Znajdując się za sterami naszego pięknego statku, staję i rozglądam się po zebranych.
- Dobra, moi drodzy! Czas zacumować! - oznajmiam entuzjastycznie, obdarzając każdego radosnym uśmiechem i bielą ostro zakończonych kłów.
Potem rozdzielam zadania pomiędzy odpowiednich ludzi. Faktycznie chcę, by cztery kotwice zaczepić o pobliskie drzewa, gdzieś niedaleko starorzecza i bagna, zgodnie ze wszystkimi zaleceniami. Chyba. Tak przynajmniej wnioskuję z bazgrołów w dzienniku. Ach, nigdy nie pisałam zbyt ładnie!
Nie rozporządzam całkowitego osiadania na ziemi, bo nie widzę takiej potrzeby - są przecież drabinki!
Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, zapisuję sobie w dzienniku wszystkie niezbędne dane i radosnym krokiem zabieram się z resztą załogantów na posiłek.
Najpierw badawczo przyglądam się zawartości jedzenia, które mam przed sobą. Jeśli nie ma tam żadnego mięsa i nie pachnie podejrzanie padliną, to zjadam w pośpiechu. Jeśli natomiast znajduję jakieś martwe zwierzaki w swoim talerzu, oddaję wszystko Ghorbashowi, oczywiście ładnie się do niego uśmiechając i szczerze życząc smacznego. |