Ahab spojrzał na Aryę. Wahał się. Nie ufał Selmie. Najchętniej by pociągnął za spust i rozpętałby piekło. Strażnicy prawa. Dobre sobie. Znał takich jak oni. To było ich miasto i myśleli że, wolno im wszystko. - Co sądzisz? - ufał Iskrze i jej osądowi.
- Zaryzykowała. My też nie powinniśmy być gorsi. - schowała kartę do kieszeni i w swoim niecodziennym stroju ruszyła do wyjścia ze stajni. Nim otworzyła wrota, obejrzała się na Ahaba i uśmiechnęła do niego delikatnie - Nie martw się na zapas, tatuśku.
- Poczekaj - rzucił Ahab nim Arya otworzyła drzwi. Zaczął się ubierać. W milczeniu. - Daj nam chwilę - krzyknął do Selmy przez zamknięte drzwi.
Zakładał w milczeniu ubranie. Sam przeciw 12. To było by wyzwanie ale nie chciał mieć krwi niewinnych na rękach. Przynajmniej póki nie znał ich zbrodni. W końcu ubrał się i podszedł do Iskry, która skorzystała z okazji, by założyć suknię i przygładzić nieco włosy. Dotknął jej policzka, jak robił to wcześniej. Spuściła wzrok. Czuła, że będzie naciskał.
- Proszę. Trzymaj się trochę z tyłu. Jeśli ołów zacznie przemawiać - zamilkł - uciekaj. Ja... dam sobie radę - nie dał jej dokończyć tylko musnął jej dłoń swoją ręką i otworzył drzwi stajni. Lekko wyjrzał - Porozmawiajmy - rzucił do Pani szeryf a lufa Winchestera opuszczona była do ziemi.
Arya stała w miejscu i patrzyła na Rewolwerowca. Była zła, choć nie pokazywała tego po sobie. Mężczyzna wciąż niczego nie rozumiał. Niczego. Choć nie ruszyła się, rękę trzymała w kieszeni, gotowa w każdej chwili sięgnąć do kart.
Selma stała na oblanym słońcem placu. Tym razem miała na sobie lnianą kurtkę, a pod nią biały podkoszulek. Na nogach nieco przetarte już spodnie w podobnym, zgniłym kolorze co górna odzież.
Widząc przybyszy, lekko zmrużyła oczy i cmoknęła. Kiedy już podeszli bliżej, podjęła:
- Nie wiem skąd pochodzicie i jakie są tam zwyczaje. Ale w moim mieście nikt nie zabija bezkarnie drugiego człowieka. Tymczasem operując faktami mamy trzy trupy. Konkretnie ludzi działających z mojego ramienia. Skoro dobyli broni, to tylko dlatego że tego wymagał mój rozkaz. Jeśli tylko to uczyniło wam powód do zabijania, zostaniecie potraktowani i osądzeni jak mordercy.
- Czyli upoważniasz swoich ludzi by strzelali do nieuzbrojonych - pokazał na Malcolma - grozili przechodniom, grożąc im śmiercią i gwałtem - rzucił ironicznie, będąc prawie pewien że jeśli usłyszy tak to wpakuje jej kulkę między oczy
- Ci ludzie nie zachowywali się jak podwładni szeryfa - dodała rzeczowo Arya, wyjmując zagubioną słomkę siana z włosów.
__________________ Konto zawieszone. |