Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2016, 01:50   #114
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Dzień III - Alex & Wendy cz.2: "I see dead peoples..."




Droga była długa.

Całe szczęście wyruszyli na prawdę z samego rana i upał jeszcze nie dokuczał mocno. Mijali akurat palmy kokosowe gdy plaża dobiegała końca. Jedyna słuszna droga prowadziła w prawo i tam też rozciągała się ona na nowo. Z daleka na horyzoncie widać było skały i wysokie klify. Alex dobrze wiedział że to druga strona skał za które próbował przepłynąć.
Było trzeba iść jeszcze parę minut by dojrzeć, że przed skałami leżą jakieś kolorowe plamy. A jeszcze parę minut by w tych plamach rozpoznać sylwetki…
- Ja pierdole…- powiedziała wtedy Wendy.
- Nie każdy miał farta… - mruknął Alexander raczej wesół, że w końcu przerwała grobową ciszę gdy trafił ją w miękkie. Obrażona, czy zła? Może jedno i drugie, może coś jeszcze innego.
Przy pełnej napięcia ciszy nawet bluzg był tu jak pieśń.
- W ogóle to szacun mała. Nas wszystkich wyłowiła ta ryża syrenka. Inni… widać co inni. Ty jedyna wyszłaś z tego o własnych siłach.
- Nie mam pojęcia jak wyszłam… coś tam pamiętam. Ale nie jak się znalazłam tu. - Wskazała palcem przed siebie. - Tu się obudziłam ale zobaczyłam te trupy, dwa słońca, tropiki i cholera… zwiałam w las.
- Przesrane… - zgodził się ksiądz i zaczął rozpinać sutannę by ją zdjąć. - Ja pokopię doły, ty przez ten czas pobuszuj po plaży i zgromadź w jednym miejscu walizki czy co tam znajdziesz.
Wendy znów spojrzała w miejsce, do którego się zbliżali.
- Może kawałek bliżej. Po po ich tu aż taszczyć? A w ogóle po jakiego grzyba chodzisz w tej sutannie, tu?
- Taaaa, doły wykopiemy przy nich - zgodził się, wciąż idąc ku ciałom leżącym w oddali. - A co mam nosić? Nie mam innych ciuchów.
Zdjął sutannę. Czekało go trochę roboty, a robiło się coraz goręcej.
- Ha ha ha ha ha ha ha…- rozbrzmiał śmiech dziewczyny, która złapała się przy tym za brzuch i zgięła w pół. - Ha ha ha… - Udało jej się przy tym pokazać krótko palcem na “krocze” księdza… albo po prostu jego bieliznę.
- Cóż, lepiej taka reakcja, gdy bokserki wciąż on, a nie po zdjęciu - mruknął.
- Ha ha ha ha…
- Wiesz, nie planowałem wylądowania na magicznej wyspie gdy zakładałem bieliznę w dniu wypłynięcia promem.
- Ha ha ha… soooooooory ha ha ha… nie no wiesz, ja pierdole… tego się nie spodziewałam. Ale jaja! W sensie bokserki! Ha ha ha. - Wendy wbrew pozorom uspokajała się po wybuchu radości.
- Prezent - odparł wymijająco, ale również uśmiechał się lekko. - Taaa, zabawne. “I wiem o tym” - skomentował tekstem widocznym między serduszkami.
Wendy wyprostowała się. Dalej się uśmiechała ale już nie brechtała.
- Od...eee… jakiejś wiernej katoliczki mającej problemy z mężem?
- Od moich uczennic. Przykościelne żeńska szkoła w Leeds. Byłem… hm, coś w stylu WF-isty, zajęcia pływania dla dziewcząt.
- Idealne zajęcie co? - mruknęła Wendy.
- Oj tak… - skinął głową. Było faktycznie niezłe.
- Hi hi… dobra… ja walizki, ty dziury… - skwitowała zbaczając leciutko w lewo by iść centralnie w kierunku jednej z walizek.
- Sir, yes sir! - ksiądz zasalutował sutanną i zbliżył się do trupów. Przed pochówkiem należało sprawdzić co ci nieszczęśnicy mieli przy sobie.

Ciała były cztery.
I nie wyglądały dobrze…
Wyglądały i pachniały jak trupy, które leżą na plaży w słońcu dobre dwa (trzy?) dni.
Pierwszy z nich należał do pulchnej dziewczyny w niebieskiej piżamie w misie. Już na pierwszy rzut oka, widać było, że ta tu nie ma nic przydatnego. No… może biżuterię. Zdecydowanie złotą. O ile na wyspie komuś może się to do czegoś przydać.
Drugi był mężczyzną ewidentnie za często bywającym na siłowni. Miał na sobie jeansy. Dobry skórzany pasek, a po przeszukaniu także portfel potwierdzający jego tożsamość id card, drive licence, kartami kredytowymi, czy nawet dającym się jeszcze odczytać biletem na prom.
Trzeci trup, również mężczyzna. Starszy pan o siwych włosach i brodzie. Brązowa piżama wskazywała na brak kieszeni. Co również sprawdziło się brakiem ciekawych przedmiotów. Jedyne co można było zabrać, to wciąż działający zegarek, który starszy pan miał na ręce.
Czwarty, jakiś blondynek, nosił zwykły t-shirt z House i jeansy z paskiem. W kieszeni miał tylko napoczętą paczkę fajek, które teraz niezbyt miło pachniały i jak się okazało zamokniętą zapalniczkę, która nie chciała wydać z siebie nic więcej niż słaba iskra. Na nogach nieboszczyka tkwiły adidasy, rozmiar 43.



Wendy przyciągnęła w jedno miejsce aż trzy różne walizki, a do tego jedną damską torebkę. Z zadowoleniem i z daleka od zwłok, zaczęła teraz przeglądać jej zawartość.

Nesesera… czarnego nesesera… nie było nigdzie widać, co zresztą Alexandra nie zdziwiło. Taki fart nawet byłby niepokojący. 9 na 10 ludzi jakich dotknęło niespodziewane i niewyobrażalne szczęście, mniej lub bardziej nieufnie podchodziło do świata wypatrując jak też los teraz kopnie w dupę celem próby wyrównania salda.

Dwa paski, buty, zegarek, zamoknięta zapalniczka. Łup nie nadzwyczajny ale zawsze coś. Po chwili zastanowienia, ksiądz zostawił w spokoju biżuterię. Okradanie zmarłych… to było jakieś takie wulgarne. Żywych? Czemu nie, ale nie trupy. Nie zainteresował się też garderobą, bardziej właśnie z powodu zostawienia zmarłych w spokoju niż odorem jakiego pewnie ciężko byłoby się pozbyć.
Portfel jednak zabrał.

Wziął się za kopanie dołu.
- Weź sprawdź co tam w bagażach i mów na głos co znalazłaś, czas jakoś zleci - odezwał się do Wendy.
- W torebce nie ma wibratora - oznajmiła gdy zdążyła większość rzeczy z niej wyjąć - klucze do pewnie mieszkania, sztuk sześć, pomadka truskawkowa, portfel… co my tu mamy… o cholera! Całe dziesięć funtów!
- No to jesteśmy w domu. Starczy na dwa piwa jak zlokalizujemy tu jakiś pub - Alex udał radość odwalając ziemię szpadlem.
- Jeeea… a jak policzymy drobniaki to i na trzecie na spółę. W dłoniach Wendy zaszeleściły rzeczone. - Okej, dowód. Jessica Green… hmmm… to nie ta w niebieskiej piżamie sądząc po foci. Ładna jakaś. Blondyneczka. Lubisz blondyneczki?
- Mówimy o górze czy dole? - Upewnił się zasapany. - Lubię. Niestety Panna Green widać nie miała szczęścia, bo nawet nie wyrzuciło jej na wyspę.
- A no nie miała… ale jej snickers w torebce miał… bo znajdzie się w moich ustach… - po tych słowach Wendy, słychać było szelest papierka - no dobra, pół na pół…
- Usta? Czy snikers? - spytał ocierając pot z czoła.
- A co wolisz? - zapytała, machając przy tym batonikiem by go dobrze zobaczył. - Mam też jakby co uwaga, uwaga! - niebieskowłosa wyciągnęła z torebki butelkę z czystą gazowaną wodą. Najwyraźniej nie odkręconą.
- Snikersy średnio... Oooooo woda… - Dopiero teraz ksiądz poczuł jak ma sucho w ustach. Niby pomarańcze, niby coś, wody ze sobą nie wzięli. - Podziel się, nie bądź szuja.
- No to chodź. Przecież mówiłam, że się podzielę… co ty myślisz, że bym ci tak pokazała i schowała? Chociaż… może powinnam… - Wendy wyszczerzyła zęby i demonstracyjnie wsunęła wodę z powrotem do torebki.
- Przyszłaby, podała, napoiła… To nie, “chodź”. - Pokręcił głową i wyszedł z płytkiego dołu znów ocierając pot. - Praży jak cholera. - Zbliżył się do niej wyciągając rękę po butelkę.
- No to ochłodź się w zimnej wodzie - Wendy wzruszyła ramionami - popatrzę. - Uśmiechnęła się lekko, podając przy tym butelkę z wodą.
- Potem jak ich pochowamy. O taaaak, nie omieszkam zmycia z siebie tego wszystkiego. - Wziął dużego łyka i odstawił butelkę, po czym znów zaczął kopać. - Sprawdzaj dalej.
- Mhmhmhmmmmh - mruknęła Wendy, której usta ewidentnie były pełne. Czekoladowy snickers był jak wielki rarytas, zwłaszcza tu… na wyspie. - Klamoha - odparła z pełnymi ustami. Słychać było, że dalej coś przerzuca.
- Klamoha?
- Reklamohka - powtórzyła Wendy, której usta robiły się coraz mniej pełne. - Może się przydać przy zbieraniu czegoś. Taka materiałowa. Zielona. Oooo w mordę! Pilniczek! - zawołała dziewczyna z nieukrywaną radością, zaraz po czym nastąpiło charakterystyczne “szur, szur”. Pilniczek widocznie poszedł w ruch.
- Zróbmy tak Wendy. Jak ja wykopię dół, a Ty jeszcze nie zdążysz przez ten czas sprawdzić bagażów to zmienię Cię w tej ciężkiej czynności, a Ty zaciągniesz trupy do grobu.
- Zapomnij! - prychnęła głośno - Nie mam zamiaru na nie patrzyć, a co dopiero je dotykać fffuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!
Dziewczyna odłożyła torebkę obok siebie.
- Mamy też parasolkę i stoperan i nospę - oznajmiła. Zaraz po tym słychać było dźwięk otwieranego zamka. Widocznie, dobrała się do jednej z walizek. Chwilę później zaś, głośne
- Ha ha ha ha ha… ja pierdole!
- Nie.... proszę. Nie mów że wibrator… - Zrobił żałosną minę.
- Nieeeeeeeeee ha ha, ale patrz na to! - Wendy uniosła w górę czarny kawałek koronkowego materiału, który po rozłożeniu w jej dłoniach przypominał erotyczną bieliznę. - No nie ma to jak kilka PRZYDATNYCH rzeczy, ha ha.
- Jak chcesz przymierzyć to się serio nie krępuj. - Alex znów sięgnął po wodę, zaschło mu lekko w ustach.
- Na mnie jak ulał, ale po cholerę? Mam swoją! Pff… - zaśmiała się po czym uniosła w górę koszulkę, prezentując koronkowy stanik. - I to o wiele ładniejszą.
- Eeej, no serio uderza w łeb. Dół z kompletu?
W odpowiedzi Wendy szeroko się uśmiechnęła i zasłoniła górę.
- Nie powiem, bo kazałeś mi przeszukiwać walizki. - Kilka razy uniosła przy tym i opuściła brwi. - No stary, jest tu trochę takiej bielizny i damskich łaszków. Nie najgorszych… ooooo! KOSMETYCZKA!
- Nie no teraz będzie człowieka zżerać ciekawość… serca nie masz czy jak? A nie gorąco Ci? - dodał z miną chochlika.
Dół pogłębiał się. Na jedną osobę chyba mogło wystarczyć. Alex zaczął kopać drugi.
- LUSTERECZKO! - Wendy pewnie by odpowiedziała, gdyby nie to, że otworzyła właśnie kosmetyczkę… a tam był istny RAJ! I tak, znów zamiast sprawdzać walizki, dziewczyna zajęła się szperaniem w kosmetyczce, przeglądaniem się w lusterku i malowaniem oczu…
- Ej, serio mała i tak mi się podobasz. To teraz chyba zbędne?
- A tam… - machnęła ręką - każda by ci się podobała, byleby miała dziurkę… i tak, wiem, mam sprawdzić zawartość… - mruknęła odkładając na chwilę lusterko obok siebie. - W tej nie ma nic prócz kobiecych łaszków - dodała, po czym słychać było otwieranie kolejnego zamka.
Alex milczał i kopał.
- Buhihihihihi… - usłyszał po jakiejś chwili, ale bardzo cichutkie i bardzo zadowolone. Dziewczyna miała schowaną głowę za wieczkiem walizki i nic nie skomentowała.
Ksiądz też, sięgnął tylko po wodę by znów zwilżyć usta. Palenie ciał miało jednak więcej plusów niż klasyczny pochówek. Zaczął mocniej machać łopatą.
- W tym są męskie rzeczy! - Minęło dobre kilka… ruchów łopatą, nim Wendy wynurzyła się zza walizki. - Będziesz mógł zmienić sutannę na coś bardziej cywilizowanego - dodała.
Zmęczony wyszedł z drugiego dołu i zaczął kopać następny.
- Tylko ciuchy tam są? - spytał coraz bardziej napiętym głosem.
- I alkohol… - mruknęła Wendy, słychać było, że odpina kolejną walizkę. Cokolwiek w tej drugiej było zabawnego…
- To ubrania, czy alko tak Cię rozśmieszyły? - zainteresował się. - Piwo jakieś jest?
- Są. Cztery, ale BrewDog… Powinny ci się spodobać, w sumie… oooo… jaaaa… - kolejny zachwyt Wendy zwiastował, że już zajrzała do trzeciej walizki.
Alex westchnął i kopał dalej.



Wendy jeszcze przez jakiś czas przeglądała wyrzucone przez morze bagaże. Ich zawartość okazała się - jeśli wierzyć jej komentarzom - dość standardowa. Dwie walizki z damską odzieżą, jedna walizka z męską odzieżą. Rozmiary dość standardowe, większość rozbitków więc powinna wcisnąć się w znalezione ciuchy. Chociaż… biorąc pod uwagę, zawartość pierwszej walizki, niekoniecznie akurat w te ciuchy ktoś będzie chciał się wciskać. Poza tym: alkohol, papierosy, kosmetyki, trochę mokrej elektroniki, biżuteria, lalka…
Znudzona przeglądaniem tego wszystkiego dziewczyna zamknęła walizki, tak jak były zamknięte gdy je znalazła.
- Ej, ciekawe… że żadna wróżka dotąd nie zakosiła ich, no nie? - zapytała wstając na nogi i zaraz po tym ściągając z siebie czarny t-shirt, który wylądował na jednej z walizek.
- Może zajrzała do tej pierwszej, zobaczyła tę bieliznę i.. hehe... - Uśmiechnął się przerywając kopanie ostatniego grobu. - Może biedactwa pruderyjne. - Był zmęczony jak cholera, poprzednio kopał razem z Terrym. No właściwie to więcej Terry. - Dokończyła byś? Padam.
- Kopać? - zapytała z pewną wątpliwością w głosie Wendy. - Kopać mogę, ale że dotknę trupa, to błagam, na mnie nie licz...
- Sam je przeciągnę. Spoko. Po prostu dokończ ten ostatni robimy co trzeba, kąpiel i zabieramy się.
- Jasne… wtedy, kiedy już miałam zacząć się opalać… to teraz do roboty, do roboty… poćwiczyłbyś trochę, a nie. Możesz zacząć ze mną biegać, ale bym ci dała wycisk! - Rozbawiona niebieskowłosa ruszyła w stronę księdza. - Dawaj tę łopatę.
- Opalać się możesz przy robocie, ot nieźle działa na łapanie opalenizny. Bieganie mówisz? A co przyjemnego w takich ćwiczeniach? - Alex pogrzebał w walizce i wyciągnął jedno piwo. Po czym otworzył je i przysiadł przy walizkach by w promieniach słońca, przy szumie fal, leniwie oparty na przedramieniu popatrzeć jak Wendy bez koszulki siłuje się z łopatą. Upił długi łyk.
Jedno było pewne: dziewczyna miała kondycję. Może siłowanie się ze szpadlem w damskim wykonaniu wyglądało jak “w damskim wykonaniu”, ale ona nie wyglądała na taką, która ma zamiar wyzionąć ducha po pierwszym, drugim czy nawet dziesiątym wyrzucie ziemi.
- Bieganie wydziela endorfiny. To najzdrowszy sport. Najszybciej spalasz tkankę tłuszczową. Nabierasz najszybciej super kondycji. No i jakby co umiesz szybko spierdalać… - zaczęła wymieniać. I wcale nie wyglądała na speszoną tym że musi nieźle wyglądać przy fizycznej pracy w samym koronkowym staniku na górze. Pewnie gdyby Alex odezwał się chwile później paradowałaby w stringach i świetnie się by przy tym bawiła. On zresztą też.
Nie krył się z tym, że patrzy na ciało pokrywające się kropelkami potu. Pociągał przy tym z butelki i grzebał w walizkach dublując ogarnięcie tego o czym mówiła dziewczyna w trakcie przepatrywania bagażów. Nie mówiła nawet o dziesiątej części skarbów.
Wyjął w końcu krem do opalania i wciąż pociągając z butelki zaczął wcierać go w skórę.
- Mam plan - powiedział w końcu. - W obozie w cholerę roboty, uciec się od niej jak ten laluś nie da. Mamy piwo, mamy słońce, mamy morze...
- Więc zostaniemy tu i będziemy się opalać - przerwała mu… czy raczej powiedziała równo z nim. - Zajebioza!

- Dobra, starczy tego. Drapieżników tu nie ma by ich wykopały. - Alex w końcu po dłuższym czasie skończył bezczelnie gapić się na dziewczynę i wstał. Krem do opalania wsadził za bokserki. Ja ich pochowam, Ty weź odciągnij te skarby gdzieś dalej, gdzie zrobimy mały relaks. Dziewczyna bez komentarza zabrała się do roboty. Widocznie obietnica czegoś miłego pozytywnie zadziałała na jej ruchy.
Wróciła gdy walizki były nieco dalej od grobów i jednocześnie na środku plaży czyli z daleka od wody i z daleka od drzew w których mogą przecież czaić się złodzieje. Alex w tym czasie bez strachu ale z pewną dozą odrazy złożył trupy do dość płytkich dołów.
- Pomóc ci zakopywać? - zapytała uprzejmie.
- Kopaj, ja modlitwa.
Wendy więc przejęła łopatę by zacząć zakopywać pierwszy z grobów.
- Powinieneś miec lepszą kondycje jako nauczyciel w-fu.
Nie odpowiedział, zaczął odmawiac modlitwę:
- Pater noster, qui es in caelis, sanctificetur nomen tuum, adveniat regnum tuum, fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra. Panem nostrum quotidianum da nobis hodie; et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris, et ne nos inducas in tentationem, sed libera nos a malo. Amen.
(...)


Gdy skończył zaczął pomagać Wendy z zakopywaniem spychając ziemię na ciała i zasypując rękami.
- Wiesz jak to jest. Leżak, patrzeć czy wszystko gra, a dziewuchy pływały. Czasem wejść do wody i pokazać ruchy jak do żabki, pieska czy motylka – powiedział wracając do tematu sprzed chwili. - Poza tym mało ruchu w robocie w kościele, człowiek traci kondycję.
- Czym więcej seksu tym lepsza kondycja. - Wendy przestała na moment zakopywać, by przetrzeć pot z czoła. Uśmiechała się przy tym do Alexa lekko zaczepnie i lekko ironicznie, jakby go sprawdzała.
- Zależy w jakiej pozy… - uniósł głowę napotykając spojrzenie. - No tutaj, to by się przydała. sugerowałaś pracę nad kondycją, ale bieganie jest passe.
Wendy zaśmiała się głośno i wróciła do kopania.
- Czyli, taki z ciebie kochanek… leżeć na wznak i czekać aż laska zrobi wszystko za ciebie, cooo? - niebieskowłosa widocznie postanowiła się przekomarzać.
Ksiądz sypnął garścią ziemi na siną i lekko chyba zieleniejącą twarz pucułowatej kobiety w pidżamie. Rozmowa o tym była nie na miejscu, ale raz, że ubodła jego dumę, dwa, że piwo wesoło szumiało mu w głowie.
- Może mówiłem o innej? - Uśmiechnął się lekko niby zajmując się spychaniem piasku.
- Innej? Bogini, jaszczurka, krzesło, krzesło przodem, na jeźdźca, na kotkę… - Wendy zaczęła wyliczać pozycje. - No nie wiem… to o jakiej mówisz?
- W sensie, że powiedzieć, czy pokazać?
- Tu chcesz pokazywać? - niebieskowłosa wskazała brodą grób który zasypywali. - Byś się wstydził - dodała żartobliwie.
- Aż tak to mnie nie pojebało… - skrzywił się uklepując piach na skończonym nagrobku. Zasypywanie szło o wiele prościej niż kopanie dołów. Prawie kończyli.
- Ale pod wrażeniem jestem. Są jakieś pozycje których nie znasz? - Przez chwile przeszło mu na myśl, że temat rozmowy w czasie pogrzebu był albo jawnym chorym skurwysyństwem, albo najpiękniejszym epitafium na jakie ci biedacy mogli zasłużyć.
- Opowiedzieć ci o wszystkich które znam, czy pokazać? - zapytała przechodząc do kolejnego grobu.
- Bardzo podoba mi się Twój tok rozumowania Wendy. - Alex zbliżył się i wspólnie zaczęli zakopywać ostatnia osobę: siwego staruszka. - Mam nadzieję, że nie będzie ich więcej - powiedział lekko skrzywiony. - Tak czy owak, to słaba robota…
Tym razem Wendy zamilkła. W gruncie rzeczy dla niej to też była “słaba robota” pod wieloma względami i różnymi interpretacjami. Chociaż zajęcie umysłu wcześniejszymi rozmowami zdecydowanie lepiej jej służyło niż te kilka poważnych i przywracających na ziemię słów. Wyklepując ostatni grób ksiądz zauważył zmianę nastroju dziewczyny, ale akurat w tym momencie mimo wszystko nie miał sobie za złe. Na choć na chwilę żalu i zadumy ta czwórka jednak zasługiwała. Nawet gdy to lekko zdusiło humor dziewczyny, przez co przyjemna i prowadząca w miłe rejony (choćby samej imaginacji) rozmowa, zwiesiła się. Wziął piwo pozostawione w piasku, wychylił łyka i podał jej.
- Nie łam się tak. Za ich pamięć i za nasze życie.
Wendy wzięła piwo i upiła kilka łyków.
- Za pamięć i życie - powtórzyła, po czym oddała butelkę.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline