17-11-2016, 11:24
|
#114 |
| Krasnolud odetchnął wyraźnie, od kiedy Lorelei odzyskała przytomność. Usunął się też od razu na bok... żeby nikt nie pomyślał, że roztkliwia się jakoś bardzo. Niemniej, przez niekrótki czas, kiedy tachali – po prawdzie, to głównie on tachał – bezwładną elfkę z dala od martwego dwugłowca, targał nim niepokój, że łowczyni oczu już nie otworzy.
Siedział tedy teraz z boczku, wyciągnął wprzód krótkie nogi, w których coś po ciosie trolla trzeszczało jakby kamień szlifierski w ruch puścił, tarczę nadwerężoną oglądał i rozmowie przysłuchiwał się. Sam pod nosem do siebie wzdychał i powtarzał cichutko:
- Svior nigdy mi nie uwierzy, Svior nigdy mi nie uwierzy...
Krewki starszy brat Thyriego ubił wiele trolli, ale żadnego z dwoma głowami. I ani razu nie zrobił tego w towarzystwie Dunedaina, elfki i hobbitki. Na trolle nigdy nie chadza się samemu, to Thyri pamiętał z nauk brata. Nieważne, że to cios krasnoludzkiego kilofa był dla stwora ostatnim. Nigdy by nie padł, gdyby nie towarzysze. Mistrz budowniczy chrząknął i zapuścił krzepką dłoń w otchłań swego tobołka.
- Zapraszam was wszystkich do mego domu w Esgaroth. Na święto nasze, chociażby.
Po czym rozdzielił sprawiedliwie wśród przyjaciół ostatni kawałek ciasta zabranego z Rivendell.
- Hilly ma rację. Zbyt ważkie rzeczy mamy w posiadaniu. Ruszajmy prosto ku Imladris. |
| |