Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2016, 15:24   #37
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W rzeczy samej. Robin BYŁ przerażony. I gdyby się uspokoił to mógłby tylko zgadywać czym bardziej. Czy widokiem potwora przebywającego w tym co mogło być… wnętrzem River, czy widmem śmierci jakie roztoczył nad nią i nad nim rozwścieczony pan Marco.
- To nie ona! - krzyknął bezwiednie wpadając w dziecięcą merytorykę identyfikacji winowajcy - Nie ona! Tam... coś jest! I on… Ja mu mówiłem, że to niebezpieczne! I żeby uważał! To on nie posłuchał!
Widział pole działania mocy tego mężczyzny. Widział jak naciska na River. Serce mu łomotało, ale instynktownie czuł, że to groźba. Tak był nauczony. Karę poprzedzała groźba. Zawsze. Poza tym nie wiedział dokładnie czemu, ale bał się tego mężczyzny. Równie zresztą mocno, co podziwiał. Nie chciał rzucać mu wyzwania. Ale gotów był spowolnić czas dla głowy Marco. Żeby wolniej myślał. Żeby dało się wyrwać River i może uciec z zasięgu jego mocy. JEŚLI groźba zmieni się w karę.

Czy miał jednak na to czas? Jeśli w Mieście Feniksa istniały jakieś zasady, były one zupełnie obce. Robin zobaczył jak ciało siostry zapada się do wewnątrz pod wpływem niewidocznego ciężaru mocy Kapłana Feniksa. Oczy, nos, wargi, a potem zęby... wszystko zapadało się do środka. Słyszał trzask łamanych kości w ciele River. Nawet jeśli to spowolni... już teraz wydawało się, że jest za późno.
Jeśli w życiu Robina był jakiś moment, który definitywnie coś kończył, to nie było to bynajmniej zapisanie do programu badawczego. Nie było też wybudzenie z wieloletniego snu w świecie, który mógł przypominać wyłącznie koszmar. To był ten właśnie moment gdy widział jak kruche ciało siostry ulega i poddaje się brutalnej sile tego mężczyzny w masce, który wbrew temu czego Robin się spodziewał, nie czekał na żadną odpowiedź. Był po prostu wkurzony. I nie obchodziła go ani jego siostra, ani on. Chciał coś po prostu zniszczyć. I niszczył River.
Sam nie wiedział skąd mu to głowy przyszło. A właściwie nie przyszło, bo na przychodzenie to tu czasu nie było. Zadziałał odruch. Instynkt przetrwania. I kilka słów kluczy wyrytych w pamięci.
Chwycił ze starej medycznej tacki, których tu trochę było, jakiś pordzewiały i posępnie wyglądający krótki szpikulec i skoczył do odtrąconej przez Marco kobiety korzystając z tego, że była otumaniona uderzeniem, a on skupiony na River. Chwyty przyswojone w Novum zgrały się z potężnym kopem dożylnej adrenaliny, jaki zafundowała mu przystawka. Jakiekolwiek moce dziewczyna miała, szpikulec dotykał jej szyi.
- Zostaw ją! - krzyknął drżącym, ale stanowczym głosem - Albo będziesz szukał sobie po mieście nowej Elity!

Niestety, akcja choć brawurowa, chwilę trwała. Ta chwila wystarczyła Marco, by wgnieść zewnętrzną warstwę tkanek z ciała River pomiędzy grubsze kości, które teraz wystawały z ciała. Nie było szans, by jeszcze żyła. Pod trupem rozlała się kałużą ciemnoszkarłatnej krwi.
Marco odsunął rękę znad River. Nie dało się jednak cofnąć efektów jego niszczycielskiej mocy. Siostra Robina nie żyła. Tak jak starzec koło niej. Tymczasem dziewczyna, którą trzymał chłopak jako zakładniczkę, wydawała się wyjątkowo spokojna. Nie szamotała się, nie krzyczała. Może była niemową?
- Akurat wybrałeś bardzo kiepski obiekt pertraktacji. - powiedział Marco, a szaleństwo z jego głosu ulotniło się wraz z życiem River - Podobasz mi się. To jak działasz... masz w sobie wielki gniew. Ja też miałem. I choć nie zakwalifikowałem się do Novum, przetrwałem. I teraz to ja jestem górą... Ty też możesz być. Możesz stać się silniejszy.

Chciałby, żeby to co się stało, wprawiło go w szok. W jakiś stupor. Naprawdę chciałby. Wszystko jednak docierało do niego bez znieczulenia. I nie były to żadne konkretne myśli. Jakaś plątanina. Kłębowisko ostrych jak ciernie, neuronalnych urywków. Zabić kobietę. Błagać o ratunek. Płakać. Krzyczeć. Zabić Marko. Pobiec do siostry. Obudzić się. Cofnąć wszystko. Nie być tu.
Wszystko na raz. Wszystko wirujące w jego trawionym gorączką umyśle.
Gwałtownie odepchnął kobietę od siebie, łypiąc wściekle na mordercę siostry. Po czym cały ten wir szaleństwa, które formowało się w niczym niepohamowaną nienawiść, skierował na jedną myśl. Zabić.
Stres podczas badań różnie wpływał na moce psioników. River na przykład gdy była wściekła lub przerażona zdecydowanie zwiększała swoją moc. Robin przeciwnie. Potrzebował się skupić. Rozwiązywał zadania na spokojnie. Teraz jednak nie czuł tego ograniczenia. Więzy zostały gdzieś w tyle. I widział. Dokładnie widział przestrzeń czaszkową przemawiającego z tym okropnym spokojem mężczyzny. Czuł fizyczność kształtującego ją czwartego wymiaru. I nie planował jej spowalniać. Planował ją zamrozić w czasie zupełnie. Nawet gdyby mu miała od tego pęknąć głowa.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline