Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2016, 19:31   #118
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dzień III - wszyscy oprócz Dafne obok chaty

Axel wyszedł spomiędzy drzew i rozejrzał się po obozowisku.
Ilham kręciła się chodząc to tu, to tam z wielkimi liśćmi. Całkowicie pochłonięta przygotowaniem posłań. Dla wszystkich…
Dominika wraz z Moniką siedzały przy niepalącym się od dawna ognisku, lepiąc coś z zieleniny. Zdaje się, że Monika nauczyła się robić sandały, na wzór tych które dostała Ilham. Gdyż jeden bardzo podobny leżał teraz jeszcze nie skończony tuż przed nią. Karen akurat nie było widać, musiała więc znajdować się we wnętrzu chatki. Zaś Terry przytargał właśnie wiązkę chrustu. Wychodził akurat z lasu.
Robota wrzała... przynajmniej na tyle, na ile można było ocenić. Co prawda nie wszyscy byli obecni, ale do tego Axel był już przyzwyczajony - wszyscy wszędzie chodzili, pojedynczo lub w grupkach. Raczej dziwniejsze by było, gdyby nagle, w środku dnia, byli wszyscy.
- Dzień dobry - powiedział.
Sierżant armii przyniósł właśnie wiązkę drewna, ułożył ją koło miejsca niedawnego ogniska, kiedy zauważył Axela. Narzeczony Dafne nadchodził i dobrze. Chłopu się powodziło i w ogóle był super.
- Dzień dobry - odpowiedział, po czym odsunął się nieco. Terry stanął na boku i zaczął pod nosem nucić melodię piosenki, w myślach dokładając słowa.

Stanął na plaży tłum zombie
Zło w środku wyspy jakiejś tkwi,
Pewnej syrence, dziewczę złote,
Skradziono raz dziesiąty cnotę.

Halo, hallo, Axel jestem,
Swoim uśmiechem walczę ze złem,
Dwa słońca świecą, żar z nieba leje,
Jestem tam wszędzie gdzie coś się dzieje.

Nawet Harry z książęcą miną,
Tak nie podoba się dziewczynom.
Im się podoba Axela śmiech,
Co pannom w piersi wstrzymuje dech.

Rozpala ogień, tłucze kokosy,
Gładzi palcami jej rude włosy,
Bije złe wróżki, morduje ghule,
Do panny Dafne tuli się czule.

Ref.
Kiedy zalśni blask, światło jasnych gwiazd,
Gdy spadnie ci włos, jego super cios
Axela moc niesie pomoc,
Axela moc niesie pomoc
.

Ale co tam, dzięki jego fartowi, może będą mieli jakieś bonusy. Axel rozmawiając ze swoją syrenką mógł ewentualnie przekazać grupie istotne informacje, które pomogłyby całej grupie Robinsonów. Wolał więc słuchać, niż mówić, tym bardziej że nie za bardzo wypadało mu poruszać choćby sprawy dzieciohandlu. Niewątpliwie pewnie spyta Dominica, jeśli zaś nie planował spytać Axela na boku, trochę głupio się czuł poruszając takie krępujące tematy.
- Ty! - powiedziała Dominika, zamiast “dzień dobry” dość energicznie przy tym wstając i wskazując palcem na Axela. Wyglądało to z góry jakby miała jakieś pretensje do niego. - Gdzie jest Dafne?
- Powinna się niedługo zjawić - odparł Axel, niezrażony takim powitaniem. - Za jakieś pół godziny. Stało się coś?
Karen wychyliła się z chatki, słysząc głos Axela. Akurat gdy Dominika zadała to pytanie, które ona sama chciała zadać. Rudowłosa wyszła z budyneczku, z Figlarzem na ramieniu (ptak się chyba przykleił) i skrzyżowała ręce pod biustem
- Jeszcze nic, ale jest pewna sprawa, o której trzeba by pogadać… - rzuciła w odpowiedzi. Przelotnie zerknęła na nucącego w międzyczasie Terry’ego. Rozluźnił ją trochę, takim ‘sielankowym’ zachowaniem.
- Rozumiem - odparł Axel, chociaż nie rozumiał, o co chodzi. - Czyli mam poczekać? Czy też może od razu się dowiem, o co chodzi? - Kolejna, której nie chce się parę razy powtarzać... Kobiety...
- Spotkałyśmy z Moniką aalaes’fa. Mężczyznę - wyjaśniła Dominika. - Chciał dobić targu.
- No i? - Axel nie bardzo rozumiał, co z tym ma wspólnego Dafne.
- Wyleczenie słuchu Moniki w zamian za dziecko. Zanim zapytasz, no i… wyjaśnię. Za zrobienie jej dziecka, które później odda mu na własność - wyjaśniła, rozgoryczonym tonem.
Dla Karen, nieważne ile razy słyszała tę opowieść, to brzmiało tak źle, że zaraz zaczynała się chmurzyć.
Axel z pewnym niedowierzaniem spojrzał na Dominikę. Nie do końca chciał uwierzyć w to, co usłyszał, chociaż wiedział o aalaes i dzieciach więcej, niż pozostali.
- Nie sądziłem, że coś takiego w ogóle jest możliwe, no a ta propozycja... Jestem zaskoczony.
I był. Przede wszystkim szczerością ze strony tamtego aalaes'fa, jak i tempem, w jakim została przedstawiona oferta.
Nie da się ukryć, że na ziemi kobiety sprzedawały siebie i swoje dzieci za mniejszą cenę, co wcale nie znaczyło, że to ma mu się podobać.
- Chcecie, żeby Dafne to potwierdziła, zaprzeczyła, powiedziała, że to niemożliwe? - spytał.
- Zapytałam go, dlaczego nie zrobi sobie dziecka z jakąś ładną aalaes’fa. Zgadnij co odpowiedział? - Zapytała Dominika, kładąc przy tym ręce na biodrach.
- Co? - zainteresował się Axel. Nie sądził do tej pory, że jakikolwiek aalaes może być taki głupi.
- Że nie może - powiedziała, nadal tym samym rozgoryczonym tonem. - Zastanawiam się, czy Dafne już poprosiła cie o dziecko, czy jeszcze nie. Co?
- Poprosiła mnie, żebym został z nią na zawsze - odparł Axel. - Z tego i dzieci pewnie będą.
- Moja znajoma powiada - wtrącił Terry - że dzieci to kupa szczęścia. Z przewagą kupy. Cóż, jeśli dwóm stronom to pasuje, jeśli i Dafne i Axel chcą mieć dzieci, to tylko życzyć powodzenia i wszystkiego dobrego. Tutaj jednak raczej była inna sytuacja, znacząco inna, przynajmniej jak na przeciętny ludzki gust. Jednak chyba na wyspie obowiązują różne kategorie przyzwoitości.
- Powinien, jak na Ziemi, oczarować ją, uwieść, a potem wynająć prawników i zabrać jej dziecko - z krzywym uśmiechem powiedział Axel. - Tylko szczerość mu się liczy na plus. I tyle.
- Miło z jego strony, że chciałby jej pomóc, ale na Boga… Handel dzieckiem? Chciałabym pogadać o tym z Dafne, czy to po prostu ten jeden taki żwawy, czy to jakaś przypadłość tutaj. Bo jeśli się okaże, że jak przyjdzie nam ich musieć o coś poprosić, a za każdym razem formą zapłaty miałoby być dziecko… - Karen pokręciłą głową oburzona taką wizją. Może i wyolbrzymiała, ale na obecny moment, nie można jej było nie przyznać chyba odrobiny racji. Niewielu poznali przedstawicieli mieszkańców tego miejsca.
- Żebyś został z nią na zawsze? A ty, po dwóch dniach znajomości po prostu na to poszedłeś. A może, mówi tak tylko dlatego, żebyś nie liczył jej szczerości na plus? Bo wydaje mi się, że to całkiem prawdopodobne - Dominika tym razem nie miała zamiaru atakować Axela, a po prostu uświadomić go… co ona sama o tym myśli.
Ilham skończyła układać posłania w domku. Wyjrzała przez drzwi, obserwując słońca na niebie. Na chwilę ponownie znikła w cieniu, ale zaraz się pojawiła z chustą w dłoniach.
Bez słowa udała się w kierunku lasu, gdzie znajdował się basen z wodą.
Słuchający dziwacznej odpowiedzi Axela sierżant nie odpowiedział. Nie było po co dyskutować, jeśli padały takie argumenty. Lepiej było słuchać, jak planował, oraz nie wtrącać się, co ponownie postanowił sobie czynić.
Axel w pierwszej chwili nie pojął połowy z tego, co powiedziała Dominica, tej o liczeniu szczerości na plus, jednak nie zamierzał się do tego przyznawać, że refleks jest nie ten, co trzeba.
- Ano tak. Po dwóch dniach - potwierdził. O minusach też słyszał, ale nie zamierzał rozszerzać swej wypowiedzi.
Karen akurat w Dafne wierzyła, że ta była w porządku. Zwłaszcza po ich rozmowie. Syrenie zależało na tym, by pojąć ich sposób życia, więc naprawdę chciała zostać z Axelem i to bez podejrzanych tajnych planów. Przynajmniej w to wierzyła pisarka
- Wiesz co Dominico, akurat Dafne jest kimś, komu powinniśmy ufać. Choć to wszystko może wyglądać dziwnie, ale jak dla mnie ona jest w porządku. Naprawdę nie wiem jednak co z resztą mieszkańców tego miejsca… Dlatego powinniśmy z nią zamienić słowo - powiedziała co myślała o sprawie rudowłosa.
- Ja tam im nie ufam. Jej też - oznajmiła Dominika. I chyba nie miała w tej sprawie na razie nic do powiedzenia, bo (choć nieco nerwowymi ruchami) wróciła do plecenia czegoś z podłużnych roślin, zatrzymując wzrok na własnej robótce.
- Nie sądziłem, że taka sytuacja w ogóle jest możliwa - powiedział Axel, który dla odmiany wierzył Dafne, co chyba dla wszystkich było oczywiste, więc nie zamierzał komentować tej części wypowiedzi Dominici. - Co do innych, to nie miał pojęcia. Chęć posiadania dzieci mogła niejednemu zawrócić w głowie. I niejednej.
- Nie powiem, żeby tego typu... handel zamienny... mi odpowiadał - przyznał się. - To dotyczyło tylko kobiet? Te dzieci? Jakaś aalaes'fa też złożyła podobną propozycję?
- Z Aalaes’fa spotkaliśmy tylko Alaen. Byłeś przy tym - odpowiedziała Dominika nie odrywając oczu od plecionki.
- Może to tylko tamten, z którym rozmawiałyście? Jest inny od pozostałych? - zasugerował Axel. - Alaen była w porządku. Przynajmniej taka mi się wydała.
I nie rzuciła się na nikogo, dodał w myślach.
Karen w temacie wróżki miała raczej odmienną opinię, ale nie odezwała się. Natomiast machnąwszy ręką na dyskusję Terry zabrał się za ponowne zbieranie chrustu. Starał się nie odchodzić nigdzie daleko, od czasu do czasu przynosząc do obozu kolejna kupkę.

- Axel - odezwała się Dominika, gdy już nikt nie miał nic do dodania. - Rozpalisz nam znów ognisko? - poprosiła ładnie.
- Mam prezent, na wypadek, gdybym znów zniknął na jakiś czas - odparł Axel. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. - Zostawię w chacie, w jakimś widocznym miejscu.
Przyklęknął przy zgromadzonym stosie chrustu. Zapalniczka szczęknęła i wnet płomienie zaczęły ogarniać ustawione w stosik patyki.
- Chyba powinniśmy zbudować coś w rodzaju pieca. Dowiem się, czy gdzieś na wyspie jest glina. Cegły, naczynia, to wszystko przed nami.
Wziął swoje rzeczy i zaniósł do chaty, gdzie zabrał się za naprawianie wewnętrznych drzwi. Choćby prowizorycznie. Miał pod ręką deski, które razem z Alexandrem wyrwali, toporek, który mógł zastąpić młotek, stołek, na który mógł wejść, by zamontować najwyższą deskę. No i trochę czasu i spokoju, zanim wróci Dafne i rozpęta się awantura.


Nie minęło wiele czasu odkąd w obozie pojawił się Axel, gdy na horyzoncie pojawiły się również dwie sylwetki. Już z daleka widać było, że idą powoli i ciągną ze sobą walizki. Przynajmniej trzy.
Alex wręcz słaniał się na nogach i zamiast sutanny miał na sobie bojówki i t-shirt. Lało się wręcz z niego i sprawiał wrażenie jakby miał się czołgać. A w ogóle najchętniej położyć się i umrzeć.

Wypatrywał Moniki, ale wnet skupił się na grupce w której każdy robił coś, ale dyskusja jakoś nie wrzała.
- O jest i nasz mister turysta. - wysapał z pogardą podchodząc i patrząc na ognisko, które zwykle Lacroix rozpalał. - Cóż za łaska, cóż za zaszczyt.
Zbliżył się do Moniki, wręczając jej coś zawiniętego w podkoszulek.
“Prezent” - pomyślał i mrugnął do niej.
- Co takie grobowe miny? - powiedział ciężkim głosem wyjmując coś z reklamówki. Mokry notatnik z zaczepionym o niego długopisem. Wyciągnął z tym rękę do Karen.
Karen, z papugą na ramieniu zerknęła na Alexandra, który już na dzień dobry planował rozpocząć kolejną bójkę z Axelem? No do cholery jasnej
- Bo zdarzyło się coś mało ciekawego. Mam do ciebie spr… - zaczęła mówić, ale widząc co jej podaje, aż kobietę zatkało. Podeszła do niego i wzięła notatnik. Otworzyła i zaczęła przeglądać, czy jest zdatny do pisania
- Oh kurczę - mruknęła zachwycona. Podniosła wzrok na księdza
- Co jeszcze znaleźliście? Nie wpadliście na nikogo? Albo na jakieś wróżki? - zapytała zaraz, zmieniając temat ale już przyciskając do siebie notatnik, jak cenny skarb.
Monika wyraźnie ucieszyła się na widok Alexandra. Chociaż oczywiście nie chciała dać po sobie tego nie wiadomo jak poznać. Tylko on więc, poczuł jej radosne z powodu jego powrotu myśli. Bardziej to ją ucieszyło niż prezent, ale z ochotą rozwinęła podkoszulek, by zajrzeć co kryje jego wnętrze.
Widząc to wysłał jej ostrzegawczą myśl, by się wstrzymała i otworzyła jak będzie sama. Monika odpowiedziała krótkim wstrzymaniem się. Nie zajrzała do środka. Wolała uszanować prośbę czy ostrzegawczą myśl.
- Żyweeego ducha nie widzieliśmy - ksiądz pokręcił głową odpowiadając pisarce. Wyglądał jakby oprócz dzikiego zmęczenia był… podchmielony. - Cztery ciała pogrzebaliśmy. A w walizkach pełno ciuchów, nawet przybory toaletowe, apteczka, sprzęt elektroniczny. Duuużo dobra.
- Gdzie jest Ilham? - zapytała Wendy, z jakiegoś powodu kierując to pytanie do Karen. Zaraz jednak po tym zaczęła rozglądać się, jakby miała nadzieję, że wyłapie gdzieś wzrokiem dziewczynę.
Jak na zawołanie Iranka wypadła z krzaków omiatając spojrzeniem obozowisko. Palił się ogień. To dobrze, będzie mogła w końcu wygotować wodę w kotle. Wyglądało też na to, że ekipa była w komplecie. Wytarłszy dłonie w spodnie, podeszła do paleniska, nadstawiając gar z wodą i zielskiem na ogień.
Pozostało czekać i w między czasie przygotować składniki na curry. Krojenie jedzenia zardzewiałym mieczem, nie należało do czegoś co chciałaby robić, zwłaszcza podczas pichcenia dla siebie.
- Ilham! - ucieszyła się Wendy, gdy tylko zobaczyła dziewczynę. - Możesz pozwolić na chwilę? - zapytała uprzejmie, wskazując dłonią wnętrze chaty. Widać, chciała załatwić z nią coś sam na sam.
Iranka jak zwykle wyglądała na zaskoczoną, że ktoś się do niej bezpośrednio zwrócił. Popatrzyła niepewnie na Wendy, ale posłusznie podeszła do chaty.
- I jak… znalazłaś walizkę? - zapytała, zaglądając do domku, by upewnić się, że nic na nią nie wyskoczy. Bo z niewiadomych powodów… miała takie dziwne przeczucie, że właśnie to ją czeka.
- Jasne, nawet trzy - odpowiedziała ruszając za nią do chaty. Walizkę ciągnęła ze sobą. - A ty tu co? - zmieniła nagle ton, gdy zobaczyła, że chata nie jest pusta. Spojrzenie utkwiła oczywiście w Axelu.
- Ktoś popsuł drzwi - odparł zagadnięty. - Trzeba coś z nimi zrobić, albo spiżarnia się popsuje.
- To super… widzisz, a tak się wczoraj martwiłaś… - kontynuowała rozmowę z Wendy jak gdyby nigdy nic. Wejście do chatki przeciągało się, ale w końcu, muzułmanka weszła, plecy jednak miała tuż przy wyjściu, na widoku wszystkich po za chatką, tak by widzieli co robi.
- Aha. A możesz je naprawiać zaraz? Potrzebujemy na dwie minuty przestrzeni - poprosiła o dziwo grzecznie, Wendy.
- Proszę! - Axel skinął głową, po czym odłożył toporek. - Możesz to gdzieś schować? - Idąc w stronę wyjścia podał Ilham zapalniczkę.
- Dobrze - kobieta wzięła zapalniczkę, wpatrując się w nią z konsternacją, po czym wsadziła ją do kieszeni. Schowała.

Karen kiwnęła Alexandrowi głową, a widząc że jest podpity uniosła wyżej brew
- Piłeś coś? - zapytała go tonem matki, która dopytuje się jak jej synek wraca z imprezy o 3 godziny za późno niż obiecywał. Zerknęła na Wendy i miała odpowiedzieć (dziewczyna nie wyglądała na tak podchmieloną jak ksiądz, ale to że piła coś nie budziło wątpliwości), ale Ilham wyskoczyła z krzaków sama. Spojrzała w stronę krzątającej się Iranki, po czym znów wróciła wzrokiem do Alexandra
- Piliście? - powtórzyła, czekając na jego odpowiedź.
- Troszeczkę… - przyznał ksiądz. - Oni tam leżeli ponad dwa dni. Mocny widok, a wziąć ich… pochować… A w bagażu było wino…
Monika zaczęła wyrażać w głowie Alexa, jak bardzo jej przykro, że musiał sam chować leżące dwa dni na słońcu ciała. Wcale nie dziwiła się, że wypił przy tym wino. Podejrzewając tylko jakie to musiało być okropne. Ale nagle jej myśli zmieniły tor myślenia...
Axel wyszedł, przymykając za sobą drzwi do chaty.
- Dzień dobry - rzucił w stronę Alexandra.
… powodem nie był wychodzący z chaty Axel, a coś co Monika zobaczyła za plecami księdza. Zresztą, chwilę później zobaczyć mogła to samo Karen czy Terry, czy nawet Axel, który właśnie wyszedł z chaty.
- Jak wakacje? - odpowiedział na powitanie z szyderstwem i lekką pogardą.
Znany niektórym “blond wróżek” unosząc się nad ziemią właśnie wyłaniał się zza drzew. Miał ze sobą całkiem spory tobołek i całkiem niezadowoloną minę. Za nim zaś spokojnym krokiem szła Dafne. Chociaż i jej oblicze wyglądało na nieco odmienione. Wyglądała na dumną i złą na coś. Albo na kogoś, bo za każdym razem gdy spoglądała na niego, wyraz jej twarzy stawał się jeszcze bardziej zły.
Nim ktokolwiek cokolwiek zdążył powiedzieć, ksiądz poczuł bijące od Moniki emocje, które budziła w niej postać jaką zauważyła. Nie widziała go pierwszy raz, to nie budziło wątpliwości księdza. Czuł, że między nimi coś zaszło. Że Monika jest zła na coś, zmartwiona czymś, zniesmaczona czymś i czegoś nie rozumie.
Ksiądz skupił się na tym z całej tej wyprawy jaką radość miał odnajdując… coś co podarował właśnie dziewczynie, a co powinno jej pomóc. Zainteresował się żywo powodem zmartwienia.
 
Kelly jest offline