Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2016, 23:19   #15
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Los często sprawia, że nawet najbardziej misterny plan musi ulec zmianie. Umiejętność improwizacji i adaptowania się do nowych warunków, nieraz okazują się czynnikami decydującymi o przetrwaniu.
Peterson i Elliott na szczęście potrafili dostosować się do nowych okoliczności. Teraz, gdy zostali we dwójkę, musieli radykalnie zmienić swój sposób działania. W odstawkę poszły zestawy moro w których tak do tej pory ochoczo paradowali. Szybka wizyta w supermarkecie pozwoliła dostosować wygląd do tego jakie panował na ulicach stolicy Mali.


Z samochodem nie poszło im już tak łatwo. Dwóch mechaników, których odwiedzili nie chcieli słyszeć o jakiejkolwiek podmianie tablic. W drugim przypadku omal nie skończyło się telefonem na policję.
Gdy zajechali do trzeciego zakładu i poprosili o szybkie przemalowanie samochodu, mężczyzna prowadzący firmę lekko się zdziwił.
- To zajmie jakieś cztery dni - oznajmił łamaną angielszczyzną.
- Za długo - uciął Peterson - Zdecydowanie za długo. Musisz to zrobić jeszcze dzisiaj.
Najemnik starał się mówić wolno i wyraźnie, aby mechanik nie miał problemów ze zrozumieniem jego słów.
- Ale jak? Ja muszę to rozebrać, oczyścić, pomalować. To się nie da.
- Maluj od razu. Bez rozbierania. Zależy nam na czasie.
- Tylko wtedy będzie brzydko i w ogóle fatalnie.
- Nie ważne. Czas jest najważniejszy.
- Naprawdę szkoda, takiego pięknego auta. Przyjdźcie za cztery godziny.
Po zapłaceniu zaliczki dwójka najemników zostawiła samochód i ruszyła pieszo w stronę kościoła św. Wiktora.


24 stycznia 2012 r. godz. 9:20
Mali, Bamako, kościół św. Wiktora





Kościół św. Wiktora okazał się niewielką, ceglaną budowlą. Cechą wyróżniającą świątynię, poza wyjątkowo wąskim przekrojem, była dość wysoka dzwonnica. Na kopule zwieńczającej ją umieszczono cztery zegary. Sam szczyt kopuły zdobił niewielki krzyż.
Przed portykiem stał zebrany gęsty tłum. Jak się szybko okazało zaledwie kilka minut temu skończył się pogrzeb jakiegoś młodego mężczyzny. Lada moment miał ruszyć kondukt pogrzebowy.
Nie chcąc stracić z oczu księdza, który przewodził ceremonii, najemnicy postanowili dołączyć do żałobników.

Pół godziny później ceremonia dobiegła końca i najemnicy mogli spokojnie podejść do duchownego i zamienić z nim kilka słów.
Podając się za znajomych ojca Gordona, zapytali gdzie mogą go znaleźć.
- Przyjaciele... - mruknął pod nosem ksiądz, Był to szpakowaty, biały mężczyzn w średnim wieku z wyraźną nadwagę. Afrykańskie warunki najwyraźniej mu nie sprzyjały, gdy pocił się obficie i co kilka chwil ocierał czoło chusteczką.
- Przyjaciele… - powtórzył jeszcze raz, ale głośniej - Niestety nie mam dla was dobrych wieści. Ojciec Gordon zaginął. Faktycznie miał się zjawić w Bamako kilka dni temu, aby odebrać przesyłkę. Niestety nigdy się tu nie pojawił. Dzwonił do mnie, gdy był jeszcze w Mopti. Powiedział, że może się spóźnić gdyż musiał odwiedzić jednego chorego. Wiecie, jaki jest ojciec Gordon. Nikomu nie odmawia pomocy. Bóg obdarzył go wielkim darem, nie może więc chować go tylko dla siebie. Obawiam się jednak, czy właśnie to go nie zgubiło. Od tamtego bowiem czasu nie miałem już z nim kontaktu. Był tu u nas Jacob. Jacob Konate i też pytał o ojca Gordona. Wszystko wskazuje na to, że ojciec gdzieś zaginął. Niewykluczone, że został porwany. Na północy ponoć bardzo źle się dzieje. Obawiam się, czy nie doszło do najgorszego.
Jeśli chcecie odpocząć lub porozmawiać, to zapraszam w moje skromne progi. Idźcie i poczekajcie na mnie pod kościołem. Ja muszę jeszcze dopilnować grabarzy.

Rozmowa z proboszczem parafii, nie przyniosła zbyt wiele. Potwierdziły się tylko słowa Konate, że zanim powiadomił ojca Jessici Stevenson o zaginięciu córki, sam sprawdził ewentualne miejsca jej pobytu.
Gdy najemnicy szli wolno w stronę kościoła, podszedł do nich młody, czarnoskóry mężczyzna.
- Słyszałem, że pytacie o ojca Gordona. - zaczął niespodziewanie.
Wygląd mężczyzny nie wzbudzał zaufania. Krótkie dredy, kilkudniowy zarost i luźne poplamione w wielu miejscach, przywodziły na myśl obraz młodego członka gangu z ulicy LA.
- Wiesz, co na jego temat? - zapytała Madison.
- Ja nie, ale moja babcia. Ona go zna.


Czyżby uśmiechnęło się do nich szczęście?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline