Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2016, 18:00   #124
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dzień 3 - Ilham i Wendy na basenie

Iranka drałowała przed siebie, od czasu do czasu oglądając się za Wendy.
- Byłaś już przy basenie? - spytała ciekawsko, jak zwykle wybierając sobie najtrudniejszą z dróg, poprzez największe chaszcze… ale była to najkrótsza z tras jakie zdążyła obczaić podczas pielgrzymek na modlitwę.
- Nie, nie miałam okazji… aaaaa… jakoś, wiesz odkąd w około jest tyle osób, boję się że jak oddalę się gdzieś sama, to nie będę umiała później wrócić - Wendy dzielnie szła za Iranką, wybraną przez nią drogą.
- Możemy chodzić razem jak chcesz… potrafię nieźle krzyczeć, jeśli się zgubimy to nas znajdą… - Ilham przecisnęła się pod zawalistą gałęzią i zniknęła w bujnych krzaczkach, które wyglądały jak ściana. Po odgłosach, a raczej nagłym ich braku, wydawało się, że wyszła na otwarty teren… albo po prostu znikła w czasoprzestrzennych odmętach.
- Ilham?! - Niebieskowłosa przyspieszyła, gdy Iranka zniknęła jej z oczu. Pośpiesznie przeszła przez bujne krzaki, wpadając wprost nad brzeg ogromnego basenu z wodą i wodospadem.
- Jesteśmy na miejscu, rozbieraj się - zawyrokowała dziarsko, wrzucając liście do wody by sobie popływały.
- Łał… - Wendy zaczęła od podziwu. Miejsce bowiem było zacne, a ona widziała je pierwszy raz. Zaraz jednak uświadomiła sobie, co Iranka powiedziała. Przeniosła więc zdziwiony wzrok na nią. - Eeee…
- No już, już… trzeba ci to uprać bo dostaniesz jakiś odparzeń - Ilham patrzyła krytycznie na bluzkę niebieskowłosej, kręcąc w niezadowoleniu głową. - Co ty… kąpałaś się w niej? Wygląda jak nitka soli, podczas pracy domowej z biologii… Ile razy byłaś w wodzie, pięć? - zaśmiała się radośnie. - Nazrywam ci ziółek to umyjesz sobie włosy.
Wendy spojrzała w dół po sobie. Chwyciła skrawki bluzki naprężając ją na plecach i odchylając w przód. Jej mina wskazywała na to, że zgadza się z Ilham.
- Nic na to nie poradzę… - zaczęła. - To od słonej wody? - zapytała z olśnieniem. Musiała o tym nigdy nie pomyśleć.
- Noooo… - zaczęła Ilham zbita lekko z tropu. - Woda wyparowała a sól została - wytłumaczyła, wchodząc do wody po kostki. Teraz to ją olśniło… ale w innej kwestii, biali nie mieli w zwyczaju kąpać się razem. Kobiety wstydziły się przed sobą rozbierać, nawet w relacjach córka z matką, zauważyła to na przykład w szatniach na basenie… więc, może powinna dać Wendy trochę prywatności? Po chwili spłynęło na nią kolejne olśnienie, które doprowadziło ją do mocnych wypieków na twarzy.
- Cholera… nie przeszło mi to przez myśl. - Niebieskowłosa ściągnęła z siebie koszulkę. Pod spodem miała koronkowy stanik. Podeszła wraz z nią w stronę wody, nie patrząc przy tym na Irankę. - W walizkach były mydła… i chyba był szampon. Może to pomogłoby tkaninie? Znasz takie zioła, które również się do tego nadają? Zapasy z walizek szybko się przecież skończą.
- To tylko sól… rozpuści się. - Iranka wyszła z wody i udała się brzegiem wzdłuż basenu… i wtedy ją olśniło po raz trzeci. Weszła do wody w sandałach… Przerażona podskoczyła, jakby ziemia ją oparzyła. Klapnęła na pupie zdejmując trawiaste trzewiki i wachlując nimi w powietrzu, w celu osuszenia ich.
- Zioła… tak, coś wiem… głównie z ludowej medycyny… trochę ajurwedy czy chińskiej medycyny naturalnej. Nie zrobię ci mydła w kostce… ale płukankę do włosów? Maseczkę… - Mocno się strapiła swoim gapstwem, zwiesiła głowę, nie przestając machać butami. Siedziała bokiem, prawie tyłem to Wendy dając jej względne poczucie prywatności. - Wykąp się i wypierz dokładnie wszystko…
- Hmm… w walizce były jakieś buty - Wendy starała się pocieszyć Ilham, widząc jak wachluje swoimi trawiastymi sandałami. Iranka zaś, mogła usłyszeć dźwięk rozpinanego zamka. Najwyraźniej niebieskowłosa wyskoczyła teraz ze swoich spodenek. Po tym nastąpił chlupot wody. Wendy weszła tylko po kolana przykucając i próbując opłukać materiał. - Gdzie jesteś pralko… - zamarudziła przy tym. Kiedy ostatnio prała cokolwiek ręcznie? Ciężko było sięgnąć pamięcią.
- Nie w tym rzecz… bo mogę chodzić boso, ale Dominika… - zaczęła gorzko, odkładając sandałki na suchy brzeg. - Włożyła w to tyle wysiłku i czasu… A ja mogłam je zniszczyć przez własną głupotę… - Ilham było po prostu wstyd. Wstając z ziemi, zagłębiła się w co bujniejsze listowie zrywając różne kwiatki, pączki i łodyżki.
- Ja nie miałam w domu pralki… praliśmy na takich tych… ten, no… takie falbaniaste coś - wyraźnie nie znała angielskiego słowa na tarę do prania. - Mam wprawę, jak chcesz mogę ci przeprać, a ty się umyjesz. - Podeszła z roślinkami do Wendy, wyciągając do niej rękę.
- Nie prałam nigdy ręcznie - przyznała Wendy. - Może kiedyś, jakąś parę skarpetek - było w tym trochę wyrzutów sumienia. Poza tym chociaż niebieskowłosa usilnie przyjmowała postawę “nic się nie dzieje”, kiedy Ilham podeszła z roślinami jej policzki dały znać o zawstydzeniu.
Była w bieliźnie, tyle że koronkowe stringi nie zasłaniały zbyt wiele.
- Nie patrzę! Nic nie widzę! - Ilham zarumieniła się nie tylko z powodu widoku pośladków w wyzywającej bieliźnie, ale też dlatego, że wprawiła Wendy w zakłopotanie. Zakryła wolną dłonią oczy, machając pośpiesznie kwiatkami, by w końcu rzucić je do wody i odwrócić się plecami do dziewczyny.
- Ja nie chciałam, bardzo cie przepraszam… to z przyzwyczajenia, my kobiety ze wsi… robimy wszystko wspólnie. Myjemy sie w rzece, pierzemy… Przepraszam.
- Ilham… ja… ale, nic się przecież nie stało. Mamy to samo a ty widziałaś eee… wiele nagich przyjaciółek, czy tych… kobiet ze wsi. - Niebieskowłosa zaczęła pośpiesznie zbierać rozrzucone roślinki. - Nie przejmuj się proszę. Powiedz mi, co mam z nimi zrobić? Wetrzeć je?
- Wy… białe… własna matka okrywa się przed córką, więc myślałam, że to dla was niezręczne… Tak… w skórę głowy i włosy. - Kobieta miętosiła warkocz, ściągając z niego gumkę i rozplątując to zawiązując końcówki, stała na baczność, niczym żołnierz przyzwoitości.
Niebieskowłosa wstała z kucaka, w jednej dłoni trzymając roślinki, a w drugiej bluzkę ze spodenkami. Wysunęła dłoń z ciuchami, tak, że ta znalazła się po prawej stronie Ilham.
- Too… może w tym czasie spróbujesz. Jeśli mogę prosić… Nie przeszkadza mi to, a nawet jeśli trochę zawstydza, to nic takiego - dodała łagodnie.
Wallahiii! Jaka z niej ciemna masa, miała przecież uprać jej ubranie. Iranka spojrzała w niebo, pomstując nad własną głupotą. Odebrała rzeczy od Wendy i zrobiła dwa sztywne kroki w bok, obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni i ponownie zrobiła dwa kroki, wchodząc do wody i będąc ciągle plecami do rozmówczyni.
Wrzuciła ubranie do wody, podciągając rękawy i pochylając się nad taflą. Chłodna woda, przyjemnie wsiąkała w spodnie, przyjemnie chłodząc ciało.
- Spoko...jnie. To tylko zwykłe pranie - mruknęła odpowiedź, nieco oderwaną od rzeczywistości.
Sprawnymi, energicznymi lecz zarazem delikatnymi ruchami rąk, prała tkaninę dokładnie kawałek po kawałeczk, dokładnie ją płucząc.


W tym czasie Wendy, zamoczyła się głębiej w wodzie. Zgodnie z zaleceniami Ilham wcierała na tyle na ile umiała i zrozumiała co ma robić, rośliny w skórę głowy. Było to kojące uczucie, zwłaszcza biorąc pod uwagę zapach. Inny niż sól. Inny niż pot.
Skończywszy pozwoliła liściom swobodnie pływać w około niej. Sama zaś zdjęła powoli stanik. Postanowiła nie prosić Ilham o upranie go. Sama starając się go przepłukać.
- Ta sól… wysuszyła mi trochę skórę… - poskarżyła się.
- Mhm… mamy oliwkę do ciała, taką dla dzieci… a jutro postaram się zrobić olej kokosowy. - Koszulka była gotowa, Iranka dokładnie ją wyżęła po czym zarzuciła sobie na ramię i zajęła się spodenkami. - Powinnyśmy wracać… pozbierasz liście? Te… na talerze?
- Co… aaa… tak, moment… jeszcze sekundka - poprosiła Wendy.
- Ok. - Kobieta strzepała zrolowane spodenki, zarzucając je sobie na drugie ramię. Obmyła przedramiona i wyszła z wody sprawdzić sandały i rozwiesić na gałązce ubrania Wendy.
Wendy po kilku chwilach również wyszła z wody. Udało jej się pośpiesznie przeprać bieliznę i zdecydowanie lepiej czuła się z “umytymi” włosami. Ruszyła w stronę rozwieszonych ciuchów.
- W jaki sposób dziękują sobie twoje rodaczki? - zapytała.
- Eeee… po prostu dziękują? Wiesz… to nie działa tak, że musisz się odwdzięczyć za pomoc… Powiedzmy, że opiekowałam się twoimi dziećmi, kiedy ty musiałaś opiekować się swoimi chorymi rodzicami… Następnym razem, to ty mi pomożesz. Nie wiem w gotowaniu, albo dasz telefon do lekarza, albo po prostu wysłuchasz gdy będę mieć problem… - Ilham nie wiedziała jak ma wytłumaczyć bezinteresowność zachowania. Przychodziło jej to naturalnie. Wspólnota sobie pomagała, po prostu i już.
- Rozumiem. Białe kobiety, czasami dziękują sobie też przytuleniem się… czy coś… ucałowałabym cię za to. - Wendy powiedziała to żartobliwym tonem, zadowolona zakładając koszulkę. - Czuję zapach włosów i jest on przyjemny. Wiesz, Ilham chciałabym, żebyś nauczyła mnie kilku rzeczy. Jestem przy tobie jak małe dziecko, które nie wie nic o świecie. Nie przetrwałabym sama na wyspie, a ty… jestem pełna podziwu - Wendy jak zawsze, mówiła szczerze i od serca to co myślała.
- To jest bardziej u nas przywitaniem lub pożegnaniem… ale takie podziękowania też się zdarzają. - Zaśmiała się wesoło, zakładając buty. Czuła gorzki smak w ustach. Odnajdowała się w buszu z dala od cywilizacji, co tylko pokazywało jak bardzo nie jest przystosowana do życia wśród ludzi. Wendy zaś wypiła tę umiejętność z mlekiem matki. Zazdrościła jej. Imponowała jej swoboda bycia niezależna kobietą, gdyż ona sama usilnie szukała zwierzchnictwa. Jeśli nie u ojca, to u męża, a jeśli nie u niego to u Boga… zupełnie jakby była kukiełką, która sama nie może pociągać za sznurki.
- Jasne… mamy czas - dodała nieco smutniej, ale szybko zamaskowała to energiczniejszym - Głooodna jestem!
Wendy kompletnie już ubrana, podeszła do Ilham próbując położyć jej rękę na ramieniu. A gdy kobieta pozwoliła jej na to szybko cmoknęła ją w policzek.
- Dziękuję - powiedziała po tym. - Chodźmy.
Zaskoczona Iranka z cichym “Och” złapała się za policzek. Uśmiechnęła się szeroko.
- Komu w drogę. - Kobieta poprowadziła je z powrotem, tym razem łatwiejszą drogą, szły może o minutę dłużej ale za to jak wygodniej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-11-2016 o 19:04.
sunellica jest offline