Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2016, 01:36   #113
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Dzień III - Alex & Wendy cz.1: "How (uuuch) 'NIIICE' to meet You!"




Dwa słońca powoli zaczynały ogrzewać otoczenie, sprawiając, że temperatura powietrza z każdą chwilą rosła. Całe szczęście, było co jeść. Z piciem nieco gorzej. Nikt nie przyniósł do obozu wody, chociaż ta znajdowała się zaledwie pięć minut drogi od niego. Nie było więc tak źle. Ksiądz przyswajał te fakty powoli, był niemiłosiernie zaspany, przebudził się gdy Monika zaczęła uwalniać się z jego rąk. Wokoło nie było już prawie nikogo… no, prawie oznaczało chrapiącą Wendy rozwaloną na wreszcie wolnym posłaniu.
Wspomniał wnet jak tu się znalazł i zamarł.
“Poczułem… poczułem koszmary, Monika. W nocy” - powiedział jej w myślach jakby niezgrabnie tłumacząc się z tego co tu robi.
W odpowiedzi, pierwsze co dostał była myśl o mocniej potrzebie pójścia siku… Monika, musiała obudzić się już jakiś czas temu, ale leżała dalej przytulana przez Alexa, bo po prostu było jej miło i nie chciała go budzić… aż w końcu nastał taki moment, że dłużej nie dało rady.
“Jaa… przepraszam. Moje koszmary…” - jej myśl przenikało krótkie ukłucie strachu i niechęci do nocnych mar.
Stan zaspania był niemal kompletny, pewnie dlatego Alex odruchowo wstał i sięgnął by wziąć ją na ręce. Dopiero po dwóch krokach przypomniał sobie, że już z nią okey i postawił na ziemi. W myślach krążyło mu zupełnie odruchowe i przebudzone przekonanie, że to... to powinna jednak zrobić sama. Ziewając spojrzał na niebieskowłosą chrapiącą pod ścianą.
“Nie przepraszaj, czułem... “ - Dokończył obrazem spokojnie śpiącej dziewczyny gdy zespolili się w swoich strachach biorąc na siebie wzajemnie najgorsze z tego co w nich drzemało.
Gama uczuć kłóciła się w myślach Moniki. Z jednej bowiem strony, było jej głupio, że czegoś tak się bała i Alex znów musiał ją ratować… z drugiej z kolei, cieszyła się z jego obecności, była też trzecia strona, w której uświadamiała sobie strach Alexa, oraz czwarta, która rozpamiętywała spokój ducha, i piąta której było źle z tym, że ktoś musi (bo ona nie ma pojęcia jak to wyłączyć) być skazany na jej myśli a nawet koszmarne sny, jakby wolała nikim tego nie obciążać. Ten mętlik przebiegający jej przez głowę był zaiste czystym chaosem. To go bardziej otrzeźwiło, ale że wciąż był jeszcze ledwo przebudzony średnio jeszcze radził sobie z doborem myśli. Zareagował więc bardziej szczerze niż by miał to uczynić w pełni świadom rozmowy. Spojrzał dziewczynie w oczy i zaczął pokazywać jej wizje. Monika smutna, Monika pełna wewnętrznej winy wobec czegoś naturalnego, Monika zamartwiająca się zdaniem Alexa więcej niż trzeba. Na to pokazała się smutna mordka wydry biednie i bezsilnie złożona na kamieniu. Monika wesoła, akceptująca słabości i to co było złe. Uśmiechnięta, zwalczająca zmartwienie i odrzucająca je. Na to wydra zlazła z kamienia i zaczęła wesoło baraszkować w wodzie.
Musnął ustami jej czoło i lekko klepnął w pośladek wskazując wejście. W myślach z humorem wskazał alternatywę zmiany pieluchy jak u dziecka. Monika zaśmiała się głośno. To prawda, chciało jej się siku, i musiała zmienić pieluchę. Nim jednak wyszła ujęła twarz księdza w swoje dłonie, przyglądając mu się, jeszcze trochę z rozbawieniem…
“Dziękuję” - usłyszał w swoich myślach.
W pierwszej chwili chciał pocałować ją jak nad oczkiem wodnym, ale trochę się bał reakcji. I nie był pewny… właściwie nie rozumiał skąd takie myśli i chęci. W drugiej chciał cmoknąć w czoło, ale tu też się bał i nawet nie do końca rozumiał czego. Że źle zrozumie i… źle zrozumie? Policzek tez zalatywał dwuznacznością i jakąś bzdurą. W odruchu desperacji pochylił się i potarł jej nos swoim. Raz jeszcze klepiąc w pośladek i pokazując drzwi, wysłał wizje jej i jego pływających z delfinami jak wróci z Wendy.
Obietnica jej się spodobała…
Potarcie nosem o nos, również.
Cmoknęła więc, delikatnie i pośpiesznie jego usta i… uciekła. Również pośpiesznie wychodząc z chatki i oglądając się na Alexa.

Gdy już odeszła, Alex jeszcze słyszał echo myśli, w których Monika zastanawia się nad tym, czy za często ostatnio się zamartwia. Dochodząc do wniosku, że nim coś zaakceptuje zawsze musi się chwilę wewnętrznie pomartwić. Nigdy jednak nikt o tym nie wiedział...

Zbliżył się do pochrapujacej Wendy i poprawił koloratkę. Schylił się nad nią nisko i potargał lekko ramię.
- Spieeee-rdalaaaaaaaaaaaaaj - usłyszał przeciągłe, ciche i wpół wyziewane słowo. Dziewczyna próbowała zaraz po nim odwrócić się na drugi bok, jakby na drugim boku nie było nikogo, kto będzie chciał ją bezczelnie obudzić.
- Wypierdalaj na tylne łapki z tego leża mała, mamy coś do zrobienia. Tak? - rzucił wciąż tarmosząc ją za rękę.
- Spierdalaj, kurwa! - Wyrwało się Wendy nieco głośniej, ale tym razem dziewczyna otworzyła oczy. I zobaczyła…
Koloratkę…
Usiadła tak szybko, że niemal uderzyła głową o głowę księdza. Ten wstał i zniknął po chwili w “spiżarni”. Wyszedł stamtąd w toporem w jednym ręku i lekko zardzewiałą łopatą w drugiej.
- Idziemy? Mieliśmy pójść na trupki.
- A śniadanie?! - Zdziwiła się Wendy, której w tym czasie udało się tylko zsunąć z łóżka, i położyć stopy na podłodze. W ręku miała nawet jednego buta. - A siusiu? Kupka?
- Zjemy po drodze. Jak wrócimy to nałapie ryb, będzie choćby jakaś marna namiastka mięsa - prychnął. - Chodź, szybciej pójdziemy, szybciej wrócimy. - zaczął kierować się do wyjścia i resztkom żarcia pozostawionych po kolacji.
Niebieskowłosa nic już nie powiedziała. Chwilę później po prostu wyszła z chaty. Zaspana, przecierając oczy i szukając wzrokiem terrorysty w sutannie.
- Siu-siu, kuuu-pka - wskazał z lekko ironicznym wzrokiem krzaki po przeciwległej stronie niż ocean. Kolekcjonował przy tym banany, i inne owoce oraz warzywa jakimi mogli pożywić się po drodze. Wendy poszła w stronę którą pokazywał, nie słyszał, ale doskonale widział jak mówi coś pod nosem i chyba parodiuje przy tym jego wyraz twarzy, dodając mu przerysowaną mimikę.



Gdy wróciła, chwyciła banana i jedynie wskazała kierunek w którą stronę plaży należy iść, po czym trzymała się lekko z tyłu. Alex złapał trochę snu, ale nie było to wiele, był zmęczony i oczy same mu się przymykały, bo nie zdążył jeszcze w pełni się obudzić.
- Coś nie tak Wendy? - spytał czując dosyć ostentacyjne milczenie dziewczyny.
- Pszeciesznic nie moooowie - odparła, ewidentnie z pełnymi ustami. Zaraz po tym, w stronę… prawą… poleciała niedbale wyrzucona skórka od banana.
- Nie wiem, od wczoraj patrzysz na mnie jakbym ci siekierą wyrżnął rodzinę i nasikał na jej groby. - Majtał przy tym zupełnie nieświadomie i nonszlancko toporem.
- Ja pierdole, wiedziałam, że to byłeś ty… o cholera, przeklęłam… - Alex kątem oka, mógł zauważyć, że Wendy łapie się za głowę.
- Wiesz, jak Ci źle z przeklinaniem, to może nie klnij? - zaryzykował obłędnie prostą teorię. - Mi tam nie przeszkadza.
Dziewczyna znów zaczęła ostentacyjnie milczeć, idąc krok z tyłu za księdzem.
- No, wydusisz to z siebie wreszcie?
- Boże święty… jesteś pierdolonym księdzem, ale do kuźwy nie będę się spowiadać, wiesz? Nie to, że nie lubię księży… ale po prostu, nie jesteś moim klimatem, a ja twoim. Nie musimy gadać. A jak zaczniesz mnie nawracać i pierdolić o zbawieniu, przysięgam ucieknę. - Zaczęła Wendy, dość szybkim ślinotokiem.
- „Pierdolić o zbawieniu”? „Nawracać”? A po co miałbym? - Tu się serio zdziwił.
- No wiesz, nawracanie grzesznych owieczek na pierdolone słuszne dróżki. Znasz to, cooo? - zapytała, takim tonem jakby to było oczywiste, i trochę jakby pytała “lubisz to, co nie?”.
- Nope.
- Nie! Jakoś wcale nie wierzę! Pewnie tak mówisz, żebym się zamknęła, a zaraz podstępem zaczniesz wpakowywać mi do mojej pięknej główki prawdy o życiu. A to znasz, coo? - Znowu brzmiało jak “a może to lubisz, co?”.
- Pięknej? - uprzejmie się zdziwił.
- Wal się… - odparła się uprzejmie.


Alex roześmiał się.
Jezus Maria, jak mu brakowało czegoś takiego. Takich jak ona to znał ostatnio jeszcze w Glasgow.
- No może i pięknej. - Wzruszył ramionami jakby godził się z czymś po długiej dyskusji. - A miałbym ci coś do niej wpakowywać boooo…? - urwał jakby czekając na pointę, której widać nie znalazł domyślnie w sensie jej poprzedniej wypowiedzi.
- Bo jesteś kuźwa księdzem. Tacy jak wy, nie znają nawet smaku cipki, a wymądrzają się na prawo i lewo, co kto powinien robić, jak żyć, jak się zachowywać, jakim kruwa być, jak kiwać palcem i jak się ubierać, i jak się… - Wendy zapowietrzyła się, albo nie miała pomysłu na następne “i jak”...
- Nie znają smaku cipki? - Alex aż się wstrzymał i obrócił. - A czemu tak sądzisz? - wydawał się zaciekawiony.
Tym razem Wendy była zdziwiona. Uniosła wysoko brwi.
- A co? Ciumkacie na umór przed tymi waszymi ślubami, bo później już nie możecie zamoczyć?
Ksiądz roześmiał się głośno i odwrócił z powrotem w stronę kierunku marszu. Chwilę chichotał.
- Ach, kolejna lala, co ma hejta na sutanny a nie wie o co cho, tak? - Wyszczerzył się. - Celibat, to nie śluby nie moczenia. To stan bezżenny. Dymać niby wedle tego można. Śluby czystości składają tylko mnisi w klasztorach. - Uśmiechnął się.
- Chyba konia walić. Jaka by poszła z takim co nosi sukienkę zamiast spodni… - odparła , tym razem doganiając księdza. - Ja pierdole… - dodała patrząc na niego z zaskoczeniem.
- Jest sporo takich co prowokują, bo myślą tak jak ty, że nie huhu, i poniżą tym. Wiesz, jechanie po księdzu, mizianie, epatowanie chcicą, a we łbie i na twarzy wypisane: “I co frajerze, nie możesz”. - Alex znów się uśmiechnął. - Może i większość księży odpuszcza, bo tak głupio, bo przecież im nie wypada. Tu z ambony pierdolić o wstrzemięźliwości a potem rżnąc się jak królik? Ale powiem Ci, że sporo panien tak się z zaskoczeniem nieźle nacina. - Mrugnął do niej wyjmując banana. - Chcesz jednego? Wziąłem trzy.
- Nacina, mówisz? - Wendy zaśmiała się szczerym, po prostu rozbawionym śmiechem. - No dawaj jeszcze jednego - dodała wyciągając dłoń po banana, i jeszcze raz roześmiała się widząc księdza z bananem, jakby było w tym cokolwiek zabawnego.
- W przenośni. Literalnie to bardziej… - udał, że zastanawia się nad odpowiednim słowem - chyba bardziej tu pasuje: “nabija”.
- Co? Nabija? - zapytała, a zaraz po tym nastąpił kolejny krótki wybuch szczerego śmiechu.
- Zawsze można iść na dziwki - wzruszył ramionami - jak się nic nie natnie.
- Ja pierdole… - skwitowała , obierając banana ze skórki. - A ty? - zapytała, po czym wsadziła banana do ust i powoli zaczęła ściągać zębami warstwę miąższu zanurzając go głębiej w ustach i wysuwając… i znów. Patrzyła przy tym ciekawskim wzrokiem na Alexa.
- A ja… - zaczął zdejmować skórkę ze swojego banana. - Ja staram się wiedzieć kiedy lala prowokuje i coś z tego będzie, czy robi sobie jedynie jaja i nie ma na to szans. - Patrzył przy tym na nią ciekawie.
- Ja pierdole… - można było powoli zacząć sądzić, że Wendy naprawdę lubi zaczynać tak zdania. - Czyli jesteś jednym z tych niegrzecznych księżulków! Ale jajca! Ty, to nawracania nie będzie, co? - Niebieskowłosa spróbowała stuknąć go z łokcia, w żartobliwym geście.
- Waham się. Czytałaś Biblię Wendy?
- Czytałam tylko jeden rozdział, ten o poczęciu bez pierd… - Dziewczyna zawahała się uznając, że może jednak nie warto było przekraczać pewnych granic… - oj, spadaj - zakończyła łagodnie.
- Hehe, po prostu wiele straciłaś. Seksu tam więcej niż w 50 twarzach Greya. Więc w kwestii nawracania….
- Nie pierdol…- przerwała mu, ale on kontynował:
- … to biorąc pod uwagę Pismo Święte, musisz sprecyzować o jakie nawracanie Ci chodzi. - Wyszczerzył się i dziabnął banana
- Jeśli jest tam jakiś seks, to… - Wendy zacisnęła usta. - Raczej nie z kobietami - szepnęła, puszczając księdzu oczko. - To prawda, że wielu księdzów zostaje księdzami bo woli facetów i nie chce się przyznać?
- “Suknię z siebie zdjęłam, mam więc znów ją wkładać? Stopy umyłam, mam więc znów je brudzić? Ukochany mój przez otwór włożył rękę swą, a serce me zadrżało z jego powodu.” - Zacytował. - to Pieśń nad Pieśniami, w sumie inna bajka. - Zamyślił się. - A co do pytania. Nie mam pojęcia, ale może czasem tak. W nowicjacie kilku takich było, jeden stracił zęby to się opanował.
