Po raz kolejny się zaskoczył jakością jedzenia, przyzwyczajony do jakichś gównianych śniadań i jeszcze bardziej gównianych obiadów w dziurach zabitych dechami, rozsianymi po całym Imperium. Anders dbał tutaj o klientelę i dobrze, bo takie coś się ceniło w obecnych czasach. Zjedli ze smakiem, wynajęli pokój, w którym za półtorej godziny miała czekać balia z gorącą wodą i ruszyli odebrać pieniądze za ostatnią robotę.
Marcus obecnie nie cierpiał zatłoczonych ulic, ale kiedyś takie ulice dawały mu przeżyć, gdy trudnił się drobnymi i większymi kradzieżami dla gangu Suchara w Wolfenburgu. Zdany tylko na siebie, musiał szybko wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej już dawno by nie żył. Paskudne slumsy Wilczego Grodu szybko weryfikowały, czy jesteś zaradny i się orientujesz w ulicznym życiu, czy jesteś spisany na straty. Chociaż już dawno nie kradł na targach, to wyłapywał w tłumie brudne dzieciaki zmuszone do takiego życia przez samo życie i ich poganiaczy, kierujących nimi sekretnymi znakami złodziei.
Pierwsza zasada ocalonej sakiewki mówiła, żeby nie nosić jej przy pasie, ale mało kto się do tego stosował. Beister widział, jak jeden z chłopców, na oko ośmioletni, zagadał jednego z postawnych mężczyzn, a drugi chłopak po prostu podszedł od tyłu i zgarnął bezszelestnie sakiewkę wojaka. Tak się żyło na ulicach - nie byłeś bystry, to co najwyższej straciłeś trochę grosza, choć czasami cena bywała dużo większa. Stare życie wywoływało w nim jedynie nieprzyjemne wspomnienia i zdecydowanie wolał swoje obecne położenie, kiedy mógł załatwiać sprawy swoich klientów po cichu i odpowiednio przygotowany.
- Ach te wspomnienia, nie, kochana? - Spojrzał na rozglądającą się wokół Solveig.
- Nawet mi o tym nie mów - burknęła kobieta, marszcząc brwi. Nie była w nastroju na rozmowy, więc Marcus nie naciskał.
Nie mieli problemów z trafieniem do sklepu Hildebranda, choć ten jak zwykle nie zwrócił nawet na nich uwagi, pochłonięty swoimi duperelami. Skrytobójca nie cierpiał kupców: byli oderwani od rzeczywistości i po prostu jebnięci. Hildebrand nie stanowił wyjątku. Nie komentując jego idiotycznego zachowania, przeszli z Solveig na zaplecze. Niewielki pokój wypełniało biurko i spora szafka z różnym barachłem, na które mężczyźnie nie chciało się nawet patrzeć.
- I jak? Gruber nie żyje? Powiedzcie, że to się spełniło... - Kupiec aż zacisnął kciuki i poczerwieniał na twarzy z podniecenia.
- Oczywiście, że nie żyje, chyba po to nas wynająłeś. Nie zdarzyło się jeszcze, żebyśmy zawiedli klienta - odparł spokojnie Marcus, patrząc mu pewnie w oczy.
- Tak, tak, oczywiście nic takiego nie sugerowałem, ale wiecie... - Udo urwał, wpatrując się w ścianę za skrytobójcami. -
Zanim zapłacę zaległą część pieniędzy... no wiecie, chciałbym mieć dowód... coś, co by mi pozwoliło spać spokojnie... - Nie wierzysz nam? - Zapytała Solveig. Chłodno, wręcz mdło.
- Wierzę, wierzę, mówiłem, że nic innego nie podejrzewam, po prostu chcę mieć pewność. Moja córka jest dla mnie najważniejsza i... - Mamy dowód... - mruknął Beister i skinął głową na Geiss.
Solveig sięgnęła powoli do torby i wyciągnęła z niej rebrną bransoletę, którą rzuciła na blat biurka. Przedmiot potoczył się w stronę kupca i opadł na jedną ze stron, niemal centralnie przed Hildebrandem.
Mężczyzna chwycił bransoletę w pulchną dłoń, przyglądając się jej.
- Poznajesz? - Zapytał Marcus.
- Tak, tak, poznaję. Wielokrotnie widziałem ją na nadgarstku Maxa Grubera, gdy przyjeżdżał do Iloise. Zatem stało się... pięknie. - Zaśmiał się chrapliwie, wciąż oglądając bransoletę.
- Pieniądze - mruknęła Solveig.
- A tak, tak... pieniądze to coś, co cenimy sobie najbardziej... mamy coś wspólnego - powiedział Hildebrand, sięgając do szuflady biurka, skąd wyciągnął pękatą sakiewkę i rzucił w stronę Marcusa.
Ten chwycił ją pewnie w dłoń.
- Nie sądzę - rzucił skrytobójca. Przeliczył pieniądze. Wszystko się zgadzało, więc schował sakiewkę do kieszeni płaszcza i skinął głową Solveig. -
Polecamy się na przyszłość... - Na pewno będę pamiętał - odrzekł kupiec.
Skrytobójcy wyszli ze sklepu, a Beister wręczył Solveig jej działkę: całe półtorej korony. Kobieta schowała zapłatę i uśmiechnęła się szeroko do Marcusa.
- Czyli do gospody? Chyba jednak mam ochotę na tę wspólną kąpiel. - Fantastycznie, bo ja również - odrzekł mężczyzna.
W dobrych nastrojach ruszyli do "Złotego Kufla".