Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2016, 01:56   #116
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Dzień III - Alex & Wendy cz.4: "Best sex-friends on the island"



Gdy w końcu opadła obok niego, z jej ciała lał się pot. Dmuchnęła w niesfornego włosa by przesunął się z jej oka, gdzieś w bok na policzek i ciężko oddychała. Wyglądało na to, że miała zamiar przez chwilę się nie ruszać, po prostu odpoczywając.
- Faktycznie… - rzucił ciężko dysząc. Właściwie ledwo mówił. - Kondycję... to Ty masz cholerną.
Czuł jak lekko kręci mu się w głowie, zarówno od seks-gimnastyki z tym niebieskowłosym szatanem, co od alkoholu, do którego miał wybitnie słabą głowę.
Złożył zroszony potem łeb na piasku nie patrząc na nią jedynie chłonąc przyjemność spełnienia, słońca, stanu na rauszu, błogiego lenistwa.
- Jest wakat na stanowisku mojego osobistego trenera fitness, tak jakby co.
Niebieskowłosa zaśmiała się krótko.
- Spoko. Biorę w ciemno - odpowiedziała, po czym znów wróciła do milczenia i błogiego delektowania się lenistwem.

Pozwolili sobie na długi relaks, ale w końcu w przypadku Alexandra dał o sobie znać po prostu klasyczny głód. Wstał i zaczął grzebać po jednym z bagażów. Widząc, że Alexander wstaje, Wendy zrozumiała, że czas i na nią. Kiedy on przeszukiwał walizkę w poszukiwaniu innych wygodnych ubrań pozwalających mu się pozbyć sutanny, ona zgarnęła swoje rzeczy i poszła w stronę wody. Higiena przede wszystkim, nawet jeśli tyczy się to słonej, zimnej wody. Alex w tym czasie zaczął ubierać się w długie bojówki spięte znalezionym paskiem i Biały T-Shirt, po czym rzeczy znalezione przy ciałach upakował po kieszeniach. Adidasy nieboszczyka na razie przywiązał do jednego z bagażów, a łopatę i toporek upchnął w nim trzonkami wewnątrz. Zwinięta sutanna wylądowała przy uchwycie, tak jak owinął ją gdy szli z Karen i Dafne po pomarańcze. W końcu zerknął lekko skołowanym wzrokiem ku dziewczynie i sam zaczął zdejmować to co przed chwilą założył. Podchmielony dopiero teraz zauważył, że lepi się od miłosnego potu. Dołączył do Wendy ledwo ochlapując się i zmywając z siebie pozostałości po niebywałych atrakcjach.
Wróciła po chwili, kompletnie ubrana i znów z mokrymi włosami. Nie był to zły pomysł, w końcu tak łatwiej było przeżyć w upale. Ksiądz dołączył do niej i zaczął się na powrót ubierać.
- Głodny jestem jak wilk - mruknął i skrzywił się. Czekała ich długa wędrówka po plaży, a on miał do ciągnięcia dwie walizki przez piasek. - Brykamy? - Wskazał broda kierunek skąd przyszli.
- Jasne. Ja jestem gotowa - oznajmiła przewieszając sobie przez ramię torebkę i chwytając rączkę jednej z walizek.



Podróż powrotna w porównaniu do wyprawy w stronę miejsca gdzie znaleźli ciała i walizki, była istną mordęgą. Raz że głodni. Dwa że zmęczeni solidną porcją miłosnych zapasów, a do tego rozleniwieni relaksem na plaży. Trzy że słońca zaczęło ładować w nich ile miały w magazynkach. Cztery że mieli ze sobą obciążenie, a kółka walizek + piasek nie współgrały za dobrze. Pięć, że Alex był lekko pijany. Normalni ludzie reagowali by na to grobowym nastrojem i solidną dawką bezsilnego wkurwienia.
Ale ani Wendy, ani Alexander nie byli normalni. Dwie optymistycznie nastawione do świata dusze z więcej niż łobuzerskim sznytem w nich drzemiącym, starali się wyciągać z wędrówki ile tylko mogli pozytywów.
Oboje też nie potrafili milczeć…

- Trzy jednorazowe maszynki - powiedział ksiądz starając się panować nad skołowanym językiem. - Ten frajer nie dostanie, ale ja i Terry będziemy mieli się czym golić. Jedna zostanie dla was. Może nie zarośniecie za mocno.
- Ja pierdole… - zaczęła Wendy, jej ulubionymi słowami. Po tym podniosła wysoko rękę, zaglądając pod własną pachę. Wbrew pozorom, nie wąchała. Sprawdzała stan włosków. - Ja pierdole… - powtórzyła. - Niedługo zarosnę… - oznajmiła tonem w stylu “mój dom i światopogląd się zawalił”.
- Nom, wszędzie. Ale będzie okey. Pod pachami warkoczyki, na nogach sarenka, a… - urwał. - Oj.. tam to będzie dżungla jak w Amazonii - pokiwał głową wspominając wygolone rejony w których nie tak długo temu operował językiem.
- Ja pierdole… - powtórzyła po raz któryś tam Wendy. - Trzeba coś wymyślić. Nie myśl, że mam jakąś… że nie wytrzymam, ale wiesz, że to po prostu jest do dupy? To znaczy, jak zarośniesz to wszystko zaczyna swędzieć. Będę chodzić i drapać się po cipsku.
- Chętnie popatrzę. Może w kosmetyczce jest pęseta. Wiesz, wyrywanie po jednym. Będzie fun.
- Wyrwał ci ktoś kiedyś łonowca pensetą, co? - dziewczyna uniosła wysoko brwi. - Bo ja bym to zrobiła tylko gdybym chciała się dowiedzieć czegoś, czego nie chciałbyś mi powiedzieć. W ramach tortur.
- Jak nie pęsetą, to może zębami? - Uśmiechnął się. - Służę w razie co.
- Mówiłam o torturach, nie przyjemnościach… - Wendy zaśmiała się. - Niby nic w tych walizkach nie ma, a cholerstwo takie ciężkie. W każdej walizce jest pasta do zębów, raz, dwa, trzy, .... osiem? Na osiem osób?
- Będziemy używać rotacyjnie. Zresztą po chuj nam będą szczoteczki jak na tyle osób pasta skończy się szybko. Może będziemy losować. Trzy osoby mogą szorować japkę, Pięć leci srogim chuchem.
- Niedługo seks stanie się taki niehigieniczny. Trzeba używać póki można… - oznajmiła Wendy, takim tonem jakby mówiła “niedługo skończą nam się snickersy, jedzmy je i delektujmy się póki można”.
- Taaak, to co? Mały postój i hm… odpoczynek? Ciężkie to cholerstwo… - odpowiedział z niewinną miną, ale bezczelnie gapiąc jej się na rejony piersi.
Uśmiech przyległ do twarzy Wendy i poszerzał się, powoli, powoli.
- Że miałbyś siły w swoich wątłych mięśniach na wygibaski? Hę? - zapytała droczącym się tonem.

Nie żeby nie miał ochoty na drugą rundę, szczególnie, że lekko pijany właściwie nie myślał racjonalnie. Teraz po prostu w podchmielonym widzie wziął to za jechanie po ambicji.
- Już ja Ci pokażę wątłe mięśnie. - Puścił jedną walizkę i objął jej biodro przyciągając do siebie.
- Oho. Męska duma? Jesteś z tych, co to gdy powie im się “nie dasz rady” za wszelką cenę będą chcieli udowodnić, że wprost przeciwnie? - zapytała. Objęcie jej nie zrobiło na niej większego wrażenia, poza pogłębieniem jej uśmiechu. Niewątpliwie, oswoiła się nieco z księdzem.
- Nope - skłamał, choć nie było to w pełni kłamstwo, gdyż zaraz poprawił szczera prawdą: - Jakoś tak na mnie działasz, że mam na Ciebie cały czas kurewską ochotę - Pochylił się by pocałować ją w szyję, którą ona wystawiła, by mu to umożliwić, przechylając lekko głowę. Mruknęła cicho. Alex puścił druga walizkę… ona swoja.
Tym razem nie trudzili się z wyciąganiem ręczników.



- Ja pierdolę… - zaczął ksiądz gdy szli dalej po przerwie zwieńczonej kolejnym obmyciem się w morzu. Był mocno zużyty, człapał noga za nogą. - Jak dla mnie, zaje pogrzeb.
- I raz! I dwa! Prawa! Lewa! Prawa! Lewa! DASZ RADĘ! - okrzyk był godny personalnego trenera. Wendy dalej miała energię, chociaż ciężko było nie zauważyć, że nie aż tyle co wcześniej i że nawet ona robi się zmęczona. - Pieprzone dwa słońca. Gdyby było tylko jedno byłoby chłodniej.
- “Always look on the bright side of life” - zanucił lekko sapiąc. - Dwa słońca, dwa razy szybciej opalenizna. Solarium jak w mordę jebnął. - Nie skomentował jej szydery na temat tego jak się wlecze. Wszak to ona wypompowała go totalnie.
- Jak skończy się wino i skończy się piwo… innymi słowy skończy się alkohol, to słowo daję, zapytam..
- To mamy jeszcze dwa litry whiskey…
- Zajebioza! No to jak skończą się DWA LITRY whisky… chwila, wszyscy o niej wiedzą, całe OSIEM osób? To się skończy szybko - kontynowała, nie dając mu odpowiedzieć - to zapytam gdzie rosną te haluny.
- Jest to jakieś rozwiązanie. Zioła, grzybki… ej, a może te wróżki pędzą bimber? - zażartował. On akurat do alkoholu może i miał ciągoty, ale lekkiego. Mocniejszy składał go jak scyzoryk.
- A wiesz, właśnie miałam dokładnie to samo powiedzieć! No dobra, jak nie bimber to może cokolwiek, co czasami rozwieje nudę i pozwoli się odprężyć. Po prostu. Bo co my będziemy tu robić? Pieprzyć się do znudzenia i zrywać kwiatki? I żreć owoce…
- Zaraz tam do znudzenia. W razie czego jest morze. Zupełnie inne doznania każdej pozycji. - mruknął. - Wiesz, jak ogarniemy zaplecze by tu jakoś normalnie żyć. To jak wakacje. Czerpać przyjemność. A wielu z tych co tu trafiło podobno spieprzyło z powrotem. Więc się da.
- Wrócimy po zapas maszynek do golenia, pasty do zębów… i zwiejemy z powrotem do raju. Dobra… może plus jakiś koc, bo piasek wchodzi w dupę jak się na nim bzyka.
- Stąd mówię: można w wodzie. - Wyszczerzył się. - A w kwestii wrócenia tu, to spoko. Ale dalej problem z alko, czy mięsem. Zawsze można zostać królem wróżek i syrenek, oni ogarną wszystko co trzeba.
- Myślisz, że wróżki lubią inne wróżki? No wiesz, są wśród nich w ogóle faceci?
- Skoro są wśród syren… - zastanowił się na głos. - Wiesz, to co mówiłem, jak na nas wyszli z morza. Były tam i cycki i penisy. To pewnie wśród wróżek też.
- Aaa… aha - skomentowała elokwentnie Wendy. - To musiało być w chuj dziwne.
- Nawet sobie kurwa nie wyobrażasz… - urwał. - Ehm… Wendy? Wiesz, a propos tego brykania dziś... - Coś go trochę męczyło. - Cholera… - Jakby nie wiedział co powiedzieć, choć definitywnie coś chciał.
- No dajesz. Wiesz, że toleruję tylko jak mówisz prosto z mostu - próbowała dodać mu odwagi. Zresztą, coś w tym było. Sama zwykła mówić prosto z mostu, chociaż jak każdy miała czasami… wątpliwości. W końcu nie o wszystkim i nie z każdym chce się rozmawiać.
On też lubił być bezpośredni, poza tym alkohol szumiał mu we łbie.
- Jesteś piękna. Masz ciało modelki. Seks z Tobą to jak wygrana w totka… Kurwa,... gdzieś Ty się nauczyła tak prężyć - pokręcił głową i poprawił spodnie, bo na samą myśl…
- Wszaaakże… Masz do tego zaje charakter i definitywnie robisz mi coś ze łbem..
- KURWA… - przerwała mu, jeśli w ogóle chciał kontynuować. - Tylko się nie zakochaj, bo każę ci wypier… w sensie - Wendy chyba lekko otrzeźwiała, zmieniła ton na mniej wulgarny. Nie chciała przecież obrazić Alexandra. - Lepiej, żebyś wiedział… nie traktuję tego… eee…
Przerwał jej śmiech maskujący westchnienie ulgi księdza.
- Wendy - chichotał. Z braku wolnej dłoni po prostu uderzył lekko swym biodrem o jej biodro. - Ja w sensie, że jako trenerka “fitness” to masz u mnie nobla, ale łażenia za rączkę po plaży i parowania się to właśnie… no nie teges.
- Kurwa… - skomentowała Wendy i spojrzała na niego z nieukrywanym wyrzutem. - Przestrasz mnie tak jeszcze raz podczas tej drogi powrotnej, a przysięgam przelecę cię trzeci raz zanim tam dojdziesz.
- Wiesz Wendy… - rzucił po dość długiej chwili milczenia - masz takie piękne oczy… - w jego tonie dało się wychwycić nutki łobuzerskiego żartu - można się prawie w nich zakochać…
- Najpierw wykop sobie grób… bo nie wiem czy to przeżyjesz - uprzedziła go, groźnym i jednocześnie rozbawionym tonem. Brzmiało jak coś w stylu “pierwsze ostrzeżenie”. - Powiedz mi, księżulku… skąd masz taki zaje tatuaż, co?
- Gang w Glasgow. Młodociany...
- KURWA ha ha ha - wpadła mu w słowa Wendy. - No po tobie to już nie wiem… wszystkiego będę się spodziewać. Przepraszam, mów, mów…
- A co tu mówić - wzruszył ramionami - Dzieciakom odpierdala. Brak nadzoru, bieda kurewsko totalna. Chęć posiadania swojej ekipy. Ktoś spierdolił z poprawczaka i się ukrywał. Kogoś ojciec chciał gwałcić i wolał zjebać z domu. Się skrzykła ekipa. My mieliśmy gangsquat przy starym basenie. “Wydry”.
Rysy twarzy Wendy napięły się nieco i lekko skrzywiła się. Jednak Alexandrowi tym razem trudno było wyczytać co konkretnie było tego powodem. Może ogół?
- Jasne… - skomentowała tylko. - Stąd zamiłowanie do pływania?
- Raz było tak, że przyszła do nas zupełnie z zaskoczenia koalicja kilku grup z jakimi mieliśmy kosę. Spieprzyliśmy do basenu. Czekali aż wyjdziemy, otoczyli. Nie wyszliśmy. To stwierdzili, że nas powyciągają. Było ich trzy razy więcej. Wpierdoliliśmy im w wodzie tak, że nie było co zbierać. Po pół dnia spędzaliśmy w wodzie. Wiesz że wydry śpią pływając. Ot… stare czasy… - Alex machnąłby ręka, ale nie miał wolnej. Pokiwał tylko głową i umilkł na chwile.
A Wendy też umilkła, tym samym dając mu chwilę na wspominanie… o ile, było to warte ów chwili.



- Co Cię tak rozbawiło w tej walizce, Wendy?
- Hi hi hi hi hi… Tajemnica.
- No nie bądź szuja. Zróbmy tak. Jak mi powiesz, to trzymam gębę na kłódkę i Twoje. Jak nie, to powiem, że coś oszabrowałaś. Wiesz, oni mogą sądzić, że wsio wspólne.
- Srutututu.
- Ech, jakbym widział Karinę z ekipy. Jak się nauczysz lepiej pływać… to może wytatuuję Ci wydrę.
- Nie chcę żadnej wydry. Myślałam kiedyś o tatuażu. Koliber wśród kwiatów… romantycznie brzmi, co nie?
- Parcie na maluteńkiego ptaszka i romantyczne chwasty… No do Ciebie wybornie pasuje...
- No i nie zrobiłam sobie nigdy żadnego… zresztą, widziałeś.

Widział.
Oj widział…
Na samo wspomnienie poczuł podniecenie.
Miał świetną orientację w terenie, toteż w mig ocenił jak mogli mieć daleko do obozu.
Zrobił też mały rachunek swoich sił i możliwości, doszedł przy tym do wniosku… że jak umierać to zaiste piękną śmiercią.
- Wiesz Wendy… - powiedział cicho choć z tonu nie do końca poważnie, a w oczach miał łobuzerskie ogniki gdy wspomniał jej wcześniejszą obietnicę. - Patrząc na Twój zamyślony uśmiech, gdy mówisz o tym tatuażu… to człowiek az mógłby się w Tobie zakochać…
Wendy w tym momencie stanęła. Upuściła walizkę. Upuściła torebkę. I powoli, powoli przeniosła wzrok na księdza. A jej oczy mówiły dokładnie...:

“Doigrałeś się”

Doigrał.
I nawet przez myśl nie przeszło mu by się jakoś bronić...

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline