Zachowują się jak szarańcza. Pochłaniają wszystko na swojej drodze, a szczególnie gonią za tym co im się podoba. Roku mówił że polowali na jego podopiecznego oraz na jednego z mistrzów miecza. Oby tylko nie dostali w swoje łapy żadnego z mędrców, albo kogoś wielce potężnego. - wyjaśnił Hei
- Jak wrócę do stolicy to przekażę wieści zarówno królownie jak i królowi. Póki co skupmy się jednak na tym co jest tu i teraz.
“Typowe dla ludzi krótkowzroczne spojrzenie na świat…”pomyślał eldar.
-Niech będzie. A więc wpierw jaskinia. Zorganizuję grupę i plan ataku. Jakieś dodatkowe rady?
- Wspominałam że Mei Hou Lin będzie częścią grupy. Źle to ujęłam. Na pewno sama zorganizuje sobie grupę by wybadać sytuację wcześniej. W twojej decyzji pozostawiam współpracę lub działanie w ukryciu. Zaznaczam tylko że, nie jest ona naszym wrogiem. Co do znaleziska. Cokolwiek znajdziesz w jaskini, zdam się na twoją decyzję. Konsekwencje i dalszy plan możesz zrzucić na moje barki. Jeśli potrzebujecie sprzętu lub pomocy, Hei.
- Już mówiłem, że się tym zajmę.
- Dobrze. Reszta obierze cele i powoli je wykańcza. W razie potrzeby kontaktu mamy jeszcze 2 ninja od Rokiego. Chociaż oni zajmują się cały czas jego wywiadem. Kolejne spotkanie taktycznie ustalmy: za 2 dni.
-Będę czekał na szczegóły dotyczące spotkania. Czy to wszystko?
- Dobre pytanie... zapewne nie... ale póki co musi wystarczyć.- za 2 dni będę wiedzieć coś więcej. Przegrupoójcie się jeśli wola, ja uciekam. Holy na mnie czeka.
-W takim razie również wrócę do swoich spraw- stwierdził prorok- jeśli będziecie potrzebować kontaktu, skupcie swoją wolę, powinienem to zauważyć.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 16-12-2016, 19:17   #65
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Soren w dniu spotkania Uverworldu
Po krótkiej drzemce po nocnym wypadzie, Soren opuścił wygodną trumnę ziewając szeroko. Były okolice południa, więc by oszczędzić sobie nieprzyjemności, zaciągnął kaptur na głowę. Pamiętając o skrzywionym mieczu, wspomagając się wampirzym wzrokiem, skierował się w stronę okolicy gdzie powinien byc kowal.
- W czym mogę pomóc - Zapytał mężczyzna z turbanem na głowie, bardzo krępej budowy.
-Jeden z moich mieczy uległ uszkodzeniu w trakcie walki- stwierdził Soren przywitawszy się wpierw. Wolnym ruchem dobył broń i zaprezentował kowalowi- Potrzebuję go wyprostować. Nie mam jednak tutejszych pieniędzy, ale mogę zrewanżować się pomocą.
- Wyprostować mówisz... To mała broszka. Zdążę zrobić, nim ty wrócisz z powrotem. - palcem wskazał na koszyk z różnymi złotymi i srebrnymi pierdołami. Trzeba roznieść po kupcach. W środku jest lista.
-Się robi- odpowiedział wampir przeglądając listę. Niespiesznym krokiem ruszył w stronę najdalszego punktu.
Wrócił jakiś czas później z zadowoleniem prezentujac kowalowi pusty kosz.
-Zrobione, jak tam mój miecz?
- Również gotowy. Choć muszę przyznać że wykonanie jest znakomite, to jednak materiał miecza jest dość miękki. Wydaje się, że mając pod ręką znakomitego kowala szczędziłeś na pieniądzu.
-To akurat kwestia sentymentu. Odziedziczyłem ten miecz po ojcu, dlatego wolę go niż nowy.
- Ach. No cóż w jego kwestii poza powlekaniem czy ronowaniem nie wiele się już zdziała. Powlekanie raczej tylko materiałami szklanymi lub szkodliwymi, a runowanie tylko w okolicach jego możliwości. Oba te manewry raczej nie należą do najłatwiejszych, a i trzeba mieć ku temu możliwości. To tyle moją skromną oceną.
Soren skinął głową.
-W przyszłości zatroszczę się o nowy, ale to ważna pamiątka. Wątpię bym prędko zobaczył rodzinę… NIe mniej dziękuję za naprawę. W przyszłości pewnie jeszcze się pojawię- odparł uprzejmie i ruszył dalej.

Wspominając swoją rodzinę, Castell przechadzał się po mieście szukając swoich znajomych. Wtem, na krawędzi wampirzego zmysłu kilka kilometrów dalej, w tłumie panującym na ulicy zobaczył znana sobie sylwetkę. Nim zakapturzona osoba wyszła poza jego pole widzenia zobaczył jeszcze blask wisiorka w kształcie krzyża. Sorena momentalnie zalała mieszanka strachu i gniewu. Nawet pomimo braku stuprocentowej pewności co do tożsamości osoby, szybkim krokiem ruszył w jej kierunku.
Podążając za swoim celem wszedł w mniej zamieszkałą część miasta. Zakapturzony człowiek wciąż pozostawał na krawędzi zmysłów Sorena. Cała sytuacja śmierdziała pułapką. Mimo to wampir przyspieszył krok by skrócić dystans. Jeżeli miał rację co do tożsamości osoby, nie mogła ujść z życiem. Biegnąc szybko pokonał odległość i wbiegł na zalany słońcem plac. Kilka przedmiotów przeleciało nad jego głową, wbijając się w piasek za nim. Przy rękojeściach wystających z ziemi noży znajdowały się kartki z wypisanym tekstem.
Obok znajdowały się kolejne, które jak przypuszczał były tam już wcześniej, a całość tworzyła krąg niemal wielkości placu. Bariera przeciwko nieczystym, broń Świętego Oficjum, a dla niego ściana nie do przejścia.
-Nic Się nie zmieniłeś Sorenie Castellu, szatanski pomiocie- rozbrzmiał znajomy głos.
-Heinrich Kramer….-mruknął w odpowiedzi i splunął z niesmakiem- już miałem nadzieję że więcej nie zobaczę Twojej parszywej mordy...
Na plac wszedł Heinrich- inkwizytor wyższego stopnia.

Był w towarzystwie dwóch łowców wampirów

Oraz sześciu inkwizytorów.

-Nescis mi fili dien neque Horam![łac. nie znasz dnia ani godziny]-zakrzyknął Kramer, a na jego twarz wstąpił rumieniec złości - myślałeś że uciekniesz Świętemu Officjum, pieprzony odmieńcze?! Odwróciłeś się od Boga i dziś przyjdzie Ci za to zapłacić. Lata temu skazałem Cię na stos i dziś dotrzymam słowa….Cier-pienie wy-mazu-je grzechy człowieka!
-Amen!- zawtórowali pozostali
-Gdyby to była prawda obwołali byście mnie świętym- parsknął wampir- skończyłeś chrzanić głupoty?
-Jak śmiesz bluźnić.. Napsułeś mi krwi Castell… Pół europy Cię goniłem, a gdy mieliśmy Cię posłać do piekła, gdzie Twoje miejsce, znów żeś nam się wywinął. Uciekłeś do jakiejś zapomnianej przez Boga krainy, ale i tak Cię znalazłem. Oczyścimy to miejsce ku Jego chwale! Ale najpierw zajmiemy się Tobą wampirze..”wyspowiadam” Cię tak jak lata temu, a potem pochłonie Cię ogień.
Sorena przeszedł dreszcz na wspomnienie tortur. By nie pokazać wahania dobył świeżo naprawiony miecz i zatoczył nim młynek w powietrzu.
-Nie Heinrich. Wybiła Twoja godzina, ale A verbis ad verbera[łac. od słów do rękoczynów]. Niech przemówią miecze.
-Na niego bracia, bij zabij, deus vult[tak chce bóg]!
Sześcioro inkwizytorów, z dobytymi srebrnymi mieczami, ruszyło biegiem w stronę Sorena. Heinrich Kramer i dwoje łowców wampirów zostało w tyle, obserwując walkę.
Pierwsza dwójka z atakujących padła na ziemię, brocząc krwią nim jeszcze zdążyli unieść miecze. Zdeterminowany Castell parł na przód tnąc kolejnego przeciwnika. Inkwizytorowi z trudem udało się zablowkować cios, a wtedy Soren poczuł mocne uderzenie w bark. Ból przeszył ciało z opóźnieniem. Kilka metrów dalej stał mężczyzna z dymiącym samopałem. Kula przeszła na wylot, ale efekt sugerował srebrne pociski.
-Patrz i się ucz- mruknął wampir sięgając wolną ręką do wnętrza płaszcza i wyciągając karabin szturmowy. Strzelec w czerwonym płaszczu został ścięty z nóg przez serię pocisków. Nie puszczając karabinu rozluźnił ranną, obolała rękę i zablokował cięcie dochodzące z przeciwnej strony. Skrócił dystans i wgryzł się w krtań inkwizytora. Ciemna krew tętnicza zalała mu twarz, a ciało bezwładnie padło na ziemię. Pozostała dwójka skoczyła na niego niemal na raz. Wampir rzucił mieczem, który wbił się w klatkę piersiową tego dalszego, następnie zanurkował pod zblirzającym się ostrzem i złapał atakującego za gardło. Mężczyzna miotał się usiłując złapać oddech. Castell zamachnął się i z całej siły uderzył nim w ziemię.
-Memento, homo, quia pulvis es, et in pulverem reverteris [łac.Pamietaj, człowieku, żeś jest prochem i w proch się obrócisz]- powiedział wampir wyciągając miecz ze spazmatycznie drgającego ciała, po czym wycelował jego końcem w Kramera- Twoja kolej..
Ku jego zdziwnieniu na twarzy inkwizytora pojawił się uśmiech. Heinrich klasnął w dłonie a z pobliskich alejek wyszło około dwudziestu inkwizytorów.

-Złóż broń potworze a doczekasz się sprawiedliwego sądu i ocalisz duszę- powiedział ich dowódca, pewnym tonem.
-Chędożę Twój sąd klecho. Choćbym miał paść przyrzekam że zaciągnę cię ze sobą do grobu..
-A więc zaszlachtujemy Cię jak prosie, wampirze- powiedziawszy to dał sygnał, a inkwizytorzy, którzy stworzyli równe koło na obrzeżach placu, jak jeden mąż dobyli mieczy- Na przód! Gott mit uns! [niem. Bóg z nami!]
Zbrojni ruszyli z okrzykiem w stronę wampira. Ten przezwyciężając ból w barku zestrzelił kilku nim w broni skończyła się amunicja. Utworzyli w okół niego zwarte koło. Kilka osób atakowało go naraz, i nawet pomimo przewagi jaką niewątpliwie dawał mu wampiryzm, Soren co jakiś czas czuł jak dosięgają go ostrza. Bronił się jak zapędzony w kąt wilk i wkrótce na ziemi znalazły się pierwsze ciała. Uderzenie dwóch bełtów w brzuch i klatkę piersiową wytrąciło go z rytmu, a cios w plecy posłał na kolano.
Zbrojni na chwilę przerwali atak i rozstąpili się przepuszczając Heinricha.
-Co teraz nosferatu? Co zrobisz, kroczący nocą, panie śmierci, wampirzy lordzie?- szydził niemiec, z nieukrywaną satysfakcją patrząc na z trudem oddychającego Castella- Nie zregenerujesz się? Nie przyzwiesz chowańców? Ahh no tak…..jest dzień….. Ty idioto, tak głupio wpaść w pułapkę!
Cios pancernej rękawicy ze srebrnymi ćwiekami posłał wampira na ziemię.
-Teraz się Tobą zajmę zasrane ścierwo.. Będziesz wrzeszczał i błagał o litość. Nie łudź się nawet że ją otrzymasz. Nie wiem ile masz tam w sobie żyć, ale sprawię że pożałujesz za każdą duszę którą pożarłeś- wycharczał inkwizytor schylając się nad leżącym. Kopnął leżącego wampira w brzuch, tuż obok wbitego bełtu. Castell kaszlnął spazmatycznie wypluwając krew.
-Będziesz cierpiał za wszystkie swoje grzechy. A gdy już się Tobą znudzę spłoniesz ku chwale niebios. Tak jak cała Twoja pieprzona rodzinka.
-...C..co…?
-Tak, dobrze mnie słyszałeś. Zatroszczyłem się by Twój tatuś, mamusia i dwie siostrzyczki, zostali uznanych za współwinnych i przekazani do mnie...na przesłuchanie..
Wampir szamotał się na ziemi usiłując wstać. Na znak inkwizytora przybito go włóczniami do ziemi. Castell wydał stłumiony jęk.
-Zgadza się. Zająłem się nimi wszystkimi. Twoi rodzice wyparli się Ciebie i uznali za heretyka.
-....Ł.ż..esz- wycharczał Soren
-Starsza z sióstr...nie pamiętam imienia….zmarła jeszcze w trakcie spowiedzi, biedaczka. Najdłużej opierała się najmłodsza, odziwo. Jak jej tam było? Amelia? Taaakk, musiałem poświęcić jej więcej uwagi.. A szkoda, ładna była… No cóż, ich los to i tak tylko i wyłącznie Twoja wina psie. Wiesz co było później?- zapytał schylając się- spaliłem ich wszystkich. Ale najpierw zabawiłem się z Twoją kochaną siostrzyczką.
Soren zaczął miotać się, charcząc niezrozumiale. W jego tonie była furia. Żołnierze inkwizycji trudzili się by utrzymać go w miejscu.
-Przybić go! Polać wodą święconą!- Krzyczał Heinrich przezornie cofając się kilka kroków.
https://www.youtube.com/watch?v=QZEXItN8pYw
Z ust wampira wydobył się ryk nie mający nic wspólnego z istotą ludzką.
Włócznie pękły pod naporem potwora, a ten zerwał się na nogi pomimo ran.
Jego oczy błyszczały wściekłą czerwienią, a ze świecącej kłami paszczy ciekła piana.

Nie dając czasu na reakcję bestia skoczyła w tłum, gołymi rękami i zębami rozrywając ludzi na strzępy.
-Apage, Satanas![łać. idź precz sztanie]- krzyczeli próbując trafić go z kusz i rąbać mieczami. Nosferatur zdawał się nie reagować na zadawane obrażenia. Krew i fragmenty narządów wewnętrznych zbryzgiwały piach i pobliskie ściany.
Heinrich Kramer biegł w stronę krawędzi bariery, byleby uciec z zasięgu rozszalałego wampira. Bełt z kuszy przebił mu kolano, a inkwizytor padł na ziemię. Obrócił się i zobaczył jak stwór morduje pozostałych przy życiu żołnierzy, nawet tych którzy próbowali uciec. Sam Castell przypominał raczej demona. Cały we krwi i z bronią wbitą w różne części ciała kojarzył się z jeżem. Gdy krzyk ostatniego zarzynanego inkwizytora ścichł, wampir wyprostował się powoli i obejrzał na Kramera. Ten wydając przerażone jęki zaczął czołgać się w stronę krawędzi bariery. Soren kulejąc i brocząc krwią, uniósł mokry miecz rodowy i skierował się w stronę uciekającego kapłana.
-Nie! Błagam! Zlituj się!- wrzeszczał inkwizytor niemal płacząc.
Castell był głuchy na jego prośby. Złapał go za nogę i obrócił do góry nogami. Najpierw odciął zdrową nogę. Następnie ustawił ostrze nad kroczem mężczyzny po czym powoli i metodycznie ciął w dół tułowia. Kramer darł się wniebogłosy. Prosta tortura była na tyle skuteczna, że mimo obrażeń krew dopływała do mózgu, przez co agonia trwała dłużej.
Na koniec obrócił mężczyznę głową do góry. Spojrzał w przekrwione i załzawione oczy, po czym odgryzł mu twarz…


***
Po masakrze...
Dach budynku, około kilometra dalej.
- ... o ironio... - rzekł klęczący, zakapturzony mężczyzna oddając drugiemu, identycznie ubranym, lornetkę.
Spoglądając w dal sięgnął po coś do wnętrza stroju. Czysto-złota rękojeść wyjrzała zza pół płaszcza, w tym samym momencie rękawica ze srebrnymi ćwiekami opadła na ramię zakapturzonego.
Zatrzymał go drugi zakapturzony.
- Spokój. - wycharczał, jego głos był ciężki i nieprzyjemny. Tak jakby coś mu się stało ze strunami głosowymi.
- Masz rację... - rzekł spokojnie chowając ostrze - Kramer poszukiwał go obsesyjnie i zignorował rozkazy Ekscelencji Juana [chyba fr. żuan]. Poza tym nie jest moim celem. Ale tak silny nosferatu... na wolności... Wielki Inkwizytor van Hoogstraten powinien o tym usłyszeć.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Dlaczego na niego polujesz? - zapytał spoglądając na stojącego
Na ramieniu zakapturzonego wylądował czerwony jastrząb.
- Zwierzyna. - wycharczał.
- Aha. Taki zdolny łowca przydałby się w szeregach naszej inkwizycji. Ty też. - zwrócił się do siedzącego za nimi, po turecku, brata Jenny.
- Dziękuję, nie jestem tym zainteresowany.
- W takim razie po co nam to pokazałeś?
- Będziecie drążyć, jak powiem, że troszczę się o siostrzyczkę?
- E?
- Spiknął się z nią i trochę napsuł mi krwi. Nie każę wam go załatwić. Raczej chcę by wszyscy zainteresowani o nim wiedzieli...
- I tak miałem taki zamiar. Przekażę to świętym i ekscelencji. A jak uporam się ze swoim... zleceniem. Sam z chęcią się nim zajmę.
- Soren Castell... - wycharczał mężczyzna z jastrzębiem.
- Byłbym ostrożny z tym imieniem. Jego imiennik, też tu jest. I muszę przyznać, jego obsesja nie odbiega od tego tam (Kramer). Nie chciałbym, by użył siostrzyczki jako zakładnika. Nie póki jest mi potrzebna żywa.
- Czyli podsumowując. Hunter, ty, imiennik, oddział Jana Falkenberga, oddział Kramera możemy skreślić. Kogoś nie policzyłem.
- Róża - wycharczał Hunter.
- A jej co?
- Zlecenie, Lofar.
- Ach. Czyli 4 jednostki i jeden oddział. I do tego cała inkwizycja... Widać “Castell” to prawdziwy grzech. O ironio nad ironie...
- Cóż takiego? - zapytał brat zbierając się do odejścia.
- Podążałem za siostrą, a znalazłem brata...
- Zdaje się że nie rozumiem.
- Nieważne... - odparł zakapturzony poprawiając kaptur.
***
Jenny biegła klucząc w węższych uliczkach miasta. Usłyszała ryk. Był daleko, ale w mieście. Był głośny. Podejrzewała, że nawet dla kogoś z nie wyczulonym słuchem do usłyszenia. Znowu zostawiła Su i Lucila z pracą, ale bardzo nie chciała aby ich wyrzucili. Potrzebne były im pieniądze. Poza tym Jenny była przekonana że Lucil ma ochotę ją wypatroszyć. Ściągnęła niechcianą uwagę na to czego szukał. Uśmiech na jego twarzy sugerował, że jak znajdzie moment, to Jenny tego pożałuje. Teraz na szczęście go nie było.
Ostatnia prosta, a przynajmniej tak się wydawało. Dziewczyna wybiegła na pobojowisko. Groteskowo rozczłonkowane ciała leżały w kałużach krwi. Zawartość żołądka postanowiła go opuścić i Jenny odwróciła się od sceny rzezi. Dopiero po dłuższej chwili odważyła się ponownie spojrzeć na plac.

Teraz dostrzegła Sorena. Poprzebijanego i równie mocno skrawionego co ciała dookoła niego. Oddychał. Jenny widziała, jak jego ciało się rusza, i słyszała ciężki oddech. Była przerażona. Tym razem jednak nie na tyle aby zostawić towarzysza w potrzebie. Krok po kroku, ze ściśniętym sercem i żołądkiem, piosenkarka brnęła poprzez ciała do wampira. Nie było innej opcji jak to, że to jego robota. Sam jednak wyglądał nie lepiej. Może więc… może więc się bronił? Podchodząc bliżej Jenny zauważyła, że trzyma miecz w ręku i na niego patrzy. Jego zabrudzona twarz była nieruchoma. Tylko czystsze zacieki koło oczu zdradzały emocje jakim został poddany wampir.
- Soren..?
Mężczyzna drgnął, jakby został wybudzony ze snu.
- ..Jenny? - odpowiedział cicho, nie unosząc głowy. Kaszlnął krwią, a oręż w jego ciele zabrzęczał pod wpływem ruchu - co..Ty. tu.
- Ci… nic nie mów, nic nie mów. Już dobrze. Już ci pomagam - szepnęła podchodząc już zupełnie blisko i wyciągając dłonie do wampira.
-..ehe..ehe…. Zostaw..chcę umrzeć..
- Co? Nie! - Jenny złapała za twarz wampira i zmusiłą go aby na nią spojrzał. - Nie mów tak!
Castell nie odpowiadał przez chwilę. Ciszę przerywał tylko jego charczący oddech.
- D..Dlaczego..-zapytał ledwie słyszalnie.
Jenny miała problem z odpowiedzeniem. Nie wiedziała co się stało i skąd u Sorena takie słowa. Zawsze wydawał się pewny siebie. Dlatego też dziewczyna najdelikatniej jak mogła przesunęła ręce na szyję a potem na plecy wampira obejmując go delikatnym uściskiem.
- Bo tak - powiedziała przytulając się do niego.
Wampir nie sprzeciwiał się.
-...broń..musisz ją…...wyjąć- wystękał po chwili- to...srebro..
Jenny puściła Sorena i blednąc na myśl co ma zrobić, chwyciła za jeden z mieczy.
- P-przepraszam - powiedziała drżącym głosem i szarpnęła aby ból był krótszy.
Z rany polała się krew, a mężczyzna jęknął głucho.
-..dobrze- świszczący wdech-..dasz radę..
Jenny blada niczym kartka papieru wyciągnęła najpierw miecze, które według jej wiedzy nie miały żadnych haczyków.
- Ten… skoro tu tyle krwi p-pewnie będziesz potrzebował nie? - zapytała łapiąc na bełt.
-Nie będę..tego..pił- odpowiedział jej zadziwiająco twardo jak na swój obecny stan- z tym będzie ciężej..musisz..mocniej pociągnąć.
- Chodziło mi… o moją krew - piosenkarka zaparła się i szarpnęła. Nie wyszło do końca. - Cholera! Przepraszam.
Powtórzyła.
Gdy bełt wyszedł wraz z kawałkami ciała, wampir przez chwilę łapał oddech.
- Jeszcze włócznia..i koniec.. Jakoś.. dam radę bez krwii...ale muszę dostać się do cienia..
Jenny złapała za drzewiec. Nagle podniosła głowę patrząc dookoła. Śmierć. Tyle śmierci. A na niebie słońce świeciło wysoko. Żadnych chmur. Brutalnie grzało gotując nieruchomą już krew. Jej zapach szybko się rozchodził. Wróciła spojrzeniem do włóczni wystającej z pleców. Zacisnęła mocniej dłonie i zaczęła wyciągać. Odrzuciła broń.
- Chodź - podała dłoń Sorenowi.
Wampir złapał wyciągniętą dłoń i podciągnął się z trudem.
- Dzięki- odpowiedział mniej obolałym głosem i wsparł na niej ciężar. Schował miecz do pochwy i ostatni raz spojrzał na leżące najbliżej zwłoki.
- Widzisz te noże tworzące koło..? Musisz je wyciągnąć..ja nie dam rady przejść.
Jenny dopiero teraz je zauważyła. Pokiwała głową i jak dotarli do krawędzi wyrwała kilka.
- Wszystkie muszę?
- Byle by powstała wyrwa w barierze..kilka starczy- Stwierdził. Chwilę później gdy wyszli poza obręb placu i skryli się w cieniu, Soren oparł się o ścianę i zsunął w dół, pozostawiając czerwony ślad - dziękuję Ci. Już lepiej.
- Uleczę cię jeszcze. Nie dam ci chodzić takim po mieście - dziewczyna będąc gotową na walkę miała ze sobą gitarę. Nuty zagrały, muzyka popłynęła. Po dłuższej chwili Jenny zauważyła, że nic się nie zmienia w stanie sorena. Kucnęła przed nim.
- Nie… nie działa - szepnęła niedowierzając. - Nie mogę ci pomóc...
- Formalnie jestem martwy. To może być powód..-zastanowił się- ale już jest lepiej, zregeneruję się- dodał i wskazał podziurawioną klatkę piersiową, która na jej oczach zarastała się.
Piosenkarka w milczeniu patrzyła jak rany znikają. Zamrugała odwracając spojrzenie.
- Kim… co tu się stało Sorenie?
- Inkwizycja mnie znalazła. Ty masz swoich rządowych na głowie a ja - wskazał gestem na pobojowisko - mam ich.
- R-rozumiem… - piosenkarka patrzyła w stronę pobojowiska. W końcu się zapytała.
- Czemu chcesz umrzeć?
-Wybacz pytanie, ale czy w swoim świecie miałaś rodzinę w tradycyjnym znaczeniu tego słowa? Mamę, tatę?
- Miałam. Poznałeś nawet brata - przypomniała Jenny.
- Owszem- potaknął ponurym tonem- a więc teraz wyobraź sobie, że z Twojej winy, Twoja najbliższa rodzina trafiła na tortury zdolne złamać każdego. Najmłodsza siostra zostaje zgwałcona przez Twojego wroga, a następnie wszyscy kończą na stosie.
Jenny spojrzała na Sorena. Była w szoku. Momentalnie zrzuciła gitarę na ziemię i przytuliła do niego. Nie mogła zrobić nic więcej.
Castell, nieco zdziwiony, uśmiechnął się smutno i poczochrał włosy dziewczyny tak jak miał to w zwyczaju.
-Dzięki za pomoc. Gdyby nie Ty pewnie suszyłbym się teraz na słońcu.
Jenny tylko pokiwała głową.
- Trzeba się wrócić jak ci już lepiej… Zostawiłam chłopaków z robotą… Poza tym. To chyba zwróci uwagę - odezwała się w końcu. - Może na razie lepiej nie rozłączajmy się przez jakiś czas.
-Masz rację- potaknął i podniósł się prawię że sprawnie- Idź pierwsza, za sekundę Cię dogonię, muszę jeszcze coś zrobić. Jego wygląd się zmienił, a dziury w ubraniu i brud zniknęły.
Kulejąc z lekka Soren udał się w stronę pola bitwy. Jego stan był zdecydowanie lepszy, ale pomimo siedzenia w cieniu, tak głębokie obrażenia od srebra i broni świętych, rany goiły się powoli.
Schylił się w kilku miejscach, zbierając z ziemi swój karabin i zbroję w najlepszym stanie. Po chwili zastanowienia postanowił zabrać jeszcze stalowy miecz, który miał przy sobie jeden z inkwizytorów i kilka srebrnych sztyletów. Choć mógł wypić całą tą krew i stać się silniejszy, brzydził się i bał się że któryś z inkwizytorów może mieć wspomnienia tortur jego rodziny. Miał już kierować się w stronę dziewczyny gdy zawahał się. Obejrzał się na gotujące się w słońcu truchło wyższego inkwyzytora.
-Obyś trafił do piekła Heinrich. Na nic lepszego nie zasługujesz. Pewnego dnia do Ciebie dołączę sukinsynu, a wtedy odpłacę Ci za wszystko- wyszeptał stojąc nad zwłokami. Następnie poszedł dogonić Jenny, nic więcej go tu nie trzymało.
***
Przebywszy drogę w większości milcząc, dotarli do magazynu gdzie przebywał Susanoo i Lucil.
Dwójka pracowała dalej chociaż rogacz zatrzymał się widząc, że ubrania Jenny sa utytłane krwią. Przerzucił spojrzenia pomiędzy jedno a drugie. Piosenkarka Wskazała kciukiem na Sorena.
- To jego.
- Spotkanie ze znajomym - wyjaśnił krótko Soren, widząc pytające spojrzenie - mogę później zrobić pranie, ale nie mam siły opowiadać.
- Choć, nieco pracy pomoże ci odrobinkę nie myśleć. A jak zrobimy to szybciej to może uda mi się wynegocjować coś ekstra do zapłaty - wyszczerzyła się Jenny i pomimo utytłania stwierdziłą, ze przebierać jej się teraz nie chce. Stare ciuchy założy jak pójdzie negocjować z kupcem.
-Jasne, chętnie pomogę- odpowiedział wampir.
Susanoo odłożył ciężkie pudło na właściwe miejsce i wskazał jedną z alejek.
- Tu jeszcze przeliczenia i pudła do segregacji. Lucil... chwilo drzemie w którymś z nich. I tak sporo już zrobił... choć odgrywanie dziecka idzie mu zbyt łatwo.
- Wcale nie... - odburknął młody z której z alejek.
- Jeszcze godzina czy dwie i skończymy. - wyjaśnił.
Soren wykonał pokraczną parodię salutu i bez słowa udał się we wskazane miejsce.
Jenny była odrobinę zaskoczona zachowaniem Lucila. Po tym jak mu powiedziała, że pewna grupa zainteresowała się tym czego szuka myślałą, że będzie bardziej ją dręczył. Może czekał na odpowiedni moment… Nie było czasu na zastanawianie się. Praca czekała i trzeba było ją skończyć.
Robota zakończyła się w ciągu godziny, a grupa otrzymała zapłatę w postaci 10 brylantów szklistego złota.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 27-12-2016, 19:32   #66
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Poranek zastał Ervena przy prostym posiłku który przygotowała Aula. Kwestią czasu było, aż Echo pojawi się na dole, a miał zaplanowany już czas na dzisiaj… dość elastycznie, ponieważ musiał coś zrobić z Anielicą. Co nie powinno być problemem jeżeli wyklaruje się z nią pewne rzeczy. Wiedział, że miała pokazać Auli parę sztuczek co go bardzo cieszyło. Nie mniej, nie mógł jej zostawić samej i puścić samopas po mieście. Jednocześnie ułatwiało to sprawy i je komplikowało. Co bardziej miało niedługo się okazać.
Echo zaś wygrzebała się niemal o świcie spod kołdry. Spała na łóżku, jak normalny człowiek. Chociaż sen to było złe określenie. Bliżej temu było do medytacji, bądź stanu zawieszenia. Nie potrzebowała snu tak jak ludzie. Mogłaby spać, ale pierwszej nocy wśród nich wolała pozostać świadoma. Gdy pierwsze promienie słońca zaczęły się pokazywać na niebie rozsunęła kotary aby spojrzeć na niebo. Planowała przesunąć komodę aby wyjść na zewnątrz, ale okazało się to niepotrzebne. Zła strona świata. Po krótkim namyśle Echo postanowiłą odnaleźć odpowiednie miejsce. Była ciężka lecz jej miękkie łapy tłumiły kroki. Ku swojemu zadowoleniu odkryła balkon idealnie nadający się do jej potrzeb. Był wystarczająco duży aby mogła wejść na dach dzięki czemu inne budynki nie zasłaniały jej pierwszych promieni słońca. Usadowiła się twarzą wprost do wznoszącej się powoli świetlistej tarczy i rozpostarła swoje skrzydła.
***
Erven po dłuższej chwili oczekiwania nie doczekał się anielicy. Zamiast tego usłyszał głuche dudnięcie, które dobyło się z okolić jego podwórka. To była Echo, która właśnie skończyła swój “posiłek”.
Skończywszy własny, Erven udał się zbadać nietypowe odgłosy dobiegające z ogródka z różdżką w dłoni. Jeszcze nie miał okazji jej przetestować, ale dzisiaj powinna nadarzyć się ku temu okazji… może.
- Dzień dobry - powiedziała Echo widząc znowu Ervena z magicznym urządzeniem w dłoni. - Zdajesz się lubić witać z różdżką w dłoni co?
- Nigdy nie możesz być bardziej ostrożnym. - odpowiedział Erven chowając różdżkę w poły płaszcza. - Gotowa na wielki dzień? Ponoć jesteś umówiona z Aulą.
“Ewentualnie mieć paranoję” pomyślała Echo.
-Wielki? Każdy dzień trwa tyle samo czasu. Od jednego świtu do następnego. Pomoc twojej przybranej córce zdecydowanie zwiększy wasze szanse w walce z inwazją. Koniecznie też chciałabym dowiedzieć się jakie środki obrony podjęliście.
- Będzie na to czas. Najpierw udamy się do Świątyni wiedzy po materiały, potem do Koszar. Dalej macie wolną rękę z Aulą na ćwiczenia, podczas kiedy ja będę czytał. Co powiesz na trening koordynacyjny z Białymi?
Anielica westchnęła cicho czując, że nie tak powinna spędzać dzień. Musiała się jednak podporządkować jeśli miała móc w ogóle pomóc ludziom.
- Mam nieco inne priorytety… ale być może uda mi się po drodze dowiedzieć tego czego potrzebuję. Prowadź.
Erven kiwnął głową na znak, że przyjął słowa Echo i gestem nakazał by go podążała. Po drodze gestem poprosił Aulę by szła z nimi.
- Jestem niemalże pewny, że Generał odpowie na większość Twoich pytań. - mówił kierując ich w stronę Świątyni Wiedzy - Nie mniej jestem tutaj, możesz pytać. Kto wie, może nawet znam odpowiedź.
Wkraczając do świątyni wiedzy zostali powitani ukłonami.
Kilku adeptów nazwało Ervena mistrzem i wielce uradowało się na jego widok... ale nikt nie zastąpił mu drogi. Wszyscy wydawali się być w pośpiechu. Coś było na rzeczy w samej świątyni. Dało się dostrzec Mistrza Tallawena, Illuar i Charpę wchodzących przez główne wejście. Czyżby coś tak interesującego, że nawet biali zamierzali w tym uczestniczyć.
- Czyżbym przypadkiem trafił na coś ważnego w mojej pogoni wiedzy? - zapytał wkraczających z lekko uniesioną brwią rozbawienia Erven.
- Bracie mówiłem byśmy się pospieszyli. Już się zaczęło.
- Skoro się zaczęło to nie ma pośpiechu. Witaj Ervenie. - Ukłonił się beznamiętnie Ares idąc za bratem. - Też cię ciekawi co go skłoniło do wyjścia z puszczy?
Większa część, jak nie wszyscy, młodzi adepci spieszyli właśnie do dużej auli.
Echo od razu wyczuła złą aurę otaczającą mijającą ich dwójkę magów. Najbardziej się wyróżniała wśród tłumu różnobarwnych magów.
Echo skrzywiła się zauważalnie kiedy odeszli.
- Nie zdają się mieć specjalnie innych zainteresowań od ciebie… - skomentowała ciszej wiedząc, że mag ją zrozumie. Nie pojmowałą zamieszania jakie się działo przed jej oczyma. Ludzie bardzo dziwnie zachowywali się obliczu nadchodzącej inwazji. Oczekiwała nieco innego zachowania Tym razem zawitała wśród ludzi w swojej normalnej formie chcąc zachować siły na naukę z Aulą. W niewielkim tłumie ciężko było jej się przynajmniej o kogoś nie otrzeć.
- Jak się przyjrzysz bliżej zobaczysz różnice. - odpowiedział szeptem anielicy Erven - Nie popieram ich zainteresowań jakiekolwiek by nie były. To jak różnica między nieoszlifowanym klejnotem, a klejnotem pełnym skaz…
Następne słowa powiedział już głośniej.
- Tak czy inaczej nie poinformowano mnie o tym spotkaniu, a zapowiada się na dłuższe. Możliwe, że jest pilne… Możecie mi towarzyszyć lub udać się na plac. W tym drugim poinformuję was o co poszło.
- Wiesz o ile dobrze rozumiem mamy być od siebie zależni. Więc jak ty gdzieś idziesz tam i ja tak samo na odwrót. Nie potrzebuję twojego pozwolenia aby być gdziekolwiek.
- Źle mnie zrozumiałaś. Przedstawiłem opcje i dałem wolny wybór. Coś co jest typową cechą śmiertelnych. - odpowiedział - Zatem chodźmy, szkoda byłoby się spóźnić bardziej niż konieczne.
Po przejściu kilkudziesięciu metrów olbrzymim korytarzem, utworzonym magicznie, drzwi do wielkiej auli stały otworem.
Zgodnie z wiedzą ervena wielka sala nie była większa od pozostałych, ale idealnie nadawała się do powiększania jej za pomocą magii.
Wewnątrz, prawie cała aula była zajęta. Biali rycerze zasiadali z tyłu sali, a w śród nich był także generał Agaun i prawie wszyscy Królewscy stacjonujący w stolicy.
Grono profesorów wraz z Yue, kandydatami na mistrzów oraz, o dziwo, Shibą zasiadali na samym przodzie.
Na scenie przed tablicą, z gałązką w dłoni stał elf.
- O dobrze, że jesteś Ervenie i jeszcze lepiej że masz ze sobą Aulę. - powitał go zadowolony kobiecy głos. - Minęła chwila nim Erven spojrzał pod nogi odnajdując tam Felicję. - Widzę że posłaniec dotarł, to głupie stworzenie... już myślałam że się zgubi po drodze. Ostatnio, to ptaszysko źle reaguje na całą sytuację z demonami. Na szczęście jesteś.
Jakby na zawołanie na ramieniu ervena wylądował niewielki ptak
http://vignette2.wikia.nocookie.net/...20140830175112
- To właśnie Yangjaes. - skwitowała w myśl czegoś co zagubiło się w drodze. - Aulo zajmij miejsce i słuchaj uważnie. Później nadrobię z tobą to co ci umknęło.
- Wygląda na to, że znalazła się nasza zguba. - odpowiedział pogodnie Erven.
- ... i na tym zakończyłbym elementy pierwotne. - Orzekł elf - Elementy drugiego stopnia czyli Ragra, Luxari, Yabris i Rentra. Wywodzą się ze zjawisk które istniały już w przyrodzie, ale nie do końca były uznawane za żywioły. Rentra, na ten przykład powstaje podczas burzy gdy dochodzi do tarć dwóch prądów powietrznych. Grom. Zapewne tak jak i ja jesteście ciekawi co można za jej pomocą uzyskać, ale to pozostawiłbym w domenie kogoś z platformy. - część widowni spojrzała na Shibę, a elf podążył za ich wzrokiem. - Widzę że mamy tutaj taką osobę. Pomęczcie go później. Światło i mrok, były wartościami tak oczywistymi, że nikt nie pomyślał o ich elementaryzacji. Na szczęście dla nas w każdej społeczności znajdzie się ktoś kto zaprzeczy porządkowi.
- Pierwszym etapem światła jest zrozumienie, że jest powszechne. Jest ono mocą życiową. Rośliny bez światła umierają, pomijając wyjątki jak Nokturn czy Mrok. Pierwszą cechą światła jest równowaga... mówi ona, w waszym ludzkim pojęciu, o tym by działać dla innych. Nie jest egoistyczne. Dlatego też w magii światła znajduje się tak wiele czarów leczniczych, uzdrawiających, oczyszczających i wzmacniających. Drugim etapem światła jest przejście z jej formy... hmmm. Nie wiem jak wy to określacie. Leyla, Samiralen drobna pomoc?
- Tak mistrzu. Zapewne chodzi ci o ducha i ciało, czy też moc. - rzekł młody adept.
- Zostałabym przy duchu i ciele. Zważywszy na późniejsze tłumaczenie. Zgodnie z wykładem obecnego tu Shiby Tatsui, wszyscy przyjęliśmy uwspólnione nazwy Postać Falowa i Postać Energii.
Yangjaes spojrzał na Shibę z miną “Ach”. Najwidoczniej to ich pierwsze spotkanie.
- Dobrze więc. Na czym to ja. Ach tak. Przejście z formy Falowej do Energii. Drugi poziom. Wtedy w magii światła pojawiają się czary bojowe. Light ball, Light Arrow, Sunshine. Efekty czarów zaczynają przybierać postać fizyczną, pochłaniają większe zasoby energii. Wciąż jednak jest to słaba magia. Trzecie wtajemniczenie. Osiągnięte i rozwijane przez mojego, niech mu ziemia lekką będzie, mistrza. Jego cechą jest Aktywacja. Bardzo podobne do trzeciego poziomu Ragry. Jednoczesne zastosowanie i dynamiczne przejścia między formą falową i energetyczną. Czary stają się potężniejsze i bardziej destrukcyjne. Chociażby “rozpad” [Decomposition], łączący 3 wtajemniczenie Luxari i pierwsze wtajemniczenie Rentry. Charakterystyka Luxari nie uległa jednak zmianie. Niedawno, za sprawą pewnego znajomego przybysza, dowiedziałem się że Ultimate Magic Luxari, jest czarem wzmacniającycm. Co w kwestii zbliżającego się zagrożenia. Magia światła będzie w tym wypadku nieoceniona, zarówno na poziomie pierwszym. Leczenie demonicznej skazy, zarazy, broń z elementem świata czy też wzmocnienie sojuszników. Na poziomie drugim, z pewnością będzie potężną bronią na polu bitwy. Nawet niewielka jej domieszka do pozostałych elementów przyniesie wielkie korzyści.
- Krótko przedstawię teraz Yabris. Jako że elfy raczej nie gustują w tej magii, za wyjątkiem naszych ciemnoskórych kuzynów. Yabis jest tak samo powszechna jak Luxari. Gdzie światło tam i cień. Dlatego te dwa elementy są swoimi przeciwieństwami. Magia mroku jest egoistyczna i nastawiona na indywidualizm. Czary wzmacniające czy też efektywne tyczą się tylko użytkownika. Oczywiście są wyjątki. Ale musicie pamiętać, że magia ta zbiera swoje żniwo. Jak magia światła korzysta ze swojej mocy, tak magia mroku przy wywołaniu pobiera moc tych na których jest użyta. Może pominę większość głębszych informacji, gdyż jak mówiłem Elfy w tym nie praktykują. Nie mniej wiedzę powinniśmy posiadać. Yabis... nie jest magią zła. Nie mniej bardzo łatwo zaciera granicę między tym co jest potrzebne i pomocne, a tym co wywołuje Miastmę - skazę. Dlatego badaniom nad Yabris trzeba poświęcić więcej czasu i ostrożności. A nawet prosić o pomoc magów Luxari, by mieli to pod pieczą.

***

- W najgorszej sytuacji znajdowała się Rentra. Bo energia jest niewidoczna. Mylono ją z Ragrą czy też Luxari, a próby jej zidentyfikowania sczezły na niczym. Gdyby nie pewien pradawny. Akrus Magra-ment. Zaskoczę was... to nie elf, nie człowiek ani wróżka czy dusza. Akrus nie był nawet magiem. A wywodził się z krasnoludów. Zapewne zastanawiacie się jak to możliwe. Odpowiedź jest prosta... sprawy łóżkowe. Jego kochanka miała jeszcze kilku mężczyzn, a jednym z nich był Falertistan Ermis, w tym wypadku elf. Arkus był to krasnolud o prostym umyśle ale za to zaradnym i pojętym. Faletristan z kolei to geniusz który często gubił się w natłoku swoich myśli. Pomijając ich głębsze życiorysy. Kochanka była pośredniczką, pytań które często jeden czy to drugi zadawali to jej to sobie. Kochanka zwykle nie odpowiadała od razu lecz, często zadawała te pytania drugiej stronie uzyskując odpowiedzi i przekazując ją dalej. Tak powstały metody wytapiania Adamantu, Oricharcon czy też tworzenia Krystalicznego srebra jak i innych materiałów krystalicznych. Oczywiście od strony Arkusa. Co uzyskał jeden z mych przodków zapytacie. Odpowiedzią była Rentra. Pytaniem: Czy istnieje jeszcze jakaś siła której magia nie posiadała?
Arkus długo zastanawiał się nad tym pytaniem. Historie głoszą, że nawet tydzień wstrzymał się od kontaktu z kobietą, którą wielbił. Tylko po to by uratować męską dumę i odpowiedzieć kobiecie na pytanie. Oto odpowiedź którą znalazł: “Woda gasi ogień, ogień zamienia wodę w parę. Czy magia jest w stanie znaleźć równowagę tych dwóch sił? ”. Odpowiedź ta starła sen z powiek Faletristana na blisko miesiąc. Magia światła i ognia ma w sobie czary które pobudzają, a magia wody, łagodzi zmęczenie. Cóż za ironia, że to co popchnęło maga do granic wytrzymałości było tym samym co trzymało go przy życiu. Po miesiącu elf odkrył Energię. - Chwila przerwy.
Podszedł do piedestału (czy jak kolwiek się nazywa ta skrzynka) upił trochę soku i kontynuował.
- Chociaż “odkrył” to błędne stwierdzenie. Okazuje się że... mana czy też energia magiczna traci część swoich właściwości po przemianie w zaklęcie. Wynikiem jego eksperymentu było porzucenie czarów i użycie samej energii magicznej do stabilizacji tamtego zjawiska. Użył czystej magii, czego nie praktykowano od dawna. Wiadomo to co bardziej efektywne, wypiera to co mniej efektywne. Jednak, przed długi czas po tym... Rentra wciąż nie była uznana.
Przytoczę wam teraz nastroje względem niej, w tamtym czasie - na znak tego zaczął kręcić gałązką - Jak to “nowa magia” a przecież to zwykła mana, energia! Przecież to tak oczywiste że była, co w tym nowego! Na co komu taka właściwość! - Skończył machać
- Elfy od zawsze były uznawane za swoją magiczną moc, a Ludzie byli o to zazdrośni. Niemniej przez różnice w objętości rasowej, to pomysły Ludzi zajęły popularność i uznanie. Sam bardzo lubię waszą nazwę Sipirytyzm niż Animata. Ma lepszy wydźwięk. Ale wracajac. Faletristan, jak każdy elf... żyje długo. Próbował w kolejnym pokoleniu, i kolejnym. Aż w końcu doszedł do wniosku, że za sprawą swojego odkrycia... sam rozwinie ten element. W trzecim pokoleniu, gdzie pierwsze było już tylko popiołem i spróchniałymi kośćmi. Faletristat wypowiedział wojnę.
Na sali zapanowała cisza.
- Oczywiście udawaną wojnę. Wyzwał największych magów, włącznie ze swoimi współbraćmi na pojedynek magiczny. Każdy z nich miał używać tylko jednego elementu, który pozostawał w tajemnicy do zakończenia walk. Wyjątkiem był sam promotor, który ogłosił że zademonstruje drugie wtajemniczenie Rentry. Wyniku się domyślacie?
- Wygrał. - Ogłosiła większość sali.
- Nie, przegrał. - uśmiechnął się zawadiacko elf. - Pod koniec walk, był ostatnią ofiarą. Nie znam dokładnych informacji, może zabrakło mu mocy magicznej, choć to wątpliwe. Zapewne przegrał z 3 wtajemniczeniem Ragry.
Ale nie myślcie sobie, że nie uzyskał tego co planował. Wynik starcia mówi, że sam jeden pokonał 6 pozostałych elementów. Z jednym został wyprzedzony przez Ragre i od niej padł jako ostatni. Jak myślicie, jak mógł tego dokonać?
- Spell Breaker. - rzekła ku ciszy całej sali Ira.
- Właśnie. Widać musiałaś mieć z tym styczność. Owszem. Drugie wtajemniczenie Rentry to właśnie ingerencja w zaklęcia już wywołane. Zapewne każdy z adeptów zna zasadę “przynależności zaklęć”. Faletristan, nie zanegował jej. Za pomocą czystej magii rozbijał zaklęcia przed, w trakcie i po ich wywołaniu. Tym oto sposobem... powstała Rentra. Niestety wraz z poziomem jej wtajemniczenia, jest olbrzymi skok trudności opanowania. Trzecie wtajemniczenie... o którym nie będę tutaj opowiadał, gdyż mogłoby wam zabraknąć życia na jego opanowanie. Powstanie Rentry otworzyło drogę do czegoś więcej... o czym za chwilę opowiem.
- Nim zakończę elementy drugiego stopnia, muszę wam wskazać różnicę między elementami pierwszego stopnia. Wraz ze stopniem dochodzą sprzeczności. Trudno jest posiąść jednocześnie Luxari i Yabris na 3 poziomie wtajemniczenia. Dodatkowo elementy te bardzo silnie się negują. Używając ich na polu bitwy istnieje prawie pewność że jedna z nich zostanie wymazana i “prawie” może oznaczać że obie będą wymazane. Pomijajac już same predyspozycje do uzyskania oby tych poziomów. Możecie się domyślać, lub przypuszczać że sytuacja Ragry i Rentry będą podobne do pewnego stopnia. Chociaż dobrze wiemy że przeciwieństwem Ragry jest Era.
- Powstanie Rentry jak i elementów 2 stopnia otworzyło ścieżkę dla stopnia trzeciego. Elementy które wywoadzą się z oczywistych zjawisk. Tak jak Rentra powstała na podstawie czystej magii, tak elementy 3 stopnia powstały na podstawie tego co możemy znaleźć. Animata - dusza, Ketsubo - krew, Deadre - demonizm, Vitael - natura, Sennaro - dźwięk, szkło, gwiazdy, piasek, lód. Trudność w przypadku elementów 3 stopnia... polega na wyłączności. Chcąc posiąść któryś z tych z nich, trzeba się liczyć z porzuceniem czegoś i przejściu na jego odpowiedniki. Magia lodu porzuca formę wody na rzecz stabilności i obrażeń. Magia dźwięku porzuca otwartość wiatru skupiając się na zjawisku samego dźwięku. Nekromancja porzuca niematerialność duszy na rzecz jej fizycznej użyteczności.
- Elementy 3 stopnia czasem zwane są Wtórnymi. Pierwotne, wywoławcze i wtórne. - przywołał wszystkie nazwy, rysując za pomocą gałązki linie światła przed sobą. Rysując tym samym przestrzenny schemat wszystkich elementów. - A to dlatego, że są wyspecjalizowaną grupą pochodzącą od powyższych elementów. Elementy pierwotne istniały w przyrodzie. Ale chęć pozostawienia po sobie śladu i rozszerzenia standardów “wywołała” rozwój i pogoń za odkryciami. A po uznaniu Rentry, niczym fale “wtórne”, zaczęły pojawiać się wyspecjalizowane elementy. Magia dźwięku wywodzi się z Ery. Magia piasku z Terraji. Kestubo z wody. I tak dalej, i tak dalej. Słyszałem że jest tu jakiś mag posługujący się magią Kości. Z moich badań wynika... że wywodzi się ona z Vitael i Terraji. A nie jak można by przypuszczać Kestsubo czy Yabris. Po uzyskaniu któregoś z elementu wtórnego często blokujemy inne sąsiednie skupiając się tylko na jego bliskiej rodzinie. Ma to swoje zalety i wady. Każdy mag przyzna, że posiadanie czegoś charakterystycznego jest tego warte. Choć przyjdzie mu samemu to rozwijać.
- I na tym chciałbym zakończyć moje zobowiązanie. - Elf ukłoniła się dworsko - Mogę jeszcze odpowiedzieć na kilka pytań, ale muszą być ciekawe. - Pojawił się las rąk. - Ty. - wskazał gałązką.
- Każdy z elementów ma przypisane do niego cechy emocjonalne i sposoby jego wywoływania. Jak jest ze Spiritisto.
- Poszukaj, poczytaj. Następny, ty - wskazał na adeptkę.
- Co się stało z kochanką. - Jak można było przypuszczać, kobiety lubią romanse.
- To ciekawe. Pewne zapiski donoszą, że przez rozwój obu kochanków, ich dziedzin i olbrzymiemu postępowi jaki wprowadzili... kochanka czuła się zaniedbana. Mawia się, że zamierzała wyjawić całą prawdę o jej wiedzy obu mężczyznom i doprowadzić to ich kłótni. Nie zapominajmy, że wraz z badaniami obaj odpuścili sobie obcowanie z nią. Inne donosy mówią że chciała ich szantażować lub zdobyć bogactwo. W każdym razie... zaginęła. Tudzież została zamordowana. Nikt do końca nie wie dlaczego. Na ironię dwóch panów... spotkało się pewnego razu w karczmie. I powiedziało sobie o tym czego dokonali. Mawia się że dali sobie wtedy piąchą w nos i jakoś się pogodzili. Podobno zrzucili winę na kochankę, że trzymała to w sekrecie etc. etc. Zostali przyjaciółmi na długie lata, prowadząc wspólne badania. Nie mam zbyt wielu informacji o samej kobiecie i chyba tylko w jednej z ballad z tamtych czasów... właśnie mówiącej o całym zajściu pojawia się jej imię... jakoby miała się zwać Gremory.
- Co mistrz sądzi o pozycji Arcymistrza.
- Moje zdanie na ten temat jest raczej negatywne. Trzy poziomy wtajemniczenia jawnie wskazują co można uzyskać za pomocą danego elementu. Raczej pozycję Arcymistrza uznaję jako czystą formalność wynikającą z ludzkiej chęci kategoryzacji. I prawdopodobnie mówi ona o tym, że dany osobnik jest już tak biegły w swej sztuce że może bez przeszkód tworzyć i zmieniać konstrukcję zaklęć. Może nawet podjąć wyzwanie stworzenia nowego Ultimate Magic.
- W sprawie eksperymentu Faletristana. Dobrze to wiedziałem? - zapytał Shiba
- Tak. Poprawienie. Masz na myśli stabilizację zjawiska ognia i wody.
- Tak. Czy nie dałoby się tak samo uzyskać światła i mroku. To znaczy za pomocą samej mocy...
- Rozumiem o co próbujesz zapytać. I muszę przyznać, że ciężko mi jest odpowiedzieć na to pytanie. W przypadku ognia i wody, energia służąca do stabilizacji miała, nie tyle wpływ na same elementy, co na energię zawartą podczas ich przejścia. A dokładniej. zjawisko zaproponowane przez Akrusa opierało się, bez jego wiedzy, właśnie na powstaniu czystej energii, towarzyszącej przemianie. Tak więc eksperyment Faletristana, nie polegał tyle co równowadze co na operacji na czystej energii tam powstałej. Nie miałem nigdy wglądu w prywatne rozważania przodka, więc nie wiem czy doszliśmy do tego samego wniosku, ale zapewne tak. Dodatkowo podczas eksperymentu, istniało jeszcze dodatkowe podłoże. Źródło energii, które mogłoby wtedy powstać. W przypadku światła i morku z jednej strony nie widzę powodu takiego eksperymentu, z drugiej... nie widzę by miała powstać jakakolwiek mocy przy zetknięciu tych dwóch sił. Nie chcę niczego negować bezpodstawnie, ale jedna z teori mówi że Luxari i Yabris to dokładnie ten sam element w różnym stopniu stężenia. Brak Yabris jest równoznaczny Luxari. Ale... powołując się na czystą ciekawość... stwierdziłbym że powstanie Mrocznego Światła czy też Świętego Mroku byłoby swego rodzaju... zaburzeniem równowagi świata. Balance Breaker. Hmm... chyba właśnie odkryłem dlaczego Arkus wziął tak dziwny przykład eksperymentu. Jedna z legend mówi o trzech Balanse Breakerach. Niestety informacje o nich samych są szczątkowe. Ale bodajże istniało coś o nazwie Płomień Lodu. Ogień zamknięty w krysztale lodu. Mający być niejako nieskończonym źródłem mocy.
- Hmm. Faktycznie, jeżeli przy ścieraniu się obu elementów miałaby powstać jakaś energia, to utrzymując stałe zjawisko mogłoby być nieskończonym źródłem mocy. Jednak. Wiedza którą posiadam mówi, że takie źródło mogłoby mieć zasadnicza wadę. Przepustowość.
- A na mniej specjalistyczny język. Może i znam wspólny, ale nowoczesne terminy nie są mi do końca znane.
- Przepustowość określa ile mocy można by pobrać, lub samo źródło mogło by wydzielić na pojedyncze lub ciągłe jego pobieranie. Na ten przykład, jeżeli ten cały “Płomień lodu”, miałby być nieskończonym źródłem mocy ale przepustowość pozwalała by zregenerować moc maga w ciągu 3 godzin. To użycie tego na 10 magach zajęłoby ponad dzień, dokładnie 30 godzin.. A z tego co z plotek wyniosłem... magowie regenerują swoją moc w ciągu dnia, 24 godzin, przez co efektywność byłaby znikoma. Takie źródło nie nadawałoby się do żadnego z moich projektów opartych na źródłach magicznych. A z kolei jeśli przepustowość byłaby większa od czasu regeneracji źródła mogłoby to doprowadzić do bardzo szybkiego, jeśli nie natychmiastowego jego wyczerpania.
- Fumu fumu. - elf przytaknął na cały wywód. - Rozumiem. Nie popadajmy jednak w zbyt wielką zadumę. W końcu Balance Breaker pozostają póki co legendami. Zwykłe kryształy magiczne pochłaniają energię z otoczenia lub poprzez czynne ich ładowanie. Zapewne legenda ta powstała dlatego, by mieć wizję idealnego źródła mocy w trudnych warunkach.
- Odpowiem jeszcze na ostatnie pytanie.
- Czy Faletristan osiągnął mistrzostwo, 3 poziom wtajemniczenia w elemencie Energii. - zapytała Aula, urzeczona całym występem Elfa
- Tak i nie, młoda damo. Nie myślcie sobie, że nawet elfia długość życia nie byłaby w stanie tego dokonać. W tamtych czasach, panował lub dopiero rozpoczynał się okres wielkich wojen. Wiem, że mój przodek dokonał pełnego rozpoznania trzeciego poziomu wtajemniczenia Rentry, włącznie ze sposobami jego uzyskania. A nawet wykreował, bo miał ku temu prawo pierwszeństwa, dokładny opis Ultimate Magic Renatra. Niestety nie zdążył wdrożyć tego w życie. Zginął, a informacje o Ultimate Magic Rentra zniknęły. Zapiski o trzecim poziomie wtajemniczenia, pozostają więc ukryte. Nikt z przodków nie wiem ile i gdzie znajdowały się pracownie mistrza Faletristana. Posiadam jedynie ogólną wiedzę na temat jego badań jak i samym zaklęciu. Mówi się że zwoje z zaklęciem miął przy sobie w momencie śmierci. Stąd brak dokładniejszych informacji, ale część jego notatek dotyczących tych badań pozostała w rodzinnym domostwie. Stąd wiem, że Mugen - Ultimate Magic, dotyczyło nieskończonego źródła mocy magicznej, o olbrzymiej... przepustowości. Dobrze to ująłem.
- Hou. - odgłos uznania
- Może z tym ostatnim słowem, bym nie przesadzał, zważywszy na ideę 3 wtajemniczenia, różni się ona odrobinę od standardowego korzystania z magii. Ale że właśnie takimi słowami można by to przełożyć. Dziękuję za uwagę.
Echo słuchała. Poznawała wiedzę istot śmiertelnych na temat otaczającego ją świata. Brakowało im pewnych umiejętności, czasem mieli zbyt elastyczne podejście, ale nawet się zgadzało. To co zmartwiło Echo to Mugen. Ogromne poczucie winy na nowo zawładnęło anielicą. Milczała. Magia to nie była jej domeną. Jej rozmowa byłaby podobna do opowiadania rybie o oddychaniu. Światło było jej częścią, jej powietrzem. Oni flirtowali to powietrze w otaczającej ich wody. Nawet Aula. Ale jej tłumaczyć nie będzie.
Anielica siedziała w kącie sali ciesząc się, że nie wzbudza zainteresowania. Miała dobre spojrzenie na białych rycerzy i mogła ich zaczepić po całym lektoracie. Może będą mogli przeprowadzić konkretną rozmowę. Z jakiegoś powodu anielica odczuwała każdy moment nie spędzony na swojej misji na stracony. Nie umiała myśleć w inny sposób.
Erven uśmiechnął się rozbawionym kącikiem ust. Słowa elfa nie były odkrywcze. Sam podejrzewał podobny “układ sił” w sferze operacji magicznych. Jednak najbardziej rozbawiła go opowiastka o kochance i dwóch badaczach. Nie ma to jak demoralizacja młodzieży! Tym bardziej, że jeśli informacje staruszka były prawdziwe, to już poznał Gremony… Zabawne i intrygujące zarazem. Jak oto jednak ludzka kobieta stała się demonem? Czy może była demonem już wtedy? Nieistotne i nie ma co rozpowiadać o tym. Teraz liczyło się odzyskać ze zbiorów Świątyni traktat o Unii Magicznej i być może drugi stopień wtajemniczenia Energii… jeśli go w ogóle posiadali. Na trzeci nie liczył. Wiedział, że najpewniej Avgadro go posiadł, a odnalezienie go może być problematyczne. Icegard jak plotka niesie.
- Odbiorę coś z biblioteki i możemy ruszać. Jak byście na mnie poczekali byłoby miło. Chyba, że chcecie iść ze mną... - rzekł półszeptem do Auli i Echo po czym udał się w drogę. Interesy w sali były skończone. Nic nowego tutaj się nie wydarzy.
Echo spojrzałą na białe płaszcze, a potem odwróciła się do Ervena.
- Prowadź.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 27-12-2016, 20:07   #67
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Po krótkiej chwili oczekiwania, dzięki nowej bibliotekarce, w ręce Ervena wpadły 3 tomiszcze opisujące unię magiczną.
- Unia magiczna.... ciekawy wybór - ogłosiła - Tylko czy znajdziesz kogoś obeznanego w Unii by to praktykować? - zapytała.
- Nie wiem, ale warto zaryzykować i trzymać opcje otwarte. - odpowiedział z szerokim uśmiechem Erven. - Przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Tymczasem gonią mnie terminy. Do zobaczenia później.
Z tymi słowami ruszył prowadząc w stronę koszar i placu treningowego. Miał sprawę do generała i z tego co się domyślał Echo również.
Plac treningowy był opustoszały. Gdzieś w oddali, na terenie strzelniczym, zapewne stacjonowała Illuar bądź Pazil, ale najbliższy plac pozostawał pusty. w koszarach stacjonował Stalowy, drzemiąc na jednej z prycz, i Gimbei czytając jakąś książkę i popijając zapewne herbaty. Generał Agaun, zapewne albo wrócił do siebie, albo jeszcze chwilę miał spędzić w świątyni wiedzy.
Na szczęście Gimbei uprzedził te rozmyślania, twierdząc że, “zajrzy tutaj jak tam skończy”.
- Zatem poczekamy tutaj. Mamy czas. - powiedział z uśmiechem Erven i nagle coś mu przyszło do głowy. Spojrzał na Echo.
- Powiedz mi. Wiem, że jesteś anielicą, ale wolisz by ludzie postrzegali Ciebie bardziej jako człowieka, tudzież istotę rozumną, czy bardziej jako zwierzę?
Echo spojrzała na Ervena marszcząc brwi.
- O co ci chodzi?
Gimbei jakby dopiero zdał sobie sprawę z towarzyszki Ervena spojrzał na nią spod książki. A potem wrócił do czytania
- Jak zapewne zauważyłaś początkowo Aula uznała Ciebie za moje nowe “dzieło”. Widzisz, chodzi o jeden drobny aspekt… - Erven poklepał siebie delikatnie trzy razy w pierś - ...ludzie i nie tylko noszą ubrania.
- Zauważyłam. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi do tej pory. Uznałam, że nie ma takiej potrzeby.
- Możliwe, choć równie dobrze mogli być zwyczajowo uprzejmi, albo pomylić twoją tożsamość tak jak w przypadku Auli.
Echo zastanowiła się chwilę.
- W takim razie potrzebuję czegoś co zasłoni moje piersi. Masz coś co mogłoby się do tego nadawać?
- Znam kogoś kto się będzie na tym znać. - odpowiedział Erven - Zajmuje się garderobą mojej “rodziny”.
Tym razem anielica zastanowiła się dłużej.
- Ale wy używanie waluty. Nie posiadam ludzkich pieniędzy, ani też nie potrzebowałam ich do tej pory - wzrok anielicy prześlizgnął się po okolicznych osobach kończąc na białowłosym.
- Z drugiej strony nie potrzebuję też waszych wymyślnych ubrań. Jeśli ten człowiek może zaproponować coś prostego i funkcjonalnego to będę to nosić - chwila ciszy - i zapewne będę musiała ci się jakoś odpłacić jeśli zapłaciłbyś za to.
- Punkt pierwszy. Jesteś pod moją opieką, więc i moim gościem, a rolą gospodarza jest dbanie o swoich gości. Punkt drugi, to nie wiem czy anioły odczuwają takie rzeczy jak ciepło czy zimno, czy inne warunki atmosferyczne.
- Nie odczuwamy. A przynajmniej nie powinniśmy. Nie wiem jednak czy przebywanie dłużej wśród ludzi tego nie zmieni. A za dbanie o mnie dziękuję. Podoba mi się taka zasada.
- Oczywiście rolą gościa jest unikanie sprawiania sytuacji które mogłyby narazić gospodarza na ośmieszenie lub niebezpieczeństwo tak między innymi. Jak byś zaczęła odczuwać “niedogodności pogodowe” daj znać. Choć przyznam, że łatwiej byłoby ubrać człowieka, niż anioła w takiej formie jak twoja.
Echo popatrzyła po sobie.
- Dlatego wydaje mi się, że samo zasłonięcie piersi wystarczy póki co. Przepraszam, jeśli naraziłam twoją reputację na szwank. Zdaje się, że bardzo ciężko na nią pracujesz - było możliwe, że to była ironia, ale równie dobrze anielica mogła być całkiem poważna.
- Odrobina nagiej piersi nie zaszkodzi mojej reputacji. - odpowiedział wzruszając ramionami, po czym uśmiechnął się kącikiem ust, ale nic nie powiedział.
Echo popatrzyła uważniej na Ervena. Jej ściągnięte brwi powoli się uniosły kiedy anielica sobie przypomniała.
- Jak mogłam zapomnieć - dotknęła łapą czoła. - Tak, zdecydowanie trzeba będzie zasłonić piersi.
- Coś o czym nie wiem? - zapytał unosząc rozbawioną brew do góry.
- To raczej ja zapomniałam. Jako ludzie… nie, w zasadzie śmiertelnicy mają problemy z hamowaniem swoich pierwotnych instynktów. Po co prowokować?
- Preferuję słowo “atawistycznych”. - odpowiedział z uśmiechem Erven.
- Zdecydowanie wolę jak ludzie dodają coś więcej do tych instynktów. Na przykład miłość.
Erven zaśmiał się lekko i krótko po czym spojrzał ponad budynki w stronę góry.
- Miłość powiadasz… - powiedział swoim zwyczajowym wesołym głosem po czym powtórzył to jedno słowo z ledwo wychwytywalną i bardzo dobrze ukrywaną zmianą w głosie - ...miłość.
- Zdajesz się mieć z tym problem
- Jest wiele definicji miłości. - odpowiedział Erven - Ponoć każdy ma własną.
- Bo to skomplikowane uczucie. Jeśli prawdziwe, niezwykle silne. Pozbawia jednak pewnych wątpliwości i nie zaślepia. Ale reszta może się różnić od istoty do istoty. Jesteśmy tak różni w swoich podejściach, że uniwersalna definicja byłaby kłamstwem.
- Cóż, nie znam się. - odpowiedział Erven wzruszając ramionami.
- Uważasz, że nigdy nikogo nie kochałeś? Albo ktoś ciebie?
- A czym jest miłość?
- To uczucie - odpowiedziała Echo jakby to była najoczywistsza oczywistość. - Ale pewnie nie o to mnie pytasz. Zgodziliśmy się, że każdy ma własną definicję. A więc powiedz jaka dla ciebie powinna być miłość abyś uznał ją za prawdziwą?
Erven uśmiechnął się kącikami ust i spojrzał na Echo rozbawiony.
- Jak przyjdzie pora, będę wiedział.
- Znaczy uważasz, że nawet twoi rodzice cię nie kochali.
Erven w tym momencie się roześmiał, ale było w tym śmiechu coś złowieszczego.
- Nie masz pojęcia.
Echo nachyliła się do Ervena spojrzałą na niego uważniej po czym się przysunęła i przytuliła skrzydłem.
Czarnoksiężnik spojrzał na nią chłodno. Nie potrzebował litości od nikogo.
- Jeśli Tobie zimno, załatwię ci odpowiednie ubrani. - stwierdził. Anielica nic nie rozumiała w jego oczach i nie widział sensu jej wtajemniczać. Przynajmniej nie teraz.
Anielica się uśmiechnęła delikatnie, wręcz pogodnie.
- Tak mi wystarczy - Echo kompletnie nie przejmowałą się tym czy ktokolwiek będzie dziwnie się patrzył na to co robi. Znalazłą dodatkowy powód aby pomóc Ervenowi.
- Pamiętaj o co mnie prosiłeś. Obiecałam ci coś i będziesz musiał przełknąć konsekwencje. Chociaż mam nadzieję, że długo to nie potrwa.
- Generał się spóźnia. - stwierdził mag dłonią delikatnie “zdejmując” skrzydło którym był “otulony”.
- Chyba go widzę. O, z Aulą wraca.
- Dobrze. - stwierdził spoglądając w ich kierunku.
- Skoro skończyliście gadać o cyckach i goliźnie mogę wam pożyczyć pelerynę z magazynu. Powinna zasłonic co najmniej przód. - Mruknął Gimbei zza księgi.
- ... cycki... - zamruczał Gramon wtulając się do poduszki.
- Nie pogardzę płaszczem.|
- Może być ten? Nowy haft i nie wiemy czy się przyjmie w szeregach. - Zapytał.

- Jak najbardziej. Jeśli to nie problem.
- Kiedy zwrócić? - zapytał kontrolnie Erven wiedząc, że ten płaszcz był niejako wyznacznikiem statusu.

Agaun wszedł do koszar raczej spokojnym i dość ostrożnym krokiem. Spojrzał wpierw na swoich druhów, badając sytuację.
Za nim weszła Aula z cichym “przepraszam za najście”.
- Za 2 godziny niech się stawi u mnie. - rzekł do Gimbeia wskazując palcem na śpiącego Stalowego.
- Tak jest. - odparł raczej cichym głosem rycerz.
- A was zapraszam na plac. A właśnie... Gimbei. Strój jest gotowy?
- Przyszedł dziś rano. - zszedł z pryczy odkładając książkę na półkę. Z szafy wyciągnął damski strój.

- To dla ciebie Aulo. Załóż go i dołącz do nas na placu.
- D... Dziękuję.
Erven skinął delikatnie głową generałowi.
- Generale.
- Aula dołącza do białych płaszczy? - zapytałą zaciekawiona anielica.|
- Nie. A przynajmniej nie słyszałem by któryś z królewskich ją rekrutował. A jeżeli pytasz o strój... poprosiłem o niego na potrzeby rozwoju. Pozwala o drobinę płynniej poslugiwać się magią światła. - Wyjaśnił nieporozumienie. - Choć nie wątpię, że w dalszej przyszłości pójdzie w ślady brata. A właśnie Ervenie. Były jakieś wieści od Kaliego?
- Nie żebym wiedział. Powinien być w Sanderfall, choć osobiście mam nadzieję, że już jest w drodze powrotnej. - powiedział mag.

Na pa placu zatrzymali się przy drewnianych palach i przewróconych belach, służących zapewne do treningu balansu ciała. Na jednej z takich bel zasiadł. Co ciekawe na miejscu była już duża biała tarcza wyglądająca na dość drogą, i zapewne będącą własnością Agauna.
- Muszę przyznać, że elf poszedł po najmniejszej linii oporu. I choć prawił mądrze, nie powiedział dostatecznie wielu praktycznych informacji. Ech. - mruknął w zadumie zapewne na temat wykłady Yangjaes-a.
- Magowie chyba tak mają? Zawiłości zostawiają osobom o podobnej wiedzy do nich, a tutaj przemawiał do szerszej publiki. Przepraszam jeśli się mylę, ale mówię z pamięci. A to było dawno. Nie mniej miał rację co do Faletristana.
- Faktycznie, bardzo dobry pomysł podsuwać młodym adeptom ideę posiadania kochanki która może przyczynić się do ich rozwoju akademickiego. - mruknął rozbawiony Erven.
- Chodziło mi o zwój - sprostowałą spokojnie anielica.
- Być może. - powiedział z uśmiechem Erven wzruszając ramionami.
Anielica spojrzała na Ervena ale postanowiła więcej o tym nie mówić. Zamiast tego zwróciła uwagę na wracającą Aulę.
- No i powraca nasza zguba.
- W istocie. - stwierdził Erven po czym spojrzał na generała. - Generale, zdaje się, że zarówno Echo jak i ja mamy sprawy do omówienia z waszą osobą.
- Dobrze więc. Moglibyśmy od nich zacząć. Aulo udaj się do Illuar, dam jej znać gdy skończymy i będę mógł osobiście sprawdzić twoje umiejętności.
- T-Tak jest. - rzekła na baczność i pobiegła wzdłuż pałacowego muru ku terenu strzeleckiemu.|
- A więc od czego chcecie zacząć? - zapytał gestem dloni wskazująć miejsce na bali drewna, służącej mu aktualnie jako ławka.
- Myślę, że damie należy się pierwszeństwo. Mogę poczekać tą chwilkę. - powiedział Erven - Choć prawdę mówiąc nie jestem wtajemniczony w jej kwestię.
- Niezbyt skomplikowane, ale pewnie może zająć dłużej. Generale być może Ci już przekazano, ale przybyłam z chęcią pomocy ludziom w inwazji. Jako, że dopiero przybyłam nie wiem nic o krokach jakie poczyniliście aby zapewnić sobie zwycięstwo. Chciałabym pomóc w dalszych przygotowaniach zarówno radą jak i łapami. Mam nadzieję, że przyjmiecie moją pomoc generale - z tymi słowami Echo ponownie poczyniła ten sam gest co poprzedniego dnia przed bramą. Wysunęła jedną łapę do przodu aby się nieco pokłonić.
- Jakie podjęliśmy kroki... Zapewne was to nurtuje więc, opowiem wam o tym. Wpierw zacznę od tego co jest na miejscu. Świątynia wiedzy zwiększyła liczbę zajęć związanych z magią wsparcia. Najprostsze z czarów światła to właśnie czary świętości, blasku, życia,. Ale poza tym oczywiście wsparcie z każdego z elementów. Dodatkowo założyliśmy, że w zbliżającym się starciu znaczącym atutem będzie siła uderzeniowa, czyli rycerstwo. Stąd czary wsparcia i wzmocnienia, a nie uderzeniowe. W tą kwestię zostawiłem pod protekcją profesorów i mistrzów magii. Oni zdecydują kto zajmie się atakiem magicznym. Nie postawimy na wszystkich, lecz tylko na konkretną, pewną grupę. Fabryka zajmuje się właśnie różnymi badaniami i projektami związanymi z bronią i przenoszeniem magii oraz substancji szkodliwych demonom. Korzystamy z twoich projektów, Ervenie. Między innymi specjalistyczne groty nośne, kusza samopowtarzalna oraz pierścień kamuflażu. Dodatkowo trwają prace nad stworzeniem masowej produkcji, uświęconych mieczy. Jest sporo zamówień na różnego typu surowce, co dobrze wpłynęło na energię podróżników i przybyszów. Kilka wybranych miejsc produkuje też mikstury lecznicze i odnawiające energię magiczną, na dużą skalę. Jeszcze jest jedna sprawa, która nie idzie tak dobrze jak bym chciał, ale nie możemy w końcu liczyć, że pójdzie łatwo. Wysłaliśmy kilku zwiadowców i maze-runner-ów na przeszpiegi w poszukiwaniu wszelkiej maści Giftów i Artefaktów które mogłyby się przydać. To tyle z tego miejsca. Dalej... Grupa Zero. Podróżuje po zachodzie uni zbierając Smocze siostry, siostry Zero oraz rekrutując przybyszów... to złe określenie. Zajmują się w głównej mierze umacnianiem ochrony w terenach zamieszkałych. Między innymi likwidując demoniczne nasienie, które niedawno się rozpełzło, przy okazji szukania sióstr. To samo robi drużyna Hiro po wschodniej i północnej stronie. Drużyna Juto wyruszyłą do przystani by wybadać tamtejszą sytuację z demonami i na poszukiwania pewnych artefaktów z tamtych okolic. Żałuję że nie mogę wysłać grupy swojej albo Yue. Nasi ludzie muszą być na miejscu. Dosłownie wczoraj wysłałem Ihastę i małą Sil na terytorium smoków by zawrzeć porozumienie z dragonami. Niestety wywiad pozostaje we własnym świecie i nie moge w niego ingerować. Wiem jedynie, że Targas ma jakieś środki przeciw demonom, a na pustyni jest niemałe zamieszanie. Ale brak jakiś większych informacji o dzialaniach demonów. Widocznie... nie to tylko przypuszczenia.
- Przypuszczenia? Generale proszę powiedzieć. Nawet domysły mi rozjaśnią sytuację.
- Mam tam dwójkę wywiadowców, ale jeszcze nie otrzymałem pełnego raportu. Możliwe że wampiry w jakiś sposób, albo odrzuciły od siebie demony, albo zawarły z nimi pakt. Tudzież inną formę porozumienia. Nie chcę jednoznacznie wskazywać że są naszymi wrogami. Może tak jak i my, myślały o swoim bezpieczeństwie.
- Istoty nocy nie mają w zwyczaju specjalnie się z kimkolwiek sprzymierzać. Jaki trening przewidujecie dla swoich żołnierzy? Nawet jeśli widzieli niektórzy demony, to ich armia może mocno uderzyć w morale.
- Dobre pytanie... wiem że niektórzy z przybyszów korzystają z demonicznych mocy. Moje zdanie na ten temat chwilowo pominę. Może udałoby się ich jakoś namówić. Póki co w treningi włączyłem wszystkich królewskich oraz Wareza Edinberg. Nekromanta, pojmaliśmy go parę lat temu jak... ładnie ujmując trochę nabrudził. Dostał chwilowe zwolnienie z więzienia, ale przebywa pod ciągłym nadzorem jednego rycerza i dwóch magów.
- Rozumiem. Proszę mnie brać pod uwagę Generale gdybyś potrzebował kogoś do pomocy. Z chęcią zajmę się przygotowaniami - Echo kiwnęła głową. - Ervenie, oddaję ci Generała.
Erven cały czas przysłuchiwał się całemu zajściu z zamkniętymi oczami i dłońmi splecionymi za plecami. Kiedy został wywołany otworzył powoli oczy i spojrzał na Agauna.
- Generale. - powiedział skinając mu głową - Przybywam z dwoma przeplatającymi się sprawami. Zdaję sobie sprawę, że w tej wojnie liczą się ludzie i ich potencjał. Choć bliżej mi do samotnie polującego wilka to dostrzegam, że mamy większe szanse jeśli będę walczył pod Twoją komendą generale. Jeśli nie sprawia to problemu, chciałbym, byś myślał o mnie jak o swoim podwładnym, jednak bez tych wszystkich przywilejów. Moja różdżka należy do Unii. Czy mogę liczyć na naszą współpracę?
- Owszem. Brałem to już od dawna, pod uwagę. Dokładniej od momentu informacji o wojnie. Jeszcze zanim przyniosłeś dowód swego oddania sprawie. Nie wiem jednak czy bycie, ciągle pod moją komendą służyłoby twojemu potencjałowi. Nie mniej nie omieszkam wydać ci właściwych rozkazów, gdy chwila nadejdzie. W sumie byłaby jedna rzecz, którą mógłbym wam obojgu zlecić... ale wpierw wyjaw tą drugą sprawę z którą przybyłeś.
- Skoro zgadzamy się w tej kwestii, to sugerowałbym umieścić mnie w oddziale uderzeniowym. Z natury jestem agresywny wobec moich wrogów. Nota bene właśnie poduczam się z Unii Magicznej w myśl idei, że może okazać się przydatna. Jednak wracając do rzeczy na dłoni… zdaję sobie sobie sprawę, że magia to nie wszystko. W przypadku wdarcia się wroga w nasze szeregi chciałbym być przygotowany na bezpośrednią konfrontację. Stąd moja prośba, jeśli jest to możliwe, o przyuczenie w technikach walki mieczem. Choć nie jest to moja specjalizacja i zapewne nie będzie jeszcze przez dłuższy czas to widok zaskoczenia na obliczach demonów będzie warty dodatkowego treningu.
- Dobrze. Choć z nauką może być odrobinę ciężko. Zależnie od dostępności czasu będę cię pouczał osobiście na zmianę ze Stalowym. To powinno wystarczyć do drugiego wtajemniczenia. Zwykle taką naukę zostawiamy Ili bądź Juto. Z czego ten ostatni najlepiej naucza sztuki magicznej broni. Jeżeli jednak znalazł byś kogoś kto byłby w stanie cię uczyć, jestem skłonny użyczyć wam potrzebnych materiałów i miejsca. Chociaż zwykle magowie uczą się władać kosturem albo bronią długą, tak jak Hiro.
- Osobiście preferuję styl hybrydowy. Miecz i magia. - odpowiedział z szerokim uśmiechem Erven - Nie mniej będę wyczekiwał naszych nauk. Jestem pewny, że sporo mogę się nauczyć od mistrza w swoim fachu.
- Tym właśnie zajmuje się Juto. - przytaknął. - Choć bardziej skupiony jest na mieczu niż magii. Ale był ktoś taki jak ty. Hmm... dziwne. Nie pamiętam go.
- Z magią dam sobie radę. Swoją drogą, wykonywanie rozkazów dla Oddziałów byłoby dla mnie samą przyjemnością. To jest jeśli miałbym wytyczne i zazwyczaj wolną rękę, a w czasie mojego pobytu w stolicy byłbym otwarty na bardziej klasyczne formy rozkazów… wątpię by mój “potencjał” na tym stracił. Myślę, że przy odrobinie współpracy wszyscy mogliby na tym skorzystać.
- Zabiegany z ciebie człowiek Ervenie. - powiedział Agaun - Ograniczam się tylko do tych ważniejszych rozkazów. Co do reszty... po coś jest rycerstwo.
- Nie mniej, jeśli moje usługi będą potrzebne lub wskazane proszę się nie bać po mnie posłać. - odpowiedział Erven - Może i jestem zabiegany, ale to dlatego, bo nie wysiedziałbym spokojnie w jednym miejscu na dłużej. Za młody jestem by osiadać na laurach… a ten świat jest piękny i gotowy by go poznać.
Echo przekrzywiła głowę słuchając wyznania Ervena.
- Także jesteśmy do pańskiej dyspozycji generale - zakończyła cichym głosem.
- A skoro już przy tym jesteśmy. Miałbym dla was coś do zrobienia. Mam doniesienia o pewnym... niecodziennym demonie. Trzeba by się nim zająć... tyle że. Hmm. Zostawię to w waszej intencji. Jeszcze dziś przyślę wam raport i wszelkie dane o jego lokalizacji. Tak byście mogli jutro wyruszyć.
- Zatem będziemy oczekiwać przybycia raportów. Skoro świt wyruszamy. - powiedział Erven skinając głową.
Echo miała wielce zdziwioną minę.
- Co… co to jest niecodzienny demon?
Erven uniósł lekko brew ku górze w geście zapytania.
- W raporcie napisali, że ich przywitał i o drogę pytał.
- Co mamy z nim zrobić? - zapytał kontrolnie Erven - Jakie są wytyczne?
- Mówiłem... zajmiecie się nim. Resztą zostawię w waszemu osądowi. Po prostu zaniepokoiło mnie że się szwędał w okolicy. A jeśli was ciekawi co z osobami... wróciły całe i zdrowe.
- Zatem podejmiemy akcję stosowną do okoliczności. - stwierdził Erven.
- Nie wiem jaka inna może być. Demon to demon. Może to była zmyłka. Te istoty są podstępne i knują jak tylko można.
- Nie mniej go przesłuchamy. Może obejdzie się bez pozbawienia go życia, ale to demon jest.
Echo zacisnęłą usta w kreskę. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Przesłuchamy go. - stwierdził obojętnie Erven - Jak wykaże agresję odpowiemy agresją, jak będzie cywilny to go przesłuchamy i podejmiemy decyzję na miejscu. Morderstwo to morderstwo. Karma nie wybiera.
- Zabicie demona to nie jest morderstwo - Echo wstała i zaczęła krążyć dookoła areny.
Erven delikatnie się uśmiechnął kącikiem ust. Swoje o karmie wiedział nieważne co mówiła Echo.
- Agaun. - rzekła elfka kłaniając się po pojawieniu.
Na Echo spojrzała raczej beznamiętnie. Zapewne już o niej wiedziała. Mina nie wskazywała na żadne emocje w stosunku do niej. A może dokładniej... tak jakby patrzyła na element otoczenia np. krzak.
- O Illuar! Dobrze, że jesteś. Widzę że wzięłaś ze sobą Aule. Jeszcze lepiej. My już tutaj skończyliśmy. Więc moglibyśmy zaczynać. Hmm Pazil nie było z tobą?
- Drużyna Hiro.
- Ach no tak... a ten drugi łucznik?
- Nowy. Ambitny.
- Dobrze. Lubię takich. Daj mu później wycisk. Aulo. Wpierw sprawdzimy twoją moc, będziesz walczyć ze mną 1 vs 1. Później zobaczę jak sobie radzisz ze wsparciem.
“Illuar jak zwykle z patykiem w…” pomyślał rozbawiony Erven i odstąpił na bok by przyglądać się zajściu.
- Obiecałam Auli pokazać to w jaki sposób posługuje się światłem aby pomóc jej w rozwoju. Mogłabym to zrobić przed walką?
- Nie wiem czy anielska moc jakoś się jej przysłuży. Ale proszę bardzo. Każda lekcja ma jakąś wartość. - zaprosił Agaun.
- To zostawiam jej ocenie. Nie czaruję więc bezpośrednio w naukach nie mogę jej pomóc - odpowiedziała grzecznie Echo. - Aulo jeśli mogłabyś.
Anielica gestem łapy zaprosiła dziewczynę na bok areny gdzie były manekiny.
- Pytałaś się o materialne światło. Nie jest ono moją specjalnością w przydatnym dla was znaczeniu. Zmieniam go jednak w swoją broń w inny sposób.
Anielica stanęła nagle na tylnych łapach rozpościerając szeroko skrzydła. Była teraz bardzo wysoka i zdawałą się bardzo duża. Długie skrzydła zabłysły od środka i potężny strumień energii uderzył w trzy manekiny i ścianę pomiędzy. Z manekinów niewiele zostało, ale Echo oszczędziłą ścianę. Złorzyła skrzydła i stanęłą na wszystkich czterech nogach.
- Wtajemniczenie drugie energia. - skwitowała po niedawnym wykładzie. - Wykorzystanie światła jako energii uderzeniowej.
- Światło nie musi być bezpośrednią bronią - Echo ryknęła na kolejnego manekina. Potężny ryk jak u lwa sprawił iż zaczęły się błyski wokół niego. Oślepiały i patrzących z boku ale łatwo dało sobie wyobrazić jak musiał czuć się ktoś zamknięty w tym efekcie.
- Chain of saints. - rzekła Illuar
- Ach. Jak o tym wspomniałaś to faktycznie było takie zaklęcie. - mruknął Agaun.
- Związanie kogoś światłem? - zapytała zaskoczona Aula. - Czy to... ach... stałe światło.
- Ostatnie jest moją specjalnością. Nie każdy anioł idzie w tę stronę. Zdaje mi się, że nie miałaś okazji tego zobaczyć jeszcze Aulo - forma echo nagle pojaśniała do takiej, że ciężko się na nią patrzyło. Zmofrowała do cięższej postury a z głowy wyrosły rogi. Przed patrzącymi stał potężny wół ze skrzydłami. Anielica ustawiła się przy ścianie i rozpędziła się. W zasadzie to po prostu wystartowała i w słonecznym błysku zaszarżowała rozbijając pozostałe manekiny. O dziwo zatrzymała się bez problemu. W rozprysku światła anielica wróciła do swojej oryginalnej formy.
- Więcej pokazać nie mogę. A przynajmniej nie ma to sensu. Nie ma tutaj demonów aby to zadziałało.
- Dziękuję za lekcję. - ukłoniła się dziewczynka. Nie wiadomo na ile mogło to jej pomóc ale momentami na jej twarzy widać było podziw.
- Dobrze Aulo a teraz przejdziemy do naszej części treningu.
Echo pozwoliła sobie przyjrzeć się początkowi.
Agaun przyjmując rolę manekina przyjmował na siebie różne ataki i czary wzmacniające odpowiadając jakie odczuwa skutki i jakie być powinny. Nawet otrzymując centralne trafienie kulą ognia, wyszedł z tego bez szwanku.
Magia światła Auli była bardzo jaskrawa, ale wciąż bardzo nietrwała.
Spostrzegła jednak jak Erven się wymyka i zostawia swoją podopieczną. Anielica chwilę patrzyła na odchodzącego maga po czym ukłoniła się rycerzom i sama poczłapała za nim w pewnej odległości. Jak taki wielki, niezdarny cień.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 27-12-2016, 20:31   #68
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Pozostałą część poranka Erven próbował złapać Yangjaes’a i porozmawiać w luźnej atmosferze o magii
Yangjaes został znaleziony w bibliotece świątyni wiedzy uparcie czegoś poszukując w jej zapiskach. Caly czas mruczał pod nosem. “Niebieski owad”, “pasożyt” lub “zaraza”.
Erven podszedł spokojnym krokiem do Yanga.
- Mistrzu Yang, szukałem pana... - zakomunikował - ...ale widzę, że pan zajęty. Może mógłbym jakoś pomóc?
- Zapewne ty jesteś Erven Sharsth. Wstyd się przyznać, ale pomimo 600 lat na karku dopadła mnie amnezja. I co gorsza, ze środowiska, w którym żyję. Słyszałeś kiedyś o małym niebieskim owadzie, pasożycie który bardzo szybko się rozmnaża w ciele nosiciela? Pamiętam, że kiedyś o nim słyszałem, więc może znajdę jakieś informacje w tych zbiorach.
- Proszę - pojawiła się bibliotekarka z kolejnymi 3 książkami. - Sprawdzę jeszcze w dwóch alejkach.

- Dziękuję. - rzekł Yang. - Zasiądź - nakazał Ervenowi - Przez najbliższe godziny raczej się stąd nie ruszę, więc możemy też porozmawiać, przy okazji poszukiwań.
- Pamiętasz może jak ten owad wygląda? - zapytał Erven siadając na krześle przy stole - Chodzi mi o obraz mentalny tego insekta.
- Jak niebieski żuk. Rozmiar w okolicach dłoni. Niegroźny, żeruje na dużych istotach, czymś większym od niedźwiedzia. Poszukuje jego środowiska naturalnego.
- Tak. Tylko pytanie czy widzisz go dokładnie w swoim umyśle. Jeśli tak, mogę spróbować sięgnąć po obraz, jeśli się na nim skupisz” i “zobaczyć go” Twoimi oczami. To powinno ułatwić poszukiwania.
Do biblioteki weszła Echo. Jako, że nie podążała tuż za Ervenem zgubiła go po tym jak wszedł do budynku. Poza tym starała się niczego nie przewrócić co tylko ją spowalniało. Usiadła niedaleko aby nie przeszkadzać, ale jednocześnie móc posłuchać o czym rozmawiają.
- Hmm. Czyżbyś... raczej nie znajdziesz w tych zasobach namalowanego obrazu, a jedynie szkic. Szukaj po opisie. Po może przypomnę sobie nazwę jeśli ją usłyszę.
Erven skinął głową. Yang widzieć uznał tą wiedzę za zbyteczną. Dalsze nakłanianie do tego nie miało sensu.
- Zatem starodawna moda. - stwierdził wzruszając ramionami. - Choć widzieć oznaczałoby znajomość szczegółów. Zatem dobrze. Zobaczmy co mają te księgi.
Po tych słowach sięgnął po jedną z nich i zaczął ją wertować. Nie planował przepytywać mężczyzny z biegu. Odczeka chwilę, a potem weźmnie go na warsztat. Przy odrobinie szczęścia to on zapyta go w czym rzecz.
Yang odłożył kolejną księgę na stos sprawdzonych i rozmasował zmęczone oczy.
- Więc w czym rzecz? - zapytał otwierając kolejną i przeglądając spis treści. - W końcu specjalnie tutaj przyszedłeś by mnie znaleźć.
- Zainteresowała mnie pańska przemowa Mistrzu. - odpowiedział Erven wertując księgę - Jednak czuję niedosyt. Interesuje mnie życie i poczynania waszego przodka. Można powiedzieć, że mam głód wiedzy.
- Cóż więc chciałbyś wiedzieć? Uprzedzę, że mój przodek, o którym wspomniałem, nie miał wielu osiągnięć.
- Wszystko. Każdy szczegół się liczy. - odpowiedział lekko z czarującym uśmiechem białowłosy - Jaki był, co robił w wolnym czasie, gdzie wędrował... - zatrzymał się tutaj przy jednym opisie. - ...a nie, to inny ptak. Tak czy inaczej, opowiadaj. Jak coś będę dopytywał.
Echo przeniosła swoje spojrzenie na elfa. Oczy delikatnie jej błysnęły.
Elf zaczął opowiadać. O początkach, dorastaniu, ambicjach i zwyczajach swojego przodka. Na elfie standardy był raczej samotnikiem. Swoją małżonkę znalazł poprzed rodzinne konszachty. Ich związek też był raczej zwyczajny. Opowiadał o podróżach jakie odbył jego przodek. Morskich przygodach, niezbadanych terenach. Ponownie wspomniał o tym o czym mówił już na wykładzie.
- ... a potem przyszedł czas wojen. Z zapisków wynikało, że walki toczyły się wszędzie i wszelakie. Walczyły smoki, demony, anioły, tytani, bogowie bestie i wszelkie rasy. Okres prawdziwego zamętu. Elfy jak zwykle chciały pilnować swego domu i spokoju, lecz nie mogły pozostał w pełni neutralne. Zapewne wieści o dokonaniach przodka się rozniosły i dlatego stał się celem. Mugen. Największe osiągnięcie jego życia, zniknęło w czasie. Jestem prawie pewien, że zginął z ręki aniołów. Wiesz dlaczego?
- Nie będę zgadywał, choć mam swoje przypuszczenia. - odpowiedział ludzki mag - Dla czego pragnęli jego śmierci i się do niej przyczynili?
- Zapewne nie miałeś jeszcze styczności z elfami. Ba. Mało kto miał od ponad 500 lat. Anioły to byty przesączone czystą energią przeobrażoną w światło. Jak możesz się domyślić... istoty z czystem mocy nie powinny mieć kształtu, nawet jeśli powinien być od dostosowany do sposobu ich istnienia. Jednak taka forma jest wielce niestabilna. Dlatego anioły wyewoluowały z form pierwotnych do tych bardziej stabilnych - prawie humanoidalnych. Na przykład twoja znajoma. Jej forma stabilna pozwoliła jej zachować część swojego pierwotnego wyglądu. Ta forma posiada Core, co na nasze byłoby Rdzeniem Magicznym. Ponieważ jest to najstabilniejsze źródło mocy. A teraz całe powiązanie. Mugen pozwala posiąść nieograniczoną moc magiczną, kosztem zniszczenia wewnętrznego rdzenia magicznego. Oczywiście dla ludzi nie jest to moc ostateczna. Zniszczony rdzeń już nie powróci. W przypadku aniołów. Pozwala im powrócić do formy pierwotnej. Tak jak i u ludzi jest to okresowe, może w dłuższym spektrum. Nie zmienia jednak to faktu, że forma pierwotna jest niestabilna i ulega powolnemu rozproszeniu. Nie zdziwiłbym się jeżeli anioły znały już tą metodykę, choć Mugen zapewne zapewnia jej długotrwałość. Jednak mój przodek zapewne nie poprzestał na takim rozwiązaniu i poszukiwał... zamiennika kontraktu. Czegoś co pełniło by rolę zapłaty na dostęp do Mugen. Sposobu użycia czegoś innego... może nawet czyjegoś rdzenia magicznego jako zapłaty. Resztę zapewne jesteś w stanie wydedukować.
Echo nawet nie drgnęła kiedy Yang zarzucił oskarżeniem. Siedziała nieruchomo czekając na to co zrobi Erven.
Erven pokiwał powoli głową. To miało sens i nie czuł potrzeby dzielić się swoimi doświadczeniami z “zapłatą”. W sumie to nie miał zamiaru dzielić się z nikim, ale o tym sza.
- To w sumie logiczne, choć nie mnie oceniać dawne dzieje. - odpowiedział trzeźwo wpatrzony gdzieś w dal po czym skupił swoje spojrzenie na elfie. - Podejrzewam, że Avgadro odnalazł zapiski pańskiego przodka. Z opisu człowieka którego spotkałem wynika, że to był on i… wygląda na to, że posiadł pradawną magię. Coś do czego dążył pański przodek.
- Ach... Avgadro. Tak. Ten Człowiek... mógł być do tego zdolny. - rzekł z lekką irytacją połączoną z oczywistością. - Nie widziałem go w świątyni. Nareszcie mu się zmarło?
- Zaginął bez śladu. - odpowiedział lekko Erven wzruszając ramionami. - Nikt nie wie gdzie jest, ani co się z nim stało. Równie dobrze można powiedzieć, że Umarł. Nie brzmisz, jakbyś za nim przepadał… coś osobistego?
- Badaliśmy podobne dziedziny, parę... naście... lat temu. On jednak usilnie poszukiwał mocy. Z resztą, demonizm, nekromancja, klątwy i wszystko co złe nie było mu obce. Ale póki działał dla dobra stolicy nikt mu nic nie zarzucał. My elfy raczej trzymamy się od takich dziedzin z daleka. No może z drobnymi wyjątkami. Było jeszcze parę... dziesiąt innych powodów i sprzeczek. To chyba kwestia charakterów i jego “silnej racji”.
Delikatny uśmiech zawitał na twarzy ludzkiego maga. Wyglądało na to, że on i Avgadro nie byli wcale tacy różni, a całkiem podobni.
- Rozumiem. Powiedz mi proszę, czy słyszałeś, lub wiesz cokolwiek na temat “Venitas”, lub “Throne of the Fallen”? Obiły mi się te pojęcia o uszy, ale nic mi nie mówią. Czy mogę liczyć na Twoją mądrość?
- Venitas... brzmi bardzo... pos’ intte arrenise [elf. coś tajemniczego z pogranicza legend]. Może bym coś wiedział gdybym znał choć jakieś nawiązanie, czego się to tyczy. Ale muszę przyznać... 600 lat i dawno nie słyszałem czegoś takiego. Z kolei to drugie, czy to nie czasem to dawne przymierze ludzkich władców?
- Raczej nie. Pierwszy licz jakiego zgładziłem zapytał mnie czy chcę zasiąść na “Throne of the Fallen”. Drugi ostatnim tchem nieżycia wyszeptał “Venitas”. Wiesz coś może na ten temat? O Pretendentach, Kluczach, czy Ścieżce?
- No, jak byk stare przymierze. O! - krzyknął podnosząc książkę - A nie, to śluz. - odparł beznamiętnie odkładając ją na stertę i biorąc następną. - Sam miałem być częścią tamtego przymierza. No może nie do końca. Brano mnie pod uwagę, ale wiesz... czasy uprzedzeń i innych dziwactw. Bodajże było to pięciu wysoko postawionych urzędników, w tym królowie i nadworni magowie. Magów było bodajże dwóch, z czego jeden pełnił funkcję nadzorcy dawnych terenów Rockviel. Dlatego można go liczyć jako władcę. Pomijając cały skład tych imbecyli. O co tam szło? Wybacz to historia sprzed 500 lat. Byłem wtedy jeszcze dość młody. Artefakt. Tak z pewnością artefakt. Banalota - boga dusz? A może któregoś ze złych bogów? To była korona dająca pełną władzę nad umysłami poddanych. Bardzo silny artefakt, ale do ograniczonej grupy celów. Zapewne byłąby z tego nie mała armia szkieletów teraz. - wzruszył ramionami. - Zapewne w końcu się o niego pozabijali, a ostatni który go miał zabrał go ze sobą do grobu. Resztę można zrzucić na zmiany w tym świecie i przepływ mocy tworzący dziwne prawa i działania.
- Ostatnia seria książek. - pojawiła się bibliotekarka z tym razem odręcznymi raportami.
Erven pokiwał głową. To wiele mówiło. Nadal nie było to to czego szukał, ale był bliżej. O wiele bliżej swojego celu.
- Zatem sprawdźmy co jest w tych raportach. Musi tu coś być.*
- Popatrzmy popatrzmy. - bibliotekarka dosiadła się do stolika i zaczęła je przeglądać. - Bestia w paski. Gargulec. Śluz, ostatnio Arne wspominał o jakimś w lesie. Kot. Wilk. Nory królika. Korniki. A! To do działu administracji.
- Korniki. Kor... ni... ki. - powtórzył elf przekładając strony. - Koryntian. Czy to nie była jedna z odmian niebieskiej gąsienicy. Tej od tunelowego bulgotu?
- Tak. - odparła bibliotekarka. - Ale nie wytwarza tej samej substancji. Ta odmiana jest fluorescencyjna i trująca.
- To jest to! Która książka?
- Ta w rękach pana Ervena.
Erven wertował księgę, aż w końcu znalazł to czego szukali i zgłębił się w lekturze..

lokalizacja ruiny otoczone pruchnem, z wysoką wilgotnością i zacienieniem. Tereny odizolowane od otwartych przestrzeni, częsciowo jaskiniowe. Śladowa obecność naturalnyc źródeł magicznych)
Echo po raz pierwszy od początku rozmowy wstała i podeszła do czytających. Zajrzała na stronice książki aby zobaczyć owada.
- Czy mogę wiedzieć czemu poszukujesz tego owada?|
- Mamy problem z pewnym demonem. Zarówno pod względem rozmiaru jak i sposobu likwidacji. Dlatego poszukuję czegoś mniejszego. Naturalnego wroga - pasożyta.
- Jakikolwiek demon jestem gotowa do pomocy. W końcu jesteśmy naturalnymi wrogami. Jak duży jest ten demon i gdzie go znajdę? - anielica nagle się ożywiła.
- Las to tydzień, dwa drogi w jedną stronę. - powiedział Erven przyglądając się opisowi stworzenia - Nie zdążymy przed rozpoczęciem inwazji jeśli tam się udamy. Ten insekt powinien dać sobie dzielnie radę.
- O demona pytasz. Pełno macek i wielkości... ja wiem... 4-5 sosen.(20-30 metrów). A gruby jak dwa budynki .
- Jak mamy zdobyć tego pasożyta i zarazić nim demona? Mogąc latać jestem w stanie szybko dotrzeć na odpowiednie miejsca - Echo zdawała się odpowiadać w wojskowym stylu.
- Pamiętaj, że mamy już misję od Naczelnego Dowódzctwa. - powiedział Erven - Jeśli nie będą ze sobą kolidować możemy wziąć i tą, ale przed tygodniem musimy wrócić.
Echo milczała chwilę kalkulując coś w głowie.
- Latając mogę w ciągu jednego dnia przelecieć odległości, które mogłyby zająć kilka dni na piechotę. Wszystko zależy czy uda nam się od razu odnaleźć pasożyta.
- Zatem podjęte. Sprawdźmy gdzie są najbliższe lokacje tego organizmu i ustalmy punkt odbioru.*
- Co jest o nim napisane? - w końcu zapytał Yang przysłuchując się rozmowie. - Doceniam wasze ambicje, i nie mógłbym was prosić o pomoc w tej sprawie, skoro to nasza prywatna sprawa.
- Walka z demonami musi być uskuteczniana na każdym froncie. Przecież jeśli elfy zostałyby pokonane cała reszta byłaby w zagrożeniu - odpowiedziała szczerze Echo.
- Szkoda, że las nie podzieli waszego pomysłu... - zamruczał do siebie Yang. |
Echo spojrzałą na moment na elfa zastanawiając się co powiedział. Spojrzała na biblioterkarkę.
- Przepraszam, ale czy jest w tym budynku miejsce odosobnione?
- Sale medytacyjne. Pan Erven powinien znać ich lokalizację. - wyjaśniła kobieta.
Echo kiwnęła głową w podzience
- Czy mogę was dwóch poprosić o towarzyszenie? Wierzę, że mam coś co może wspomóc nasze starania w nadchodzącej wojnie.
Anielica spojrzała na Ervena oraz Yanga. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ciepłego i zachęcającego.
- Każda pomoc jest warta swej ceny. Rozumiem mistrzu, że idziesz z nami? - zapytał jeszcze dla pewności Yanga.
Elf kiwnął głową i anielica poprosiła aby Erven zaprowadził ich do sali. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi anielica usiadła naprzeciwko mężczyzn powiodła wzrokiem po ich twarzach i zaczęła mówić.
- Przybyłam tutaj ledwo wczoraj, ale czasu nie ma wiele. Wierzę, że możecie dać radę zmienić przebieg wojny na nasza korzyść.
Echo zaczęła świecić, blask był znacznie mocniejszy niż zwykle. Jej forma zaczęła się zmieniać, rosnąć i powiększać. Świetlisty kształt zdradzał nieco oślepionym mężczyznom wygląd anielicy. Pomiędzy czterema parami skrzydeł kotłowały się ledwo zarysowane zwierzęce głowy. Rude włosy, teraz rozświetlone, falowały na boki. Płaszcz rycerzy rozwiał się odsłaniając ciało przypominające ludzkie. Ciepły złoty blask bił od całej postaci anielicy. Nie dało się jednak dostrzec szczegółów.
- Zawierzam wam część zwoju, który posiadam - Echo sięgnęła do swojej szyi zdęmującz niej tubę. Wyciagnęła dłonie przed siebie oddając go Ervenowi i Yangowi.
- Wierzę, że wy możecie zrobić z nim więcej dobra niż ja i moi bracia. Przyjmijcie Mugen.
Erven przez chwilę przyglądał się anielicy ze stoicką twarzą po czym odebrał od niej zwój mówiąc.
- Zdajesz sobie sprawę, że im mniej osób to wie tym bezpieczniejszy jest ten świat?
- Świat w tym momencie nie jest ani trochę bezpieczny. Poza tym ufam, że wykorzystacie go do słusznych celów. Moi bracia i siostry nie będą zadowoleni z tego co właśnie uczyniłam. Postaram się, aby ich gniew spadł na moją osobę. Wątpię jednak, aby pozwolili zatrzymać wam ten zwój. Dlatego poproszę was, aby uniknąć obustronnej śmierci, abyście oddali go… - Echo zawiesiła głos. - Ale nie nie będę was powstrzymywać przed ewentualnym kopiowaniem.
- Czas nas goni. Lepiej jeśli go skopiuję od ręki. - stwierdził człowiek - Nie powinno to zająć długo.
Następnie zwrócił się do elfa.
- Im mniej nas wie o tym zwoju i im mniej osób ma wgląd w jego zawartość tym lepiej. Rozumiem, że zgadzamy się w tej kwestii?
- Nie sądzę by czar mego przodka był kluczem do końca wojny, ale z pewnością będzie nieoceniony. Choć koszt jego użycia będzie niebagatelny. Rozumiem, że drugi zwój mają twoi pobratymcy. - stwierdził Yang w stronę Echo - Wierzę, że po niego przyjdą. Wtedy... nie chcę źle wróżyć... ale wojna rozpocznie się na całego. Sądzę że przynajmniej tutejsi profesorowie i mistrzowie powinni go zobaczyć. Ja zadowolę się tym. - tu na znak pokazu wyciągnął z kieszeni pojedynczą kartę i dotknął nią zwoju.
Karta zalśniła złotym blaskiem. A gdy przyciemniała efl schował ją z powrotem do kieszeni.
- Może w ramach podziękowania... zdradzę wam pozycję lasu w nadchodzącym konflikcie. Wojny nie unikniemy, choć byśmy chcieli, lecz jednogłośnie zdecydowaliśmy, że musimy uniknąć walki na wielu frontach. Dlatego las zamierza wykorzystać Terraji Ultimate Magic - Dragons Vein. Widzę w waszym oczach brak wiedzy, wiedzcie jednak że las jest świadomy konsekwencji. Zapewne Tallawen będzie wam mógł więcej powiedzieć na ten temat. Na mnie już pora.
Erven chciał powiedzieć “Podróżuj w cieniu”, ale zapewne zostałoby to opacznie zrozumiane, więc zadowolił się uśmiechem i krótkim...
- Oby nasze następne spotkanie odbyło się w sprzyjających okolicznościach. - po czym spojrzał na Echo i skinął jej głową. Pora była skopiować zwój.
Anielica w krótkim rozpryśnięciu światła powróciła do swojego lwiego wyglądu. Zdawała się zmęczona.
- Bywaj w pokoju - pożegnała się z elfem. Łapą wstrzymała jeszcze Ervena nim i ten zaczął wychodzić.
- Poczekaj proszę. Mogę ci pomóc z jeszcze jedną rzeczą. Przynajmniej pośrednio. Poszukujesz pewnych rzeczy. Jest szansa, że będę mogła pokazać nam jak one wyglądają. Przynajmniej będziemy wiedzieć że je odnaleźliśmy - wyjaśniła anielica. Ponownie siadając na podłodze łapą dotknęła wciąż wiszącego na jej szyi amuletu.
- Tronie, bądź łaskaw spojrzeć jednym ze swych tysiąca oczu na świat nas otaczający. W swej dobroci odnajdź dla nas i ukaż wizerunek Throne of the fallen oraz Vanitas.|
Obrazy zaczęły się ukazywać. Różne miejsca na świecie, krainy lodu i ognia, krainy porośnięte lasami i te skąpane w bagnach. Jeden obrazów wskazał ruiny i kamienny tron przed którym spoczywał piedestał z koroną. Tron zamknął swe oczy nie znajdując nic więcej.|
- To lokalizacje Kluczy. - stwierdził Erven - Pierwsze trzy są już zdobyte. Jeden był w ruinach w lesie, drugi w ruinach w Popielnej Dolinie. Trzeci jest mi nieznany. Tak czy inaczej zostały dwa, a Korona mnie nie interesuje. Od takiej władzy ludzie łatwo dostają w głowę. Tak więc, jak natrafimy na jeden z kluczy chciałbym, byś ty dokonała czynu na jego strażniku. Wtedy tytuł Pretendenta przejdzie i na Ciebie Echo. Na zachętę powiem, że jednym z Pretendentów jest Gremory… demonica. Droga do Korony ukaże się kiedy zostanie jeden z pretendentów na polu bitwy, a że mnie to nie interesuje, to zostaniemy we dwoje.
Echo nie wydawała się przekonana do końca.
- Niech będzie. Zrobię to, ale tylko po to aby nie wpadło to w łapy demonów.
Mogła zostać i strażnikiem tejże mocy, lub czymkolwiek to jest. Akurat nie korzystanie z wątpliwej mocy było dla anielicy czymś łatwym.
- Skopiuj zwój i odwieś mi go na szyi. Wrócę do Auli po tym jeśli nie masz nic przeciwko.
- Zatem niech tak będzie. - stwierdził Erven - Mnie czeka kolegium, mamy mało czasu.
Po tych słowach ruszył szybkim krokiem w kierunku scryptorium.
Pół klepsydry później miał dwie kopie dokumentu starannie spisane co by ustrzec się błędów i już był w drodze powrotnej by oddać oryginał Echo. Wszedł do sali medytacyjnej i z uśmiechem podszedł do niej.
- To co? Wieszamy?
Anielica pochyliła głowę do człowieka aby łatwiej mu było sięgnąć.
- Utrzymanie prawdziwej formy jest męczące. Jeśli mógłbyś - Echo poczekała, aż Erven zawiesi zwój z powrotem na szyi.
- A więc spotkamy się wieczorem. Powodzenia.
- Do wieczora. Powinniśmy się widzieć przez chwilę. Planuję zobaczyć co u naszych wybitnych uczniów, więc nie obiecuję, że wrócę szybko. - odpowiedział mag wieszając zwój z powrotem na szyi anielicy - Nie przemęczaj się.
Erven usłyszał ciche podziękowanie od Echo i skinął jej głową, i już go nie było. Trzeba było zwołać walne kolegium wszystkich profesorów i mistrzów. Czas naglił.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 03-01-2017, 22:35   #69
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Dzień 16


Karczma, dnia kolejnego.
Jak zwykle o poranku nie było w niej praktycznie nikogo. Widać zwyczajem w tutejszym kraju było jadanie śniadań na mieście. Dopiero obiady i kolacje odbywały się karczmach.
Lucil siedział przy stole zajadając się jajecznicą z figami i rodzynkami. (ciekawe czy to wogóle smaczne ;D)
Castell siedział obok, popijając czerwone wino z kieliszka. Butelka którą kupił była w połowie pusta. Nudził się, ale po wydarzeniach dnia poprzedniego, nie miał nastroju na typowe dla siebie czynności.
- Szpiczastouchy dla odmiany by się przydał - wymruczał wampir - wszelakie akcje jakoś za nim ciągną.
- Znaczy? - zapytała Jenny szturchając dziwny owoc palcem. Wiedziała jak powinno się go jeść, ale czuła się odrobinę wypruta emocjonalnie. O dziwo myślałą co zrobić. Jak nie ona.
-Zauważyłem, że za każdym razem jak na niego trafiamy to ma jakieś nowe wytyczne- odparł popijając z kieliszka- średnio mi się to podoba, ale przynajmniej coś się dzieje.
- Hm… nie zauważyłam - dziewczyna w końcu zabrała się za owoc. Jakoś zabawa jedzeniem nie przypadła jej do gustu. - Ale nie przejmuj się niedługo akcja będzie.
-To trochę mnie martwi- odpowiedział, z niezadowoleniem stwierdzając że kieliszek jest pusty- wiem do czego zdolni są tutejsi, ale armia wampirów to nie zabawa. O samym władcy też co nieco słyszałem.
- Możliwe, że będziemy mieć pomoc… poza podziemiem… ale pewna nie jestem.
- Co masz na myśli?
- Trzecią siłę zainteresowaną Mortesem.
-To dobre wieści. Chyba. Podobno wróg mojego wroga to przyjaciel, ale jakoś zawsze byłem sceptyczny co do tego powiedzenia. Byle by potem nie wbili nam noża w plecy.
Jenny nie odpowiedziała od razu żując owoc.
- Oby.
Do karczmy wkroczyła Yamato Nadeshiko, z wczorajszego spotkania. Rozglądała się wytrwale aż spostrzegła Jenny. Podeszła do ich stolika i ukłoniła się na powitanie.
- Szukałam ciebie rozdarciuchu.
- Ugh. Cough Cough..... - Lucil zakrztusił się rodzynką.
- Twoi ochroniarze muszą stać na zewnątrz? - zapytał Su, otwierając jedno oko. Siedział przy stoliku z zamkniętymi oczami jakby głęboko medytował.
- Ach... to nie ochrona. Znajomi. Wypalą papierosa i przyjdą. - wyjaśniła machając dłonią na znak sprzeciwu.
Jenny poklepała Lucila po plecach.
- O co chodzi?
- O pewną jaskinię. - powiedziała zerkając na zebranych wokół Jenny, nie była pewna czy może im zaufać.
- Mamo kto to. - zapytał Lucil spoglądając na Jenny z bardzo dziecinną miną.
Yamato widocznie przez chwilę się zasępiła.
- Eee… znajoma - Jenny odpowiedziała z uśmiechem - Jestem pewna, że wypada aby się przedstawiła.
- Tak. Jestem Anas... - spojrzała w stronę drzwi i chwilę się zamyśliła. - Nazywam sę Mei, ale z przyczyn osobistych używam imienia Anastasia. Zapewne i tak wyszłoby na jaw, gdy tamta dwójka przyjdzie.
- Nie ma sprawy - Jenny wcale nie czuła się dobrze wiedząc, że fioletowłosa została już nazwana trzema różnymi imionami.
- No i mów śmiało a propos tej jaskini. Ufam im.
- No dobra. Choć nie mam co wiele powiedzieć. Chcesz się tam ze mną wybrać. Znaczy ze mną i ludźmi którymi zebrałam. Zaraz zbierze się tu cała grupa.

- ... a ja jej wtedy na to... z pięknością porównywalną do elfów i tak seksowynym tyłkiem to mogła by mnie zjeść w całości. - zaczął czarnowłosy wchodząc do pomieszczenia.

- A... więc stąd był ten plaskacz. A ugryzienie? - zapytał blondyn gasząc papierosa o podeszwę wojskowego buta.
- strój
- włosy i twarz.
- O dziwo ten podryw zadziałał. Ale ukąsiła mnie... no mówię ci wampiry sa naprawde szalone w łóżku.
- Ogranicz te popędy bo Kyoko da ci popalić.
- Hejka wszystkim. Co to za interes Mei? - zagadnął czarnowłosy witając się ze wszytkim.
- Zdrastwujtie. - przywitał się wojskowy.
- Przecież ty nie rusek?
- Salam alejkum
- Na taliba też mi nie wyglądasz. - mruczał czarnowłosy - Weź przywitaj się chociaż po naszemu.
- Niech ci będzie. [jp. Wakatta.] Huāny�-ng
- Oj! - klepnął go wierzchem dłoni.
Obaj byli dość młodzi może nawet młodsi od Jenny. Na oko mogli mieć po 17-19 lat.
- Ta dwójka głąbów to Tooru i Hotaru. - wpierw skazała na czarnowłosego, później na wojskowego. - Łowcy przygód. Pomimo ich usposobienia są całkiem zaradni.
- Mei nas pochwaliła. - zamruczał Hotaru.
- Czyżby jutro miał spaść śnieg?
- Ej! - mruknęła Mei.
- Jestem Tooru [czyt. Toru]. Bóg gromów, niszczy wrogów swym boskim młotem. - Przedstawił się rozkładając szeroko ramiona. Czarnowłosy chłopak o błękitnych oczach i raczej lekkiej wesołej naturze. Jego strój był raczej niezwykły, ale na swój sposób pospolity. Skórzany bezrękawnik, z kapturem, zapinany na zamek, rozpięty u szyi, do tego luźne spodnie z kutymi butami. To co najbardziej rzucało się w oczy i jednocześnie wskazywało na to że chłopak nie urwał się z choinki, to jego rękawice.

- Faktycznie. - Przyznał drugi- Jesteś młotem. Jestem Hotaru. Tylko Hotaru. - przedstawił się blondyn. Ubrany był jak wojskowych. Czarne trepy, zielone moro spodnie wraz z identyczną rozpiętą koszulą. Pod tym czarna koszulka na ramiona i nieśmiertelnik. Przy pasie kabura z Magnum, pod koszulą druga z Berettą, przepasany przez ramię i trzymany w jednej dłoni pasek utrzymywał na plecach AK-47. Z kieszeni wystawał magazynek, po przeciwnej stronie dyndał niebezpiecznie granat, przypięty do paska o zawleczkę. Na ręku trzymającym pasek znajdował się sygnet

Odbiegający znacznie od stroju.
Chłopak wydawał się być sobą poważną, ciętą, ale przyjazną.
Casell przyjrzał się nowo przybyłym ze zmrużonymi oczami.
-Nie wiedziałem że do miasta przyjechał cyrk..-mruknął na tyle cicho by tylko Jenny mogła go usłyszeć.
- Para klaunów zawsze się przyda. - wyszeptał Lucil, siedzący obok Sorena.
- No więc co to za interes, Mei? Bo jeżeli chciałaś się z nami poszwędać... ja zawsze i wszędzie jestem chętny. - rzekł czarnowłosy.
- Na północ u podnóża Mglistego Wzgórza, czyli podstaw całego tego miasta znajduje się wejście do jaskini. Prawdopodobnie hodowana tam jest krwawa winorośl. Chcę co zbadać.
- Brzmi nielegalnie. Wchodzę w to! - rzekł z uśmiechem. - Jak rozumiem to reszta załogi? - spojrzał na grupę.
- Jeszcze brakuje grupy Yuukiego. Sympatyczne osoby więc nie będzie z nimi większych problemów, o ile się zgodzą dołączyć.
Hotaru stuknął w ramię Tooru i coś mu wyszeptał do ucha.
- Z wami też nie będzie problemów, prawda? - zapytał spoglądając w szczególności na Sorena.
Wampir zdawał się nie słuchać. Po długiej chwili intensywnego namysłu, doszedł do wniosku że ciągłe dolewanie wina jest niepraktyczne, pił już więc bezpośrednio z butelki.
-Prawda- stwierdził dopiero po pewnej chwili.
- Skoro tak twierdzisz. To zgoda. - Odparła Tooru jakby wszystko już było jasne.
Susano przybrał minę zastanowienia, dlaczego pytanie było skierowane głównie do Sorena. Wzruszył jednak ramionami na znak, że to chyba już nieważne.
- Youukiego? Tego łowcy artefaktów? - Jenny spojrzała na Mei z kwaśnym wyrazem twarzy.
- Tak. Są dość zaradni i zaufanie, o ile ma się coś na wymianę.
- Czy ten cały Yuuki to czasem nie... - zamruczał
- Zapewne. Fajnie! Kolejny cel podróży będzie zrealizowany. - przytaknął czarnowłosy siadając przy stoliku.
- Um… podwędziliśmy im artefakt sprzed nosa - powiedziała spokojnie Jenny.
- Hmm. To faktycznie może być problem.
- Jaki problem? - zapytał Yuuki wchodząc do karczmy.
Obok niego stał Atari oraz Nemu. Nigdzie nie było widać Horusa, a jego broń została przypięta do pasa Yuukiego.
- O widzę ciekawe zbiorowisko. Anastasio, Jenny i cała reszta gromady... w czym rzecz? - Wydawał się być raczej markotny.
- Zbieram Ludzi do pewnego zadania. - zaczęła Mei - Rekonesans, własności wampirów. A i mów mi Mei.
Jenny ściągnęła brwi. Coś jej nie pasowało. Wolała zostawić to jednak na później pozwalając kontynuować Mei.
- Mei?
- Długa historia, a i tak by wyszło to imię więc... Mniejsza. Pewnie chcesz znać konkrety. Przewiduje kilka możliwych problemów. Zabezpieczenia magiczne, Lykanie, Wampiry, pułapki. Do tego jest jeszcze jest Antylion.
- To by wyjaśniało takie zbiegowisko. Co masz na wymianę?
- Zaskoczę cię! Coś bardzo wartościowego. Informacje o lokalizacji jednego z Ostrz Zamętu.
- Tss. - Syknął przez zęby Yuuki. Wzrok jego kompanów uciekł na boki. - Faktycznie wartościowe, ale sądzę że to może być zbyt trudne do zdobycia. Jeżeli nie masz nic innego, to raczej podziękujemy.
- Wasz przewodnik wspominał, o ostrzu jeśli dobrze pamiętam… - wtrąciła się piosenkarka - tam, w tamtych ruinach.
- Tak. Zapewne mowa o tym samym. - wtrącił Atari łamanym wspólnym.
- Wiedza o nim na niewiele nam się zda. - dodała Nemu - A i zdobycie go to nie lada... wyczyn. - Powiedziała swoim cichym głosikiem od razu robiąc się lekko markotna. Gdzieś w kąciku jej oka coś błysło.
Piosenkarka nie skomentowała pozwalając innym wejść do rozmowy.
- Hola Yu-chan. - zakrzyknął Tooru podnosząc rękę.
Yuuki wzdrygnął się na moment i spojrzał raczej zimno na czarnowłosego, jakby dopiero teraz zwracając uwagę na pozostałych obecnych.
- Skąd... nie... Oj!! Nie! Uso! [jap. kłamstwo] To(u)-onii-san? [Oni-san - starszy brat, z szcunkiem, Ani - starszy brat] {Yuuki}
- Hai [jap. tak] {Tooru}
- A ten, maniak wojskowy to pewnie Hotaru-san {Yuuki}
- Yo Otouto. [młodszy brat] {Hotaru}
- Uso... {Yuuki}
- Tak, tak. Wiem co chcesz powiedzieć. Zostawmy to jednak na potem. Dołączasz się do Mei? Brzmiało zabawnie i pewnie jeszcze bardziej, gdy będziesz z nami. {Tooru}
Nastała chwila ciszy. Yuu chyba wciąż lekko zaskoczony całą sytuacją nie był w stanie się otrząsnąć.
- Nie wróć! Jak to na potem! Jak się tu u licha znalazłeś!!! {Yuuki}
- Część z tego co teraz powiem, może się nie zgadzać z tym co ty wiesz. Dziewczynka którą spotkaliśmy, kazała się nie przejmować takimi szczegółami. Mówiła że personalnie powinno się większość rzeczy zgadzać. Może się nie zgadzać czas i okoliczności, oraz parę innych czynników. {Tooru}
- Nie rozumiem... {Yuuki}
- The World. VMMORPG. Zostaliśmy wciągnięci przez tą samą grę co ty. W sumie to był plan cię stąd wyciągnąć, ale potem jakoś się w to wciągnęliśmy. {Tooru}
- A twoja narzeczona? - zapytał Yuuki spoglądając na brata jakby zrobił największą głupotę w swoim życiu.
- To jest jedna z nieścisłości. Prawdopodobnie jestem z rzeczywistości, w której wyprowadziłem się ze względu na pracę a nie kobietę. Dlatego tutaj mogę... {Tooru}
- Jesteśmy tymi samymi osobami, lecz niekoniecznie z tego samego świata. - podsumował Hotaru.
- Nie wiem o czym wy do cholery rozmawiacie. - Oświadczyła Mei - Cieszę się waszym szczęściem, ale teraz wróćmy do tematu. Co z wami?
- E... - Yuuki spojrzał na Jenny i jakby rozglądając się za kimś jeszcze w jej otoczeniu. - Zapłatę uzgodnimy później. - oświadczył - Nie myśl sobie, że mam w tym jakiś interes. Znając aniki [brat], pewnie lepiej będzie jak będę z wami.
- Nawet twój młodszy brat wie, żeś młot. {Hotaru}
- Zamknij się, maniaku broni. {Tooru}
- Soren… rozumiesz coś? - Jenny nachyliła się do wampira z nadzieję, że ten coś jej wytłumaczy. - Su?
- Hmm... Jenny Scarlet Voice? - rzekł Su jakby próbując jedynie naprowadzić na tok rozumowania. - Tylko bliżej.
- Coś jak z tym, że spotkałam osoby podobne do Ervena i Sorena? - dziewczyna starała się dalej.
- Tak. Tylko z tą różnicą, że ich światy nie są odległe. Może to być różnica czasu, lub pewnych zdarzeń ale to nadal bliskie siebie rzeczywistości. E... Tooru? Co za dziewczynka wam o tym powiedziała?
- Taka mała, blondynka, jeszcze jak byliśmy w Selvan.
- Znasz ją Su? - zapytała Jenny.
- Prawdopodobnie to właśnie była Aja. Przynajmniej to do niej podobne, by wiedzieć, aż tyle.
- Aż tyle? - zapytał Tooru - To dziecko potrafiło odpowiedzieć na pytania, na które można się było głowić godzinami.
- W zamian za pomoc dostałem Blueprint Kałasznikowa. - przytaknął Hotaru. - Wyrecytowany z głowy. - Dodał z lekkim uśmiechem.
- No ładnie… No dobra, ale to w końcu idziecie z nami, czy nie? - piosenkarka spojrzała na Yuukiego i jego ludzi.
- Pójdziemy. - przytaknął Yuuki - Chociażby po to by mieć brata na oku. Ma dryg do pakowania się w kłopoty.
- No i gitara. Kompania cała. Jak myślisz Hotaru. Ekipa na mały rajd? A może i duży w końcu 3 drużyny.
Blondyn rozejrzał się po zebranych i wzruszył ramionami.
- Przydałby się jeszcze ktoś do olbrzymów. Ma... jakoś przejdzie. - powiedział poruszając palcem w powietrzu jakby coś wskazując i w coś stukając. - Antylion wpisany jest pod Boss, więc taka drużyna powinna sobie dać radę.
- Nadal nie wiem o czym wy mówicie. - rzekła Mei - Jeśli jednak mówicie że będzie dobrze... tym lepiej.
- A ja bym się w sumie chciałą dowiedzieć. Teoretycznie skoro mamy działać razem to możemy się chociaż wymienić informacjami co potrafimy… albo coś. Ja raczej jestem z tych co wspierają bardziej niż stoją na froncie.
- Tak wiem. A raczej się domyślam. - Odparł Hotaru nadal poruszając palcem w powietrzu - Nie wiem na ile to prawdziwe, ale masz klasę barda, jest ona bardziej supportowa niż bojowa.
- A masz wzgląd głębiej? - zapytał Tooru
- Nie rozwijałem. - Odparł. - Z resztą czy pełen apprisal postaci nie jest czasem specjalką?
- Możesz mieć rację. No więc tak. Jestem Tooru, jak już wiecie. Klasa Monk. Czyli typowy fighter w walce kontaktowej. Dość uniwersalny, ale raczej anty-personalny. Hotaru to strzelec, shooter. Także anty-personalny. Czyli jak widzicie nasz duet sprawdza się dobrze na każdym dystansie. Co do reszty zdolności... hmm... specjalek raczej nie ujawnię. Co z tobą? - zapytał się Hotaru - Może jak im powiesz do dadzą się postrzelić?
- Meh.
- No dobra. Sorka, ale poszukiwacze przygód lubią mieć jednego czy dwa asy w rękawie.
Jenny patrzyła na dwójkę z przymrużonymi oczyma. Usilnie starała się zrozumieć co właśnie zostało powiedziane.
- Wy… mówicie jakbyście byli w grze… - stwierdziła nagle rozumiejąc o co chodzi.
- No. Nie inaczej. Przez grę się tu dostaliśmy i... część interfejsu z nami przeszła. Szkoda tylko że respwan nie działa.
- Resurection też nie ma, nawet w zwojach. - dodał Tooru machając ręką jakby dają znać że skończył.
- Zdziwiłbyś się jak wiele spraw taki Interfejs upraszcza. Ale zaraz... Yuu-chan ty też powinieneś korzystać z tego interfejsu? Nie mówiłeś innym?
- Tylko mojej grupie. - rzekł czarnowłosy - Poza tym i tak tylko ja go widzę, więc ciężko to wytłumaczyć.
- Ta... też próbowałem to komuś wyjaśnić. Oj było ciężko, szczególnie jak ktoś niezaznajomiony z gamingiem. Swoją drogą może przedstawisz nam swoich druhów widzę że coś tam pod balans dobierałeś. {Tooru}
- Nemu. - rzekł Yuuki, a dziewczynka wystąpiła o krok. - Nemu jest szamanką. Trochę inną od znanych nam skojarzonych z tym obrazów. Szamani mają kontrakt z duchowymi sługami od których czerpią moc i zdolności. Ma największą z mojej grupy wytrzymałość. Poza tym ma kilka dodatkowych możliwości supportujących.
- Mój Lanceot to raczej pospolity i uniwersalny typ ducha bojowego, dlatego ma sporo zastosowań.
- Ale pewnie w zamian nie ma bajeranckich mocy. Rozumiem. Tank lub wsparcie pierwszej linii.
- Atari z kolei posługuje się łukiem i różnorodną magią. Często robi za przewodnika i zwiad. - Elf ukłonił się delikatnie
- Hunter, lub archer. No nieźle też widzę ubezpieczyłeś się na walkę bliskiego i dalekiego dystansu. I z tobą jako wsparciem, zapewne tworzycie sprawą drużynę.
- Owszem. Jak już zauważyl Aniki. Jestem Enchanterem - magiem typowo nastawionym na wsparcie. Moje możliwości bojowe są bardzo ograniczone i prawie bliskie zeru. W zamian mam szeroką gamę czarów wzmacniających, efektywnych i innych pomocnych.{Yuuki}
- To żeśmy się wtedy dobrali… - mruknęła Jenny przypominając sobie walkę ze zmianami form. - No nie mniej, Su to mędrzec, Lucil używa światła jako broni, Soren… jest zaprzyjaźnionym wampirem, ja zaś używam muzyki jako ofensywy i defensywy. No i jest jeszcze jeden, ale nie wiem czy będzie z nami iść.
- Mało to wymowne. - mruknął Hotaru. - Mniej więcej widzę kto ma jaką rolę. Guardian, Bard support, Wampire warrior i magic warrior. A ten którego brakuje?
- Elf, szermierz, psionik. - Przytaknął Yuuki lekko zimnym tonem. - Mei?
- Ja? Hmm. Korzystam z dźwięku więc pewnie na wasze to będzie bard. Może trochę jestem podobna do Strażnika Lasu.
- Czyli Noiser. - Mruknął ponownie Hotaru. - Tak ogólnie to sporo nas. Możliwe, że przyda się podział na 2 grupy. Choć zależy to od okoliczności. Czy będą to dwie zbalansowane czy uderzeniowa i badawcza.
- Już już maniaku. Nie napalaj się tak. Pytanie kiedy wyruszamy?{Tooru}
- Chciałabym od razu, ewentualnie o świcie dnia kolejnego. Dotarcie do celu trochę zajmie, a im bliżej zmroku tym większa szansa że... - Mei wskazywała że najlepiej zrobić to za dnia gdy wampiry nie są aktywne.
- Imponujące zgromadzenie- stwierdził eldar, nie było słychać kiedy wszedł. Przyjrzał się wszystkim obecnym, typowym dla siebie chłodnym spojrzeniem. Widok Yuukiego i jego bandy nie wzbudził na jego twarzy żadnych emocji.
- Anthrilien - Jenny podniosła spojrzenie do eldara. - Wybieramy się do jaskini pod miastem. Idziesz z nami?
- Tak, dlatego przyszedłem. W trakcie wyprawy możemy zdobyć cenne informacje.
Jenny kiwnęła głową i zerknęła jeszcze na Sorena widząc, że odstawia jakieś pijaństwo.
- Su, Lucil w sumie… pójdziecie? - Jenny wolałą się upewnić.
- Jak zawsze - odparł rogacz. Lucil kiwnął zdecydowanie głową.
Yuuki spoglądał zimno na eldara, widocznie miał mu coś do zarzucenia. Nie zdawało się być inaczej powstrzymywał się, dla dobra swojej grupy, a raczej dziewczęcia które mocno zaciskało piąstki.
- Jestem za tym by wyruszyć od razu. Im szybciej się z tym uporamy tym lepiej. - orzekł mag.
- Hotaru?{Tooru}
- Z tego co widzę to ten elf, psjonik szermierz. Za wiele ciekawych informacji nie ma zapisanych, ale staty ma niezłe. - odparł wojskowy drapiąc się po brodzie. - Anthrilien?... Tooru nie brzmi ci to znajomo?
- Trochę warhammer-owo, ale nie. Nic mi to nie mówi. {Tooru}
- Coś jakby list gończy... Sprawdzę później. - wzruszył ramionami Hotaru
- To co kompania! Ruszamy?! {Tooru}
- Ej! Ja tu dowodzę. - burknęła Mei
Nie dało się nie zauważyć spojrzeń Yuukiego. Jenny pamiętała jak wyciągali Horusa po walce. Zasłoniła usta dłonią rozumiejąc co się stało.
- Anthrilienie… mogę chwilę z tobą pogadać? Idźcie, dołączymy do was.
-Słucham? -zapytał, gdy pozostali opuścili pomieszczenie.
- Ty walczyłeś z tym co miał broń palną, prawda? Coś ty mu zrobił?
- Zraniłem jego duszę - odparł prosto i obojętnie - dostał dwie szanse by zrezygnować z walki i nie wykorzystał ich - arcyprorok dopiero teraz spojrzał na dziewczynę i zobaczywszy wyraz jej twarzy zrozumiał o co jej chodzi - powinien jeszcze żyć.
Jenny uniosła brwi i zaraz potrząsnęła głową niedowierzając.
- Duszę..? A,.. e, a w jakim stanie będzie miał to życie? - do głosu dziewczyny wdarła się nuta oskarżenia.
- Powinien się wykurować.
- Powinien? O to fajnie! - sarkazm w głosie dziewczyny był aż za bardzo wyczuwalny - Słuchaj, mogę mieć do ciebie jedną prośbę?
- Tak?- zapytał, nie specjalnie poruszony słowami dziewczyny.
- Czy mógłbyś nie ranić duszy przeciwników jeśli nie walczymy na śmierć i życie?
- Wyjaśnij mi proszę po czym odróżniasz taką walkę. Czy gdy przeciwnik mierzy do mnie z broni palnej, lub atakuje pod postacią lykana, uważasz, że mam czas zastanawiać się nad jego intencjami? Rozważać czy potraktować go łagodnie jeżeli moje własne życie zależy od kaprysów losu?- eldar mówił spokojnym tonem, który równie dobrze mógł zostać użyty w rozmowie o pogodzie.
- Z tego co widziałam jesteś na tyle szybki, żeby ktoś z pistoletem ci zagroził - zauważyła dziewczyna - plus o ile dobrze pamiętam nie grozili nam śmiercią… poza tym czy ty przypadkiem nie umiesz czytać w myślach? Jesteś chyba pierwszą osobą, która powinna wiedzieć jakie są zamiary przeciwnika.
- Strzelał do mnie z zamiarem zabicia - odparł - zaś czytanie w myślach to sztuka która wymaga skupienia i ciężko wykorzystać ją w trakcie walki. Mówiłem już o tym kiedyś, ale powtórzę jeszcze raz. NIe oceniaj mnie ludzką miarą.
Jenny uniosła brew do góry.
- A może ty zacznij nieco się dostosowywać. Swoim zachowaniem na pewno nikomu nie ułatwiasz zrozumienia - tym razem dziewczyna nie zamierzałą się zwyczajnie wycofać.
Anthrilien przez chwilę wpatrywał się w pustkę, zastanawiając się nad słowami dziewczyny, albo być może czymś zupełnie innym.
- To wszystko? -Zapytał w końcu.
Zawiedziona Jenny popatrzyła na eldara przez moment w milczeniu. Wystawiła dłoń z trzema palcami wyprostowanymi.
- Do trzech razy sztuka. Chociaż tyle. Proszę.
Eldar spojrzał na dziewczynę, z cieniem zdziwienia na twarzy.
- Niech będzie - odpowiedział skinowszy głową - stale mnie zadziwiasz Jenny Scarlet Star.
- O. A to podobno ty widzisz przyszłość - dziewczyna się uśmiechnęła smutno. - Teraz już wszystko. Możemy iść.
***
Południe, pustynia u podnóża Isi’val.
Grupa wynajęła wielbłądy i zmierzała do celu. Powietrze było suche, a słońce grzało niemiłosiernie.
- Ehe ehe. Ehhhh. Hotaruuu~chan. Co nas kusiło by wyruszyć na pustynię? - Lamentował Tooru.
Hotaru zbył go zwyczajowym wzruszeniem ramion konserwując karabin. Coś mu nie szło z ciągłymi podrygiwaniami wielbłąda.
- A właśnie! Chłopaki coście zrobili z tamtą dziewczyną? - zagadnęła Mei
- Kyoko? Chciała nad czymś popracować. Siedzi w bazie i założę się że popija zimne piwko.
- Umi ne? [Morze, co!?] {Hotaru}
- Właśnie. Kyoko-ane, też z wami przybyła? - zapytał Yuuki.
- Nie do końca... ale tak można to ująć. Robiliśmy sobie party u niej i nas wciągnęło. {Tooru}
- Prawdopodobnie pracowała więc też była podłączona.{Hotaru}
- Jesteście niemożliwi... i kim gra? Kannagi, miko, healer? {Yuuki}
- Eee nasze grupy są podobnie zbalansowane. Walka blisko i daleko. Z tym że wy macie full supporta, a my mamy ją, Heavy Warrior. {Tooru}
- Jakoś nie wyobrażam, jej sobie jako Berka. {Yuuki}
- Oj. Zdziwiłbyś się. Berek w jej wykonaniu jest bardzo widowiskowy. {Tooru}
- Engineer. {Hotaru}
- Support? I do tego produkcyjny. To w sumie do niej podobne, ale coś ściemniacie. - zagadnął podejrzliwie{Yuuki}
- Kiedyś zobaczysz. braciszku, kiedyś zobaczysz. - pomachał ręką na znak odsunięcia tematu.
***
- Oj. Jenny. - zakrzyknęła fioletowo-włosa do jadącej na końcu Jenny. Po chwili wstrzymała swego garbatego rumaka by się zrównać. - Zapomniałam dopytać, co myślisz w sprawie... tamtego spotkania. - Zapytała uważnie spoglądając na jadącą przed nimi grupę. Upewniła się że mogą porozmawiać swobodnie.
Jenny również źle znosiła upał. Okryta płachtą nie smażyła się na słońcu tak mocno jak normalnie.
- Wszędzie wszyscy kombinują. Może mam naiwne pomysły. Może nie - sapnęła czując jak gorąc pulsuje jej w głowie.
- Hmm. Jestem tu tylko by wykonać swoje zadanie. Masz. - podała jej manierkę z wodą - Zapewne gdy je wykonam wrócę do domu, na dłuższy odpoczynek.
Jenny pokiwała głową w podzięce. Z trudem powstrzymała się od upicia dużej ilości wody. Będa potrzebować na powrót przecież.
- Co dokłądnie masz zrobić?
- Znaleźć piratów. Uogólniając... znaleźć dużą liczbę ludzi która powinna trafić na morza... a nigdzie ich nie ma. Zapewne nie będziesz kojarzyć. Niejaki Kuroryuu przybył do selvan już dość dawno temu i poszukiwał piratów. Kilka z jego celów okazało się być potocznym “cierniem w oku” Selvan. Nie mniej wspominał o znaczącej liczbie takich cierni i był pewien ich przybycia.
- To wszystko były duchy. Każdy z nich. Spotkałam Ryuu. Jego ludzi. Duchy.
- Chyba gorąco ci szkodzi. Faktycznie Kuroryuu wspominał o Ryuu. Ale pozostałe wymienione przez neigo postacie są jak najbardziej namacalne. Jeden kieruje całą wyspą, jeden jest w podziemiu, a jeden dostał już krzyżyk na drogę. Pozostało więc około 7998-miu zaginionych. Choć wątpię by liczba 10000 była prawdziwa.
- Może i mi szkodzi to słońce. Pomogę jak tylko mogę. Chociaż skoro szukamy tych ludzi w miejscu gdzie rosną kwiaty z których robiona jest sztuczna krew… mam złe przeczucia.
- Pomyślałam o tym samym... może ta krew... wcale nie jest...
- ...taka sztuczna - dokończyła Jenny. - Może lepiej aby ludzie wygrali?
- Też zaczynam mieć takie wrażenie...
***
- Te. Eeee Wampir. No. - pstryknięcia - Saren? Wiem że już o to pytałem. Na pewno nie masz nic przeciwko że będziemy myszkować w (wampirzym) ogródku? - Zapytał Tooru kończąc temat z Yuukim.
-Soren- mruknął Castell, głos nieco tłumiła założona przez niego maska. Nie odczuwał gorąca jak inni, ale podróż była dla niego równie mało przyjemna - nazywam się Soren. I nie mam nic przeciw, co więcej jestem nawet za.
- No to spoko. Mnie to nawet cieszy. Wiesz nie chciałbym mieć noża za plecami. A właśnie to prawda, że srebro i czosnek na was działają?
-Zapewne zależy to od wampira- odpowiedział. Nie był w nestroju na rozmowę o własnych słabościach szczególnie po wydarzeniach jakie miały miejsce poprzedniego dnia- nie wszystkie światy muszą działać tak samo.
- Prawda. Hotaru? - chłopak pokręcił przecząco głową.
- Ech. Mówiłem, by poszukać i przetopić trochę srebra. Byłoby na zaś. - westchnął czarnowłosy
- Też nie masz srebrnych rękawic czy nawet kastetów - odparł blondyn.
- Desu yo ne [jp.~Tak myślałem~] O! A osikowy kołek? - zapytał ponownie.
-Podobnie jak wcześniej wspomniane srebro. Zależy od wampira.
- Hotaru! {Tooru}
- Kolba jest ze świerka lub sosny. - odparł przytulając karabin. {Hotaru}
- Nie przecież żartuję. {Tooru.}
- No nic pozostało więc Ki, może jeszcze jakaś technika duszy i zapewne czysta energia. - po chwili kontemplacji rzekł do Sorena - Choć jestem anty personalny to wampiry raczej podliczał bym pod bestie. Regeneracja ran, władza nad krwią, cienie, przemiana w nietoperze. W razie wampirów liczę na twoją pomoc.
-Nie wiem na co zda Ci się podłączanie ich pod kategorie, ale skoro widzisz w tym ułatwienie...A zrobię co w mojej mocy- dodał z nutką sarkazmu w głosie.
- Wiesz. Kategoria mówi czy się nadaję czy nie. Jak nie to zrzucam robotę na kogoś kto się nadaje.
-I jaka rola według Ciebie najlepiej sprawdza się na wampira?
- Dobre pytanie. Najlepszy byłby łowca wampirów, ale może to być też kwestia umiejętności lub sprzętu. Srebro lub krystaliczna rtęć jako materiał. Może jakieś zdolności lodu, ognia lub światła. Walka wręcz mogłaby przejść, pytanie tylko czy ki albo soul działają. A bardziej dostanie czy wampiry są żywe lub czy mają dusze. Standardowo zapewne szermierz lub mag. W najgorszym wypadku treser bestii. Istnieje szansa że bestia mogła by zostać zauroczona lub stać się pokarmem. Zapewne wampiry nie są tak szczegółowo opisane w poradniku.
***
Słońce minęło właśnie zenit, gdy grupa została zasłonięta przez cień miasta. Znajdowali się właśnie nieopodal wejścia. Część terenu była już skalista, ale wciąż dominował piasek. Wielbłądy zostawiono kilkaset metrów dalej.
- Ech. Nareszcie. Widzę wejście. - zakrzyknęła Mei. - Za tamtą skałą.
Wszyscy odrobinę się ożywili. Nawet Lucil obudził się z pleców Susanoo. Aż dziw że rogacz dał się tak wykorzystać.
Choć jego mina była raczej tęga.
- Jenny. Bądź bliżej mnie. - powiedział silniejszym głosem. - Reszta też niech uważa. Jesteśmy w czyimś lub czegoś zasięgu.
- O wyczuwanie aury? No tak w końcu to mędrzec. - przytaknął Tooru.
Soren raczej niczego nie wyczuwał, ale Anthrilien miał podobne odczucia do rogacza. Będąc w zasięgu czyjejś aury nie da się zlokalizować istoty poza stwierdzeniem, że jest obecna. A weszli w zasięg już kilkadziesiąt metrów temu. Najwidoczniej rogacz stwierdził, że właśnie u celu trzeba być najbardziej czujnym.
Jenny z trudem podreptała do Susanoo.
- Pod miastem… jest wielki stwór. Jakaś ośmiornica, kałamarnica. Może to to?
W tym samym momencie dało się usłyszeć wycie jednego z wierzchowców.
Jenny natomiast poczuła bardzo nieprzyjemne, owijanie się czegoś wokół jej nogi. Czyżby to była macka? Aż strach spojrzeć w dół by się o tym przekonać.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i aż zamachnęła nogą. Dopiero wtedy zerknęła co to.
Macka ośmiornicy owinęła się już dookoła nogi jenny wędrują ku górze.
- Jenny, co jest? - zapytał Lucil zerkając z pleców Susanoo.
- Iiik!
Niestety odpowiedź nie zdążyła nadejść. Jenny została poderwana kilkanaście metrów w górę. niesiona przez mackę.
Z ziemi wyrosły jeszcze tuzin kolejnych. Macki od spodu niczym się nie różniły od zwykłych znanych macek z przyssawkami, jednak z wierzchu pokryte były łuskami moro w barwach jasnego brązu i żółci.
Kilkadziesiąt metrów dalej, na piaszczystym fragmencie pustyni, piasek zaczął się zapadać tworząc lej o średnicy 20 metrów.

- O! Znalazł się gość honorowy! - oświadczył z uśmiechem Tooru. - Hotaru, apprisal!
- Antylion, raid boss. W h... HP. Podatny na magię. Macki są dość silne, ale nie ma żadnych specjalnych ataków. - Wyrecytował blondyn ściągając z ramienia karabin. - Co z dziewczyną?
- A dasz radę przestrzelić mackę? {Tooru}
- Tak. Ale spadnie do od razu do paszczy.{Hotaru}
-Złapię, strzelaj!- zawołał wampir, ruszając biegiem w stronę piosenkarki.
Anthrilien, pozostał w pogotowiu. Wzmocniwszy tarczę obserwował scenę, by w razie co asekurować upadek.
Jenny w amoku niespecjalnie patrzyła co robią inni. Wisiała do góry nogami. Jej bielizna była widoczna, jej gitara chciała spotkać się z wnętrzem paszczy. Łapiąc spadający instrument Jenny wrzasnęła śląc ogłuszającą falę dźwiękową.
Fala bez większych efektów uderzyła w paszczę potwora, a dokładniej została przez niego połknięta.
Zahuczała seria z karabinu. Macka z oporem została przestrzelona i rozwinęła się upuszczając Jenny prosto w stronę paszczy.
Castell przyśpieszył i skoczył na imponującą wysokość. Złapał spadającą dziewczynę, wraz z instrumentem. Siła rozpędu sprawiła że wylądowali po przeciwnej stronie paszczy, wzbijając chmurę piachu.
-Cała jesteś?- zapytał przez maskę, trzymając piosenkarkę na rękach.
- Błee… - wybełkotała w odpowiedzi Jenny mając kręciołki w oczach.
Mężczyzna postawił dziewczynę na nogach i przytrzymał aż nie odzyskała rówowagi.

Jedna z potężnych macek łupnęła o ścianę niedaleko wejścia do jaskini.
- Cholera! Przegrupować się! - krzyknęła Mei - Hotaru!?
- Utrzymamy wejście, albo go odciągniemy. Mei weź Jenny, Soren, Lucil, Nemu. Do środka! Reszta zostaje.{Hotaru}
-Również wchodzę- oznajmił eldar, coś w jego tonie świadczyło że lepiej się nie sprzeciwiać. Nie podobało mu się przyjmowanie rozkazów od dziecka, nie mógł sobie jednak pozwolić na otwarty konflikt.
- Tsc - cmoknięcie niezadowolenia - Lucil zamień się z nim! - zakrzyknął blondyn, biorąc pierwsze lepsze rozwiązanie pod rękę.
- Broń Jenny - rzekł Lucil klepiąc anthrilena po ramieniu na znam zamiany miejsc. Nie wiadomo kiedy zszedł z pleców rogacza.
- Ty też się pilnuj!- jęknęła piosenkarka dochodząc do siebie.

- Tooru taunt-uj! {Hotaru}
Czarnowłosy sięgnął w pośpiechu wyciągając mały złoty obiekt i puścił się sprintem przez pustynię. Owym obiektem okazała się... trąbka.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=bv7sV19Beuc[/media]
Sytuacja wyglądała komicznie gdy mały człowiek biegł aż się za nim kurzyło przegrywając szybki utwór na trąbce. Jednak w momencie gdy zagrał wszystkie macki stanęły na pion i jak jeden mąż wycelowały prosto w niego.
Na ten widok Castell zakrył dłonią oczy. “Amatorzy…”
 
Asderuki jest offline  
Stary 17-02-2017, 13:11   #70
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Główna Aula Świątyni Wiedzy. Erven.

Po zebraniu się całego kolegium magicznego, Erven przedstawił zdobyty ledwie chwile temu zwój Mugen. As atutowy w walce z demonami.
- ...mówisz że mamy się przygotować na reperkusje po wojnie z demonami. Zakładasz że dojdzie do wojny z aniołami? - zapytał profesor Ranagor
- Jak nie urok to sraczka. - mruknęła pod nosem Felicja.
- Echo będzie się starać wziąć winę na siebie. Tak czy inaczej nie możemy tego wykluczyć. - odpowiedział Erven - Choć nawet anioły będą miały problem kiedy przyswoimy tą wiedzę, a w trakcie wojny ci którzy przeżyją urosną w siłę.W porównaniu z poprzednim potyczkami tym razem będziemy przygotowani. W każdym bądź razie co się stało to się nie odstanie. Dostaliśmy zwój, nie użycie tej mocy wiązałoby się z głupotą.
- Problemem wciąż pozostaje koszt użycia Mugenu. Czyli degradacja własnego rdzenia. Nie ma co zaprawdzę Ostateczne zaklęcie. - skomentował Seishun
- Póki nie przyjdzie nam walczyć z demoniczną rasą, to zaprawdę broń ostateczna. - Skomentowała Tarna Lea. - Każde Ultimate Magic takie jest?
- Im potężniejsze tym większy koszt jego użycia. Hipernowa odbiera ruch za tydzień. - Skomentował Tallawen. - Bodajże Ultimate Magic Higni: SunBlast był niekontrolowanym czarem o wielkim obszarze działania. Niszczył wszystko na swojej drodze, ale nie sposób było przewidzieć jaki obszar pochłonie i co będzie z użytkownikiem. Ale muszę przyznać jesteśmy między młotem a kowadłem. Skrajne zło i skrajne dobro, a sojuszników niewielu. Gdyby udało się chociaż stworzyć front na zachodzie. Mielibyśmy demony w enklawie.
- Ponoć oddziały o to dbają rekrutując wśród przybyszów. - skomentował demonolog - Nie mniej to nasza ostatnia deska ratunku, miejmy nadzieję, że nie będzie potrzebna.
Tu Erven zamyślił się chwilę.
- Tak czy inaczej las ma własne problemy, Sanderfall jest neutralne, może Przystań? W końcu jak my padniemy oni też będą zagrożeni.
- Konflikt rodów. Zapewne staną do walki, ale nie liczyłbym by szybko przybyli nam na odsiecz. W selvan też pojawiły się znamiona zła. - orzekła rzeczowo Illuar
- Ervenie czym się teraz zajmujesz? - zapytał Tallawen mając na myśli jakieś nowe zadanie. - I jak szybko jesteś się w stanie zmobilizować?
- W każdej chwili. Na tą chwilę dostałem zadanie od Naczelnego Dowództwa, wyruszam jutro z rana. Powinienem wrócić w miarę prędko. - odpowiedział rzeczowo Erven.
- Jak zakończysz swoje zadanie udaj się od razu na zachód do Lounger, miasto na północny zachód od Donovan. Powiadomię drużynę Zero i smocze siostry by były na miejscu. Połączysz z nim siły i ustanowicie tam pierwszą linię frontu. Później wyjaśnię to Agaunowi. Powinniśmy przynajmniej na ten moment przygotować się na wojnę. Dalej na zachód jest już tylko Garollo. Później są już tereny zachodnich krańców. Nie sądzę by dotarła tam regularna armia, ale i tego nie możemy wykluczyć.{Tallawen}
- Przyda się aktualna mapa. - skomentował Erven - Choć przyznam, że planowałem podszkolić się z zakresu walki bezpośredniej kierując się żelazną logiką, że takiego obrotu spraw demony nie będą się spodziewać. Kto z naszych będzie się tam znajdował?
- Najnowsza powinna być na biurku Arne, jako ostatni robił jej przegląd. Póki co jest aktualna i stabilna. - Powiedziała Sofia {bibliotekarka.}
- Aktualnie nie stacjonuje tam nikt. W okolicach jest jednak grupa Zero i z raportu wynika że mają już 2 smocze siostry. Z kolei dalej, w Gacie [Gata], powinny znajdować się Ihasta i Herbia. Prowadzą badania nad żyłami mocy. Gdy zakończą zadanie miały się udać do Garollo.
- Rozumiem. Stwórzcie kopię tej mapy, przyda mi się. Choć nie wiem czy dobrze jest ustawiać tam front. Demony atakują z opuszczonej twierdzy, osady i najpewniej Londynium. To wykracza poza standardowe założenia sztuki wojennej.
- Opuszczona twierdza jest potrójnym frontem Targas-Lofar-San Serandinas, Osada podobnie tylko zamiast lofar jest Las. Londynium jest punktem strategicznym bo to jednocześnie najszybsza droga na zachód i jedynym frontem dla niej jest stolica. Jeżeli demony odetną nas od zachodu przyjdzie nam walczyć w enklawie.
Yue zaczął gestykulować uzgadniając coś z pozostałymi profesorami.
- Tak. Stolica jest w najgorszej pozycji bo jesteśmy chronieni tylko od południa dzięki pasmu górskiemu. To my jesteśmy w enklawie. Ale jeśli powstanie front na zachodzie, to demony będą zamknięte w centrum uni.
Erven pokiwał powoli głową.
- Rozumiem. Jak tylko się uporamy z zadaniem przeniesiemy się na zachód do Lounger. Jest coś co jeszcze powinienem wiedzieć?
- Póki co to tyle. Jeżeli sytuacja zrobi się nieciekawa. Razem z Zero macie wolną rękę do podejmowania decyzji.
Złowieszczy uśmiech mignął przez twarz Ervena, lecz szybko zastąpił go spokój. Anielski spokój. Tak, to lubił najbardziej. Nieszczęśliwie nie będzie miał czasu który sobie zaplanował, ale nadrobi w przyszłości. Wątpił, by demony czekały pokornie, a to oznacza że trzeba im było wyprawić przyjęcie powitalne… jaka szkoda, że nie będzie miał jak użyć swoich atutów… ale może to nawet i lepiej? Niech to co ukryte zostanie ukryte.
Zasalutował mówiąc.
- Oby nasze następne spotkanie odbyło się w bardziej sprzyjających warunkach.
Po czym ruszył w kierunku placu treningowego. Trzeba było przełożyć treningi na czas powojenny i odebrać glejt od generała, oraz… sprawdzić co z Aulą. Wątpił, by treningi tego świata były podobne do tych z jego, ale zawsze warto sprawdzić.

Plac Treningowy. Erven i Echo.


Anielica jak powiedziała tak zrobiła i udała się z powrotem tam gdzie ćwiczyłą Aula. Nie spieszyła się oglądając jak zwykli ludzie spędzają swój dzień. Dostrzegała niepewne spojrzenia, ale nie przejmowała się nimi. Nie mogła oczekiwać niczego innego. Oczywiście miała w zamiarach pokazać się od lepszej strony, aby ludzie poczuli że mogą jej zaufać i czuć się bezpiecznie. Dlatego też kiedy zbłąkana piłka podturlała się tuż pod jej łapy ze zdziwieniem rozejrzała się. Postronni świadkowie zamarli w oczekiwanie na to co się stanie, ale Echo odnalazłszy właściciela pchnęła łapą piłkę z powrotem do dzieciaka. Uśmiechnęła się przyjaźnie i nie robiąc więcej szumu wokół siebie podążyła dalej.
Złowrogie uczucie przeszło po jej sierści. Ktoś ją obserwował. Delikatny biały blask podążał równolegle do niej w sąsiedniej alejce. Nie było mowy o pomyłce, już ją znaleźli.
Anielica przeszła w lekki trucht zachowując spokój. Względny spokój, gdyż zużyła dzisiejszego dnia sporo mocy. Smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy wiedząc, że konsekwencje jej czynu zaraz do niej dotrą. Miała nadzieję, że dane jej będzie więcej czasu. Mijając tłumek i wychodząc na pusty plac rozłożyła skrzydła i wybijając się wzbiła się potężnie w powietrze. Póki mogła wolała walczyć z dala od ludzi.
Ze swoim obserwatorem spotkała się, gdy tylko przekroczyła pierwszą warstwę chmur. Nie mogła jeszcze, odetchnąć z ulgą, choć najgorsze okazało się być jeszcze w oddali. Oto unosiła się przed nią dominacja - Archanioł Koertian.

Ustawiony był do niej prawicą, w ręce trzymając otwarty zegarek, którego pokrywka była amulet trona.

- Echo. - rzekł zamykając zegarek. - Wiesz po co przybyłem.
- Wiem Koertianie - anielica zawisła w powietrzu. Wcale nie było jej do śmiechu.
- Niebo (tu w rozumieniu władz) wyprowadziło nakaz twojego powrotu, siostro. Masz wrócić na Aftokrator i poddać się karze złamania zasad.- powiedział raczej spokojnym głosem niosącym ze sobą odczucie smutku.
- Poddam się karze, ale jeszcze nie teraz bracie. Nie zostawię ludzi na pastwę armii demonów.
- Wiesz siostro, że z niebem nie ma żartów. Twój mentor zaznał już kary. Przyjął na siebie cały występek, twierdząc że byłaś jedynie jego narzędziem.
Na twarzy anielicy pojawił się wyraz bólu.
- Jaką karę otrzymał? - zapytała cichym głosem.
- Najwyższą. Serafiny pragnęły odebrać mu świętość i zesłać go do postaci człowieka, aby tak zakończył swój żywot. Jednak Siostra (z dużej bo z większym szacunkiem) Shandya (Uriel) zlitowała się nad nim i odebrała mu życie. Jego gwiazda zagościła na nocnym niebie.
Echo zapłakała roniąc łzy, które zmieniając się w złote kryształki spadły w dół w końcu upadając na ziemię.
- Przekaż Niebu, że stawię się na rozprawie jak tylko wspomogę ludzi w tej wojnie. O ile żaden z plugawych mnie nie zabije wcześniej.
- Siostro... - powiedział smutnym głosem - Nieba nie interesuje ludzkie dobro. Oddziały archaniołów i mocy już szykują się do walki, ale wkroczą dopiero gdy zło postawi tu swe kopyta. Nie zamierzają czekać. - otworzył zegarek - Tylko Dominacje mają trony, byśmy mogli znajdować naszych odbiorców. - powiedział do siebie ale na tyle by Echo to usłyszała. - Jeśli skłamię, że cię nie znalazłem, lub pomogę ci się ukryć, to i mnie czeka kara. Swe zadanie wykonałem, a gdy nie pytają nie muszę zdradzać szczegółów.|
- Swojej decyzji nie zmienię. Możesz im powiedzieć jak zapytają. Kłamstwo nie popłaca. Zdawałam sobie sprawę z konsekwencji tego co zamierzałam zrobić i wciąż sobie zdaje. Wystarczy… wystarczy że mój mentor postanowił mnie ochornić… - anielica zawiesiła głosa i spojrzałą w dół poprzez chmóry.
- W ludziach jest tyle samo dobra co i zła, ale oni zawsze mają szansę na poprawę. Uważam, że warto jest pomóc. Nawet jeśli reszta Braci i Sióstr postanowiła ich potępić.
- Miłujesz ich tak samo jak twój mentor, Echo. Może, to właśnie wasza wiara winna być tą właściwą. Może właśnie ktoś powinien się postawić aktualnym zasadom. Spróbuj. - wyszeptał niesłyszalnie. - Masz czas, nim Serafiny nie stracą cierpliwości. Wtedy nie będzie już odwrotu. Nie chcę tracić członków rodziny. Bywaj siostro.
- Być może się jeszcze spotkamy Koertianie.
Po tych słowach anielica zleciała do miasta.|

Na placu treningowym, Aula leżała na trawie spokojnie oddychając. A raczej skupiała się na tym by spokojnie oddychać. Agaun nieopodal z odstawioną tarczą, wycierał spocone czoło. Po obojgu widać było oznaki zmęczenia.
- To mniej więcej wszystko. Przydałoby się, abyś tak jak twój brat Kali zdobyła trochę doświadczenia. Nie namawiam, bo się różnicie, ale i tak nie obejdzie się jeśli nie będziesz gotowa na najgorsze. W każdym razie to na dziś wszystko.
- Dziękuję za lekcje. - odparła wystarczająco głośno.
- Ach, widzę, że się spóźniłam - Echo wylądowała na trawie. Była wyraźnie przygaszona.
- Mam nadzieję, że lekcja była owocna?
- To pojętne dziewczę i szybko się uczy. Jestem rad, że ukazał się taki talent. Choć... osobiście chciałbym mieć trochę więcej czasu. Niestety magowie światła mają ciężki żywot.
- Dlaczego? - będąc istotą światła Echo nie była pewna dlaczego tak miałoby być.
- W większości to medycy. A demony nie są tak głupie, by tego nie zauważyć. Szczególnie w działaniach na wielką skalę. Ile razy widziałem już ten scenariusz. - mruknął ze smutkiem. - Magowie 2 poziomu znają się już na magii ofensywnej i zwykle szkolimy ich w boju, więc jest im ciut łatwiej. Nawet da się ich ukryć na polu bitwy. Dopiero gdy po drugiej stronie stanie demon rangi generała trzeba ich wycofywać. Tacy wiedzą jak prowadzić walkę by uszczuplać ich szeregi. Powiedz anielico jak wiele wojen z demonami już przeżyłaś?
- Skłamałabym jeśli starałabym ci podać jakąś konkretną liczbę… Nie jestem pewna. Przed naszym odejściem walki toczyły się co chwila.
- To powinnaś wiedzieć, że te plugawe istoty są podstępne i dążą do celu najlepszą dla siebie drogą. Straciłem przez nich dwóch bliskich mi magów leczących, podczas ataku na dawny zakon. Z tego co pamiętam z dawnej wiedzy to anioły i demony zawsze prowadziły wojny na wyniszczenie. Też nie mieliście łatwo - rzekł Rangard - Ale dobrze że choć ty zdajesz się być po naszej stronie. Słyszałem wiele złego o twoich pobratymcach.
Echo zamilkła na moment odwracając spojrzenie. Wiele jej słów przychodziło do głowy, ale wolałą nie dzielić się nimi z generałem. Gdy znów na niego spojrzała jej twarz wróciła do ładu.
- Moi bracia i siostry przybędą walczyć. Będziecie musieli być dodatkowo ostrożni.
- Dobrze... Dziękuję. - powiedział już nieco ciszej.
Widocznie nie mógł tego otwarcie przyznać ale obecność anielicy była dla niego radością.
Wtedy swobodnym krokiem pewnego siebie i zadowolonego z życia, i wszystkiego czym jest, wkroczył białowłosy mag, Erven.
- Widzę, że minęła mnie prawdziwa zabawa… - mruknął spoglądając na Aulę to na Agauna. - Nie wierzę, że dała Tobie, Generale, taki wycisk. Można powiedzieć, że zaczynam powątpiewać, czy poradziłbyś sobie z poważniejszym przeciwnikiem… choć mam nadzieję, że się mylę. Wojna za pasem.
Na czole Rengarda pojawiła się żyłka. Widocznie Erven celnie ukąsił.
- Ech. To bardzo wytrzymałe i pełne werwy dziewczę. Ma mnóstwo energii i jak widzisz, nie próżnowaliśmy. Ale cóż... ja wciąż stoję. - powiedział dumnie się prostując.
- Jak mogłem oczekiwać od mojej protegowanej. - powiedział Erven skinając Auli - Wybacz, że nie mogłem oglądać osobiście, sprawy wyższej wagi zmuszone były przykuć moją uwagę. Nie mniej moje gratulacje. Mało kto jest w stanie sprawić by nasz “Staruszek” się zmęczył.
Kolejna żyłka pojawiła się na czole generała.
- O... Może i tobie dała by popalić. W końcu też najmłodszych lat nie jesteś Ervenie. A o ile dobrze pamietasz Redgardzi żyją trochę dłużej od Ludzi, więc starość jest względna.
- Jeśli i mi dałaby popalić to znaczyłoby, że jesteśmy na podobnej stopie generale. Może przeskoczymy pośredników i sprawdzimy to na własnej skórze? - zaproponował Erven patrząc generałowi prosto w oczy.
- Dawaj! - Odparł z uśmiechem spoglądając w dół na ervena.
Generał nie był dużo wyższy od Ervena, ale zdawał się podkreślać różnicę swoją dumą.
Podniósł stojącą obok niego dużą tarczę. Zapewne prywatny artefakt, należący do grupy artefaktów światła. Do tego dobrał duży szeroki miecz dwuręczny trzymając bez problemów w jednej ręce.
Erven oddalił się od generała na dwadzieścia kroków wyjmując swój miecz próby mistrzowskiej z pochwy i sięgając po zdobyczną różdżkę.
- Zaprezentujmy nasz wybór broni Generale. By świadkowie wiedzieli o naszych predyspozycjach na tą walkę. - powiedział spoglądając na Agauna.
- Wybrałem miecz próby mistrzowskiej, runowany przez człowieka ze stolicy. Moją bronią boczną jest ta różdżka. Zdobyczna z jednych z ruin, jeszcze nie miałem okazji jej wypróbować, więc gram w ciemno. Jaki jest Twój wybór?
Echo otworzyła usta widząc nakręcających się mężczyzn.
- Ervenie, nie powinieneś w ten sposób - powiedziała z karcącym tonem. Nie przerywała jednak ich pojedynku. Podeszła do Auli i z uśmiechem nachyliła się nad nią.
- Masz ochotę powrócić do domu? Mogę cię tam zawieźć.
- Jestem ciekawa walki, ale też bardzo zmęczona. Marzy mi się kąpiel. - odpowiedziała z uśmiechem.|
- W takim razie poczekamy, a potem ci pomogę - szepnęła już Echo aby nie przeszkadzać w kłębiących się za nimi emocjach pomiędzy oboma mężczyznami.
- Moją bronią będzie ten miecz. Trochę lżejszy od mojego ostrza i zapewne wykonany ze stali... czyli mniej wytrzymały. Za to mam swoją tarczę - mój amulet. Jeden z artefaktów stolicy. Tarcza Sprawiedliwości. Ma parę wspomagających cech, ale wykorzystam ją jako zwykłą tarczę. - Odparł przyjmując zwartą pozycję bojową z tarczą na przodzie i ostrzem nad nią, wycelowanym w stronę Ervena.
Erven pokiwał powoli głową przyjmując luźną postawę. Jeszcze przyjdzie się wykazać, na tą chwilę chciał sprawić wrażenie niegroźnego… co było fałszem.
- Proponuję walkę do utraty sił, lub momentu, aż jedna ze stron się podda. Jakieś konkretne zasady poza tym?
- Ewentualnie rozbrojenie przeciwnika. - przytaknął Agaun - A teraz pokaż na co cię stać.
Z ostatnimi słowami wystartował w szarży. Faktycznie bez mocy magicznych czy innych dystansowych był na słabszej pozycji co zmuszało go do walki w zwarciu.
Erven wykonał różdżką prostą pradawną runę mówiąc “Sharka’ness, vis sorde”. Zaklęcie dziedziny ziemi. Za szarżującym wystrzeliła w górę ściana popękanego kamienia o przekroju półkola otwartego na nich. Eldrich miał prostą metodę. “Zmęczyć przeciwnika”. Kiedy generał znajdzie się w bliskim zasięgu wypuścić zaklęcie które miał na końcu języka i cisnąć nim w ścianę za nim która to zawali się na niego. Jeśli sprawy okażą się poważne nie szczędzić środków by unieszkodliwić go, a po telekinezę sięgając w ostateczności. By odepchnąć i przywołać oręż, lub różdżkę z powrotem do dłoni.
Po samym spojrzeniu generała widać było, że jest ostrożny i docenia możliwości Ervena. To się nazywa doświadczenie. W momencie wypowiadania kolejnego zaklęcia, generał zatrzymał się występując o krok w stronę ervena i biorąc potężny zamach. Zapewne musiał użyć jakiegoś z zaklęć czy technik wzmocnienia ciała. Ostrze przecięło zaklęcia wiatru. Miecz wylądował w szerokim rozstawieniu, a korzystając z siły obrotu generał wystąpił drugi krok celując w maga tarczą. Sprytne. Taki ruch oszczędza wiele czasu był zaskakujący i miał duże szanse na trafienie. Czy był wystarczająco silny? Erven wlał tego nie sprawdzać. Zaklęciem ziemi postanowił zaatakować spod tarczy. Zakładając, że generał nie jest desperatem, przerwie to atak. Logika nie była błędna. Nie mogą uniknąć takiego ataku, Generał musiał zmienić postawę atakując na ponów mieczem i uchylając się do tyłu. Bardzo skąpe ruchy świadczyły o doskonałej kontroli ciała i ponownie podkreślały doświadczenie bojowe. Aktualnie obaj wojownicy byli od siebie w odległości 2 metrów. Jak teraz zaatakować? Erven domyślał się, że atak czarem 1 stopnia będzie za słaby, a trzeciego może oddziaływać także na niego. Z resztą ostatnia opcja była zbyt czasochłonna. Czary drugiego stopnia to minimum jakie powinien nosić atak, ale na tak krótkim dystansie, mogą także być niebezpieczne. Telekineza? A może czas zmierzyć się w zwarciu? Choć siła generała nie należy do typowych, więc i w tym przypadku Erven jest na złej pozycji. Tak ta walka z pewnością jest podkreśleniem wady jakimi mag był obarczony dając doskonały sposób do ich przeglądu. Może i magia ervena była potężna, ale skuteczna w pełni na krótkim dystansie i dynamicznym starciu.
Zaklęcie stopnia 1 gromu. Błyskawica uderzyła w Tarczę Sprawiedliwości odbijając się w jeden z ćwiczebnych manekinów. Cóż to było do przewidzenia. Generał nie ruszył się z miejsca.
Krzywy uśmiech zawitał krótko na twarzy maga kiedy jedno słowo padło z jego ust.
- “Skagrak” - Mieszane zaklęcie magii wiatru i mroku mające na celu wytworzyć prąd wirowy wokoło celu zaklęcia. Od nóg po głowę osłabiając i zaburzając koordynację. Kiedy zaklęcie opuszczało jego różdżkę pchnął generała dodatkowo silnym impulsem telekinetycznym skierowanym na nogi z boku mającym na celu dodatkowo wzmocnić zaklęcie i wybić go z równowagi. Dzięki formule magicznej działanie telekiezy mogło zostać zakamuflowane, a o to właśnie chodziło. Erven nie miał zamiaru odkrywać swoich kart pochopnie.
Uczucie bólu przeszło przez ciało Ervena. Jednoczesne używanie magii i telekinezy widocznie walczyło ze soba wewnątrz organizmu. Odrobina bólu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale na dłuższą metę mogła okazać się niekorzystna.
Przeskoczmy jednak godzinę i pół w przyszłość...
Na placu boju wyglądającym teraz jak po wybuchu bomby, a może i dwóch, panowała cisza. Wokół wbitej w ziemię różdżki, w promieniu 0.25m trawa była wypalona a różdżka tliła się lekkim żarem. Tak ewidentnie przeszła chrzest bojowy. Dalej wbity w bele drewna wystawał miecz Ervena skrzywiony pod lekkim kątem. Gdzieś, parędziesiąt metrów dalej, wbita w ziemię tarcza sprawiedliwości.
A na środku placu w ziemi zaburzonej, powgniatane, w lejach po wybuchach, leżeli obaj walczący.
Erven w pozie krzyża dyszał ciężko. Jego szata była poszarpana, a rękaw w którym trzymana była różdżka został nadpalony aż pod ramię. Pod nosem były resztki zaschniętej krwi. W głowie szumiło i uciskało jakby to był najgorszy kac w jego życiu. A ciało było tak ociężałą, że nie dało się ruszyć. Jednoczesne efekty wyczerpania energii magicznej i przeciążenia psioniki. Dodatkowo lekkie ogłuszenie i suchość w ustach.
Po drugiej stronie leżał Agaun. Twarzą ku ziemi prawie nagi. Jedynie ostały się gacie i w dodatku nadpalone. W jednej ręce wciąż zaciskał coś jakby trzon miecza, który dawno był już w kawałkach a może nawet i został zamieniony w pył. Pod drugą leżały drzazgi i kawał pnia, także w kawałkach.

Zaistniałą sytuację można opisać jednym słowem...

W pełni zilustrowanym przez słowa wypowiedziane przez generała, bez zmiany pozycji.
- Masz już dość? - wycharczał w piasek.

...Upartość.

Erven zaśmiał się lekko, a może raczej zacharczał.
- Nie, ale muszę się zregenerować przed jutrem, więc wiesz.
Chwila milczenia spowiła ich dwoje, aż mag znowu się odezwał.
- Obawiam się, że nasz trening musimy przełożyć, Tallawen wtajemniczy z sprawę.
- Ou. - odparł generał ciekawe czy to było po swojsku czy jedynie stęknął z bólu.
W każdym razie oboje musieli jeszcze chwilę poleżeć nim ktoś przyjdzie im pomóc, albo Echo wróci po odprowadzeniu Auli. Prawdopodobnie Illuar także udała się po pomoc... ale zwyczajnie sobie poszła. Choć kilku rycerzy przyszło poobserwować starcie, trafili akurat na moment gdy dwójka walczących, zapomniała już dawno o otoczeniu. Można podejrzewać, że elfka powiedziała wszystkim by po starciu zajrzeli dopiero na wieczór. A znając ją mogło to brzmieć “Dajcie im ochłonąć do wieczora.”
Anielica przybyła kiedy do jej uszu dotarło, iż walka się zakończyła. Ewakuowała się wraz z Aulą kiedy obie zrozumiały, że zaczyna robić się mało bezpiecznie. Teraz zaś anielica patrzyła na obu wyraźnie oceniając wynik walki. Ostatecznie nie odezwała się tylko poszła i wyciągnęła zębami różdżkę z ziemi kładąc ją obok Ervena. Potem poszła i przyciągnęła tarczę generała. Wróciła się po miecz i zdjęła płaszcz okrywając nim generała.
- Zdaje mi się, że tobie przyda się bardziej - zawróciła się do Ervena. - Mam cię podnieść czy dasz radę sam się wgramolić na moje plecy?
Po tych słowach położyła się aby dać szansę człowiekowi wczołgać się na jej grzbiet.
- Wygodnie się leży… - charcząc wymruczał Erven - ...daj mi chwilę.
Echo przyjrzała się jeszcze raz mężczyźnie. W krótkim błysku światła jej twarz zmieniła się w lwi pysk. Rozwierając szczęki ujęła maga za bark i podniosła do pozycji siedzącej. Wspierając go łapą, a potem skrzydłem wsunęła go na grzbiet tak, że leżał jak worek. Następnie zabrała miecz i różdżkę w pysk i podeszła jeszcze do generała.
- W takim stanie oboje was na plecy nie wezmę. Chyba, że masz siłę się wgramolić na moje plecy - zabrzmiał jej głos w uszach obojga.
Erven westchnął po czym odezwał się chrapliwym głosem.
- Chwytaj generała… jakoś ustanę i dojdę na miejsce.
Po czym zsunął się z Echo i stanął na chwiejnych nogach.
- Ale najpierw odwiedzę speca od uzbrojenia. - To mówiąc odebrał od anielicy miecz i różdżkę… w jakże fatalnym stanie przyszło mu naprawiać sprzęt. Cóż, będą plotki, a jak to z plotką… nie ważne co mówią, ważne by mówili, a skoro dał radę odejść z pola bitwy o własnych nogach…
- Mam nadzieję, że się wyrobi w jedną noc… cóż, nie ma innego wyjścia.
Zasalutował generałowi z grymasem bólu i ruszył chwiejnie zataczając się na boki ku swojemu celowi…
- Wygodnie się leży… - wycharczał piasek z ust generał - Illuar powinna niedługo się pojawić. Możecie napomknąć w koszarach że przyda się wino a nawet i beczka. Za płaszcz dziękuję. Zwrócę... w najbliższym czasie.
Eco patrzyła na mężczyznę przez chwilę zastanawiając się nad tym co zrobić.
- Płaszcz jest od waszych ludzi generale. Nie ma co tak leżeć. Pomogę. Niech ludzie pana zobaczą jak wjeżdża niepokonany.
Anielica postanowiła pomóc generałowi. Usadziła go na swoich plecach i zabierając tarcze poszła do koszarów.
- Przygotujcie beczke wina dla zmęczonego ale niepokonanego generała! - powiedziała na wejściu donośnym głosem pełnym werwy. Miała nadzieję, że utrzyma dobry wizerunek generała. Aż za dobrze wiedziała jak ważne są morale ludzi.
Koszary wybuchły gromkim śmiechem, na czele z Gramonem. Wniesiono beczki wina... i noc minęła na zabawie ku zdrowiu zmęczonego.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172