Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2016, 20:19   #11
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Emocje opadły i wszyscy odczuli wyraźną ulgę. Tym razem wystarczyło tylko sypnąć kilka zielonych papierków, aby załatwić sprawę. Następnym razem może nie być już tak łatwo. Podeszli do sprawy zbyt rutynowo i to właśnie ich zgubiło. Dali się podejść, niczym harcerze. Duży błąd, który na szczęście nie przyniósł poważniejszych konsekwencji.


Gdy tylko żołnierze zniknęli z pola widzenia, Peterson i Wilder spakowali kilka sztuk broni i amunicji do plecaków. Tego jednego nie może im zabraknąć. Lepiej mieć więc coś zawsze w zanadrzu.


Przed wyjściem ułożyli ładunek tak, jak go zastali. Postarali się, aby wszystko wyglądało na nienaruszone. Pewne jednak było, że ich włamanie wcześniej, czy później wyjdzie na jaw. Zamknęli za sobą drzwi i ruszyli w stronę magazynu z którego jak twierdziła Madison wyjeżdżał po południu biały Mercedes. Niestety nie zdążyła zapamiętać numerów rejestracyjnych, więc nie było pewności czy był to samochód, którym poruszali się ojciec Gordon i zaginiona córka Stevenson.
Sądząc po oznaczeniach na drzwiach magazynu, ten także należał do misji katolickiej.
Peterson ponownie za pomocą łomu uporał się z kłódką zabezpieczającą wejście. Rozsunął drzwi i wszyscy weszli do środka. Patrol, co prawda dał im pięć minut, ale lepiej było nie stać na widoku.
Magazyn był zasadniczo pusty. Jedynie pod ścianą stał wybebeszony, stary Jeep. Wyciągnięto z niego cały silnik, a także zabrano koła. Samochód stał wsparty na kilku cegłówkach. Tuż obok zdezelowanej terenówki, stała metalowa skrzynia. Po jej zbadaniu okazała się jednak całkowicie pusta.
Jeżeli była tutaj jakaś wskazówka, co do miejsca pobytu zaginionych, to najemnicy spóźnili się.
Nie pozostawało im, więc nic innego jak wrócić do hotelu i przespać się. Rano musieli podjąć śledztwo i zbadać kolejne tropy.


24 stycznia 2012 r. godz. 6:20
Mali, Bamako, hotel “Sheraton”

Madison spała w najlepsze, gdy ktoś zastukał do jej pokoju. Zaspana narzuciła na siebie szlafrok i ruszyła do drzwi.
- Szybciej, otwieraj! - usłyszała ponaglający głos Petersona.
Ostatnie parę kroków dzielących ją od drzwi pokonała biegiem. Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Na korytarzu stał Peterson. Ubrany był w polowy strój, a w dłoni trzymał ciężki plecak.
- Zbieraj się, ale już. Wojsko jest w hotelu. Hayden i Wilder chyba wpadli. Nie mamy wiele czasu.


Szybko okazało się, jak wiele warte jest słowo łapówkarza. Żołnierze z patrolu, co prawda puścili ich wolno, ale najwyraźniej nie zapomnieli wspomnieć o tym spotkaniu w swoim raporcie. Madison spakowała się najszybciej, jak to możliwe i wraz z Petersonem ruszyła w stronę schodów. Winda na pewno była obstawiona. Mogli liczyć tylko na odrobinę szczęścia i niekompetencji tutejszych wojskowych, że schody ewakuacyjne pozostawili nie obstawione.
Mat i Robert musieli martwić się o siebie sami. Próba ich odbicia w tej chwili była zbyt ryzykowna i mogła zagrozić całej misji.


Dwójka najemników, gdy tylko przekonała się, że schody są “czyste” ruszyła biegiem w dół. Jeżeli szczęście nadal im sprzyja będą mogli zabrać się z zagrożonego terenu własnym samochodem.
Gdy w końcu znaleźli się na właściwym poziomie podziemnego parkingu okazało się, że nie ma na nim nikogo. Osoba dowodząca próbą ich aresztowania najwyraźniej liczyła na ich całkowite zaskoczenie. Zapewne tak też by się stało, gdyby nie pełny pęcherz, który obudził Petersona.
Nie zwlekając dwójka najemników wskoczyła do samochodu i z piskiem opon opuściła hotel “Sheraton”


***


O tej porze dnia ulice stolicy powoli zapełniały się samochodami. Peterson siedzący za kierownicą jechał ostrożnie, bacznie obserwując, czy nikt za nimi nie jedzie.
Pewne było, że muszą znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, gdzie będą mogli w spokoju zastanowić się nad dalszym działaniem.
Miejscem tym okazał się parking na jednym z trzech supermarketów w mieście. Peterson zaparkował w najmniej rzucającym się w oczy miejscu i zgasił silnik.
- I co teraz? - zapytał patrząc na Madison.
- Trzeba dać znać Brownowi o tym, co się stało - odpowiedziała wyciągając jednocześnie telefon.


Kilka minut burzliwej i nieprzyjemnej rozmowy z Brownem zakończyło się prostymi wnioskami.
Ich lider miał zająć się wyciągnięciem Hayden i Wilder z wojskowego aresztu, a ich dwójka miała kontynuować śledztwo i poszukiwania.
Musieli sobie jednak radzić sami, gdyż nie mogli już liczyć na pomoc Konate. Wojsko zapewne i jego będzie chciało przesłuchać w sprawie. Wszyscy w hotelu przecież widzieli, że się z nimi spotykał.
Sytuacja była niewesoła, ale na szczęście mieli ze sobą cały sprzęt, no i samochód. Trzeba się tylko było zastanowić, czy stanowi on bezpieczny środek transportu. Jeżeli wojskowi się uprą, zapewne dotrą do informacji, jakim wozem porusza się pozostała dwójka najemników.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 13-11-2016, 17:31   #12
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
24 stycznia 2012 r. godz. 6:40, Bamako

Madison przez całą trasę nerwowo zerkała w lusterko lub rozglądała się po okolicy. Gdy w końcu było pewne, że nie jedzie za nimi pościg i Peterson zaparkował pod jakimś marketem położyła fotel pasażera i odetchnęła chwilkę.


- Fuck - Ciche przekleństwo wypłynęło z jej ust wraz z wydechem. Powoli wybrała numer Browna i starała się uspokoić gdy do jej ucha dochodziły kolejne sygnały wykonywanego połączenia. - Cześć szefie, mamy mały problem.

Przymknęła oczy gdy Brown wymieniał kolejne rzeczy, które udało się im spierdolić. Raz na jakiś czas wyduszała z siebie coś w stylu “yhym”, “aha” i gdy mężczyzna skończył swój referat wyjaśniła na czym stoją.

- Spróbujemy się skontaktować z Dikeledim i sprawdzić ten kościół. Potem pewnie będziemy się ewakuować z miasta. - Brown wyleciał z kolejną serią o tym, że powinni zacząć myśleć i dorosnąć. - Tak tato. Będę meldować na bieżąco.

Rozłączyła się i spojrzała na Maxa.
- Zgarnęli Haydena i Wildera. Brown stara się coś na to zaradzić, a my musimy na razie poradzić sobie sami. - Madison sięgnęła po mapę leżącą w drzwiach auta. Zapaliła lampkę nad miejscem pasażera. - Mamy w Bamako trzy kościoły... zasadniczo dwa i jakąś kaplicę. - Na chwilę zerknęła do legendy mapy. - Kaplica prowadzona podobno przez siostry felicjanki. Obok jest chyba niewielka szkoła oraz szpital... kościół św. Ducha przy kurii biskupiej, no i kościół św. Wiktora - Madison pstryknęła w mapę. - To tutaj podobno jest wspólnota ojca Gordona. Od czego chcemy zacząć? Trzeba by też zrobić coś z tą furą, nie wiem jakimi debilami są lokalni ale myślę, że to czym przyjechaliśmy sprawdzą najpierw.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 13-11-2016 o 18:24.
Aiko jest offline  
Stary 16-11-2016, 22:04   #13
JJ
 
JJ's Avatar
 
Reputacja: 1 JJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znany
O prawie w pół do siódmej Bamako leniwie budzi się do życia po kolejnej nerwowej nocy z perspektywy nasilonych działań wojskowych w mieście. Dla Maxa i jego wspólniczki ten dzień zaczął się od ucieczki przed wojskowymi ,którzy jednak byli mądrzejsi niż Max myślał. Teraz nerwowo patrzył w lusterko i obserwował to , co działo się za nim , kiedy oboje zgodnie stwierdzili ,że nie mają ogona Max wygodnie oparł się na fotelu kierowcy i odetchnął z ulgą . W pewnym momencie ostro skręcił w prawo na parking przy jednym z supermarketów , zaciągnął ręczny i zgasił silnik . Zakrył dłońmi swoją twarz –Kurwa! Co ja tu do cholery robię?!- W jego głosie dało się słyszeć dezorientację ,która wywołana była wydarzeniami minionej nocy . Prawie nigdy nie zgrywa takiego twardziela ,zazwyczaj jest miękki i podatny na stres. Kiedy w pełni ogarnął myśli otworzył drzwi od terenówki i wyszedł na zewnątrz. Kiedy Madison przeprowadzała burzliwą rozmowę z ich szefem postanowił z nudów sprawdzić ile mają sprzętu oczywiście tak aby nikt ich nie zauważył ,bo nie chciał niepotrzebnych kłopotów – Beretta , trzy emki , trzysta sztuk pięć pięćdziesiąt sześć , trzy magi do beretki i jakieś 8 do emek , co nam daje ,że jesteśmy trochę dupie –Oznajmił Maks.
Kiedy Madison skończyła przydługawą rozmowę z szefem w skrócie omówiła listę tego ,co spieprzyli i co się stało z ich kompanami – Czyli chcesz mi powiedzieć ,że teraz działamy S-A-M-I? No zaje-kurwa-biście!- Jego wspólniczka oznajmiła również ,że muszą jakoś „zakamuflować” ich auto albo skombinować nowe . Dopiero po dłuższej chwili wrócili do powierzonego im zadania – Wydaje mi się ,że możemy złożyć wizytę we wspólnocie ojca Gordona ,ale najpierw skombinujmy jakoś nowe blachy do auta i może nawet lakier zmieńmy . Najpierw radzę nam się przebrać w jakieś „cywilniejsze” ciuchy . Skoro obok jest market to może tam zajrzymy ha?
 
JJ jest offline  
Stary 16-11-2016, 22:57   #14
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Jeśli shopping w tej sekundzie poprawi ci nastrój, to leć - Kobieta starała się ocenić stan Maxa. Nie miała teraz czasu na histerię. - Wolę nie zostawiać auta i sprzętu samopas. Wystarczy mi akcja z nocy.

Na chwilę zapanowała dziwna cisza.

- Ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to szukanie w tej dziurze lakiernika. - Rozejrzała się po parkingu. - Wrzućmy to auto do jakiejś budy. Jak już idziesz po ciuszki to kup kłódkę, a potem zakośmy coś nie rzucającego się w oczy. - Wskazała podbródkiem na jakiegoś gruchota sprowadzonego chyba ze związku radzieckiego. - To byłoby super.

Max był uparty, więc odpuściła. Zabrała swój zaladowany wszystkim co niezbędne plecak do sklepu i po dłuższej walce z sobą wbiła sie w jakieś dżinsy i obcisły sweterek. Gdy nalegał na lakiernika machnęła tylko ręką.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 16-11-2016 o 23:49.
Aiko jest offline  
Stary 16-11-2016, 23:19   #15
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Los często sprawia, że nawet najbardziej misterny plan musi ulec zmianie. Umiejętność improwizacji i adaptowania się do nowych warunków, nieraz okazują się czynnikami decydującymi o przetrwaniu.
Peterson i Elliott na szczęście potrafili dostosować się do nowych okoliczności. Teraz, gdy zostali we dwójkę, musieli radykalnie zmienić swój sposób działania. W odstawkę poszły zestawy moro w których tak do tej pory ochoczo paradowali. Szybka wizyta w supermarkecie pozwoliła dostosować wygląd do tego jakie panował na ulicach stolicy Mali.


Z samochodem nie poszło im już tak łatwo. Dwóch mechaników, których odwiedzili nie chcieli słyszeć o jakiejkolwiek podmianie tablic. W drugim przypadku omal nie skończyło się telefonem na policję.
Gdy zajechali do trzeciego zakładu i poprosili o szybkie przemalowanie samochodu, mężczyzna prowadzący firmę lekko się zdziwił.
- To zajmie jakieś cztery dni - oznajmił łamaną angielszczyzną.
- Za długo - uciął Peterson - Zdecydowanie za długo. Musisz to zrobić jeszcze dzisiaj.
Najemnik starał się mówić wolno i wyraźnie, aby mechanik nie miał problemów ze zrozumieniem jego słów.
- Ale jak? Ja muszę to rozebrać, oczyścić, pomalować. To się nie da.
- Maluj od razu. Bez rozbierania. Zależy nam na czasie.
- Tylko wtedy będzie brzydko i w ogóle fatalnie.
- Nie ważne. Czas jest najważniejszy.
- Naprawdę szkoda, takiego pięknego auta. Przyjdźcie za cztery godziny.
Po zapłaceniu zaliczki dwójka najemników zostawiła samochód i ruszyła pieszo w stronę kościoła św. Wiktora.


24 stycznia 2012 r. godz. 9:20
Mali, Bamako, kościół św. Wiktora





Kościół św. Wiktora okazał się niewielką, ceglaną budowlą. Cechą wyróżniającą świątynię, poza wyjątkowo wąskim przekrojem, była dość wysoka dzwonnica. Na kopule zwieńczającej ją umieszczono cztery zegary. Sam szczyt kopuły zdobił niewielki krzyż.
Przed portykiem stał zebrany gęsty tłum. Jak się szybko okazało zaledwie kilka minut temu skończył się pogrzeb jakiegoś młodego mężczyzny. Lada moment miał ruszyć kondukt pogrzebowy.
Nie chcąc stracić z oczu księdza, który przewodził ceremonii, najemnicy postanowili dołączyć do żałobników.

Pół godziny później ceremonia dobiegła końca i najemnicy mogli spokojnie podejść do duchownego i zamienić z nim kilka słów.
Podając się za znajomych ojca Gordona, zapytali gdzie mogą go znaleźć.
- Przyjaciele... - mruknął pod nosem ksiądz, Był to szpakowaty, biały mężczyzn w średnim wieku z wyraźną nadwagę. Afrykańskie warunki najwyraźniej mu nie sprzyjały, gdy pocił się obficie i co kilka chwil ocierał czoło chusteczką.
- Przyjaciele… - powtórzył jeszcze raz, ale głośniej - Niestety nie mam dla was dobrych wieści. Ojciec Gordon zaginął. Faktycznie miał się zjawić w Bamako kilka dni temu, aby odebrać przesyłkę. Niestety nigdy się tu nie pojawił. Dzwonił do mnie, gdy był jeszcze w Mopti. Powiedział, że może się spóźnić gdyż musiał odwiedzić jednego chorego. Wiecie, jaki jest ojciec Gordon. Nikomu nie odmawia pomocy. Bóg obdarzył go wielkim darem, nie może więc chować go tylko dla siebie. Obawiam się jednak, czy właśnie to go nie zgubiło. Od tamtego bowiem czasu nie miałem już z nim kontaktu. Był tu u nas Jacob. Jacob Konate i też pytał o ojca Gordona. Wszystko wskazuje na to, że ojciec gdzieś zaginął. Niewykluczone, że został porwany. Na północy ponoć bardzo źle się dzieje. Obawiam się, czy nie doszło do najgorszego.
Jeśli chcecie odpocząć lub porozmawiać, to zapraszam w moje skromne progi. Idźcie i poczekajcie na mnie pod kościołem. Ja muszę jeszcze dopilnować grabarzy.

Rozmowa z proboszczem parafii, nie przyniosła zbyt wiele. Potwierdziły się tylko słowa Konate, że zanim powiadomił ojca Jessici Stevenson o zaginięciu córki, sam sprawdził ewentualne miejsca jej pobytu.
Gdy najemnicy szli wolno w stronę kościoła, podszedł do nich młody, czarnoskóry mężczyzna.
- Słyszałem, że pytacie o ojca Gordona. - zaczął niespodziewanie.
Wygląd mężczyzny nie wzbudzał zaufania. Krótkie dredy, kilkudniowy zarost i luźne poplamione w wielu miejscach, przywodziły na myśl obraz młodego członka gangu z ulicy LA.
- Wiesz, co na jego temat? - zapytała Madison.
- Ja nie, ale moja babcia. Ona go zna.


Czyżby uśmiechnęło się do nich szczęście?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 22-11-2016, 22:01   #16
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
24 stycznia 2012 r. godz. 9:20 Mali, Bamako, kościół św. Wiktora, Madison i Peterson

Madison uśmiechnęła się do chłopaka. Nie była przyzwyczajona do tego, że ludzie tak po prostu pomagają. Oznaczało to tyle, że z automatu mu nie ufała.
- To bardzo by pomogło, nie chciałabym się jednak narzucać starszej osobie. - Wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka by mógł ją uścisnąć. - Patricia Winehart. Skąd twoja babcia zna ojca Gordona?

- Slime - odpowiedział chłopak wyciągając rękę powitanie - Ojciec Gordon ją uzdrowił. Ona miała podagrę, czy jak to się tam nazywa. Ksiądz położył na niej dłonie, niczym Jezus i jak po wszystkim. Teraz babcia śmiga, jak szalona.

- Słyszałam o darze ojca Gordona… - na chwilę zawiesiła głos, by chłopak poczuł, że poważnie coś rozważa. - … dlatego go szukamy. Czy moglibyśmy się spotkać z twoją babcią?

- Jasne, ale wiecie… nic za darmo. Ja muszę się o babcię troszczyć, więc każdy grosz się przyda. Rzućcie parę zielonych, to was przedstawię staruszce.

- Gdybym usłyszała te informacje z przyjemnością bym cię wsparła, niestety nie lubię płacić za coś czego na oczy nie widziałam. - Madison lekko cofnęła się od chłopaka. - Życzę by babcia nie pochorowała się nim znajdziemy ojca Gordona, bo możesz zbankrutować płacąc za leki.

- Coś nie wierzę w “uzdrowicielską moc- wtrącił się do rozmowy Max - Poza tym , nie płacimy w ciemno, skąd mamy wiedzieć, że za rogiem ze swoimi koleżkami nas nie zadźgasz i wrzucisz do śmietnika?- Dodał po chwili Max

- Ja nie nalegam. Nie chcecie, wasza wola. Zaoferowałem pomoc, ale ja nie jestem ojczulkiem, aby robić wszystko za frajer. Człowiek musi z czegoś żyć, nie?
Chłopak podniósł dłoń na pożegnanie..
- To nara, trzymajcie się. I powodzenia w poszukiwaniach.

Madison przygryzła wargę.
- Jaka jest twoja stawka?

- Stówka na dobry początek, jako znak dobrej woli. A potem się pomyśli, nie? - odparł chłopak odwracając się w stronę kobiety.

Kobieta zaczynała szczerze nienawidzić tego kraju.
- Pięćdziesiąt… setkę to tu bierze policja.

- Podobasz mi się. Pasuje.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-11-2016, 00:33   #17
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację



Najemnicy wraz ze Slime ruszyli przez zakurzone ulice na spotkanie z jego babcią. Okolica w jakiej się znaleźli była zupełnie inna niż centrum miasta. O wiele bardziej przypominała afrykańskie wioski niż stolicę kraju. Przez kilkanaście minut marszu, praktycznie nie spotkali białego człowieka. Nic więc dziwnego, że ich obecność przyciągała ciekawskie spojrzenia. Przez jakiś czas towarzyszyła im grupa roześmianych dzieci, które zapewne tylko ze względu na obecność Slime’a trzymały dystans.
Chata do której dotarli była niewielką lepianką, której dach pokryto wyschniętą na wiór trzciną. Slime otworzył zbite z sękatych desek drzwi i zaprosił ich do środka.



O ile na zewnątrz było duszno i parno, to tutaj było jak w saunie. Od samego progu w najemników uderzył gorąc, wręcz nie do wytrzymania. Drobiny kurzu wisiały w powietrzu, niczym mikroskopijne drony.
W małym pokoju, przy poplamionym stole siedziała kobieta w podeszłym wieku. Jej twarz przypominała, wysuszoną na słońcu śliwkę. Głębokie zmarszczki świadczyły o jej wieku, trudach życia, ale w jakiś niebywały sposób kojarzyły się też z wielką mądrością.
Serca najemników po wejściu do domu babci Slime’a, wypełniały niepewność i poczucie zbezczeszczenia świętego miejsca. Uczucie całkowicie absurdalne, ale w pełni prawdziwe.
Slime dłonią wskazał parze Amerykanów niewielkie taborety ustawione przy stole. Gdy najemnicy zajęli miejsca w momencie spostrzegli, że wiekowa kobieta jest niewidoma. Jej oczy były niemal całkowicie białe i pozbawione blasku. Widok ten robił piorunujące i przerażające wrażenie.
Slime nachylił się nad babcią i szepnął jej kilka słów na ucho.
Kobieta kiwnęła głową i odezwała się ledwo słyszalnym głosem.
- Mój wnuk mówi, że szukacie ojca gordona. To wielki i niezwykle pobożny człowiek. Bóg go namaścił i obdarzył wielkim darem. Niestety Bóg w swej niezmierzonej mądrości postanowił, że wszystkich tych, których kocha będzie doświadczał w niezwykle bolesny sposób. Tak, jak kochał swego Jedynego i umiłowanego i poświęcił go w ofierze za grzechy ludzkości, tak samo postanowił doświadczyć ojca Gordona. Wiem, że w tym momencie ojciec Gordon przeżywa wielkie cierpienie. Widzę krew i potworny ból. Krzyki i jęki wydobywające się spod ziemi. Widzę, jak ojciec Gordon zasłania swym własnym ciałem, młodą, białą kobietę. Widzę krew i roztrzaskaną głowę.
Kobieta z każdym kolejnym słowem mówiła coraz szybciej i szybciej. Jej mowa przypominała, zepsutą katarynkę.
- Potworny ból - kobieta odchyliła głowę do tyłu i wzięła głęboki wdech - Potworny ból i łamane kości.
Slime ponownie nachylił się nad babcią i znowu coś szepnął jej do ucha.
W odpowiedzi na te słowa staruszka, położyła obie dłonie na stole, a po chwili zacisnęła jej w pięści. Na skórze pojawiły się ciemno niebieskie żyły, które wyglądały niczym poskręcane sznurki.
- Nie wiem, gdzie jest - jęknęła kobieta - Widzę, miasto położone w rozwidleniu rzeki. Widzę, mały dom z czerwonej cegły i trzech mężczyzn w turbanach. Jeden z nich ma bliznę na prawym policzku. To zły człowiek. Bardzo zły człowiek. Jego serce splamione jest potwornymi grzechami, a jego ręce spływają krwią. Dla niego nie ma zbawienia. To chodzący trup, który zaprzedał duszę diabłu.
Po tych słowach, głowa kobiety opadła na pierś.
Zapadła nieprzyjemna i niepokojąca cisza. Jedynie ciężki oddech staruszki wybrzmiewał w izbie.
- Wystarczy - powiedział Slime i gestem głowy dał znać najemnikom, że to koniec spotkania.


Po wyjściu z dusznego domu Slime, najemnicy odetchnęli z ulgą. Odetchnęli mimo, że żar bijący od nagrzanej ziemi był niemiłosierny. Słońce przekroczyło już zenit, ale jego moc zdawało się, że wcale nie zmalała.
Pokaz wróżbiarstwa, czy też może jasnowidzenie w wykonaniu starszej pani, kosztował ich pięćdziesiąt dolarów. Całkiem sporo. I choć pozyskane informacje były nader precyzyjne, to trudno było wierzyć w ich prawdziwość.
Ten kraj zaczął im się jawić, jako ojczyzna oszustów, naciągaczy i skorumpowanych przedstawicieli władzy. A widmo nadciągającej wojny sprawiało, że niechęć i obawy najemników tylko rosły.
Stracili kolejne pół dnia i nadal byli w punkcie wyjścia. Nie wiedzieli praktycznie nic więcej niż kilkanaście godzin temu. Ich śledztwo stało w miejscu, a być może gdzieś setki mil stąd ważyły się losy zaginionej Jessica Stevenson i ojca Gordona.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 24-11-2016, 20:19   #18
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Madison odetchnęła zrezygnowana. Zerknęła na Maxa i skinęła mu głową by ruszyli spowrotem. Chwilę szła milcząc z dłońmi w kieszeni.

- Zaczynam mieć serdecznie dość tego miasta. - Wyrzuciła to z siebie gdy weszli między bardziej cywilizowane zabudowania. - Jednak nie daruję sobie jeśli nie pogadamy z ojczulkiem z lotniska. Co ty na to?
 
Aiko jest offline  
Stary 01-12-2016, 19:25   #19
JJ
 
JJ's Avatar
 
Reputacja: 1 JJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znanyJJ wkrótce będzie znany
Max po wyjściu z domku babci Slime'a rozkaszlał się i splunął gęstą flegmą na piasek. Kiedy szli w kierunku centrum Madison swoim pytaniem przerwała wiszącą w powietrzu ciszę . Max nie czekając długo udzielił swojej koleżance po fachu odpowiedzi-Wydaje mi się ,że ojczulek tak łatwo nam nie wyjawi skąd takie fanty w tych skrzyniach , istnieje możliwość,że o nich nawet nie wiedział .Możemy się tym zająć ,ale wydaje mi się,że musimy sprawdzić czym jest miasto "położone w rozwidleniu rzeki" , może to całe wróżenie tej babci do mnie nie przemówiło ,ale warto to sprawdzić co?
 
JJ jest offline  
Stary 06-12-2016, 21:33   #20
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Każda kolejna godzina spędzona w tym kraju przekonywała ich, że jest to miejsce nad wyraz dziwne Nie chodziło tylko o niemiłosierny upał, ale o specyficzny styl bycia tutejszych ludzi. Spotkanie ze Slimem było tego doskonałym przykładem. Chłopak zapewne wykorzystał ich i załatwił bez mydła. Strzęp podsłuchanej rozmowy wystarczył mu, aby wyłudzić kilkadziesiąt dolarów, które zapewnią mu spokojny byt przez najbliższy tydzień.
I nie chodzi o sam fakt oszustwa, bo oszuści są wszędzie. Chodzi z jednej strony i banalny sposób w jaki to zrobił, a z drugiej o łatwowierność z jaką podeszli do niego Elliott i Peterson Nie dość, że dali się podejść i wykorzystać jak dzieci, to jeszcze sami przyłapywali się na tym, że byli skłonni uwierzyć w prorocze sny staruszki.
Magia, wróżby i jasnowidzenie. Gdyby coś podobnego miało miejsce w Nowym Jorku, czy LA, Elliott i Peterson pogoniliby cwaniaczka próbującego pocisnąć im kit. Tutaj oboje bez mrugnięcia okiem uwierzyli świeżo poznanemu tubylcowi, a na dodatek skłonni byli uwierzyć w metafizyczne zdolności starszej pani.
Absurd.


Świadomość takiego stanu rzeczy uderzyła ich z całą mocą, gdy ponownie znaleźli się w pobliżu samochodu. Było późne popołudnie. Stracili już niemal dwa dni i nadal kręcili się w miejscu. A przecież doskonale zdawali sobie sprawę, że tutaj każda godzina i minuta jest na wagę życia.


Gdy mijali wejście do supermarketu przed którym zaparkowali, usłyszeli przypadkowo rozmowę dwóch mężczyzn.
- Mówię ci wojna na całego, bracie.
- Wiem, oglądałem pół godziny temu informacje. Mówią, że cała północ w ogniu. Moja matka jest przerażona.
- W telewizji nie powiedzą ci wszystkiego, bracie. Rozmawiałem z kuzynem z Tesalit. Tuaregowie przejęli władzę w mieście. Wszędzie pełno najemników z bronią. Mają ponoć nawet ciężki sprzęt. Strach wyjść na ulicę. Ponoć zdobyli już kilka miast i szykują się do ataku na Timbuktu.
- Nawet mi nie mów. Słyszałem, że chcą ogłosić republikę islamską. Moja matka jest przerażona i chce uciekać do ciotki do Senegalu.
- Rząd powinien im dać radę…


Wojna zbliżała się wielkimi krokami. A w czasie jakichkolwiek zamieszek szansa na odszukanie kogokolwiek malały drastycznie. Elliott i Peterson dostali pieniądze właśnie za zadanie, tego typu.
Wsiedli więc do samochodu i po krótkiej naradzie, postanowili odwiedzić ojca Dikeledi. Jego zachowanie budziło wiele wątpliwości i pytań. Poza tym duchowny był jednym z ostatnich śladów, jakie mogli jeszcze zbadać w Bamako.
Peterson odpalił silnik i ruszył w stronę siedziby biskupa.



Kuria biskupa Bamako
24 stycznia godzina 17.10

Ojciec Dikeledi przyjął najemników w swoich prywatnych pokojach. O dziwo, nie miał nic przeciwko spotkaniu mimo stosunkowej późnej pory. Jak na księdza piastującego dość znaczące stanowiska, szefa misji katolickiej, miał niezwykle skromny pokój. Łóżko, niewielkie biurko z drewnianym krzesłem stojącym obok i wąska półka na której stał rząd ksiąg liturgicznych, srebrny krucyfiks oraz zdjęcie aktualnego papieża Benedykta XVI-tego.
- Wybaczcie państwo warunki w jakich was przyjmuję, ale… - duchowny zawiesił głos - okoliczności mnie do tego zmuszają. Co was do mnie sprowadza? Czyżbyście natrafili na jakiś ślad ojca Gordona i tej biednej dziewczyny?
- Nie do końca. - odparła Elliott - Chodzi o skrzynie, które miał odebrać ojciec Gordon.
- Skrzynie… W nocy mieliśmy włamanie do magazynu i znaczna część rzeczy została skradziona. Przypuszczam, że to wojsko. Koniecznie chcieli sprawdzić zawartość skrzyń. Papiery im się nie podobały i mieli jakieś wątpliwości. Udało mi ich jednak jakoś przekonać, że to własność kościoła i nie mają prawa do rewizji. Jak widać skoro nie mogli oficjalnie, to zrobili to po swojemu. Tak tutaj często się zdarza. Musicie wiedzieć, że wszyscy biorą mnie za miejscowego, a ja pochodzę z Ghany. U nas też nie jest może różowo, ale to co się tutaj wyprawia woła o pomstę do nieba. A teraz jeszcze ta wojna.
- Oczywiście, oczywiście. Tak się składa, że dowiedzieliśmy się o tym co było w skrzyniach.
- Ale to przecież żadna tajemnica - odparł Dikeledi z kamienną miną - Sam wam o tym powiedziałem.
- Chodzi o tą dodatkową część przesyłki - wtrącił Peterson - Tą nie ujętą w spisie.
- Ale przecież….
- Niech ojciec nie zaprzecza. - przerwała mu szybko Elliott - Kłamstwo, to przecież grzech. Tak naprawdę broń nas nie interesuje. Proszę się nie obawiać. Jeśli tylko powiem nam ojciec, co wie na jej temat, sprawa zostanie między nami. Jeśli nie… no cóż… świat dowie się, czym zajmuje się misja katolicka i jakie to towary przewozi w swoich transportach humanitarnych.
- Ja naprawdę nic….
- Ojczulku, nam chodzi tylko o informacje, które pomogą odnaleźć księdza Gordona, a przede wszystkim Jessicę Stevenson. Chyba chce ojciec, aby bezpieczni i zdrowi wrócili do domu, prawda?
- Tak, oczywiście, że tak. Tylko to nie takie proste.
- Spokojnie. Po to tu przyjechaliśmy, aby rozwiązywać skomplikowane problemy. - Elliott uśmiechnęła się szeroko, zachęcając duchownego do wyznania prawdy.
- Dobrze… - ojciec Dikeledi usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach - Ja mu mówiłem, że to się źle skończy. Od samego początku mu mówiłem. Kilka miesięcy temu, późnym wieczorem, zjawił się u mnie pewien człowiek. Był ranny i prosił o pomoc. Wpuściłem go do środka. Okazało się, że jego rana jest raną postrzałową. Normalnie wezwałbym lekarza, a później policję, ale on prosił aby tego nie robił. Pewnie gdyby nie Gordon, to bym go nie posłuchał. Gordon się jednak uparł. Zakasał rękawy i wyjął kulę z jego piersi. Ten mężczyzna był bardzo wdzięczny. Mówił, że to nam wynagrodzi, że będzie naszym dłużnikiem. Przedstawił się jako Derek Diaz, agent CIA. Jak to usłyszałem, to ścięło mnie z nóg. Powiedziałem, że nie chce wiedzieć nic więcej i że do rana ma zniknąć. Po czym wyszedłem i zamknąłem się w swoim pokoju. Całą noc modliłem się, aby z tego spotkania nie wyszły jakieś poważne kłopoty. Gordon natomiast czuwał przy rannym całą noc. Jak się później okazało, dużo rozmawiali. Gordon przekonywał mnie, że to Bóg postawił tego człowieka na naszej drodze, że to dla nas da i musimy go wykorzystać. Nie chciałem o niczym słyszeć, ani wiedzieć. Gordon powiedział mi tylko, że Diaz pomoże mu zbudować prawdziwą misję i że tchórz ze mnie. To wszystko. Tyle wiem. Przypuszczam, że broń w skrzyniach dla Gordona to sprawka tego agenta.
- Wie ojciec jak się kontaktowali? - zapytał Peterson.
Ojciec Dikeledi jeszcze bardziej skulił się w sobie i mocniej zacisnął dłonie na głowie.
- Niestety wiem. - westchnął - Zazwyczaj w recepcji motelu “Cristal” Mieli też skrzynkę kontaktową na dworcu. Tak na wszelki wypadek. Gordon mi o tym powiedział niedawno. Mam do niej klucz, bo miałem do niej zajrzeć jakby się Gordonowi coś stało. Tylko, że tam nic nie ma.
Po tym wyznaniu zapadła przejmująca cisza. Najemnicy w końcu natrafili na cenne informacje. Wynikało z nich, że ojciec Gordon spodziewał się zagrożenia i zawczasu się na to przygotował. Najwyraźniej wplątał się w jakąś szpiegowską aferę, a to rzucało zupełnie nowe światło na zniknięcie jego i Jessici Stevenson.
- Dziękujemy - powiedziała cicho Elliott - Bardzo nam ojciec pomógł. Zrobimy wszystko, aby odnaleźć Jessicę i ojca Gordona.
- Dobrze - odparł ksiądz tłumiąc łzy - Idźcie już, dobrze?
- Tak, już nas nie ma. Do widzenia.
- Do widzenia.


Gdy najemnicy opuścili budynek kurii już zmierzchało. Pojedyncze latarnie oświetlały ulicę. Zziajany pies przebiegł drogę i zniknął w wąskiej uliczce. Choć słońce już prawie zaszło nadal panował nieznośny gorąc. Na dodatek leniwe w ciągu dni much, ożywiły się i co rusz kąsały boleśnie.
Elliott i Peterson zatrzymali się przy samochodzie i spojrzeli po sobie. Choć nie powiedzieli, ani słowa to oboje wiedzieli, że czeka ich pracowita noc.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172