| Delberz, Delberz... Lubił tu przyjeżdżać, bo czuł się w tym mieście jak w domu. Ogólnie to w całym Middenlandzie tak się czuł. Tym razem nie zabawił długo gdzie indziej, bo wzieli razem z Solveig zadanie od jednego z kupców, którzy chcieli śmierci typka, co się przystawiał do jego córki. No to już się nie będzie przystawiał, wszystko zostało załatwione tak, jak trzeba, a dowód śmierci niegodnego ręki pierworodnej Hildebranda Solveig miała u siebie w torbie.
Właśnie, Solveig. Współpracowali od... w sumie to Marcus nie wiedział nawet dokładnie jakiego czasu, chociaż praca to nie wszystko, co ich łączyło. Było jeszcze łóżko i fantastyczny seks. Tak, blondynka wiedziała, jak zrobić mężczyźnie dobrze i żeby się przy okazji nią nie znudził. Beisterowi pasował taki układ bo przecież nie codziennie znajdowało się kobietę, która znała się i na mordowaniu i pieprzeniu.
Solveig była wysoką i smukłą kobietą przed trzydziestką. Nieco rozmarzone spojrzenie i ładna buzia usypiały czujność wszystkich mężczyzn, co oczywiście bardzo się jej przydawało w pracy, gdy trzeba było kogoś dyskretnie zarżnąć albo wydobyć potrzebne informacje bez używania przemocy. Beisterowi dobrze się z nią współpracowało. Ubrana była w bordowo-granatowy płaszcz z kapturem i lekką skórznię, przy pasie wisiał krótki miecz. Do tego miała ze sobą torbę, która mimo że wyglądała na ciężką, to po blondynce nie było tego widać.
Weszli do "Złotego Kufla", a Marcus od razu skarcił wzrokiem tych, co się za bardzo przyglądali. Nie był typem, któremu wchodziło się w drogę - wysoki, szeroki w barach o spojrzeniu mordercy i twarzy pooranej bliznami. Ubrany w najlepszej jakości skórznię i ciemny płaszcz z kapturem zdradzał zwykłego podróżnika.
O tym, że jednak takim zwykłym podróżnym nie był podpowiadała broń: pięknie wykonany miecz półtoraręczny, który zajumał rok temu z pokaźnej kolekcji pewnego hrabiego w Nuln, sztylet przy pasie i kusza na plecach z zapasem dwudziestu bełtów. Pozostałe zabawki miał pochowane w specjalnych ukrytych w płaszczu kieszonkach, żeby nie afiszować się z tym, czym się naprawdę zajmuje. Ledwo się rozsiedli, a przypanoszyła się tłuściutka dziewka karczemna, która pewnie sutkami mogłaby odkręcać butelki od wina. - Dla mnie jajecznica i dzban wina. Co dla ciebie, kochana? - Spojrzał na blondynkę.
Solveig uniosła brew. Nie cierpiała, jak ją tak nazywał. - Kotleciki i grzane mleko. Pokój też weźmiemy. Jeden, z dużym łóżkiem - powiedziała.
Służka skinęła im głową i odeszła, a zabójczyni spojrzała na Marcusa.
- Jakie plany na resztę dnia? - Jak zjemy, wybierzemy się do Hildebranda odebrać pieniądze za zlecenie. Potem się pomyśli. Pewnie pobalujemy w Delberz z dzień, albo dwa. - Beister wzruszył ramionami. - Dobrze, przyda się uzupełnić zapasy. Zwłaszcza, że będzie za co to zrobić - odparła blondynka. - Dokładnie. Co byś powiedziała, żeby po powrocie od naszego chlebodawcy wskoczyć razem do balii pełnej gorącej wody? Przyda nam się relaks, nie sądzisz? - Uśmiechnął się, przejeżdżając dłonią po jej policzku. - Zobaczymy, może będę w nastroju - rzuciła, uśmiechając się krzywo. - Te kobiety... - Beister pokręcił tylko głową, czekając na żarcie.
W brzuchu mu burczało i czuł, że zaczyna się irytować z głodu. Lepiej, żeby służka się pospieszyła z zamówieniem... |