- Ja pierdole… - Wróciła do skrobania miąższu z banana.
Alex patrzył na to właściwie tylko zerkając.
- Dobra, weź może pomarańczę co? - Przeciągnął się lekko jakby co go uwierało. Z pewnością piach nagrzany porannym słońcem gdy szli boso.
Dziewczyna najpierw spojrzała na niego, jak ktoś kto nie ma pojęcia o czym druga osoba mówi. Banan akurat znajdował się głęboko w jej ustach, a ona zamarła z nim tak patrząc na Alexa, a później zaśmiała się, ledwo co zdążając wyciągnąć go z ust by nie zachłysnąć się.
- Serio? Kręci cię to? - Zamachała bananem w jednej ręce, podczas gdy drugą wycierała usta.
- Kurwa, a jest jakiś typ na tej wyspie, którego by to nie kręci…? - urwał… Axel zarżnięty w Dafne po uszy, Terry ze swoją monumentalną siłą spokoju. - Dobra, to nie był dobry argument. - Spojrzał na jej twarz na której wykwitała niewinna niewiedza o co mu chodzi.
- Eeeeee, noooo dooobra, nie było tematu?
- Nie, czemu? - Zapytała tym razem rozbawiona. - To zajebisty temat.
- Ja pierdolę… - skwitował.
- Wiesz co… - Wendy zamachała na niego znowu bananem - co prawda mam wyjebane na facetów, ale jeśli zostaniemy dłużej na tej wyspie a w żadnej walizce nie będzie wibratora, to może przestaniesz gadać “ja pierdolę” a przejdziesz do czynów.
- Dłużej… - pokiwał głową. - Oglądasz żużel? Tam niektóre mecze rozgrywane są awansem. Wiesz, kolejka zaplanowana powiedzmy na połowę października, a rozgrywane mecze we wrześniu, jak jest wolny termin. Bo w ustalonym a nuż deszcz spadnie. - Zainteresował się tym co zaczęła mówić. - Kumasz analogię?
Wendy najpierw pokręciła przecząco głową, w tym samym czasie gryząc banana.
- Anikuwa tloche - odparła z pełnymi ustami.
- Szło mi o to, by… czemu masz wyjebane na facetów? - zmienił temat orientując się, że przegapił coś dosyć ważnego.
- Kurwa… - zaczęła dla odmiany pewnie od “ja pierdole” - … a jak myślisz?
- Kurwa… - odpowiedział ksiądz. - Wiesz nie chce mi się myśleć, że to zwykły zawód miłosny, więc po głowie chodzą różne opcje.
- To lepiej tak kurwa myśl – skwitowała, zaś ksiądz czuł, że o cokolwiek chodzi, to jakiś dłuższy i głębszy temat.
- Dajesz Wen, to nie spowiedź. Tajemnica za tajemnicę. Czasem fajnie sie wygadać, a ja oceniał nie będę. - Kopnął w piasek. - Od wczoraj wieczór to mam trochę wyjebane.
- Dlaczego? - niebieskowłosa uniosła lekko brwi. - Przez tą rudą?
- Show me yours i'll show you mine - powiedział Alex rzucając fasolką w górę i zaraz łapiąc ją w usta. - I nie mówię tu o zdejmowaniu sutanny.
- To chujowa historia i cholernie nudna. Miałam faceta. Przez osiem lat, odkąd w ogóle skończyłam osiemnaście. Planowaliśmy wspólne życie. Standardowe, kurewsko nudne wspólne życie… ale wydymał mnie. I tyle. - Wendy mówiła szczerze… zresztą, można było odnieść wrażenie, odkąd Alex zaczął z nią rozmawiać, że Wendy zawsze mówiła szczerze… ale, tym razem intuicja księdza dobrze wiedziała, że dziewczyna bardzo skróciła historię.
- Aha. Dlatego chcesz się na wszystkich mścić?
- A co, to nie jest wystarczający powód? - Tym razem nie była do końca szczera… jeśli chciała tym samym by sądzono, że ona tak uważa.
- Jest, jasne że jest. - Zaczął obierać pomarańczę, co nie było to proste, bo w prawej dłoni trzymał łopatę i toporek. - Póki mścisz się na reszcie, a nie odbija się to na Tobie.
- Zawsze podobały mi się też kobiety - wzruszyła ramionami - na promie płynęłam z moją dziewczyną. Pasuje mi to. To tak samo miłe i o wiele bezpieczniejsze.
- A no to w porządku - kiwnął głową. - Już się bałem, że na fali miłosnego zawodu skazujesz się na… - urwał, choć nie trudno było domyślić się o co mu chodzi. Dał Wendy lekkiego kuksańca. - Szkoda. - Wgryzł się w pomarańczę.
- Kocham seks - Wendy zaśmiała się. - Celibat nie jest dla mnie. - Rozłożyła ręce, niby w geście bezradności, ale z uśmiechem.
- Co ty masz z tym celibatem. Heh, kumam. Tak to słowo się utarło. Trudno. Też kocham, powiem ci nawet że motyw potrzeby ukrywania się, tego czy ktoś nie rozpozna… zawsze dodawał temu pikanterii i adrenaliny. - Wgryzł się w soczysty owoc zaraz podał na wpół obraną i dziabnięta pomarańczę Niebieskiej.
- Uprawiałeś kiedyś seks w kościele? - zapytała biorąc od niego owoc. Ponieważ był tylko na wpół obrany, zajęła się skubaniem go.
- Nie mogę ci powiedzieć. - Schylił się do niej lekko i wyszeptał konfidencjonalnie: - musiałbym cię wtedy zabić.
- Ha ha ha, bardzo zabawne – Wendy była mimo wszystko trochę rozbawiona. - To co z tą rudą, co?
- Nic, ruda jak ruda. Pojechała sobie z nami w bambo - wyjaśnił orientując się, że dziewczyna może nie wiedzieć o tym co zaszło nim ich spotkała. - Oficjalnie obudziła się na plaży. Z nami. Nie mówiła, że wie cokolwiek, bo grała rozbitka. Popierdalaliśmy po pomarańcze do picia na prawie drugi kraniec wyspy, gdy ona wiedziała o strumieniu. Różne takie akcje były. Okazało się, że to tutejsza syrenka. Ale… - zastanowił się chwilę - ale według mnie jest okey. Fajna laska.
- No, laska jest ładna. I dlatego masz wyjebane? Nie popieram tego, jak ktoś udaje kogoś kim nie jest, ale czaję, że chciała być jedną z was. Tak? - Po tym zaśmiała się krótko pod nosem. Obraną pomarańczę przedzieliła na pół i jedną z połówek podała Alexowi.
- Yup, co ją tłumaczy. Bała się odrzucenia. Ale wyjebane nie przez to.- Uśmiechnął się do siebie. - Jesteś katoliczką? - zapytał zaczepnie. - Potrzeba spowiedzi, msza w niedzielę?
Wendy spojrzała na księdza takim spojrzeniem mówiącym coś w stylu “chyba ocipiałeś”.
- Zapomnij - odpowiedziała grzecznie, po czym wydała z siebie zamyślone “hmmmm” - Kiedyś byłam. - Przyznała niezbyt chętnie.
- No to sama widzisz. Reszta to samo. Ateiści, muzułmanie, “w coś tam wierze, ale nie katolik”. Hordy wróżek, tabuny syrenek. Martwym raczej potrzebnym, by modlitwę nad grobem uczynić. - Wzruszył ramionami. - Jedyna katoliczka tu… - wspomniał uśmiech Moniki, zupełnie nie wiedząc skąd pojawił mu się w myślach - nie ma jak się okazało przeciw, że taki ze mnie ksiądz jakim jestem. No to mam wyjebane. Kumasz?
Wendy prychnęła cicho pod nosem i przez jakiś czas milczała. Widać było, że nad czymś myśli.
- Więc,... albo jest kurwesko głupia, albo odwrotnie. - Po tych słowach niebieskowłosa wzruszyła ramionami.
- Raczej odwrotnie… - Alex uciekł wzrokiem. - Dwa razy - dodał zaraz nie patrząc w jej stronę i majtając lekko łopatą oraz siekierą.
- Jak odwrócisz coś dwa razy to będzie na tej stronie co było - zauważyła błyskotliwie Wendy , a ksiądz spojrzał na nią jakby nie wiedział o co jej chodzi. - Nie łam się chłopie. Jesteśmy na pieprzonej magicznej wyspie w dziwnych okolicznościach. Czy do jutra czy na całe życie? Nie wiemy. Teraz każdy dzień powinniśmy traktować jak ostatni. Wiesz, wrzucić na luz. Być sobą i robić co chcemy ale tak by nie żałować. Nie żałować tego co się zrobiło i tego czego się nie zrobiło. - No i znów wzruszyła ramionami, po czym wsadziła do ust duży kawałek pomarańczy, a Alex mógł usłyszeć “mlask, mlask, mmmm”.
- A kto się łamie? - parsknął rozbawiony. - Fakt, robić co chcemy, nie żałować, że czegoś się nie zrobiło. Jak podczas naszej wyprawy nie znajdziemy walizki pełnej wibratorów, to myślę, że będzie okey. A “Dwa razy”... to odpowiedź na wcześniejsze pytanie. - Uśmiechnął się do siebie.
- Ohhhho. Świntuszek! - Rozbawiona dziewczyna wychyliła się w stronę księdza i pomachała palcem w geście “nu nu nu”. - To po jakiego grzyba w ogóle zostałeś księdzem, hę?
- Hm… powiem Ci kiedyś. - Nie widział problemu w opowiedzeniu jej tego, ale jakoś wciąż wspominał uśmiech Moniki. Należało jej się, by ona dowiedziała się tego pierwsza.
By zmienić temat spróbował klepnąć lekko Wendy w tyłek, dziewczyna uchyliła się lekko widząc kątem oka lecącą w jej stronę dłoń. Ksiądz mógł dostrzec cień strachu. W rezultacie jego palce jedynie lekko musnęły pupę niebieskowłosej.
- W porządku z ciebie dziewucha - rzucił.
- Jasne. A z ciebie bardzo nie w porządku księżulek. - Mrugnęła do niego jednym okiem. Zachowując się przy tym jakby przed chwilą nic się nie stało.
- Ehm… przepraszam. - Spojrzał na nią uważniej, z lekko głupią miną. - Zróbmy tak. Jak uznasz, że się zbyt wpierdalam, to mi dajesz w żebra. Od siły zależy, jak mocno Cię to wkurwiło. Lał cię on, a może ktoś wcześniej? Ktoś w domu?
Wendy zatrzymała się wpół kroku usłyszawszy pytanie. Spojrzenie które poleciało w stronę księdza nie było jak wcześniej pełne luzu czy rozbawienia.
- Wal się koleś. Co? - powiedziała takim tonem jakby sama nie wiedziała czy ma być wkurwiona czy bać się przenikliwości Alexandra.
On na to uniósł powoli rękę i wyciągnął ją do góry. Wystawił bok i skrzywił się lekko, jakby zachęcając do uderzenia i przygotowując się na nie.
- Dajesz. Tylko mnie nie połam. Też swoje obrywałem. Ale nie chcesz gadać o tym, to nie będziemy.
- Pierdol się - powtórzyła grzecznie Wendy - nie będę nikogo lała po żebrach. - Po tym wskazała brodą kierunek przed nimi i ruszyła znów do przodu.
On nie odezwał się nawet słowem, po prostu ruszył za nią.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline