Pilotka spieszyła się, aby nie wypaść aż tak źle, zwłaszcza że mieli ważne zadanie do wykonania. Najpierw szukała czegoś ciepłego i wygodnego, ale przede wszystkim białego - aby mieć barwę maskującą na tle otaczającego ich śniegu. Nic takiego nie wpadło jej jednak w oko, podobnie jak brązowy, którym mogłaby uchodzić za pień drzewa. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko jej strój z wyścigów - czerwony skórzany kombinezon. No trudno, nie będzie niewidzialna; ale przynajmniej nie zamarznie... No i świetnie w nim wyglądała, nie wspominając już o tym, że nie przeszkadzał jej żaden ogon. Efekt sama zobaczyła, przeglądając się w lustrze.
Oczywiście musiała jeszcze zaczesać włosy i spiąć je odpowiednio, aby nie miała potem problemów z kaskiem. Na szczęście miała w tym dużo doświadczenia i załatwiła fryzurę natychmiast, po czym ruszyła do hangaru.
W końcu dotarła na miejsce, spóźniona, ale dobrze przygotowana na zwiad. Założyła jeszcze tylko kask - coś czego Arhon nie potrzebował. Nie tracąc czasu opuścili rampę, po czym pilotka dosiadła swojej maszyny.
- Siadaj. Złap mnie w talii i najlepiej będzie jak będziesz mną nawigował przez dotyk. Ufam, że posiadając wyniki skanów, wybierzesz taką trasę i miejsce docelowe, że nas nie zobaczą - powiedziała Becka i kiwnęła Arhonowi głową na zachętę.
- Potwierdzam. Szanse pozostania niezauważonym wynoszą 92% - odpowiedział TRX, siadając za pilotką.
- Leena, lecimy na zwiad - zameldowała Becka, po czym nie tracąc już więcej czasu ruszyli w wyznaczonym kierunku.
*
Arhon robił za nawigatora i gdy zachodziła potrzeba kierował ich w odpowiednią stronę. Takie korekty kursu były konieczne, gdyż Becka śmigała między drzewami, czasami wręcz slalomem, aby się nie rozbić i obrać łatwiejszą drogę. Jako właścicielka śmigacza i fanka wyścigów, miała w tym niezłe doświadczenie, a ten zwiad nie różnił się od nich aż tak. Tor z przeszkodami i nieznana trasa implikowały taktykę Becky - sprawnie i bezpiecznie. Miała to dobrze przećwiczone, wręcz doprowadzone do perfekcji, wszak dotarcie do celu w jednym kawałku było najważniejsze. Nie raz już wygrała wyścig, tylko dlatego że była jedynym zawodnikiem, który dotarł na linię mety... I kredyty dla niej.
*
Becky i TRX dotarli wkrótce w okolice przymusowego lądowania statków jaszczurek. Ostatnie kilkanaście metrów pokonali na piechotę, by nie zwracać na siebie uwagi odgłosami hooverbike’a, i by skorzystać z naturalnych osłon. Pilotka przyglądała się miejscu rozbicia Napavan przez lornetkę, “Arhonowi” wystarczył jego wizjer.
Jednostka miała jakieś 30 metrów i była definitywnie uziemiona wcześniejszym ostrzałem Fenixa. Dwóch zielonych kręciło się wokół statku, być może był i kto wewnątrz. Trudno bowiem było powiedzieć, ilu naprawdę załogantów mogła mieć taka łajba? Od 2 do… 4,5,6? Tak przyrżnęli, że nawet śnieg stopiło, a obecnie postawili obok statku jakieś draństwo z małą czaszą, jak nic antena, by wezwać pomoc z miasta?
Becka przyglądała się zarówno jaszczurkom jak ich statkowi. Jednostka wydawała się niesprawna po awaryjnym lądowaniu, więc zapewne nie będą w stanie jej wykorzystać. Aczkolwiek z całą pewnością było tam wiele cennych części, nie wspominając o przewadze taktycznej jaką mogli zyskać podając się, przez komunikator, za ich załogę. Drugiego statku nie było widać, ale to akurat dobre wieści.
- Nie wiem co to za antena, ale jeśli dostroją falę nośną avororegulatorem, mogą przebić się przez nasze zakłócenia - powiedziała Becka, rozważając pewne opcje. W sumie nie musieli się nawiązywać pełnej komunikacji, aby przyprawić ich o kłopoty, sam sygnał wystarczy.
- Dorzucisz stąd granatem? Celnie. - Zagadała, nie spuszczając oka z zielono...łuskich.
-
Becky. Maksymalny zasięg jaki mogę osiągnąć rzutem wynosi 30m, odległość od celu wynosi 76m co wykracza poza możliwość skutecznego trafienia celu. Mogę ich stąd zestrzelić. Becky. Możemy wykorzystać ich antenę i kody do wysłania fałszywych wiadomości. Jednakże muszę się do niej podłączyć. Radzę zbliżyć się do nich i wtedy zaatakować. - Dobra. To podkradnijmy się jak najbliżej w gotowości do strzału, a ogień otworzymy natychmiast gdy nas zauważą, ja biorę tego z prawej a ty z lewej. Wątpię abyśmy podkradli się na cichy atak wręcz, ale spróbujmy. - Postanowiła Becka. Nie mieli już czasu na bardziej wyszukane plany i podstępne zagrywki, ale i to brzmiało niczego sobie.
- To Napavans, więc podejdziemy od zawietrznej. Ale najpierw przeskanuj jeszcze okolicę, czy czasem nie rozłożyli jakichś czujników albo pułapek - powiedziała i oblizała wargi, aby na wilgotnym ciele wyczuć kierunek wiatru. Ten był dość słaby, ale przy panującej temperaturze dało się go wyraźnie odczuć. Z tego co pilotka się zorientowała, musieli przejść łukiem jakieś 20 czy 30 metrów, aby móc zajść wroga z odpowiedniej strony, ale wiedziała, że potem będą mieli znacznie lepsze podejście.