Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2016, 15:02   #122
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dzień 3 - Ilham i Terry gdzieś w krzakach :D

Iranka oddaliła się od sceny kłótni, nie wiedząc co i dlaczego się dzieje. Zresztą, nie miała zamiaru uczestniczyć w czymś co bezpośrednio jej nie dotyczyło. Wprawdzie niepokoiła się o Monikę, którą prawie wszyscy zasłaniali, jakby coś mogło jej grozić oraz niepokoiła ją groźba Dafne, ale ufała w Bożą opatrzność oraz jego wyższy plan.
Zostawiła za sobą ludzi dorosłych, ludzi odpowiedzialnych i wiedzących co robią. Chyba. NIE! Musi tak myśleć… inaczej popadnie w paranoje.
Gdzieś po jej prawej rozległ się szelest, a po chwili z zarośli wyłonił się Terry.
Ilham zatrzymała się, rumieniąc lekko. Ubrana była w kobiece jeansy i bluzę. Zawsze to coś innego od piżamy, ale i tak nie nadawało się na tropiki.
“Weź się w garść, weź się w garść!” Poganiała się w myślach, przygryzając dolną wargę.
“No spytaj się go jak Boga kocham czy lubi ostre czy łagodne jedzenie??!!” Wewnętrzny głos, niemal rwał sobie włosy z głowy. Kobieta zaś pisnęła, zwiesiła się, popatrzyła na mężczyznę z nadzieją w oczach… po chwili jakby się zgarbiła i w końcu wydukała, ciche i ledwo słyszalne.
- Cz-cześć…
- Cześć - odpowiedział Terry uśmiechając się do Ilham. Początkowo trochę drażniła go jakimś brakiem umiejętności przystosowawczych, ale później zaczął doceniać jej wkład w pomoc wszystkim. Dziewczyna wykonywała ciężkie oraz niewdzięczne prace, typu sprzątanie, czyszczenie, które służyły wszystkim, zaś robiła je właśnie ona. Dziewczyna ze Wschodu! Nie lubił Arabów, choć Irańczycy za takich się nie uważali, jednak ludzie spoza Orientu niespecjalnie czuli ową różnicę. Terry trochę owszem, ze względu na swój długi pobyt na wschodzie. Zziajany, zdyszany, uginający się pod kolejną wiązką. Dlatego podchodził do Ilham ostrożnie, ale bez mocnej wrogości, zaś teraz szanował ją oraz nawet, ku własnemu zaskoczeniu, trochę polubił. Natomiast wydarzenia przy chacie… Chyba najnormalniej nie chciał brać udziału w tym całym spotkaniu, które musiało się przerodzić w jakąś kłótnię. Jeśli nawet zaś nie, to i tak atmosfera nie wydawała się przyjemna. Któżby lubił kiepską atmosferę, bynajmniej nie były sierżant batalionu inżynieryjnego. - Cześć, miło cię widzieć, cóż też nie chcesz tamtego wysłuchiwać? - spytał, bowiem kiedy zbierając chrust podchodził bliżej chaty, wtedy słyszał głośne słowa oraz jakiś rwetes. Stanowczo lepiej było zbierać chrust, przynajmniej coś bardziej sensownego.
- I tak i nie - sprostowała w sumie niczego nie tłumacząc. Nie denerwowała się tak w jego obecności, może dlatego, że miał zajęte ręce i nikt, kto mógłby ich obserwować, nie mógłby zarzucić Ilham spoufalania się. Niemniej drobne dłonie szybko zajęły się miętoszeniem końcówki warkocza, a spojrzenie uciekało na boki, nie potrafiąc się na niczym dłużej zatrzymać.
- Tam jest Dafne… i Karen… i… ho-mo-seksualista… - ostatnie słowa wypowiedziała jakby w transie, gdy przypomniała sobie mężczyznę ze skrzydełkami, który był tak przystojny, że aż niewieści - nie wspominając, że zaliczał się do gatunku jinnów. W jej głosie więcej było lęku niż wrogości, jakby obawiała się wymienionych wcześniej osób.
Stała i dumała. Terry był pewien, że Iranka miała do niego jakiś interes, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła go z siebie wydusić.


- Ja… chciałam cię przeprosić i podziękować. - W końcu, spojrzenie czekoladowych oczu skrzyżowało się z mężczyzny. Przez dwa uderzenia serca, patrzyła wprost w niego bez lęku, by po chwili pokornie spuścić wzrok na ziemię.
Uśmiechnął się do niej mrugnąwszy wesoło. Zaskoczyła go nieco, ale w przyjemny sposób pokazując, że powoli zbliża się do innych porzucając swoją wcześniejszą samotność. Inna kwestia, że nie pamiętał za bardzo, za co dziewczyna chce przepraszać, czy dziękować, ale wolał nie rozstrząsać, bowiem po jej minie oraz tonacji słów rozumiał, że nawet te dwa słowa “przepraszam” oraz “dziękuję” były dla niej, niczym przekroczenie wielkiej bariery. Ponadto ten strój go nieco zaskoczył. Oczywista kwestia, na pewno było w nim jej ładniej, niż puszastej piżamie. Zwłaszcza podkreślały wygląd jeansy opinające jej nogi i krągły tyłek. Zresztą ogólnie Ilham miała stonowaną oraz jakby nieco melancholijną, lecz dużą urodę. Jej ciało było smukłe, buzia jakby zawsze wycofana, stonowana, poza kilkoma chwilami, kiedy okazała emocje. Ogólnie ładna dziewczyna, którą może się podobać wielu facetom. Ale ten homoś? Hm, chyba że miała na myśli owego wróżka Gallano.
- Przeprosiny przyjęte, podziękowanie także i cieszę się z nich. Właściwie Ilham - przyznał chwilę się zatrzymując - sam także mam coś na sumieniu. Znaczy myślałem o tobie, nooo wcześniej, kiepsko, ale jak widać, człowiek czasem coś myśli, zaś los okazuje się większym wesołkiem oraz sprawia, że potem mu głupio. Jesteś bardzo w porządku. Przepraszam, że cię źle oceniłem, naprawdę przepraszam - powiedział spokojnie oraz pewnie. - Doskonale widać, ile pracujesz, ile serca wkładasz dla wszystkich, możesz wierzyć, nie wiem, jak pozostali, ale bardzo to doceniam, bo właśnie takie najdrobniejsze sprawy sprawiają, że wszystko staje się bardziej znośne. Przy okazji, wróżek to chyba nie homoś. Spotkaliśmy go wcześniej. Złożył Monice taką propozycję, że aż mi, facetowi, głupio mówić - widać było pewien niesmak na jego opalonym obliczu.
- Nie szkodzi - nawiązała do przeprosin (?) Terrego, miło zaskoczona jego zachowaniem. Rozumiała przeprosiny za wypowiedziane w gniewie słowa… ale za myśli? Uśmiechnęła się ciepło.
- Nie sądziłam, że mężczyźni mogą być tak ładni - wypaliła nagle, oczywiście myśląc o nieszczęsnym wróżku, ale słowa były na tyle oderwane od kontekstu, że można je było zrozumieć dwojako. - Tu wszystko jest dziwne… a ja z normalnością mam problemy, a co dopiero z TYM. - Zatoczyła ręką koło, pokazując na bliżej niekreślone tereny.
- Wczoraj wyglądałeś na chorego… Lepiej się już czujesz? Nie zatrułeś się niczym? Mogę zaparzyć ci herbaty. - Im dłużej tak stali, tym ona bardziej się oswajała i nawet podtrzymywała rozmowę.
- Chory? Nie, szczęśliwie nie - zaprzeczył próbując podkreślić to gestem ręki, ale sprawił jedynie, że upadło mu kilka gałęzi z niesionej kupki. - Ale herbatę, bardzo chętnie - przez chwilę sobie wyobraził porządny angielski five o’clock i aż mu prawie ślinka poleciała na wargi, zdołał ją jednak powstrzymać. - Herbatę och tak, my Wyspiarze uwielbiamy herbatę, zresztą pewnie wszyscy będą absolutnie zachwyceni, na czele ze mną. Ale wczoraj … - lekko przystopował - … znaczy wiesz, kiedy coś mi nie gra, zacinam się. Przepraszam, że no, to sprawiło, iż się może zmartwiłaś, ale po prostu, jeśli sporo mi rzeczy przeszkadza, to zaczynam robić paskudna minę, mówić językiem rodem prasowych komunikatów oraz izolować się od reszty. Ale przechodzi mi szybko - dodał weselej. - Tutaj zaś, niby na początku strasznie mi się podobało. Wyspa wręcz przypomina kurort, brakuje tylko dobrego jacuzzi, czy czegoś takiego, teraz jednak już nie wiem, co myśleć na jej temat. Niektóre miejsca wydają mi się śliczne, Alaen, taka kobieta wróżka - wyjaśnił - była dla nas miła, ale niektórzy są niebezpieczni, nawet niechcący. Ten mężczyzna, taki ładny, cóż, w Europie oraz Ameryce mamy nawet zawody Mister Czegoś tam. Startują w nich tacy wyperfumowani przystojniacy chcący popisać się przed kobietami. Ten chyba natomiast, nooo - nie wiedział, jak to ująć - jakby rzec, taka ładna rasa, tyle że skrzydlata. Kolejna dziwność, jakby ktoś dosłownie parę dzionków temu zaczął mi opowiadać na temat wróżek, odesłałbym go go bajek dla dzieci, albo jakiegoś psychiatry - pochylił się, żeby przytrzymać jedną ręką wiązkę, zaś drugą pobierać leżące gałązki. - A jak ty się tutaj czujesz, lepiej choć troszkę?
Iranka pochyliła się szybko by podnieść upuszczone gałązki. Chciała je nawet ponownie oddać na wiązkę, ale widząc jak mężczyzna jest obładowany, po prostu je trzymała przy sobie.
Nie przerywała mu. Lubiła słuchać, a po za tym, nie było w dobrym tonie komuś przerywać.
- Ja zazwyczaj uciekam - wzruszyła ramionami. - Jak widać, każdy inaczej reaguje na stresowe sytuacje. - Ilham obejrzała się w kierunku obozu, po czym kiwnęła głową, dając mu znak, że mogą ruszyć, a nie stać jak dwie czajki w krzakach.
- Powinniśmy nie przeżyć… Allah jednak chciał byśmy żyli - zaczęła, ale umilkła jakby nie wiedząc czy może się na te tematy otwarcie wypowiadać. - Myślałam, że jesteśmy w piekle, wtedy gdy się obudziliśmy na plaży… Normalnie powinnam pomyśleć o niebie, ale dookoła mnie byli niewierzący - rozbawiły ją własne słowa, przez co przez chwilę uśmiechała się pod nosem, oglądając trawiaste sandały na nogach. - Gdy zobaczyłam w nocy płomiennowłosych, zrozumiałam, że nie jestem ani w piekle, ani w niebie, a trafiłam do krainy jinnów. To chyba mnie bardziej przeraziło niż świadomość, że mogłabym nie żyć.
- Dziękuję - powiedział widząc, że dziewczyna pochyliła się po gałązki. Tak jak mówił, była naprawdę pomocną oraz pracowitą osobą. - Nie wiem, co to takiego te ji… jo… - próbował wymówić, chociaż kiepsko mu jakoś wychodziło - ale przedtem myślałem, że zwariowałem oraz że wszystko to są majaki chorej wyobraźni. No, ale od założenia, że się zwariowało, ciężko cokolwiek zaczynać, dlatego czasami myślę, że po prostu jest jak jest, czasami zaś udaję… Wiesz właściwie co do przeżycia, za dużo widziałem trupów, żeby się nie cieszyć, że ocaleliśmy, że każdy spośród nas ocalał, nawet najbardziej wkurzający. Bardzo się cieszę, choć niekiedy, cóż, sama wiesz… ano chodźmy do obozu, pewnie drewna już wystarczy na noc.
- Jinny - poprawiła cierpliwie, jak matka poprawia sepleniące dziecko. - My muzułmanie wierzymy w magię i nadnaturalne istoty… Niektóre są złe… jak Szejtan, a niektóre dobre. Zwykli ludzie nie potrafią się z nimi komunikować, ani dostrzegać ich świata… Tylko wybrani jak na przykład Jezus… pokój niech będzie z nim. - Ilham ruszyła za mężczyzną, opowiadając co nieco. Dla niej jako wierzącej, ciężko było się odnaleźć w całym zdarzeniu, a co dopiero osoby spoza innych religii lub ateiści? Jak oni mogli wytłumaczyć to co się działo.
Westchnęła ciężko, gdy po raz kolejny uświadomiła sobie jaką była samolubną kwoką.
- Będę chciała zrobić obiad… warzywne curry. - Zmieniła nagle temat na bardziej lekki. - Chciałam się spytać czy lubisz na ostro czy łagodnie - NO! I W końcu się spytała… pół dnia się z tym nosiła, ale w końcu jej się udało. Przyśpieszyła kroku wyraźnie ożywiona.
- Curry, uf, mniam mniam, szczególnie takie ostrzejsze … potrafiłabyś zrobić? - widać było, że chyba faktycznie chciałby posmakować czegoś smacznego, a nie tylko owoców oraz pieczonych ryb i że byłby naprawdę wdzięczny za takie luksusowe danie. - Ostrzejsze byłoby … ale nie bardzo mocno, bowiem wiesz, wiele osób lubi łagodne, a doprawić sobie zawsze łatwiej. Inni mogą nie móc zdzierżyć ostrego curry. więc może tak tylko troszkę przyostrzone, jeśli mógłbym prosić … - widać chyba było, że właśnie wewnątrz wyobraźni uprawia wspaniałą konsumpcję. - Reszta wiesz, jestem chrześcijaninem, anglikaninem i nawet jeśli noooo, nie miałem szczególnej okazji do praktykowania w wojsku, to jestem wierzący. Tutaj jednak, po prostu, po prostu nie wiem, co się dzieje. Odbieram chyba to tak, jakbym był na innej planecie, gdzie przecież wszystko jest możliwe. Przy okazji, kiedyś prawcowałem w restauracji i też się nauczyłem nieco gotować. Głównie byłem dostarczycielem pizzy, no, ale czasem w kuchni także miałem dyżur oraz robiliśmy szerszy zakres daniowy, niźli jedynie pizzę - rozmawiając powoli zbliżali się do kawałka wolnej przestrzeni, na której stała chata.
- Nie jestem dobra w gotowaniu - przyznała się z nieukrywanym wstydem. - Młodość spędziłam na froncie z dala od matki… gotować zaczęłam dopiero gdy wyleciałam do Anglii na studia, ale curry to prawie jak moja rodzinna kuchnia. Wrzucasz wszystko do jednego gara i samo się robi. - Zaśmiała się radośnie, dodając sobie w ten sposób otuchy.
Cieszyła się, że Terry był wierzący. To było ważne, budowało i dodawało człowiekowi siły, dawało poczucie przynależności do “czegoś”.
- Hmmm może jak zrobię mąkę z kokosów i kukurydzy, to zrobisz kiedyś wegetariańską pizzę? - Tym razem to ona wyobraziła sobie chrupkie ciasto z pieczonymi pomidorami, i aż jej ślinka pociekła. Po chwili spostrzegła, że nikt nie pilnował ani ognia, ani wielkiego buzującego parą kotła. Pobladła wykrzykując coś po persku, albo arabsku… albo czort wie po jakiemu, po czym pobiegła ratować sytuację.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline