Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2016, 12:11   #120
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Dzień III - Agresja

Karen nie miała już nic do Alexandra i Wendy, że popili. Przy trupach, to chyba sama miałaby ochotę się potem napić. Postanowiła więc odwlec rozmowę o domu Augustyna na potem, gdy ksiądz już całkiem wytrzeźwieje. Zanim dane im było wymienić się informacjami, co znaleźli, czy o czymkolwiek innym, wzrok rudowłosej spoczął, podobnie jak Moniki, na postaci wróżka, który towarzyszył Dafne. I kobieta znów stała się chmurna niczym burza. Pogłaskała papugę na swym ramieniu, ruszyła się nieco z miejsca idąc nieco w stronę Moniki, ale rozglądając się czy Terry był gdzieś w zasięgu wzroku. Czuła się nieco pewniej, jak był w pobliżu i nie mogła się okłamywać, że wcale tak nie było. Czekała jednak, aż Dafne się odezwie, albo ten cały Gallano. Skrzyżowała ręce, dalej opiekuńczo dzierżąc notatnik.
Zasadniczo wędrujący po lesie oraz zbierający chrust Boyton był dosyć często przy reszcie Robinsonów. Po prostu zbierał, co mógł, przychodził do obozu, zwalał pod ogniskiem i tak w kółko ciągle. Właśnie przyniósł kolejną kupkę drewna, kiedy dostrzegł mości Gallano oraz Dafne. Jako osoba uprzejma, rzucił jakieś.
- Ponownie dzień dobry - wypowiedziane bezosobowym tonem oraz ruszał ponownie. Jakby nie było, tego płonącego paliwa brakowało zawsze i żadna ilość nie była wystarczająca, Gallano bowiem wśród wszystkich nie był raczej groźny.
- O. - Alex pokazał palcem towarzysza syrenki. - Na najświętszą panienkę… U Alaen to nawet dodaje uroku, ale u ich facetów te skrzydełka… Jakbym patrzył na drag queen. - Pokręcił lekko głową, była to jedyna reakcja na przybyłych. Zajmował się sortowaniem znalezionych rzeczy siedząc przy Monice i wciąż śląc jej w myślach zaciekawienie zabarwione zaniepokojeniem wobec jej nastroju.
Patrząc na wyraz twarzy Dafne Axel doszedł do wniosku, że oto przyszły kłopoty. A może nawet ten problem, o którym mówiła Dominica.
Skinął głową wróżkowi i uśmiechnął się do Dafne.
Monika pośpiesznie próbowała przekonać Alexa, że nie musi martwić się jej nastrojem, zaś w jej pamięci pojawił się spotkany przez nią Gallano. W jednej scenie, pouczał przemądrzałym tonem głosu (niczym smerf ważniak) Dominikę, o tym jak powinno przepraszać się zrywane rośliny. W drugiej zaś składał Monice jakąś niedorzeczną propozycję. Pośpiech sprawił jednak, że Monika nie zdążyła wyrazić jaką propozycję.
- Witajcie - powiedziała spokojnym tonem głosu Dafne.
- Witajcie - powiedział po niej Gallano. Odezwanie się tego drugiego przerwało przekaz myśli Moniki, która skupiła się na jego osobie. Na nieufności do jego osoby. Tym bardziej, że wróż frunął prosto w jej kierunku. Zaciekawiony tym Aleksander wysłał jej myśl chęci ustalenia o co chodziło w propozycji. Mogli wszak komunikować się równolegle.
- To jest Gallano - przedstawiła Dafne - Niektórzy z was już go poznali.
- No heej - Ksiądz wysłał im lekko podchmielony uśmiech.
- Witam. - Axel po raz kolejny skinął głową. Nie przedstawił się jednak.
Karen powitała Dafne unosząc rękę lekko. Zerknęła jednak znów na Gallano, który zmierzał w stronę Moniki, więc jednocześnie i niejako w jej kierunku. Uniosła brew pytająco i popatała Figlarza jedną ręką. W drugiej nadal miała prezenty od Alexandra i zastanawiała się, gdzie je potem położyć, by się nie zgubiły. Czekała na rozwój sytuacji i wolała jeszcze się nie odzywać.
Tymczasem Gallano był coraz bliżej Moniki.
“Czego chcesz, Gallano” - usłyszał w swoich myślach Alexander, po czym jakby ktoś nacisnął magiczny guzik i przestał odczuwać połączenie z Moniką. Widział jednak, że dziewczyna skupia wzrok na latającym przybyszu zaś przybysz na niej. Nie trudno było się domyślić, że być może właśnie odbywa się między nimi cicha rozmowa.
- Gallano przybył tu by przeprosić za coś Monikę - wyjaśniła Dafne, która swoją drogą również nie spuszczała oczu z latającego chłopaka.
- Za co kurwa? O co tu chodzi? - Alexander wpadł w gniew, raz że okazało się iż więź między nimi nie jest jedynie dla nich… dwa że go odłączyła. Albo on. Tom miał jednak spokojny, ale prześwitywała w nim skrajna i nagła wrogość do skrzydlatego.
Oto przykład człowieka, nie wtrącającego się do rozmów innych, pomyślał z kpiną Axel. Z zaciekawieniem wpatrywał się w Monikę.
- Monika ci wyjaśni, jeśli będzie chciała - odpowiedziała Alexandrowi Dafne. Spokojnie, ale stanowczo.
- Chyba sobie jaja robisz - tym razem do rozmowy włączyła się Dominika. - Może jeszcze powiesz, że to sprawa tylko Moniki, co? Ten cały aalaes’fa złożył dziś Monice propozycję - zaczęła wyjaśniać, patrząc na Alexandra. Widać, Dominika która była na ten czas z Moniką, była całą tą sprawą dość mocno oburzona.
- Monice, prawda? - wtrącił Axel.
- Zamknij się daj jej skończyć. Widzę, że to...
- Oh, zamknij się - Dominika skoczyła na Axela w tym samym momencie co Alexander.
Karen jak dotąd stała w kompletnej ciszy. Słysząc jednak jak Dominika rozpoczęła swoje słowa, kobieta spojrzała w jej stronę
- Potem.
- Nie kurwa, teraz. Mów Dominika - Alex obcesowo przerwał pisarce.
- Nie przerywaj mi, gdy jeszcze nie skończyłam. - strzeliła do Alexandra, który najwyraźniej już się gotował. I znów była burzową Karen. Spojrzała ponownie na Gallano i na Monikę, po czym zawiesiła wzrok na wróżku
- Podejrzewam, że to się skończy źle. Więc lepiej przepraszaj szybko - oznajmiła chłodno i nadal nie odstępowała ze swego miejsca w pobliżu Moniki.
Nim Dominika zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Monika wstała z niezwykłą gwałtownością. Kipiąc… i nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać przywaliła wróżowi ostrego liścia. Nawet on nie zdążył uchylić się przed ciosem dziewczyny. Ale gdy wrócił na nią spojrzeniem, jego oczy wyrażały agresję i co wszyscy mogli zauważyć, zaczynały dosłownie świecić, czy raczej rozświetlać się.
Karen była w pierwszym momencie w lekkim szoku na reakcję Moniki. Ale potem widząc jak zareagował Gallano, w kobiecie coś strzeliło. Przyskoczyła w przód do ananasów i ewidentnie próbowała jednym wróżowi po prostu przychrzanić, w tym czasie gdy tylko ksiądz zobaczył w oczach a’fa chęć oddania Monice, zerwał się z pozycji siedzącej do przykucu...
- O thou mac cuileoga neamhchr�-ochnaithe gabhair agus Calvinist, wybij to sobie z głowy! - rzuciła przy tym bojowo. I miała zamiar nie odpuścić, skoro wyraźnie miał zamiar zaatakować Monikę. A przynajmniej tak zinterpretowała to pisarka.
.. a Alexander już leciał. Skoczył z obu nóg celując czołem w twarz. W pierwszej ulotnej chwili chciał sięgnąć po szpadel leżący bliżej niż toporek po wyjęciu ich z torby gdy segregował rzeczy, ale zareagował intuicyjnie. Jak w Glasgow, dawno temu, gdzie zbytnie myślenie nad tym co zrobić czy czym przywalić kończyło się oberwaniem samemu. W locie zacisnął pięści by poprawić po uderzeniu głową w lico skrzydlatego.
Axel poczuł, że właśnie skończyły się przyjemne wakacje...
Ruszył do przodu, chcąc odciągnąć Monikę jak najdalej od wściekłego wróża.
Ananas, którym Karen próbowała przychrzanić wróżowi wylądował na jego ramieniu. Pewnie będzie miał siniaka. Jednak, spowodował bardzo ważną rzecz. Karen odwróciła jego uwagę od Moniki. Odwróciła też jego uwagę od Alexandra. W tym samym czasie, Figlarz z piskiem sfrunął z ramienia pisarki. Nikt pewnie nie zwrócił na to uwagi, ale usiadł nieopodal. Dzielny ksiądz obrońca, zaatakował. Jego czoło wylądowało wprost na nosie Gallano, który zawył w tym momencie z bólu. Poleciała krew. Zaciśnięta w locie pięść podpitego księdza uderzyła w powietrze, w tym samym momencie ksiądz poczuł ból w swoim łokciu. Zupełnie jakby ktoś trafił go w niego niewielkim, ciężkim przedmiotem. To Dominika… odruchowo rzuciła w Gallano jedynym co miała pod ręką, również podejmując próbę ataku. Tępy nóż uderzył trzonkiem, jednak nie w tego co trzeba. Nic dziwnego, Alex zasłonił go przecież własnym ciałem.
Odciągnięcie Moniki dla Axela nie było niczym trudnym czy skomplikowanym. Dziewczyna po pierwsze, była drobniutka, po drugie zamarła widząc, co rozpętała.
A zaraz po tym krótkim przedstawieniu bojowości rozbitków, Gallano zaczął nagle odlatywać w tył. Nie wyglądało jednak na to, że robi to z własnej woli. Tym bardziej, że leciał prosto na skrzydła i wyglądało na to, że wyląduje zaraz na plecach, gotując się przy tym z agresji i teraz już całkowicie świecąc oczami.
- Dlaczego to robicie? - wszyscy usłyszeli pełen niezrozumienia głos Dafne. Chwilę po tym, Gallano wylądował na plecach/skrzydłach (5 centymetrów nad ziemią), tuż obok jej stóp.
Normalnie nastąpiłoby sypnięcie piachem po oczach i kolejny skok by dobić, jednak sam nie wiedząc czemu Alex odruchowo cofnął się tam gdzie była Monika, by ją zasłonić. Patrząc na wróżka, nie ogarniał, że Axel odciągał ją właśnie od zajścia.
Wróż nie wyglądał na zachwyconego, więc Axel doszedł do wniosku, że im dalej znajdzie się Monika, tym lepiej. Dlatego też odciągnął ją jeszcze parę kroków od miejsca starcia.
- Dafne, powstrzymaj go... - poprosił.
- Kogo? - zapytała znów zdziwiona Dafne. Bowiem jeśli chodziło o Gallano, leżał przecież u jej stóp. A jeśli o Alexa, stał przecież pozbawiony ewentualnych narzędzi zbrodni, w odpowiedniej odległości od wróża, zasłaniając Monikę…
- Gallano... - wyjaśnił Axel. - Wygląda na wściekłego...
Karen tymczasem upuściła swoje narzędzie (prawie) mordu na wróżu i oddychając głęboko stała zaszokowana popisem jaki zaserwował… Ksiądz. Kim on był tak naprawdę do stu baranków?! Albo kim był zanim został księdzem. Jej wściek został nieco stłumiony, ale nie cofnęła się z miejsca gdzie wcześniej stała, gotowa na ewentualne reakcje chwilowo zwalonego z pionu Gallano. Zrobiła krok do Alexandra, oglądając się szybko przez ramię, zorientowała się, że w pobliżu była jeszcze Dominika, która też ‘dorzuciła coś’ do całej akcji od siebie i że brakowało tu Moniki.
Karen spojrzała na Dafne. Chciała wyjaśnień. Chciała, żeby ten koleś stąd spływał, albo odfruwał, co było bardziej adekwatne w jego przypadku. Chciała, żeby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Ognisty gniew powoli stygł, jednak nie wygasał do końca.
O cholera! Z tego wszystkiego na moment zapomniała o Figlarzu i zdecydowanie czuła, że ma podrapane ramię.
Tymczasem Gallano dalej leżał. Można było powoli dojść do wniosku, że nie robi tego z własnej woli. Dafne przykucnęła przy nim.
- Bo jest wściekły - oznajmiła spokojnym, ale rozgoryczonym tonem głosu. W tym samym momencie kładąc dłoń na czole wróża. - I co chcecie bym mu za to zrobiła? Zabiła go? - Jak na zawołanie, wszyscy zobaczyli, że Gallano zaczyna robić się siny, jakby brakowało mu powietrza. - Okaleczyła? Pobiła? A wiecie chociaż za co? Czy wiecie za co, zaczynając go policzkować? Bić? - W tym czasie chłopak robił się coraz bardziej siny.
- Mam to w dupie mała - powiedział ksiądz. - Uderzyła? Monika? Musiała miec powód. Zbliży się do niej, to ja go zabiję.
- Ja bym wolał, żeby sobie poszedł - powiedział Axel. - Chyba za bardzo różnimy się obyczajami.
- Jesteś gotowa go zabić od tak? - zapytała Dafne Karen. Czy chciała zabić wróża? Nie. Chciała go odpędzić, chciała go rozproszyć. Nie lubiła jego postawy i wizji handlu
- Co zrobił Dafne. Jak można spokojnie interpretować to co się stało, po reakcji Moniki i po tym jak on sam zareagował. Do diabła. Jak nie zasłużył, to mów. Jak wiesz. - mówiła głosem dosłownie topornym jak stal, ale równie stonowanym.
- Czy ja chcę go zabić? Karen… to wy tego chcecie. Żadne z was nie powiedziało “nie”. Bo obraził Monikę. Nawet nie wiecie czym. Nie jest jednym z was. Macie w dupie jego życie i jego uczucia… ludzie. Dlaczego jest w was tyle agresji? - W tym czasie Gallano cały czas nabierał ciemnych barw. Przy ostatnich słowach Dafne zabrała dłoń, a wszyscy usłyszeli głośne nabranie powietrza i mocny ruch klatki piersiowej, jakby chłopak zachłysnął się tym razem nim. Rudowłosa zaczęła wstawać.
- Bo jesteśmy ludźmi - Alex się uspokajał. - Agresja, nienawiść… - podszedł krok ku Dafne. - Ale i pasja, miłość. Może wszystkiego mamy więcej. Chcesz to go zabij, ja mam to w dupie. Jak mówiłem, jest dla mnie ścierwem, które chciało bić kobietę.
- Dokładnie tak, jak ty napadłeś na Dafne, prawda? Rwałeś się do niej z pogróżkami. Już zapomniałeś? Wyzywałeś od najgorszych. Jesteś lepszy? Więc się nie odzywaj. Jesteśmy tu obcy, więc zanim cokolwiek zrobisz czy powiesz, dwa razy pomyśl - powiedział Axel.
- Dafne. To nie chodzi o chęć zabicia. To był impuls. Może i zbyt gwałtowny, ale nie mamy supermocy, żeby się z wami mierzyć na telekinezę, albo coś w tym rodzaju. Było zagrożenie, była reakcja - Karen wiedziała jak to brzmi w jej ustach. No na swój sposób napięcie, które ładowało się w nich już wcześniej, znalazło sobie ujście i to mało przyjemne. Mieli teraz płakać nad rozlanym mlekiem? Pokręciła głową
- Niech się tłumaczy. Albo ty go wytłumacz. Zrozum. To jest dla nas dość trudne, przynajmniej tak mi się zdaje. Ale jeśli kobieta uderza faceta w twarz, to musiał ją jakoś zranić. A jeśli on zamierzał jej oddać… Myślisz, że miałaby z nim szansę? Myślisz, że zwykłe ‘nie’, by go…
W czasie kiedy Karen logicznie zaczęła przemawiać… Alexander powoli odwrócił się ku Lacroix. Właściwie nie słuchał tego co mówiła Karen. Zaczął iść w kierunku Axela.
- ...powstrzymało? - zapytała rudowłosa rudowłosą. Karen odnotowała ruch Alexandra i spojrzała w jego stronę...
A w jego myślach rodził się szał. Żelazna zasada, dziewczyny nietykalne. Lali się czasem totalnie, ale nikt nie uderzył dziewczyny.
Axel własnie to mu sugerował.
Monika stała przed sukinsynem.
“Proszę… odsuń się…” pomyślał do niej zaciskając szczęki, pięści i pochylając głowę.
“Proszę Monika. Proszę.”
“O nie mój drogi!” zabrzęczało w jego myślach. “To nie jest rozwiązanie, cokolwiek ci powiedział, nie w taki sposób. Proszę”. Monika bała się… nie pochwalała przemocy. Nie była może dobrym przykładem by jej nie pochwalać… bo przed chwilą sama… ale bała się o Alexandra i bała się o kłótnie między członkami grupy.
Nie przesunęła się.
- Co jest do cholery! - Wszyscy usłyszeli za to głos Wendy, która właśnie wychodziła z chatki. Przed nią zaś, Ilham…
która zatrzymała się w miejscu, ale wpadła na nią Wendy, więc chcąc nie chcąc, zeskoczyła ze schodków przed domek. Popatrzyła po zgromadzonych, zatrzymując chwilę wzrok na Dafne… a później na wróżce… Nie. Zaraz…
- Wallahi HO-MO-SEKSUALISTA… - wykrztusiła z siebie, patrząc się na wróżka z rumieńcami na policzkach.
- Tak jak powiedziałeś - Axel spojrzał poważnie na Alexandra - jesteśmy ludźmi, ale to nie znaczy, że mamy wprowadzać tutaj obyczaje rodem z naszej Ziemi. Musimy się dostosować, w znacznej mierze, do panujących tu obyczajów. Nie zaczynać od używania siły. I musimy spróbować ich zrozumieć, a nie zmuszać ich, by się dostosowywali do nas. Nigdy nie byłeś w obcym kraju? To, co jest dobrze widziane w jednym, w drugim jest przestępstwem. Najpierw trzeba rozmawiać, a jak to nic nie da, to trzymać się od siebie z daleka.
Ksiądz go nie słuchał. Patrzył w oczy Moniki jakby skupiając się jedynie na tym. Pod jej myślami rozluźnił pięści, z pozycji skulonej do ataku rozprostował się. Powoli wyciągnął rękę dotykając policzka dziewczyny.
“Co Ty ze mną robisz Monika?” myśli miał skołowane choć grało w nich coś… wypełniała w tym momencie całą jego głowę. I było mu z tym dobrze. Wygaszało to co chciał zrobić..
- Jestesmy tu… - powiedział. - Nie wiadomo ile tu zostaniemy. Znajdzie się taki moment Axel… Nie teraz. Ale się znajdzie. Gdy Ani Monika, ani Dafne, cię nie uchronią. Nie dziś, nie jutro. Może nie za tydzień. Znajdzie się Lacroix. Znajdzie…
Karen spuściła parę, bo naprawdę była już gotowa łapać za upuszczony ananas i obierać nowy cel ataku, dla dobra wyższego. Przytknęła lekko drżącą od napięcia dłoń do twarzy, próbując zahamować nerwy. Nerwy to było coś naprawdę złego. Co za imbecyl to w ogóle wymyślił. Wiodła spokojne życie nad notatkami, tekstami dla edytorów. Nad nowymi książkami. A teraz ktoś wrzucił ją do opowieści, w której było wielu bohaterów i kobieta powoli gubiła rezon. Opuściła rękę dopiero po chwili, gdy ta przestała drżeć, a ona sama najwyraźniej znów pozamykała wszystkie swoje emocje pod ścisłym nadzorem w skrzyniach. Oddychała już wolniej i zmęczone, teraz już naprawdę zmęczone spojrzenie przeniosła znów na wróża i na Dafne. Czy to była jego wina, czy był po prostu ostatnią kroplą w obecnej czarze goryczy? Skrzywiła się naprawdę smutno, pokręciła zaraz głową i to również zamknęła za żelazną kotarą opanowania. Czekała na odpowiedź Dafne. Albo Gallano. Albo może niech spadnie meteor…
Dafne na dobry początek popatrzyła na Karen. Dziewczyna zachowywała tyle spokoju i zadawała logiczne pytania, że trudno było zostawić ją z niczym. Poza tym… to była Karen.
- Jesteście moimi al’devus i Gallano nie miał prawa proponować Monice tego co zaproponował. Zrobił źle. Aalaes nie mogą mieć dzieci między sobą. Rozumiem rozgoryczenie Moniki jego propozycją. I wasze rozgoryczenie. Ale wy nie rozumiecie jego bólu. Musisz wiedzieć, że Aalaes nie są agresywni i nigdy nie używają przemocy. Gallano zareagował, tak jak zareagował. Na coś czego nie znał. Jeśli zaatakowałby Monikę, powstrzymałabym go tak by nikomu nie stała się krzywda. - W tym czasie wróż, usiadł wyzwolony z mocy Dafne. Przecierał z twarzy krew, która spływała z jego nosa. Nos zaś, był jakby przekrzywiony w prawą stronę.
Syrena przeniosła wzrok z Karen, na Axela. Nie wyglądała na zadowoloną ze swojego kochanka.
- Nie rozumiem dlaczego to robisz. Alexander przeprosił mnie. Jeśli ktoś przeprasza, nie wraca się do tego za co przeprosił. Nie rozumiem po co prowokujesz go. Lwa nie szczuje się mięsem by pokazał pazury… chyba, że chce się tymi pazurami oberwać. - I nim ten zdążył coś powiedzieć, Dafne wskazała palcem Alexandra.
- A ty… Jeśli wasza dwójka okaże agresję względem siebie. Jeśli kiedykolwiek go uderzysz - sądząc po wzroku i gestach, Dafne chodziło o księdza, który uderza Axela i na odwrót - zdejmę z was status al’devus. Zaś każdy Aalaes na wyspie dowie się, że tu jesteście. - Brzmiało to jak groźba.
- Wstawaj - rozkazała po tym, a rozkaz musiał dotyczyć Gallano.
Iranka schowała głowę w ramionach, zdecydowanie wystraszona taką sytuacją, nie wiedziała co się dzieje… ale nie wyglądało to dobrze.
Spojrzała ukradkiem na Wendy, po czym czmychnęła w las, niczym spłoszone zwierzątko, które chce uniknąć bezpośredniego ataku, a może po prostu umyła rączki.
- Ja pierdole… - Wendy została tak jak stała w drzwiach domku. Za nic nie miała zamiaru ingerować w zaistniałą sytuację. Za Ilham chętnie by pobiegła… ale, nie chciała być nachalna.
Dominika zaś, wolała już nic nie mówić. Pewnie uznała dolewanie oliwy do ognia za niepotrzebne, a branie udziału w kłótni, w której brało udział tyle osób jakoś nigdy nie miałą tego w krwi… od początku, gdy tylko powstały pierwsze kłótnie między rozbitkami.
Jako że Dafne powiedziała znaczną część z tego, co powiedziałby Axel, ten już nie zabierał głosu. Nie mówiąc już o tym, że pewnie i tak nikt by nie posłuchał tego, co mówi na temat stosunków między różnymi rasami.
- Przepraszam, Alexandrze - powiedział, a gdy ten nie zareagował, lekko skinął głową na pożegnanie.
Ruszył w stronę podnoszącego się 'z ziemi' wróża.
- Przepraszam, Gallano. - Powtórzył to, co wcześniej powiedział do Alexandra.
“Obiecałem Ci pływanie. I plażę…” - Ksiądz patrzył na Dafne, ale myślał do Moniki. Nie chciał się wdawać w dyskusje z syreną. Adrenalina schodziła, znów zaczynał czuć się jak wyżęta ścierka.
W myślach znów przełączył się na obrazy zamiast słowa. Wydra obejmując krótkimi łapkami łydkę dziewczyny tylnymi przebierała piach bez skutku próbując ją przepchnąć.
Wydra, nie kotek, miał w sobie jeszcze za dużo wkurwienia i odruchowo odwołał się do gangu, nie płotka.
W jego oczach jednak widać było prośbę. Monika, nie miała nic przeciwko. Właściwie… z chęcią znalazłaby się daleko od wróża i jednocześnie zabrała Alexa daleko od Axela.
Tym samym odstąpiła od indianina, by pochwycić dłoń księdza. Spokojnym i nie natarczywym ruchem. On ją pochwycił, jakby… Nie chciał niczego innego. I zaczęli odchodzić.
Karen przyglądała się Dafne i nie przerywała jej słów, najpierw tych do siebie, a potem tych do obu panów. Nie wiedziała, czy dobrze pojęła sens groźby, którą otrzymał Alexander, wolała jednak nie wiedzieć, co to znaczyło dla ludzi być tutaj bez ‘protektoratu’. Karen dotknęła lekko ramienia, gdzie wcześniej siedział Figlarz. Rozejrzała się chwilkę gdzie go wcięło. Siedział na szczęście kilka kroków dalej, na najbardziej wystającej z pośród sterty zniesionego przez Terry’ego chrustu gałęzi.
- Dafne. Nie mówiłaś nic wcześniej o tym… Dość ważnym szczególe dotyczącym mieszkańców tego miejsca. Na pewno jakbyśmy wiedzieli wcześniej, nadal bylibyśmy nieco zaszokowani, ale mogłoby nie dojść do tej sytuacji. Nie mówię, że to twoja wina, pewnie nawet nie przyszło ci wtedy do głowy, że coś takiego może się stać - Karen zrobiła lekko zamaszysty ruch ręką, jakby chciała ogarnąć całość tego, która się tu wydarzyła
- Jak się nad tym zastanowić, to jestem w stanie sobie wyobrazić frustrację tych wszystkich Aalaes… - i szczerze było jej nieco przykro, bo to musiało być dla nich niesamowicie trudne. Zasmucona odwróciła znów głowę w kierunku Figlarza
- Figlarz… Chodź… - rzuciła do ptaka zachęcająco. Uniosła rękę do niego. Zerknęła też na Gallano. Rysował jej się wcześniej podle, teraz było jej go strasznie szkoda.
- Figlarz! Figlarz! - zielona papuga jak na zawołanie, zatrzepotała skrzydłami i ruszyła w stronę wyciągniętej ręki Karen.


Gallano w tym czasie zdążył podnieść się z ziemi. Kurczowo trzymał się za nos, który obficie krwawił. Zwłaszcza w tej pozycji w której mężczyzna znalazł się w tej chwili.
- Wybacz Axel, muszę odprowadzić go do veseetuor’a - Dafne złapała wróża za ramię. Ten zaś cicho powiedział do niej kilka słów w języku aalaes. Jego głos brzmiał bardziej na kogoś przestraszonego. I wszystko wskazywało na to, że mają zamiar pośpiesznie odejść. Zresztą rudowłosa spojrzała teraz na niego z mieszanką niepokoju.
- Nic mu nie będzie? - spytał zaniepokojony Axel. I bardziej chodziło mu o stan psychiczny, niż fizyczny. Nie zaproponował pomocy, bo nie sądził, by taka propozycja została pozytywnie przyjęta. Nawet nie wiedział, czy nie powinien się trzymać dużo, dużo dalej.
Dafne w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Nie wyglądało to na obojętność a na zwykłe “skąd mam wiedzieć”. Ruszyli w stronę drzew…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline